Gerrymangering

Tytułowe zjawisko jest dość interesujące. A dokładniej powinno nas teraz interesować bo moze mieć ciekawe konsekwencje dla świata.

Dla przypomnienia gerrymangering to procedura zmiany granic okręgów wyborczych w taki sposób, aby zapewnić zwycięstwo w wyborach jednej z partii, nawet jeśli jest daleka od osiągnięcia większości. 
Robi się to tak, że przez te manipulacje granicami okręgów "pakuje" się wyborców przeciwnika w jeden/kilka okręgów, gdzie osiąga on powiedzmy 90% poparcia, a pozostałe tak konstruuje aby nasza partia zdobyła tam nieco ponad połowę głosów. W ten sposób, jeśli na danym obszarze wybieramy powiedzmy 10 posłów w jednomandatowych okręgach po 1000 wyborców każdy i dwie parte, A i B, to możemy te okręgi podzielić tak:
W 4 okręgach zwycięża partia B. Zdobywając wszystkie głosy, po 1000. Razem 4000 na partię B, 0 głosów na partię B.
W 6 okręgach zwycięża partia A. Zdobywa po 501 głosów w każdym, partia B po 499. Razem 3006 na partię A i 2994 na partię B.

Łącznie partia A zdobyła 3006 głosów z 10 tys., a partia B 6994 z 10 tys. Partia A otrzymuje większość mandatów przy 30% głosów. Pytanie- zwolennikiem której partii był człowiek odpowiedzialny za ustalenie granic okręgów wyborczych?

Po chwili refleksji koniecznej na przemyślenie powyższych wyników możemy łatwo się domyślić, że granice okręgów ustalał zwolennik partii A. Ale wybory nie są aż tak precyzyjnie przewidywalne. A przynajmniej nie w każdym kraju. Zresztą w tych, gdzie są doskonale przewidywalne, nie potrzeba sztuczek z granicami okręgów. 
Więc potrzeba do tego dość solidnych badań wyborczych, ale też określonej geografii wyborczej. Podziału społeczeństwa na bloki wyborcze zależne od miejsca zamieszkania. Albo na miejsce zamieszkania zależnie od preferencji wyborczych. Albo zamożności wpływającej na jedno i drugie. W podanym przykładzie te dane musiały być nieskończenie precyzyjne. Takich danych nie ma. W rzeczywistości mówimy o głosowaniu w pierwszych 4 okręgach w powiedzmy 70-80% na partię B i 55% w pozostałych na partię A. Partia A nadal wygrywa zdobywając mniejszość głosów, ale różnica nie jest aż tak drastyczna jak w pierwszym przykładzie. 

Oprócz orientacji z geograficznych preferencjach wyborców i stabilności tych preferencji potrzeba solidnej dozy cynizmu u stosownych decycentów, przez co partie bliższe ideałom demokracji rzadziej stosują takie metody. I oczywiście działają one jedynie w przypadku ordynacji większościowej. Co przy okazji zaleca patrzenie z jeszcze większą podejrzliwością na promotorów takich rozwiązań.

Po tym skrótowym przedstawieniu problemu, drodzy Czytelnicy, kto z Was zauważył gigantyczną słabość tego rozwiązania?
Tak, może zapewnić długoletnie rządy mniejszości. Ale tylko pod warunkiem stabilności. Jeśli sytuacja się naprawdę posypie, partia A zacznie być postrzegana jako prawdziwa banda, której należy się pozbyć za wszelką cenę, to nawet zwyczajowy margines tych 5 czy 10% nie pomoże. Stracą 10% poparcia, ale też wszystkie mandaty. Jak ktoś nie zauważył jak to możliwe- partia B zbiera swoje 4 miejsca, jak zawsze. Ale potem uzyskuje nieco ponad większość w pozostałych 6. I tak uzyskując powiedzmy 60% głosów zdobywa 100% mandatów. Przez pazerność partii A.

A teraz możemy rozszyfrować tej nazwy partii. Masowy gerrymangering w USA uprawiają Republikanie, a Demokraci raczej nie. Miejscami, sporadycznie, ale zasadniczo prawdziwym byłoby twierdzenie że to Republikanie opierają swój biznes polityczny na utrzymywaniu władzy mniejszości wszystkimi możliwymi metodami, a Demokraci, jeśli w ogóle starają się walczyć o władzę, to robią to odwołując się do głosu większości. 
I ten proceder zupełnie dobrze działał z punktu wiedzenia Republikanów, a zwłaszcza sponsorującej ich oligarchii. Od czasu przejęcia rasistów przez Partię Republikańską, w przededniu wyboru Nixona, to ta partia dominowała w polityce USA. 
I dominuje do dziś, między resztą swoich polityk, kultywując też rasizm. 

Ale zanim wrócimy do USA, możemy jeszcze pokazać przykład manipulacji okręgami z polskiego podwórka. Otóż szalona reforma samorządowa w wykonaniu AWS m.in. powołała nowe województwa. I w tym przypadku te województwa nadal były okręgami wyborczymi, ale o kształcie tych okręgów mógł zdecydować rząd. I zdecydował, Województwa stały się bardzo dziwne z punktu widzenia sieci powiązań gospodarczych, poziomu rozwoju, sieci transportowej, czy rozwoju przemysłowego. 
Ale za to stały się zupełnie nie dziwne, jeśli uznamy, że główną cechą jest poparcie dla AWS. Z pewnym marginesem, oczywiście.
Ale potem się okazało, że Polska tych reform wybitnie nie lubi, a duet 4 neoliberalnych reform i Balcerowicza to było dużo za dużo. AWS i tak się w ogóle nie dostał do parlamentu, ale gdyby uzyskał wynik trochę lepszy niż kompletnie katastrofalny, to i tak by się przejechał na swoich rachubach senackich.
Bo nie zapominajmy, że cała ta zabawa może działać tylko w wyborach większościowych, a takie są w Polsce do Senatu. Ale implozja AWS miała minimalne znaczenie dla Polski i żadnego dla świata. 
Za to polityka w USA ma podstawowe znaczeni dla świata. 
I dlatego nadchodzące wybory są ważne. I ja bardzo, bardzo chciałbym zobaczyć ten efekt zemsty gerrymangeringu. Bo to może zatopić kompletnie Partię Republikańską.