Kto będzie rządził po wojnie w Rosji, czyli grupa PKS?

 Jednym z istotnych aktorów obecnej Rosji jest niejaki Jewgenij Pririgozin. Samo istnienie takiej postaci w okolicach centrum władzy jest dość... dziwne, a ostatnie wydarzenia robią to jeszcze bardziej interesującym.

Otóż ten pan jest właścicielem różnych biznesów, na przykład firmy kateringowej obsługującej Kreml, dzięki czemu zyskał przydomek "kucharza Putina". Choć dla oddania coraz bardziej feudalnych struktur tego kraju możemy używać po polsku ładnego słowa "stolnik".  Wcześniej, jeszcze za czasów ZSRR odsiedział 10 czy 15 lat za rozboje i chyba też morderstwa, potem odnalazł się znakomicie wśród gangsterów St. Petersburga lat 90-tych, którzy byli tam bliscy lokalnej władzy, w skład której wchodził też Putin. 

Ale ostatnio najbardziej znany jest z prowadzenia "Prywatnej Firmy Wojskowej" (jak to się w Rosji nazywa) "Wagner". Czyli tak naprawdę grupy bandziorów opłacanych przez budżet Rosji służącej do mordowania cywili i czasem różnych bojowników w Syrii i różnych państwach Afryki. Mniej-więcej to samo robią w Ukrainie. Ale tam spotkali się z prawdziwą armią i znacząco ubyło tego towarzystwa. Następnie, jako część ukrytej mobilizacji po pierwszych klęskach, firma "Wagner" prowadziła w całej Rosji kampanię rekrutacyjną, chyba nawet z relatywnie dobrym skutkiem, bo zarówno płacili więcej, jak też mieli opinię lepiej zorganizowanych i zaopatrzonych niż rosyjska armia. Po następnym zebranym łomocie, jak wiadomo, Rosja ogłosiła oficjalną mobilizację. Ale to nie oznaczało końca prominentnej roli "Wagnera". Pririgozin wrócił do swoich korzeni i rozpoczął masową rekrutację w więzieniach. 

Co oznacza, dla tych, co mogą zapłacić sześciocyfrowe sumy w dolarach- kilka miesięcy odpoczynku w Ługańsku, z dala od frontu i całkowicie legalną amnestię, a dla innych- lądowanie na linii frontu jak cel dla ukraińskiej artylerii. To taka rosyjska taktyka wykrywania pozycji artylerii, znana od dziesięcioleci. 

Ale to nie cała działalność Grupy Wagnera. W ostatnim czasie Pririgozin zaproponował, że stworzy w okręga przy granicy z Ukrainą umocnienia i obronę terytorialną. Według bardzo ciekawego pomysłu- mianowicie lokalne firmy mają zmobilizować część swojej załogi do takiej obrony terytorialnej oraz ją finansować. A Pririgozin ma wszystko organizować. 

A tłumacząc na ludzki: ma prawo wyciągać forsę i ludzi z przygranicznych obwodów Rosji bez żadnego nadzoru i kontroli. Znaczy dostał feudalne lenno i możliwość stworzenia swojej własnej armii na nim. I pobierania podatków. 

Swoje własne siły do opanowania regionu i administracji ma, i to wystarczające. Kilkanaście tysięcy bandytów zorganizowanych w hierarchiczną strukturę to nie jest nic poważnego w starciu z prawdziwą armią, ale dla opanowania administracji regionu i sprawowania rządów, już całkiem poważna siła. 

Oczywiście jemu samemu taka kombinacja by nigdy nie wyszła. Z jednej strony ma zaufanie Putina, który się inwazją na Ukrainę zamalował w kącie i szuka każdej militarnej pomocy gdzie się da. A z drugiej musiał znaleźć sojuszników. I znalazł. Kadyrowa. Kadyrow, jak sam się określa, jest osobistym lennikiem Putina i za fikcję przynależności Czeczeni do Federacji Rosyjskiej pobiera jakiś miliard dolarów rocznie. Z czego utrzymuje swoich siepaczy, który utrzymują Czeczenię i Czeczenów w stanie wystarczającego sterroryzowania aby on sam nie utracił władzy. W momencie jak ta kasa zniknie, znikają siepacze, a Kadyrow będzie miał bardzo dużo szczęścia jeśli zostanie tylko cywilizowanie zastrzelony lub powieszony. Ale uwzględniając mściwą naturę górali, raczej nie pójdzie mu tak łatwo. 

Z samej Czeczeni nie jest w stanie utrzymać aparatu przemocy potrzebnego do utrzymania władzy, więc w sytuacji, gdy dni Putina są policzone, w taki lub inny sposób, musi znaleźć inny układ. Trudno odgadnąć jak dokładnie miałby on wyglądać, ale Pririgizin byłby tu zupełnie wygodnym partnerem. 

Pierwszym aktem ich otwartej współpracy była kampania propagandowa mająca na celu zmianę głównodowodzącego rosyjskiej armii w Ukrainie. Szybko się to zakończyło sukcesem, Putin mianował niejakiego Siergieja Surowikina. Typ ten jest określany "rzeźnikiem Syrii", ale to jest eufemizm mocno ukrywający jego właściwie kwalifikacje.  Otóż bardziej właściwym byłoby go nazwanie "zwyrodnialcem jakich mało nawet w rosyjskiej armii" Tak, NA TLE ROSYJSKIEJ ARMII jest to wyjątkowy zwyrol. 

Dość powiedzieć, że za zbrodnie dokonane jako dowódca wojskowy został skazany na bezwzględnie więzienie. W Rosji. Dwukrotnie. Raz za wydanie rozkazu do strzelania z czołgów do cywilów na początku lat dziewięćdziesiątych i drugi za zbrodnie w Czeczeni. Patrząc na normalne rosyjskie standardy i to, że zwykle za takie rzeczy nie skazywano, to facet musiał być wybitny. I już zupełnie bliżej tamtejszych zwyczajów jest to, że w obydwu przypadkach został ułaskawiony przez Jelcyna i awansowany. Poza tym na koncie ma pobicie do poziomu trwałego inwalidztwa własnego porucznika, zastrzelenie oficera zaopatrzeniowego we własnej brygadzie, i zapewne jakieś inne zasługi stawiające go w oczach Kadyrowa i Pririgozina jako bydlę bliskie ich ideałom.

Zbierając to razem- W trójkę kontrolują najemników Wagnera, armię Czeczeńską, rosyjskie siły w Ukrainie i mają narzędzia, aby kontrolować kryminalne gangi Rosji. Do tego dochodzi władza absolutna Kadyrowa w Czeczeni, będzie jakiś stopnień kontroli Pririgozina nad gospodarką obwodów nadgranicznych i zapewne częściowo armii nad zmobilizowaną częścią gospodarki. W skrócie- to są już bardzo poważne wpływy, a zwłaszcza prawie całkowita kontrola nad wszystkimi, którzy mogą i potrafią używać przemocy. Doskonały start na początek wojny domowej, nieprawdaż? 

A gdzie w tym wszystkim jest Putin? W bunkrze, a gdzie? Całe towarzystwo wydaje się osobiście lojalne wobec niego, ale ja bym za bardzo na lojalności takich typów nie polegał. 

Tak czy inaczej, Putin postawił cały kontrakt polityczny jaki miał ze społeczeństwem na łatwą i szybka wojenkę z Ukrainą. Kontrakt który polegał na tym, że wy się nie interesujecie co my robimy, a za to macie względny spokój i względną michę. Obie te rzeczy już nie działają i teraz Putin może wdrożyć pełen zamordyzm i utrzymać się przy władzy. A triumwirat P-K-S mu w tym pomoże. Albo pójść na emeryturę i jeśli nasze ciekawe towarzystwo jest naprawdę lojalne, to fundusz emerytalny będzie się składał z pałacu w ładnym miejscu i pełnej możliwości z korzystania z ukradzionej kasy. A jak nie to z zaledwie kilkunastu gramów ołowiu. I to jest pewnie teraz podstawowe zmartwienie cara. Tu trzeba przypomnieć że jego fobie i uprzedzenia do jakiegokolwiek systemu partycypacji ludu we władzy są znane i jest absolutnie pewnym, że jeśli przygotowuje się do oddania władzy, to w taki sposób, aby do końca jego życia żadna demokracja w Rosji się nie mogła pojawić.  Do zagwarantowania czego grupa PKS akurat świetnie się nadaje. 

I oprócz kwestii przyszłości Putina co jest problemem. Oczywiście zakończenie wojny. Tu jestem przekonany, że cała trójka ma dość podobne zdanie- ani Chersoń, ani Donbas anu Krym nic ich nie obchodzą. Tam już nie ma nic do zrabowania, a nawet jeśli było, to i tak cena za to jest zbyt wysoka. W Rosji jest trochę jako-tako żyznych ziem do uprawy zbóż, sporo ropy i gazu i jakieś tam inne minerały. To są rzeczy z których są pieniądze. Dziś ma je Putin i czasem jakieś towarzystwo z FSB. Za jakiś czas Putina nie będzie a kasę będzie brał kto inny. I akurat ta grupa ma możliwości i umiejętności aby rozprawić się z każdym konkurentem. Za to nie ma chorych wizji reaktywacji imperium. I może spacyfikować społeczeństwo które by się tego domagało. Kadyrow ma tu każde niezbędne know-how. 

Ale tu się pojawia bardzo ciekawe pytanie- co z regionami które nie przynoszą kasy? Czeczenia zostaje, bo Kadyrow został graczem na rosyjską skalę, używa swoich wpływów politycznych i bandyckich, ktoś musi się umieć rozprawić z FSB po Putinie, etc. I on za to dostanie kasę. Żyzna południowa Rosja i tereny roponośne zostają, bo to jest forsa. Ale reszta? To są tylko następne gęby do żywienia, taką Tuwę może lepiej wyrzucić za burtę?

Tak czy inaczej to Pririgozyn w tej grupie rozdaje karty. I jego motywy akurat można łatwo ocenić. To jest ekstremalnie brutalny prymityw, dla którego przemoc jest rozwiązaniem, a forsa celem. Nie sądzę, aby miał jakiekolwiek resentymenty radzieckie lub imperialne. Mógłby oczywiście widzieć imperium jako środek do bogactwa, bo i czemu nie. Ale idea odbudowy imperium jako koszt i przeszkoda dla akumulacji bogactwa? Nie sądzę. 

Oczywiście ani ta grupa, ani żadna inna nie będzie mieć "drugiej armii świata", która mogła interweniować w okolicznych krajach i je terroryzować. Teraz pozostanie tylko terroryzowanie własnej populacji i prawdopodobny konflikt z innymi grupami walczącymi o władzę. I dla potrzeb tego konfliktu potrzeba wojsk. I nie należy ich marnować i tracić w walce o jakieś imperialne złudzenia.

I jak najbardziej mamy bardzo mocna poszlakę wskazującą na prawdziwość takiego obrotu sytuacji. Otóż nasz nowy dowódca sił rosyjskich na Ukrainie osobiście zrobił szopkę z "rekomendowanie wycofania wojsk rosyjskich z Chersonia". To wycofanie zostało prawdopodobnie zdecydowane jeszcze zanim objął stanowisko, ale jak widać własną twarzą to firmował. I zostało przeprowadzone całkiem sprawnie, z wyciągnięciem prawie całości doświadczonych wojsk i sprzętu oraz nawet solidnej ilości wysłanych do przemiału żołnierzy z mobilizacji. 

Także przypuszczam, że wszyscy kontrolujący główne formacje zbrojne FR działają razem i przygotowują się do wojny domowej, lub po prostu zabezpieczenia siłą przejęcia władzy- znaczy wojny domowej w której druga strona nie zdoła się zebrać. I w tym celu jedynie chcą wyjść z Ukrainy, ale najpierw trzeba jakoś rozwiązać sprawę Putina. A potem zacznie się prawdziwa zabawa o której będzie można powiedzieć, że gangsterzy wyciągnęli wnioski z lat 90-tych i już nie strzelają do siebie, a stworzą jeden wspólny kartel, który złupi wszystko tak jak nikt wcześniej. 

O ile oczywiście to oni wygrają ten konflikt. Ale z taką ilością bandytów pod kontrolą i nawet jakimiś kawałkami armii to mają na to na dziś największe szanse. 

 

Perspektywy Rosji i jej armii

 Rosyjska gospodarka ma się... zawałowo. Trzeba przyznać, że znakomite zarządzanie obrotem pieniądza przez bank centralny i ministerstwo finansów sprawiło, że jeszcze nie ma tam całkowitego zatrzymania obiegu gospodarczego ani wysokiej inflacji. I mówię to bez ironii, ośrodki zarządzające rosyjskimi finansami są absolutnie wyjątkowe i wybitne. Ale to nie ma wielkiego znaczenia. Jak mówili klasycy, "ch.. chrzanu nie ukopiesz". I tutaj też nawet najlepsze zarządzanie finansami nic nie pomoże jeśli w całej gospodarce jednocześnie załamuje się produkcja, kurczy konsumpcja i praktycznie zamierają inwestycje. 

I żadne zaklęcia na to specjalnie nie pomogą, za to parę dostępnych i wydedukowanych liczb jest bardzo ciekawych.

O byłym moście krymskim

 Most jeszcze stoi, ale od dziś rana nieco niekompletny. Na razie panuje pełen chaos informacyjny i właściwie nie wiadomo z żadną pewnością co było przyczyna zawalenia się dwóch przęseł jednej z nitek mostu drogowego i pożaru przynajmniej kilku cystern przejeżdżającego w tym samym momencie pociągu, prawdopodobnie z paliwem. 

Co wiadomo?

Że coś wybuchło. Że dwa przęsła jednej z nitek mostu drogowego są zerwane oraz że na jednym z torów godzinami płonęły wagony z paliwem, prawdopodobnie dieslem. 

Oraz że w momencie i miejscu wybuchu znajdowała się tam ciężarówka, należąca do kierowcy- właściciela z pobliskiego Rostowa. 

I to właściwie tyle.

 Co można podejrzewać?

To, że cysterny zaczęły się palić wskutek pierwotnego wybuchu na drogowej części mostu. A ten wybuch mógł być spowodowany przez materiały wybuchowe umieszczone w ciężarówce, co najmniej kilkaset kilogramów, albo uderzenie rakiety. Ze stosownie dużym ładunkiem i zasięgiem. Co oznacza zasadniczo ATACMS, czyli takie trochę inne rakiety wystrzeliwane z wyrzutni HIMARS, ale w paczce nie jest 6 sztuk, jak zawsze, a tylko jedna. O zasięgu elektronicznie ograniczonym do 499 km i max 500 kg ładunku wybuchowego (dokładna wielkość tajna, ale maksymalna waga głowicy to 560 kg).  Co by się w miarę zgadzało, jeśli były to bardzo mocne materiały wybuchowe. USA bardzo długo nie chciały dostarczyć Ukrainie tych rakiet, ale może zmienili zdanie.  Albo od początku planowali, że dostarczą na mniej- więcej takim etapie erozji Rosji i jej armii i to zrobili. Tak czy inaczej, oficjalnie żadnych nie dostarczono i wszyscy zaprzeczają.

Lub też może to być jakaś modyfikacja ukraińskich Neptunów.

Oraz jest jeszcze jeden ciekawy element- z przebiegu pożaru wygląda, jakby pociąg stał w momencie wybuchu i się nie ruszał później. Jeśli tak było, to by mocno sugerowało dodatkowy sabotaż systemu zasilania i/lub kierowania ruchem na linii kolejowej. 

Przyjrzyjmy się na chwilę jak by mógł wyglądać ten atak, jeśli jednak użyto ciężarówki. Otóż przy tej okazji mamy zasadnicze pytania- czy kierowca brał w tym udział, kim dokładnie był i czy zginął. 

Otóż kierowcą ciężarówki był niejaki Makhir Yusubov, wuj właściciela ciężarówki, Samima Yusubova. Jak sugeruje nazwisko ci panowie byli spokrewnieni i są/byli to muzułmanie, czyli nie etniczni Rosjanie. Samim ma 25 lat i zapewne by podlegał poborowi, i zapewne dlatego obecnie przebywa za granicą. I zapewne dlatego ciężarówką kierował jego wuj, 52-latek. Oczywiście z Makhira nic nie zostało, więc nie wiemy, czy faktycznie tam przebywał w momencie wybuchu.

Kolejną kwestią jest to, kto był prawdziwym właścicielem. Ponieważ ciężarówka została przepisana z Makhira na Samira całkiem niedawno i to Makhir nią dalej jeździł. Więc równie dobrze mogło być tak, że Makhira szukali wierzyciele i fikcyjnie przepisał majątek na rodzinę, a poza tym nic się nie zmieniło. 

I wbrew pozorom mamy sporo różnych możliwości- bo zamiast niego mógł być tam ukraiński zamachowiec samobójca, a Mahir żyje lub nie i kiedyś się odnajdzie lub nie. Mógł tam też być on lub ukraiński żołnierz i mógł zostać ewakuowany zaraz przed eksplozją- ciężarówka by została zatrzymana, kierowca by wsiadł do innego samochodu i został ewakuowany. 

Trudne, ale nie niemożliwe. I bym powiedział, że to jedyne rozsądne rozwiązanie, bo Ukraińcy chcą i muszą czysto grać, aby nie stracić poparcia zachodniej opinii publicznej. Zabijanie cywilów użytych jako pułapki nie bardzo wchodzi w grę. Planowanie operacji jako samobójczej powiedzmy, że już by było trochę bardziej dopuszczalne i jak najbardziej by samobójców znaleźli, ale to nie ten styl. Ukraiński przekaz polega na tym, że dowódcy szanują i oszczędzają życie swoich żołnierzy. Ludzie giną, bo taka niestety jest wojna, a nie dlatego, że tak zaplanowano. 

Dlatego podejrzewam, że jeśli to był wybuch ciężarówki, to jej kierowcy już tam dawno nie było. Zatrzymanie i porwanie w trakcie operacji na moście nic nie wiedzącego kierowcy dodawałoby niepotrzebny i ryzykowny poziom komplikacji do i tak skomplikowanej i niezwykle ważnej operacji, więc tak raczej tego nie zrobiono. Czyli kierowca musiał co najmniej wiedzieć, że ma zatrzymać ciężarówkę w określonym miejscu i szybko wskoczyć do znajdującej się obok osobówki. I zniknąć. 

W takim razie przyjrzyjmy się jeszcze raz temu co wiadomo o tej rodzinie. Wiadomości niekoniecznie są pewne, jak to w takim czasie po tego typu zdarzeniu, ale będę się trzymał tego co powiedziano w mediach.

Imiona i nazwisko są znane i z całą pewnością jedno i drugie jest muzułmańskie. Niestety nic więcej nie mówi nam o narodowości. Ale podobno Samim się przeprowadził w 2018 roku z Tatarstanu do Rostowa. I to by pozwalało z pewną dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że cała rodzina to Tatarzy (nadwołżańscy, nie krymscy). Co ma o tyle znaczenie, że wobec Rosji i jej władzy są w najlepszym przypadku obojętni. Kwestia przeprowadzki może sugerować marną sytuację ekonomiczną, i to by się zgadzało z ogólną sytuacją Tatarstanu. Jako najbardziej uprzemysłowiona część Rosji, był ten region najbardziej dotknięty sankcjami. Już tymi z 2014, a obecne to jest całkowita dewastacja wszystkiego. Ale przeprowadzili się, zapewne całą wielką rodziną, do znacznie lepiej prosperującej południowej Rosji już 4 lata temu. Tylko że po 24 lutego zmieniło się całkiem sporo. Sankcje zabiły lokalny przemysł szybko i sprawnie, tak samo konsumpcję z importu i razem z tym dostawy z portów. Z punktu widzenia transportu ciężarowego to była katastrofa, a jedyną trasą gdzie jeszcze w ogóle da się zarobić to import z Turcji (a faktycznie przemyt wszystkiego z UE). Wraz z astronomicznymi kolejkami na granicach w Gruzji kółko z południowej Rosji do Turcji to około miesiąca, ale jakoś daje żyć. Na południu, w regionie rolniczym sytuacja jest dużo lepsza, ale też nie różowa i stawki niekoniecznie są większe, bo przewoźnicy z innych regionów też nie śpią. I to dosłownie. Problem polega na tym, że nasz bohater ma amerykańską ciężarówkę. Która z europejskiego rozmiaru naczepą może jeździć po Rosji, ale nie po Turcji. Co oznacza, że Yusobov, którykolwiek jest faktycznym właścicielem jest skazany na frachty z ujemną rentownością. Znaczy nie to że musi dokładać z własnego portfela. Znaczy to tyle, że wliczając amortyzację sprzętu i wynagrodzenie kierowcy wychodzi na minus, bo tak teraz wygląda sytuacja w Rosji. Amortyzację sprzętu nie do końca musi liczyć, spadek wartości jest raczej znikomy. Czyli kierowca właściciel, zarabiał dobrze, jeśli zarabiał na paliwo i remonty, pensję kierowcy i jakąś rentę od kapitału. Po 24.02 to poszło do kosza. Kierowca-właściciel zarabiał na paliwo i remonty i mniej niż pensję kierowcy. Czyli dopóki jeździł sam, to mógł przeżyć. Kiedy musiał zatrudniać kierowcę, w najlepszym przypadku był około zera, a częściej na minusie.  

W tym przypadku zapewne przez pierwsze miesiące wojny jakoś wiązał koniec z końcem, ale na styk, a po ogłoszeniu mobilizacji Samim uciekł do Gruzji, czy gdzieś a za kierownicą zasiadł wuj (a może zawsze tam był). Ale wuj też musiał coś zarobić, życie w Gruzji też kosztuje, a kredyt za mieszkanie sam się nie spłaci, żona i dzieci coś muszą jeść. W skrócie- prawie na pewno od mobilizacji był pod kreską. W takiej sytuacji propozycja ze strony tajnych służb Ukrainy mogła się wydać zupełnie interesująca. Propozycja typu: mieszkanie w Winnicy czy Krzywym Rogu bez kredytu i nowa ciężarówka. Oraz nowe dokumenty dla całej rodziny. Kto by nie poszedł na taki układ? 

A teraz przyjrzyjmy się samemu miejscu wybuchu

Bo jest ono ciekawe. Rzuca się oczywiście w oczy niezwykle szczęśliwa synchronizacja ciężarówki i składu z cysternami oraz bardzo ciekawą okoliczność, że wybuch, oprócz tego że zdemolował część drogową, to jeszcze rozrzucił wystarczającą ilość środków zapalających (magnezu lub termitu) aby ładunek cystern zapłonął i palił się pięknym płomieniem kilka godzin. 

To co w tym wszystkim wyszło dziwnie, to fakt, że wybuch i pożar nastąpiły kilkaset metrów przed głównym przęsłem. Gdyby ono się zawaliło, to byłoby zablokowane również wejście morskie na Morze Azowskie (bo pod tym podwyższonym głównym przęsłem jest jedyne wejście, a woda ma tam głębokość zaledwie kilkunastu metrów. 

Moja teoria brzmi- dokładnie taki był plan, aby wszystko miało się zdarzyć właśnie na głównym przęśle. Ale nie wyszedł, prawdopodobnie dlatego, że pociąg się zatrzymał wcześniej. Ktoś coś źle obliczył z popsuciem zasilania lub maszynista zrobił coś nieprzewidzianego. I jeśli tak było, to ktoś musiał w ciągu sekund podjąć decyzję- czy wybuch ma być w planowanym miejscu na głównym przęśle czy przy pociągu. Co jest jeszcze jedną solidną poszlaką za ładunkiem w dokładnie tej ciężarówce i powiedzmy, że słabą za tym, że na miejscu był jakiś dowodzący akcją oficer ukraiński.

Ale to co jest najciekawsze, to skutki

Jedna są znakomicie widoczne- co najmniej 4 przęsła w jednej z nitek poszły za Moskwą oglądać ryby. Druga nitka jest mniej lub bardziej uszkodzona. Myślę, ze można zaryzykować twierdzenie, że jest przejezdna dla lekkich pojazdów. 

Znacznie ciekawiej ma się sprawa z mostem kolejowym. Spalenie kilkudziesięciu, a raczej kilkuset ton ropy w ciągu kilku godzin raczej załatwiło beton z konstrukcji dokładnie i przęsło na którym się paliło nie nadaje się do niczego. Najpoważniejsze pytanie z tego wszystkiego dotyczy drugiej nitki toru. Jeśli jest sprawna, to cała akcja była zwycięstwem PR, ale niestety nie dużo więcej i trzeba będzie poprawiać. Zapewne inną metodą, bo ta już jest spalona... 

Ale po pierwsze- dobrzy inżynierowie starannie się zastanawiali jak zdemolować ten most sprawnie i skutecznie. I sądzę, że taki pożar na jednej nitce miał też skutecznie załatwić drugą. 

I po drugie- niewiele jest stałych w tym świecie, ale na kacapską głupotę zawsze można liczyć. Otóż już w trakcie pożaru usiłowali go gasić zrzucając wodę z helikoptera. Na gorący beton. Co zdecydowanie pomogło ukruszyć i osłabić konstrukcję. Czy wystarczająco? Nie wiemy. Pociąg osobowy przejechał, ale to jest lekka rzecz. Jak będzie przejeżdżał ciężki skład towarowy to się dowiemy. Albo też nie, bo konstrukcja może być osłabiona na tyle, że pierwsze 10 przejedzie....

I tak czy inaczej- tor jest jeden i prawdopodobnie będą bardzo poważne ograniczenia prędkości. Czyli przepustowość zmniejszona do max 1 składu na godzinę. I tak jest w najlepszym przypadku, że drugie przęsło jest nieuszkodzone.

I co z tego, że most jest uszkodzony, przecież są inne alternatywy?

No właśnie, nie tak bardzo są. Na Krymie mieszka około 2 mln ludzi, którzy nie wytwarzają właściwie nic lokalnego i trzeba przywieźć wszystko, a najważniejsze jest jeszcze utrzymanie zaopatrzenia armii. Na całym południowym froncie, od Doniecka do Chersonia i Sewastopola. 

Bo alternatywy są następujące- linia kolejowa prowadząca przez Tokmak i Melitpol, która by załatwiała wszystko. Jest tylko jeden drobny problem- na jej fragmencie i to daleko na wschodzie, obok Wolnowahy biegnie ona zaledwie kilka kilometrów od linii frontu. Każdy pociąg, który by tam próbował przejechać zostałyby szybko zamieniony w kupkę złomu, a utrzymanie regularnego transportu jest niemożliwe. Zwłaszcza, że na innych odcinkach tory też przebiegają w zasięgu ukraińskiej artylerii. Zostaje transport drogowy. I to już testowaliśmy. Rosyjska armia nie jest w stanie zaopatrzyć swoich wojsk do ofensywy dalej niż 30 km od linii kolejowej a do defensywy dalej niż 50, max 70 km. A z Taganrogu do Dniepru jest około 500 km..... 

W skrócie- jeśli linia kolejowa przez most krymski będzie całkowicie wyłączona z użytku to rosyjska armia ze swoją logistyką, na południu Ukrainy będzie w stanie się bronić w okolicach Mariupola. Oczywiście jak skutecznie w ogóle może się bronić przed armią ukraińską to inna sprawa, ale tam w ogóle może. Kwestia Chersonia, Zaporoża i Krymu jest zamknięta. 

A inne metody?

Są. I działają. Statki mogą dowozić paliwo do Sewastopola i Krym może się chwilę jeszcze trzymać. O ile oczywiście Ukraina nie ogłosi blokady i nie będzie topić przynajmniej tankowców. Zapewne spróbują coś dowozić statkami do Berdiańska. Tak, tego samego, gdzie już zostały trafione dwa okręty desantowe w porcie. A teraz jest w zasięgu zwykłych Himarsów. Powodzenia!

Mogą w części zbudować rurociąg taktyczny i to trochę pomoże. Ale na takiej długości będzie regularnie przerywany i niszczony. Przez Himarsy, naloty i partyzantów. Tak, obecnie lotnictwo ukraińskie jest relatywnie bezkarne nie tylko w okolicach frontu, ale z pewnym przygotowaniem robi naloty głęboko na terytorium przeciwnika. Od kiedy ukraińskiemu lotnictwu się udało za pomocą żywicy zamontować amerykańskie pociski przeciwradarowe do Migów- 29, to rosyjska obrona przeciwlotnicza woli udawać, że nie istnieje. 

W taki sposób pozostają promy przez cieśninę kerczeńską. Które były, ale po otwarciu mostu ktoś je zamienił na flaszkę. Albo willę we Włoszech. Może się znajdą, a może nie. Stawiam na nie. 

I ostatnia i jedyna możliwość. Droga M14. Przez Mariupol, Berdiańsk i Melitpol. Prawie cały czas w zasięgu Himarsów, a dokładnie cały w zasięgu oczu partyzantów. I przy okazji Ukraina dostała nowy typ rakiet, z głowicą wybuchającą nad celem i roznoszącą jakieś 200 tys wolframowych kulek. Co oczywiście niszczy każdy nieopancerzony cel w całkiem sporym promieniu. Na przykład cały konwój. 

Który może już w styczniu, a może lutym by wiózł świeżo odebrane zimowe mundury dla rosyjskiej armii. Aktualnie zimowe mundury istnieją tam w postaci wirtualnej a fizycznie jest co najwyżej willa na Lazurowym Wybrzeżu za cenę podobną do kontraktu na zakup tych mundurów. Więc armia rosyjska usiłuje je zamawiać gdzie się da, na przykład na Białorusi. Tak, w październiku zaczynają zamawiać, bo zauważyli, że nie mają zimowych mundurów dla właśnie mobilizowanej armii. 

I ta armia będzie sobie siedzieć na bezdrzewnych stepach, bez paliwa, w kradzionych kalesonach i chustach na głowach. I zwyczajnie zamarzać na śmierć. Albo czekać bez amunicji na ukraińską armię. A jeśli znajdzie coś na ognisko, to i tak to ogień zaraz zostanie zauważony z drona. 

I teraz widać jak bardzo kluczowym jest pytanie o stan tej drugiej nitki kolejowej na moście. I drugie pytanie- jeśli nawet jest dziś przejezdny dla pociągów towarowych, to jak długo takim pozostanie?

Bo to jest ostatnia rzecz na której się w ogóle trzyma rosyjska armia na całym południu Ukrainy, włącznie z Krymem. 

I nie. Nie będę robił żadnych przewidywań taktycznych ani czasowych. Dziś już wiemy, że następne pokolenia oficerów i generałów dookoła świata będą się uczyć od dzisiejszego dowództwa ukraińskiego i praktycznie każda operacja jest wykonana w sposób, z którego mógłby się trochę nauczyć zarówno Rommel jak i Napoleon. 

 


Niemiecka polityka jest prosta

 Mam sąsiada. Każdy jakiegoś ma. Ale ten akurat jest Niemcem, co tak zwykle oznacza, że przy okazji jest kulturalnym i cywilizowanym człowiekiem. I w tym przypadku też tak jest. Ale przy okazji rozmowy o sytuacji wojennej i zachowania niemieckiego rządu, on stwierdził że już nie rozumie niemieckiej polityki. Zastanowiłem się chwilę nad tym i doszedłem do wniosku, że to jest w sumie dziwne, bo obecna niemiecka polityka w sprawie Ukrainy (i wszystkiego z tym się łączącego) jest zupełnie konsekwentna i taka sama jak zawsze. Której co prawda można nie rozumieć, ale nie oznacza że cokolwiek się zmieniło względem zwykłego zachowania niemieckich elit politycznych.

Co słychać w Chinach?

 W cieniu wojny umykają informacje z Chin. A są one nad wyraz ciekawe.

Zacznijmy od historii. Celem polityki chińskiej partii komunistycznej od przejęcia władzy była modernizacja Chin, tak aby móc się samodzielnie bronić oraz wyżywić. Z poziomu jaki był po 2 w.ś. były to cele nad wyraz ambitne, choć wojna koreańska pokazała, że przy odrobinie radzieckiej pomocy chińska armia jest przynajmniej w stanie utrzymać front w górzystym terenie. I jednocześnie hojna radziecka pomoc rozpoczęła intensywną industrializację Chin. Ale wtedy się Stalinowi zmarło, wojnę koreańską natychmiast zakończono, a radziecka pomoc przestała być tak obfita i bezpłatna. 

Więc Mao wymyślił, że rozwój może być zapewniony za pomocą wielkiej mobilizacji społeczeństwa i użyciu tradycyjnych chińskich metod. Nazwano to Wielkim Skokiem i skończyło się kompletną katastrofą, śmiercią głodową milionów a następnie koniecznością pacyfikacji społeczeństwa, aby rewolucja nie zmiotła władzy, która wpadła na tak głupi pomysł. Co zostało nazwane "Rewolucją Kulturalną"

Po tych wyczynach kraj był z grubsza rzecz biorąc w czarnej d... I w takich czasach pojawił się pojawił się najbardziej diaboliczny polityk historii współczesnej. Do Pekinu zawitał Richard Nixon i zaproponował deal. Taki, że Chiny zostaną uznane międzynarodowo, w długoterminowej perspektywie mogą anektować Tajwan, natychmiast zyskują dostęp do zachodnich rynków, możliwość zakupu maszyn i przynajmniej części technologii, a jak będą grzeczni to się zobaczy. Za to rozstają się definitywnie z Moskwą. Żadnych sojuszy, żadnych poważnych kontaktów. Oraz nie mieszają w amerykańskich interesach dookoła świata. 

Mao się na to zgodził, nie bardzo miał jakiekolwiek wyjście, potem jego następcy kontynuowali tę linię. Z długofalowym planem importu technologii aby może kiedyś dojść do samodzielności technologicznej. 

I od 1972 do 2013 nic się specjalnie nie zmieniło. Układ trwał, obie strony go przestrzegały, w Chinach używano taniej siły roboczej do produkcji wszelakiego szajsu, a środków z tego do importu żywności. Pierwszy raz od stuleci nie było tam głodu, kraj się wydawał rosnącą potęgą. Drobna rysą w tej historii była tylko pacyfikacja protestów w 1998, które spowodowały embargo na część zaawansowanych technologii. 

Mnóstwo osób już oczekiwało momentu, kiedy to Chiny staną się światowym hegemonem. I nawet w Chinach się zdecydowano na tą drogę. W 2013 wybrano na szefa państwa Xi Jinnpinga. Który nie tylko uwierzył w taką propagandę, ale spacyfikował wszystkich, którzy mogli zagrozić jego władzy, porzucił kadencyjność i został zamordystycznym dyktatorem. Z ambicjami zjednoczenia Chin każdym możliwym sposobem i wprowadzenia jednolitej dyktatury. W samych Chinach rozpoczęło się przykręcanie śruby, a po zaprezentowaniu zwyczajów chińskoludowej władzy w Hongkongu jakiekolwiek opcje dobrowolnego zjednoczenia Tajwanu zniknęły z tapety na zawsze. 

Jednocześnie oczekiwania populacji i ograniczona podaż młodych, biednych robotników spowodowały wzrost kosztów siły roboczej. Co teoretycznie nie powinno być problemem, ponieważ ponad 4 dziesięciolecia pracy z Zachodem, importu maszyn i technologii powinno doprowadzić na wyższy poziom technologicznego łańcucha pokarmowego i wytwarzanie większej wartości dodanej, nieprawdaż? Być może, nie zawsze i w tym przypadku nie doprowadziło. 

Dla przykładu- Chiny są największym producentem i eksporterem stali. Oraz największym importerem. Jak to dokładnie wygląda? Tak, że chiński przemysł importuje rudę żelaza z Australii i Brazylii, ze stosownie wysokimi kosztami transportu, a następnie jest ona przerabiana w hutach sowieckiego wzoru (czyli amerykańskiego z późnych lat 19-tego wieku) na najtańsze, masowe gatunki stali. Takie do zbrojenia betonu, etc. I jest to zużywane tam  gdzie się da, a gdzie nie da- eksportowane. A do robienia czegokolwiek poważniejszego stal jest importowana. Z Japonii, UE, USA. Tak, mamy model w którym podstawowy surowiec przemysłowy jest produkowany drogo, w zbyt dużej ilości i nie bardzo istnieje droga do konkurowania jakością. 

Chińskie hutnictwo było rozbudowywane przez lata, wyłącznie w ilość, nic w jakość, wiec jak przyszedł kryzys 2008 jakoś trzeba było z niego wyjść, najlepiej jeszcze więcej inwestując i tak się urodziła największa bania na nieruchomościach w historii świata. Która stanowiła świetny rynek zbytu dla stali zbrojeniowej. Ale niedawno z hukiem pękła i własnie po chińskiej gospodarce się roznosi fala uderzeniowa. Budowlanka się na pewien czas skończy, skoku technologicznego nie było, montownie stały się za drogie, w skrócie komunistyczne Chiny spaliły swoją trzecią próbę modernizacji. Ta dawała największe szanse, ale została spaprana. Być może, gdyby nie Xi, to kontynuowano by rewolucję energetyczną z pewnymi szansami na wyjście z tego bagna. Ale też w większości ją porzucono, czy toczy się rozpędem, a katastrofa na każdym innym poziomie dosięga ten kraj. Ostatnim, głupim wyjściem mogła być wojna- według tego samego schematu na co liczyła Rosja- szybka "operacja specjalna", jakieś zasoby do rabowania przez chwilę przy liczeniu na bezczynność i podziały Zachodu. Cóż, wojna w Ukrainie przekreśliła wszystkie te kalkulacje, zwłaszcza co do bezczynności Zachodu i przy okazji pokazała wartość sprzętu radzieckich wzorów i jakości zarządzania w skorumpowanej armii prowincjonalnego kraju. 

I to, jeśli Chiny po rządami Xi zostały w minimalnym stopniu racjonalnym krajem, na szczęście blokuje temat poważnej wojny, znaczy z Tajwanem. 

Bo jeśli Chiny wykonają jakikolwiek agresywny ruch, to następnego dnia przestanie tam płynąć żywność i ropa. A bez tego rok później zostanie tam połowa ludności. Czy coś koło tego. Bez żadnej wojny. A już teraz w przemyśle eksportowym i zachodnich montowniach panuje jedna zasada- uciekać jak najszybciej, a co najmniej mieć przygotowane miejsce do alternatywnego i natychmiastowego zastąpienia chińskich fabryk. 

To wszystko są poważne rzeczy. Z których już teraz nie bardzo jest wyjście. I dalsze rządy nacjonalistycznego dyktatora-imbecyla zagwarantują, że tego wyjścia nie będzie. Ostatnią rzeczą, która teoretycznie mogłaby zmienić obecną sytuację byłby wybór innego przewodniczącego KPCh na kongresie w listopadzie tego roku. Ale Xi zdążył zadbać o zniesienie limitu kadencji i przeprowadzić czystkę wśród potencjalnych pretendentów. Więc szanse na to są małe. I oczywiście hipotetyczny zwycięzca musiałby bardzo szybko dokonać bardzo poważnych zwrotów w polityce. Czego niekoniecznie może w ogóle chcieć i/lub potrafić. 

Kiedy skończy się wojna?

 Z racji tego, że względnie celnie przewidziałem dalszy rozwój wojny rosyjsko-ukraińskiej, napisawszy w 2014, że sytuacja w 2022 będzie wyglądać w pewnym przybliżeniu tak jak dziś wygląda, to stylem prawdziwego hazardzisty, napiszę jeszcze raz o przyszłości. A później zobaczymy i się pośmiejemy. 

Dla jasności- napiszę teraz i absolutnie nie będę tego tekstu edytował (chyba że ortografy, literówki i w ekstremalnej sytuacji niejasne gramatycznie zdania). Jak teraz będzie, tak zostanie. W sumie niepotrzebnie to podkreślam, bo jeszcze nic takiego nigdy nie zrobiłem, ale tu podkreślam specjalnie, bo i specjalnie będę spekulował.

Zaczynamy 28.04.2022 roku

Ogólnie- Ukrainie nie zabraknie ani pieniędzy, ani sprzętu, ani motywacji do prowadzenia wojny. Co zasadniczo implikuje, że ją wygra. Zresztą oczekiwania co do wyniku sa następujące: Rosja wygra jeśli dokona destrukcji państwa ukraińskiego albo przez aneksję albo przez zainstalowanie rządu marionetkowego, a Ukraina wygra jeśli zachowa niepodległość. Rosyjskie cele wojenne są już niemożliwe do realizacji, i ta wojna jest dla nich przegrana. Ale jak bardzo przegrane, ile będzie jeszcze ofiar i co dalej, to jest kwestia szczegółowego rozwoju sytuacji.

Otóż najbliższe tygodnie to będą stopniowo wzbierające na sile ofensywy ukraińskie. Pierwsza w stronę Mariupola, o ile nie upadnie do końca kwietnia. A w tym tempie problemem może być jedynie woda, kilka dni bez żywności to jeszcze nie jest sprawa krytyczna (ja wiem, dla ludzi siedzących w zimnie, rannych i dzieci znacznie gorsza, ale jest jak jest)

Czyli- jeśli nie zabraknie wody, to Mariupol zostanie częściowo odblokowany w pierwszym tygodniu maja. Powiedzmy do dnia zwycięstwa w kacapskim kalendarzy. Częściowo odblokowany, to znaczy, że opancerzone i uzbrojone konwoje będą mogły się przedrzeć do huty i z powrotem. 

Następnie, po drobnej przerwie operacyjnej, czyli prawdopodobnie w drugiej połowie maja ruszą dwie ofensywy. Jedna na północy druga na południu. Ta północna zapewne będzie miała na celu odcięcie jednostek rosyjskich w okolicach Izyum, a południowa- nie mam pojęcia. Najprędzej chyba na Melitpol, odcinając jednostki między Mariupolem a Melitpolem, ale równie dobrze może ruszyć od Chersonia w stronę Krymu. Albo gdziekolwiek indziej przez stepy, tam nie ma żadnych barier fizycznych oprócz Dniepru i Krymu.

Te ofensywy będą jeszcze raczej powolne, nastawione bardziej na zużycie przeciwnika niż odbijanie terenu. Tempo ofensyw będzie zależało od stanu przeciwnika, który jest marny, ale jak zły i jak chętny do poddawania się to się dopiero okaże. Mogą potrwać po 2 dnia, a równie dobrze po 2 tygodnie.

Po udanych ofensywach (i nie mam wątpliwości, że będą udane) nastąpi kolejna pauza operacyjna, tym razem bez żadnego zagrożenia ze strony armii rosyjskiej- ponieważ w kotłach lub odwrotach straci ona kolejne 20-40 batalionów oraz wcześniej ok 10 na odcinku Mariupola. To oznacza, że realna siła armii rosyjskiej będzie w okolicach 30-50 batalionów i to jest tak ogólnie żart w stosunku do długości frontu. Krótko mówiąc, front się będzie musiał załamać i po krótkiej przerwie wojska Ukrainy rozpoczną po prostu natarcie na całej linii, zatrzymując się dopiero na granicy. To nastąpi w czerwcu, trudno powiedzieć kiedy dokładnie i doprowadzi do odbicia co najmniej do granicy z 24.02. a całkiem prawdopodobne, że też zajęcia okupowanej części Donbasu. 
Taki rozwój wydarzeń może jednak spowodować problem polityczny, taki że część sojuszników uzna, że sprawa jest załatwiona i mogą resztę olać. Rozwiązaniem jest oczywiście spowolnić ofensywę, pozostawić w rękach przeciwnika część terenów zajętych po 24.02 i odbić te zajęte wcześniej. W ten sposób w rękach rosyjskich pozostaną rolnicze tereny Ługańska, ale zawali się most na Krym i rozpocznie ukraińska ofensywa. Krym zawsze był naturalna fortecą i jedyne łatwe zajęcie w historii odbyło się w 2014. Ale z drugiej strony walki będą w momencie, kiedy z armii rosyjskiej już nie tak wiele pozostanie, a cały półwysep będzie odcięty od zaopatrzenia. Jednak czas walk jest chyba całkowicie niemożliwy do przewidzenia. Powiedziałbym, że walki o Krym zakończą się pomiędzy połową lipca a połową sierpnia. I to też będzie koniec aktywnej części wojny, chwilę potrwa oczyszczanie obszarów przygranicznych i ogólnie linia frontu z końcem sierpnia będzie się pokrywać z granicą międzynarodową.

Ale to nie będzie oznaczać pokoju. Podpisanie traktatu pokojowego bez kapitulacji Ukrainy oznacza koniec Putina i prawdopodobnie też jego całego reżimu. Dlatego Rosja już pozbawiona możliwości ofensywnych będzie udawać, że ta wojna trwa. Będą ataki rakietowe i może nawet lotnicze na terytorium Ukrainy, będzie minowanie i próba utrzymania blokady morskiej, oczywiście będzie trwał sabotaż i wojna elektroniczna. Więc w tym sensie wojna się nie skończy, aż do upadku reżimu w Rosji.

Ta faza potrwa prawdopodobnie do końca życia Putina. Które może zakończyć się mniej lub bardziej naturalnie wkrótce i to otworzy drogę do negocjacji, albo potrwać jeszcze rok, dwa, albo i więcej i to otworzy drogę do całkowitej implozji rosyjskiej gospodarki.

W tym kontekście musimy pamiętać o takim drobiazgu jak to, że ziarno siewne, sadzeniaki ziemniaków, czyste genetycznie nasienie byków i inne tego typu rzeczy są także do Rosji importowane. Z zachodniej Europy, a jakże. Tak samo jak maszyny rolnicze i części do nich. Rosja jest dziś co prawda dużym eksporterem płodów rolnych, ale ich produkcja opiera się nie tylko na zachodniej technologii, ale jest całkowicie uzależniona od ciągłych zachodnich dostaw. Które albo są już objęte embargiem, albo sparaliżowane przez embargo w logistyce, albo przez odmowy sprzedaży przez dostawców. 

W tym roku już zostało zasiane co miało być. I zapewne będzie jakoś zebrane, może nie w całości, ale prawie. Ale w przyszłym ziarno i inne do sadzenia będzie gorszej jakości, nawozy będą, ale trucizny rolnicze już niekoniecznie, sprzęt się zacznie sypać i zbiory na pewno będą dużo niższe niż normalne. 

Na to nakładamy presję związaną z brakiem dewiz i konieczność eksportu co się da. A da się zabrać żarcie i je wywieźć, w końcu Stalin to zrobił, to i Putler może. 

Oraz w szybkim tempie staje cała reszta gospodarki. Rwą się łańcuchy dostaw, logistyka nie działa i sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Dziś poza kolejowym handlem z Chinami, realnie pozostał jeden jakby działający kanał transportu- ciężarówkami przez Gruzję do Turcji. Jakby, bo z obu stron Gruzji czas czekania na granicach zaczyna się liczyć w tygodniach, a nawet gdyby wszystko szło idealnie, to przepustowość wąskich, górskich dróg nie pozwoli na rozwiązanie 10% problemów logistyki Rosji.  

Sądzę, że do pełnego zatrzymania pozostają krótkie tygodnie. I dopiero wtedy się rozpocznie prawdziwa fala bankructw i zwolnień, jakieś okresy wypowiedzenia. Czyli do kieszeni przeciętnych pracowników nowa sytuacja gospodarcza uderzy w pełni tak gdzieś dopiero w sierpniu- wrześniu. 

Te dwie rzeczy się prawdopodobnie zbiegną. Katastrofa militarna razem z gospodarczą. I dopiero wtedy, z pustą michą, przeciętny mieszkaniec Kacapii rozpocznie szukanie winnych. I prędzej czy później ktoś zada pytanie czy może rządy w Rosji nie są tak doskonałe jak się wszystkim wydawało. Ktoś inny go posłucha, ktoś wyjdzie na ulicę. I oczywiście zostanie spałowany. Ale od pałowania michy nie przybywa i w końcu się uzbierają tacy, którym to będzie wszystko jedno i też wyjdą. Paru się zastrzeli, będzie jeszcze chwila spokoju. Tylko że potem się pojawiają tacy, którym już jest kompletnie wszystko jedno, bo nie mają żadnej alternatywy i to jest koniec. Oczywiście niekoniecznie koniec rządów Putina, on już udowodnił, że dla niego jest całkowicie OK rządzić kupką gruzów i stosem czaszek, co za różnica czy tak będzie wyglądać Grozny, Mariupol, Kursk czy Moskwa. Jak długo potrwa ta faza?

Może całkiem długo, nawet wiele lat. Im dłużej tym bardziej nie będzie co zbierać, ale też na dłużej oddali jakiekolwiek zagrożenie ze strony Moskwy. Na wszystkich polach. 

Powiedziałem. Zajrzymy tu za kilka tygodni, potem miesięcy i wszyscy się pośmieją. Albo to ja będę się śmiał ostatni....

Tajemnicze katastrofy

 Jak wiadomo, Rosja jest krajem legendarnego bałaganu, syfu i niedbalstwa. Oraz odziedziczyła po ZSRR skalę infrastruktury i przemysłu, którego faktycznie nie jest w stanie utrzymać. Więc nic dziwnego, że dość regularnie różne rzeczy się tam pala i rozpadają. Ale zestaw takich wydarzeń w dniach 21 i 22 kwietnia 2022 jest zadziwiający. I będzie mieć skutki na dziesięciolecia. Jeśli nie na zawsze. 

Zacznijmy od drobniejszych rzeczy, tak na rozgrzewkę. 22.04 zawaliła się zapora na rzecze Kubań, we Fiodorowce, 40 km w dół rzeki od Krasnodaru. I co zabawne, 20 km w górę rzeki od głównych mostów drogowych i kolejowych na Krym. Nie ma żadnych informacji na temat tego się dokładnie stało, jedynie wspomniano o jakimś wybuchu, stan mostów jest nieznany. Istnieją objazdy, zarówno drogowy, jak też kolejowy przez Krasnodar, ale o znacznie mniejszej przepustowości (przejazd przez miasto i pojedynczy tor). Oczywiście zapory czasem się zawalają, zwłaszcza w Rosji i wcale nie musi to mieć żadnego związku z tym, że ukraińska armia przygotowuje atak w południowej części frontu, którego rosyjska logistyka wisi w całości na tej jednej linii kolejowej. 

W miejscowości Kineszma, 350 km na północny wschód od Moskwy była sobie całkiem spora fabryka chemiczna, która produkowała różne rozpuszczalniki przemysłowe. Istotnym produktem był na przykład octan butylu, ale lista jest znacznie dłuższa. I tej fabryki już nie ma, a co najmniej będzie wymagała poważnego remontu i ograniczenia produkcji. 

Oczywiście możemy założyć, że było to przypadkowe zaprószenie ognia, w końcu odbywały się tam różne procesy chemiczne i fizyczne, prawie zawsze dotyczące palnych, żrących lub wybuchowych substancji. Oraz całkiem możliwe, że ta fabryka pracowała na pełnych obrotach, czy nawet powyżej, bo tenże octan butylu jest używany jako rozpuszczalnik do nitrocelulozy, czyli w produkcji prochu strzelniczego. Czyli amunicji, której jak wiadomo zużywa się obecnie dość dużo. 

Oprócz tego produkty tej fabryki są krytycznie potrzebne w produkcji paliw rakietowych, zwykłego paliwa lotniczego, płytek drukowanych i układów scalonych. I prawdopodobnie był to jedyny w Rosji dostawca tych chemikaliów. Odbudowa będzie prawdopodobnie wymagała zachodnich części, których nie dostaną, więc pozostanie import tych związków z Chin. Chwilę potrwa, a do tego czasu stanie produkcja amunicji, elektroniki, paliwa rakietowego i prawdopodobnie też lotniczego. tak czy inaczej kompletny chaos gospodarczy na co najmniej kilka miesięcy, a patrząc na ogólną rosyjską sytuację - w wielu miejscach nieodwracalny.

W tych samych dniach, 21 i 22 kwietnia spłonęły dwie instytucje naukowe pracujące nad rozwojem rakiet i broni rakietowej. Fachowa robota, pożarów nie dało się ugasić, budynki zniszczone w całości. Jedna w Twerze, a druga w podmoskiewskim miasteczku o ładnej nazwie Koroliew. 

Te dwa instytuty były kluczowe dla samego istnienia rosyjskiego (czy właściwie ex-radzieckiego) programu kosmicznego i całej broni rakietowej. Tam były plany, zapewne rysunki techniczne, biblioteki, archiwa, laboratoria. W skrócie spłonęła cała historia i teraźniejszość rosyjskiego i radzieckiego programu kosmicznego i rozwoju broni rakietowej. Od "Gradów" do rakiet orbitalnych. Archiwów szkoda, kawał ciekawej historii ale cóż, wypadki się zdarzają. Strona ukraińska zaprzeczyła że ma z tym cokolwiek wspólnego, ale przyznam, że treść tego zaprzeczenia była mało przekonująca...

Na to należy nałożyć te relatywnie mało skutecznie sankcje z 2014 i znacznie bardziej skuteczną konkurencję ze strony SpaceX. Razem to faktycznie przewróciło komercyjną działalność "Roskosmosu" i przestał być on dojną krową, a zaczął potrzebować dotacji. Kremlowska banda oczywiście natychmiast zakończyła wszelkie prace eksperymentalne i rozwojowe, jeśli jeszcze jakieś były i zaczęła rozkradać co tam pozostało. A pozostał pewien potencjał, istniała możliwość, że z końcem sankcji i bardziej kompetentnymi rządami coś się da przywrócić. Oczywiście nie dogonić Zachodu, ale zrobić coś co znów będzie jakoś działać. No więc ta sprawa jest zakończona. Nie ma laboratoriów, nie ma archiwów, nie ma sprzętu i tego wszystkiego nie będzie. Ludzie się rozejdą, zapomną, doświadczenie zniknie, a z nim cały radziecki dorobek rakietowy. A razem z nim kacapskie straszenie i zagrożenia dla cywilizacji.

I to są bardzo, bardzo pozytywne wiadomości. Obecna wojna pokazała, że rosyjska armia jest papierowym tygrysem, przynajmniej w zakresie zwykłej, prawdziwej walki. Ostatnim argumentem dla udawania mocarstwa przez to towarzystwo jest broń atomowa. Gdzie mamy dwie kwestie- samą broń, która jest technicznie bardzo prosta i można ją zrobić w garażu oraz środki jej przenoszenia, które wymagają zaawansowanego przemysłu rakietowego i elektroniki. I tych w Rosji nie będzie.



Cywilizowany świat wygra wojnę, ale czy wygra pokój?

W 2014, kiedy zaczęła się wojna Rosji z Ukrainą postawiłem dwie tezy:

1) że Rosja jest w stanie przetrwać straty do maksymalnie 56 tysięcy zabitych i potem kraj imploduje, poprzez zapaść systemu politycznego lub społecznego wskutek braku poparcia dla wojny. I że to nastąpi zapewne w około 8 lat. No wiec jesteśmy. Ilość się zgadza, timing był idealny, społecznego buntu nie widać, ale nie sądzę, abyśmy byli daleko.

2) że prawdopodobnym wynikiem tej wojny i sankcji będzie niepodległość narodów nierosyjskich, a prawie na pewno Tatarstanu, co może spowodować rozpad Rosji na kilka państw. To jeszcze nie nastąpiło i na razie nie widać żadnych zauważalnych ruchów, ale dziś śmiało mogę powtórzyć te słowa. Przewidywanie przyszłości nie jest zbyt łatwym zajęciem, jednak wszystko idzie drogą jaka była dla mnie wyraźna już w 2014 roku. 

Pomyliłem się, choć nie tak bardzo, co do oceny reakcji państw zachodnich. A dokładniej nie doceniłem determinacji Merkel do wspierania przemysłu paliw kopalnych, niszczenia energetyki odnawialnej i pilnowania rosyjskich interesów przez nią i oligarchię przemysłową Niemiec. 

 8 lat temu dla większości Czytelników to wyglądało jak jakaś absurdalna bajka, ale co powiecie dziś? Poborowa armia rosyjska właściwie przestała istnieć,   Wszystkim się wydaje że Rosja jest jakimś monolitem, ale przypomnę kilka faktów: wedle statystyk w Rosji jest  nie-rosjan jest około 1/3. I są to statystyki z nacjonalistycznej dyktatury, która tępi mniejszości jak może. 

Jest to kraj z najwyższym odsetkiem muzułmanów w Europie (bardzo zabawnie się zadawało taką zagadkę rasistom pro-kacapistom). Akurat religia nie jest tu ważna, a to że ona wzmacnia identyfikację narodową. A każdy naród, który miał do czynienia z moskiewską władzą, tę władzę przy pierwszej okazji usiłuje zrzucić. Tyle że tacy Jakuci, których jest pół miliona, prawie całkowicie bez szlaków komunikacyjnych z zewnętrznym światem sami nie mogą zrobić po prostu nic. Ale jeśli zniknie groźba wkroczenia wojsk (bo tych wojsk już nie będzie), to i jakakolwiek zależność zniknie. Być może po obaleniu lokalnych kacyków, a być może to oni staną na czele. 

Przyrost naturalny i długość życia Rosjan są dużo niższe niż mniejszości, co powoduje, że w wieku poborowym Rosjan jest połowa lub mniej. 

Generalnie Rosjan cechuje głęboka pogarda i rasizm w stosunku do innych narodowości, a każdy świadomy przedstawiciel mniejszości ma do Rosjan i Rosji nastawienie takie jakie mają Polacy, Litwini, Estończycy, Ukraińcy i przedstawiciele wszystkich krajów, które miały nieszczęście oglądać od środka moskiewskie porządki. Tylko że Tatarzy, Czeczeni i Jakuci oglądali je dłużej i dokładniej, więc wszystkie uczucia mają dobrze wzmocnione. Zaprawdę powiadam wam, że oni czekają tylko na odpowiednią okazję. Która nie może tak łatwo nadejść, bo Jakutów jest około pół miliona, tatarów (nadwołżańskich) kilkanaście milionów, etc. W porównaniu do Rosjan i rosyjskiej armii- naprawdę mało. Ale w samym składzie rosyjskiej armii suma tych mniejszości wygląda zupełnie inaczej. Jedna rzecz to proporcja mężczyzn w wieku poborowym, ale druga to możliwości i chęci wykręcenia się od wojska. I tu mamy, a raczej mieliśmy, ciekawą sytuację. Otóż ani wśród jeńców, ani zabitych ukraińska armia jeszcze nie znalazła nikogo z Moskwy. I jeśli są, to w znikomej ilości. Teoretycznie do rosyjskiej armii jest powszechny pobór, ale faktycznie kto ma odrobinę pieniędzy lub wpływów tam nie trafia. Trafiają nie-Rosjanie i ludzie z naprawdę najgorszych miejsc w tym kraju. Inna sprawa, że miejsca nierosyjskie zazwyczaj są właśnie tymi najgorszymi. I tam bardzo atrakcyjna jest nie tylko pensja kontraktowego żołnierza, ale też możliwość otrzymania mieszkania. Krótko mówiąc, w rzeczywistości rosyjska armia nie jest rosyjską armią narodową, a zbieraniną najemników różnych narodowości, którzy wskutek dominacji Moskwy są zmuszeni do służby wojskowej. I dopóki ta służba to spanie w rozpadającym się budynku i remontowanie willi generała to jeszcze jest jakiś akceptowalny układ. Ale jak naprawdę można zginąć, to nic ich tam nie trzyma. Żadna solidarność narodowa (bo faktycznie służą okupantowi), żadna lojalność wobec państwa, żadne braterstwo broni. Ta armia po prostu pójdzie do domów, a jeśli to jest niemożliwe to będzie sabotować swoją własną działalność na każdy możliwy sposób. I wygląda na to, że to już się dzieje. Jeszcze nie mogą pójść, bo za frontem stoją kadyrowcy i strzelają do każdego, wiec na razie sabotują, część dezerteruje. Jak przyjdą rozkazy ofensywy to oficerowie zostaną albo zignorowani albo zastrzeleni. Tak, to już jest ten poziom rozkładu, ewentualnie szybko nadchodzący. 

Na dziś zasadnicze pytanie brzmi co dalej?

Są rzeczy pewne- to, że Putin jest chodzącym trupem, reżim jest całkowicie skompromitowany międzynarodowo, a wewnętrznie jeszcze chwile się będzie trzymał przez wzmacnianie propagandy i zamordyzmu. Ale to też ma swoje granice i one nie są daleko. A jak dokładnie blisko?  Może zaledwie tygodnie, po całkowitej katastrofie militarnej i uświadomieniu sobie jej przez społeczeństwo sprawy mogą się potoczyć bardzo szybko. Ale z drugiej strony od bitwy pod Tsushimą do obalenia caratu minęło prawie 12 lat. 

Mniejszości narodowe nienawidzą Rosjan i Moskwy, po obejrzeniu kolejnego wcielenia tego kraju już się tam nie znajdzie ugodowych demokratów, widzących Czeczenów i Baszkirów we wspólnej demokratycznej Rosji, albo jakiejkolwiek innej. Związek Radziecki obiecywał lepsze państwo, nowa Rosja obiecywała lepsze państwo. Następnym razem już się nikt nie da nabrać. Podział będzie tylko po linii kolaboranci i niepodległościowcy. A kolaboranci, aby utrzymać się przy władzy, będą potrzebować pomocy rosyjskiej armii.... Która właśnie w tych dniach kończy swoje istnienie. 

Jak będą wyglądać nowe granice?

I to jest oczywiście najciekawsze pytanie. Gdyby w Chinach rządził ktoś mający dwie szare komórki w jakimś kontakcie ze sobą, to by użyli wszystkich możliwych wpływów aby mieć co najmniej dwie alternatywne drogi do Europy. A to oznacza, że Wołgograd i Moskwa nie mogą się znajdować w tym samym państwie. To implikuje odcięcie Moskwy od Kaukazu i oczywiście niepodległość wszystkich północnokaukaskich republik. W takiej sytuacji niepodległość Tatarstanu jest oczywista. A to oddziela rosyjską Syberię i daleki wschód od europejskiej części tego państwa. Separacja i niepodległość też wydaje się oczywista. 

Pozostaje północna część w Europie.  I to muszę przyznać, że to jest najciekawsze, bo nie ma żadnych przesłanek aby podejrzewać co się może wydarzyć. Znaczy mogą dwie rzeczy- że pozostanie jedno państwo obejmujące Moskwę, Petersburg i prawie wszystkie tereny na zachód od Uralu. 

Jeśli powstaną dwa oddzielne byty, państwo moskiewskie z jednej strony i "Nowy Nowogród Wielki" z drugiej, ze stolicą w Petersburgu, to to zachodnie państwo oczywiście będzie miało przed sobą dziesięciolecia wychodzenia z cywilizacyjnej i kulturowej nędzy, ale sądzę, że szybko ruszy na ścieżkę europeizacji, gospodarczej i kulturowej. I wtedy możemy tę kulturę rosyjską przywitać, bo dla swojej tożsamości musi się oprzeć na negacji Moskwy. 

A Moskwa? Cóż, pozostanie postindustrialnym i postimperialnym pobojowiskiem. I tak musza minąć dziesięciolecia zanim w ogóle zanegują putinizm i przerobią traumę przegranej wojny. I to będą dziesięciolecia gospodarczego upadku, bycia pośmiewiskiem świata, utraty kontroli nad kolejnymi terytoriami i prawdopodobnie też stałego zamordyzmu. I to jest całkiem dobry dla świata scenariusz. 

Z tego punktu widzenia w interesie USA jest to, aby żadne z tych państw nie miało broni atomowej, a w interesie Ukrainy, aby żadne nie miało więcej niż 40 milionów mieszkańców. Podział na dwa państwa na północy to załatwia. 

Śmierć Putina teraz, oficjalne zanegowanie wojny i reset imperium byłby rozwiązaniem najgorszym. Więc ja dziś życzę Putinowi życzę zdrowia i długiego życia, a jak najkrótszej walki całej rosyjskiej armii. I wszystkim rosyjskim żołnierzom przypominam, że znacznie łatwiej i bezpieczniej jest zastrzelić własnego oficera niż ukraińskiego. A potem świat już sam pójdzie w lepszą stronę. A my wiedzmy o tym, że po Ukrainie będziemy wysyłać pomoc medyczną, hełmy i kamizelki kuloodporne do Czeczeni, Dagestanu, Kałmucji, Tatarstanu, Buriacji, Jakucji i jeszcze paru miejsc o których świat nigdy nie słyszał. 

P.S.

W momencie kiedy to zamierzam opublikować, Kacapy przygotowują wielką ofensywę, która ma wyjść z Izyum i odciąć ukraińską armię w Donbasie i przygotować pozycje pod dalszy atak. Tymczasem właśnie dotarła wiadomość, że armia ukraińska dotarła w miejsca z których ma możliwość ostrzału obu asfaltowych dróg prowadzących do tegoż miasta. Drogami gruntowymi i objazdami przez pola zajął się Generał Błoto. Krótko mówiąc, 1/4 jeszcze istniejących sił rosyjskich jest otoczona i pozbawiona zaopatrzenia. Znaczy jedzenia i tak nie dostarczano, a paliwo i amunicja spaliły się w Belogrodzie, więc to nie taka duża zmiana, ale przynajmniej teoretycznie mogliby coś mieć dowożone.  No więc już nie mogą. Ale pewnie z wielką ofensywą ruszą i tak, bo tam nie ma nikogo kto by zmieniał plany i rozkazy w razie zmiany sytuacji....


Bladźkrieg

 Rosyjska inwazja na Ukrainę miała być blitzkriegiem, który szybkimi atakami kolumn pancernych rozniesie ukraińską armię, wschodnia część kraju z Kijowem zostanie zajęta w ciągu 2-3 dni, a potem utworzona jakaś kolaboracyjna administracja, formalne "wycofanie" wojsk i uniknięcie poważniejszych sankcji dzięki współpracy z Chinami. 

Taki był plan, nie wyszło zasadniczo nic. Ukraińska armia, przywództwo wojskowe i polityczne okazało znakomite i zadanie zatrzymania najazdu i zadania solidnych strat wykonało. Zauważmy, że tak naprawdę rakcja i pomoc międzynarodowa w ogóle się zaczęła po tych pierwszych 3 dniach. Dopiero wtedy, kiedy świat zobaczył, że trwa wojna, że to nie była krótka operacja zajęcia sypiącego się państwa. I w tym zakresie kalkulacje Kremla były zupełnie dobre. Gdyby plan wojskowy został zrealizowany, to dziś nie tylko Ukraińcy, ale i cały świat żyłby w innej rzeczywistości. Bez wojny dziś, ale z przerażającymi perspektywami na jutro.

Tak czy inaczej, okazało się dokładnie to samo co zawsze, od co najmniej 200 lat. Że Rosja ma świetną propagandę, ale prawdziwej wojny z zachodniego stylu armią toczyć nie jest w wstanie. Oraz że wbrew propagandzie i militaryzacji społeczeństwa, armia wcale nie jest przez władzę utrzymywana w jakimkolwiek porządku. 

A tymczasem ta armia w czasie pierwszego ataku dostała wp... jakiego świat nie pamięta. Co więcej, wygląda na to, że przez następne już prawie 3 tygodnie nic się nie uczy. Nie ma zmian taktyki, organizacji, konsolidacji frontu. Nic. Jak się pokazały pierwsze zdjęcia, to trole się rzuciły z hasłem "to był pierwszy rzut, takie marne jednostki, aby sprawdzić obronę i zaraz przyjdzie drugi rzut, ta prawdziwa potężna rosyjska armia". To mam dla was trochę zdjęć tego drugiego rzutu:



Tak, to jest dokładnie to na co wygląda. Armia rosyjska mobilizuje cywilne ciężarówki. Wydaje mi się, że generalnie komunalne. Oczywiście nie ma nic złego w mobilizowaniu sprzętu dla poważnej wojny, Ukraina właściwie zawiesiła działanie całego państwa i wszystko co mogło być przestawione na wysiłek wojenny, to jest. Ale jak "druga armia świata" po dwóch tygodniach "operacji specjalnej" potrzebuje komunalnych wywrotek do transportu wojska, które zasadniczo utknęło na stepie bez żadnych istotnych sukcesów, to chyba nie jest zbyt dobrze, nieprawdaż?

Dla rozrywki tu macie linki do filmików- wygląda jak przypadkowa zbieranina kryminalistów, widoczny sprzęt z 2 w.ś. Tak. Już nie z czasów masowego zbrojenia się ZSRR w latach 70-tych, tylko po prostu z 2 wś. OK, Mosin w wersji snajperskiej był jeszcze normalną rzeczą w latach 80-tych, ale rusznica ppanc z 1941 roku to naprawdę jest żenada. Tu i tu.

Na dziś, 14 marca, jednostki rosyjskie w okolicach Kijowa są prawdopodobnie rozbite, w sensie że nie stanowią już kompletnego zorganizowanego organizmu zdolnego do działań operacyjnych. Są podzielone na mniejsze fragmenty, pozbawione logistyki, łączności czy zorganizowanego dowództwa lub tego wszystkiego na raz. Bez poważnej odsieczy, na którą Rosja nie ma sił, te jednostki są po prostu stracone. Na południu ofensywy na zachód i północ wyglądają na powstrzymane, jedynie w okolicach Mariupola armia rosyjska jeszcze ma jakikolwiek realny potencjał ofensywny.

Co się teraz może stać?

Otóż jeśli reżim rozkradający cały kraj w imię szowinizmu i militaryzacji przegrywa z kretesem "operację specjalną" to jest skończony. Kropka. Putin jest chodzącym trupem, większość jego kolegów czekają procesy o zbrodnie wojenne. Jedyna szansa jest taka, że skończyłaby się "remisem ze wskazaniem", który mógłby sprzedać jako zwycięstwo. Na dziś ostatnim takim miejscem mogłoby być uzyskanie połączenia Donbasu z Krymem (i nie stracenie jednego ani drugiego...), czyli zajęcie Mariupola i zawieszenie broni na tej linii. Z każdym dniem jest to coraz mniej możliwe, ale może, gdyby podjąć decyzję o natychmiastowym wycofaniu i skróceniu linii na pozostałych kierunkach południowego frontu, użyciu tych wojsk, razem z wszystkim rezerwami armii, lotnictwa i floty, to może jakimś cudem by to miasto zdobyli. I natychmiast ogłaszać (i przestrzegać) jednostronne zawieszenie broni, licząc na to, że Ukraińcy też tak postąpią. Ale to by wymagało trzeźwej oceny sytuacji na najwyższych szczeblach i szybkiego podejmowania bardzo ryzykownych militarnie (i jednocześnie trafnych) decyzji. Next to impossible.

W takim razie możemy spokojnie dyskutować o politycznych skutkach katastrofalnej przegranej Rosji, z prawdopodobną utratą większości armii. Wynik nieporównywalnie gorszy niż w Afganistanie czy wojnie rosyjsko-japońskiej, a oba te konflikty spowodowały dezintegrację państwa moskiewskiego. 

I taka też nastąpi tym razem. Znaczy niekoniecznie pełna dezintegracja, ale bardzo duże wzmożenie sił odśrodkowych, zupełnie oczywiste w przypadku drastycznego osłabienia centrum. To centrum oczywiście może się tymczasowo utrzymać, tak jak w latach 1905-1917, ale po pierwsze bez społecznej legitymacji i po drugie tylko poprzez sterroryzowanie populacji. 

Czy jest alternatywa?

Jak najbardziej. Rząd, który będzie mieć legitymację. I taki przyjdzie. Czy za miesiąc, czy za 10 lat- nie mam pojęcia, ale brak legitymacji to koniec każdej władzy. A w Rosji brak siły to brak legitymacji.

Otwartym pozostanie pytanie, czy decentralizacja nastąpi po liniach rzeczywistej kontroli nad źródłami dochodów (czyli miejscami ekstrakcji dochodowych surowców) czy po liniach narodowościowych i lokalnej władzy politycznej. Tego też nie wiemy i dziś nie zgadniemy. Ale przypomnę, że źródła bogactwa Rosji są skoncentrowane w regionach nie-rosyjskich. Ropa i resztki działającego przemysłu w Tatarstanie i Baszkiri, Nie tak istotne ilości, ale też ropa w Czeczenii, sporo różnych minerałów z Jakucji, jedynie na europejskich terenach zamieszkałych przez Rosjan nie ma prawie nic. 

I tak czy inaczej rozpad, nieważne w jaki sposób będzie poprzedzony pewnym czasem gnicia i faktycznej decentralizacji, przez uzurpowanie władzy przez lokalnych aktorów. 

Ale wiemy, że istnienie obecnego reżimu w Rosji nie bardzo stoi pod znakiem zapytania- on jest stracony. Pod znakiem zapytania stoi istnienie Rosji w obecnych granicach (i Krymu do nich nie wliczam). I patrząc na potencjalną opozycję, tą "liberalną", w stylu Nawalnego, etc. chyba czas powiedzieć jasno- to państwo nie powinno istnieć w obecnych granicach, bo jest ciągłym zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa. Spektakularnie przegrana przez Rosję wojna to jest najlepsze co może się dla tego światowego bezpieczeństwa wydarzyć. 


Ostatnia wojna Rosji

 Toczy się wojna rosyjsko- ukraińska. Tak dokładnie to toczy się od 8 lat, a sam konflikt dotyczący suwerenności Ukrainy bądź rosyjskiej nad nią dominacji w wyrazistej fazie trwa od 2003 roku, bo sama dyskusja polityczna i walka o suwerenności narodu ukraińskiego jest oczywiście znacznie dłuższa niż to się Putlerowi wydaje.

Zacznijmy od tego o co w ogóle Kacapom chodzi. 

Wbrew pozorom, mają w tej całej awanturze bardzo poważny interes strategiczny. Na tyle poważny, że są dziś w stanie postawić na szali istnienie swojego państwa w obecnej formie, bo pozostawienie Ukrainy w obecnych granicach jako niezależnego i neutralnego bądź wrogiego państwa jak najbardziej oznacza właśnie upadek Rosji w obecnej formie. Dlaczego?

Otóż dlatego, że fundamentem obecnej Rosji, jej bazą, spoiwem i paliwem politycznym jest mit o mocarstwowości- "co prawda gówno mamy, ale wszyscy się nas boją". Gdyby przestali się bać, to zaczęłyby się pojawiać pytania- "właściwie dlaczego gówno mamy?". I prędzej czy później te pytania by zaczęto adresować do władzy. 

A co jest kluczem do bycia mocarstwem? 

Nie żadna potęga ekonomiczna, flota, przemysł czy takie. Kluczem jest to, że nie można cię pokonać. Że nie da się zająć ani podbić. USA są mocarstwem, bo atak i okupacja, nawet ograniczona do głównych miast na wybrzeżach jest niemożliwa. Flota i trudności logistyczne pokonają każdego. A teraz spójrzmy na mapę. Od atlantyckiego wybrzeża północnej Francji/Belgii aż do Uralu jest teren generalnie nizinny, bez większych przeszkód naturalnych. Gór nie ma, rzeki wcale nie są aż tak szerokie, mnóstwo dróg, teren całkiem idealny do prowadzenia wojny. Ale, idąc z zachodu na wschód, jest coraz szerzej, coraz mniej infrastruktury i coraz mniejsza gęstość zaludnienia. To wszystko ma taki wpływ na wojnę, a za tym politykę, że w zachodniej część, państwa tam się znajdujące mają ludność i zasoby, aby obsadzić cały front, stworzyć linie obronne i odpierać ataki miesiącami. Co się w istocie wydarzyło w 1 w.ś. Im dalej na wschód tym to jest dalsze od realności i wojna musi się toczyć w oparciu o nieliczne miasta i szlaki komunikacyjne. Które można też obejść. I dlatego tam wojna się toczy na znacznie większych terytoriach i odległości armie pokonują znacznie szybciej. Spójrzmy jeszcze raz na mapę. Rosja, z granicą na Wiśle, mogła się bronić w czasie też 1 w.ś długo i bez zagrożenia dla swojego centrum gospodarczego. ZSRR, z granicą zdominowanych państw na Łabie był niemożliwy do podbicia, nawet Rosja w 2000 roku, co prawda z państwami nadbałtyckimi w NATO, ale przyjaznymi rządami na Białorusi i Ukrainie też mogła nadal czuć się imperialnie. Rosja z granicami nawet nie otwarcie wrogich, ale zaledwie neutralnych Białorusi i Ukrainy jest państwem już całkiem trudnym do obrony. A na pewno nie niemożliwym do pokonania. I w tej konfiguracji mocarstwem być nie może. Jeśli do tego dodać Kazachstan, to nagle okazuje się, że wątpliwa do obrony byłby nie tylko Petersburg oraz Moskwa, ale także dostęp do Kaukazu i główne rejony rolnicze na południu. Czyli właściwie wszystkie istotne elementy państwa leżą na niemożliwych do obrony granicach.  

Taka Rosja już by nie mogła być państwem imperialnym. Nikt by się ich nie bał, bo każdy by mógł naklepać w razie potrzeby. To by wymusiło zmianę modelu państwa. Może na kleptokrację naftową w afrykańskim stylu, a może na kraj który próbuje rozliczyć się ze swoją przeszłością i szuka cywilizowanego współżycia? 

Jednak warunkiem, aby to w ogóle mogło nastąpić jest po pierwsze- wygranie przez Ukrainę wojny, całkowite, z odzyskaniem wszystkich terytoriów, po drugie niezawisłe rządy w demokratycznej Białorusi, po trzecie przyjęcie obu tych państw do zachodnich sojuszy, a co najmniej jednego z nich (NATO lub UE). I po czwarte- rozbrojenie atomowe Rosji. Dopóki ma broń atomową, to te złudzenia imperialne mogą trwać. 

Czy jest alternatywa? Jest, i owszem. Otóż może jeszcze być tak, że co prawda Rosja straci kontrolę i jakąkolwiek możliwość wpływu na Ukrainę i Białoruś, ale zwyczajnie o tym nie powie mieszkańcom, a ci się nie dowiedzą z powodu całkowitego przejęcia dostępu do informacji przez kremlowską klikę. W ten sposób znikną jakiekolwiek pozory pluralizmu, kraj zmieni się w drugą Koreę Północną, a rządząca klika skupi się na rabowaniu czego się da, a społeczeństwu będzie nadal wciskać imperialną bajkę, choć w rzeczywistości kraj nie będzie stanowił już zagrożenia dla nikogo. I patrząc na błyskawiczne zaciśnięcie pętli nad obiegiem informacji (bo już nie tylko mediami, właśnie wprowadzono drakońskie kary nawet za plotkowanie o wojnie) to jest scenariusz na który się przygotowują, albo może robią co lubią, a wyjdzie przez przypadek. 

Czyli jeden z wyników: Rosja przegra wojnę, ale o tym nie powie mieszkańcom. Kraj się zmieni wewnętrznie w imitację Korei Północnej, a zewnętrznie w kleptokrację w afrykańskim stylu, zamordystyczną, ale niegroźną dla sąsiadów.

Albo byłaby niegroźna gdyby nie broń atomowa.

No dobra, ale jak to się właściwie stało, że w zakresie koszt/efekt wyczyny armii rosyjskiej przypominają WP w 1939, czy inne epickie kompromitacje, zamiast reprezentować choć przeciętną siłę bojową. Odpowiedzi są w sumie te same co zawsze: korupcja, olewactwo i głupota bez hamulców (znaczy jak debil na górze cos wymyśli, to nie ma jak tego skorygować).

A wszystko się sprowadza zasadniczo nawet nie do systemów uzbrojenia, bo te są w miarę OK, a do nieudolności taktycznej, niesprawnego sprzętu, generalnego braku tego sprzętu oraz idiotycznej organizacji. Systemy uzbrojenia pozostały po ZSRR i dlatego w miarę działa (jak też rozpoczęte wtedy programy modernizacji) . Osiągnięcia kapitalistycznej Rosji są komicznie żenujące. 

Zacznijmy od stanu technicznego ciężarówek (reszty dotyczy analogicznie). Otóż wszystko wskazuje na to, że od czasu ich przywiezienia na pozycję wyjściowe, niektórych rok temu, w ogóle nie były odpalane ani ruszane. Słońce padało na opony z jednej strony, mechanizmy się zapiekały, etc. To co okazało się najwyraźniej najbardziej zawodne po takim traktowaniu to mechanizmy kontrolowania ciśnienia kół. One służą do tego, aby można było obniżyć ciśnienie i jechać po bardzo miękkim, grząskim terenie, a potem dopompować po powrocie na twardą drogę. Efekt jest taki, że w sezonie błota (który się właśnie zaczyna) ciężarówki są całkowicie przywiązane do dróg i nie mogą nawet awaryjnie zjechać na bok, bo dalej nie pojadą. A nawet jeśli ten system działa, to przy jego używaniu rozpadają się opony. 

Ciekawą informację znalazłem też o poborowych

Którzy np. pod faktycznym przymusem, lub zupełnie bez swojej wiedzy zostawali żołnierzami kontraktowymi. Tu mam teorię, że w jednostkach mieli być kontraktowi, ale ich nie było, a pensje przytulał dowódca. Jak się okazało, że stan ma się zgadzać, to wzięto chłopaków co akurat byli. Generalnie w Rosji od armii wykręca się kto może, więc trafiają tylko ci, co nie mogą się wykręcić- bez pieniędzy i znajomości. Więc się nikt nimi nie będzie przejmował. Ale nawet jeśli nie było tak z ludźmi, to na pewno miało to miejsce z częściami, paliwem, utrzymaniem pojazdów, odbytymi szkoleniami, etc. I zauważmy, że części zamienne do ciężarówek są znacznie bardziej chodliwym towarem niż te do czołgów. 

I wreszcie trzecia sprawa- zwyczajna głupota. Najpoważniejszym jej przejawem było oczywiście rozpoczęcie wojny z założeniem, że przeciwnik się nie będzie bronił. Z takim założeniem to możemy napadać na skarbiec Rezerwy Federalnej, ale osobiście bym jednak w to nie wierzył. I każde normalne planowanie też nie powinno zakładać absurdalnie pozytywnego rozwoju wydarzeń. To musiał robić ktoś całkowicie oderwany od rzeczywistości.

A po drodze, w ramach poprawy efektywności sił zbrojnych FR armię zreorganizowano w tzw. Batalionowe Grupy Bojowe. Jednostki składające się z batalionu (500-1000 żołnierzy) i jego wsparcia, czyli artylerii, łączności, transportu, etc., aby stworzyć jednostkę zdolną do samodzielnego i autonomicznego działania.  Wygląda racjonalnie, prawda? Cóż, nikt w historii czegoś takiego nie robił i teraz widać, że nie bez powodu. Zawsze, kiedy tworzono samodzielne jednostki (od czasów rzymskich, serio) to przybierały one jedną z dwóch postaci: dywizji, składającej się z 6-9 batalionów i używanej w miejscach gdzie ważniejsza była siłą niż manewrowość i sprawność dowodzenia lub brygady, składającej się prawie zawsze z 3 batalionów, podobna ilość wsparcia, logistyki i oficerów sztabowych może się skupić na mniejszej ilości zadań, stąd brygady są używane jako wojska bardziej mobilne, etc. 

Rosjanie faktycznie zrobili 1-batalionowe brygady, ale dołożyli do nich wsparcia na jeden batalion. To w żaden sposób nie może być samodzielne, ma homeopatyczną ilość artylerii,  brakuje łączności, logistyki i możliwości remontowych. Krótko mówiąc pomysł,  który wyglądał dziwnie, a dziś wiadomo, że jest dyletancki i skończył się katastrofą.

I właściwie wszystko wygląda dokładnie tak samo. Spadek postsowiecki jakoś działa, po modernizacjach OK, ale to co robiono w obecnej Rosji sprowadza się do trzech rzeczy- złodziejstwo, dyletanctwo, olewactwo.

Bardzo ciekawie przebiegają walki po zachodniej stronie Kijowa

Chodzi o atak który szedł z Białorusi i przez dwie noce był zatrzymywany dopiero na ulicach Kijowa. Cały atak, jak i zaopatrzenie do niego musiało iść dwoma, dość wąskimi i krętymi drogami przez las. Po wyczerpaniu pierwszych zapasów okazało się, że ciężarówki z zaopatrzeniem tak raczej gdzieś znikają po drodze. Wobec czego rosyjskie dowództwo zorganizowała wielki konwój, dość potężny militarnie i z dużą ilością zaopatrzenia. I tak, ruszył najkrótszą trasą, czyli drogą z Czernobyla do Kijowa. Wąską, krętą, wśród lasów i mokradeł. Żeby się jakoś zmieścić ciężarówki jechały równolegle po całej szerokości. Zgadnijcie się się stało- tak, dokładnie to co musiało. Różne pojazdy w różnych miejscach konwoju są uszkadzane. Czasem przez ukraińskich snajperów, czasem przez rosyjskich żołnierzy. Efekt jest taki, że obecnie jest to 60-kilometrowy korek, w większości pojazdów bez paliwa lub uszkodzonych, otoczony przez lekką piechotę z rakietami i snajperów. Zachodnia armia by w takiej sytuacji zapewne zniszczyła pojazdy, aby nie dać ich przeciwnikowi i wracała na pieszo, może ratując co się da, może tylna część konwoju jest w stanie zawrócić i dojechać na Białoruś. A może nie. Ale przy rosyjskim dowodzeniu nie bardzo jest podejmowana jakakolwiek decyzja i skończy się tak samo jak w Finlandii-  nie mają paliwa, nie ogrzeją samochodów, przez snajperów nie będą mogli rozpalić ognisk ani podgrzać posiłków. Aż się poddadzą lub zamarzną (na co jeszcze mają szansę).

Na brak radykalnych decyzji w sprawie dowodzenia może też wpływać to, że dowódca 41-szej armii, tej właśnie atakującej z Białorusi ostatnio zakończył życie. Zastrzelony przez snajpera, jedna z wersji mówi, że w trakcie inspekcji czoła tego konwoju.

Sytuacja jest taka, że siły idące w tym pierwszym ataku są obecnie całkowicie odcięte, linią frontu przez regularne, ciężkie jednostki armii ukraińskiej. Tu np. link do filmiku jak się skończyła próba przebicia z okrążenia. Idący im na odsiecz konwój jest zablokowany w lesie, pod ostrzałem lekkiej piechoty. I to jest cała 41-sza armia FR. Do tego zaopatrzenie i posiłki nawet w pobliże granicy nie bardzo docierają, bo białoruska kolej przeszła na sterowanie ręczne, tam gdzie mogła, a gdzie nie mogła (czyli w głównych węzłach) po prostu nie działa. Wcześniej działała na Windows XP, to trochę wyjaśnia.... I oprócz tego w tajemniczy sposób spłonęły szafy rozdzielcze na głównych stacjach, ktoś ciągle złośliwie uruchamia blokady liniowe na szlakach, itd., itp.

Powiem tak- pod Stalingradem przynajmniej dowódca armii przeżył.....

A oprócz tego wygląda na to, że w końcu do frontowych jednostek docierają "Pioruny", polskie, jedne z obecnie najlepszych  (jeśli nie naj...) ręcznych pocisków przeciwlotniczych. Co oznacza, że loty śmigłowców mogą szybko stać się zbyt ryzykowne. Co jest bardzo zabawne, bo Kacapy właśnie zostały zmuszone do ich używania dla osłony konwojów transportowych, bo bez osłony z powietrza stały się zbyt ryzykowne.....

Więc jak komuś się wydaje, że pierwszy tydzień wojny nie poszedł Rosji najlepiej, to poczekajmy na drugi.....

I myślmy o tym jak zrobić trwały pokój później.