Międzynarodówka złodziei

Rozpędza się kampania prezydencka w USA. Jest ciekawa. Bardzo ciekawa. 

Śmiało można postawić tezę, że jest możliwe, bardzo prawdopodobne, a w części pewne, trzęsienie ziemi na skale wyboru Lincolna i F.D. Roosevelta.

W USA, jak wiadomo system polityczny działa tak, że prezydentem może zostać tylko przedstawiciel jednej z dwóch głównych partii, z których młodsza powstała 170 lat temu. W czasie wyborów prezydenckich jest wybierana także cała Izba Reprezentantów oraz 1/3 Senatu. 
Co w skrócie oznacza, że zwykle partia prezydenta przejmuje także Izbę Reprezentantów, a w Senacie jest pewien bezwład oraz znacznie mocniejsza reprezentacja oligarchii, bo ze względu na sposób organizacji okręgów wyborczych jest znacznie łatwiej kupić głosy niż w innych wyborach. 

Wybrany przez partię kandydat na prezydenta jest też de facto szefem partii. Niezależnie czy wygra wybory i niezależnie, że formalnym szefem może być kto inny. Dlatego kwestia wyborów prezydenckich jest tak ważna. 
A poza tym USA są posiadaczem światowej waluty rezerwowej. Co oznacza, że praktycznie bezkarnie mogą drukować dowolne ilości pieniędzy i wydawać je w dowolny sposób, a reszta świata albo się do tego dostosuje, albo pozostanie bez pieniędzy. To jest prawdziwa potęga i są trzecią taką w historii, po Holandii i UK. I to jak i w która stronę ten strumień popłynie zależy w największej części od aktualnego lokatora Białego Domu.
Aktualnym jest Donald Trump i cała możliwa część tej rzeki forsy trafia do ludzi mu bliskich ideologicznie i politycznie. 

To też oznacza, że Donald Trump kontroluje Partię Republikańską, a komu się to nie podoba, ten zostanie bez wsparcia w kampanii i ją przegra. Co zostało już kilkukrotnie pokazane. 
Czyli to wszystko sprowadza nas do jednego pytania- kto będzie kandydatem na prezydenta wystawionym przez Partię Demokratyczną? I czy ma szanse wygrać z urzędującym prezydentem?
Zaczynając od drugiego pytania- Trump jest najbardziej niepopularnym prezydentem w historii sondaży (za wyjątkiem Nixona po ujawnieniu afery Watergate). Ale jego podstawowa baza jest skonsolidowana i fanatyczna. Niezależnie od wszystkiego uzyska 35-40% głosów. I to może wystarczyć jeśli będzie trzeci kandydat z poważną kampanią lub frekwencja będzie tak niska, że jego fani przeważą. Jeśli Partia Demokratyczna wystawi jakiegokolwiek minimalnie akceptowalnego dla większości kandydata, to po prostu wygra. 

Wracając do Trumpa, a raczej międzynarodówki złodziejsko-rasistowskiej. Istotnym jej elementem, jednym z filarów, jest premier Izraela Natanyahu. Oczywiście (co za zaskoczenie) ciąża na nim poważne zarzuty korupcyjne, a jego władza jest wpierana przez partie mniejszości rosyjskiej (co za zaskoczenie). 
Co jest zabawne, jedną z centralnych postaci w całej tej sprawie jest niejaki George Nader. Jest to libańczyk, który od lat pracuje zarówno dla Partii Republikańskiej, bandytów biznesmenów z nią powiązanych jak Eric Prince, brat obecnej sekretarz edukacji w rządzie Trumpa oraz rządów Izraela i ZEA. Czyli typowy załatwiacz, którego znają wszyscy i który zna wszystkich. I co najmniej dwukrotnie skazany pedofil. Co narzuca konkluzję, że już prawie wszystkie oskarżenia jakie rzucał Trump w swoich przeciwników okazywały się opisem działalności jego współpracowników. Aż bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że on sam się urodził w Kenii.

Ale z Izraelem i Trumpem, a raczej Trumpami jest jeszcze ciekawsza sprawa. Otóż "porozumienie pokojowe" w Izraelu negocjował Jared Kushner czyli zięć Donalda. Porozumienie było całkowita lipa, jedynym jego skutkiem jest przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy. Czyli gigantyczne zwycięstwo dyplomacji Izraela odniesione zasadniczo bez ponoszenia żadnych kosztów i koncesji.  Przypomnę, że w sytuacji w której wisi na włosku utrzymanie władzy przez prorosyjskiego złodzieja pojawia się zięć Trumpa i nagle gigantycznie pomaga w realizacji rzeczy której Izrael nie mógł osiągnąć od dnia swojego powstania, czyli uznania stolicy w Jerozolimie. 

To się pojawia pytanie, że skoro Natanyahu jest zwykłym skorumpowanym strongmanem wiszącym na rosyjskim wsparciu, to kim jest facet który przyniósł mu taki prezent?

Oczywiście znów nie będziemy zaskoczeni. Otóż Jared, aby występować w takiej roli musiał otrzymać security clearance. Czyli standardowe sprawdzenie przeszłości kryminalnej i konfliktu interesów przez FBI i CIA. Zarówno Donald Trump, jak też Ivanka publicznie zapewniali, że przeszedł to bez problemu i normalnie się wziął do pracy. Ale jak już w miarę wiadomo, właściwie wszystko co mówi Donald można z góry uznać za kłamstwo i naprawdę rzadko się mylić. 
Więc sytuacja wygląda tak, że co najmniej CIA rekomendowała odmowę dopuszczenia do tajemnic państwowych i administracja w istocie odmówiła. Następnie został dopuszczony osobistą decyzja prezydenta i nawet szef administracji zostawił w aktach notatkę, że jest przeciwny tej decyzji ale otrzymał polecenie służbowe. Od Donalda Trumpa. Wątpliwości wobec Jareda Kushnera dotyczą niejasnych powiązań biznesowych z Rosją i ZEA. Co za zaskoczenie.

I taka jest sytuacja. Jeśli potrwa jeszcze dłużej to będzie źle. I to naprawdę źle. I dlatego właśnie prawybory w Partii Demokratycznej będą aż tak kluczową sprawą. W końcu mogą znów mianować Hilary Clinton i przegrać nawet z Donaldem Trumpem, nawet jeśli nie tylko wszyscy szefowie sztabu, ale i cała jego rodzina już będzie za kratami.

Optymistyczną częścią jest to, ze w Izraelu wybory za miesiąc i Likud wraz z przystawkami ma coraz większą szanse je przegrać. Ale nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, a jest jeszcze czas na następny sukces dyplomatyczny.