Nieudany wybór Beaty Szydło i nowa przewodnicząca KE Ursula von der Leyen

Jest dalszy ciąg rozgrywek, które opisałem w poprzednim wpisie.
I są coraz ciekawsze. Miały miejsce głosowania w dwóch sprawach, które zdecydują, albo już zdecydowały o przyszłości Unii. Znaczy, nie zdecydują zerojedynkowo, ale ukształtują na nowo relacje miedzy władzami.

Początek obecnej kadencji to jest nowa odsłona starej jak Europa walki króla z parlamentem. I jak to miało miejsce przez ostatnie tysiąc lat, król ma możliwości manipulacji, negocjacji, szantażu i przekupstwa, ale w ostateczności władza krok po kroku trafia w ręce parlamentu. 

Dokładnie taka sytuacja miała miejsce w sprawie wyboru przewodniczącej Komisji, Ursuli van Leyden i jeszcze ciekawszego nie wybrania Beaty Szydło na przewodniczącą  komisji parlamentu.

Dotychczas było tak, przez ostatnie 40 lat, że koalicja socjalistów i chadeków miała większość, a technicznie cały układ sił był uzgadniany przy stoliku przez władze Niemiec i Francji i jakoś akceptowany przez pozostałych wielkich. Parlament był tylko ozdobą, a i sama Komisja służyła raczej jako przedłużenie woli elit krajowych. Z nieproporcjonalnie wielkim wpływem kanclerza Niemiec. 

Ostatnie wybory popsuły tę zabawę. Nie dość, że tradycyjne partie nie maja większości, to jeszcze we Francji w praktyce implodowały i prawie zniknęły ze sceny politycznej. Nic zaskakującego, że prezydent Francji nie czuł się zobowiązany przestrzegać tych zwyczajowych ustaleń. I kiedy Merkel po wyborach, jak zwykle zadzwoniła do francuskiego prezydenta, aby powiedzieć mu kto będzie przewodniczącym Komisji, i że to będzie znowu Juncker, to usłyszała zupełnie konkretne "nie ma mowy".

Wtedy zaczęła się zabawa. Merkel, jak widać było po popieraniu Junckera, ale też krajowej polityce, robi wszystko co możliwe, aby promować banksterkę, oligarchię i lobby węglowo-naftowe. 

Następną propozycją był Franz Timmermans, który osiągnął niezły wynik wyborczy w rodzinnej Holandii na platformie ochrony integracji europejskiej i jej dorobku. Co obejmuje również dbałość o rządy prawa, funkcjonujący trójpodział władz, etc. Co podziało jak płachta na byka na władze Węgier, Rumunii i Polski. 

Ale to były na razie  rzeczy, które były zupełnie zwyczajne, tak się to odbywało przez 40 lat. 

Tym razem odbyło się w dziwny, hybrydowy sposób, bo jednocześnie negocjowali szefowie państw, jak też trzeba było brać pod uwagę układy partyjne. 

Ci szefowie państw starali się jak mogli je ignorować i traktować PE tak jak zawsze, czyli biurokratyczne ciało pozbawione władzy. Tak było do niedawna, bo sami załatwiali wszystko ponad głowami parlamentarzystów. 
Teraz to się mogło zmienić, bo z racji rozkładu głosów już się tak nie dało załatwić. I własnie o przypomnienie tego i jasną rozgrywkę w sprawie przewodniczącego i składu Komisji chodziło w głosowaniu nad kandydaturą Beaty Szydło.
Liberałowie chcieli przypomnieć że jeszcze istnieją i włączyć się do rozmów koalicyjnych. To nie wyszło. Znaczy przypomnieli, że parlament ma znaczenie i tyle. 

A tak naprawdę to przestraszyli nic nie rozumiejących prawicowych tłuków z Polski i Włoch. Czym dali znakomitą okazje Merkel do przepchnięcia kandydatury von der Leyen, która też nie miała szans bez poparcia liberałów lub zielonych. 
Więc mamy nową przewodniczącą Komisji z bardzo słabym mandatem, a właściwie to mniejszościowym, jedynie zatwierdzonym w przypadkowy sposób.
Co pokazuje, oczywistą rzecz, jak bardzo sprawnym w takim rzemiośle politykiem jest Angela Merkel. Dodawszy do tego jak bardzo jest bezużyteczna w poprawie spraw na dłuższą metę, czekam z niecierpliwością na dzień, kiedy zostanie odspawana od stołka. Końca Rajoya sie doczekaliśmy, może i ona w końcu zniknie.
A tymczasem von der Leyen będzie w praktyce kierować mniejszościowym rządem. I albo będzie to: a) słaby rząd i koalicja na przetrwanie, 
b) koalicja zostanie rozszerzona z możliwą zmianą przewodniczącego
c) Komisja będzie próbowała coś robić i za każdym razem będą realizowane koncesje na rzecz opozycji- realizujące jej program lub zwiększające władzę. 

Wszystkie opcje są na stole, można zgadnąć że prawica liczy na pierwszą wersję wydarzeń i będzie nad nią pracować. 
Co w sumie spowoduje reakcję, zarówno ze strony liberałów, jak też zielonych w celu utrzymania Unii i sprawnego funkcjonowania jej władz. Co może spowodować szybką wymianę przewodniczącej jeśli będzie unikać pracy i odpowiedzialności.
Opcja c) wydaje mi się na razie najbardziej prawdopodobna. Komisja będzie działać jak zawsze, ale z każdym projektem negocjację będą coraz mniej międzypaństwowe, a coraz bardziej międzypartyjne. Co jest bardzo dobrym rozwiązaniem, bo polityka europejska będzie się stawać coraz bardziej klarowna i samodzielna. 
I w sumie to jest najlepsze wyjście, bo te partie z którymi można się dogadać, to są dokładnie te, które maja rozsądniejszy pomysł na politykę, w szczególności chodzi o Zielonych. 

Takie życie parlamentarne ma sporą szansę doprowadzić do zupełnie innej sytuacji w połowie kadencji. Choć bym raczej podejrzewał, że Komisja przetrwa do końca, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby została po raz pierwszy odwołana w połowie kadencji, wskutek zmiany koalicji. 

Raczej by to się stało wskutek utraty politycznego znaczenia którejś z partii. Co w tym układzie może oznaczać tylko wyborczą implozję chadecji w jedynym kraju gdzie maj jeszcze ona jakieś znaczenie, czyli w Niemczech. To byłby też koniec kariery Merkel (jeśli by jej nie zakończyła wcześniej) i możliwy kryzys polityczny w PE. 

Sytuacja jest dynamiczna, obecne wyjście jest w sumie nieciekawe, mam nadzieję, że nowa przewodnicząca okaże się bardziej aktywna niż się wszyscy spodziewają. A w każdej wersji Parlament zyskuje na władzy i znaczeniu. Chyba, że wszyscy kompletnie spaprają sprawę bo nic nie rozumieją, ale w to akurat wątpię. To ciało naprawdę nie składa się z samych Czarneckich. 

Ale na pewno to jest znaczący postęp w stosunku do Junckera.