Wnioski z dotychczasowego przebiegu ofensywy

 Tych wniosków jest całkiem sporo. 

Zaczynając od pierwszego- pomoc Zachodu jest istotna, spora, ale czasem wygląda jak udzielana na pół gwizdka i z wielkimi, głupimi opóźnieniami i ograniczeniami. I z tego wynika najwięcej różnych rzeczy. I to też ukształtuje świat na następne dziesięciolecia. A oprócz ludzi ginących na froncie i pod okupacją, najgorsze wiadomości będą dla państw, które to opóźniają. 

Jak marzyłem i wierzyłem, że po tym, kiedy stało się jasne, że Ukraina nie przegra tej wojny w 3 dni, USA, UK, a może nawet Niemcy i Francja wejdą na 100%. Po prostu opróżnią magazyny, natychmiast podkręcą produkcję i przekażą wszystko co mają. Gdy to się stało, to dziś mówilibyśmy już tylko o ściganiu zbrodniarzy i odbudowie. Latem 22 roku, spora część rosyjskich jednostek miała stany o okolicach 20%. Ta armia była słaba i wyczerpana. Ale co z tego, skoro Ukraińska też już nie miała siły. Po skutecznych walkach na froncie kijowskim i charkowskim nie mogli zrobić nic więcej, zwłaszcza jak na południu wojska rosyjskie były jeszcze nienaruszone i względnie kompetentnie dowodzone. Potem przyszła mobilizacja w Rosji, załatanie wielu dziur, zima bez zamarzniętych stepów i tak oto jesteśmy. 

Moskiewskie mobiki przez ten czas położyły tysiące kilometrów kwadratowych pól minowych (tak, to ten rząd wielkości), a zachodni sojusznicy dostarczają sprzęt z żenującą sprawnością.

I w tym wszystkim siły zbrojne państw zachodnich, a zwłaszcza USA i Niemiec żyją w jakimś kisielu złudzeń. Wynikających z całkiem słusznej dumy z osiągnięć z czasów zimnej wojny i jednocześnie nie przyjmowania do wiadomości faktu, że od tego czasu minęło trzydzieści kilka lat. Więc Rangers uczą ukraińskich żołnierzy posługiwania się papierowymi mapami i nie wierzą, że tam się używa tabletów i dronów. I tak samo nie wierzą, że w ogóle można używać dronów na poziomie niższym niż batalion, o drużynie nawet nie wspominając. Niemiecki dowódca pancerny kilka dni temu tłumaczył Ukraińcom, ze przecież pola minowe zawsze można objechać bo nie stawia się większych niż 100 x 200 metrów. I taka dalsza nawijka z połowy zeszłego wieku.

Ta mieszanina niekompetencji i arogancji jest widoczna

Zarówno USA, jak też Niemcy nie muszą się tym przejmować, bo sami nie mają żadnych zagrożeń zewnętrznych. Ale ich sojusznicy, którzy na nich liczą- i owszem. Każde państwo zagrożone przez Rosję i Chiny musi dziś sobie zdawać sprawę, że USA co prawda są wielkim mocarstwem i ich potencjał jest w praktyce nieograniczony, to zarządzanie tym potencjałem jest tak głupie i niepoważne, że dla jakiegoś otrzeźwienia może wymagać pewnego szoku militarnego. Co odbędzie się oczywiście kosztem tych liczących na pomoc sojuszników. Więc teraz każdy, kto tego nie zrobił wcześniej będzie się dozbrajał na zapas. 

Kolejny aspekt dozbrajania, bardzo ciekawy, to polskie modele broni. Rzeczy zakupywane i modernizowane przez polskie siły zbrojne pasują do tej wojny jak dobrze skrojony garnitur. Pamiętam kilka różnych aspektów wręcz wyśmiewanych w prasie. Jak to, że trepy sobie wymyśliły, że Rosomaki mają pływać. Żadna inna armia nie chciała tego od podobnych pojazdów. A dziś sobie spójrzmy na mapę, zobaczmy brak rosyjskich rezerw i cienkie linie na wschodnim brzegu Dniepru i następnie płytkie jeziora u nasady Krymu. I połączmy to z 200 Rosomakami, które pojechały na Ukrainę. I których jeszcze nikt nie widział na froncie. Zapewne je zobaczymy. Wkrótce. Tak czy inaczej okazało się, że nikt na świecie nie zrobił nic takiego (zapomnijmy o poradzieckich, one pływają tylko w folderach reklamowych). Przy okazji z cichym i oszczędnym silnikiem ze standardowej ciężarówki. 

Podobna sytuacja miała miejsce z "Krabami" Nikt nie miał wątpliwości, że to dobry sprzęt, ale zachodni specjaliści dziwnie patrzeli na ładowniczego zamiast automatu, jak to jest np. w Pzh 2000. I co się okazało? Że na tej konkretnej wojnie to olbrzymia zaleta. Bo co prawda teoretycznie NATO ma wspólne standardy kalibrów, itp., ale w praktyce amunicja różnych krajów różnie do siebie pasuje. I np. już na froncie żołnierze muszą trochę opiłowywać włoskie granaty 120 mm, aby je wystrzelić z fińskiego moździerza. I Pzh 2000 ma zwyczaj się regularnie zacinać na różnych typach amunicji. Za to ładowniczy w Krabie widzi co się dzieje, reaguje i wszystko działa znacznie lepiej. 

Rosomaki jeszcze zobaczymy. I to w miejscach gdzie nikt się ich nie spodziewa.

Tak samo oglądamy wschodni i zachodni sprzęt w miejscach gdzie nikt się go nie spodziewa. Lub w skrócie- wschodni płonący na polach i rowach, i nikt się nie spodziewał że to jest aż taki złom. Poza byłym blokiem sowieckim, gdzie wszyscy o tym dobrze wiedzieli. Ale poza tym moskiewska propaganda była całkiem skuteczna i pokazywała ten sprzęt jako równoważny zachodniemu.

Tymczasem w ostatnich dniach wydarzyła się rzecz całkowicie to podsumowująca. Otóż ze Słowenii zostało sprezentowanych trochę dziwnych czołgów- mianowicie tam pozostawiono z T-55 tylko skorupy i niektóre kawałki zawieszenia, a resztę wymieniono na zachodnie. Stare działo 105 mm, współczesny silnik, poprawione zawieszenie i oczywiście elektronika i nazwano M-55S. Ale w sumie jest to dokładnie najsłabszy i najgorszy "zachodniawy" czołg na froncie. Taki pojazd został trafiony najbardziej zaawansowanym rosyjskim pociskiem artyleryjskim, naprowadzanym laserowo 152 mm. I co? I odjechał. Zapewne solidnie uszkodzony i nadający się tylko do remontu, ale odjechał o własnych siłach, z co najmniej kierowcą żywym i zdolnym do działania. Jak wiadomo, rosyjskie czołgi raczej takich osiągnięć nie mają, co najwyżej sama wieża się szybko oddala razem z fragmentami dowódcy i celowniczego. I to sporo mówi o stratach. Ci ukraińscy czołgiści dostaną jakiś inny sprzęt i wrócą. A doświadczenie nie zginie. Rosyjscy nie wracają.

Ale przede wszystkim w przebiegu ofensywy widać jest konkretną taktykę i cel. I idzie dobrze. Jak na tragiczne braki potrzebnego sprzętu i niewystarczające ilości amunicji. Ale to co widzimy, to nie są próby przełamania. To jest walka na wyniszczenie, mająca na celu całkowite zniszczenie rosyjskiej armii na wszystkich szczeblach. Celem jest nie tylko pokonanie okopów, czy pól minowych i wejście na zaplecze. Czy tym bardziej nie jest nim zmuszenie do odwrotu. Kształt całej operacji pokazuje, że celem jest likwidacja rosyjskiej armii w całości. Najpierw zmuszenie do przesunięcia wszystkiego w rejon frontu, a potem systematyczne niszczenie. Sprzętu, amunicji, logistyki, dowództw i dopiero na końcu wojska. I dopiero to pokazuje konkretny plan na obecny etap, zgadzający się ze strategicznymi celami wojny i następnym etapem. Jakim następnym etapem? To oczywiste, wojną domową i rozpadem Rosji. A jak go osiągnąć? Przede wszystkim władza centralna nie może dysponować siłą wystarczającą do stłumienia buntowników. Ani żadni buntowniczy nie mogą dysponować siłą wystarczająca do przejęcia całości władzy. 

I to był na przykład błąd Prigozina. Gdyby grał według tych reguł, "tymczasowo" zajął Rostów i okolice, wykopał okopy i czekał na armię Putina, to by sobie w tym Rostowie mógł założyć dziedziczną monarchię. A tak wyleciał z gry. 

Więc co się teraz stanie? Tego nie wiem. Ale mogę się domyślać, jaka może być logiczna ścieżka dla władz Ukrainy. Myślę, że z wojsk rosyjskich żywi, w zorganizowanych formacjach i z bronią wyjdą tylko ci, którzy się właśnie zapiszą do uczestnictwa w wojnie domowej. I ktokolwiek to będzie, nadal będzie potrzebował amunicji. I ja dostanie. Ale nie na zajęcie Moskwy. Na swoje udzielne ksiąstewka. Bo amunicję będzie mógł dostać tylko z zewnątrz. Dlaczego tylko z zewnątrz?

A tu dochodzimy do następnego rozdziału. I otwarcia kolejnej Puszki Pandory przez głównie amerykańskich idiotów z "frakcji deeskalacji". Otóż całkiem niedługo spodziewam się większych ilości ukraińskiej broni. W tym takiej dalekiego zasięgu, która zlikwiduje infrastrukturę i przemysł położone w głębi Rosji. I będą to rzeczy, które nas zaskoczą. Stylem, ilością i jakością. Skąd to wiem?

Otóż prezes ukraińskich kolei żelaznych został odwołany 

I zaraz potem mianowany ministrem do spraw przemysłu strategicznego (inaczej- broni i amunicji). A przypomnę, że pod jego rządami koleje ukraińskie obsłużyły największą migrację w historii ludzkości, przejęły system dystrybucji paliw płynnych z rurociągów i obsługiwały go na zasadzie just-in-time, rozpoczęły transport zbóż na nieznaną wcześniej skalę, potrafiły na odbitych terenach przywracać komunikację w mniej niż 24 h i ruch rozkładowy w 2-5 dni. I to wszystko pod ciągłymi atakami rakietowymi na własną infrastrukturę i energetyczną. Każda z tych rzeczy jest oddzielnie spektakularnym osiągnięciem, połowa z nich naraz to jest cud. Na zrealizowanie wszystkich naraz jakby brakuje słów. I w tym momencie przypominamy, że była to cały czas jedna z najpunktualniejszych kolei w Europie. No więc facet, który potrafił osiągnąć i utrzymać ten poziom organizacji teraz ma się zająć produkcją broni i uzbrojenia. W całkiem dobrze uprzemysłowionym i wykształconym 40-milionowym kraju. Przez ostatnie półtorej roku spora część tych umiejętności była kierowana na nowe rodzaje broni i ich zastosowania. Teraz zobaczymy je w produkcji i działaniu.

A to będzie mieć konsekwencje dla całego świata. Bo to będą rzeczy, które można produkować w poważnych ilościach w zwykłych warsztatach i garażach, a jednocześnie umożliwiające projekcję siły na duże odległości. Moją ulubioną, jeszcze nie widzianą rzeczą, acz której się spodziewam, będą pociski manewrujące silnikami pulsacyjnymi. To jest typ silnika odrzutowego używanego w V-1 z 2 w.ś. i mający tę zaletę, ze da się go zbudować bez zaawansowanych materiałów i drogiej precyzji. Czyli inaczej mówiąc w przysłowiowym garażu. I zapewne zobaczymy jeszcze sporo takich garażowych konkstrukcji.

I wiecie co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze (a może jednak nie?) 

Otóż to, że aby zbudować działające prototypy, dopracować je, wdrożyć do produkcji i właściwie używać taktycznie, to potrzeba prawdziwych fachowców, ale potem, jak to już wszystko będzie znane, to byle pasterz kóz sobie z większością tego poradzi. I jak teraz Ukraina, skoro nie dostała amerykańskich, to wyprodukuje własne pociski manewrujące, to za 3-5 lat te pociski będą produkowane w Afganistanie, Somalii, Palestynie i właściwie wszędzie, gdzie tylko będą potrzebne. I oczywiście pierwszym celem będą interesy USA, jak zwykle. A mogli po prostu wysłać swoje pociski i nikt by się nigdy nie dowiedział jak tak naprawdę tanie i proste mogą być. Bezmyślni durnie i tyle.

Jeszcze śmieszniej będzie ze starannie sabotowanym trybunałem do spraw osądzenia zbrodni wojennych

Cóż, ja na miejscu moskali bym najpierw sprawdził kim była Święta Olga z Kijowa, a potem wspomógł powstanie takiego trybunału. Hint- Ukraińcy jako jedyni do panteonu świętych chrześcijańskich włączyli pogankę, która zasłynęła z niezwykle starannej i wyrafinowanej zemsty na zabójcach jej męża. Coś mi mówi, ze jeszcze usłyszymy opowieści przy których opisy polowania na nazistów przez Mossad na południowoamerykańskich pampach i kongijskich dżunglach będą brzmieć jak opowieści z Doliny Muminków.