Istota gospodarki USA i kiedy będzie kryzys

USA w 1945 były absolutnie dominującą potęgą. Krajem którego dominacja w światowej gospodarce nie mogła się równać z niczym znanym kiedykolwiek wcześniej lub później w historii. Nie przesadzam. Gospodarka USA stanowiła około połowy światowego PKB, przy mniej niż 5% światowej ludności.

To w jaki sposób zostało wykorzystane to bogactwo wpływa na dzisiejszy świat i będzie wpływać jeszcze długo. A zostało wykorzystane na dwie rzeczy. Pierwszą z nich była odbudowa Europy Zachodniej i Japonii. Ale według nowego modelu gospodarczego, narzuconego z Waszyngtonu. 
A drugim był rozwój USA według tego samego modelu.

To prowadzi nas do bardzo ciekawej obserwacji. Otóż ostentacyjna zamożność USA lat 50-tych i model gospodarczy i społeczny zmotoryzowanych przedmieść, który wtedy powstał nie był w żadnej mierze droga która doprowadziła do rozwoju, ani sposobem na uzyskanie potęgi przez USA.

To był sposób wydania już posiadanych środków i potencjału przemysłowego. Dziś wygląda on absolutnie idiotycznie pod każdym względem: ekonomicznym, efektywności gospodarczej i społecznym, ale panuje przekonanie, ze w latach 50-tych to miało sens i była to metoda dzięki której USA stały się najzamożniejszym krajem świata. Nie, nie była. Był to wtedy dokładnie taki sam idiotyzm jak i dziś, ale ten kraj już był obłędnie bogaty i mógł sobie na to pozwolić.

I naprawdę to nie było tak, ze "ludzie tego chcieli" albo że "rynek zdecydował". Ludzie wrócili z wojny, zakładali rodziny i chcieli gdzieś mieszkać. A o tym gdzie i jakie mieszkania można zbudować zawsze mniej lub bardziej decyduje administracja. W tym przypadku bardziej. To rząd federalny określił zasady jakimi musza kierować się władze lokalne określając szerokość ulic, liczbę miejsc parkingowych,  w dalszej kolejności rozdzielenie funkcji mieszkalnych i handlowych, etc. Do stopnia w którym samochód stał się absolutnie niezbędną do życia rzeczą. Co w oczywisty sposób zmniejszyło efektywność społeczeństwa, podwyższyło koszty życia dla wszystkich i zmniejszyło konkurencyjność USA.

W początkowym okresie miało to bardzo pozytywne reperkusje. Mianowicie odbudowany za amerykańskie pieniądze przemysł Niemiec i Japonii mógł być, dzięki konkurowaniu niższym kosztami życia, poważnym eksporterem na obłędnie bogaty amerykański rynek. W tych dwóch krajach (jak i większości innych) społeczeństwa były wciąż zbyt biedne, aby tworzyć poważny popyt. Kto miał dostęp do rynku USA ten miał możliwość dalszego rozwoju.

Nie chodzi w typ opisie o krytykę powszechnej motoryzacji czy polepszania standardów mieszkaniowych. Chodzi o to, że system był skonstruowany tak, aby wymuszać maksymalne korzystanie z samochodów. Czego konsekwencja było niszczenie na różne sposoby alternatywnych, bardziej efektywnych gospodarczo metod transportu (W przypadku transportu ludzi w mieście każda metoda jest bardziej efektywna niż indywidualna motoryzacja. Każda).

Na skalę gospodarki miało to tę konsekwencję, że robotnik musiał zarobić nie tylko na wyżywienie i ogrzanie mieszkania, a również na samochód i znacznie droższe przecież ogrzanie domu. Nawet jeśli akurat nie zbudowanego z kijków i tektury, to i tak wolno stojącego, bez śladów izolacji i daleko od wszystkiego. To musiało pogarszać konkurencyjność. 
Dopóki w innych krajach trwała odbudowa zniszczeń to wszystko było na miejscu. Bogate Stany importowały, płaciły, za to zrujnowana Europa kupowała maszyny do odbudowy czy żywność do przetrwania. Ale kiedy sytuacja wróciła do przedwojennej, masowy import przestał być potrzebny. Lokalna produkcja była tańsza, bo równie, czy bardziej fachowa siła robocza pracowała za mniej i było to wytwarzanie na miejscu.

Realnie rzecz biorąc drogi amerykański robotnik nie był nikomu potrzebny. I zgodnie z tą logiką został wyrzucony za burtę. Lata 60-te to już pełnia efektywności Japonii i Niemiec, widoczne były efekty masowych inwestycji w elektryfikację kolei, masowy transport i rozsądne planowanie mieszkaniowe, czyli efektywnie olbrzymią różnicę kosztów pracy przy zaspokojeniu wszystkich podstawowych potrzeb rodzin robotniczych. Co oznaczało, że eksport z USA po prostu przestał być konkurencyjny na rynkach eksportowych.  Widać to jeszcze dziś na niektórych ulicach Ameryki Łacińskiej, gdzie jak najbardziej nadal są amerykańskie ciężarówki z lat 40, 50-tych i wczesnych 60-tych, ale późniejsze są to wyłącznie produkcja europejska, ewentualnie japońska, a ostatnio chińska.

Jeśli jedne kraje inwestowały w elektryfikację kolei, a inne w rozbudowę obłędnie nieefektywnych ekonomicznie przedmieść, to w końcu musiało to doprowadzić do sytuacji, w której wszystko jeszcze jakoś działa, ale już nie ma perspektyw. Dotychczasowy system musiał zbankrutować. I coś takiego oficjalnie stało się w USA w 1971 roku.

Po protestach studentów, przeciw wojnie, hipokryzji i braku perspektyw nowego pokolenia zwyczajnie ogłoszono bankructwo, a nowe pokolenie zdecydowano się wyrzucić za burtę. Nie do końca jednak, bo wymyślony został nowy model gospodarczy. Taki, w którym USA pozostaną potęgą, ale już nie przemysłu, a konsumpcji. Po prostu ten kraj został największym producentem długu na świecie. I to działało. Rosnące zadłużenie wszystkich pozwalało na dalszą konsumpcję i dalszy transfer kapitałów na cały świat. Ten sam świat został jednocześnie skuszony wizją dochodowych, bezpiecznych inwestycji i Wall Street, jak magnes przyciągała wszystkie możliwości inwestycje z całego świata. USA miało nowy model, który opierał się na destrukcji własnego przemysłu i klasy robotniczej, wzroście zadłużenia i pompowaniu pieniędzy z całego świata przez system finansowy USA. I to działało.

Ale zastanówmy się jakie są potrzebne warunki do tego, aby to działało.

Po pierwsze oczywiście wiarygodność USA, administracji, systemu prawnego i banków. 
Po drugie- poważna konsumpcja, czyli istotna klasa średnia, po trzecie możliwości inwestycyjne czyli biznes w stylu Hollywood i Krzemowej Doliny, gdzie można mieć astronomiczne zwroty z kapitału.

Teraz mamy kryzys tego modelu. Właściwie rzecz biorąc przestaje on działać. I co dalej?

Dalej są trzy wyjścia. Albo to naprawić i starać się znaleźć coś nowego dopóki pieniądze płyną, albo pogodzić się ze śmiercią tego modelu i przebudować kraj dopóki są pieniądze. Przebudować przez modernizację i zwiększanie efektywności gospodarki. Zarówno po stronie konsumpcji, jak też produkcji, aby można było konkurować na rynkach światowych. 
Trzecie brzmi tak, że skoro model finansowy przestaje działać to wracamy do modelu przemysłowego.

Jednak aby model przemysłowy mógł działać, musi istnieć masowy popyt, czyli  niskie koszty życia.  Niskie koszt życia oznaczają demontaż suburbii, co wymaga czasu. Oczywiście jest też alternatywa, która polega na tym, że konsumpcję ogranicza się do 20% społeczeństwa, a pozostała część dostarcza niskich kosztów produkcji. Co jest w swej istocie modelem brazylijskim.
W każdej z tych wersji wybór sprowadza się do jednego: Albo rozpoczną się masowe inwestycje w obniżenie kosztów życia, albo ten kraj nie ma innego wyjścia jak utrzymywanie pozycji konfliktami zbrojnymi aż do ostatecznego zawału. Bo on musi nastąpić. Z powodu nieefektywnej gospodarki i budżetu tonącego pod ciężarem zbrojeń.

Sprowadzając do wspólnego mianownika: albo modernizacja przez efektywność energetyczną i uzyskanie międzynarodowej konkurencyjności przemysłu, albo zmiana w drugą Brazylię. Z czego ta druga wersja ma jeszcze dodatkową opcje utrzymywania fikcji potęgi poprzez militaryzację.Zarówno zewnętrzną, jak też wewnętrzną. To podtrzymywanie może i będzie trwać dopóki międzynarodowy kapitał będzie przepływał przez USA i traktował ten kraj jako bezpieczną przystań. 
Ta przystań na dziś jest bezpieczna i taką pozostanie jeszcze przez jakiś czas.

Jak długi?

Otóż to zależy od decyzji politycznych w bardzo, bardzo bliskiej przyszłości.
Cofając sie nieco: polityka Obamy, często powolna i zbyt ostrożna, ale jednak solidnie pchała USA w stronę rozwoju przemysłowego i poprawy efektywności gospodarki. Czyli było to wyjście pokojowe i rozsądne.

Teraz mamy jednak rząd Trumpa. który jest bardzo radykalny i konsekwentny w budowaniu drugiej Brazylii. Odziedziczył gospodarkę rozpędzoną inwestycjami, głównie w efektywność energetyczną i bardzo starannie stara się to zakończyć i powrócić do polityki G.W.Busha, tylko na sterydach. Czyli zastąpić militaryzacją pogoń za efektywnością, czyli całkowicie przekierować strumień inwestycji. Oraz zwiększyć deficyt w celu zwiększenia importu kapitału i jego prywatnego tworzenia. Dokładnie to zostało zrobione za pomocą reformy podatkowej. Do tego obniżono podatki wielkim korpo i podwyższono jej dla klasy średniej w bogatszych stanach typu Kalifornia i Nowy Jork.  Co uderzy po kieszeniach najbardziej produktywne jednostki oraz w stany, które same najwięcej inwestują. A obniżka podatków jest faktycznie dla inwestorów giełdowych, czyli w większości banków inwestycyjnych.

Zupełnie oczywiście kapitał inwestowany w efektywność energetyczną ściąga pieniądze z rynku, bardzo, ale to bardzo utrudnia powstanie bań spekulacyjnych i przez to zyski w modelu spekulacyjnym. I to jest właściwie sedno sprawy.

Teraz spokojnie przechodzimy do obecnego rządu. Jest to najbardziej groteskowa zbierania skorumpowanych przygłupów, których da się znaleźć wśród amerykańskiej oligarchii. A konkurencja jest tam spora. Steve Bannon już wyleciał, ale jego duch unosi się nadal. Gdzie jego programem, określonym zupełnie wprost i realizowanym był demontaż państwa. Rozmontowanie działających instytucji tak, aby już nie dało się prowadzić efektywnej polityki przemysłowej, i ekonomicznej.

Zauważmy, że jeszcze w tej układance nie ma Rosji. Ale te interesy też są. Nawet bardziej, bo bym powiedział, że kwestia wsparcia Trumpa to nie była tylko kwestia interesów moskiewskiej kliki. Oczywiście, że tak, ale nie tylko. To jest też model gospodarczy, który jest obowiązującym w Rosji. Wąska oligarchia rządząca krajem, klasa średnia, która może względnie wygodnie żyć i 80% nędzarzy, którzy walczą o utrzymanie i stanowią tanią rezerwę roboczą i militarną. 
Co ma tą ciekawą konsekwencję, że zarówno jednego jak tez drugiego zażarcie broni międzynarodówka nie tylko kacapoidów, ale też zupełnie zwyczajnych rasistów.

W takim razie pozostaje pytanie- co będzie dalej. I tu mamy bardzo jasną odpowiedź: na dziś zupełnie tego nie wiadomo. Sytuacja wygląda jak stanie pijanego na płocie, z którego może spaść w każdą stronę.  

Albo USA staną się drugą Brazylią, czyli eksporterem surowców do Chin bez większego znaczenia politycznego, z gigantycznym rozwarstwieniem społecznym, bez możliwości awansu społecznego i targanym wojnami gangów, gdzie dość solidnie zmierzają. Albo wykorzystają pozostałe środki i pozycję międzynarodowa dla przebudowy gospodarki. Problem polega na tym, że pierwsza zmiana szkodzi tylko większości społeczeństwa, a druga oligarchom, zwłaszcza finansowym i zbrojeniowym. 
To dość marnie rokuje co do poprawy sytuacji. Po drodze są wybory i dojrzewający bunt przeciwko głupiej i skorumpowanej Partii Demokratycznej oraz ekstremalnie skorumpowanej i prooligarchicznej Partii Republikańskiej.  Naprawdę zobaczymy co się stanie.
Z czego pozytywne rozwiązanie to nie tyle impeachment Trumpa, co wpakowanie przynajmniej kilku członków rządu za kraty oraz jak najpełniejsza weryfikacja decyzji podjętych przez nich. Z czego np. Betsy DeVos może to dotyczyć już dziś. Patologia jaką są federalnie gwarantowane pożyczki studenckie nie powinna istnieć, a na pewno nie powinno się ścigać dłużników. W ramach niszczenia państwa zdecydowała ona o zatrudnieniu firm windykacyjnych do tego, a w ramach korupcji zatrudniona została jej własna firma.  Polityka to jedno i ta decyzja jest fatalna dla kraju, ale tylko korupcja jest przestępstwem. Zresztą to i tak drobiazg w porównaniu do zupełnie poważnego pomysłu zastąpienia US Army w Afganistanie i Iraku przez firmę jej brata (i przejęciu rządowych pieniędzy z solidnym naddatkiem, oczywiście)
Wersja negatywna brzmi: Trump jest wybrany na druga kadencję i Republikanie zachowują większość w Kongresie zarówno w 2018 jak i 2020. Sprawa będzie posprzątana. To zbyt wiele lat w już zbyt zniszczonym kraju, aby móc wrócić do rozwoju zapewniającego stabilność i długoterminowe prosperity. Jeśli w tym roku Republikanie utrzymają Kongres, to każdemu, kto nie jest w górnych 10% społeczeństwa bym gorąco polecał spokojne spieniężanie wszystkiego i inwestowanie gdziekolwiek indziej. Jeśli utrzymają w 2020 to zrobienie tego również z własną osobą. 

Ale to przede wszystkim jest teraz najważniejsza kwestia ekonomiczna świata. Od sytuacji w USA zależy prosperity na całym świecie, bo to nadal jest największy rynek. Kto tam handluje, ma środki na inną działalność. Na przykład robienie polityki u siebie. I ta polityka jest taka, aby się podobała interesom Waszyngtonu. Wpływ nie jest aż tak wielki jak w latach 50-tych, ale ciągle ma znaczenie. 

P.S.
Historia Trumpa na 99% wygląda tak, że utopił w kasynach Atlantic City większość odziedziczonego majątku. Od tego czasu zajmuje się głównie praniem pieniędzy dla rosyjskiej mafii i jest zasadniczo słupem. Stąd nie tylko normalne działania w interesie Moskwy (których jest sporo, ale naprawdę musi mieć na nie alibi przed Kongresem) ale też paniczny strach przed rzeczami, które mogą obrazić jego zwierzchników. Stąd np. wychylanie się z gratulacjami powyborczymi dla Putina czy współpraca w rozmywaniu odpowiedzialności za śmierć szpiega w UK.