Stalingrad

Tytułowe miasto, a zwłaszcza jego okolice (wbrew powszechnej wiedzy, okolice były ważniejsze), było polem bitwy, która według większości zestawień była jedną z najważniejszych bitew w historii ludzkości. Tak, to jest prawda. A nawet niedopowiedzenie. Bitwa stalingradzka była niesamowicie ważna i przeważyła losy 2 w.ś. nie dlatego, że okrążono i zmuszono do poddania całą armię. Nawet nie z powodu przesunięcia frontu o kilkaset kilometrów. To były drobiazgi, tak samo jak sprzęt, etc. Jej zaciekłość też nie brała się z żadnych fobii na tle nazwy miasta, czy uporu Hitlera, żądzy podboju ani żadnych szczególnych instalacji, które były w mieście. 

Bitwa ta bezpośrednio decydowała, które z dwóch państw utrzyma, a które bezpowrotnie utraci możliwość prowadzenia walk ofensywnych i wojny manewrowej. Czyli w skrócie: które będzie mogło wygrać wojnę a które nie. Bitwę, jak wiadomo wygrał ZSRR i dzięki temu mógł wygrać wojnę. Gdyby kontrola nad Stalingradem i jego okolicami pozostała w rękach III Rzeszy kilka miesięcy dłużej, ZSRR w swoim kształcie i granicach nie dotrwałby 44 roku.

Bez kontroli na Stalingradem poczynając od początku 1943 roku III Rzesza była pozbawiona możliwości ofensywnych na większą skalę i skazana na ostateczną klęskę.

Zacznijmy od kwestii znaczenia dla ZSRR, bo jest ona znacznie prostsza. Otóż Wołgograd (ówcześnie zwany Stalingradem), leży nad Wołgą. Która to rzeka po dziś dzień jest osią transportową o olbrzymi znaczeniu, a co ważniejsze najdalej na wschód wysuniętym szlakiem transportowym północ-południe o poważnej przepustowości. Dalej jest tylko czasami spławna (ale raczej nie) rzeka Ural oraz nieliczne i bardzo marne linie kolejowe na środkowoazjatyckich stepach.

Jakie znaczenie miał ten transport?

Łatwo zrozumieć, jeśli dodamy do tego dodatkowe informacje: po pierwsze, i mniej ważne, jedyny korytarz poważnej ilości transportu towarów z zewnętrznego świata do ZSRR wiódł przez Persję i Kaukaz, następnie koleją lub wodą przez Morze Kaspijskie i w górę Wołgi. Oprócz dostaw z UK i awaryjnego zaopatrzenia dostarczanego konwojami arktycznymi (które Niemcy skutecznie niszczyli, jeśli akurat mieli paliwo), całe zaopatrzenie z zewnątrz, czy to w ramach Lend-Lease, czy innych umów, docierało szlakiem przez Persję. Zajęcie Stalingradu uniemożliwiało dostarczenie go do rejonów przemysłowych, większości populacji i prawie całej armii.

Ale to był drobiazg. W każdej książce radzieckiej można przeczytać, że wcale nie potrzebowali amerykańskich ciężarówek, istnienie Shermanów w Armii Radzieckiej jest mitem, a aluminium spadało im z nieba. 

Za to w żadnej książce, nawet radzieckiej, nie znajdzie się, tezy, że Armia Radziecka mogła rozpocząć choć jedną ofensywę bez benzyny i paliwa diesla. A w tym czasie cała, 100%, ropy w ZSRR pochodziła z Kaukazu. Z dwóch niewielkich pól naftowych na północnym skraju tych gór, a olbrzymia większość z okolic Baku. Surowa ropa i paliwa były transportowane koleją lub barkami na północ. Zajęcie Stalingradu lub jakiejkolwiek innej części brzegu dolnej Wołgi po prostu pozwalało na zablokowanie tego transportu w całości. Może parę litrów by dotarło z arktycznymi konwojami, ale pewnie i to nie. W takiej sytuacji nie byłoby mowy o utrzymaniu jakiejkolwiek produkcji, czy przeprowadzeniu żniw i zasiewów. W skrócie- cały kraj by implodował, razem z armią i administracją. 

Wytłumaczenie znaczenia tego terenu dla Niemiec jest nieco bardziej skomplikowane, ale za to w swej istocie tłumaczy całą 2 w.ś. Otóż musimy się cofnąć do listy największych producentów ropy na świecie w latach międzywojennych. Na tej liście, powiedzmy 10 największych producentów , znajdziemy Wenezuelę, Argentynę i jeszcze kilka krajów, które nie mają większego znaczenia dla dalszego przebiegu wydarzeń. Znajdziemy tam także Rumunię z wydobyciem rzędu 6 milionów ton rocznie w 1938, następnie szybko spadającym. Na drugim miejscu listy jest ZSRR, ok. 30 mln ton, a na pierwszym USA, 180 mln ton rocznie. 
Tak jest, lwia część światowej ropy naftowej pochodziła z USA, łącznie około 2/3, następnym krajem, który miał handlowe nadwyżki tego surowca był ZSRR. Zasadniczo nikt inny na świecie nie dysponował jednocześnie możliwością eksportu ropy i wystarczającą ogólną siłą polityczną aby sprzedawać ją komu chce, a także zorganizować jej transport (witamy w realiach lat 30-tych).
Te wymogi skracają nasza listę do faktycznie dwóch krajów: USA i ZSRR. Czyli: aby zapewnić rozwój i utrzymać gospodarkę przemysłową trzeba było mieć dobre relacje handlowe z jednym z tych dwóch krajów. 
Co w przypadku ZSRR oznaczało udział w forsownej industrializacji i dostarczanie produktów wymaganych planem, a w przypadku USA dostarczanie czegokolwiek co się dało sprzedać. Problemik z USA polegał na tym, że w 1930 wprowadzono nowe taryfy celne, ze średnią stawką powyżej 2/3. To dawalo nam bardzo ładny łańcuszek: Chcesz kupić paliwa? Musisz mieć dolary. Dolar nie był jeszcze walutą międzynarodową, zresztą nie było czegoś takiego, był system bloków walutowych. Więc trzeba było coś wyeksportować dokładnie do USA. Wielkiego kraju, uprzemysłowionego i pełnego wszelkich surowców. Samo w sobie to nie było łatwe. A do tego najpierw trzeba było zapłacić cło, które negowało opłacalność jakiegokolwiek importu, poza wąską grupą towarów luksusowych. Co oznaczało, że każdy, kto potrzebował ropy realnie musiał albo zawszeć porozumienie handlowe z USA, albo potężnie dopłacać do jakiegokolwiek eksportu do tego kraju. 

To były realia lat 30-tych. Co bardziej doinformowani Czytelnicy zadadzą teraz pytanie co z importem z Rumunii i programem produkcji paliw syntetycznych w Niemczech. Otóż tak, obie te rzeczy istniały. Tak samo jak istniało wydobycie w ropy w Niemczech (ok 0,5 mln ton rocznie)  nawet jeszcze jakieś inne złoża w Europie zostały zdobyte. Głównie w Galicji w 1941 (polskie złoża to także było ok. 0,5 mln ton rocznie, ale to prawie w całości zostało zajęte przez ZSRR).

Uwaga dla uświadomienia sobie skali: 1 milion ton rocznie to ok 15 000 baryłek dziennie (nie można dokładnie podać, bo jedno jest jednostką wagi, a drugie objętości, a relacja tego w przypadku ropy jest bardzo różna). Dzisiejsze zużycie ropy w Niemczech to ok 2,5 mln baryłek DZIENNIE. Czyli cała ropa dostępna rocznie dla 3 Rzeszy to ok. 90 tys baryłek dziennie, czyli 3,6 % dzisiejszego zużycia Niemiec. Ale w czasie bitwy pod Stalingradem, to terytorium było znacznie większe. I musiało obyć się tę sama ilością. Oprócz Rumunii, która miała swoją ropę i tylko eksportowała nadwyżki, reszta terytorium obejmowała praktycznie całą Europę, od Wołgi po Pireneje i od Nordkapp po Saharę. I na to wszystko było te 90 tys baryłek dziennie. Dziś to terytorium zużywa około 13- 15 milionów baryłek dziennie. Oczywiście w ówczesnej gospodarce duża część transportu była napędzana węglem, ale ułatwienia produkcji, zwiększenia poziomu kooperacji, wykorzystania regionów z gorsza infrastrukturą, itp, paliwa płynne były (prawie) niemożliwe do zastąpienia. I kompletnie, całkowicie niemożliwe do zastąpienia w wojnie manewrowej. 
Oczywiście paliwa płynne można uzyskać inaczej, jeśli ma się odpowiedni poziom technologii. Niemcy mieli, produkowali zarówno paliwa syntetyczne, duże ilości spirytusu, terpentyny ile mogli, etc. To wszystko jednak było nic w porównaniu do tego ile paliw płynnych można uzyskać z rury wbitej w ziemię w Teksasie czy Baku. Zresztą robili to kosztem innych form energii i żywności. A tego też im brakowało.
Wydobycie węgla kamiennego było wystarczające na potrzeby Niemiec, całe wydobycie europejskie nie było wystarczające na potrzeby kontynentu. Węgiel był, ale sytuacja była napięta, wymagała oszczędnej gospodarki i nie pozwalała na żadną rozrzutność. Stąd ilość paliwa syntetycznego była u swojego limitu. Gaz ziemny jako paliwo jeszcze wtedy prawie nie istniał, zresztą nigdzie nie było poważnych złóż. Ilość produkowanej żywności także nie pozwalała na żadną większa jej alokację dla produkcji paliw czy surowców chemicznych. W skrócie: tak naprawdę niczego nie było i dla rozwoju, czy wręcz przetrwania Niemiec w latach 30-tych konieczne było zdobycie większej ilości ropy, żywności i także węgla lub znalezienie sposobu na przetrwanie bez tego w warunkach odcięcia od handlu zagranicznego. Czyli zwiększenie produktywności w kraju. 

Niemieckie elity znakomicie zdawały sobie z tego sprawę i zaczęły bardzo solidnie nad tym pracować od dnia podpisania Traktatu Wersalskiego. Albo i wcześniej. Co najmniej zaraz, gdy zaczęto się przygotowywać do następnej wojny. I jeśli to nie działo się w grudniu 1918 roku, to w lipcu 1919 już na pewno. W latach 20-tych wykonano olbrzymia pracę intelektualną i projektową, a tam gdzie Traktat Wersalski nie narzucał ograniczeń również przemysłową. 

Program paliw syntetycznych był tylko jedną tego częścią. Oprócz tego zrobiono bardzo wiele w celu rozwoju transportu i przemysłu z minimalnym zużyciem produktów ropopochodnych, zwiększania produkcji żywności, a także substytucji węgla kamiennego.

To były przygotowania na godzinę W. Sama droga do Stalingradu stała się prostą w 1930 roku, kiedy Republikańska większość w Kongresie USA zaraz po wpakowaniu wszystkich w najgorsza recesję w historii uchwaliła taryfy celne, które wprowadziły świat na drogę do wojny. 
Wkrótce później władzę w Niemczech przejęła NSDAP i... te przygotowania zostały odstawione na boczny tor. Właściwie zaprzestano poprawy żeglugi śródlądowej, praktycznie całkowicie zaprzestano elektryfikacji kolei. Nawet znacznie spowolniono produkcję nowych, znacznie wydajniejszych modeli parowozów. Wiejska elektryfikacja, która mogła zmniejszyć zużycie przez lampy naftowe (wcale niemałe, kiedy rozmawiamy o tej skali podaży) została prawie wstrzymana (miasta były zelektryfikowane w większej części w latach 20-tych). 
Zamiast tego możliwości inwestycyjne zostały skierowane na budowę autostrad i rozbudowę przemysłu motoryzacyjnego. A już wisienką na torcie był pomysł masowej motoryzacji dla robotników... 
Pod Stalingradem wiele nie brakowało. Brakowało możliwości dowiezienia zaopatrzenia, amunicji i paliw. Bo te niewielkie ilości paliw, które były dostępne zeżarła cywilna gospodarka, a przez brak rozwijania infrastruktury wszystko opierało się na kilku liniach kolejowych z trakcją parową. A tymczasem nawet nie zbudowano planowanego kanału Ren-Dunaj. Który by pozwolił transportować rumuńską ropę prosto do centrum przemysłowego Niemiec i węgiel bezpośrednio do Rumunii i nie zajmować przy tym linii kolejowych, które trzeszczały w szwach przewożąc zaopatrzenie dla armii. I tak dalej. Takich rzeczy naprawdę było sporo, i prawie wszystkie, które udało mi się zweryfikować miały ten sam wspólny mianownik: porzucenie polityki Republiki Weimarskiej zmierzającej do samowystarczalności paliwowej, efektywności transportowej i energetycznej, a zamiast tego promowanie używania paliw płynnych i motoryzacji. Co w prostej linii musiało najpierw doprowadzić do sojuszu z ZSRR, a później do wojny, której z zaniedbaniem przygotowań Niemcy musiały przegrać.

Pozostają dwa poważne wnioski, które są zupełnie zgodne z powszechną wiedzą.

Pierwszym jest to, że 2 wś była dogrywka pierwszej, ale toczyła się praktycznie w całości o dostęp do złóż ropy. Które kontrolowały USA i w mniejszym stopniu ZSRR i tak pozostało do końca, więc wynik był przesądzony od razu.

A drugi brzmi: Hitler był kompletnym durniem. Nie idiotą w sensie niskiej inteligencji, czy czegoś takiego. Durniem, który kompletnie nie rozumiał świata i uwarunkowań w miejscu, w którym się znajdował. Niemcy byli zmęczeni polityką ciągłego zaciskania pasa i biedy lat 20-tych. W tym zmęczeniu nie widzieli sensu i chętnie powierzyli władzę komuś, kto obiecywał coś innego. Ale wbrew pozorom, bieda lat 20-tych to były nie tylko reparacje, ale przede wszystkim inwestycje w potencjał przemysłowy i transportowy potrzebny na następnej wojnie. Polityka NSDAP porzuciła te inwestycje i rozpoczęła festiwal konsumpcji na kredyt i transferu pieniędzy do kolegów pod pretekstem nowej polityki. Zamiast realnej rozbudowy potencjału transportowego były wielkie słomiane inwestycje typu budowa autostrad. Kiedy zabawa się skończyła, to okazało się, ze te kilka lat zaniedbań kosztowało przegranie kluczowej bitwy, a razem z tym całej wojny.

Te decyzje nie były żadną świadomą polityką, ani sabotażem. Były po prostu negacją dotychczasowego establishmentu z poziomem rozumienia problemów gospodarki i przemysłu typowym dla każdej prawicy. Zamiast rozumieć samemu, słuchają swoich kolegów prezesów, którzy mówią to co korzystne dla ich wąskich interesów, a nie dla kraju. Dla kraju są korzystne duże inwestycje i umiarkowane zyski, dla prezesów i akcjonariuszy wręcz przeciwnie. Niemcami w latach 20-tych rządziła żądna zemsty elita polityczna, w latach 30-tych banda kelnerów dla prezesów. To jest jakby odwrotność tego,co zwykle widujemy w podręcznikach, ale potwierdza to wynik bitwy stalingradzkiej. A dużo nie brakowało.
W pewnym sensie to też pomogło w następnym rozdziale niemieckiej historii. Denazyfikacja mogła automatycznie stać się metodą na pozbycie się durni z kierowniczych miejsc w polityce i gospodarce. 

Tu już brakuje miejsca na wchodzenie w szczegóły polityki energetyczno-transportowej Niemiec w 20-leciu, a tym bardziej zastawiania się jak daleko mogliby dojść w alternatywnym scenariuszu. Dokładniej się tym zajmę, być może z odrobiną szacunków dla alternatywnego scenariusza na Rewolucji Energetycznej.
A tymczasem jedno jest pewne: w latach 20-tych polityka całych niemieckich elit była zorientowana na rozwój gospodarczy bez paliw płynnych. W latach 30-tych, kiedy paliwa te rzeczywiście stały się trudno dostępne, nowe rządy zaprzestały całkowicie rozwoju opartego na odstawianiu ropy i rozpoczęły promowanie produktów ropopochodnych. Czego skutkiem była mało wydajna logistyka, zarówno cywilna, jak też wojskowa, bo zaczynając od września 39 dostępu do tych paliw Niemcy po prostu nie miały w żadnej minimalnej ilości. A stworzenie alternatyw zostało pasywnie lub aktywnie uniemożliwione przez NSDAP.

Dla przykładu: tu tekst o elektryfikacji kolei w Europie pod koniec lat 30-tych. Tak naprawdę brak elektryfikacji korytarza wschód- zachód w Niemczej jest szokujący. Nie było łatwo coś takiego znaleźć w sieci, najwyraźniej wszyscy wola się zachwycać motylkami i czołgami, a to nie było sedno sprawy.
Tu krótki komentarz na temat niemieckiego dostępu do pól naftowych. Uwaga- tam są znów inne jednostki (miliony baryłek rocznie)