Jeszcze o El Nino

 Ukazała się kolejna prognoza dotycząca oscylacji pacyficznej (El Nino, znaczy) . Aktualna faza El Nino może się zakończyć już zaraz, w kwietniu, a po czasie tranzycji nowa faza La Nina może być już nawet w lipcu. 10 lat temu to by nie była żadna specjalna wiadomość, ale już jesteśmy w sytuacji, że każdy drobiazg nawet niewiele zmieniający sytuację, może być tą kroplą przelewającą dzban. 

Właściwie co to znaczy?

Znaczy to tyle, że po 3 letniej, dość mocnej La Nina, zaledwie kilkumiesięczna faza El Nino nie zdążyła rozładować całego zapasu energii zachomikowanego w środkowym Pacyfiku. I jeśli teraz będzie zbierane jeszcze więcej tego ciepła, to kolejna faza rozładowywania może być naprawdę potężna. W skrócie: wszystko, wszędzie i w jednym momencie. 

Problem nie polega oczywiście na tym, że gdzieś tam będzie padać, a gdzieś indziej nie. Problem polega na tym, że przez chaos klimatyczny nastąpi chaos w produkcji żywności i wzrost jej kosztów, czyli wzrost kosztów życia dookoła świata. Czyli problemy z dostępnością żywności w biedniejszych krajach i częściach społeczeństw, a kryzys kosztów życia dla klasy średniej większości świata. Co oznacza w dalszej konsekwencji spadek konsumpcji wyrobów przemysłowych i mieszkań, problemy płatnicze, w tym z obsługą pożyczek, etc. Taki normalny zestaw, którego próbkę przerabialiśmy rok-dwa lata temu i pełni konsekwencji jeszcze nie widać. A zbliża się druga runda...

Choć oczywiście możemy wierzyć, że od teraz fazy oscylacji pacyficznej będą po prostu krótkie, maksymalnie do roku i pomimo gwałtownego ocieplania klimatu, infrastruktura i produkcja żywności będzie to wytrzymywać i dostaniemy w prezencie czas na dostosowanie się. 

Bym jednak powiedział, że wiara w cuda to dość słaby sposób na planowanie działań. A konkretnie to jest znacznie gorzej, bo ja sam zakładałem że długości i moc poszczególnych faz będą mniej-więcej stabilne, a wychodzi na to, że jednak nie. Że długość i siła stają się jeszcze bardziej nieprzewidywalne, więc możemy i powinniśmy się spodziewać nie tylko normalnego zestawu, ale właśnie znacznie mocniejszych niż dotychczas efektów tej oscylacji, sięgających dalej i jeszcze bardziej destrukcyjnie wpływających na wszystko.

W takim razie ile mamy czasu? 

Odpowiedź jest prosta- nie wiadomo. Ale taki rozwój wydarzeń właściwie tylko umacnia moje przewidywanie, że następne El Nino będzie naprawdę olbrzymim testem dla spójności cywilizacji. I obecna prognoza oznacza, że mamy co najmniej rok mniej czasu niż mi się to wydawało miesiąc temu...

Na co można liczyć?

Na nic. Bez sprawnego światowego przywództwa nic się nie da zrobić. A tymczasem w USA prezydentem zostanie albo Joe Biden albo Donald Trump. Chyba że obaj nie dożyją wyborów...

Żaden z nich nie ma ani umiejętności ani chyba nawet zamiaru objąć tego światowego przywództwa i zrobić czegoś rzeczywistego dla próby ratowanie tego co się da. A przecież USA to jest 25% światowych emisji i właściwie należy do nich też doliczyć chiński przemysł produkujący szajs dla amerykańskich konsumentów. Amerykańska energetyka zmienia się szybko, ale jeśli chcemy mieć jakąkolwiek szansę, to szybkość spadku emisji musi być większa niż w ogóle cokolwiek kiedykolwiek planowano. I oczywiście nie będzie. 

Czyli jaką mamy sytuację?

Zupełnie prostą- moim zdaniem zglobalizowana gospodarka przemysłowa stoi na ostatnich nogach i jest nie do uratowania. Co nie oznacza, że nagle ludzkość zapomni jak się robi samochody czy korzysta z prądu. Ale oznacza, że obszary faktycznie odcięte od współczesnej infrastruktur i technologii będą stawać się coraz większe i jeśli w ogóle będzie można mówić o zaawansowanym świecie, to pozostanie on w postaci wysp, współpracujących ze sobą w znacznie mniejszym stopniu niż dotychczas. 

Więc te wyspy będą musiały się w znacznie większym stopniu opierać na lokalnych zasobach. I tu dochodzimy do prawdziwego sedna problemu- te zasoby muszą być. Nie jako "dostęp do rynków finansowych" czy "produkcja mięsa z pasz z innego kontynentu", tylko z rzeczy które realnie na miejscu występują. 

Ja osobiście to zadanie odrobiłem kilkanaście lat temu i podjąłem stosowne działania. Jeden powód do stresu mniej, bo miejszam w miejscu, gdzie może zabraknąć iPhonów, ale nie zabraknie niczego co jest naprawdę niezbędne dla utrzymania życia, ekosystemu, a nawet działającego państwa i gospodarki. W najczarniejszym scenariuszu chaosu klimatycznego to już jest naprawdę bardzo dużo. 

I wiecie co? Ja przez długi czas uznawałem za właściwą prognozę zmian klimatycznych najczarniejszą granicę konsensusu naukowego. Znaczy jak widełki były "od 0,5 C do 1,5 C w roku X", to po prostu uznawałem, że będzie 1,5 C, postępowałem stosownie do tego i jestem z tym bardzo OK. Tylko sytuacja zaczyna wyglądać tak, że dalsze trzymanie się tego algorytmu wygląda na nieodpowiedzialny optymizm. 


23 komentarze:

Jacek pisze...

Straszne jest, potworne wręcz ocieplenie klimatu! Za to przedtem słodko było i cudownie:

https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/39490-maria-konopnicka-jas-nie-doczekal.html#google_vignette

Polecam to krótkie literackie świadectwo szczególnie młodym ludziom, którzy nie wiedzą jak wyglądała normalna zima w strefie umiarkowanej.

Jacek pisze...

@"spadek konsumpcji wyrobów przemysłowych i mieszkań, problemy płatnicze, w tym z obsługą pożyczek, etc. Taki normalny zestaw, którego próbkę przerabialiśmy rok-dwa lata temu" - w Polsce jakby wręcz przeciwnie, przynajmniej ws. bani spekulacyjnej na mieszkaniach. Ceny wszystkiego ogólnie wzrosły, więc może konsumpcja spadła (nawiasem mówiąc paliwo mamy najtańsze w UE, poza Rumunią, chociaż sporo ON zostało podarowane armii ukraińskiej). Ale czy te wzrosty były spowodowane przez EL Ninio ? Czy raczej "pandemię" bezobjawową a bezpośrednio po niej wojnę (która "w 5 minut zmieniła perspektywę")?
Poza tym dla Polski ocieplenie klimatu jest ewidentnie korzystne: dłuższy okres wegetacyjny, znacznie niższe koszty ogrzewania, odśnieżania itp. Przypuszczam, że był to jeden z czynników (raczej nie najważniejszy) naszego boomu gospodarczego.
Co do wzrostu cen żywności, to właśnie w całej Europie trwają protesty rolników z powodu zbyt niskich cen, więc chociaż oni się ucieszą

Futrzak pisze...

@Jacek:

nie, ocieplenie klimatu nie będzie "ewidentnie korzystne" dla Polski. Tutaj cytat naukowca opisującego, jak to będzie wyglądać:

"Problem w tym, że jesteśmy blisko Arktyki, która rozmarza, a w związku z tym zmieniają się wzorce pogodowe. Co na przykład oznacza, że może się zdarzyć dużo silniejsza burza niż dotychczas. Z tornadem. A do tego nie jesteśmy przyzwyczajeni.

Ale największym dla nas zagrożeniem w krótkiej perspektywie jest to, że będzie bardzo gorąco i bardzo sucho.

A konkretniej?
– Że mamy falę upałów, która trwa miesiąc, temperatury dochodzą do 35 stopni w dzień i 25 w nocy. I nie pada. Co wynika z tego, że mamy duży stacjonarny wyż, który z kolei wynika z tego, że jest słaba cyrkulacja atmosferyczna. A to dlatego, że jest niewielka różnica temperatur między ciepłym latem biegunem a równikiem.

No więc jest gorąco, sucho, zaczyna spadać ilość wody w gruncie i w rzekach – widział pan, jak wygląda Wisła w gorące lata? Albo Bug? Zaczynamy mieć kłopoty najpierw z wodociągami, aż w pewnym momencie tej wody jest tak mało, że nie możemy jej użyć do chłodzenia elektrowni. I w tym momencie załamuje się system energetyczny.

Oczywiście przez kilka kolejnych dni sobie z tym radzimy, bo mamy zapasowe agregaty, gdzieś tam można, na przykład w szpitalach, pewne rzeczy jeszcze uruchomić. Ale wszystko inne się załamuje. Wysiada łączność, klimatyzacja, transport, bo na stacjach paliw pompy są przecież elektryczne.

Lasy płoną na potęgę.

Żywność w supermarketach, magazynach, domach zaczyna się psuć…

Mamy baterie słoneczne.
– Oczywiście, zwłaszcza że świetnie pracują, jak jest bezchmurne, słoneczne niebo. Kłopot w tym, że wciąż ich nie mamy. Za to coraz więcej zużywamy węgla, ropy, pompując ten dwutlenek węgla do atmosfery.

I teraz proszę sobie wyobrazić dwa tygodnie bez prądu."

Polecam przeczytac calosc https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24144162,35-stopni-w-cieniu-na-razie-jest-super-nie-niebawem-wyginiemy.html

Futrzak pisze...

Poza tym rozczula mnie bardzo nadzieja na "dłuższy okres wegetacyjny" w sytuacji suszy. Oczywiscie żywnosc będzie skądś mozna sprowadzic w momencie kiedy lokalne plony po prostu uschną, ale kogo bedzie stac płacić 2-3 razy tyle co dotychczas za podstawowe produkty zywnosciowe?

Anonimowy pisze...

Czyli gdzie mieszkasz? Nie jest to chyba wielka tajemnica.
I spokojnie, nie przyjedziemy tam wszyscy ;)

Jacek pisze...

@Futrzak: istotnie, jest to 1 z możliwych scenariuszy. I owszem 2 tygodnie bez prądu to obecnie katastrofa, tak mocno się ludzie od niego uzależnili. Nawiasem mówiąc, niemal wyschniętą Wisłę już widziałem: w marcu 2020 r. Nie trzeba było upałów, wystarczyło, że wcześniej zimą prawie nie było śniegu. Ale:
1) długotrwałe katastrofalne susze i głód zdarzały się w Europie już wcześniej (są świadectwa historyczne z czasów przed emisją CO2)
2) planeta to nie jest zakręcony słoik, tylko złożony system rozmaitych zależności (których nawet geofizycy do końca nie znają). Będą musiały się ujawnić także ujemne sprzężenia zwrotne, hamujące proces nagrzewania. Np większe zachmurzenie - większa powierzchnia w cieniu. Dymy z płonących lasów / stepów - podobny efekt + jądra kondensacji powodujące opady.
3) w Polsce jest rosnąca populacja bobrów, które powodują zwiększanie powierzchni mokradeł czyli retencję. Do tego część ziemi ornej od dawna leży odłogiem i rowy melioracyjne się tam zamulają, czyli znowu naturalna retencja.
Podsumowując: prorocy globalnego ocieplenia nie są jasnowidzami. Ich przepowiednie wcale nie muszą się spełnić.
A każdy, kto studiował jakąkolwiek naukę empiryczną doskonale wie, że naukowcy mają rozmaite teorie a każdy artykuł czy raport z badań kończy się mantrą "konieczne są dalsze badania".

Futrzak pisze...

@Jacek:

"Będą musiały się ujawnić także ujemne sprzężenia zwrotne, hamujące proces nagrzewania. Np większe zachmurzenie - większa powierzchnia w cieniu"

--- Będą się musiały ujawić bo? Proszę podaj zrodło tego twierdzenia, bo klimatolodzy do spółki z fizykami nie zgadzają się z nim

"prorocy globalnego ocieplenia nie są jasnowidzami"

---- ale wiesz, ze science nie polega na wierze i proroctwach, tylko na obserwacji, mierzeniu konkretnych rzeczy i przewidywaniach opartych o już posiadaną wiedze, a potem ich sprawdzaniu? To, że ty nie ogarniasz nie znaczy, ze nikt nie ogarnia i ze to jest nieweryfikowalne.

No chyba ze nie chodzi ci o weryfikację czegokolwiek, tylko o trollowanie, ale to ostatnie w połączeniu z zaprzeczeniem mierzalnych efektów zmieniajacego sie klimatu na Ziemi nie jest na tym blogu mile widziane...

Anonimowy pisze...

@Futrzak:
Akurat oczekiwanie na pojawienie się sprzężeń zwrotnych jest sensowne. Przykładowo w epoce dinozaurów było na Ziemi cieplej niż obecnie. Sęk w tym, że jakiekolwiek sprzężenia zwrotne zadziałają zbyt wolno w stosunku do tempa obecnych zmian klilmatu i tego co robimy z klimatem.

Przykładowo, szacuje się, że jakbyśmy jutro przestali emitować jakikolwiek CO2, to stan atmosfery powróci do poprzedniego stanu po kilku tysiącach lat. Ale to też nie uwzględniając wpływu na inne elementy, np zakwaszenie oceanów po tym jak wchłoną CO2 z atmosfery. Kilka tysięcy lat to długo, a jednak coś trzeba zjeść w międzyczasie

Ziomek

Anonimowy pisze...

@Maczeta:
A na czym oparłeś poniższ stwierdzenie?
"Ale oznacza, że obszary faktycznie odcięte od współczesnej infrastruktur i technologii będą stawać się coraz większe i jeśli w ogóle będzie można mówić o zaawansowanym świecie, to pozostanie on w postaci wysp, współpracujących ze sobą w znacznie mniejszym stopniu niż dotychczas."

No bo jak temperatura wzrośnie o te 2 czy 3 stopnie, to nadal będą oceany i będzie można po nich transportować towary. W jaki sposób zmiany klimatu miałyby odciąć od siebie ośrodki produkcyjne?


Ziomek

Maczeta Ockhama pisze...

@Ziomek
Utrzymanie infrastruktury jest drogie. Im mniej osób i wolnych środków przypada na to, to wychodzi droższa na głowę. W tropikalnych regionach Afryki, ale nie tylko, utrzymanie nawet głównych dróg jest już dziś wyzwaniem. I tak samo w miejscach o bardzo małej gęstości populacji.
Jeśli ta populacja wydaje większa część swojego dochodu na jedzenie i podstawowe utrzymanie się, to zostaje mniej do opodatkowania i za tym możliwości utrzymania infrastruktury.
Większy chaos klimatyczny to częstsze uszkodzenia i zniszczenia dróg = potrzeba więcej kasy
I na koniec podnoszenie się poziomu mórz i silniejsze sztormy = problemy z portami
Jak będzie więcej problemów i mniej pieniędzy, to infrastruktura musi się zacząć sypać. Tam gdzie już była problemem, to jej po prostu nie będzie. I te regiony ograniczą swój handel, bo transport będzie jeszcze większym niż dziś problemem. Karawanami można dostarczać małe dobra luksusowe, ale przecież nie obsługiwać prawdziwe fabryki czy kopalnie.

PawelW pisze...

@MO

Ja osobiście to zadanie odrobiłem kilkanaście lat temu i podjąłem stosowne działania. Jeden powód do stresu mniej, bo miejszam w miejscu, gdzie może zabraknąć iPhonów, ale nie zabraknie niczego co jest naprawdę niezbędne dla utrzymania życia, ekosystemu, a nawet działającego państwa i gospodarki. W najczarniejszym scenariuszu chaosu klimatycznego to już jest naprawdę bardzo dużo.

Pod warunkiem że sąsiednie państwa, albo ich ludność, nie zaczną masowo robić kłopotów w przypadku załamania systemu międzynarodowego.
Gdyby sobie wyobrazić katastrofę humanitarną, obojętnie z jakich powodów, w Argentynie i Brazyli... to będą w kraiku tak malutkim, jak jest Urugwaj, nie czułbym się tak bezpiecznie.

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonimowy
"Czyli gdzie mieszkasz?"
Urugwaj

Maczeta Ockhama pisze...

@PawelW
Przekładasz sztucznie zupełnie inne realia. Generalnie wielkości terenu, odległości i gęstość zaludnienia są słabo ogarnialne dla ludzi przyzwyczajonych do Europy. Czy gęsto zaludnionych części Azji.
Np. Urugwaj to ponad pół Polski, zamieszkały przez 10% polskiej populacji i generalnie bardziej produktywny rolniczo. A większość mniejszych ośrodków zarówno w Argentynie i Brazylii jest samowystarczalna z lokalnych zasobów lub bez trudu może być.
Oczywiście wielkie metropolie już nie tak bardzo, ale tam też w razie ciężkiego kryzysu łatwiej się będzie przenieść na wieś u siebie wybierać się w kosztowną podróż za granicę.
A poza tym, ciężki kryzys w Argentynie oznacza, że mamy zwyczajny wtorek. Wszyscy są przyzwyczajeni, wszyscy wiedzą, że pieniędzy może nie być, ale chleba, wina i wołowiny starczy dla każdego. W Brazylii może nie aż tak, ale też. Poza tym większość Brazylijczyków w ogóle nie wie, że są jeszcze jakieś inne kraje

Futrzak pisze...

@PawelW:

Patrzysz przez kalkę europocentryzmu.
Ten "malutki kraik" nie jest wiele mniejszy od Rumunii, tutaj (poza Montevideo) nie ma żadnego przeludnienia, nigdy nie bylo. Podobnie w Brazylii i Argentynie - poza wielkimi aglomeracjami są miliony hektarów nie zasiedlonych obszarów.

Katastrofa humanitarna, przypominam, JUZ BYLA w Argentynie po bankructwie 2001 roku. Ci Argentynczycy, którzy mogli, spierdzielali w przyspieszonym tempie do Europy i do USA, a nie Urugwaju. Podobne tendencje mają Brazylijczycy.
Urugwaj nie jest postrzegany jako cel migracji, nigdy nie był. To kraj w którym "nic nie ma, wszystko drogie i nie ma co robić".
Do pewnego stopnia analogią moga byc tutaj karawany migrantów idące z Ameryki Środkowej. Nie zatrzymują się w Kostaryce, Meksyku - idą do USA.

W Argentynie jest kryzys ogromny, przypominam, od ponad roku. 60% społeczeństwa żyje w biedzie - nie ma karawanu migrantów, który obrał sobie za cel Urugwaj. Wszyscy kombinuja, jak dać dyla do Europy, wiele osób już to zrobiło, bo mają wśród swoich dziadków czy pradziadków Włochów, Hiszpanów, Niemców i zdążyli wyrobić sobie paszporty tych krajów.
A jak się zrobi gorąco, to owszem, będzie marsz - ale nie na Urugwaj, tylko na Casa Rosada i parlament urugwajski, jak to już wcześniej było.
Argentyńczycy są przekonani (całkiem słusznie) że ich kraj ma wystarczające zasoby żeby wyżywić i utrzymać cała populację, a problemem jest tutaj władza i to z nią coś należy zrobić. I o ile wcześniej w czasach dyktatury spoleczne protesty zostały krwawo stłumione za pomocą CIA i amerykanskich wojskowych zasobów, o tyle USA palcem od nogi nie kiwnie w tej sprawie dziś. I łatwiej wypieprzyć zachodnie corpo i kapitalistów z własnych terenów, a nie urządzać jakieś karawany idące tysiące kilometrów przez puste obszary po to, zeby zrobic to samo w obcym panstwie.

Jacek pisze...

@Futrzak
Niestety w tak ustawionych ramach "dyskusji" polemika jest niemożliwa. Więc tylko gwoli wyjaśnienia:

1) ujemne sprzężenia zwr.--- "Będą się musiały ujawić bo?" - Pardon, mój błąd. Powinno być "wysokie prawdopodobieństwo". Bo zwykle występują w układach wieloczynnikowych. A tezę "wyższa temperatura - większe parowanie wody - więcej chmur" postawił był niegdyś Autor tego bloga. Że w cieniu pod chmurami chłodniej - to już mój autorski wkład oparty na tzw. własnej autopsji.

2) ---- "ale wiesz, ze science nie polega na wierze i proroctwach, tylko na obserwacji, mierzeniu konkretnych rzeczy i przewidywaniach opartych o już posiadaną wiedze, a potem ich sprawdzaniu?" - Znam podstawy metodologii badań w naukach przyrodniczych. Jaja kobyły student i magistrant. Dlatego właśnie mam wątpliwości.

3) "To, że ty nie ogarniasz nie znaczy, ze nikt nie ogarnia i ze to jest nieweryfikowalne." - historia nauki pełna jest pomyłek naukowców, którym się wydawało, że ogarniają.

4) "chyba ze chodzi ci o trollowanie, ale to ostatnie w połączeniu z zaprzeczeniem mierzalnych efektów zmieniajacego sie klimatu (...)"
- nie wiem, co to jest "trollowanie". Kiedyś wydawało mi się, że to np. chamskie odzywki czy argumenty ad personam, ale wygląda że raczej coś innego.

A myślozbrodni denializmu klimatycznego nie popełniam gdyż ocieplenie klimatu odczuwam na własnej skórze od >30 lat. Ba, jestem przekonany że antropogeniczna emisja CO2 jest bardzo istotnym czynnikiem. Ale jestem pewien, że nie jest czynnikiem jedynym. I raczej nie najważniejszym tylko 2-gim co do ważności.
Na poparcie tej tezy 3-krotnie podałem na tym blogu argument merytoryczny i PT Gospodarz był uprzejmy 3-krotnie mój komentarz usunąć jako "trollowanie". Co uznałem za dowód nie wprost na słuszność mojej tezy ("Wierzę tylko w zdementowane wiadomości" jak mawiał książę Gorczakow).

Jacek pisze...

I jeszcze 1 uwaga natury ogólnej. Narracja antropogenicznego katastrofalnego ocieplenia prowadzona na tym blogu ma wewnętrzną niespójność, która bardzo obniża wiarygodność przekazu. Ten dysonans mogą silnie odczuwać absolwencji nauk przyrodniczych.
Natomiast Gospodarz i Futrzak, zdaje się, kompletnie "nie czują bluesa".
Miałem to omówić ale to w sumie nie mój problem.

Anonimowy pisze...

@Jacek
Ja tam myślę, że narracja antropogenicznego ocieplenia się nawet klei do kupy. Za to nie klei się, to co świat z tym robi. Przykładowo:
1. UE opodatkowuje loty rejsowe zwykłymi liniami lotniczymi. Ale za to loty prywatnymi samolotami są nieopodatkowane. Tak jakby lotniczy zbiorkom był gorszy dla klimatu niż prywatne loty
2. Niemcy długo blokowały, żeby UE uznała atom za ekologiczne źródło energii. W tej chwili z gazu za bardzo nie mogą korzystać, bo z Rosją się nie lubimy. A magazynów energii, żeby korzystać z odnawialnej też nie mają. To ja takiej polityki klimatycznej nie rozumiem
3. UE importuje mnóstwo rzeczy Chin gdzie nie ma norm CO2 nałożonych na transport czy ogólnie gospodarkę. Ciągle tam powstają nowe bloki węglowe. To jaki to ma sens?
4. UE zakazała samochodów spalinowych od któregośtam roku. Ale nadal będą dozwolone spalinowe auta z wyższej półki jak Ferrari. To z nich CO2 już nie ociepla planety czy co?
5. Lodówki i ogólnie sprzęty AGD zrobione za komuny wytrzymywały całe dekady. A w razie czego można je było łatwo naprawiać. W tej chwili można coś kupić z 2-letnią gwarancją i dokupić ubezpieczenie powyżej tego okresu (to jest paranoja, bo tu producent nie odpowiada w ogóle za bubel). Albo producent przestaje aktualizować oprogramowanie, albo integruje w smartwatchu baterię (baterii nie obejmuje nawet dokupione ubezpieczenie), albo wrzuca do drukarki licznik wydrukowanych stron, albo próbuje sztucznie nabić kosztów serwisowych w inny sposób. Teraz jest nawet ciężko kupić ładną lampę, żeby LEDy nie były zintegrowane z resztą (a wiadomo, że część z nich się wypali po czasie). I to ma być ekologia?

Ziomek

Jacek pisze...

@Ziomek: brawo i w punkt(y). To są efekty działania rozmaitych lobbies, które przy okazji "pieką swoje pieczenie". Lub zwykłej głupoty/niekonsekwencji. To też podważa narrację antropogenicznego ocieplenia, chociaż ma charakter "wypadku przy pracy".
Ale ta narracja nie trzyma się kupy i to zarówno w zakresie "stylistycznym" jak i merytorycznym. I wcale nie trzeba być klimatologiem czy geofizykiem, żeby ją podważyć w warunkach swobodnej dyskusji. Wystarczy odrobina wiedzy z geologii, paleontologii lub historii (albo nawet językoznawstwa). Dlatego na tym blogu wolność słowa jest starannie dawkowana a niewygodne argumenty kasowane.

Anonimowy pisze...

@Jacek
Nieprawda, sama pozorna idiotyczność podejmowanych działań jeszcze nie podważa antropogenicznego ocieplenia. Możliwe są 2 scenariusze:

1. Antropogeniczne ocieplenie to bujda, a wprowadzane zmiany w prawie mają służyć określonym grupom wzbogacenie się i otrzymanie większej władzy

2. Antropogeniczne ocieplenie jest prawdziwe. Ale wprowadzane zmiany są tzw. zgniłym kompromisem pomiędzy grupami ideowców i cwaniaczków chcących się nachapać. Każdy ciągnie w swoją stronę: niemieccy politycy siedzą w kieszeni Gazpromu, europejski automotive chce chronić swój rynek przed Chinami, USA chce nadal być supermocarstwem, itp. A jednak coś w sprawie klimatu trzeba robić

Ja tam się na klimacie nie znam, ale mój chłopski rozum każe mi się skłaniać w stronę scenariusza nr 2. Nie będę tutaj podawał konkretnych powodów, bo nie chcę mi się dyskutować czy to słuszny pogląd. Bo to jest temat rzeka. Chciałem jedynie zwrócić uwagę, że sama głupota działań nie implikuje "ociepleniowego spisku". Po prostu przy okazji rozwiązywania faktycznego problemu ktoś robi nas (czyli takich zwykłych szaraków) w wała

Jacek pisze...

@Ziomek: Źle się wyraziłem. Idiotyczność działań (a jeszcze bardziej handel odpustami, pardon "certyfikatami emisji") nie tyle podważa co obniża wiarygodność narracji - sugeruje jakieś spiskowe wyjaśnienia.
Zasadniczo się zgadzam i miałem na myśli scenariusz nr 2.
Z 1 zastrzeżeniem, że ocieplenie klimatu wynika również z innych przyczyn niż tylko emisja gazów cieplarnianych emitowanych przez ludzi.
I też się zgadzam, że trzeba coś robić. Zwłaszcza zwiększać udział OZE i rezygnować z paliw kopalnych, budować magazyny energii (zwłaszcza w postaci małych elektrowni szczytowo-pompowych), zwiększać powierzchnię lasów i bagien.
Natomiast uważam, że wiele dotychczasowych działań (z elektromobilnośćią przymusową na czele) jest podejmowanych od d*py strony.

Anonimowy pisze...

@Jacek
"Natomiast uważam, że wiele dotychczasowych działań (z elektromobilnośćią przymusową na czele) jest podejmowanych od d*py strony."
O to to.

Tak na marginesie. Chyba pasowałoby się do jakiejś partii zapisać. Bo coś czuję, że paliwo będzie na kartki jak pod koniec komuny. Tylko tymi kartkami będą jakieś punkty ekologii (albo coś w rodzaju śladu węglowego).

Ziomek

Jacek pisze...

@"coś czuję, że paliwo będzie na kartki" - jak na razie załatwia się to ekonomicznie od strony popytowej: zmowa cenowa producentów aut + wyśrubowane normy (spalin, wyposażenia, bezpieczeństwa, koszty homologacji - co uniemożliwia wejście na rynek tańszej konkurencji) powoduje wzrost cen. Już obecnie 10-letni grat jest artykułem luksusowym. Niedługo mało kogo będzie stać na własne auto - też jak w PRL. A dla wybrańców będą zapewne talony. Przy okazji znowu się okradnie naiwniaków na systemie argentyńskim: już wyrosło pokolenie, które nie wie jak się skończyły "zapisy, przedpłaty i losowania".

Anonimowy pisze...

@Maczeta
Daj jakąś odpowiedź na te wątpliwe praktyki ekologiczne. Bo mi się to nie klei. A miałem nadzieję, że jak wspomnę o nich tutaj na blogu, to mi nieco rozjaśnisz temat. Siedzisz w tych rzeczach, to pewnie umiesz wyjaśnić, że one są dla ratowania klimatu. A jak nie są dla ratowania klimatu, to pewnie się orientujesz kto na tym zarabia i jakie kliki działają wewnątrz UE

Ziomek