Oficjalnie, jak wiadomo celem wojennym Ukrainy jest wyzwolenie całości ziem, uzyskanie odszkodowań i osądzenie zbrodniarzy wojennych.
Nieoficjalnie, czy półoficjalnie jest to demontaż Rosji i powrót państwa moskiewskiego do granic sprzed 1471 roku, czyli sprzed podboju pierwszej części ziem Nowogrodu Wielkiego.
Oczywiście pozostaje pytanie jak się do takiej perspektywy odniesie szeroko pojęty Zachód? Najpierw przypomnijmy, że sama Rosja już była na skraju rozpadu w 1992 roku i została uratowana decyzją prezydenta Busha. A konkretnie dostawami żywności, w tym do dziś wspominanych udek kurczaków, które dały władzy centralnej jakieś środki nacisku i kontroli nad regionami. Serio, ten kraj się nie rozpadł dzięki sprezentowanym kawałkom kurczaków.
To była świadoma decyzja Waszyngtonu i konsekwentna polityka kolejnych prezydentów, jak najbardziej zmierzająca do utrzymania istnienia Rosji i niedopuszczenia do rozprzestrzenia/ przypadkowego użycia broni atomowej. Albo był to tylko pretekst, prawdziwym uzasadnieniem była chęć utrzymania jak najsilniejszego państwa moskiewskiego, bo klika miłośników Rosji jest tam dość potężna. I wywodzi się głównie z ludzi dookoła wywiadu. Nie dlatego ze cokolwiek wiedzą lepiej, tylko wręcz przeciwnie- absolutne g.. wiedzą, ale całą karierę poświęcili pisaniu raportów na temat ZSRR, bloku sowieckiego i Rosji, wykazując w nich z jak ważnym i potężnym przeciwnikiem się ma do czynienia. Gdyby przez przypadek się okazało, no nie wiem- np. że w rosyjskiej armii nie ma podoficerów, a szkolenie i dowodzenie jest farsą, a logistyka się nie zmieniła od 2 wś, bo nadal tam nie ma sztaplarek i przyczep do ciężarówek, to mogłoby się okazać, że całe to towarzystwo kompletnie nie ma pojęcia o swojej robocie i jest niepotrzebne. Więc musieli wtedy i muszą dziś wymyślać kolejne zagrożenia. Po tym, jak rosyjska armia okazała się farsą, jedynym jakie pozostało to oczywiście zagrożenie nuklearne. Ale kilka dni temu to zagrożenie zostało zweryfikowane. A konkretnie starsze wersje systemów zachodniej obrony przeciwrakietowej starły się z najlepszymi, dopiero wprowadzonymi do służby rosyjskimi rakietami dalekiego zasięgu. Okazało się, że tak, rosyjskie rakiety mogą na coś spaść. Ale w kawałkach, po strąceniu ich przez obronę przeciwlotniczą. I co istotne, w obronie Kijowa prawie na pewno użyto rakiet nie tylko modeli, ale i egzemplarzy wyprodukowanych na długo przed ukończeniem projektu rosyjskich "Kindżałów". Znaczy, że dla obszarów bronionych przez zachodni sprzęt rosyjskie rakiety są nie tylko dziś niegroźne, ale i nigdy nie były zagrożeniem. I to właściwie skreśla całą rację bytu imperium moskiewskiego. Działało skutecznie, bo jednocześnie było fantastycznym wzorem korupcji i prywatnego bogacenia się, przy całkowitej bezkarności władz i ich popleczników. Ale dziś kolejne tego elementy znikają i się rozpadają. Ostatnim jeszcze w całości był atomowy straszak, ale skoro się okazało, że zachodnia obrona przeciwlotnicza działa 100/100, to już też nie istnieje. I razem z tym pojawia się w samej Rosji akceptacja dla rozmontowania tego państwa.
A z drugiej strony Zachód, zbliża się do konsensusu, że utrzymanie Rosji w latach 90-tych mogło być błędem. I przede wszystkim, że w obecnej postaci jest to państwo zarówno imperialne, jak też zbrodnicze i konieczna jest zarówno dekolonializacja, jak też jakaś forma denazyfikacji. A jeśli to nie będzie możliwe, to otoczenie kordonem jak najlepiej działających państw małego Księstwa Moskiewskiego.
Zgoda i udział USA w wysłaniu samolotów jest przy okazji prawdziwym objawem upadku, a może i rozmontowania "frakcji deeskalacji", ponieważ to towarzystwo oczywiście spowalniało i sabotowało każdy etap dozbrajania Ukrainy, ale już na początku zapowiedzieli, że nie będzie żadnego przekazania zachodnich samolotów, ani niczego co by wymagało tworzenia stałej infrastruktury dla broni zachodnich typów. Ta linia została przekroczona, będą szkoleni mechanicy i infrastruktura do obsługi F-16, "frakcja deeskalacji" straciła twarz.
Wracając do zasięgu Księstwa Moskiewskiego- i tak trudno jest dokładnie określi jakie i kiedy były jego granice. A na pewno jest to trudne do określenia w dzisiejszych kategoriach władzy państwowej, suwerenności i granic. Bo tam się mieszały trzy systemy: zwierzchności Mongołów, relacji zbliżonych do feudalnych i kupowania wpływów handlowych. Ale to nie ma tak wielkiego znaczenia, bo sprawę analizujemy w dzisiejszych realiach. I tu świetną robotę w tej kwestii zrobił niejaki Władimir Putin, dzieląc Rosję na okręgi federalne. I własnie te okręgi federalne wyglądają jak idealny sposób podział współczesnej Rosji na zupełnie sensowne nowe państwa. I nawet Centralny Okręg Federalny w sumie dość dobrze odpowiada pierwotnym granicom Księstwa Moskiewskiego. Więc skorzystamy z już gotowej mapy i możemy się zastanowić jak takie państwa by wyglądały i mogły działać.
Najpierw mapa, korzystając z uprzejmości Wikipedii:
Zacznijmy od europejskiej części. Jasnożółty jest już wspomniany Centralny Okręg Federalny, ze stolicą oczywiście w Moskwie. I to są granice przyszłego państwa moskiewskiego, które są zupełnie w porządku z punktu widzenia Ukrainy, jak też państw bałtyckich i Polski. Z czego z punktu widzenia Litwy i Polski dobrą wiadomością jest to, że obwód Królewiecki znajduje się w Północno-zachodnim Okręgu Federalnym.
Północno-zachodni Okręg Federalny
Stalica w Petersburgu i co istotne obejmuje całość granic Rosji z państwami UE, całe wybrzeże Morza Bałtyckiego i całą europejską część wybrzeża mórz północnych. Poza tym niespecjalnie jest tam cokolwiek. Zimno, błoto, nie bardzo jest jakikolwiek przemysł, rolnictwo ani górnictwo. Ale byłbym pewnym optymistą co do perspektyw takiego państwa. Z jednego powodu- jego historii. Bardzo zamierzchłej, bo mam na myśli Republikę Nowogrodzką, ale Nowogród zawsze był częścią europejskiego systemu gospodarczego, obracał się w kręgu kultury i tradycji Europy Zachodniej, Oczywiście, był zapadłą dziurą na jej obrzeżach, ale jednak częscią. Petersburg za czasów carskich też był pewną kontynuacją tego, choć już tylko jako stolica Kacapii. Więc, jeśli takie państwo wybierze zachodnią drogę, to realnie ma na niej pewne szanse. Zwłaszcza, że może w takim przypadku liczyć na pomoc postkomunistycznych państw UE oraz Skandynawii. A to jest sporo.
Z czego wybór zachodniej drogi oznacza pełne zerwanie powiązań politycznych z Moskwą, uznanie swojej części zobowiązań Rosji z tytułu inwazji na Ukrainę, ściganie i wydawanie zbrodniarzy wojennych, denuklearyzacja, itd. To jest spora cena, ale dla takiej Republiki Petersburskiej dobra i opłacalna do zapłaty. Tylko wymagałoby to decyzji, że chcą być czymś innym niż dzisiejsza Rosja. I spokojnie widzę miejsce takiego kraju zarówno w EU jaki NATO (o tyle o ile by miało jeszcze jakieś znaczenie, ale właśnie dla tych krajów by miało). I byłby to bardzo ciekawy kulturowo twór, ponieważ byłoby to państwo rosyjskojęzyczne i kulturowo rosyjskie, ale odwołujące się do tradycji republikańskiej i mocno prozachodnie w mentalności i kulturze. Byłoby takie, bo alternatywa to błoto i bieda, a zdeklarowana i konsekwentna prozachodniość by dawała jedyną szansę utrzymania państwa i społeczeństwa. Zapewne by się nie obyło bez bólów, ale takie byłoby położenie i zasoby, że nie byłoby żadnej innej alternatywy. Zamieszkuje go 13,5 miliona mieszkańców, z czego około połowy w aglomeracji Petersburga. Co z jednej strony daje dużą i zróżnicowaną gospodarkę w relatywnie najlepszym miejscu tego państwa, ale z drugiej patologiczną nierównomierność rozwoju, urbanizacji i infrastruktury. Poza tym nie ma tam zbyt wiele. Są lasy, błoto, dość dobre (jak na Rosję) porty- cały dostęp do Bałtyku i europejska, mniej zamarzająca część Oceanu Północnego. Z górnictwem słabo, z przemysłu niewiele, rolnictwa prawie nic. Na europejskiej drodze miałby jakieś szanse, na rosyjskiej by był to bardzo szybko coraz gorszy syf. Ale elity mogłyby nadal zarabiać, oni sobie poradzą.
Nadwołżański Okręg Federalny
Nazwa brzmi z rosyjska (znaczy w oryginale), ale rzeczywistość już taka nie jest. Z 30 milionów mieszkańców Rosjan jest teoretycznie nieco ponad połowa, ale w niepodległym państwie to się by zaczęło szybko zmieniać. Druga połowa to są Tatarzy, którzy by zapewne szybko je zdominowali, a ludzie z podwójną tożsamością narodową lub właśnie się rusyfikujący by tę przynależność szybko zmienili. Zwłaszcza, że całkiem istotna część deklaruje rosyjskość tylko oportunistycznie.
Tak czy inaczej spór o dominującą narodowość tego regiony by wybuchł natychmiast i możliwe, że potrwał całe pokolenie. I zapewne by się skończył z dominującą pozycją języka i kultury tatarskiej.
W kwestii gospodarczej jest to gigant. Jest tam skoncentrowana duża część rosyjskiego wydobycia ropy, olbrzymia część rafinacji i, razem z sąsiednim Okręgiem Uralskim prawie rosyjskiego przemysłu ciężkiego i bardzo duża części wydobycia innych surowców. Oczywiście to wszystko było najpierw zarządzane po sowiecku, potem demolowane sztywnym i zawyżonym kursem walutowym, a potem zarządzaniem przez putinowskich złodziei. Ale nadal to jest przemysłowe serce dawnego wielkiego mocarstwa. Same zakłady Kamaz jeszcze niedawno były ósmym największym producentem ciężarówek w Europie, a i tak większość ich możliwości pozostała niewykorzystana. I są świetnym przykładem, bo ich do niedawna jedynym produktem był pojazd całkiem dobry, jak na lata 60-te. Na dziś i już 30 lat temu, zupełnie żenujący. I tak wygląda to wszystko, co przetrwało upadek ZSRR, jakoś tam działa, zwykle będą przestarzałym. Ale jednocześnie są tego olbrzymie ilości. Które dziś pracują na rynek Rosji i częściowo dawnego ZSRR, ale w razie rozpadu będą mieć kolejną fazę problemów.
Kolejnym problemem jest dostęp do rynków. Do których lądem jest wszędzie daleko, a dostęp morski byłby niezwykle ograniczony (choć wbrew pozorom istniejący!) Otóż właściwie całość przemysłu i większość populacji w tym regionie jest położona nad Wołgą i jej żeglownymi dopływami (Kamą). W dole tej rzeki jest kanał Wołga-Don, przez który statki mogą dopłynąć do Donu i Morza Azowskiego. Mowa jest o całkiem sporych jednostkach, do 5500 ton, czyli jakiś dostęp do morza jest. Choć oczywiście pozostanie problem praw przepływu w kanale Wołga- Don i na samych tych rzekach. I przyznam, że akurat tutaj podział Rosji też byłby błogosławieństwem dla państw Azji Środkowej, ponieważ logicznym rozwiązaniem byłyby umiędzynarodowienie kanału albo przynajmniej pełne prawa tranzytu dla wszystkich zainteresowanych, czyli również wszystkich państw położonych nad Morzem Kaspijskim.
W sumie- 30 mln mieszkańców, spore wydobycie ropy, mocno uprzemysłowiony region i z istotną częścią nie-rosyjskiej populacji o silnej tożsamości narodowej. I kluczowy pod względem położenia między Europą a Azją. Derusyfikacja może by trwała długo, ale dość szybko by się okazało czyj to jest kraj.
Południowy i Północnokaukaski Okręgi Federalne
Potraktujemy je łącznie ze względu na położenie geograficzne, bo w sumie to nie mogą się różnic bardziej. Jeden jest płaski, drugi na stokach wysokich gór, jeden na zróżnicowaną i stabilną gospodarkę, drugi jest utrzymywany wyłącznie z dotacji i pensji migrantów, jeden jest rosyjskojęzyczny, w drugim Rosjan jest niewielu.
Zacznijmy od Południowego Okręgu Federalnego. W jego południowo-zachodniej części jest najłagodniejszy klimat w Rosji, sporo urodzajnych stepów, duża produkcja zboża, stopniowo zanikająca na wschodzie i przechodząca w półpustynie. Jedyne w Rosji niezamarzające porty i ogólnie łatwy start. Kiedykolwiek by się oddzielili od obecnego państwa rosyjskiego- mają działającą infrastrukturę i pieniądze. Nie tak wielkie jak mogą mieć inni, ale coś co działa i na co niewątpliwie jest stabilny popyt. Oczywiście terez się tam wydarzają różne rzeczy, płoną położone tam rafinerie, stacje transformatorowe, systemy sterowania kolei, czy wreszcie może się jakieś nieszczęście przydarzyć Mostowi Krymskiemu i to w sposób blokujący tor wodny z Rostowa. Ale to wszystko jeszcze w trakcie obecnej wojny, Wystarczy to potem jako-tako uruchomić i powstanie kraik, niezbyt bogaty, ale mogący się utrzymać na swoim. 16 mln ludzi, w większości rolniczy kraj, może działać. I niezwykle ważny jako miejsce tranzytowe. Wspomniany wyżej kanał Wołga-Don, ale też jako lądowe połączenie między Ukrainą a Kazachstanem i dalej Chinami. Zainteresowanych w stabilności i jako-takiej prosperity tego regionu może być parę osób. A że wielkich surowców do łupienia tu nie ma, to może i da się to zrobić.
Północnokaukaski Okręg Federalny jest czymś zupełnie innym. Zacznijmy od relacji społecznych. Jest tam kilkanaście, czy może kilkadziesiąt narodowości mówiących językami z różnych grup językowych. Znajomość rosyjskiego jest oczywiście powszechna, ale nie zupełna. Tradycyjna struktura rodowo-plemienna się tam zachowała i ma się dobrze. Z wyjątkiem Czeczenów, którzy po powrocie ze stalinowskiego zesłania całkowicie się wymieszali i stworzyli coś częściowo przypominającego współczesny naród. Ale chyba wszystkie te narodowości to muzułmanie, którzy po upadku ZSRR stopniowo dryfowali w stronę coraz bardziej ortodoksyjnych i radykalnych wersji. Na to wszystko się nakłada całkowity brak jakiejkolwiek produktywnej gospodarki. Jedyne aktywności to drobne rolnictwo na własne utrzymanie i pieniądze rządowe, które pochodzą z dotacji z Moskwy. Każdy kto może wyjeżdża. Jedni do pracy w Moskwie, inni do wojska. Tam nie ma nawet turystyki, bo kto jeździ do ortodoksyjnie muzułmańskich regionów? Pewna ilość wydobycia i rafinacji ropy w Czeczeni została całkowicie zniszczona w wojnach. Więc Okręg Północnokaukaski będzie po prostu eksporterem przemocy, niestabilności i najemników. Zarówno dla różnych stron wojen domowych jak też przestępczości zorganizowanej. I wyzwanie stabilności granic, albo ich jakiegoś narysowania na nowo w największym stopniu będzie mieć właśnie Okręg Południowy. Tak czy inaczej zapewne Czeczenia, i może też jakieś inne republiki staną się niepodległymi państwami. I słowo "shithole" nabierze nowego znaczenia.
Okręgi Uralski, Syberyjski i Dalekowschodni.
Czyli cała azjatycka część Rosji. Podział pomiędzy tymi okręgami jest zupełnie sztuczny, nie mający związku ani z barierami geograficznymi, ani kulturowymi. Zresztą na większości tego terenu barier geograficznych prawie nie ma. Są całkowicie zintegrowane infrastrukturalnie, a rozbudowa wspólnej infrastruktury jest tam dość prostym zajęciem. Kanał pomiędzy rzekami Ob i Jenisej nawet był kiedyś zbudowany (i następnie porzucony). Ale przede wszystkim jest to olbrzymi, w większej części bezludny obszar. I w większej części nie nadający się do zamieszkania. Jednak na południu istnieje infrastruktura kolejowa, jest całkiem sporo urodzajnych ziem, wielkie miasta, a w nich nieco jeszcze działającego przemysłu. Rzeki są spławne i dostępne dla całkiem dużych statków i barek, trzy główne można łatwo połączyć kanałami. Ale porty u ich ujścia nie tyle zamarzają, co odwrotnie- czasem rozmarzają, z czego te we wschodniej części do niedawna nie każdego roku rozmarzały. Do portów nad Pacyfikiem, które działają przez większość roku, można się dostać tylko koleją lub rzeką Amur. Której połączenie z systemami rzek syberyjskich byłoby ekstremalnie skomplikowane.
Na specjalną wzmiankę zasługuje też Jakucja, który to region ma powierzchnię zbliżoną do Indii, czy Argentyny i jest zamieszkały przez 3 mln ludzi. Z wyraźną tożsamością narodową i ekonomią wystarczająca dla utrzymania samodzielnego państwa. Oraz ciekawymi praktykami rolniczymi, umożliwiającymi produktywne rolnictwo w strefie wiecznej zmarzliny. Niekoniecznie byłoby im po drodze w rosyjskojęzycznym państwie.
Potencjał takiego syberyjskiego państwa, geograficzny, infrastrukturalny, demograficzny i gospodarczy byłby właściwie identyczny jak Kanady. Podobna populacja (30 mln), podobnie surowcowo-eksportowa gospodarka i bardzo podobne grupy i ilości surowców. Syberia miałaby wyraźnie lepszą infrastrukturę, ale wymagającą pewnego doinwestowania dla nowego kształtu państwa. I bardziej skomplikowaną sytuację geopolityczną. Kanada nie była, nie jest i nie będzie w stanie się obronić przed USA i jest i będzie bezpieczna przed każdym innym potencjalnym przeciwnikiem, samodzielnie, nawet bez sojuszu z USA. Sytuacja Syberii byłaby dużo bardziej skomplikowana. Jeśli europejska część Rosji by pozostała zjednoczona, to byłby to niezwykle groźny sąsiad. I dokładnie to samo można by było powiedzieć o Chinach. A z drugiej strony niepodległość Syberii i jej niezależność od obu tych państw jest po prostu ważna dla pokoju światowego. I tak naprawdę to jest stawka całego tego procesu. Gdyby Rosja została podzielona tylko na dwa państwa, wzdłuż Uralu, też byłoby dobrze. Jedyny problem polegałby na tym, że ta europejska część nadal miałaby zasoby, aby robić to co zwykle. Co dla stabilności całego systemu wymusza także podział europejskiej części Rosji.
I wreszcie:
Centralny Okręg Federalny
Ze stolicą w Moskwie. To byłaby i pozostała resztka Rosji. Mentalnie, kulturowo, oczywiście etnicznie. Zapewne też ustrojowo, a może nawet z jakąś częścią obecnej władzy. Populacja niecałych 40 mln, czyli jak Polska, a powierzchnia 650 tys km2, czyli by konkurowała z Ukrainą o w kategorii największego państwa europejskiego. A dokładniej o 3 miejsce, bo pierwsze dwa by zajmowały inne państwa porosyjskie.
I to państwo, niezależnie od prawdziwej wielkości i swojego potencjału mentalnie pozostanie mentalnie w imperialnej przeszłości i sfałszowanej na potrzeby propagandy wersji historii. Po podlaniu imperializmu sosem z szowinizmu, rasizmu i maczyzmu, duszonego w słabym kontakcie z zewnętrznym światem wyjdzie po prostu militarystyczny rewanżyzm. W sumie dokładnie taki sam jak wobec Polski, Finlandii i Rumunii po pierwszej wojnie światowej i do byłego bloku sowieckiego po jego rozpadzie. Czego rozwinięciem były kolejne wojny, które od rozpadu ZSRR, Rosja toczy prawie bez przerw. W zmniejszonej wersji będzie to samo, tylko z jeszcze mniejsza siłą i większą agresją.
I z powodu struktury przemysłowej i ekonomicznej, byłoby też zmuszone do agresji. Otóż z rzeczy materialnych, w Moskwie i okolicach nie wytwarza się nic. W całym Okręgu Centralnym praktycznie nie ma górnictwa, przemysłu jest odrobina, a i to w ramach łańcuchów powiązanych z innymi regionami (jak było w też w ZSRR), dla rolnictwa niespecjalnie są warunki i ten region chyba nawet gdyby musiał, to i tak by się nie stał samowystarczalny żywnościowo. W skrócie- kompletny brak czegokolwiek i całkowita katastrofa. Ale w Rosji wszystkie sieci powiązań łączą się w Moskwie, nie tylko nieformalne o którym możemy pomyśleć. Ale większość firm została zachęcona/zmuszona w ostatnich latach do przerejestrowania się do Moskwy. Po rozpadzie okaże się, że formalna kontrola nad wszystkim nadal tam jest. Inny przemysł, o którym zapominamy- rozrywka i propaganda- też jest skupiona w Moskwie. Jedynym konkurencyjnym źródłem rosyjskojęzycznych produkcji audiowizualnych jest Ukraina.
W skrócie- będzie to taka dzisiejsza Rosja, ale pod każdym względem co najmniej o rząd wielkości gorsza. Bardziej agresywna, bardziej nacjonalistyczna, bardziej militarystyczna i która będzie stanowić większe zagrożenie dla sąsiadów. I nie bardzo widzę alternatywę dla takiego rozwoju sytuacji. Ponieważ takie małe państwo moskiewskie byłoby potencjałem ekonomicznym zbliżone do Somalii czy Jemenu, tylko do tego ludzie jeszcze potrzebują ogrzewania do przeżycia. Za to będzie dysponować całą infrastrukturą do kontynuowania dominacji kulturowej i ekonomicznej nad resztą obszaru, czyli przede wszystkim Syberią i terenami tatarskimi. Więc nie będzie mieć wyjścia jak tylko używać tej infrastruktury dla zdobycia zasobów pozwalających w ogóle utrzymać populację. I to oznacza, że relacje Moskwy z państwami porosyjskimi będą takie jak Rosji z poradzieckimi. Czyli albo eksploatacja z dążeniem do dominacji albo wrogość. I zawsze różne aktywności zmierzające do przejęcia struktury politycznej państwa.
W największym skrócie- nowe państwo rosyjskie w granicach Centralnego Okręgu Federalnego będzie dokładnie tą samą Rosją, którą znamy. Kupa zimnego błota, która kradnie technologię przydatne wojskowo i rabuje co może aby zastraszać sąsiadów oraz inwestuje olbrzymie zasoby już prawdziwego profesjonalizmu w manipulowanie państwami i społeczeństwami, które chce też obrabować. Na szczęście będzie mieć dużo mniej zasobów, mnóstwo tego zasobów tego profesjonalizmu zostało zużyte i zniszczone przez gang Putina, a nowe państwo będzie mieć dużo mniejsze możliwości pod każdym względem. Ale nie mniejsze ambicje. Choć zrewidowane do realności będą polegać na usiłowaniu przejęcia/utrzymania kontroli nad państwami porosyjskimi, tak jak to robią obecnie z poradzieckimi.
I przyznam, że nie bardzo widzę jakąkolwiek alternatywę dla takiej ścieżki. Znaczy nie samego rozpadu, on może nastąpić lub nie i w wielu różnych wersjach, nawet takich, które dziś uznajemy za nieprawdopodobne lub wręcz nie umiemy sobie ich wyobrazić.
Nie bardzo widzę alternatywę dla agresji i usiłowania dominacji przez państwo moskiewskie. Jest i będzie do tego zmuszone przez strukturę gospodarki, posiadane zasoby i oczywiście doświadczenia kulturowe. Do których należy jeszcze dołożyć traumę przegranej wojny i rozpadu państwa. Traumę, które każde byłe imperium musi jakoś przerobić i każde ma z tym problemy. Negacja i sprzeciw są pierwszymi tego etapami i nie widzę powodu, aby mogło być inaczej. Jeszcze nie doszli do etapu akceptacji rozpadu ZSRR. I zajmie im to jeszcze długi czas. Może kiedy dzisiejsi nastolatkowie będą mieć po 60 lat i rządzić krajem, to co się zmieni. Do tego czasu trzeba z tym jakoś żyć. I jeśli każdy z ich sąsiadów będzie mógł w miarę sobie sam z tym poradzić, a z dowolnymi sojusznikami bez problemów, to kwestia moskiewska będzie chwilowo rozwiązana.
18 komentarzy:
Trudno oczekiwać, żeby rozpad Rosji zachodził, choćby tylko z grubsza, wzdłuż oficjalnych granic administracyjnych. Raczej decydować będą faktycznie istniejące połączenia transportowe i powiązania ekonomiczne. A żeby Petersburg oddzielił się od Moskwy, czyli doszło do cofnięcia się aż do XV wieku, to kryzys i regres musiałyby być naprawdę głębokie. Aczkolwiek oczywiście nie jest to niemożliwe.
Trudno też oczekiwać, że pozostały po rozpadzie moskiewski kadłubek, faktycznie będzie kontynuował agresywną i destrukcyjną politykę "mocarstwowo imperialną", skoro będzie całkowicie pobawiony środków do tego celu (czyli złóż surowców). Raczej należy się spodziewać zasadniczej zmiany i przekształcenie "mini-moskwy" w coś w rodzaju dzisiejszej (albo nawet raczej wczorajszej) Ukrainy. Kraj nadal biedny, skorumpowany i zacofany, ale już nieagresywny. Imperium może przetrwać wyłącznie w warstwie folklorystycznej. Byt określa świadomość.
Samodzielnej Syberii zaś trudno będzie się oprzeć Chinom - będzie musiała zawrzeć ścisły sojusz z Japonią.
Ciekawy wpis napisany lekkim piórem, jak zawsze dziękuję.
Wg mnie kluczowe jest podsumowanie - czyli może zdarzyć się wszystko, może też nic się nie zmienić. Z tym nie da się polemizować :-)
Ja obstawiam, że nic się wielkiego nie stanie bo:
1. Rosję, ten słynny stan umysłu można porównać do katolików - nawet gdy tym drugim fakty sypią się na głowę (choćby ich dzieci są gwałcone), to nie zmienia się zupełnie nic. A pranie mózgów na katechezach porównać można do rosyjskiego szkolnictwa. W Polsce nie da się rozmawiać z pisowcami, a przecież to dorośli ludzie z mógzgiem pranym max 18 lat, nie od dzieciństwa. I absolutnie nie ma znaczenia dla tych ludzi, ile stracili na nadmiarowej inflacji, albo ile Obajtek ma pałacy.
2. Broń atomowa jednak wciąż jest w posiadaniu Rosji, niech będzie to tylko 1 sprawna głowica na 1000 rzekomo przez nią posiadanych. Żaden polityk Zachodu nie zgodzi się w zagrywkę va banque swoimi wyborcami. Rosjanie za to nie mają nic do stracenia.
I dlatego scenariusz rozpadu Rosji przeraża ludzi Zachodu, nie dlatego że stracą pracę, ale że ich krajanie mogą stracić życie.
Nie pamiętam też do końca, jak zabezpieczane przed detonacją są bomby nuklearne, za to wiem, że mimo 3/5 zabezpieczeń, po upadkach przypadkowych/katastrofach post factum wychodziło, że kilka z nich nie działało i tylko ostatnie zabezpiecznie uchroniło nas przed eksplozją.
I tu pytanie, czy taki kindżał strącony nad Zachodnim miastem i tak nie wybuchnie - ludzie przeżyją, ale miasto zostanie skażone na wiele dekad.
Polska chroniona jest obecnie tam, gdzie stoją Patrioty z Niemiec, jako mieszkańca stolicy średnio cieszy mnie jastrzębia postawa osób mieszkających na innym kontynencie.
Trzeba gotować tę rosyjską żabę. Jest szansa, że za 20 lat nie będą mieć ani jednej sprawnej bomby atomowej, albo rakiety. To wcale nie jest tak daleko.
Ten podział jest najbardziej logiczny i naturalny z wszystkich. I to co jest w nim istotne:
1. Oddzielenie części azjatyckiej i stworzenie z niej jak najsilniejszego państwa. To jest jedna rzecz, która załatwia długoterminowo cały problem. Kwestia polega na tym, ze musi być silne w stosunku do swoich zachodnich sąsiadów.
2. Niepodległość Tatarów. Bo jest to ochrona przed wynarodowieniem i zmniejszenie zakresu działania imperialnej kultury rosyjskiej. W granicach takich, aby etniczni Rosjanie stanowili tam mniejszość.
3. Połączenie lądowe z Kazachstanem i kanał Wołga- Don poza kontrolą Moskwy.
Cała reszta jest wtórna. Tak się złożyło, że podział na okręgi federalne dość idealnie spełniał te postulaty, a oprócz tego w europejskiej części granice między nimi są dość naturalne.
Realna siła nie ma żadnego związku z imperialnymi mrzonkami i rewanżyzmem, co najwyżej taki, że na skali żenady się posuwa w dół. Serbia i Węgry nadal są pełne rewanżyzmu, czy polityków go kultywujących, choć nie mają żadnej realnej siły na nic.
Okręgi Syberyjski i Dalekowschodni sąsiadują z "głodnym smokiem". Niewykluczone, że to Chińczycy jakoś wmanewrowali putlerka w tę bezsensowną wojnę, żeby poczęstować się bogactwami Syberii. W każdym razie nie bardzo potrafię wyobrazić sobie, jak stoją i bezczynnie patrzą na rozpad kacapii oraz powstawanie państw syberyjskich.
Za to (podobnie jak na Jakucję) chyba warto zwrócić uwagę na Czukocję. Wprawdzie warunki klimatyczne marne. Ale za to zdaje się też silne poczucie odrębności - stąd ruskie dowcipy o Czukczach. Kiedyś czytałem (źródła nie pomnę), że kacapy bodajże 30 lat podbijali Czukotkę. Chyba nawet niektórych wodzów przekupili, żeby ci przyjęli carską zwierzchność.
A USA będą chyba potrzebować bufora dla ochrony Alaski.
@Jacek
Chińczycy nikogo w nic nie wmanewrowali, bo Xi żądzi sam, właściwie bez dostępu do informacji i z kompletnie rozregulowanym i zdegradowanym aparatem władzy. Inaczej mówiąc tym krajem nikt nie rządzi i wszystkie decyzje są kompletnie przypadkowe oraz nie ma administracji, która by je mogła kompetentnie oceniać i kontynuować
Powiedzmy, że jest możliwe, że to Xi osobiście tak wpuścił Putina. ale mocno nie sądzę.
Xi nie wie co się dzieje i podejmuje dość przypadkowe decyzje, ale jedną rzecz zrozumie:
Państwo, które podniosło rękę na demokrację chronioną zachodnim parasolem przestaje istnieć, a biorący w tym udział stają się przestępcami ściganymi międzynarodowo.
W końcu jeśli Syberia by była niepodległa, to znaczy, ze Rosja przestała istnieć. I taka niepodległa Syberia była z jednej strony bardzo ważnym państwem, a z drugiej zbyt słabo zaludnionym, aby się samodzielnie bronić. W skrócie by musiała mieć zachodni parasol, albo by się stała w istocie wasalem Chin. Sądzę, że by wybrali parasol i jakoś go otrzymali.
@Maczeta: Oby!
Ale - jako optymista z doświadczeniem - widzę w tym obrazie kilka "ale":
1) zachodnie parasole na pstrym koniu jeżdżą. Wprawdzie Amerykanie raczej wyleczyli się z odprężeń i resetów ale nie wiemy czy trwale. A w chińskiej ofercie mogą być rozmaite walory, nie tylko armaty.
2) Chiny to nie tylko Xi. To ponad półtora miliarda ludzi (z ilościową przewagą meżczyzn), ogromna gospodarka potrzebująca surowców, dowódcy wojskowi z ambicjami itd itp.
3) Nie wiemy, czy Xi rozumie, to co powinien rozumieć putler przed 24.II.
4) Logistyka zachodniej pomocy militarnej. Nawet jeśli uda się utrzymać dalekowschodnie porty, czarno to widzę. Nawet gdyby "zachodnie" państwa porosyjskie udzielały pomocy, to patrz: wojna rosyjsko-japońska z 1904 r. No chyba, że zachodni parasol byłby nuklearny.
5) czy na pewno "nikt nie rządzi i wszystkie decyzje są kompletnie przypadkowe"? W Chinach ponad 3 lata temu zaczęła się pandemia choroby, której GIS do tej pory nie wpisał na oficjalną listę chorób zakaźnych (https://www.gov.pl/web/gis/koronawirusy-mers-cov). Ta pandemia skończyła się nagle po 24.II. A "blogerzy" i "niezależni dziennikarze", którzy tłumaczyli, że to zwykła coroczna fala wirusowego zapalenia płuc (medialnie przerobiona w globalną histerię) oraz zniechęcali do 100%-skutecznej szczepionki dwudawkowej, nagle okazali się kacapskimi trollami. Nie mogłem zrozumieć jaki to ma związek. Ale jeśli założyć, że "pandemia" była globalną operacją chińskich i kacapskich agentur - mającą zdestabilizować kraje zachodu - i przygotowaniem do wojny, to obrazek się składa do kupy. A jeśli Chiny brały w tym aktywny udział, to jakoś były z putlerem dogadane - może w planach był atak na Tajwan?
@Maczeta
Oby Twoje projekcje przeszły do rzeczywistości!!!
@Jacek &Maczeta
Co do Chin, to jest środowisko, które faktycznie uważa, że ""pandemia" była globalną operacją chińskich i kacapskich agentur - mającą zdestabilizować kraje zachodu - i przygotowaniem do wojny". To jest środowisko widzące świat przez okulary książki Golicyna, zmarłego dr. Targalskiego itp. Tu kilka linków do jednego z blogerów:
- https://jaszczur09.blogspot.com/2020/04/czerwona-zaraza-geopolityczne-i.html
- https://jaszczur09.blogspot.com/2021/03/woko-artykuu-gordona-changa-w-newsweeku.html
- https://jaszczur09.blogspot.com/2021/11/podwojny-scenariusz-raz-jeszcze-o.html
- https://jaszczur09.blogspot.com/2022/05/wojna-na-ukrainie-to-chinska-wojna.html
Trudno powiedzieć ile mają racji, ale zarówno Golicyn jak i dr Targalski przewidzieli, że prędzej czy później dojdzie do próby wojennej ze strony Kacapi i ew. Chin, jaką mamy obecnie.
@Maczeta
Też nie jestem przekonany, że w ChRL to wszystko Xi.
Pożyjemy zobaczymy.
Zresztą, w kwestii Chin ciekawie się wypowiada spekulant.
Ostatnio obejrzałem dwa ciekawe wideo
Polska będzie bogata, jeżeli pozostanie krajem frontowym dla USA: Rafał Zaorski - didaskalia
Chiny nie mają szans z USA - Rafał Zaorski / dr Piotr Napierała
@Jacek:
Ad 1:
"Zachodnie parasole" nie jeżdzą na pstrym koniu, są one roztaczane tam, gdzie mocarstwo dysponujące najsilniejsza armią (czyli USA) ma jakiś interes. To jest oczywista teza ale oznacza ona, ze rządy innych panstw, o ile sa w miarę przytomne, mogą analizować sytuacje i podejmować najkorzystniejsze (lub najmniej szkodliwe) dla siebie decyzje.
W momencie zas kiedy uznamy, ze "pstry koń" to znaczy, chaos, przypadek, nie ma co sie nawet wysilac, wiec po co w ogole myśleć. I tylko nie wiem dlaczego niby twoim zdaniem "chińska oferta nie jeździ na pstrym koniu".
Ad 2:
Tak, Chiny to półtora miliarda ludzi ale co z tego, skoro Xi przez ostatnie lata zrobił z tego kraj zarządzany w sposob autokratyczny, skutecznie neutralizujac jakiekolwiek osoby, ktore moglyby mu zagrozic? Dowódcy wojskowi z ambicjami? Kiedy ostatni raz armia dokonała rewolucji w Chinach? Jak myslisz, dlaczego po czasach Mao nie miało to juz miejsca?
Ad 3:
Oczywiscie nie wiemy co Xi rozumie a co nie, mozemy oceniac jedynie po efektach czyli tym co robi, to przeciez oczywiste wiec nie wiem na co to ma byc argument?
Ad 4:
Nie wiem dlaczego w temacie wojskowej pomocy i logistyki podajesz jako argument wojnę z 1904 roku? Ty wiesz, ze w temacie broni, ofensywy i pomocy militarnej armia USA od tamtego czasu dokonala ogromnego skoku i wcale nie oznacza to, ze mamy podzial binarny typu albo wojsko konwencjonalne sprzed stu lat albo bron atomowa. No na litosc.
Ad 5:
Nie wiem dlaczego mamy zakładac scenariusz, ze covid byl "operacja chinskich i rosyjskich służb" kiedy nie ma za tym żadnych rozsadnych argumentów, nie wyłaczając tego, ze epidemia zaczela sie w Chinach i przyniosla ich gospodarce ogromne straty, to musialyby byc naprawdę wyjatkowo zdebilałe władze i służby wywiadowcze, zeby w celu "zdestabilizowania zachodu" najpierw rozpieprzyć wlasny kraj.
Ah jeszcze ad 5 dodam:
Znacznie bardziej prawdopodobne jest, ze epidemia covid to efekt dezorganizacji, olewawnia norm i procedur a następnie olewania tego, co donosili chińscy wirusolodzy i lekarze. Bo nie da sie ukryc, ze Chiny laboratoria prowadzace badania nad wirusami i bakteriami i ich mozliwymi zastosowaniami militarnymi mają. Nawet jesli nikt na dzis nie jest w stanie stwierdzic, czy wirus SARS-COV-2 był produktem stuprocentowo naturalnym czy z pomocą ingerencji ludzkiej, to wiemy ze potem nastąpil szereg rażących błędów i lekceważenia co w konsekwencji doprowadzilo do wydostania sie wirusa poza Chiny. Co wskazuje ze na to, ze nie była to żadna teoria spiskowa, tylko "wypadek przy pracy", a że propaganda putinowska stwierdzila, ze szkoda przepuscic takiej pięknej okazji i warto namieszać na tyle, na ile się da - to następna sprawa.
@Futrzak:
pokornie dziękuję za pouczenie i rozwianie moich defetystycznych wątpliwości.
Czy mogę jeszcze prosić o wyjaśnienie tego zdumiewającego faktu, który sznurkowałem w punkcie 5? Tzn. dlaczego sanepid po ponad 3 latach straszliwej pandemii dotąd nie wpisał świrusa-covidka na listę chorób zakaźnych? Bardzo mię to niepokoi, bo przecież covid "zarażał i ludzie umierali". Przez ten dysonans poznawczy boję się popaść w myślozbrodnię teorii spiskowej, która młodym wykształconym z dużych miast powinna być obrzydła.
A jeszcze szury i foliarze się zaczną na GIS powoływać...
@Jacek:
Zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 objęto przepisami o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych, to rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie wykazu chorób powodujących powstanie obowiązku hospitalizacji, obowiązuje od 8 marca 2020r.
Mozesz sobie go ściągnąc na przyklad z tej strony (format PDF):
https://www.termedia.pl/mz/Dopisali-koronawirusa-do-rozporzadzenia-w-sprawie-chorob-wymagajacy-hospitalizacji,37101.html
@Jacek:
moze czas zmienić źródła, z których czerpiesz informacje o świecie....
@Futrzak:
"moze czas zmienić źródła, z których czerpiesz informacje" - a co jest nie tak z rządową stroną nt urzędów centralnych? Czy sanepid opanowali foliarze, szury i płaskoziemcy?
Poza tym moje pytanie dotyczy oficjalnej LISTY CHORÓB ZAKAŹNYCH. A nie covidkowych rozporządzeń, których wychodziło coś ok. 1 na tydzień w czasie "pandemii". A były one nieraz wzajemnie sprzeczne: np. ws obowiązku maskowania. I widzę, że nie ma żadnej "linii" tłumaczenia tego faktu, są tylko próby zbycia, unikania odpowiedzi.
Na podst. moich doświadczeń z biurwami podejrzewam, że wpisanie na listę chorób zakaźnych to decyzja administracyjna z jakąś podstawą prawną i naukawą. Od ponad 3 lat nie znalazł się odważny, żeby taką decyzję podpisać. Ciekawe dlaczego?
Tym bardziej, że sanepid właśnie przegrywa sprawy w sądach administracyjnych i zwraca grzywny, które bezprawnie pobrał np. od restauratorów. Nie wiem, czy ta lista by ich uratowała, ale byłaby jakimś argumentem w sądzie.
@Jacek
Lista chorób zakaźnych w istocie ma określone zastosowanie dla aparatu państowego:
Zaczynając od tego, że są dwie listy, pierwsza obejmuje poważne rzeczy, które wymagają raczej drakońskich środków w celu identyfikacji i izolacji oraz druga, gdzie jest to raczej kwestia statystyczna.
SARS-2 już pokazał, że ścisła izolacją się go wyeliminowywać nie da, a zwłaszcza to dotyczy nowszych szczepów i nie jest też zagrożeniem porównywalnym do Cholery, dżumy, ospy czy wąglika. Bo to są choroby z pierwszej listy.
Na drugiej zdecydowanie powinien się znaleźć, obok ospy wietrznej i grypy sezonowej. I nie ma to związku z ciężkością przebiegu, czy zaraźliwością, a z tym czy należy właśnie stosować ekstremalne zasady zwalczania epidemii. Bo na tej drugiej liście jest też np. wścieklizna, która bez szybkiej kuracji jest w 100% śmiertelna, ale żadne zasady ludzkiej izolacji nie mają tam sensu. Tak samo jest kiła, bardzo ciężka choroba przecież.
Więc ten, tego, nieukiem jesteś z całą pewnością, bo to nie jest wiedza tajemna, wręcz przeciwnie. Ale ja sięgnąłem do źródeł i zastanowiłem się jaki jest cel danej regulacji. Razem z opisaniem tego zajęło mi to 5 min. Więc co już ci sugerowano- zastanów się nad źródłami z których korzystasz i czy na pewno umiesz korzystać z dostępnej informacji. Bo to co wypisywałeś było żenujące, serio.
Okręg południowy właśnie rozpoczął proces oddzielania się pod wodzą niejakiego Pirogiżyna.
Szacun za profetyzm. :-)
Okręg południowy właśnie rozpoczął proces oddzielania się pod wodzą niejakiego Pirogiżyna.
Szacun za profetyzm. :-)
A nie, jednak jeszcze nie teraz. Ale co się odwlecze, to nie uciecze
Z niecierpliwością czekam na skuteczną kontrofensywę Ukraińców. Jak w zeszłym roku się jej nie spodziewałem, tak w tym roku mimo doświadczeń zeszłorocznych, kompletnie nie widzę na nią szans.
Dlaczego?
Bo już trwa ponad miesiąc, a sukcesów brak. Rosjanie doskonale się bronią. Nie ma kolejnej mobilizacji. Prigożin spacyfikowany.
Ja nie piszę, że Rosja wygrwa, zwyczajnie wszystko się zamroziło. Czyli powtórka z wojny o Donbas, gdzie przez 8 lat ludzie ginęli, ale zmian dużych nie było.
Wszyscy optymistyczni komentatorzy, których śledziłem, od miesiąca (z wyjątkiem tych godzin buntu Prigożina) nie napisali nic. O czymś to świadczy.
Prześlij komentarz