Nakaz aresztowania Putina

 Wczoraj ICC podjęło decyzję o wydaniu nakazu aresztowania Władimira Putina. Może się wydawać, że to jest kolejny nieegzekwowalny papier z jakiejś marginalnej instytucji bez zębów. I z jednej strony tak jest. Zapewne ten nakaz nie zostanie nigdy wykonany i nigdy nie zobaczymy tego typa w kajdankach i pomarańczowym ubranku. 

Ale jest też druga strona tego medalu. I ta druga strona przepełnia mnie naprawdę radością i optymizmem. Nie przesadzam. To jest fantastyczna sprawa i wspaniała wiadomość jakich w naszym świecie ostatnio jakby brakuje. I to nie tylko dla Ukrainy, Rosji, czy w ogóle tej części świata. Otóż znacznie bardziej dla innych.


Dlaczego tak uważam?

Zacznijmy od początku- Wołodia Putin jako szczyl biegający po leningradzkich podwórkach był zapewne drobnym złodziejaszkiem i to raczej niżej w hierarchii bandy. Wiadomo, że był mocno poniżej przeciętnego wzrostu i siły i można się domyślić, że dokładnie z tego powodu zaczął trenować judo. Później, wiadomo, KGB i też najprawdopodobniej drobne złodziejstwo, bo podobno kierował kantyną/stołówką. 

Z już długotrwałą karierą drobnego złodziejaszka, a jednocześnie służbą w KGB miał naprawdę niezłe CV do pracy w administracji w latach 90-tych. I tam przecież się wykazał służąc jako pośrednik pomiędzy różnymi gangami i administracją, jednocześnie sprzedając na zachód wszystko co się dało ukraść i kradnąc międzynarodową pomoc jaką się udało wyłudzić. Później jak wiadomo udało mu się zaskarbić lojalność Jelcyna i jego otoczenia, a następnie dotrzymał tych gwarancji bezpieczeństwa, jednocześnie budując sprawny, bezwzględny i obejmujący cały kraj system kradzieży każdego możliwego dochodu, przy tym wszystkim ciesząc się poparciem społeczeństwa i jeszcze będąc poważanym przywódcą międzynarodowym.

To jest opis absolutnego marzenia, mokrego snu każdego ulicznego żulika. Każdego gangstera. Każdego drobnego sprzedawcy kokainy i 14-latka z karabinem rabującego drobnych poszukiwaczy złota gdzieś w Afryce. I drobnego oszusta z kafejki internetowej w Nigerii. I wiecie co? To właśnie z takiego towarzystwa się rekrutuje pewna część przywódców państw. Czy to w Afryce, czy w niektórych częściach Ameryki Łacińskiej- zwłaszcza Ameryce Środkowej.

Sytuacja w której partie są finansowane wyłącznie w jawny i czysty sposób, a politycy po prostu otrzymują pensje i za te pensje pracują na wybieralnych stanowiskach od 9 do 17 po to aby kraj działał, a ludzie mieli swoje potrzeby zaspokojone- to nie jest nawet jakaś obca sytuacja. To z punktu widzenia drobnego kryminalisty jest jakiś idiotyzm, aberracja. mieć dostęp do władzy i pieniędzy i nie kraść? Nie używać policji i wojska do utrzymania władzy? Sądzę, że dla takiego Daniela Ortegi to jest sytuacja całkowicie obca, absurdalna i świadcząca o tym, że europejscy socjaldemokracji to po prostu banda cweli, którą można i należy obrobić. I oczywiście Władimir Putin myśli dokładnie tak samo. 

Ale z Danielem Ortegą, Nicolasem Maduro, czy już coraz częściej też Wiktorem Orbanem nikt nie rozmawia, nikt ich nie szanuje i nie traktuje poważnie. 

A Putin bywał na salonach. Z prezydentami USA, kanclerzami Niemiec i innymi takimi. Ba, kanclerz Niemiec mógł straszyć psem. Te zachowania nie były adresowane do Zachodu. To było przypomnienie dla całej złodziejskiej kasty, że on jest pierwszym bandziorem. I całe to afrykańsko-latynoskie towarzystwo te komunikaty rozumiało znakomicie. Dla nich Putin był bogiem z Olimpu- o drobnego złodziejaszka do okradania całego wielkiego państwa, szefa wielkiej mafii, który ma to czego nigdy nie miał żaden z nich- szacunek możnych tego świata. Ich uściski ręki. Uznanie jego władzy i idącą za tym bezkarność. Każdy z nich też tak chciał. Normalnie to są traktowani jak pariasi. Przecież nikt z rządu USA nawet do nich nie zadzwoni. A jeśli odzywa się ktokolwiek, to prędzej prokurator. A potem pojawiaja się Marines i go do tego prokuratora dostarczają, jak Manuela Noriegę. 

I każdy z nich marzył o tym aby być jak Putin i wiedział, że można dojść do poziomu, kiedy już nie wysyłają Marines, a ściskają rękę. 

Nakaz aresztowania to wszystko zburzył. Okazało się, że nie ma takiego poziomu. Okazało się, że można być Putinem, mieć broń atomową, absolutną władzę nad największym terytorium świata, drugą armię świata (to może już nie...) i nadal być takim samym jak oni wszyscy- facetem, którego ściga prokurator. Który ma do wyboru to samo co oni wszyscy- ukrywanie się do śmierci lub więzienie do śmierci. 

Okazało się po prostu, że nie ma żadnego złotego biletu. Że można ukraść miliardy, mieć tysiące czołgów i bomby atomowe, a jak przyjdzie co do czego, to w pierwszym świecie te blondynki co wpadają do biura premiera na 8 godzin mogą zdecydować, że do pierwszego świata to możesz się wybrać co najwyżej w kajdankach. 

I w ten sposób 12- letni Mwata, który ma kałacha i dla lokalnego gangu zbiera haracz od swoich rówieśników kopiących rudy kobaltu i marzy o tym, aby kiedyś mieć władzę i mnóstwo ludzi z kałachami i zawsze mieć co jeść, a razem z tym szacunek wielkich tego świata, będzie wiedział, że władzę i ludzi z kałachami może mieć, ale na końcu tej drogi szacunku możnych tego świata nie będzie nigdy, za to zawsze jakiś prokurator i jakieś kajdanki. 

I to samo będzie od teraz wiedział Jose idący przez środkowoamerykańską dżunglę z plecakiem kokainy. Że jeśli przeżyje, to pewnie i na tym zarobi, ale zawsze będzie wyrzutkiem. Że nigdzie nie ma żadnego mitycznego Olimpu na który można się wspiąć i być równym bogom. Że zawsze przed zwykłym społeczeństwem możesz się jedynie ukrywać albo udawać, ale nigdy nie będziesz mógł jednocześnie pokazać kim naprawdę jesteś i tam pozostać. Inaczej niż w kajdankach. 

To drobne opowieści, o ludziach którzy zapewne nie istnieją ale istnieć mogą. Tacy lub podobni. Którzy pochodzą i są w miejscach przepełnionych przemocą i beznadzieją i mają jakieś marzenia. I te marzenia są często związane z przemocą i utrzymywaniem stanu beznadziei dla innych, bo to jest najłatwiejsza droga do awansu. I na jej szczycie można było oczekiwać po prostu dobrego życia. Od wczoraj wiemy, że nie. Że na jej końcu zawsze jest to samo. Jesteś kryminalistą i tak będziesz traktowany zawsze. Możesz mieć szacunek u sobie podobnych, ale nie wśród prawdziwego społeczeństwa. Tego częścią nigdy nie zostaniesz. 

Milosevic zmarł w więzieniu. Hussain i Kadafi zginęli ścigani. Noriega był głową państwa i odsiedział 17 lat. I jako jedyny z tego towarzystwa mógł się cieszyć wolnością. Wolność bogactwo i  międzynarodowych szacunek miał jedynie Putin, był żywym dowodem na to, ze to jest możliwe. Teraz jest na tej samej ścieżce co pozostali. Może nigdy nie wyjedzie z Rosji i dożyje naturalnej śmierci. Może trafi do Hagi. A może zostanie odstrzelony przez swoich, stęsknionych za powrotem jeśli nie na salony, to przynajmniej do swoich willi w Europie. Bo sam Putin swojego domu i rodziny w Szwajcarii już pewnie nigdy nie zobaczy. 

I ten sygnał jest naprawdę mocny. Mwata i Jose mogą nie mieć w swoim miejscu i czasie żadnej alternatywy, ale i tak jeśli będą wiedzieć, że ich dzisiejsze marzenia są niemożliwe, to będą mieć inne. Na przykład aby zostać mechanikiem samochodowym. Albo elektrykiem. I mieć zawód który wystarczy na jedzenie i dach nad głową. I społeczny szacunek. 

To nie jest hiperbola. Naprawdę uważam, że właśnie ta decyzja drastycznie poprawiła świat. Trochę dzisiejszy, ale mnóstwo dobrego zrobiła dla świata jakimi będzie za 10 i 20 lat. Miejmy nadzieję, że ten komunikat się utrzyma. I że już nigdy więcej nie zobaczymy prezydentów i premierów takich jak Obama, Merkel i Macron (tego niestety jeszcze oglądamy...). A Putina w ładnym pomarańczowym wdzianku. Może nawet jeszcze Ortegę, Maduro i Orbana?