Nie rozstrzygając na razie, kiedy nastąpił, czy nastąpi – nie będzie to żadna nagła katastrofa. Ropa się nie skończy z dnia na dzień a wręcz przeciwnie – będzie jeszcze bardzo długo wydobywana. Peak Oil w kontynentalnej części USA nastąpił około roku 1930 i proszę, ropę się tam nadal wydobywa, choć coraz mniej.
Podstawową konsekwencją będzie to, że na jednego człowieka będzie przypadać coraz mniej płynnych paliw kopalnych – a presja substytucji podniesie ceny także innych nośników energii (czego chyba większość osób nie zauważa). W optymistycznym wariancie rządy i przeciętny człowiek będą sobie zdawać z tego sprawę i stopniowo zmniejszać uzależnienie od paliw płynnych – oczywiście pod presją rynku. Czyli rzeczy które właściwie widzimy w Polsce – przy nowym samochodzie pytanie „ile pali”, szukanie tańszych paliw (olej z Biedronki do diesli), itp. A także oszczędzanie wszystkich innych postaci energii – docieplanie domów i stopniowe ograniczanie ich rozmiarów. Dalej by było skracanie odległości na które są transportowane towary, przez wzrost cen transportu i stopniowe przechodzenie na bardziej lokalną żywność i wyroby przemysłowe – a także wykorzystywanie wszystkich dostępnych źródeł energii – lokalnego drewna i biomasy do ogrzewania, solarów do wody, itd.
To jest pięknie optymistyczny scenariusz stopniowego dopasowywania się – dalej by było lokalne wytwarzanie energii elektrycznej z własnych źródeł. Bo przypomnę jeszcze raz – samochody elektryczne są rozwiązaniem co najwyżej przejściowym, jeżeli energia pochodzi ze spalania paliw kopalnych. Substytucja ropy węglem (możliwa choćby przez produkcję benzyny z węgla) spowoduje jedynie szybsze wyczerpanie się złóż węgla – acz odwleczenie skutków braku energii. Powyższy scenariusz niestety mógłby się wydarzyć tylko przy założeniu światłego rządu, zdającego sobie sprawę z rozwoju sytuacji i np. opodatkowującego wysoko paliwa płynne (w celu zmuszenia ludzi do szukania alternatyw)- na razie zupełnie jak w Europie i dodatkowo nie wydającego dochodów z tych podatków w celu akumulacji na ciężki okres dostosowawczy – zupełnie nie jak w Europie.
Optymistycznego scenariusza jednak nie będzie. Ludzie będą się starali utrzymać dotychczasowy styl życia za wszelką cenę – zwyczajnie zadłużając się, a rządów dotyczy to jeszcze bardziej.
Niektórzy będą musieli ograniczyć swoje potrzeby energetyczne od razu, inni później a jeszcze inni wcale – ale oznacza to też, że spadnie popyt na dobra przemysłowe – artykuły nie pierwszej potrzeby, za to wymagające mnóstwa energii do wytworzenia. Dlatego też tak mocno w okresie przejściowym ucierpią gospodarki przemysłowe oparte na eksporcie. Jaki będzie dalszy scenariusz? Otóż raz go już przerabialiśmy. Kiedy skończyła się pierwsza epoka taniej ropy (czyli wzmiankowane ok. 1930), przemysłowe gospodarki Niemiec i Japonii znalazły się na dnie (a skala uzależnienia od ropy była znacznie mniejsza niż dziś – transport w wyraźnej części opierał się jeszcze na węglu) i dalej populizm, autarkia i wojna. Pamiętajmy, że w ataku Japonii na USA chodziło właściwie wyłącznie o ropę, a i polityka Niemiec w tym czasie szła w sporej części właśnie za ropą.
Oczywiście, załamanie gospodarki Niemiec nastąpiło w wyniki Wielkiego Kryzysu – tylko może być całkiem prawdopodobnym, że sam kryzys był również kryzysem energetycznym – życie i gospodarka na kredyt w iluzji stałego wzrostu, potem kontrakcja i załamanie.
Innym zjawiskiem jest to, że w sytuacji kurczenia się popytu na dobra przemysłowe, ogólnego spadku zysków i walki o przetrwanie biznesu coraz atrakcyjniejszy staje się dochód od rządu. Choćby pensyjka urzędnicza, a jeszcze lepiej biznes żyjący z rządowej kasy. To również obserwujemy – ubocznym objawem jest gwałtowny wzrost liczby urzędników – typowa dla kryzysu presja na „załatwienie” dla „młodego, wykształconego” który jakoś nie może sobie poradzić.
Razem ze spadkiem wpływów podatkowych z realnej gospodarki powoduje to wykładniczy wzrost zadłużenia rządu. I z tej spirali nie ma wyjścia. Skończy się załamaniem – czy w scenariuszu deflacyjnym – czyli systemowego kryzysu bankowego i wzrostu wartości gotówki (jak w latach 30- tych), czy hiperinflacyjnym, czyli spadkiem wartości pieniądza i faktyczną kasacją długów – nie mam pojęcia.
I jeszcze jedno: Peak Oil nie będzie ogłoszony w mediach i nikt nie powie „proszę Państwa, od dziś ogólnoświatowe wydobycie ropy zaczyna spadać”. Kiedy nastąpi dowiemy się najwcześniej kilka lat później – a bardziej prawdopodobnym jest, że wcale. Tak jak nie wiadomo kiedy nastąpił peak oil w kontynentalnych USA. Bo akurat był kryzys i wydobycie spadło – a potem już nie wróciło do poprzedniego poziomu. I ropy jeszcze starczało dla USA – ale dla Niemiec i Japonii już nie.
Nieco niepokojące jest to, że powyższe, nakładające się nieco objawy kryzysu energetycznego i finansowego właściwie możemy obserwować już od przełomu wieków. Wszyscy biorą je za skutek wariactwa kredytowego – ale właściwie czy wariactwo kredytowe było spowodowane tylko łatwym pieniądzem, czy może też szaleńczą próbą utrzymania „godziwego stylu życia” w USA?
8 komentarzy:
A mnie uczyli, że Niemcy całą wojnę pływali, jeździli i pływali na syntetycznych zamiennikach, bo ich szybciutko odcięto od ropy i co za tym idzie wszelkich mineralnych olei. Miało to doprowadzić do szybkiego upadku i końca wojny. Alles się przeliczyli z tą wojną gospodarczą i jak zwykle trzeba było jednak militarnie.
(jedno pływali należy zamienić na latali, przepraszam)
Praktycznie to wyłącznie jeździli - te syntetyczne zamienniki to była benzyna z węgla - jakości marnej w porównaniu do "naturalnej" i nie nadawała się do samolotów. Statki potrzebowały oleju. Ale to właśnie jest odpowiedź na pytanie dlaczego ruskie miały diesle w czołgach, a niemcy dużo gorsze (łatwopalne) silniki benzynowe
Ropę jednak mieli - z Rumunii, trochę te potem z Podkarpacia. Za mało i stosowano wszystkie możliwe zamienniki, tam gdzie się dało. W Kreigsmarine i do samolotów się nie dało.
Należy też przypomnieć bardzo ciekawy epizod z paliwem, które zastąpiło w Europie znaczną część paliw w transporcie cywilnym -- gaz drzewny. Przykładowo w takiej Danii w czasie wojny aż 95% cywilnych środków transportu, poczynając od prywatnych samochodów, przez autobusy i ciężarówki a skończywszy na kutrach rybackich, jeździły na gazie drzewnym.
Nie bardzo widzę miejsce dla gazu drzewnego jako znaczącego gracza na rynku paliw transportowych, bo jest zbyt upierdliwy a poza tym mamy inne alternatywy. Ale jak ktoś ma ochotę się na Peak Oil przygotować, to niech zasadzi kawałek lasu i zbuduje sobie zgazowarkę...
Do tej listy zamienników należy dołożyć jeszcze amoniak - który napędzał autobusy w Belgii w czasie II wś. Ale nie zmienia to faktu, że po peak oil KAŻDA postać energii będzie coraz droższa - drewno też, nawet bez zgazowywarki
Niemcy kombinowali, ale czuli mocno brak ropy naftowej. A niby czemu tak się kurczowo trzymali Stalingradu? Bez tego miasta nie byli w stanie zaatakować Kaukazu, bo by im Ruscy na tyłek weszli.
Można więc powiedzieć, że Niemcy przegrali tę wojnę przez ropę właśnie, bo gdyby nie Stalingrad to kto wie...
Dla całości obrazu należałoby dodać, że Niemcy do 41-go w olbrzymiej części latali (np.w bitwie o Anglię), jeździli i pływali na ropie (i pochodnych) z ZSRS. Hitler i Stalin współpracowali nie tylko militarnie ale i gospodarczo. Świadkowie i niektórzy historycy, podkreślając zaskoczenie Sowietów, twierdzą, że pociąg cystern z ropą przekraczał most na Bugu w okolicy Brześcia jeszcze kilkanaście (kilkadziesiąt?) godzin po rozpoczęciu "Planu Barbarossa".
Prześlij komentarz