Wolność i odpowiedzialność

Człowiek, który nauczył się liczyć na siebie i jest pewien swojej siły i przygotowania do zmierzenia się z przeciwnościami losu, prędzej czy później zacznie się zastanawiać czego właściwie oczekuje od państwa. I w miarę jak uświadamia sobie, że jest coraz mniej rzeczy w których musi liczyć na urzędasów, coraz bardziej chce się od nich uwolnić. Po prostu, w miarę uświadamiania sobie własnego przygotowania do kolejnych czarnych scenariuszy wie, że w razie powodzi/upadku banków/ załamania systemu emerytalnego/ napadu poradzi sobie, bo jest przygotowany. Wiedząc, że ma stosowny zapas żywności wody, gotówki, złota przestaje liczyć na państwo – bo nie musi. Patrząc na ukochaną żonę i dzieci zastanawia się, czy potrafiłby w ich obronie użyć swojego Glocka czy Colta. Użyć tak, aby napastnika zabić. Jeśli odpowie sobie na to pytanie tak jak mężczyzna powinien – to kolejna sprawa jest jasna – właściwie to nie potrzeba policjanta na każdym rogu. Niech przyjeżdżają, jak będą chcieli załatwić swoje papierkowe sprawy. Ja sobie poradzę. I tak dzięki odrobinie odpowiedzialności rodzi się w człowieku wolność. Co najmniej wewnętrzna, nawet w zniewolonym państwie. Już nie trzeba liczyć na pomocnego urzędnika – Ja jestem ważniejszy- a oni niech się od.... Czy ja i moja ukochana rodzina będzie miała dach nad głową i to co niezbędne do życia to moja sprawa. Potrafię.
To jest, jak sądzę typowy przebieg ewolucji człowieka bez większych refleksji politycznych, ale poważnego, odważnego i odpowiedzialnego. Władca, który da ludziom wolność nauczy ich odpowiedzialności, ale działa to też w drugą stronę – ludzie, którzy są odpowiedzialni, dojrzeją sami do wolności. Nawet jeśli to objawi się w chwili dramatycznej próby – która zmieni ich życie.
Co do dramatycznej próby odpowiedzialności -potrafię sobie, w sytuacji zagrożenia życia swojego i bliskich wyobrazić mężczyznę (?), który zachowa się w każdy możliwy sposób – ratowanie tylko siebie, tchórzostwo lub głupie bohaterstwo. Ale matki w obronie dzieci nie potrafię sobie wyobrazić inaczej, jak nawet z zagrożeniem własnego życia, starającej się wyeliminować niebezpieczeństwo. Choć pewnie przeważnie nie zdają sobie z tego sprawy, ale właśnie takie myślenie przez kobiety może zmienić nasz „opiekuńczy” świat, a broń w rekach matek jest najlepszą gwarancją bezpieczeństwa i prosperity naszych dzieci. A panowie - uczcie swoje kobiety zapobiegliwości i odpowiedzialności, jeśli nie nauczyły się tego od swoich babć.

Ankieta

W ramach zamiaru dostarczania lepszej jakości usług dla Moich Szanownych Czytelników zamieściłem ankietę. Jej cel jest prosty - odpowiedź na pytanie czy powinienem, choć szczątkowo, tłumaczyć angielskojęzyczne teksty, które czasem przywołuję czy jest to raczej marnowanie mojego czasu (a zaznaczam, że tłumaczyć nie lubię). Sam zresztą do niedawna nie podejrzewałem, że wśród czytelników może być ktokolwiek nie władający biegle angielskim - zwyczajnie, po moim otoczeniu byłem przekonany, że to absolutny standard, przy pewnym poziomie ciekawości świata - niezbędnym do czytania moich kontestacji.
Ankieta po prawej. Proszę o reprezentatywną próbę.

Kontrola drogowa przez Żandarmerię Wojskową

Chciałbym napisać coś bardziej ogólnego, a tu rząd w pogoni za szmalem ma coraz lepsze pomysły. Muszę przyznać, że ta przedsiębiorczość i inwencja mi imponuje. Jak mam wybierać, to wolę być oskubany przez pomysłowego i zdolnego bandziora, niż przez tępego głupka. Efekt ten sam, ale samopoczucie lepsze. Ale czasami przynajmniej można nie dać się oskubać.
Otóż nowa informacja – Żandarmeria Wojskowa zaczęła urządzać kontrole drogowe. Jak się nie dać naciągnąć na mandat.i jak się zachować w takim wypadku?

Otóż po pierwsze – ŻW ma prawo do kontroli drogowej, ale jest ono ograniczone do terenów wojskowych, ochrony transportów wojskowych (sprawy oczywiste i nieistotne) oraz z naszego punktu widzenia istotniejsze – w czasie akcji związanych z ratowaniem życia lub mienia oraz w powszechnym zakresie – w stosunku do osób prowadzących pojazdy sił zbrojnych oraz do żołnieży służby czynnej. Tyle, że do czasu zatrzymania rozsądnie rzecz biorąc, żandarm nie wie kto zacz – a może mieć podejrzenia, że za kierownicą siedzi akurat żołnierz. Też jadąc samochodem, niestety nie wiemy, czy zatrzymujący nas żandarm robi to w związku z kolumną wojskową, klęską żywiołową czy po prostu przeczuciem, że ma do tego uprawnienia – więc niestety zatrzymać się wypada. Za to zaraz po zatrzymaniu ma obowiązek przedstawić powód zatrzymania. I jeśli się dowiemy, że powodem tym było przekroczenie prędkości, czy inna rzecz służąca wyłącznie wyłudzeniu kasy, należy oświadczyć, iż nie jest się żołnierzem, upewnić się, że kontrola została zakończona i spokojnie jechać dalej. Otóż są jednak sytuacje, kiedy każdy (żandarm również) może przytrzymać człowieka do przyjazdu wezwanej Policji – sytuacje popełnienia przestępstwa – co na drodze oznacza „sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym” - czyli naprawdę grube przegięcie, i tu akurat zatrzymanie przez każdego jest słusznym postępowaniem, oczywiście też w sytuacji spowodowania wypadku z obrażeniami ciała oraz kolejna rzecz, zdecydowanie wątpliwa – prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwym (czyli powyżej 0,5 promila!). Dalej rozwijając – nawet na kacu kwalifikującym się do odebrania prawa jazdy przez Policję (pow. 0,2 promila), ale poniżej kwalifikacji na przestępstwo możemy spokojnie jechać dalej.
Dla celów dowodowych można poprosić żołnierza o dane i je spisać.
A jeszcze – dlaczego uważam przepisy o zakazie jazdy po spożyciu za faszystowskie – otóż albo sprowadzamy niebezpieczeństwo na drodze, albo nie. I może to mieć związek z alkoholem, albo nie. W normalnym kraju to na organach państwa spoczywa ciężar dowodu – w tym wypadku zagrożenia dla innych na drodze. Przepisy o jeździe pod wpływem są tu protezą dowodową i niemoralnym ograniczaniem wolności. Tak właśnie uważam – jak ktoś myśli inaczej i potrafi to udowodnić – moralnie, a nie statystycznie – chętnie poczytam.

A tymczasem- Szerokiej drogi!!

Destrukcja długu

Nadchodzące i już powoli rozpoczynające się zdelewarowanie całej światowej gospodarki jest w obecnej sytuacji rzeczą oczywistą jak przyciąganie ziemskie. Pytanie podstawowe w jaki sposób ono nastąpi. Jesteśmy właściwie na uncharted waters – bo takiej sytuacji w ogólnoświatowej ekonomii jeszcze nie było. Najbardziej zbliżona do dzisiejszej relacja długu do aktywów na ogólnoświatową skalę była na przełomie lat 20- tych i 30- tych, ale wtedy jeszcze funkcjonowała złota kotwica (bo już trudno było to nazwać klasycznym standardem złota – pieniądz był głównie papierowy). Jedna jeszcze uwaga – zadłużenie państwa jest tylko jednym z elementów. Tak naprawdę ważne jest łączne zadłużenie wszystkich podmiotów w stosunku do dochodów – państwa, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. A jeszcze ważniejsza jest proporcja zadłużenia w walutach obcych
Ale przechodząc nad skalą problemu do porządku dziennego- z takiej sytuacji możliwe są następujące wyjścia:
  1. Zaciskanie pasa- ogólne, w całej ekonomii większe spłaty pożyczonych pieniędzy, niż zaciąganie nowych długów. Możliwe do realizacji w wypadku lokalnego lub regionalnego kryzysu zadłużenia, ponieważ łączy się ze spadkiem wartości waluty i wzrostem eksportu. A także wyraźnym obniżeniem poziomu życia. Później następuje z powrotem wzrost – na lepszych fundamentach.
  2. „wyrośnięcie z długu”. Długi co prawda zostają w nominalnie zbliżonej wartości, lub nawet rosną, ale gospodarka lub nasze dochody rosną szybciej i relatywne obciążenie długiem i jego obsługą jest coraz mniejsze. Piękna sprawa – zdarzała się dzięki odkryciom złóż ropy lub nagłemu uwolnieniu gospodarki, czy wyjściu państwa z chaosu.
  3. Zinflacowanie długu. Czyli po prostu spłata właśnie wydrukowaną kasą. Opcja dostępna tylko dla rządów, zadłużonych głównie we własnej walucie – wskazany długi średni termin zapadalności obligacji.
  4. Defaut – czyli niewypłacalność. Na dużą skalę – rządów lub masowa w gospodarce. Zazwyczaj w wypadku państw zakończona restrukturyzacją i nowymi warunkami spłaty, umorzeniem części długu czy odsetek. W wypadku fali bankructw w gospodarce prawdopodobna jest zapaść sektora bankowego.

Któryś z powyższych scenariuszy, lub ich kombinacja musi wystąpić na skalę światową. Scenariusz nr. 4 w wersji zapaści sektora bankowego prawie wystąpił w USA w 2008 r. Widać było jak szybko się panika rozlała na resztę świata. Scenariusz nr 1, a znacznie bardziej 4 są realizowane obecnie wśród gospodarstw domowych w USA. Ale gołym okiem widać, że to po prostu nie wystarcza. Musi nastąpić scenariusz 4 na większa skalę – lub 3, a najprawdopodobniej kombinacja obu- zwiększy się fala niewypłacalności w gospodarce, a rząd będzie dalej tworzył inflację. Zwłaszcza, że Ben Bernake oficjalnie zwalcza scenariusz nr 1, którego objawem jest deflacja. Scenariusz na 2 na skalę USA, czy świata jest czystą abstrakcją, więc zostaje wysoka inflacja lub masowe bankructwa. Masowe, czyli porównywalne do początku lat 30- tych w tym banków oraz państw. W tym scenariuszu najcenniejszą rzeczą będzie po prostu gotówka – zwykłe pieniądze obowiązujące w danym kraju. To właściwie też oznacza deflację- tylko nie w japońskim stylu „straconych dekad” a nagły scenariusz argentyński W alternatywie jednakowo prawdopodobnej mamy druk pieniądza – kolejne lata obłędnych skoków kursów walutowych, wzrostu stóp procentowych (ale ciągle prawdopodobnie do poziomu poniżej inflacji) i generalnego przewartościowania dóbr trwałych i surowców. Wszystkich. Więc co do zakupów nadal fizyczne złoto i srebro jest relatywnie najbezpieczniejszym pomysłem – w wersji deflacyjnej sprzeda się je z relatywnie niewielką stratą. Tak czy inaczej, głównym problemem na najbliższe lata nie będzie zwrot z inwestycji, a realna ochrona oszczędności – a zarabianie tylko dla prawdziwych ryzykantów.
A który nastąpi w Polsce? Najprawdopodobniej restrukturyzacja rządowego długu, fala upadłości banków i dopiero potem inflacja- chyba, że do tego czasu coś się wydarzy na świecie. Na przykład pęknie bańka spekulacyjna na obligacjach USA – lub nie pęknie, ale publika zda sobie sprawę z tego, że jest to tylko monetyzacja długu. Albo w innej wersji – któreś z europejskich państewek jednak się wyłoży na amen i ruszy już niemożliwe do powstrzymania załamanie banków, albo jednak zostanie powstrzymane przez druk pieniądza i mamy inflację.
Stawiałbym bardziej na inflację w skali globalnej i tylko pojedyncze (choć liczne) niewypłacalności państw. Prywatni kredytobiorcy i tak się masowo wyłożą przy kolejnych podwyżkach stóp.

Czarny proch

Sytuację prawną amunicji do legalnej broni czarnoprochowej dostępnej bez zezwolenia można najlepiej określić słowami „czysta paranoja”. Posiadanie czarnego prochu jest w Polsce legalne. Tyle, że jest legalne na podstawie przepisów wspólnotowych – które określają, że przepisy dotyczące nabycia i posiadania broni określonego rodzaju
Otóż zgodnie z art. 10 dyrektywy Rady Wspólnot Europejskich w sprawie kontroli nabywania i posiadania broni, przepisy dotyczące amunicji są takie same jak przepisy dotyczące nabywania broni odpowiedniego rodzaju, czyli jeżeli broń czarnoprochową można nabyć bez żadnych formalności to odnosi się to też do CP. Oczywiście polskie władze gorliwie przestrzegające prawa europejskiego w tej konkretnej sytuacji starają się je omijać – jak też w każdej innej dającej wolność obywatelom. Nie mogą co prawda zakazać posiadania czarnego prochu, ale dość skutecznie utrudniły sprzedaż w Polsce. Pretekstów był ciekawy zestaw- warunki przechowywania w sklepie muszą być zgodne z zasadami przechowywania materiałów wybuchowych, sprzedaż może się odbywać za okazaniem zezwolenia (wbrew przepisom europejskim, nadrzędnym nad polskimi) – choć trzeba przyznać, dyrektywa w tym zakresie została zwyczajnie olana przez polskie władze, więc formalnie nadal mogą robić co chcą. Dla wyjaśnienia- dyrektywa zobowiązuje władze państwa do włączenia regulacji do wewnętrznego porządku prawnego, ale sama nie całkiem nim jest.
Więc pozostaje zwyczajne omijanie naszego obłąkanego rządu. Otóż czarny proch można nabyć w Czechach lub na Litwie w ilości do 2 kg na osobę jednorazowo i przywieźć do Polski. Posiadanie jest legalne, choć transport ilości powyżej tych 2 kg wymaga zezwolenia (warunki uzyskania są tak obłędne, że nawet nie warto o tym myśleć). Co prawda uczciwie przyznam, że nie jestem w stanie powiedzieć, czy przewóz prze z granicę jest w obecnych regulacjach legalny czy nie, ale funkcjonariusze Straży Granicznej pewnie też tego nie wiedzą.
Czyli podsumowując – paranoja. Proch można posiadać, praktycznie nie można go sprzedawać i nie wiadomo czy można go przywieźć.
A z innej beczki – ostatni tekst FerFala – tłumaczenie przemówienia Fidela Castro z 1959 r., w którym wyjaśnia on, że obywatele wolnej Kuby już nie potrzebują broni bo teraz żyją w wolnym i demokratycznym kraju, w którym nie ma żadnej potrzeby buntować się przeciwko rządowi. Resztę historii znamy...

Następny krok do bankructwa RP – nacjonalizacja bez odszkodowania

Zaledwie kilkanaście dni temu retorycznie pytałem się kogo bandycko skroi rząd w następnej kolejności – i oto już jest kawałek odpowiedzi.
W Gazecie Prawnej - generalnie nędznie redagowanej, ukazał się, dla odmiany ciekawy, artykuł o następnym pomyśle ratowania budżetu – zmiana ustawy o finansach publicznych nakaże trzymanie wolnych środków funduszy państwowych, agencji rządowych, NFZ i Lasów Państwowych zamiast w bankach – w „depozycie” Ministra Finansów. Chodzi ponoć o 20 mld złotych.(choć znając rzetelność GP – napiszę: nie wiem o jaką kwotę chodzi). Pozornie wygląda to na rozsądną gospodarność – BS.
Ciekawe są konsekwencje – jakaś, być może spora, suma nie zostanie powierzona bankom i będą miały po prostu mniejsze depozyty. Nawet jeżeli to jest 20 mld – w pewnym stopniu pogorszy to współczynnik wypłacalności banków. Więc przynajmniej w Polsce idziemy równym krokiem w kierunku systemowego załamania sektora bankowego. Choć możliwe, że zagraniczni właściciele będą ratować swoje banki przed załamaniem w obliczu defautu rządu.
I druga sprawa – czyje pieniądze są nacjonalizowane (to chyba najwłaściwsze określenie na tą operację) :
  1. fundusze państwowe i agencje rządowe – kłania się znów jakość źródła- jeżeli chodzi o zwykłe przystawki budżetu to z mojej strony OK – zarządca (bo nie właściciel przecież) robi z powierzonymi pieniędzmi co uważa za stosowne. A jeśli też o np. Fundusz Rezerwy Demograficznej to jest to kompletny skandal i zwyczajna nacjonalizacja pieniędzy przeznaczonych na wypłatę emerytur za kilka - kilkanaście lat
  2. NFZ – koniec złudzeń o niepaństwowym systemie opieki zdrowotnej. Kasa właśnie jest nacjonalizowana.
  3. Lasy Państwowe – i to jest kompletny brak hamulców i poszanowania własności. Otóż LP to przedsiębiorstwo państwowe. Wbrew nazwie (w socjalizmie wszystko musi się nazywać odwrotnie) przedsiębiorstwo państwowe nie jest państwowe, a stricte legalistycznie jest fundacją (fundacje nie mają właściciela!) zarządzaną przez pracowników i Dyrektora. Dyrektora wybierają pracownicy, a pewne uprawnienie ma też organ założycielski – ale do tych uprawnień nie wchodzi żadna możliwość odebrania majątku – nawet likwidacja jest możliwa tylko w wypadku niesprawności ekonomicznej. Czyli nasz szanowny rząd właśnie nacjonalizuje bez odszkodowania majątek osoby trzeciej
Kto następny?

Garść nowych linków

1. Domowy survivial. Strona, wbrew nazwie nie jest o bieganiu po lesie z krzesiwem i nożem – tylko o nieco zapomnianym zwyczaju bycia przygotowanym na niemiłe niespodzianki od przyrody, państwa, czy dostawców mediów. Strona na etapie rozkręcania – ale mam nadzieję, że z czasem pojawi się tam sporo wartościowej treści. A z całą pewnością prezentowany tam sposób myślenia jest obowiązkowy dla każdego rozsądnego i odpowiedzialnego człowieka. Chciałem nawet o tym trochę popisać – ale skoro jest ktoś inny, komu się chce- to odsyłam.
2. I właściwie w tej samej tematyce – Ferfal, o swoim osobistym doświadczeniu z załamania w Argentynie i jak przeżyć sprawnie i bez szkód dla siebie i rodziny katastrofę gospodarczą. Ferfal zresztą podkreśla, że oprócz pewnych zapasów żywności, wody i gotówki – najważniejszą rzeczą na dni czy tygodnie chaosu po załamaniu jest broń, czego Survivalista zdaje się nie zauważać.
3. Dalej – mój szanowny kolega – Gonzalo Lira, czytelnicy ZeroHedge i naked capitalism zapewne znają to nazwisko – rozpoczął własnego bloga. Jest przekonany i sensownie argumentuje, że absolutnie konieczne delewarowanie odbędzie się w postaci hiperinflacji dolara. Ja uważam, że potencjalnie możliwy i na dziś równie prawdopodobny jest drugi scenariusz, czyli argentyński na skalę światową. Zobaczymy.

Miejsce na świecie z przyszłością – los rios Parana y Paraguay

Oczywiście nie mam na myśli samych tych rzek, ale ich zlewiska. Leży tam kilka krajów – Argentyna, Boliwia, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj, ale lepiej patrzeć na ten region świata właśnie z perspektywy estuarium La Plata – bo właśnie tereny w zlewiskach tych rzek dadzą temu regionowi świata, w obliczu wyczerpujących się zasobów energii kopalnej bogactwo i prosperity (tu raczej z wyłączeniem Boliwii).
Od strony rzek patrząc mamy możliwości taniego i wydajnego transportu na olbrzymim obszarze. Olbrzymim, tj. prawie o połowę większymi niż zlewisko Missisipi i nieco mniejszym niż obszar całej UE. Tereny wewnątrz lądu były jeszcze całkiem niedawno bardzo słabo rozwinięte – zwłaszcza w Paragwaju, ale właśnie teraz się to błyskawicznie zmienia (Paragwaj – wzrost gospodarczy coś około 11% w zeszłym roku – i to na realnych fundamentach, a nie bańce kredytowej!) A co najważniejsze – głównym towarem eksportowym całego regionu jest soja (czyli olej, czyli paliwo), a potencjalnie może się nim stać także cukier (czyli spirytus, czyli paliwo). A oprócz tego są jeszcze olbrzymie elektrownie wodne
Dokładając do tego europejską kulturę (z częściowym wyjątkiem Boliwii), nie zniszczoną „postępem”, trudno nie być ekstremalnym optymistą co do przyszłości całego regionu. 
Tu drobna dygresja - jeśli, drogie Czytelniczki pytacie się gdzie są jeszcze normalni faceci - to odpowiedź brzmi - też tam. Przeciętny latynoski macho prędzej zacznie kraść i rabować, niż się przyzna, że nie stać go na utrzymanie rodziny, czy kolejne dziecko, a na pewno się nie podda nad butelką - co też tłumaczy w istocie znacznie mniejsze bezpieczeństwo domu i ulicy.
Oczywiście, rząd potrafi zniszczyć nawet najbardziej kwitnący kraj i latynoskie rządy nie raz to udowadniały – ale w tej kategorii mają ostrą konkurencję wschodnioeuropejskich – więc pod tym względem Polaków nic tam nie powinno szczególnie dziwić.
Za to istnieje realne ryzyko szalonych lewaków u władzy – wszędzie w regionie, choć do nacjonalizacji na masową skalę posunął się jedynie Salvador Allende (to co prawda obok – w Chile i 40 lat temu, ale styl polityki jest wszędzie podobny) oraz częściowa ostatnio w Argentynie (ale w socjalistycznej normie – rząd ukradł tylko składki emerytalne, wodociągi w BsA i drenuje do zera firmy naftowe). Na szczęście, również zgodnie z latynoską tradycją, można zazwyczaj w takiej sytuacji liczyć na chroniąca własność i wolność armię – acz niezbyt dokładnie chroniącą życie lewicowych terrorystów, których całkiem sporo zaginęło bez wieści w latach 70- tych w Chile i 80- tych w Argentynie. Więc jeśli ktoś z szanownych Czytelników ma zamiar zostać lewicowym terrorystą – to w Europie będzie bezpieczniej.
Oczywiście, są to wszystko w miarę biednie kraje, przeładowane państwowym interwencjonizmem i/lub skorumpowane do cna – czyli generalnie jak w Polsce, ale za to rozwijają się na znacznie zdrowszych fundamentach i ten rozwój, śmiem twierdzić, jest prawdziwy w przeciwieństwie do bańki budowlanej na kredyt.
Przy okazji – nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany bliżej regionem i kulturą – to dwa z tych państw są na absolutnym topie, jeśli chodzi o drugi paszport – Paragwaj (który co prawda cieszy się zasłużoną opinią kraju w którym o wszystkim decyduje tylko wysokość łapówki, włącznie z wyrokiem sądowym i nazwiskiem w paszporcie – więc z czasem może spotkać się z pewną podejrzliwością ) oraz Urugwaj (gdzie to wygląda w całości „cywilizowanie”, w miarę szybko i tanio).
To z pewnością nie jest wyczerpanie tematu i same przepisy dotyczące broni w tych państwach są fascynującym tematem- więc będzie jeszcze sporo. 

Peak Oil – przebieg wydarzeń

Nie rozstrzygając na razie, kiedy nastąpił, czy nastąpi – nie będzie to żadna nagła katastrofa. Ropa się nie skończy z dnia na dzień a wręcz przeciwnie – będzie jeszcze bardzo długo wydobywana. Peak Oil w kontynentalnej części USA nastąpił około roku 1930 i proszę, ropę się tam nadal wydobywa, choć coraz mniej.
Podstawową konsekwencją będzie to, że na jednego człowieka będzie przypadać coraz mniej płynnych paliw kopalnych – a presja substytucji podniesie ceny także innych nośników energii (czego chyba większość osób nie zauważa). W optymistycznym wariancie rządy i przeciętny człowiek będą sobie zdawać z tego sprawę i stopniowo zmniejszać uzależnienie od paliw płynnych – oczywiście pod presją rynku. Czyli rzeczy które właściwie widzimy w Polsce – przy nowym samochodzie pytanie „ile pali”, szukanie tańszych paliw (olej z Biedronki do diesli), itp. A także oszczędzanie wszystkich innych postaci energii – docieplanie domów i stopniowe ograniczanie ich rozmiarów. Dalej by było skracanie odległości na które są transportowane towary, przez wzrost cen transportu i stopniowe przechodzenie na bardziej lokalną żywność i wyroby przemysłowe – a także wykorzystywanie wszystkich dostępnych źródeł energii – lokalnego drewna i biomasy do ogrzewania, solarów do wody, itd.
To jest pięknie optymistyczny scenariusz stopniowego dopasowywania się – dalej by było lokalne wytwarzanie energii elektrycznej z własnych źródeł. Bo przypomnę jeszcze raz – samochody elektryczne są rozwiązaniem co najwyżej przejściowym, jeżeli energia pochodzi ze spalania paliw kopalnych. Substytucja ropy węglem (możliwa choćby przez produkcję benzyny z węgla) spowoduje jedynie szybsze wyczerpanie się złóż węgla – acz odwleczenie skutków braku energii. Powyższy scenariusz niestety mógłby się wydarzyć tylko przy założeniu światłego rządu, zdającego sobie sprawę z rozwoju sytuacji i np. opodatkowującego wysoko paliwa płynne (w celu zmuszenia ludzi do szukania alternatyw)- na razie zupełnie jak w Europie i dodatkowo nie wydającego dochodów z tych podatków w celu akumulacji na ciężki okres dostosowawczy – zupełnie nie jak w Europie.
Optymistycznego scenariusza jednak nie będzie. Ludzie będą się starali utrzymać dotychczasowy styl życia za wszelką cenę – zwyczajnie zadłużając się, a rządów dotyczy to jeszcze bardziej.
Niektórzy będą musieli ograniczyć swoje potrzeby energetyczne od razu, inni później a jeszcze inni wcale – ale oznacza to też, że spadnie popyt na dobra przemysłowe – artykuły nie pierwszej potrzeby, za to wymagające mnóstwa energii do wytworzenia. Dlatego też tak mocno w okresie przejściowym ucierpią gospodarki przemysłowe oparte na eksporcie. Jaki będzie dalszy scenariusz? Otóż raz go już przerabialiśmy. Kiedy skończyła się pierwsza epoka taniej ropy (czyli wzmiankowane ok. 1930), przemysłowe gospodarki Niemiec i Japonii znalazły się na dnie (a skala uzależnienia od ropy była znacznie mniejsza niż dziś – transport w wyraźnej części opierał się jeszcze na węglu) i dalej populizm, autarkia i wojna. Pamiętajmy, że w ataku Japonii na USA chodziło właściwie wyłącznie o ropę, a i polityka Niemiec w tym czasie szła w sporej części właśnie za ropą.
Oczywiście, załamanie gospodarki Niemiec nastąpiło w wyniki Wielkiego Kryzysu – tylko może być całkiem prawdopodobnym, że sam kryzys był również kryzysem energetycznym – życie i gospodarka na kredyt w iluzji stałego wzrostu, potem kontrakcja i załamanie.
Innym zjawiskiem jest to, że w sytuacji kurczenia się popytu na dobra przemysłowe, ogólnego spadku zysków i walki o przetrwanie biznesu coraz atrakcyjniejszy staje się dochód od rządu. Choćby pensyjka urzędnicza, a jeszcze lepiej biznes żyjący z rządowej kasy. To również obserwujemy – ubocznym objawem jest gwałtowny wzrost liczby urzędników – typowa dla kryzysu presja na „załatwienie” dla „młodego, wykształconego” który jakoś nie może sobie poradzić.
Razem ze spadkiem wpływów podatkowych z realnej gospodarki powoduje to wykładniczy wzrost zadłużenia rządu. I z tej spirali nie ma wyjścia. Skończy się załamaniem – czy w scenariuszu deflacyjnym – czyli systemowego kryzysu bankowego i wzrostu wartości gotówki (jak w latach 30- tych), czy hiperinflacyjnym, czyli spadkiem wartości pieniądza i faktyczną kasacją długów – nie mam pojęcia.
I jeszcze jedno: Peak Oil nie będzie ogłoszony w mediach i nikt nie powie „proszę Państwa, od dziś ogólnoświatowe wydobycie ropy zaczyna spadać”. Kiedy nastąpi dowiemy się najwcześniej kilka lat później – a bardziej prawdopodobnym jest, że wcale. Tak jak nie wiadomo kiedy nastąpił peak oil w kontynentalnych USA. Bo akurat był kryzys i wydobycie spadło – a potem już nie wróciło do poprzedniego poziomu. I ropy jeszcze starczało dla USA – ale dla Niemiec i Japonii już nie.
Nieco niepokojące jest to, że powyższe, nakładające się nieco objawy kryzysu energetycznego i finansowego właściwie możemy obserwować już od przełomu wieków. Wszyscy biorą je za skutek wariactwa kredytowego – ale właściwie czy wariactwo kredytowe było spowodowane tylko łatwym pieniądzem, czy może też szaleńczą próbą utrzymania „godziwego stylu życia” w USA?

Inwestycja (bez) przyszłości - Microsoft

Co do inwestowania w długim terminie ostatnio całkiem szczerze polecałem Google Inc., więc z rozpędu przyjrzę się fundamentom biznesu innego informatycznego giganta – Microsoft. Tak właściwie to można powiedzieć, że tych fundamentów nie ma i firma właściwie jest już trupem i na tym skończyć wpis. Ale, że zwykle wypisuję sporo zupełnie oczywistych rzeczy i zrobię to i tym razem. Podstawowym biznesem Microsoftu jest teoretycznie sprzedaż systemów operacyjnych do komputerów. Próby zdobycia innych rynków (SO komórek, przeglądarki internetowe, konsole) kończyły się mniej lub bardziej spektakularnym fiaskiem Otóż z Google Statistisc wiem, że IE jest czwartą co do popularności przeglądarką. Może, co prawda moi czytelnicy są niereprezentatywni – bo podejrzewam, że niekoniecznie jesteście młodzi, wykształceni i z wielkich miast – za to jesteście raczej myślącą elitą oddzielającą reklamę od prawdziwej jakości produktu. Co do systemów na komórki, Android jest cenowo, a też funkcjonalnie nie do pobicia. Z pakietu Office ja sam od dawna nie korzystam – bo bezpłatny OpenOffice był przez pewien czas ewidentnie lepszy, a potem tak zostało. Używam co prawda Windows, ale tylko dlatego, że sprzedawca miał go razem z komputerem. Samego bym w żadnym wypadku nie kupił, mając alternatywę Linuksa.
Czyli podsumowując – prawie w każdym segmencie rynku firma ta usiłuje żyć ze sprzedaży tego, co można otrzymać za darmo. Sorry, ale to można porównać do sprzedawania powietrza do oddychania. Kiedyś byli monopolistą, ale to już zamierzchła przeszłość. Dziś zyski Microsoftu zależą wyłącznie od siły przymusu państwowego, egzekwującego tantiemy – a i to pod warunkiem, że się chce/musi korzystać z ich produktów. Zwłaszcza, że społeczne poparcie dla idei ochrony praw autorskich znika w błyskawiczny sposób. Więc schemat biznesu Microsoftu wygląda tak: użycie przymusu państwowego w celu otrzymania zapłaty za produkty, które konkurencja oferuje za darmo. Taki biznes może trwać lata, ale nie ma żadnych realnych fundamentów. Nie oferują nic, za co inni chcieliby płacić. Stąd moje stwierdzenie, że sprzedaż SO to teoretycznie ich biznes – praktycznie jest to współpraca z organami ścigania w celu osiągania zysków. Trudno powiedzieć, czy moralnie nieuzasadnionych, ale na pewno nie legitymizowanych w społecznym odczuciu. Zresztą całkiem niedawno w rozmowie z pewną uroczą blondynką upierałem się, że Microsoft nie jest zwykłą rynkową firmą tylko kolejną pijawką korzystającą z rządowego przymusu i kwalifikacje jej managerów nie polegają na sprzedaży a na dobrych kontaktach z władzą – mam nadzieję, że wystarczająco rozwinąłem tę myśl.
Przewidując w określonej przeze mnie samego perspektywie pokolenia – widzę Microsoft jako bankruta (choć znając prawo upadłościowe USA – chapter 11 i ciągłe funkcjonowanie) i gigantyczny spadek wartości akcji. Nie podejmuję się oczywiście doradztwa inwestycyjnego i nie wiem, jaki będzie kurs za rok, ale mogę zgadywać, że za 30 lat będą proporcjonalnie warte znacznie mniej niż Google, albo nawet Facebook – który dla odmiany jest u szczytu teraz..

Nauka domowa - rozwinięcie i o wolności w Polsce ogólnie

Kolejna historyjka o wolności edukacji, a właściwie o skutecznej walce z niemieckim systemem – jednym z najbardziej represyjnych na świecie (polski jest chyba w okolicach niechlubnego pierwszego miejsca – niestety tak). Otóż pewna niemiecka rodzina, doszedłszy do wniosku, że szkoła powoduje znaczne problemy wychowawcze ich dzieci, po prostu zabrała je ze szkoły, nie mogąc znaleźć żadnej przyzwoitej w okolicy. Spodziewali się umiarkowanej grzywny i przyschnięcia sprawy. Nieco się przeliczyli, bo uruchomili aparat represji w pełnym działaniu. Kolejne procesy – przegrane, grzywny, itd. Po przymusowym dowożeniu przez Policję dzieci do szkoły i pod groźbą odebrania praw rodzicielskich wyjechali do USA i wystąpili o azyl polityczny! I uzyskali go.
Polski przymus edukacyjny wywodzi się z pruskiego, tak jak i niemiecki – regulacje i sankcje są zbliżone, tyle że aparat państwowy może jeszcze łatwiej zniszczyć rodzinę, a decyzje o odebraniu praw rodzicielskich potrafią zapadać jak splunięcie.
Podejrzewam, że gdyby sporządzić indeks państw pod względem normalnej, ludzkiej wolności – mieszkania, rodziny i możliwości jej utrzymania i obrony, RP znalazłaby się gdzieś w okolicach Korei Płn. Jeden z najbardziej drakońskich obowiązków szkolnych na świecie, obłędnie restrykcyjne (przede wszystkim w praktyce) przepisy dotyczące broni, przepisy zawyżające co najmniej 3- krotnie koszty budowy domu i system podatkowy skutecznie uniemożliwiający normalne życie przeciętnemu człowiekowi. Są państwa, w których w poszczególnych kategoriach jest gorzej (z wyjątkiem edukacji- tu takiego nie znam)– ale za wyjątkiem kompletnie obłędnych reżimów, nigdzie nie ma takiego połączenia.
Ale jest pozytywna tendencja – w miarę rozrostu, aparat represji staje się coraz słabszy. Coraz więcej urzędników, którzy walczą o wpływy wewnątrz instytucji, nie interesuje się światem zewnętrznym, coraz więcej przepisów wzajemnie wykluczających się i urzędów o sprzecznych kompetencjach. Nikt nie zna kompletu regulacji i nikt nie wie co jest legalne, a co było tydzień temu. W taki sposób zresztą ja sam jeździłem przez miesiąc samochodem bez tablic rejestracyjnych. Legalnie. Co więcej, Policja się mną nie interesowała – słusznie przypuszczając, że skoro tak jeżdżę, to przepisy na to pozwalają, a oni nie wiedzieliby co z tym zrobić. Silne państwo, che, che...

Nauka domowa w Stanach

Uważam osobiście, że homeschooling jest tylko pewnym kompromisem z lewakami, ale uczenie samemu dziecka, nawet pod państwowym nadzorem i tak jest lepsze niż wysyłanie go do wylęgarni szympansów, zwanej z socjalistyczna szkołą. A oto link z opisem bojów homeschoolera z adminstracją w NJ. Blog zresztą całkiem interesujący i warto poczytać, a sam post pokazuje, że nawet w USA, gdzie domowe nauczanie jest relatywnie łatwo dostępne, potrafi się ono zamienić w wojnę z urzędasami.

O przyszłości mediów

Media to ciekawy biznes. Model się od lat nie zmienia. Bezpłatne udostępnianie treści jak najatrakcyjniejszej dla widzów/czytelników i sprzedawanie powierzchni/ czasu dla zainteresowanych dotarciem do tych odbiorców. Czasem się to jeszcze łączy z odpłatnością za treść, czasem nie. Ten opis modelu biznesowego pasuje zarówno do XIX- wiecznej gazety, telewizji, jak i bloga. Fundamentem biznesu jest tylko liczba i jakość odbiorców, dodatkiem umiejętności marketingowe dotarcia do reklamodawców. Samo medium jest tylko znakiem czasów, a zmiany są zmianami w kierunku obniżania kosztów dotarcia do odbiorcy. Tak określając zasady biznesu (co nie jest niczym odkrywczym – delikatnie mówiąc) widać jasny kierunek. Generalne obniżanie cen reklam – bo znalazł się nowy, tańszy sposób dotarcia do odbiorcy i upadek dotychczasowych mediów. Choć pozostają jako nisza. Po upowszechnieniu się telewizji, radio przestało być sposobem na spędzanie czasu, ale odnalazło się jako uprzyjemniacz w tle w samochodzie i w pracy. Po dalszym upowszechnieniu internetu, prasa pozostanie pewnie dodatkiem do pociągów i samolotów – ale nawet tam w znacznie zmniejszonym stopniu. Gdzie jest w przyszłości nisza dla telewizji? Nie jestem pewien. Wydaje mi się, że tak jak bezrefleksyjny 50- latek nie potrafi się obejść bez telewizora, tak jego 20- letni potomek już raczej z niego nie korzysta, choć ten telewizor w domu jest i to zazwyczaj włączony przez cały dzień. Wyprowadzając się, pewnie większość jeszcze kupi nowy – bo wypada, jak to być biedakiem co nawet telewizora nie ma? Ale to już dziś w młodszym pokoleniu tylko pewne oportunistyczne przyzwyczajenie. A stawiam na to, że większość rynku reklamowego w perspektywie pokolenia przejmie internet. A największą część w internecie firma która ma właśnie taką wizję i ją skutecznie realizuje – Google Inc. Firma już wielka i potężna, ale która ma najlepsze lata jeszcze daleko przed sobą. I jakże to przyjemna myśl, że odbierze forsę, która inaczej by trafiła do TVN, GW i okolic – choć oni akurat się zabezpieczają przed utratą tradycyjnego biznesu.
Ten upadek tradycyjnych mediów jest już widoczny. Spadek przychodów, cięcia kosztów, które odbijają się na jakości zawartości. Otóż może ja zauważyłem to szczególnie wyraźnie, bo od ponad pół roku nie posiadam telewizora i akurat wczoraj, będąc z wizytą u znajomego pierwszy raz w tym roku obejrzałem wiadomości w państwowej w telewizji. Wrażenie – żenujący poziom dziennikarski i językowy, a dodając do tego merytoryczną treść komentarzem staje przed oczyma jedynie fragment z „Producentów” Mela Brooksa. Dla nie znających treści – dwóch cwaniaczków zamierzało zrobić przewał na produkcji sztuki teatralnej. Sprzedać grubo powyżej 100% udziałów w produkcji i zrobić klapę – inwestorzy i tak stracą, więc nikt się nie zainteresuje kapitałem. Pomysł dobry, ale spalił na panewce, kiedy podczas drugiego aktu ktoś ze smętnie siedzącej dotychczas widowni krzyknął „Ludzie! To jest śmieszne!”. I tak ja się wczoraj ubawiłem przy wiadomościach.
A jeśli ktoś poszukuje rzetelnych informacji na interesujące tematy, czy publicystyki napisanej przyzwoitą polszczyzną to po lewej stronie jest lista linków. A w szczególności polecam ostatni tekst HansaKlosa „Strach istotą sprawowania władzy”
I drobny apel do wszystkich czytających mnie blogerów – każdy jeden rzetelny, jasno i elegancko napisany artykuł przy okazji szkodzi temu stadu monopolistycznych manipulantów i jest też drobnym kroczkiem na drodze do wolności. Każda reklama tu (znaczy w blogosferze) podkopuje fundamenty ich władzy. Nic nie stanie się szybko, ale droga jest wyraźna i jasno oświetlona przez dobrego wujka Google.

Zamach

Miałem nie zajmować się bieżącą polityką i się nie zajmuję. Ale, jeśli moja teoria ma choć odrobinę sensu, to sprawa dotyczy dalekiej futurologii, a nie bieżącej polityki.
Jeśli wyciek przedrukowany przez Der Spiegel jest prawdziwy to ewentualny zamach w Smoleńsku jest częścią znacznie większej gry, której skutki zaczniemy poznawać na własnej skórze dopiero za klika lat.
Najpierw, dla wszystkich miłośników spisków – nadal uważam, że najprostsze wyjaśnienie jest najbardziej prawdopodobne. A fakty- skandaliczne zaniedbania w szkoleniu pilotów, mętny podział władzy wykonawczej i co za tym idzie nieformalne naciski zarówno premiera jak i prezydenta (każdych kolejnych) na pułk lotnictwa specjalnego w ramach walki pomiędzy „pałacami”. To jest sam z siebie wystarczający przepis na katastrofę.
Że opiszę taką sytuację w przenośni. Powiedzmy, ktoś z żoną się bawi uparcie w „kto komu bardziej zrobi na złość”. Powiedzmy, że mają jeden samochód. Oczywiście w tak pięknym związku trwa wieczna awantura o kasę i nikt nie da ani grosza z własnych pieniędzy na wspólny samochód. Wytłuczone zawieszenie, niesprawne hamulce – ok, trzeba kiedyś zrobić, ale najpierw niech on/ona da na to kasę. Tak naprawdę na co dzień go nikt nie używa, ale gdy raz na miesiąc jedno z nich go potrzebuje, nagle okazuje się, że drugie w tym samym czasie ma Strasznie Ważną Sprawę. Oboje są tylko niedzielnymi kierowcami, ale jak trzeba pokazać ważność Strasznie Ważnej Sprawy to gnają na złamanie karku – ok, jeśli się umie i ma sprawny pojazd. Ale to jest przepis na katastrofę. I tyle. Która oczywiście może nie wystąpić. A kiedy ona następuje – to dopiero się zaczyna ujadanie na „tą bezmyślną świnię – byłego małżonka” . Widziałem zawodowo takie rzeczy nie raz. Za każdym razem tak samo głupie i obrzydliwe. Więc gierek w polskiej polityce też nie lubię.
Ale odchodząc od przenośni – katastrofa ta była wprost zapisana w polskiej konstytucji (choć między wierszami) – przez chory podział władzy pomiędzy prezydenta i rząd.
Inna sprawa, że wśród moich znajomych i to akurat tych rozsądniejszych, jest sporo wyznawców teorii zamachu. Chcąc – nie chcąc, jestem w jakiś stopniu pod ich wpływem. Co prawda wpływ ten nie jest zbyt duży – i jak jest dochodzenie, to trzeba trzymać się zasad – nie wiary w „złego ruska”. Sorry, co najmniej motyw i sposobność.
Co do sposobności – w zarówno polskim, jak i rosyjskim bałaganie, zakładam, że wszystko jest możliwe. Aczkolwiek w tym zakresie zapewne trudne i kosztowne, więc motyw musi być naprawdę poważny.
Po stronie rosyjskiej takiego motywu nie widziałem i nadal nie widzę. Pomimo nawet całkiem widocznej gry o wpływy to jest bez sensu. Za to opisany wcześniej niemiecki raport zmienia obraz rzeczy. Jak sam twierdziłem wcześniej i zdania nie zmieniam, Peak Oil stanowi fundamentalne zagrożenie zwłaszcza dla niemieckiej gospodarki (i każdej innej przemysłowej). Na tyle poważne, że śmiało może grozić rozpadem lub całkowitym załamaniem państwa. A że Republika Federalna jest państwem poważnym, które potrafi określić samodzielnie swoje strategiczne cele i je realizować – to można przypuszczać, iż również w tym wypadku niemiecki rząd będzie działać. Kierunek tego działania zaś został opisany w raporcie. W sytuacji przewidywanych utrudnień w dostępności ropy na wolnych rynkach międzynarodowych, zabezpieczyć jej dostawy przez bilateralną umowę z Rosją. Aby doprowadzić do zawarcia takiej umowy, należy odstąpić Rosji wpływy w niektórych co najmniej państwach Europy Środkowej. Może to oznaczać zgodę na wchłonięcie Ukrainy (lub jej części), albo na odbudowę całego byłego imperium – włącznie z Polską, która geopolitycznie w tej układance jest najważniejsza. W każdym wypadku, maksymalizacja wpływów politycznych w Polsce i w nieco mniejszym stopniu, reszcie krajów regionu, jest kwestią najwyższego strategicznego znaczenia, być może przetrwania państwa, dla Niemiec. W takiej sytuacji jest pewnym, iż kształtujący niemiecką politykę nie cofną się przed niczym dla realizacji tych celów. W tej sytuacji istnieje motyw – nie dla zabójstwa Prezydenta, ale dla eliminacji całego środowiska, które stanowiło jedyne realne zagrożenie dla rządów PO. Zakładam tutaj milcząco, że PO jest w znacznej części zinfiltrowane przez agentów niemieckiego rządu, a przynajmniej przychylne orientacji proniemieckiej – ale dla uważnego obserwatora to chyba nie ulega wątpliwości. Jest rzeczą oczywistą, że katastrofa zabezpieczyła kilka lat spokojnych rządów PO, prawdopodobnie przetrwają nawet ogłoszenie niewypłacalności. Oczywiście w tym układzie rzeczy logiczne jest nieudolne prowadzenie śledztwa i jednocześnie sugerowanie rosyjskiego sprawstwa w środowiskach narodowo- katolickich (tak je nazwijmy). Co obserwujemy.
Na koniec moja, jak najbardziej autentyczna rozmowa ze spiskowęszącym kolegą – przynajmniej starannie śledzi temat i polskie media:
cześć
22:48Łukasz
Czołem!
22:49Ja
Napisałem ci wzmiankę o nowej teorii spisku i nie zareagowałeś?
22:50Łukasz
Ale nie sprecyzowałeś o co chodzi
22:51Ja
Bo próbowałem sprowokować. A tu żadnego odzewu.
22:53Ja
W skrócie: Niemcy mają motyw i dodatkowy do skłócenia z Rosją
22:54Łukasz
też o tym myślałem zwłaszcza że o zamachu pisał Warzecha pracujący w Fakcie
22:54Ja
Nie znam i nie kojarzę
22:55Łukasz
Łukasz Warzecha jako pierwszy mainstreamowy dziennikarz pisał o możliwości zamachu
a pracuje w Springerowskim fakcie
ale to była robota Ruskich przy akceptacji reszty
22:55Ja
To prawie pasuje
22:55Łukasz
Amerykanie muszą znać prawdę
22:56Łukasz
jak z Sikorskim - wszystkim pasowała śmierć "kartofla"
22:56Łukasz
pozbyli się balastu
22:57Ja
Tylko że ja upieram się, że ruskim nie pasowała
a przynajmniej nie wystarczająco do organizowania zamachu.
23:00Łukasz
bez nich by się nie udało - na ich terenie, jakiś odłam służb musiał w tym robić - może Putin był niewtajemniczony, ale jakiś generał na pewno. W Rosji od śmierci Stalina jest zarządzanie kolektywne - powrót do norm leninowskich
23:01Ja
To jeden z generałów, chyba fsb zginął ostatnio w dziwny sposób.
23:01Łukasz
GRU!
23:04Ja
Tak czy inaczej dla Niemiec ta gra ma stawkę przetrwania przemysłu, czyli całego kraju. To jest motyw
Dla dowolnych działań i dowolnego ryzyka
23:05Łukasz
Jest to jakaś konstruktywna koncepcja
ale musieliby z kimś z Rosji to zrobić
23:06Ja
wystarczy do tego forsa .
a potem śmierć odpowiedzialnego - czy dlatego, że się wydało, czy przez mocodawców żeby się nie wydało
23:08Łukasz
to jest całkiem niezła koncepcja - Tusk proniemiecki nadzoruje nasze służby, które przy pomocy dawnych towarzyszy strącają samolot
23:09Łukasz
podejrzenie w Narodzie pada na Ruskich a Niemcy się cieszą i jeszcze podgrzewają atmosferę - Warzecha i inni
no w każdym razie współpracuje
23:23Ja
chyba że masz jeszcze jakiś dobry argument - bo przypominam, że ja posługuję się chłodną logiką psa
motyw i sposobność
23:24Łukasz
nic poza tym co już pisałem
generalnie Ruskie
23:25Ja
A ja nie widzę ruskiego interesu państwowego. Żadnego. Prywatny, w skorumpowanym kraju - możliwy
23:26Łukasz
oni nie maja interesów państwowych tylko korporacyjno - służbowe
23:26Łukasz
jak Polska obecnie
23:26Ja
Swoją drogą, od opublikowania tego mam ładnych parę wejść z Rosji
To pewna na luzie, choć całkowicie fikcyjna opowieść z czasów kiedy statki były z drewna a ludzie ze stali. Inna sprawa, że akurat ten okręt miał historię bojową prawie zbliżona do tej opowieści. Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą, że zwyczajnie nie chciało mi się tego tłumaczyć, ale terminologia morska po polsku brzmi dla mnie samego nieco obco. Na usprawiedliwienie napiszę, że znam shipping dość dobrze, jak też walki na morzu w epoce napoleońskiej są jednym z moich ulubionych koników historycznych - ale wszędzie tam posługiwanie się językiem polskim jest dla mnie pewną egzotyką i często nie ma nawet odpowiednich polskich słów.
A oto tekst:

The
U.. S. S. Constitution (Old Ironsides), as a combat vessel,
carried 
48,600
gallons of fresh water
 for
her crew of 475 officers and men. This was sufficient to last
six months of sustained operations at sea. She carried no
evaporators (i.e. fresh water distillers). 
However,
let it be noted that according to her ship's log, "On July 27,
1798, the U.S.S. Constitution sailed from Boston with a full
complement of 475 officers and men, 48,600 gallons of fresh
water, 7,400 cannon shot, 11,600 pounds of black powder
and 
79,400
gallons of rum
." 
Her
mission: "To destroy and harass English
shipping."

Making Jamaica
on 6 October, she took on 826 pounds of flour
and 
68,300
gallons of rum
Then
she headed for the Azores , arriving there 12 November. She
provisioned with 550 pounds of beef
and 
64,300
gallons of Portuguese wine
On
18 November, she set sail for England . In the ensuing days she
defeated five British men-of-war and captured and scuttled 12
English merchant ships, 
salvaging
only the rum
 aboard
each. 
By 26 January, her powder and shot were
exhausted. Nevertheless, although unarmed she made a night raid
up the Firth of Clyde in Scotland . Her landing party captured a
whisky distillery and transferred 
40,000
gallons of single malt Scotch
 aboard
by dawn. Then she headed home. 
The U. S. S.
Constitution arrived in Boston on 20 February 1799, with no
cannon shot, no food, no powder, 
no
rum
no
wine
no
whisky
,
and 
38,600
gallons of water
Akurat mnie samego ubawił dość dobrze. A jak komuś mało to jeszcze filmik o bankierach, jakby wpisujący się w mój tekst 

Peak oil - co robić

Poprzedni wpis brzmiał jakby kasandrycznie. Generalnie jestem optymistą, za to staram się nie być lemingiem. Więc odpowiedź ogólna – nie panikować, myśleć i spokojnie działać
Generalna uwaga o peak oil– różne postaci energii mogą się do pewnego stopnia substytuować, więc stały wzrost cen ropy oznaczać też będzie stały wzrost cen węgla, gazu ziemnego, uranu, drewna i żywności – a także tego do czego są te surowce wykorzystywane, czyli prądu, stali, transportu – z jednym wyjątkiem – ludzkiej pracy. Oznacza to po prostu stały spadek możliwości nabywania energii i dóbr przemysłowych przez przeciętnego człowieka.
Jeśli Peak Oil jest już, bądź zaraz za rogiem to narzuca się kilka praktycznych wniosków:
  1. Zmieńmy swój styl życia na mniej zależny od zakupów energii. Jeśli mamy czas się przygotować (a raczej mamy), to można to zrobić, w rzeczywistości podwyższając swój standard życia. Kto już zmieni swój sposób myślenia ma szansę być wielkim wygranym.
  2. Szukajmy stylu życia, lub miejsca na świecie, gdzie energia jest łatwiej dostępna i gdzie będzie się o nią toczyła mniej zażarta konkurencja. Na krótszą metę – kraje z dużymi zasobami surowców energetycznych, na dłuższą – z dużymi możliwościami wytwarzania energii odnawialnej i produkcji żywności. Choć trzeba oczywiście patrzeć starannie na ustrój, jego perspektywy i stabilność kraju. Warunki energetyczne spełnia znakomicie Rosja, ale możliwości jej ucywilizowania w najbliższym czasie nie widzę
Listę krajów pod względem energetycznym dość łatwo sporządzić – w naszym regionie świata Rosja, a poza tym generalnie zeuropeizowane kraje półkuli południowej: Australia, Nowa Zelandia, Argentyna, Chile, Paragwaj, Brazylia. Z czego najbardziej świetlaną przyszłość (w porównaniu do dziś) widzę przed Argentyną, a najczarniejszą przed gęsto zaludnionymi krajami Europy. Na rozpisywanie się o Europie szkoda już czasu- na horyzoncie kilkadziesiąt lat stopniowego staczania się, przerywanego regularnymi wstrząsami.
Za to wcześniej wymienione kraje są, lub mogą łatwo się stać eksporterami energii netto i na dodatek łatwo mogą uniezależnić się od paliw kopalnych, bez szczególnej obniżki standardu życia.
Kolejnym takim krajem jest Islandia – która co prawda potrzebuje importowanych paliw, ale za to produkuje żywność dla więcej niż 10- krotności populacji. Wszystko to stopniowo rozwinę – obiecuję, proszę o cierpliwość, a i też konkretne pytania, łatwiej odpowiem znając je na etapie przygotowań, niż po zamknięciu tematu.

Peak Oil - zaczyna się

Jednak zaczęło się międzynarodowo. Już.
Centrum Przekształceń Bundeswehry – czyli formalnie część niemieckiego Ministerstwa Obrony, faktycznie raczej pełniąca niektóre zadania Sztabu Generalnego – opracowała raport nt. Peak oil. Raport nie został i nie będzie oficjalnie publikowany, ale wyciekł do Der Spiegel.
Oprócz rzeczy oczywistych (załamanie się handlu międzynarodowego, drastyczny wzrost cen towarów przemysłowych, itp.) zawiera on także przewidywania i zalecenia dotyczące polityki międzynarodowej. W skrócie – dać Rosji wolną rękę w Europie Środkowej za zabezpieczenie dostaw ropy. Cool. Co więcej, raport szacuje Peak Oil około roku 2010. Bieżącego roku.
Teoretycznie jest to tylko analiza przewidywań, ale jestem praktycznie pewien, że określa to już dzisiejsze kierunki polityki zagranicznej Republiki Federalnej.
To tłumaczy wiele rzeczy. Zwycięstwo PO w ostatnich i następnych wyborach oraz pomoc dla Grecji. Co ma piernik do wiatraka?
Otóż logicznie, aby przehandlować wpływy, najpierw trzeba je mieć. A jeśli dotyczy to najwyższej wagi sprawy bezpieczeństwa państwa, to nie ma kompromisów. I to jest dopiero pierwszy sensowny motyw zamachu na samolot prezydencki, jaki widzę. Niemcy wbrew interesom Rosji, eliminują polskich polityków proamerykańskich.
A co z Grecją? Otóż Grecja posiada całkiem sensowne (przynajmniej na papierze) siły zbrojne i wieloletni spór z Turcją, a Turcja kontroluje Dardanele – cieśninę o ważnym znaczeniu dla Rosji (nie tak wielkim jak kiedyś, ale nadal). Przewiduję, że w stosownym momencie nastąpi odwrócenie sojuszu i Grecja zostanie mniej lub bardziej rzucona na pożarcie Turcji za zmianę tureckiej polityki z proamerykańskiej na proniemiecką. Do tego czasu nie można dopuścić do bankructwa greckiego rządu, a polski zbankrutuje jak sytuacja dojrzeje – więc w pewnym momencie nastąpi atak spekulantów. Po skompromitowaniu rządu defautem następny będzie prorosyjski.
Jest tam też ładnie eufemistyczne sformułowanie „impact on security is expected to be felt 15 to 30 years later” , znaczy po peak oil. „Impact on security” w ustach żołnierza sztabu generalnego oznacza chyba tylko jedno – wojna. Choć osobiście nie sądzę, żebyśmy mieli aż 15 lat, nie mówiąc już o 30 – ale mam nadzieję.
To oznacza również, że na Unii Europejskiej Niemcy też już chyba postawili krzyżyk.
Tak, czy inaczej Polska znów międzynarodowo jest tylko pionkiem.

A link do artykułu tutaj

Boomtown

Miłośnicy westernów zapewne mają przed oczyma miasteczko na Dzikim Zachodzie- którego gospodarka opiera się na wydobyciu złota- pełnym górników, awanturników i rewolwerowców- w którym istnieją kopalnie złota, saloony i burdele- i właściwie nic poza tym.
Dobre skojarzenie- właśnie chciałem opisać takie miasto.
Interesująca wzmianka o tego typu miejscowości znajduje się w opisie podróży po Ameryce Henryka Sienkiewicza. Konkretnie to miał zamiar, ale za radą towarzysza podróży się do górniczego miasteczka nie wybrał. Usłyszał mianowicie, że miasteczko takie wygląda jak każde inne w okolicy – tyle że wszystko jest tam bardzo drogie.
Mechanizm tego zjawiska jest w sumie bardzo prosty – w miejscu gdzie się wydobywa złoto, jest go relatywnie dużo w stosunku do potrzeb obrotu. Wszystko, co nawet dałoby się wyprodukować na miejscu jest sprowadzane, bo przez łatwy pieniądz górników płace są sztucznie wysokie. Jedyna gospodarka jaka istnieje na miejscu to sprzedaż sprowadzanych towarów (głownie luksusowa konsumpcja) i usługi dla górników- saloony, burdele i „doradcy finansowi”
Dziś, w epoce papierowo- elektronicznego pieniądza wygląda to inaczej, ale tylko jak się przyjrzeć tylko trochę inaczej. Pieniądza nie wydobywa się w kopalniach złota, a tworzy w bankach. Więc właśnie w bankach i okolicach jest dzisiejszy odpowiednik złotego boomtown z XIX w. Właśnie w „stolicach finansowych”, gdzie produkuje się dzisiejsze złoto z powietrza koszty pracy i funkcjonowania są tak wysokie, że nie opłaca się wytwarzać niczego. Tylko produkować złoto i konsumować zyski. Oczywiście część tych pieniędzy jest przepuszczana przez budżety państw z ciągłym deficytem – i działa to tak samo. Wystarczy prosta obserwacja – teoretycznie najbogatsze są właśnie miasta władzy i banków – ale jednocześnie to tylko lokalna konsumpcja. Saloony, burdele i doradcy finansowi – wypisz-wymaluj Nowy Jork. City that never sleeps.
Co z tego wynika? Kilka bardzo ważnych konsekwencji co do prosperity, tak Warszawy, jak Nowego Jorku. Otóż, jeśli powróci pieniądz kruszcowy, to oznacza koniec tych miast w obecnym modelu. Po prostu – pieniądz będzie powstawać gdzie indziej, stawiając jednocześnie barierę przed wydatkami państwa ponad stan. Wróci lokalny przemysł i rzemiosło – a blokowiska, gdzie trudno jest coś wytwarzać staną się ruinami. Ale w początkowym okresie upadku papieru produkcja dzisiejszego złota i wszystko dookoła będzie się miało całkiem dobrze – papieru będzie przybywało, inflacja ruszy – ale w Boomtown ludzie zarabiać będą w jeszcze niezinflacjowanym pieniądzu. W końcu ten kto właśnie wydrukował pieniądz wie, że jest on nic nie wart – ale jego kontrahent jeszcze nie. Im dalej od Boomtown, tym pieniądz jest wart więcej. Tak było w czasie przywozu kruszców z Ameryki przez Hiszpanów, w czasie gorączki złota w Kalifornii, tak jest i dziś z dala od stolicy – dlatego choć zarobki bywają dużo niższe i można mieć mniej gadżetów, za to życie w Montanie pewnie bywa przyjemniejsze niż w NY. Choć w rzeczywistości cała gospodarka USA wygląda właśnie jak papierowy boomtown.
Ale- to jest po prostu nierównowaga. Kiedy papier upadnie, gospodarki poszczególnych krajów wyrównają się. Skalę upadku USA w takiej sytuacji trudno sobie nawet wyobrazić. Na szczęście nic nie zginie. To bogactwo, które dziś konsumują amerykanie trafi do reszty świata. W proporcjonalnie największym stopniu do dzisiejszych bankrutów. I jeśli ktoś wierzy w rychły powrót pieniądza kruszcowego – na ostatnim miejscu w rankingu państw postawiłbym USA, a na pierwszym Argentynę. O tej ostatniej będzie tu jeszcze wielokrotnie – a mam nadzieję, że w perspektywie kilku miesięcy garść relacji bezpośrednich.

Ale na powrót kruszcowego pieniądza ja osobiście tak szybko nie liczę. Nawet jeżeli obecny system upadnie, powstanie nowy oparty na „tym razem lepszym” papierze.
Lobby urzędniczo – bankowe, nawet po chwilowym załamaniu i tak się odrodzi i będzie, jak zwykle, wystarczająco silne aby zablokować wszelkie pomysły pieniądza kruszcowego, albo choćby prywatnego, opartego na kruszcu.

Tu przypomina się jedynie cytat z Psów:
- Czy jest pan gotów stać na straży porządku prawnego, odnowionej, demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej?
- Bezapelacyjnie, do samego końca... mojego lub jej...