Cywilizowany świat wygra wojnę, ale czy wygra pokój?

W 2014, kiedy zaczęła się wojna Rosji z Ukrainą postawiłem dwie tezy:

1) że Rosja jest w stanie przetrwać straty do maksymalnie 56 tysięcy zabitych i potem kraj imploduje, poprzez zapaść systemu politycznego lub społecznego wskutek braku poparcia dla wojny. I że to nastąpi zapewne w około 8 lat. No wiec jesteśmy. Ilość się zgadza, timing był idealny, społecznego buntu nie widać, ale nie sądzę, abyśmy byli daleko.

2) że prawdopodobnym wynikiem tej wojny i sankcji będzie niepodległość narodów nierosyjskich, a prawie na pewno Tatarstanu, co może spowodować rozpad Rosji na kilka państw. To jeszcze nie nastąpiło i na razie nie widać żadnych zauważalnych ruchów, ale dziś śmiało mogę powtórzyć te słowa. Przewidywanie przyszłości nie jest zbyt łatwym zajęciem, jednak wszystko idzie drogą jaka była dla mnie wyraźna już w 2014 roku. 

Pomyliłem się, choć nie tak bardzo, co do oceny reakcji państw zachodnich. A dokładniej nie doceniłem determinacji Merkel do wspierania przemysłu paliw kopalnych, niszczenia energetyki odnawialnej i pilnowania rosyjskich interesów przez nią i oligarchię przemysłową Niemiec. 

 8 lat temu dla większości Czytelników to wyglądało jak jakaś absurdalna bajka, ale co powiecie dziś? Poborowa armia rosyjska właściwie przestała istnieć,   Wszystkim się wydaje że Rosja jest jakimś monolitem, ale przypomnę kilka faktów: wedle statystyk w Rosji jest  nie-rosjan jest około 1/3. I są to statystyki z nacjonalistycznej dyktatury, która tępi mniejszości jak może. 

Jest to kraj z najwyższym odsetkiem muzułmanów w Europie (bardzo zabawnie się zadawało taką zagadkę rasistom pro-kacapistom). Akurat religia nie jest tu ważna, a to że ona wzmacnia identyfikację narodową. A każdy naród, który miał do czynienia z moskiewską władzą, tę władzę przy pierwszej okazji usiłuje zrzucić. Tyle że tacy Jakuci, których jest pół miliona, prawie całkowicie bez szlaków komunikacyjnych z zewnętrznym światem sami nie mogą zrobić po prostu nic. Ale jeśli zniknie groźba wkroczenia wojsk (bo tych wojsk już nie będzie), to i jakakolwiek zależność zniknie. Być może po obaleniu lokalnych kacyków, a być może to oni staną na czele. 

Przyrost naturalny i długość życia Rosjan są dużo niższe niż mniejszości, co powoduje, że w wieku poborowym Rosjan jest połowa lub mniej. 

Generalnie Rosjan cechuje głęboka pogarda i rasizm w stosunku do innych narodowości, a każdy świadomy przedstawiciel mniejszości ma do Rosjan i Rosji nastawienie takie jakie mają Polacy, Litwini, Estończycy, Ukraińcy i przedstawiciele wszystkich krajów, które miały nieszczęście oglądać od środka moskiewskie porządki. Tylko że Tatarzy, Czeczeni i Jakuci oglądali je dłużej i dokładniej, więc wszystkie uczucia mają dobrze wzmocnione. Zaprawdę powiadam wam, że oni czekają tylko na odpowiednią okazję. Która nie może tak łatwo nadejść, bo Jakutów jest około pół miliona, tatarów (nadwołżańskich) kilkanaście milionów, etc. W porównaniu do Rosjan i rosyjskiej armii- naprawdę mało. Ale w samym składzie rosyjskiej armii suma tych mniejszości wygląda zupełnie inaczej. Jedna rzecz to proporcja mężczyzn w wieku poborowym, ale druga to możliwości i chęci wykręcenia się od wojska. I tu mamy, a raczej mieliśmy, ciekawą sytuację. Otóż ani wśród jeńców, ani zabitych ukraińska armia jeszcze nie znalazła nikogo z Moskwy. I jeśli są, to w znikomej ilości. Teoretycznie do rosyjskiej armii jest powszechny pobór, ale faktycznie kto ma odrobinę pieniędzy lub wpływów tam nie trafia. Trafiają nie-Rosjanie i ludzie z naprawdę najgorszych miejsc w tym kraju. Inna sprawa, że miejsca nierosyjskie zazwyczaj są właśnie tymi najgorszymi. I tam bardzo atrakcyjna jest nie tylko pensja kontraktowego żołnierza, ale też możliwość otrzymania mieszkania. Krótko mówiąc, w rzeczywistości rosyjska armia nie jest rosyjską armią narodową, a zbieraniną najemników różnych narodowości, którzy wskutek dominacji Moskwy są zmuszeni do służby wojskowej. I dopóki ta służba to spanie w rozpadającym się budynku i remontowanie willi generała to jeszcze jest jakiś akceptowalny układ. Ale jak naprawdę można zginąć, to nic ich tam nie trzyma. Żadna solidarność narodowa (bo faktycznie służą okupantowi), żadna lojalność wobec państwa, żadne braterstwo broni. Ta armia po prostu pójdzie do domów, a jeśli to jest niemożliwe to będzie sabotować swoją własną działalność na każdy możliwy sposób. I wygląda na to, że to już się dzieje. Jeszcze nie mogą pójść, bo za frontem stoją kadyrowcy i strzelają do każdego, wiec na razie sabotują, część dezerteruje. Jak przyjdą rozkazy ofensywy to oficerowie zostaną albo zignorowani albo zastrzeleni. Tak, to już jest ten poziom rozkładu, ewentualnie szybko nadchodzący. 

Na dziś zasadnicze pytanie brzmi co dalej?

Są rzeczy pewne- to, że Putin jest chodzącym trupem, reżim jest całkowicie skompromitowany międzynarodowo, a wewnętrznie jeszcze chwile się będzie trzymał przez wzmacnianie propagandy i zamordyzmu. Ale to też ma swoje granice i one nie są daleko. A jak dokładnie blisko?  Może zaledwie tygodnie, po całkowitej katastrofie militarnej i uświadomieniu sobie jej przez społeczeństwo sprawy mogą się potoczyć bardzo szybko. Ale z drugiej strony od bitwy pod Tsushimą do obalenia caratu minęło prawie 12 lat. 

Mniejszości narodowe nienawidzą Rosjan i Moskwy, po obejrzeniu kolejnego wcielenia tego kraju już się tam nie znajdzie ugodowych demokratów, widzących Czeczenów i Baszkirów we wspólnej demokratycznej Rosji, albo jakiejkolwiek innej. Związek Radziecki obiecywał lepsze państwo, nowa Rosja obiecywała lepsze państwo. Następnym razem już się nikt nie da nabrać. Podział będzie tylko po linii kolaboranci i niepodległościowcy. A kolaboranci, aby utrzymać się przy władzy, będą potrzebować pomocy rosyjskiej armii.... Która właśnie w tych dniach kończy swoje istnienie. 

Jak będą wyglądać nowe granice?

I to jest oczywiście najciekawsze pytanie. Gdyby w Chinach rządził ktoś mający dwie szare komórki w jakimś kontakcie ze sobą, to by użyli wszystkich możliwych wpływów aby mieć co najmniej dwie alternatywne drogi do Europy. A to oznacza, że Wołgograd i Moskwa nie mogą się znajdować w tym samym państwie. To implikuje odcięcie Moskwy od Kaukazu i oczywiście niepodległość wszystkich północnokaukaskich republik. W takiej sytuacji niepodległość Tatarstanu jest oczywista. A to oddziela rosyjską Syberię i daleki wschód od europejskiej części tego państwa. Separacja i niepodległość też wydaje się oczywista. 

Pozostaje północna część w Europie.  I to muszę przyznać, że to jest najciekawsze, bo nie ma żadnych przesłanek aby podejrzewać co się może wydarzyć. Znaczy mogą dwie rzeczy- że pozostanie jedno państwo obejmujące Moskwę, Petersburg i prawie wszystkie tereny na zachód od Uralu. 

Jeśli powstaną dwa oddzielne byty, państwo moskiewskie z jednej strony i "Nowy Nowogród Wielki" z drugiej, ze stolicą w Petersburgu, to to zachodnie państwo oczywiście będzie miało przed sobą dziesięciolecia wychodzenia z cywilizacyjnej i kulturowej nędzy, ale sądzę, że szybko ruszy na ścieżkę europeizacji, gospodarczej i kulturowej. I wtedy możemy tę kulturę rosyjską przywitać, bo dla swojej tożsamości musi się oprzeć na negacji Moskwy. 

A Moskwa? Cóż, pozostanie postindustrialnym i postimperialnym pobojowiskiem. I tak musza minąć dziesięciolecia zanim w ogóle zanegują putinizm i przerobią traumę przegranej wojny. I to będą dziesięciolecia gospodarczego upadku, bycia pośmiewiskiem świata, utraty kontroli nad kolejnymi terytoriami i prawdopodobnie też stałego zamordyzmu. I to jest całkiem dobry dla świata scenariusz. 

Z tego punktu widzenia w interesie USA jest to, aby żadne z tych państw nie miało broni atomowej, a w interesie Ukrainy, aby żadne nie miało więcej niż 40 milionów mieszkańców. Podział na dwa państwa na północy to załatwia. 

Śmierć Putina teraz, oficjalne zanegowanie wojny i reset imperium byłby rozwiązaniem najgorszym. Więc ja dziś życzę Putinowi życzę zdrowia i długiego życia, a jak najkrótszej walki całej rosyjskiej armii. I wszystkim rosyjskim żołnierzom przypominam, że znacznie łatwiej i bezpieczniej jest zastrzelić własnego oficera niż ukraińskiego. A potem świat już sam pójdzie w lepszą stronę. A my wiedzmy o tym, że po Ukrainie będziemy wysyłać pomoc medyczną, hełmy i kamizelki kuloodporne do Czeczeni, Dagestanu, Kałmucji, Tatarstanu, Buriacji, Jakucji i jeszcze paru miejsc o których świat nigdy nie słyszał. 

P.S.

W momencie kiedy to zamierzam opublikować, Kacapy przygotowują wielką ofensywę, która ma wyjść z Izyum i odciąć ukraińską armię w Donbasie i przygotować pozycje pod dalszy atak. Tymczasem właśnie dotarła wiadomość, że armia ukraińska dotarła w miejsca z których ma możliwość ostrzału obu asfaltowych dróg prowadzących do tegoż miasta. Drogami gruntowymi i objazdami przez pola zajął się Generał Błoto. Krótko mówiąc, 1/4 jeszcze istniejących sił rosyjskich jest otoczona i pozbawiona zaopatrzenia. Znaczy jedzenia i tak nie dostarczano, a paliwo i amunicja spaliły się w Belogrodzie, więc to nie taka duża zmiana, ale przynajmniej teoretycznie mogliby coś mieć dowożone.  No więc już nie mogą. Ale pewnie z wielką ofensywą ruszą i tak, bo tam nie ma nikogo kto by zmieniał plany i rozkazy w razie zmiany sytuacji....


6 komentarzy:

kmat pisze...

Ryzyko jest jedno - że Putin zacznie bawić się czerwonymi guzikami. Dlatego raczej nie należy nastawiać się na szybki koniec - zachód i Ukraina będą powoli wykrwawiać Rosję sukcesywnym mieleniem jej armii i sankcjami. Takie gotowanie żaby.
Co do głębokiego rozpadu Rosji - myślę że wątpię. Oczywiście w przypadku kolejnej smuty Moskwa czasowo straci kontrolę nad peryferiami, ale za wiele w tym żucie się chyba trwale nie oderwie. Właściwie tylko na Kaukazie mniejszości mają wyraźną większość, ale tam jest wysokie ryzyko, że urodzi się z tego kolejny taliban, więc zachód raczej tego zbyt popierał nie będzie (pytanie co z Turcją). Tuwa, Buriacja itp musiałyby mieć chyba wsparcie Chin. Tatarstan, Baszkiria, Mordwa etc to enklawy. To co można uznać za sukces - Ukraina odzyskuje Donbas i Krym, Białoruś się demokratyzuje, obie wchodzą do struktur zachodnich. Podobnie Gruzja i Armenia.
A prawdziwy konflikt to raczej dopiero potem. Po upadku Rosji sądzę, że główna oś rywalizacji to będzie między zachodem a autokratycznym blokiem Turcji, Pakistanu, Chin i podobnych.

PawelW pisze...

Tak przed laty temu się już zastanawiałem nad tym jak Chiny mogłyby sprawić, aby te tereny leżące na wschód od Ukrainy przestały być rosyjskie...
Wystawienie Sovieta jako Proxy może być takim sposobem.

futrzak pisze...

@PawelW:

Jak to sobie wyobrazasz?

Anonimowy pisze...

10/10: dla takich wpisów uwielbiam czytać ten blog ;)

PawelW pisze...

@Futrzak
Chodziło mi o opisany przez @Maczetę mechanizm rozpadu FR.
Bo daje się wywnioskować, w kilku miejscach takie wnioski zaobserwowałem, że ta cała wojna to proxy ChRLu przeciwko USA.
Natomiast, to już moje wnioski, cała sytuacja daje ChRL możliwość upierzenia dalszych pieczeni, bo ewentualny rozpad FR oznaczałby:
- powrót do ChRLu terytorium będącego teraz częścią FR
- ewentualna nitka NJS nie musiałaby przechodzić przez FR, bo pomiędzy Kazachstanem a Ukrainą nie byłoby już FR

PawelW pisze...

P.S. tu jedno z takich miejsc, gdzie wnioskują, że ta wojna to proxy ChRLu
http://jaszczur09.blogspot.com/2022/04/dlaczego-chiny-potrzebuja-rosji.html