Wybory w USA, przełomowy dzień

Minęły już trzy prawybory, w Iowa, New Hampshire, Newadzie oraz Południowej Karolinie . W pierwszych trzech największą liczbę głosów zdobył Sanders. Dla pokazania perspektywy- to się nigdy nie zdarzyło. To, znaczy zdobycie największej liczby głosów we wszystkich trzech pierwszych prawyborach przez kandydata. Z którejkolwiek partii. To pokazuje skalę poparcia dla Sandersa.

Ale ciągle w Iowa nie zdobył największej ilości delegatów. I to w ogóle były bardzo ciekawe prawybory. Ciekawe, ponieważ aplikacja, która miała pomagać w liczeniu zawaliła się. 
Zanim przejdę do szczegółów, to trzeba podkreślić skalę wyzwania. Otóż tam było zorganizowanych nieco poniżej 2 tys. obwodów głosowania. I z każdego miano przesłać wyniki pierwszego ustawienia wyborców, ostatniego oraz ilość delegatów. Czyli trzy rekordy, każdy po 4-7 zestawów liczb, zwykle dwucyfrowych. Licząc ze sporym zapasem, 8 liczb 16-bitowych każda, razy 3, razy 2048 (dla okrągłego rachunku) to daje .. z całego stanu. Tyle danych w ogóle trzeba było zebrać. Zajęło to.... tydzień. Aplikacja specjalnie zaprojektowana do tego zadania wysypała się od razu. Zapasowy kanał, czyli telefony były tak zorganizowane, ze nie dało się dodzwonić i przekazać informacji. Co w sumie nie miało aż tak wielkiego znaczenia, ponieważ reguły głosowania były tak sformułowane, że wiele z osób organizujących te głosowania sama ich nie rozumiała. A szkoleń wcześniej zaniedbano. 
Dla uzupełnia obrazu, ten soft kosztował coś ponad 150 tys usd., zapłaciła za niego oczywiście Partia Demokratyczna Ohio. Ale tylko w części. Resztę dorzuciła partia z Newady i...... sztab wyborczy Buttegiega. Prawie zaraz po rozpoczęciu liczenia, jak już się okazało, że cały system się zawalił, nikt nie zna wyników i nie wiadomo kiedy będą, co zrobił kandydat Buttiegieg? Ogłosił że wygrał. WTF?

I żeby było śmieszniej, po tygodniu, jak już czegoś tam się względnie doliczono (choć dokładnie tego chyba w ogóle nie zrobiono) okazało się, że najwięcej głosów zdobył Sanders, ale najwięcej delegatów Buttegieg. Prorok jaki czy co?

Południowa Karolina to następny interesujacy przypadek. Podobnie jak na całym Południu, Partia Demokratyczna tam prawie nie istnieje, czasem ma jakieś lokalne sukcesy, ale w polityce stanowej nigdzie tam się nie liczy. Nie ma członków, nie ma działaczy, jest garść ludzi wspominających dawne sukcesy, czyli czasy, kiedy rasiści byli związani z Demokratami, a nie Republikanami, jak dziś. Ale głosy delegatów na konwencji są tak samo ważne jak z Kalifornii. 
W 2016 roku w stanach, gdzie Partia Demokratyczna faktycznie istnieje, działa i liczy się w polityce to Sanders otrzymywał olbrzymie poparcie. Ale głosy z Południa poszły w całości na Clinton, podobnie jak aparatu partyjnego. 
Dziś mamy podobną sytuację. Z drobnymi poprawkami- poparcie dla Sandersa jest wyższe niż wtedy, a aparatczycy głosują dopiero w drugim podejściu. Czyli jeśli na konwencji będą delegaci przynajmniej 3 kandydatów i nikt nie uzyska większości w pierwszym głosowaniu. 

Ale Buttegieg już zrezygnował, Warren się nie liczy, reszta tym bardziej. Jest Biden, na którego stawia aparat partii, który, jak już pisałem, zdecydowanie woli przegrać wybory z Bidenem niż wygrać z Sandersem. 
I jest republikański miliarder, rasista i kolega Trumpa. Zaraz, zaraz, przecież mówimy o prawyborach w Partii Demokratyczej. No tak... Skoro Clinton mogła najpierw doprowadzić do bankructwa partię, a potem faktycznie ją przejąć, to dlaczego miliarder nie może sobie jej kupić?
Na szczęście jeszcze była debata, na którą go zaproszono. Zresztą tylko dzięki zmianie regulaminu w ostatniej chwili, czyli też pewnie za drobną dotacją. Ale Bloomberg, bo tu o nim mowa w debacie wypadł tak doskonale arogancko i niekompetentnie, że to akurat zostanie zapamiętane na długo. 

Tu wypada przypomnieć o jeszcze jednym drobiazgu: próg wyborczy do podziału delegatów wynosi 15%. I obowiązuje zarówno w hrabstwach jak też całym stanie, więc kandydat, który otrzymuje pomiędzy 15 a ok. 20% ma szansę dostać nieproporcjonalnie mały udział. 
Więc aby mogła być konwencja z trzema kandydatami, każdy z nich musi regularnie uzyskiwać przynajmniej te 15-20%. Biden tyle na Południu uzyska, często dużo więcej. Ale aby powstrzymać Sandersa, ktoś musi dostać głosy i mandaty poza Południem. I co więcej, bezpieczne 20% głosów, bo jeśli to będzie mniej niż 15%, to faktycznie przypadną najsilniejszemu. Czyli Sandersowi.

I w tej, niesamowicie ciekawej sytuacji, czekamy na wtorek. Wtedy 3.03 odbędą się prawybory w kilkunastu stanach. W tym Kalifornii i Teksasie. W Kalifornii wygra Sanders, na Południu Biden. I po raz pierwszy będzie też Bloomberg, który nie startował w ogóle w pierwszych czterech. 
Jeśli Bloomberg dostanie swój solidny udział delegatów, to gra jeszcze potrwa, będzie ciężka dla wszystkich, ale w końcu wygra pewnie Biden. 
 Następne pytane zależy czy ktoś wyraźnie wygra w Teksasie. Jeśli Biden, to gra trwa dalej, ale nadal ze wskazaniem na Sandersa. Jeśli Sanders, to prawybory można uznać za zakończone. Jeśli będzie coś w okolicach remisu, to Biden i tak jest na straconej pozycji. 
Ale wiecie co może być najśmieszniejsze? Że Bloomberg i Biden wzajemnie sobie poodbierają głosy i w kilku stanach mogą nawzajem się pozrzucać poniżej 15%

I zupełnie serio. Niezwykle rzadko się zdarza, że można powiedzieć, że zaraz będzie dzień, który zadecyduje o losach świata. Ale właśnie taki będzie. Stawką jest demokracja i socjalizm lub wyzysk przez oligarchię i zamordyzm. I kolejne 4 lata przyspieszonej erozji instytucji w USA może być nie do odrobienia przez wiele dziesięcioleci. 
Wam życzę obgryzania chipsów we wtorek, bo ja chyba będę obgryzać paznokcie....