Tajemnicze katastrofy

 Jak wiadomo, Rosja jest krajem legendarnego bałaganu, syfu i niedbalstwa. Oraz odziedziczyła po ZSRR skalę infrastruktury i przemysłu, którego faktycznie nie jest w stanie utrzymać. Więc nic dziwnego, że dość regularnie różne rzeczy się tam pala i rozpadają. Ale zestaw takich wydarzeń w dniach 21 i 22 kwietnia 2022 jest zadziwiający. I będzie mieć skutki na dziesięciolecia. Jeśli nie na zawsze. 

Zacznijmy od drobniejszych rzeczy, tak na rozgrzewkę. 22.04 zawaliła się zapora na rzecze Kubań, we Fiodorowce, 40 km w dół rzeki od Krasnodaru. I co zabawne, 20 km w górę rzeki od głównych mostów drogowych i kolejowych na Krym. Nie ma żadnych informacji na temat tego się dokładnie stało, jedynie wspomniano o jakimś wybuchu, stan mostów jest nieznany. Istnieją objazdy, zarówno drogowy, jak też kolejowy przez Krasnodar, ale o znacznie mniejszej przepustowości (przejazd przez miasto i pojedynczy tor). Oczywiście zapory czasem się zawalają, zwłaszcza w Rosji i wcale nie musi to mieć żadnego związku z tym, że ukraińska armia przygotowuje atak w południowej części frontu, którego rosyjska logistyka wisi w całości na tej jednej linii kolejowej. 

W miejscowości Kineszma, 350 km na północny wschód od Moskwy była sobie całkiem spora fabryka chemiczna, która produkowała różne rozpuszczalniki przemysłowe. Istotnym produktem był na przykład octan butylu, ale lista jest znacznie dłuższa. I tej fabryki już nie ma, a co najmniej będzie wymagała poważnego remontu i ograniczenia produkcji. 

Oczywiście możemy założyć, że było to przypadkowe zaprószenie ognia, w końcu odbywały się tam różne procesy chemiczne i fizyczne, prawie zawsze dotyczące palnych, żrących lub wybuchowych substancji. Oraz całkiem możliwe, że ta fabryka pracowała na pełnych obrotach, czy nawet powyżej, bo tenże octan butylu jest używany jako rozpuszczalnik do nitrocelulozy, czyli w produkcji prochu strzelniczego. Czyli amunicji, której jak wiadomo zużywa się obecnie dość dużo. 

Oprócz tego produkty tej fabryki są krytycznie potrzebne w produkcji paliw rakietowych, zwykłego paliwa lotniczego, płytek drukowanych i układów scalonych. I prawdopodobnie był to jedyny w Rosji dostawca tych chemikaliów. Odbudowa będzie prawdopodobnie wymagała zachodnich części, których nie dostaną, więc pozostanie import tych związków z Chin. Chwilę potrwa, a do tego czasu stanie produkcja amunicji, elektroniki, paliwa rakietowego i prawdopodobnie też lotniczego. tak czy inaczej kompletny chaos gospodarczy na co najmniej kilka miesięcy, a patrząc na ogólną rosyjską sytuację - w wielu miejscach nieodwracalny.

W tych samych dniach, 21 i 22 kwietnia spłonęły dwie instytucje naukowe pracujące nad rozwojem rakiet i broni rakietowej. Fachowa robota, pożarów nie dało się ugasić, budynki zniszczone w całości. Jedna w Twerze, a druga w podmoskiewskim miasteczku o ładnej nazwie Koroliew. 

Te dwa instytuty były kluczowe dla samego istnienia rosyjskiego (czy właściwie ex-radzieckiego) programu kosmicznego i całej broni rakietowej. Tam były plany, zapewne rysunki techniczne, biblioteki, archiwa, laboratoria. W skrócie spłonęła cała historia i teraźniejszość rosyjskiego i radzieckiego programu kosmicznego i rozwoju broni rakietowej. Od "Gradów" do rakiet orbitalnych. Archiwów szkoda, kawał ciekawej historii ale cóż, wypadki się zdarzają. Strona ukraińska zaprzeczyła że ma z tym cokolwiek wspólnego, ale przyznam, że treść tego zaprzeczenia była mało przekonująca...

Na to należy nałożyć te relatywnie mało skutecznie sankcje z 2014 i znacznie bardziej skuteczną konkurencję ze strony SpaceX. Razem to faktycznie przewróciło komercyjną działalność "Roskosmosu" i przestał być on dojną krową, a zaczął potrzebować dotacji. Kremlowska banda oczywiście natychmiast zakończyła wszelkie prace eksperymentalne i rozwojowe, jeśli jeszcze jakieś były i zaczęła rozkradać co tam pozostało. A pozostał pewien potencjał, istniała możliwość, że z końcem sankcji i bardziej kompetentnymi rządami coś się da przywrócić. Oczywiście nie dogonić Zachodu, ale zrobić coś co znów będzie jakoś działać. No więc ta sprawa jest zakończona. Nie ma laboratoriów, nie ma archiwów, nie ma sprzętu i tego wszystkiego nie będzie. Ludzie się rozejdą, zapomną, doświadczenie zniknie, a z nim cały radziecki dorobek rakietowy. A razem z nim kacapskie straszenie i zagrożenia dla cywilizacji.

I to są bardzo, bardzo pozytywne wiadomości. Obecna wojna pokazała, że rosyjska armia jest papierowym tygrysem, przynajmniej w zakresie zwykłej, prawdziwej walki. Ostatnim argumentem dla udawania mocarstwa przez to towarzystwo jest broń atomowa. Gdzie mamy dwie kwestie- samą broń, która jest technicznie bardzo prosta i można ją zrobić w garażu oraz środki jej przenoszenia, które wymagają zaawansowanego przemysłu rakietowego i elektroniki. I tych w Rosji nie będzie.



3 komentarze:

kmat pisze...

Jest jeszcze jedna dziwna rzecz. Rosyjscy oligarchowie zaczęli masowo popełniać samobójstwa rozszerzone wraz z całymi rodzinami.

Wojtek inżynier pisze...

Na szczęście bomby atomowej nie da się zrobić ani w garażu. Tego zdania absolutnie nie rozumiem i psuje bardzo dobry wpis.
Należy też napisać o rakietach - jaki jest ich termin przydatności do użycia. Ja nie wiem, ale mam obawy, że niezatankowane mogą długo stać. Jedyna nadzieja w wymianie głowic nuklearnych, podbno konieczna jest co 5 lat (to prawda?).

Maczeta Ockhama pisze...

@Wojtek inżynier
Każda bomba składa się z tego co ma wybuchnąć, zapalnika (albo więcej kaskadowo jeśli mamy trudno wybuchającą rzecz) i jakiejś obudowy.
Zapalniki i obudowy to proste rzeczy. Materiał wybuchowy też można w kuchni zrobić, choć to wybitnie głupi pomysł. Materiału rozszczepialnego w istocie w garażu się nie zrobi. Ale jak już go się ma, to problem zbudowania bomby nie jest wielki.
Problem polega na tym, że dopóki Rosja ma elektrownie atomowe, własną produkcję i odbiór paliwa do nich, dopóty może mieć materiału na bomby ile chce. I dopóki dobrowolnie nie pozwoli na nadzór nad tym wszystkim to nic tego nie zmieni.