Jeszcze o alternatywach dla kampanii Wrześniowej

Z okazji kolejnej rocznicy tragedii Września,jak zwykle rozpoczęły się rozmowy czy można było tego uniknąć. 

Tu się przytacza bajki o paktach Ribbentrop- Beck i innych nierealnych historiach. Dlaczego nierealnych? Oczywiście dlatego, że praktycznie cała ekipa sanacyjna to była oderwana od rzeczywistości zgraja fantastów, ale to nie jest dziś nasz główny punkt. 
Ale dla zrozumienia prawdziwych przyczyn trzeba sięgnąć nieco wstecz. Do wiosny, ale nie 1939 roku, kiedy polskie elity zaczęły rozumieć, ze wojna jest nieunikniona, a dwadzieścia lat wcześniej, do wiosny 1919 roku, kiedy niemieckie elity stwierdziły, że wojna jest nieunikniona i czas zacząć się przygotowywać. Przez lata 20-te armia odrabiała zadania domowe i przygotowywała się intelektualnie, wraz z doktryną i planami nowych broni, a dzięki oszczędnościom na wielkości sił zbrojnych, narzuconym przez Traktat Wersalski, pieniądze były intensywnie inwestowane w infrastrukturę zmniejszająca zależność od importu surowców.  Najsłynniejsze są zakłady produkcji benzyny syntetycznej, ale podobnych rzeczy było mnóstwo. Bateryjne zestawy trakcyjne (znakomite i działające przez dziesięciolecia, przy okazji utrzymujące moce produkcyjne dla baterii do U-botów), wiejska elektryfikacja, nowe modele parowozów i sporo innych, podobnych rzeczy, z czego jedna nas interesuje szczególnie, ale o tym później. Skala inwestycji była dość duża i męcząca dla ludności, bo ograniczała wzrost poziomu życia, dość oczekiwanego po biedzie wojennej i powojennej.
Między innymi dlatego nastąpiła drastyczna zmiana władzy w 1933 roku i zarzucenie tego programu inwestycyjnego oraz częściowe zwiększenie konsumpcji. Częściowe bo potencjał inwestycyjny został przeznaczony na militaryzację i rozbudowę sił zbrojnych. W jeszcze większej skali, mocno przekraczającej realne możliwości kraju. Oczywiście każde dziecko rozumiało, że ta militaryzacja była robiona co najmniej w celu przywrócenia granic sprzed 1914 roku. Co po pierwszym spojrzeniu na mapę prowadzi do konkluzji, że pierwszymi ofiarami będzie Polska i Francja. Tyle powinno rozumieć dziecko. Ale, jak wiadomo, był to poziom orientacji w świecie powyżej możliwości ekipy sanacyjnej, zarówno za życia Piłsudskiego, jak i później. Na ich usprawiedliwienie można jedynie podać, że "narodowa" opozycja była w tej kategorii jeszcze gorsza, bo aktywnie zachwycona Hitlerem. Cóż, w sytuacjach, że władza jest bezdennie głupia, ale opozycja jeszcze gorsza wiele krajów ma spore doświadczenia, w różnych czasach.

W każdym razie sytuacja międzynarodowa Polski była taka, że od momentu uzyskania niepodległości należało myśleć o następnej wojnie. To oczywiste. To nie było robione i stopnień zaniedbania zarówno sił zbrojnych, jak też gospodarki jest zupełnie nieprawdopodobny. Wystarczy powiedzieć, że do swojej śmierci Piłsudski blokował jakąkolwiek możliwość opracowania planów wojennych. Jakichkolwiek. Dopiero po jego śmierci najpierw powstał plan na wojnę z ZSRR i zaczęto prace nad planem wojny z Niemcami. Nie zdążono. Dopiero na podstawie planów wojennych mogła powstać spójna doktryna, a na jej podstawie plan wyposażenia armii i jej modernizacji. Z tego nie zostało zrobione nic. Wojsko Polskie było uzbrojone w zlepek dość przypadkowego sprzętu nie pasującego do żadnej doktryny, bo jej po prostu nie było. To był stan na Wrzesień 1939 roku. 
Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że naprawdę mnóstwo zostało zrobione w latach 1936-39, na każdym polu i nie miało oraz nei mogło mieć to znaczenia. Niemcy zbroiły się szybciej niż byłoby to możliwe dla Polski w każdym scenariuszy. Po prostu dużo większa gospodarka i tak zbrojąca się ponad stan musiała wygrać. Nawet w najdzikszych optymistycznych scenariuszach, kiedy na nieudany zamach majowy lub śmierć Piłsudskiego max w 1931 nakłada się nieprawdopodobne szczęście w kampanii wrześniowej musi się ona skończyć zimą, przed realnymi możliwościami francuskiej ofensywy. Nie ma, nie istnieje scenariusz, żadnej minimalnie realnej alternatywnej historii w której Polska może nie przegrać kampanii wrześniowej. Sama przewaga liczebna przy podobnym wyposażeniu i doktrynie by załatwiła sprawę. A w tych rzeczach przewaga także była gigantyczna, bo jeden z najbardziej uprzemysłowionych krajów świata pracował nad tym przez 20 lat pokoju. 

W takim razie pozostaje inne pytanie:
Czy wojny można było uniknąć. Zasadnicza odpowiedź też jest negatywna. Po prostu, niezależnie od tego czy rządziłby Hitler czy konserwatywni rewizjoniści, i tak kwestia Gdańska i Korytarza zawsze musiałby wypłynąć. Zapewne nawet Socjaldemokracja prędzej czy później by doszła do tego tematu. 

W takim razie zejdźmy do najniższego wspólnego mianownika. Czy można było doprowadzić do takiej sytuacji, w której wojna byłaby zupełnie nieopłacalna dla Niemiec? Próbą takiej polityki była akceptacja brytyjskich gwarancji, działanie zupełnie rozsądne w sytuacji obudzenia się wiosną 1939 roku.  I zupełnie skazane na klęskę jak pokazała historia. 

Skoro maksymalna możliwa groźba dyplomatyczna i polityczna nie zadziałała to czy coś wogóle mogło zadziałać? Wydaje się, ze nie. Ale spójrzmy na to samo co zawsze.
Niemcy nawet w pierwszej wojnie światowej miały potężne problemy z ropą. I nawet wtedy miała ona już poważne znaczenie. I śmiało możemy powiedzieć, że od 1930 roku, roku nowych stawek celnych USA, cała światowa polityka toczyła się wokół dostępu do paliw płynnych. Każdy minimalnie rozgarnięty człowiek zaglądał do powszechnie dostępnych danych statystycznych i zauważał, że w Niemczech ropy praktycznie się nie wydobywa, za to jest jej pewna ilość w Austrii. Następnym krajem z jakimikolwiek złożami ropy jest Polska. Tu jest o tyle ciekawa sprawa, że praktycznie całość wydobycia znajduje się na terenach do których ma roszczenia ZSRR. 
Z powyższego wynika dość jasna polityka. Po pierwsze Polska musi mieć siły zbrojne wystarczające na skuteczną, w miarę samodzielną, lub z pomocą Japonii i Rumunii (siłą rzeczy niezbyt istotną) obronę przed ZSRR. Po drugie Polska musi mieć siły wystarczające aby powstrzymać impet pierwszego uderzenia niemieckiego i następnie utrzymać front do czasu zwycięstwa sojuszników, czyli Francji. I wreszcie musi istnieć plan na wypadek porozumienia Niemiec i ZSRR. Oczywiście już te dwie pierwsze rzeczy były mało realne, choć gdyby przygotowania rozpoczęły się w 1930 roku i jedynym przeciwnikiem byłby Niemcy? Plus mnóstwo szczęścia.
Ale czy była jakakolwiek szansa w rzeczywistej historycznej sytuacji porozumienia Niemiec i ZSRR?
W historycznym 1939 już nie. I raczej nikt o zdrowych zmysłach sobie by tego nie potrafił wyobrazić. Ale zaczynając wystarczająco wcześnie?

Tylko od czego. Oczywiście można było zacząć od zbudowania państwa, które by popierało rozwój i prowadziło świadomą politykę, ale z politykami pokroju Witosa, Piłsudskiego i jeszcze gorszych postaci jak Dmowski i okolice to było niemożliwe. 

Skoro to było niemożliwe, to pozostało zastanowić się co było możliwe i miało sens. Spełnianie żądań Hitlera w ich oficjalniej postaci żadnego sensu nie miało. Nie dlatego, że były jakieś szczególnie ekstremalne. Włączenie Gdańska do Niemiec i tak by nastąpiło. Ale eksterytorialne połączenie przez Korytarz było i to zupełnie rozsądnie poza jakąkolwiek granicą ustępstw. To by oznaczało potężne wzmocnienie militarne Niemiec i potężne osłabienie strategiczne Polski, niezależnie od dokładnego kształtu takiego porozumienia. I następną eskalację żądań w jeszcze gorszej proporcji sił. 

W takim razie- dlaczego Korytarz miał aż takie znaczenie? Ponieważ obecny tranzyt organizowany przez polskie władze, a właściwie PKP po pierwsze pozostawał pod nadzorem Polski i nie pozwalał na specjalnie dużą militaryzację Prus Wschodnich, a po drugie był płatny. I to drogo. I to w walutach wymienialnych. Eksterytorialne połączenie by pozwoliło na przerzucenie do Prus Wschodnich dowolnych ilości sprzętu i żołnierzy w krótkim czasie, jednocześnie jeszcze bardziej ograniczając możliwości finansowe Polski. W takim układzie hipotetyczna kampania polsko-niemiecka w 1940 trwała by tydzień, a nie miesiąc.

Ale skoro już pojawił się temat walut wymienialnych, to czas go pociągnąć. Ponieważ była to najważniejsza rzecz, która kształtowała politykę lat 30-tych. Tak, najważniejsza.
W tym czasie właściwie cały postęp był związany z motoryzacją. Zwiększenie wydajności transportu, rolnictwa, wojska, koncentracji przemysłu, przyspieszenie budowy nowych fabryk i możliwość używania autobusów dla komunikacji do nich, etc. Wszystko, w tym również dość nieliczne inwestycje w sieć kolejową i żeglugę śródlądową często były związane z używaniem paliw płynnych. 

Co oznacza, że w ogóle jakąkolwiek szansę na rozwój, modernizację i wreszcie poprawę jakości sił zbrojnych miał tylko ten, kto miał dostęp do paliw płynnych. I to najlepiej tanich. 
I teraz najzabawniejsze. Dwóch największych producentów ropy to był kolejno USA i ZSRR. Następne na liście był państwa inne państwa obu Ameryk, całkowicie powiązane gospodarczo i walutowo z USA. Gdzieś całkiem wysoko była Holandia i jeszcze w okolicach 10 miejsca Rumunia. Eksportowych ilości ropy nie miał już prawie nikt. 
Co w bardzo dużym uproszeniu oznaczało, że albo kraj miał dolary albo umowę handlową z ZSRR. Albo rzucał się na jakieś rozwiązania, które mogły zapewnić jakąś alternatywę. Ale zwykle wymagały kapitałów w ekstremalnej skali, jak masowy program elektryfikacji kolei do każdej wioski w Szwajcarii.
Co nas sprowadza do pytania co można było sprzedać do USA? W opłacalny sposób- praktycznie nic. Od 1930 roku obowiązywały tam cła w średniej wysokości 65% i nie istniała możliwość opłacalnego importu czegokolwiek co mogło być produkowane w USA. Więc wchodziły w grę produkty luksusowe, zaawansowana technologia i kauczuk. Koniec listy. Jeśli ktoś desperacko potrzebował dolarów to mógł jeszcze się bawić dumping i było to dość powszechne. Producentami kauczuku była głównie Wielka Brytania i Holandia, więc te kraje jeszcze miały zupełnie przyzwoitą możliwość zaopatrzenia w ropę. 
Niemcy praktycznie nie miały ropy, ani żadnych towarów pozwalających ją nabyć. Więc się dusiły. Co więcej zobowiązana z tytułu Traktatu Wersalskiego były płatne w walutach wymienialnych, czyli w dolarach. W tym zobowiązania wobec Polski z tytułu tranzytu. 
Oczywiście można spojrzeć na jakieś głupoty wypisywane w książkach i zobaczyć, że frank francuski był wymienialny przez kilka lat, funt brytyjski przez chwilę. Złotówka przez prawie cały czas, itd. Ale jedynym skutkiem takiej wymienialności, było to, że posiadacze tych walut mogli bez zezwoleń wymienić je na jedyną walutę, która miała prawdziwą wartość (bo można był za nią kupić ropę) i szybko wywieźć z kraju, który by to nie był. Więc utrzymywanie wymienialności waluty po 1930 to było tylko i wyłącznie drenowanie własnych rezerw. Co polski rząd robił aż do 1936, kiedy wreszcie udało się zmienić politykę gospodarczą na zupełnie rozsądną.  I zauważmy, że był to pierwszy rok w historii 2 RP, kiedy żaden z panów wymienionych na początku nie miał na nią wpływu...
To powiedziawszy- domaganie się twardej waluty za tranzyt oczywiście powodowało, że wojna z Polską zwyczajnie będzie się opłacać. 

Ze strony Polski rozsądnym, nie wiem czy jedynym, ale na pewno jednym z nielicznych rozsądnych byłoby zrobienie czegoś dokładnie odwrotnego. Przyjmowanie marek w rozliczeniu nie tylko za tranzyt, ale i sprzedawanie ropy naftowej (a najlepiej tylko benzyny) za marki. Brzmi szalenie, bo marki w 1936 roku były równie poważane na międzynarodowym rynku walutowym jak złotówka w 1982. Nie chodzi oczywiście o bezwartościowe świstki, tylko o to, że Niemcy mogli zamiast dolarami czy złotem, których zwyczajnie nie mieli, płacić maszynami, traktorami, ciężarówkami, czy najlepiej całymi fabrykami razem z licencjami. 
Byliby szczęśliwi jak świnie w deszcz. A interes by się Polsce opłacał kilkukrotnie. COP i tak był budowany i i tak powinien być zbudowany. Równie dobrze mogli go zbudować Niemcy, czy dostarczać obrabiarki. Co za różnica? Albo można było rozpocząć uprzemysłowienie na większą skalę. Niemcy po przyzwyczajeniu się do takich transakcji, uwzględnieniu tej benzyny w planach gospodarczych nie byli by w stanie się bez niej obejść. Bo nie byli. I faktycznie staliby się gwarantem polskiej granicy wschodniej, bo tam były złoża ropy. 
Co więcej, potencjał produkcyjny, inżynierski i projektowy zużyty na dostawy do Polski nie mógłby być użyty na  zbrojenia. A historia współpracy Niemiec z ZSRR, a także np. Szwajcarią pokazała, że niechętnie, ale kiedy musieli to sprzedawali nawet najnowsze technologie zbrojeniowe. Szwajcarom sprzedali Me-109 w 1939 roku! Za pomocą których były zestrzeliwane niemieckie samoloty, zresztą.

Oczywiście pozostaje pytanie- a co ze zużyciem benzyny w Polsce. Nic. Benzyna była potrzebna do samochodów osobowych, które usiłowała kupować elita urzędnicza. No to by nie kupowała. Taksówki spokojnie mogły jeździć na holzgazie, na niemieckiej licencji, zresztą naprawdę kupionej w tym czasie. A całość transportu towarowego i rolnictwa spokojnie można było rozwijać w oparciu o silniki żarowe, również niemieckiego projektu. Co w istocie w Polsce zrobiono kilka lat później w postaci ciągnika Ursus -45.

To co tu proponuję to jest w istocie układ benzyna (+ewentualnie inne surowce) za pokój i transfer technologii. Od strony gospodarczej to jest DOKŁADNIE układ zawarty miedzy Niemcami i ZSRR. Który też nie został dotrzymany i to jest poważny znak zapytania nad sensownością takiego postępowania.

Ale innego nie było. Jedyna prawdziwą alternatywą były jedynie rządy, które by rozumiały zasady rozwoju kraju, politykę międzynarodową i ekonomię i to od początku, od 1920 roku. W 2RP rządy mające pojecie o ekonomii były po 1936 roku, rozumiejące politykę międzynarodową i sprawy wojskowe- nigdy.  

A może taki układ by pozwolił dłużej funkcjonować niemieckiej gospodarce i odwlec wybuch wojny o rok lub dwa? Patrząc na to, że od wiosny 1939 r. nawet w polskiej armii zaczynały się pojawiać jaskółki rozsądku, to kto wie, może kampania w 1941 mogła by trwać z trzy miesiące?  A to może by coś zmieniło na Zachodzie?

Te jaskółki rozsądku to Obrona Narodowa, w końcu broń o kalibrze 20 mm, pierwsze niszczyciele czołgów, postępująca roweryzacja, plany umocnień. I oczywiście w ogóle prace nad planami obrony. Wbrew pozorom b. poważne rzeczy. Może by doprowadziły do zaistnienia prawdziwej doktryny wojskowej i jakiś reform w stronę sprawnego wojska. Kto wie?