Jeden z pomysłów na wolność edukacji i trochę więcej wolności przy okazji
Edukacja - ideologicznie
Nasz system edukacyjny oparty jest na powszechnym przymusie i serwowaniu młodym ludziom encyklopedycznej wiedzy- przygotowującej wyłącznie do zdawania testów z tej wiedzy encyklopedycznej. Przy okazji dzieci zamiast przebywać w towarzystwie tych, od których mogą się czegoś nauczyć- są przetrzymywani wśród rówieśników pod kontrolą w statystycznej większości nieudaczników bez autorytetu. To wszystko uważam jednak za drobiazg- tylko marnowanie czasu i energii w wieku, kiedy właśnie należy się uczyć. Najgorszą i najbardziej niemoralną częścią tego systemu jest przymusowe zabieranie dzieci rodzicom i zwalnianie ich z odpowiedzialności. Drugą stroną tego medalu jest system ubezpieczeń emerytalnych (nawet nie mówię o złodziejskim haraczu i przymusie- sam system jest zły w sensie moralnym)- który sprawia, że ludzie powszechnie nie martwią o wychowanie dzieci takie, aby mieć oparcie w przyszłości.
I tak, jak pozostałe sprawy opisywane tutaj mnie tylko rażą bezsensem- tak te dwie rzeczy- a przede wszystkim przymus szkolny uważam za z gruntu ZŁE. Złe nie w sensie utylitarnym (choć to oczywiście też), ale złe w sensie aksjologicznym- właściwszym, choć niemodnym słowem byłoby „szatańskie”.
Złe- bo przymusowe odbieranie dzieci rodzicom jest złe, bo marnowanie czasu tych dzieci zmniejsza wiedzę i zamożność przyszłych pokoleń, bo rozmycie odpowiedzialności za dzieci i ich wychowanie jest szkodliwe i prowadzi do patologii, a rozsądni młodzi ludzie popadają w gniew lub apatię sami widząc bezsens tego wszystkiego- mając słuszne pretensje do systemu i nieco mniej słuszne do rodziców. Nieco mniej słuszne- bo sankcje za normalność są drakońskie, a dziur prawie nie ma- i niestety żadna z nich nie jest łatwo dostępna dla przeciętnej rodziny.
Argumenty moralne są dla mnie najważniejsze- ale utylitarne nie są inne. Poważnie sobie zadałem pytanie jakich to rzeczy, które mogą być przydatne w życiu nauczyłem się w szkole (w całości- od przedszkola do matury, z wyłączeniem studiów- bo to był tylko przydługi kurs zawodowy).
Wynik mnie samego zdziwił: alfabetu rosyjskiego. Koniec. Z moją nauką czytania, pisania i rachunków szkoła nie miała nic wspólnego. Reszta tzw. wiedzy przydaje się co najwyżej do rozwiązywania krzyżówek- a to akurat nie moje hobby. Za to znajomość cyrylicy pozwala mi odczytać proste teksty- typu nazwy miejscowości, rozkłady jazdy, itp. w paru krajach. Rodzice akurat z powodów ideowych nie chcieli mnie tego nauczyć- choć mogli. Na tym moja znajomość rosyjskiego się zresztą kończy. Trochę mało tej sensownej wiedzy jak na 12 lat- i naprawdę nie sądzę, aby w czyimkolwiek wypadku wyglądało to dużo inaczej.
Co do przydatności rosyjskiego to moi rodzice mieli- przynajmniej w czasach komuny- sporo racji. Autentyczna historia- jak młoda dziewczyna była na wycieczce, czy wczasach na Węgrzech we wczesnych latach 70-tych. I jak się z takimi dogadać? Wszyscy pod przymusem się uczą rosyjskiego to i tak spróbowała się porozumieć z taksówkarzem. Po usłyszeniu rosyjskiego sytuacja stała się po prostu niebezpieczna- dopiero jak wyjaśniła, że jest z Polski usłyszała przeprosiny.
W zrozumieniu tego może pomóc ta fotka. Rosyjskojęzyczny był zapewne człowiek zwisający z gałęzi- pracownik ichnej bezpieki AVH, w przeciwieństwie do zwykłych Węgrów dookoła (Budapeszt 1956).
O szczegółach dziur w systemie później- jak dopracuję temat
link o wykształceniu
Broń bez biurokracji
Ze zdroworozsądkowego punktu widzenia kompletnie nie rozumiem ograniczeń w sprzedaży broni- ale nie rozumiem też wielu innych absurdów- więc ten też przyjmuję do wiadomości. Ale dzięki rządowi Millera (który oceniam po działaniach jako najbardziej prowolnościowy rząd III RP i skorumpowany może tylko trochę powyżej normy) mamy drobną furtkę normalności- którą obecny „liberalny” rząd próbuje właśnie zamykać- jak pisałem wcześniej.
Ale do rzeczy: Najważniejszym wyłomem w prohibicji są repliki broni wykonanej przed 1850 r. Jest to broń wyłącznie czarnoprochowa (z drobnym, acz istotnym wyjątkiem), wyłącznie rozdzielnego ładowania (tj. proch i kulę ładuje się oddzielnie).
Kojarzy się to nam, i na szczęście urzędasom też, z muszkietami używanymi w rekonstrukcjach historycznych. Ale wśród tego wąskiego okienka można znaleźć rzeczy które posiadają jak najbardziej praktyczne cechy umożliwiające zastosowanie do obrony (choć w istocie- zgodnie z chorą doktryną nie wyobrażam sobie ich zastosowania do działalności przestępczej).
Jest to przede wszystkim kilka modeli Colta zaprojektowanych i produkowanych przed 1850 r. Oprócz całkiem popularnego Colta Navy m. 1851 (przez które to oznaczenie broni produkowanej seryjnie od 1849 r. są oczywiście problemy z Milicją) jest też model, który mi osobiście wydaje się zacznie ciekawszy: Colt Pocket- który jest znacznie mniejszy i lżejszy i zapewnia sensowny poziom ochrony osobistej. Broń ta jest jak na dzisiejsze standardy nieprawdopodobnie niecelna- skuteczny strzał do celu wielkości człowieka jest możliwy na dystansie do 20 m.- ale trójka bandziorów z nożami i tak jest zwykle bliżej.
Zresztą głównym celem jest po prostu odstraszanie- a użycie broni jest naprawdę ostatecznością- jednak do której mężczyzna musi być przygotowany. Skądinąd nawet obecne propozycje zmian nie zdelegalizują tej broni.
Innym bardzo ciekawym rozwiązaniem jest Girandoni Air Rifle. Była to broń stosowana przez armię austriacką w latach 1780- 1815. Jak sama nazwa wskazuje jest to wiatrówka- ale o mocy pocisku porównywalnej z dzisiejszą amunicją 0.45. Broń ta była używana jako karabin snajperski i cechowała się nieprawdopodobną jak na owe czasy szybkostrzelnością. Dla obrony domu zasięg i celność na długich dystansach nie ma dużego znaczenia- za to szybkostrzelność- jak najbardziej. Niestety nie mam pojęcia, czy gdzieś można zakupić replikę tego urządzenia i ile to kosztuje (pewnie niemało).
Opisywane rzeczy nie wymagają dokładnie żadnej biurokracji- żadnych zezwoleń, zgłoszeń, informowania jakiegokolwiek pasożyta urzędnika. Oczywiście w wypadku już tych naprawdę groźnych urządzeń wymagana jest zwiększona dawka zdrowego rozsądku- a jedyny obowiązujący wymóg prawny dotyczy warunków przechowywania- w skrócie: metalowa szafa z zamkiem zamocowana do elementów konstrukcyjnych budynku lub sejf lub solidne zabezpieczenia antywłamaniowe do pomieszczenia z bronią.
Ale i tak konsekwentnie będę powtarzać- uczmy się obchodzenia z bronią- to jest ważna umiejętność życiowa i przy okazji znakomita rozrywka. Strzelnica i zwykła wiatrówka do nauki (w tym zasad bezpieczeństwa) jest w zupełności wystarczająca. Przez dwa pokolenia prohibicji podstawowa wiedza w społeczeństwie zdążyła zaniknąć. Więc apel społeczny- wiatrówki i na strzelnice- a jeśli ktoś zobaczy bezmózga wymachującego nabitą, nawet najsłabszą wiatrówką, z ludźmi na linii strzału- to drogi Czytelniku zabierz mu ją, rozładuj, obij kolbą delikwenta tak, żeby zapamiętał i już możesz oddać. Musimy się uczyć od nowa jako całe społeczeństwo...
Paliwo przyszłości
Dwa linki
Jak bankrutują państwa
Właściwie tytuł powinien brzmieć „Jak rządy oszukują wierzycieli”. Otóż nie zawsze jest to defaut- rozumiany jako odmowa spełnienia zobowiązań i ich restrukturyzacja- przymusowa czy dobrowolna. Czasem nadmierne długi sa po prostu monetyzowane- czyli spłacane świeżo wydrukowanymi pieniędzmi, wywołując w pewnej perespektywie inflację. Z tych dwóch metod wydaje się, że obliczu nieuchronnego wolę inflację i rządy też. Ale: nie każdy może. Należy potencjalnych bankrutów podzielić na 3 grupy:
Państwa, które są wystarczjąco potężne, aby mieć powszechnie akceptowaną na świecie lub w regionie walutę i mocny własny rynek kapitałowy- czyli oczywiście USA, UK, Japonia, z pewną poprawką Niemcy, chyba też Australia.
Państwa które posiadają jakiś rynek kapitałowy, własną, względnie stabilną walutę, ale nie akceptowaną w handlu międzynarodowym. System bankowy powiązany z międzynarodowym i jakiś rynek giełdowy- ale służący często bardziej do prywatyzacji, niż prawdziwego pozyskiwania kapitału- Państwa typu Meksyk, Argentyna, Polska, Peru, z poprawką na Euro- Hiszpania, Brazylia
Państwa, których waluta jest kompletnie egotyczna/niewiarygodna, ze szczątkowym systemem bankowym lub dużymi restrykcjami przepływu kapitału- tu mówimy o Gwatemali, Republice Środkowoafrykańskiej, itp.
W wypadku państw z 3 grupy sprawa jest prosta- w pewnym momencie rząd nie jest w stanie zebrać z całego kraju wystarczającej ilości dewiz na wykup kolejnej transzy obligacji, a nie jest w stanie emitować wystarczająco dużo nowych. Jedynym źródłem napływu dewiz jest eksport- i to prawdziwych towarów (a coś do wyprodukowania i tak trzeba przywieźć- choćby paliwa)- jeśli jest on mniejszy niż odsetki od kredytów- to koniec. Ale to oznacza tylko, że rząd i ci którzy wokół niego żyli mają się gorzej- zresztą lokalnego pieniądza się dodrukuje i jakiś czas podziała- albo do ugody z wierzycielami i nowych kredytów, albo wystartuje hiperinflacja i skasuje zobowiązania w lokalnej walucie.
Państwom z 1 grupy w systemie papierowego pieniądza generalnie nie grozi defaut- po prostu gdy zadłużenie osiąga jakieś niemożliwe do spłacenia poziomy (jak dziś w praktycznie wszystkich tych państwach) pieniądze się drukuje i nimi płaci- to zresztą już się dzieje. Jeśli przeciętny termin zapadalności obligacji jest wystarczająco długi- to na zewnątrz wszystko wygląda prawie normalnie.
Najbardziej skomplikowany scenariusz jest w grupie 2- aczkolwiek też idealnie powtarzalny.
W sytuacji początkowej- stabilnej- rząd emituje obligacje we własnej walucie z oprocentowaniem nieco tylko wyższym niż krajów 1 grupy i drobną część w dewizach dla utrzymania płynności na rynkach. Oczywiście trwa złudzenie, że można wiecznie żyć na kredyt jak USA. Tylko- terminy zapadalności obligacji są znacznie krótsze niż w grupie 1, rynek jest na tyle płytki, że w pewnym momencie zaczyna powoli brakować lokalnego kapitału- odsetki rosną, terminy zapadalności spadają. Rząd próbuje wyinflacjować długi- ale czasu jest zbyt mało, w międzyczasie lokalna waluta zaczyna być niewiarygodna, lokalne banki nie są w stanie pożyczać więcej i zwiększa się udział zadłużenia w dewizach, znów skracają się terminy zapadalności- i w pewnym momencie następuje koniec- zazwyczaj połączony z gwałtowną dewaluacją lokalnej waluty i upadkiem większej części sektora bankowego- więc oficjalne PKB gwałtownie spada i zatrzymuje się na prawdziwych fundamentach danej gospodarki, a jednocześnie stosunek dług/PKB automatycznie wzrasta- restrukturyzacja polegająca tylko na zmianie terminów płatności jest już niemożliwa- konieczna jest, zazwyczaj dość duża, redukcja zadłużenia. Pierwsze oznaki wejścia na tą drogę Polski już widzę, co więcej myślę, że został przekroczony point of no return. Żadne zrównoważanie budżetu w Polsce nie jest już konieczne- bo i tak nie zapobiegnie niewypłacalności- ale mamy jeszcze jakieś 2-3 lata- może mniej, może więcej.
Chiny
Na głównego gracza w światowej gospodarce w ciągu ostatnich 30 lat wyrosły Chiny tzw. ludowe (swoją drogą- na taką reformę socjalizmu mogę się zgodzić- zostawić tylko nazwę). Wyrosły w bardzo ciekawy sposób- przez trwale zaniżony kurs walutowy. Ma to ciekawe konsekwencje- chiński eksport jest bardzo tani, jednocześnie import kosztowny- chińczycy mają sztucznie zaniżony poziom życia- za to owoce swojej pracy oddają prawie za darmo ludziom Zachodu (którzy żyją ponad stan- zwłaszcza rządy)- napływ dewiz jest kontrolowany i przejmowany przez chiński bank centralny- który kupuje za to amerykańskie i europejskie obligacje. Dzięki temu zachodnie rządy mogą od lat prowadzić politykę, na którą obiektywnie absolutnie ich nie stać- i co gorsza coraz bardziej nie stać- bo przemysł przejmowany jest przez Chińczyków. Zachód stopniowo staje się zapleczem surowcowym dla Chin. To jest jedynie opis sytuacji dzisiejszej.
Ciekawsze są inne rzeczy. W kulturę chińską i konfucjanizm mocno wrośnięte jest myślenie w okresach 30-letnich- pokolenia. Warto więc spojrzeć na cele, które postawił przed Chinami Deng Xio Ping w 1978 r. - w skrócie Chiny miały zostać wielką potęgą przemysłową we wczesnych latach XXI w. Określił cele, określił czas i zostało to zrealizowane. Pytanie- jaki jest nastepny plan 30-letni i jak zmieni świat? Po odrobinie walk wewnątrz Partii Hu Jintao przejął władzę i ogłosił nową doktrynę Naukowego Rozwoju (ogłoszone 29 lat po manifeście Denga)- nazwa jak wszystko tłumaczone z chińskiego (którego niestety nie znam) nic nie mówi- a wyjaśnienia na Wikipedii brzmią z socjalistyczna- w co nie wierzę (nie wierzę, że myślący człowiek którego dotknęła Rewolucja Kulturalna może być socjalistą). Więc moim zdaniem plan rozwoju Chin na najbliższe 30 lat najbardziej będzie przypominać Nowy Konfucjonizm- który można podsumować- Chiny muszą nauczyć się od Zachodu nowoczesnej nauki i demokracji, a Zachód od Chin więcej bardziej wszechstronnego spojrzenia („a more all-encompassing wisdom”- trudne do dokładnego przetłumaczenia- więc zostawiłem w angielskiej wersji.) Z czego wydaje mi się, że pod określeniem „demokracja” kryje się w rzeczywistości uczciwe i sprawiedliwe sądownictwo oraz lokalne społeczności obywatelskie- czyli raczej republikańskie ideały XIX w. Ameryki niż zmiana symboliki i ogólnopaństwowe wybory.
Czyli jest to kierunek pokojowego rozwoju i raczej izolacjonizmu politycznego, ale jednocześnie zakończenie pewnej epoki- „nasze towary za wasze papierki”- i widzę 30 chudych lat dla zachodnich rządów- czasu przymusowego i mało przyjemnego demontażu socjału i powolnej reindustrializacji- naprawdę ciężkie czasy i bardzo prawdopodobne jest pojawienie się demagogów obiecujących poprzedni standard życia- jeśli tylko: wznowimy cła, stworzymy znów własną walutę, wyrzucimy cudzoziemców, odzyskamy dawne ziemie, itd. Generalnie piękne czasy dla odważnych spekulantów i bardzo złe dla przeciętnych ludzi.
A propos przypadkowego zbiegu mojego i konfucjańskiego horyzontu myślenia- nie, nie jestem konfucjonistą- wolę widzieć Katolickie Chiny niż konfucjańskią Europę. Zresztą do upowszechnienia Wiary w Chinach było w pewnym momencie bardzo blisko- kiedy Papież pod koniec lat 30-tych ogłosił, iż kult przodków nie jest pogańskim zabobonen, a raczej wypełnianiem III przykazania. Przepraszam Was, ale zwyczajnie to odbiega od tematyki i nie chce mi się znów szukać źródeł- ale sam przeczytam chętnie podsumowanie- może kolega obserwator z Boskiej Woli się temu przyjrzy- odnoszę wrażenie, że leży to w kręgu jego zainteresowań?
Odrobina filozofii aka rozwinięcie wstępu
Dom wolnego niezamożnego człowieka
Peak oil- konsekwecje
Islandzki łącznik
Właściwie to jest temat na długą opowieść o banksterach (kalka z angielskiego- banker + gangster= bankster), ale opiszę tu jedynie jedną postać, a i to głównie odsyłając do źródeł- bo sam nie chcę się narażać na procesy i inne takie.
Więc na odległej wyspie, gdzie nie ma nawet drzew, żyje sobie człowiek zwany Björgólfur Thor Björgólfsson- wielce zamożny, a nawet z szanowanej rodziny. W skrócie- umiejętności biznesowych nauczył się w rodzinie- ale jego Ojciec- Björgólfur Guðmundsson (i wspólnik w większości przedsięwzięć) w obliczu bankructwa wybrał ryzykowniejszą, acz zyskowniejszą karierę przewalacza (co do nazwisk- proszę pamiętać, że ich nie ma w Islandii- drugi człon to patrimonium lub matrimonium) Najwyraźniej dogadał się z właściwymi ludźmi w Rosji i jego pośrednictwo było niezbędne, aby wejść na rynek napojów w rejonie St. Petersburga (m.in piwa- w tym czasie zamordowawano właściciela jednego z konkurencyjnych browarów, a drugi spłonął) - dokładnie wtedy, gdy zastępcą mera ds. kontaktów i inwestycji zagranicznych był niejaki Władimir Władimirowicz (znów tylko patrimonium, ale na Zachodzie znany jako Putin), późniejszy prezydent, a obecny premier Rosji- źródło.
Po przeniesieniu się Włodzimierza Putina do Moskwy, sprzedał wszystkie firmy, wrócił na Islandię i założył bank, jednocześnie będąc głownym udziałowcem drugiego (z 3 islandzkich banków)
A że Islandia przez jakiś czas była tax haeven zapewne do jego banku następował olbrzymi napływ kapitału. Później wszystkie islandzkie banki upadły, pociągając za sobą giełdę, walutę i wypłacalność rządu- rząd zawarł ugody z głównymi wierzycielami, ale znów jest na krawędzi, razem z już państwowymi bankami.
To jest pewna podstawa- ale co w polskojęzyczym blogu jest interesującego w tym? Otóż niestety jest. Björgólfur Thor Björgólfsson jest prezesem i można przypuszczać, że głównym właścicielem spółki Novator Partners- która z kolei jest udziałowcem Netii i razem z Netią spółki dominującym udziałowcem P4- czyli operatora sieci Play. Dalszy problem polega na tym, że prawdopodobnie inni udziałowcy Novator Partners to państwowe firmy rosyjskie- a generalnie głównym celem inwestycyjnym są środkowoeuropejskie firmy telekomunikacyjne. Wygląda to nieco niepokojąco.
Zresztą zupełnie zrozumiale wygląda w tym świetle rosyjska pożyczka dla Islandii- czego, muszę przyznać, nie byłem w stanie zrozumieć wcześniej. A najzabawniejsze w tym jest, że polski rząd właśnie pożyczył pieniądze islandzkiemu- islandzki rząd jest w oczywisty sposób niewypłacalny. Co prawda to może być taktyczny ruch odwlekający nieuniknioną niewypłacalność polskiego rządu (post wkrótce). Ale i tak w tym świetle wypadek pod Smoleńskiem coraz bardziej przestaje wyglądać na wypadek- po prostu wydłuża się lista poważnych osób, które na tym skorzystały.
Update: 07.08.2010 ukazało się rozwinięcie tego tekstu
Fikcja PKB cz. 2
Sygnalizacja świetlna symbolem stalinizmu?
Wykształcenie- przykład
Mecz piłkarski o historycznym znaczeniu
Fikcja PKB
Było sobie rozkułaczanie spekulantów
Inwestycja na następne pokolenie aka prawdziwa emerytura cz1
Rada nr 1 Miej dzieci, dobrze je wychowaj i wykształć. Co do wychowania- truizmy, jak każdy zna swoje miejsce, prawa i obowiązki i jest ich pewien to wszyscy są szczęśliwsi i chcą się trzymać razem i wspierać w życiu. Co do wykształcenia- jeśli masz jakikolwiek prawdziwy zawód (wytwarzasz realnie istniejące przedmioty lub usługi, a ich sprzedaż nie jest uzależniona od istnienia państwowego przymusu ich zakupu) to rada jest jedna- zabieraj dzieci ze sobą do pracy tak często jak tylko to możliwe. Nauczą się znacznie więcej pożytecznych rzeczy niż w "szkole". Jeśli masz szczęście posiadać firmę, nawet własną jednoosobową, małe gospodarstwo- to wystarczy. To czego twój syn się może u ciebie nauczyć sprawi, że poradzi sobie co najmniej tak samo jak ty. A znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że dziecięca i młodzieńcza ciekawość z dodatkiem wolności eksperymentowania doprowadzi do tego, że jak będzie miał 20 lat przejmie firmę a ty będziesz mu pomagał a potem przejdziesz na zasłużoną emeryturę. Czysto pieniężną inwestycją jest kupowanie dodatkowych ilości materiału- z którego twój syn będzie budował perpetuum mobile, lub coś podobnego. Ale opłaci się- naprawdę.
Peak oil
Co do gazu sięgamy też po coraz trudniejsze złoża- samo wydobycie jest jeszcze względnie łatwe- ale często trzeba budować od zera całą infrastrukturę w kompletnie odludnych i niegościnnych rejonach globu. To też są po prostu koszty wydobycia. Wydaje się, że zasoby surowców energetycznych są jeszcze gigantyczne- ale każdego kolejnego dnia potrzeba coraz więcej energii na wydobycie i dostarczenie kolejnych niezbędnych nam do przeżycia dawek. To powoduje zupełnie inny problem- kurczenie się bazy podatkowej. Przy drożejącym obiektywnie paliwie, państwa nie są w politycznie w stanie jeszcze podwyższać podatków od paliw, a ich zużycie i tak maleje- każdy próbuje oszczędzać- co w połączeniu z fikcją PKB (post wkrótce- mam nadzieję) prowadzi dokładnie prostą drogą do załamania znanej nam gospodarki. Jest to droga, z której obecne państwa kompletnie nie są w stanie zawrócić. I własnie dlatego niewiele jest i będzie w tym blogu o bieżącej polityce- bo ona najzwyczajniej nie ma znaczenia, a o bieżącym prawie- tyle ile ono pozwala na życie jak wolny człowiek teraz.
Samochód bez prawa jazdy
Otóż jak na razie nie potrzeba żadnych uprawnień do poruszania się po drogach publicznych pojazdem o pojemności silnika do 50 cm3 lub pojazdem elektrycznym o mocy nominalnej do 4 kw. To pierwsze to proste skutery- dobry pomysł w mieście i tyle. Ale to drugie jest całkiem interesujące. Obecne silniki elektryczne można chwilowo przeciążać ponad nominał- więc mamy 4 kw mocy ciągłej i 5-6 maksymalnej. Dla pojazdu o masie 200-300 kg powinno dać to spokojnie osiągi zdezelowanego malucha. Mało?- sorry, socjalizm się broni gdzie może. A jak osiągnąć sensowny zasięg samochodu elektrycznego o tak małej masie?- No problem. Akumulatorów tyle aby wjechać na stację diagnostyczną a reszta- generator na pokładzie. Mamy normalne użytkowanie pojazdu o mocy porównywalnej do 10-15 koni mechanicznych, co przy oszczędności masy da właśnie osiągi zdezelowanego malucha. Sam jeździłem pojazdem o porównywalnym stosunku mocy do masy- wyprzedzić niczego się nie dało, prędkość maksymalna ok. 110 km/godz. w Warszawie na światłach trąbili z tyłu nawet jak paliłem sprzęgło- ale się dało.
Wkrótce i tak ma zostać wprowadzony obowiązek uprawnień nawet na skutery.
Ale i tak znacznie ważniejsze jest to, że takim pojazdem może legalnie jeździć 13- latek- z kartą motorowerową niestety- cóż, konieczny kompromis z socjałem. Ale pozwala, aby syn mógł się uczyć praktycznych umiejętności tak wcześnie jak to możliwe- kiedy to jest łatwiejsze.
Za jakiś czas- samochód dla 16- latka. Tu już naprawdę nie ma problemu.