Wojna, Chiny i perspektywy Niemiec

 Niemiecki popyt jest centralnym punktem wokół którego się kręci gospodarka Europy. Tylko wokół czego kręci się gospodarka Niemiec?

Odpowiedź jest dość prosta, powszechnie znana i prawdziwa- niemiecka gospodarka opiera się na eksporcie maszyn i urządzeń, czy inaczej mówiąc linii produkcyjnych i ich części eksploatacyjnych oraz samochodów, w szczególności z wyższej półki cenowej. Tyle że mało kto się zastanawia jak ta produkcja w swej istocie wygląda. Wyobrażamy sobie jakieś zaawansowane obrabiarki, a potem ładną i czystą halę montażową i dookoła tego kręcących się kompetentnych techników i inżynierów. I to też jest w sporej części prawdziwy obraz. 

Ale zapominamy o jednej, niezwykle ważnej dziś rzeczy- że te części, maszyny czy cokolwiek się robi z metali, plastików, używa do tego farb i innych materiałów przemysłowych. A huty i fabryki chemiczne które to produkują używają przede wszystkim energii, w różnych jej postaciach. Czasem elektryczności, czasem gazu- jako źródła ciepła, surowca do syntezy chemicznej, dla wytwarzania pary technologicznej i w samej wewnątrzfabrycznej generacji elektryczności. Czy ujmując to inaczej- aby mogła sobie pracować jakaś obrabiareczka i zużywać parę kilowatów, najpierw musi swoje zrobić huta i fabryka chemiczna zużywając dużo więcej prądu i też gaz. 

Jeśli tej huty nie będzie to wysokiej jakości stopy będzie trzeba przywieźć skądinąd. I w tym momencie gospodarka zaczyna wyglądać jak polska czy słowacka- nieco nadzoru nad maszynami, nieco pracy ręcznej, ale ciężkiego przemysłu, który dzięki wykształceniu i technologii produkuje półprodukty o sporej wartości dodanej i niewielkim na jednostkę nakładzie pracy- po prostu nie ma. Bo albo mamy przemysł gdzie konkurujemy kosztami pracy, albo przemysł gdzie konkurujemy kosztami energii. 

Ekstremalnym przykładem są tu szwalnia krzywych t-shirtów, gdzie koszty energii są znikome, kapitał na pracownika rzędu niskich kilkustet dolarów (albo i kilkudziesięciu), ale zapłacenie 2 centów na sztuce więcej może zjeść cały zysk. Dlatego się to robi w Bangladeszu i okolicach. Na drugim biegunie są huty aluminium, gdzie olbrzymia większość kosztów to cena elektryczności potrzebnej do elektrolizy. Cała reszta właściwie nie ma znaczenia.  Z punktu widzenia gospodarki i polityki jedyną rzeczą którą można zrobić w Bangladeszu dla poprawy poziomu życia to obniżyć jego koszty, bo tylko tak można konkurować w międzynarodowym podziale pracy. Dla odmiany wysokość pensji w hutach aluminium nie ma większego znaczenia i hipotetyczny kraj oparty na takim przemyśle będzie mieć się świetnie, tak długo jak prąd pozostanie tani. Norwegia swoje pensje i poziom życia zawdzięcza nie tylko ropie, naprawdę.

I w tym sensie niemiecka gospodarka była od zawsze podobna do norweskiej, że produkcja opierała się na zużyciu dużych ilości energii dla wytwarzania produktów przemysłowych. I od zawsze oznacza w rzeczywistości od około połowy drugiego wieku n.e. Znaczy od czasu, kiedy Rzymianie już się ustabilizowali, zaopatrzenie dla granicznych legionów było produkowane lokalnie, powstały miasta rzymskiego wzoru i prowincje nad Renem i Dunajem znalazły swoje miejsce w handlu wewnątrz imperium. A to miejsce opierało się na obfitości, łatwej dostępności i łatwym transporcie drewna i też węgla kamiennego jako paliwa w przemyśle. Pamiętajmy, że granice Rzymu były na Renie i Dunaju, co oznacza, że obejmowało ono tak prawie połowę obecnego terytorium Niemiec, oraz że faktycznie ta granica była przez większość swego prawie 500 letniego istnienia pokojowa, a po drugiej stronie też istniała gospodarka towarowo-pieniężna związana z rynkiem rzymskim. była kapitalistyczna organizacja kopalń, transportu i handlu. Taka np. dzisiejsza Bratysława była po barbarzyńskiej stronie, ale było to całkiem spore i zorganizowane miasto. Ale nie o Bratysławie tu mówimy, a o terenach niemieckich. Po upadku Rzymu dalekosiężny handel zamarł, z wyjątkami drobnych przedmiotów luksusowych, ale wraz z restauracją karolińską wróciła stabilność i pokój i wszystko co istniało dawniej a skurczyło się do lokalnego rynku zaczęło wracać i na nowo akumulować wiedzę i doświadczenie techniczne. Stopniowo zastępowano drewno węglem, co oczywiście na wielką skalę obyło się w 19-tym wieku, ale bardzo wiele powiązań, łańcuchów kooperacji i, jak byśmy dziś powiedzieli, klasterów technologicznych było na miejscu od czasów rzymskich. Łatwa i dostępna energia była zawsze, i to ona napędzała cały ten przemysł. Tani transport (Renem) ułatwiał specjalizację i osiągnięcie skali i koncentracji przemysłu. To są wszystko czynniki, które pozostały do dziś i do dziś gwarantują zamożność nadreńskiego państwa. A może do wczoraj?

Bo węgiel jako tanie źródło energii zaczął się kończyć w latach 60-tych i 70-tych, jednak został sprawnie zastąpiony gazem. Najpierw z Morza Północnego, potem też  z Rosji. 

A drugi element to sprawny i bezpieczny dostęp do rynków, i najlepiej jeśli ktoś inny zapłaci za ten warunek "bezpieczeństwa", bo realnie rzecz biorąc, każde potencjalne i realne, historyczne i dzisiejsze państwo nadreńskie jest zbyt małe i biedne, aby samemu utrzymać bezpieczeństwo tychże szlaków. Gdy funkcjonowało w ramach imperium rzymskiego, monarchii karolińskiej  czy zjednoczonej Rzeszy (pierwszej lub drugiej) to wszystko działało zupełnie dobrze. 

Teraz jest UE, które jednak nie jest wystarczającym rynkiem zbytu, niezwykle istotne dla niemieckiej motoryzacji są USA, a dla przemysłu maszynowego Chiny i też Rosja. Eksport do Rosji teoretycznie się skończył, praktycznie nie do końca to wiemy. Ale jeśli coś pozostało, to ma znacznie mniejsze znaczenie ekonomiczne niż dotychczas. Znaczy, być może ci, którzy coś tam wywożą zarabiają znacznie więcej niż poprzednio, ale z punktu widzenia przychodów ogółu gospodarki, dla podtrzymania produkcji i importu, jest to z całą pewnością znikoma część poprzedniego strumienia. Choć oczywiście zarówno firmy, które to robią jak i władze, które to tolerują zwyczajnie mają krew na rękach. I tu ekstremalnym przykładem jest utrzymywanie dostępu do chmury dla obrabiarek w rosyjskich fabrykach. Tak, rosyjską produkcję, obecnie praktycznie w całości zbrojeniową, można zdalnie wyłączyć jednym guzikiem z ładnego niemieckiego biura. I przez 10 miesięcy zorganizowanego ludobójstwa to nie zostało zrobione. Ale to drobna dygresja, miejmy nadzieję, że w ramach procesów po wojnie i to zostanie rozliczone. Choć wątpię, ale przyznacie, że jakiś CEO Siemensa by ładnie wyglądał obok Szojgu na ławce?

Ale to nie wszystko. Następnym elementem są Chiny. Które zwłaszcza, przez ostatnie 20 lat, od przyjęcia tego kraju do WTO były oceanem zbytu dla wszelkich dostawców maszyn i linii produkcyjnych. Ale to się skończyło. Po prostu. Najpierw 2008 zahamował wzrost. Jeszcze nie zakończył, ale znacząco zwolnił. A zbyt na dobra inwestycyjne zależy właśnie od tempa wzrostu. Potem przyszedł początek wojny handlowej Trumpa. Teraz okazało się, ze Biden robi to samo, ale spokojniej, skuteczniej i mocniej. I to już oznacza, że jako wschodząca gospodarka, zintegrowana z globalizującym się światem, Chiny są skończone. Po prostu, model i kierunek wybrany pod koniec lat 70-tych się skończył i wyczerpał, a nowego nie ma. I nie będzie. 

To wszystko to by były zaledwie bardzo złe wiadomości, ale jest jeszcze jeden drobiazg- rezerwa demograficzna Chin się skończyła. Nowego, licznego pokolenia zwyczajnie nie ma. Nawet gdyby popyt na chińskie wyroby rósł jak dotychczas, jakimś cudem budowany na ich jakości i markach, to i tak nie miałby kto stać przy maszynach i ich produkować. Co, niezależnie od pierwszego powodu, też oznacza koniec boomu na wyposażenie przemysłu.

Zresztą Niemcy jeszcze nie wróciły do poziomu produkcji przemysłowej sprzed kryzysu 2008 roku. I możliwe, że nigdy nie wrócą.

Kolejnym problemem, który sobie sami głupio zrobili jest zachowanie w sprawie dostaw broni na Ukrainę, stan serwisowania własnego sprzętu i dostępność amunicji. I choć pierwsza z tych spraw wynika z bieżącej polityki, a dwie kolejne z ogólnego stanu armii, to stanowią dwie strony tego samego medalu- dość szokującego popisu nierzetelności i niewiarygodności Niemiec jako dostawcy broni. A to jest kolejna gałąź przemysłu ciężkiego. I to operująca na znacznie wyższych marżach, więc mogąca znacznie łatwiej zaabsorbować wyższe ceny energii.  Ale kto o zdrowych zmysłach kupi broń z kraju, co do którego istnieje prawie pewność, że w razie potrzeby użycia tej broni nie dostarczy nam amunicji ani części zamiennych. 

Co może być dalej?

W sumie to już jest. W tym roku zostało wydane coś ze 100, czy może 200 mld euro na subsydia do cen energii, aby utrzymać działanie przemysłu. I tak, zostało utrzymane. Ale to mogło zadziałać przez chwilę. Może jeszcze następną. Ale nie da się wiecznie utrzymywać systemu bazującego na taniej energii w ten sposób, że kupuje się drogo, a potem dotuje, aby było tanio, po to aby w ogóle produkować. Choć przez parę lat to może działać, gdyby nie problemy z klientami. 

 Czy była inna alternatywa?

Tak naprawdę to nie bardzo, okienko było małe dla zrobienia właściwych rzeczy, ale trzeba przyznać, że udało im się zrobić praktycznie odwrotność tych właściwych rzeczy.

Otóż po 24 lutego, Olaf Scholtz zaczął udawać, że traktuje problemy swojego kraju serio. Oczywiście istnieje też druga możliwość- naprawdę chciał coś zrobić, ale nie miał zielonego pojecia co, bo cały wywiad i główne instytucje państwa były tak przeżarte korupcją i rosyjską agenturą, że nie miał żadnego dostępu do sensownych analiz sytuacji i bezpieczeństwa.

Tak czy inaczej zaraz po wybuchu wojny z wielką pompą ogłosił wydanie dodatkowych 100 mld euro na niemieckie siły zbrojne. I tak, te pieniądze są i są wydawane. Tylko następnie się okazało, że niemiecka armia praktycznie nie ma żadnych zapasów zużywalnego wyposażenia ani amunicji, większość sprzętu jest niesprawna, a nawet w stosunku do tego co działa i jest sprawne nie ma planów modernizacji. Brakuje stabilnej i długoterminowej współpracy z przemysłem, ale i tak to nie ma wielkiego znaczenia, bo w sumie nikt nie ma żadnej doktryny obronnej. 

I w takiej sytuacji, jak większość rzeczy nie działa z powodu wieloletniego olewactwa, chlewu i zaniedbań, a to w wyniku chronicznego niedofinansowania, nagle 100 mld euro wydaje się.... tylko i wyłącznie na zakupy nowego sprzętu. Jak w takich przypadkach, zapewne nie dowiemy się czy to jest zwyczajna głupota, czy świadomy sabotaż- w tym przypadku aby ściągnąć z rynku nowy sprzęt, wypełnić zamówienia producentów i nie dopuścić do tego, aby taka Ukraina czy Polska i państwa bałtyckie mogły dostać nowy sprzęt. Cóż, jeśli to głupota, to wyszło. Jest głupio. Jak sabotaż to nie bardzo. 

Czy mogło pójść inaczej?

Tak. I momentami prawie idzie. Gdyby nie to, że to kanclerz dominuje, a ministrowie mają cos do powiedzenia o tyle, o ile się przebiją przed kamerami, to MSZ i Ministerstwo Energetyki by pchało ten kraj we właściwą stronę. Zupełnie nie przez przypadek są to akurat dwa resorty obsadzone przez Zielonych, a nie przez przypadek to właśnie ta partia ma jedyny zdrowy stosunek do używania paliw kopalnych i współpracy z krajami je wydobywającymi. 

Jedyną metodą było wydanie być może tych samych pieniędzy, ale na natychmiastową i maksymalną pomoc militarną i ekonomiczną Ukrainie. Dla pokazania proporcji- Niemcy wydają na wojskowe zakupy bez sensu 100 mld euro (dla porównania Polska, ze znacznie większym sensem ok 15-20 mld), Ukraina prosi całą UE o około 1,5 mld euro miesięcznie wsparcia finansowego w czasie wojny. 

100 mld euro na łącznie pomoc militarną i finansową by zakończyło tę wojnę. Pół roku temu. 

Ale co w takim razie z energią? Cóż, jedynym zasobem, jaki Niemcy realnie mają jest wiatr na Morzu Północnym i jego okolicach. Znaczy zasobem, który jest w stanie utrzymać przemysłową gospodarkę opartą na taniej energii. Bo jest go zarówno wystarczająco, jak i jest tani. Problem polega na tym, że większość infrastruktury zarówno produkcyjnej, jak też przesyłowej należy dopiero zbudować. Być może też przenieść najbardziej energożerną część procesów przemysłowych właśnie na północ (może tą lepiej nadającą się do bilansowania sieci). Właśnie dopracować bilansowanie sieci. Rozpocząć i wdrożyć pełnoskalowy program substytucji i oszczędności paliw kopalnych w transporcie, etc. Swoją drogą właśnie tego się spodziewałem, ale, jak chyba całkiem sporo innych obserwatorów, nie doceniłem poziomu przegnicia niemieckiego establishmentu politycznego. 

I wcale to by się nie musiało łączyć z rezygnacją z paliw kopalnych. Tak się zabawnie składa, że największe w Europie złoża gazu ziemnego są w... Ukrainie. Tylko jest to gaz łupkowy, wymagający większych inwestycji i komplikacji przy wydobyciu. 

Więc, gdyby Niemcami rządziło jakiekolwiek towarzystwo minimalnie rozumiejące świat i zainteresowane rozwojem kraju, to tak przed połową marca 2022 (kiedy się okazało, że Ukraina się trzyma, a natarcie na Kijów się załamało) należało wyczyścić magazyny Bundeswehry i rozpocząć przygotowania do wysyłania ciężkiego sprzętu. I oczywiście być pionierem do wysyłania obrony przeciwlotniczej. A kiedy by zaczęło być wystarczająco bezpiecznie, należało z poziomu rządu zorganizować jak najszybsze rozpoczęcie inwestycji w eksploatację ukraińskich złóż gazu. I oczywiście wyłączyć obrabiarki w Rosji, ale to jest chyba oczywiste?

 


21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

@Maczeta

Mysle iz pamietasz ze zawsze mowilem ze z Niemcami bedzie niedlugo koniec-i to wlasnie jest poczatek tego konca.Oczywiscie nigdy nie wchodzilem w te rozwazania tak szczegolow jak Ty ale ogolna znajomosc ich mentalnosci i dzialania gospodarki mowila wszystko(arogancki pasozyt na Europie).To co kto ma glowie daje duza moc prognostyczna-nawet szczegolow nie trzeba znac(dlatego ci co naprawde znaja Rosje mowili ze ta ich super armia to fikcja i w rzeczywistosci banda zapijaczonych zlodzieji).To samo z Niemcami-kto robil z nimi interesy to wie ze sa nieuczciwi,malo kreatywni i od dobrych dwoch dekad jechali tlyko na wczesniej wyrobionej opini-to sie musialo wylozyc.
Ale oni maja jeszcze plan awaryjny-mniej wiecej ten sam co zawsze od paru stuleci-dogadac sie na nowo z dominujacym mocarstwem(ciagle sa to Amerykanie)na role silnorekigo w Europie oraz oczywiscie przerzucic wszystkie mozliwe koszty i problemy na Europe Wschodnia a w szczegolnosci Polske.Ale ten plan sie nie uda-Amerykanie im nie wierza(nic dziwnego) a plan jest zbyt ordynarnie oczywisty i toporny i juz im zbytnio nie idzie.

Piotr34

pilaster pisze...

Ciekawe czy gospodarka, dajmy na to, Tajwanu, albo Korei płd opiera się na taniej energii, czy na taniej pracy?

Tak zaawansowana gospodarka jak niemiecka (japońska, tajwańska, koreańska, etc) bazuje nie na tanich surowcach, ani tanich pracownikach, tylko jest gospodarką opartą na innowacjach. W rankingu Global Innovation Index z roku 2022 Niemcy są na 8 miejscu (Korea na 6, USA na drugim, prowadzi Szwajcaria - kolejna gospodarka oparta rzekomo na "taniej energii" ;-) )

Pozycja Niemiec nie jest zatem zagrożona, niezależnie od tego jakie popełnili oni błędy w polityce wobec Rosji i Ukrainy

Anonimowy pisze...

Wincyj! (Albo bardziej po ludzku, dzięki za wpis:)

Maczeta Ockhama pisze...

Oczywiście Pilaster jest trollem, który nie ma pojęcia o tym co pisze, ale że jego głupio-mądre wypowiedzi czasem wyglądają jakby miały związek z rzeczywistością, to i czasem odpowiadam zamiast kasować.
W tym przypadku przetłumaczę jego wypowiedź: "w związku z tym, że głównym produktem gospodarek niemieckiej i dalekowschodnich tygrysów są innowacje, do których produkcji nie potrzeba ani energii ani żadnych surowców, to problem braku surowców i klientów nie może istnieć" Logiczne, prawda?
I tak przy okazji- to najbliżej takiego ideału byłby Tajwan, który tym się różni od Niemiec, że podstawowym motorem gospodarki jest tam w istocie przerabianie piachu na towar o wartości coś około miliona dolarów za kilogram, ale jednocześnie populacja to 1/4 niemieckiej i to przy wyraźnie niższych pensjach.

PawelW pisze...

@anonimowy

Jak chcesz wincyj w tych klimatach, to polecam ostatni wpis Wojczala oraz jego 3 video:
[1],[2] i [3]. Słuchać na 1,5 prędkości ;-)

A odnośnie samej orientacji w tej kwestii w samych DE, to tam sobie świetnie zdają sprawę, w jakiej czarnej d... się znajdują. Tutaj Hans-Werner Sinn daje jasno do zrozumienia jak jest.

PawelW pisze...

P.S.
Tutaj też ciekawe video o Germanach:
https://www.youtube.com/watch?v=Qhx_k3OXGl8

Jakoś tak od 2 tysiącleci nienajgorzej im idzie... hmmm a wszyscy im wieszczą sromotny koniec ;-)

pilaster pisze...

Produkty innowacyjne, wysoko przetworzone mają zwykle dwie cechy. Wysokie marże i niski udział surowców i energii w cenie. Jeżeli w cenie takiego produktu koszt energii potrzebnej do jego wytworzenia wynosi np 5%, to nawet podwojenie cen energii przełoży się na wzrost ceny o 5%. A wysokie marże pozwalają ewentualnie zejść z ceny, jeżeli będzie taka konieczność.

Dlatego gospodarki oparte na innowacyjności, takie jak niemiecka, są bardzo odporne na fluktuacje cen surowców i energii.

Jeżeli zaś chodzi o rynki zbytu, to nawet jak Chiny pogrążą się w kryzysie, to gdzieś (Indie ? Afryka ?) ta światowa produkcja będzie się musiała przenieść. ktokolwiek przejmie od Chin rolę fabryki świata, będzie tak samo potrzebować niemieckich obrabiarek i innych maszyn.

Zagrożeniem dla gospodarki niemieckiej może być tylko konkurencja - czyli sytuacja, gdy znajdzie się ktoś, kto dotychczasowy niemiecki wolumen eksportu będzie wytwarzał lepiej lub taniej. Ponieważ jednak Niemcy są w pierwszej dziesiątce najbardziej innowacyjnych gospodarek na świecie, to lista możliwych kandydatów jest bardzo krótka. Realnie taką próbę wyparcia Niemiec z tradycyjnych rynków, mogłyby teoretycznie podjąć raptem trzy kraje, a i tak ten proces trwałby dziesięciolecia.

TT pisze...

Niemcy powinny zacząć migrację na północ przemysłu energochłonnego już w momencie kiedy decydowały się na inwestycję w wiatraki. Zamiast tego wolały doprowadzić do poważnych kłopotów w Systemach Elektroenergetycznych państw ościennych - przepływy kołowe.
Rezultatem jest coraz silniejsze odcięcie ich systemów na północy - ograniczenie powiązań i przesuwniki fazowe na stacjach granicznych (granica Belgia - Holandia i Polska - Niemcy).
Zdaje się jedyna duża inwestycja Niemiec na północy to wiatraki i ekspresowo wznoszony gazoport. Gdzieś mi się pokazał news, że w tym momencie planują w gazociąg na "błękitny" wodór z Norwegii... skoro z Rosji nie wyszło.
Wygląda na to, że migracja przemysłu za energią nie jest taką prosta sprawą; szczególnie w krajach rozwiniętych

PawelW pisze...

@TT

Wygląda na to, że migracja przemysłu za energią nie jest taką prosta sprawą; szczególnie w krajach rozwiniętych

Bo nie jest. Bo to nie tylko maszyny i zakłady, ale przede wszystkim ludzie, którzy tu mieszkają i są zakorzenieni oraz mają swoje sieci powiązań oraz tradycje (w małych zakładzikach - dostawcach przemysłu - czy to w Bawarii, czy w Szwajcarii, czy gdzie indziej pracuje często n-te pokolenie). Aby to zmigrować trzebaby było pewnie jakiejś wojny.

Wojtek inżynier pisze...

Nie rozumiem ataku na Pilastera, napisał czystą prawdę o innowacyjności gospodarki. Energia jest bardzo ważna, ale nie jest wszystkim, wtedy taka Rosja byłaby potęgą gospodarczą siedząc na surowacach. Zarządzanie niemieckie jest fatalne i ich poczucie wyższości nad innymi jest nie do zniesienia. Olewanie Ukrainy, jakby ta wojna była w Jemenie, a nie na skraju UE to też rzecz straszna, ale celowo podałem ten przykład, bo gdybyśmy mieli kraj buforowy z Rosją, a nie połowę ściany wschodniej, to zapewne nasz stosunek do wojny byłby inny.

Maczeta Ockhama pisze...

W Szwajcarii są małe firemki w jednej rodzinie od pokoleń, które produkują jakieś drobiazgi niezastępowalne na skalę światową. Ale one mogą istnieć dokładnie dlatego, że są to drobiazgi, że światowy rynek jest za mały na więcej firm, że nikt nie chce robić z tego wielkiego koncernu, etc. I wieloletnia stabilność pozwala takim trwać. A faktyczny monopol kasować ile się chce i funkcjonować w bardzo drogim kraju.
Niemiecka gospodarka jest dużo za duża na to.
Tajwan ma się dobrze też dzięki światowemu monopolowi na topowe układy scalone.
Ale nic z tego to nie są "innowacje". To jest twarda produkcja z planowym utrzymywaniem światowej jakości.
Innowacje bez produkcji to mogą być najwyżej nowe sposoby wyłudzania forsy. Znaczy mówimy o np. Wall Street, i tam w istocie jest bogaty kawałek gospodarki funkcjonujący bez wielkich nakładów taniej pracy ani energii. Tak samo jak pozanaftowa część gospodarki Nigerii ;)
Nawet cały biznes internetowy byłby niczym bez wielkich, energożernych serwerowni.
Tak to wygląda, że się widzi jakieś dobrze płatną robotę inżynierów w kubikach, ale ich praca byłaby warta dokładnie zero bez energożernego ciężkiego przemysłu robiącego rzeczy, które ci inzynierowie projektują.
I nie, nie można tego za bardzo rozdzielić. Trochę tak, ale jak inżynierowie stają się zbyt odlegli od produkcji to mamy sytuację jak Boeinga po przeprowadzce do Chicago.
A obecnie w Niemczech jest taka sytuacja, że BASF, którego fabryka zużywa(ła) jakieś 10% nienieckiej konsumpcji gazu, podstawową syntezę przenosi w podskokach do Luizjany. Na razie będzie transportował te podstawowe chemikalia, ale potem wyniesie się w całości, bo i po co wozić rzeczy w kółko? A jak chcą rozsądnie zarządzać, to inżynieria pójdzie za tym.
I odpuścić 5% przychodu to można w branży wyłudzeń, handlu narkotykami czy bronią (czyli w "innowacjach"). Ale w każdej produkcji to jest naprawdę dużo.

PawelW pisze...

@MO
Swego czasu napisałeś post o upadku IRP i się tam ciekawa dyskusja wywiązała o chronologii tego upadku oraz powiązaniach ze zdarzeniami z reszty Europy... no i nie mogę go znaleźć... gdzie to jest? Dzięki!

Anonimowy pisze...

@Maczeta Ockhama

Dzieki ze to wszytsko napisales bo nie bardzo mialem czas ostatnio-wniosek jest taki iz pislater nie rozumie ze innowacje same w sobie bez energi i pracy na ich wdrozenie w twardym realu to pozostana tylko na papierze-tak JUZ jest w UK-na papierze innowacyjna potega wieksza od Niemiec a w realu industrialne dziadostwo(widze to codziennie na wlasne oczy)-Niemcy wlasnie zaczely isc droga UK(choc z dekadowym opoznieniem i z innych powodow).
Prawda z niemiecka innowacyjnoscia jest taka ze w malych niszach sa innowacyjni(dopoty ich Tajwan i Korea nie wygryza za jakas dekade)ale na masowa skale to oni juz od dekad pozostaja w tyle.Bedace ich duma smaochody(bezposrednio 10% ich produkcji przemyslowej a posrednio nawet 30%)od dobrych dwoch dekad sa technologincznie w tyle za Japonczykami a ostatnio nawet Koreanczykami-ze nie wspomne o tym ze Niemcy NIE produkuja komputerow,smaolotow,rakiet,oprogramowania itp itd-cala ich gospodarka to jechanie na opinie(coraz gorszej)branzy samochodowej i wlasnie te pare malych nisz w przemysle maszynowym i elektronicznym-te nisze sa nawet imponujace ale to za malo jak na 80 milionowy kraj-dopoty byla tania energia i tani robole z Europy Wschdniej to jeszcze sie krecilo ale to juz nie wroci.

Piotr34

PawelW pisze...

@Piotr34

NIE produkuja komputerow,smaolotow,rakiet,oprogramowania

Rakiet im nie wolno, zdaje się ;-) takie konsekwencje ostatniej większej zadymy w Europie 🤷

Oprogramowanie robią (SAP , i wiele pomniejszych)

Komputery... co przez to rozumiesz?

Samoloty? A airbus? A całe łańcuchy dostaw kluczowego przemysłu lotniczego, np RR siedzi i tłucze silniki lotnicze właśnie w DE, nie UK.

Ale oni się wykładają mimo wszystko, właśnie z powodu urwania się taniej energii. A oprócz tego w 2018 coś się stało i zdaje się poszła decyzja, że kończą rozwój z silnikami disela , a to właśnie było koło zamachowe ich przemysłu samochodowego czyli głównego napędu gospodarki. Silniki benzynowe to każdy umi robić, a disela to tylko Teutoni umieli. Ciekawie będzie... oj ciekawie.

Maczeta Ockhama pisze...

@PawelW
Nie pamiętam tematu tego postu, więc też nie mam jak wyszukać na tej platformie :(
Pamiętam, czy to nie do końca, ale wiem co ja mam do powiedzenia na ten temat, to się akurat nie zmieniło. Jak czas i brak pilniejszych wydarzeń wartych opisania pozwoli, to napiszę wpis o tym.
A na razie, mogę jedynie powiedzieć- sorry, Blogger jest częścią googla, a interfejs ma marny, więc wyszukiwaniem na stronie masz tak samo "łatwo" jak ja aby to znaleźć.

Anonimowy pisze...

@pawelp

O to chodzi?
https://maczetaockhama.blogspot.com/2018/10/alternatywna-historia-polski.html

vaola

PawelW pisze...

@vaola

Tak, to dokładnie to. Akurat chwilę wcześniej sam znalazłem.

@MO

Szukałem przez googla stosując słowa kluczowe i metodę wyszukiwania na stronie. I guannie to działa. Na szczęście migneło mi, że wrzuciłeś tam słowo kluczowe RON.

A poza tym, to tak widzę, że Ty miałeś w planie z wykorzystaniem innych wykresów od @xxx coś na ten temat wtedy dopisać, ale ... widocznie były pilniejsze sprawy.
Miłego

Futrzak pisze...

Co do SAPa, bo to akurat moja działka.

SAP to jest soft z ery mainframów.
Koszty wdrożenia oraz supportu są z księżyca, do wszystkiego potrzeba "fachowcow wyszkolonych przez SAP" (kosztuja majątek), implementacja czegokolwiek nowego to są zaporowe koszta i zajmuje wieki lub po prostu jest niemozliwe.

Sama technologia od 2005 roku sie nie zmienila (dodawali tylko jakies kosmetyczne rzeczy, pudrując trupa) i jest najzwyczajniej w świecie przestarzala, ma gowniany performance i przyzerową flexibility.

Zapyta zapewne ktos zaraz - wiec jak to mozliwe, ze SAP ma az tak duze dochody i mnostwo korpo z Forbes 400 go uzywa?
Cóż.
Maja znakomity sales pitch (jakby Amerykanie powiedzieli), ktory polega na tym, ze maja dostęp do board members wielkich korporacji i na tym poziomie zalatwiaja umowy, są więc one poza jakakolwiek szansą ewaluacji technicznej, bo board members i execs w tych corpo to nie są inzynierowie, tylko ludzie po MBA.
A jak juz firma zaimplementuje SAPa, to jest to jazda one way only. Na implementacje wydaje sie majatek, potem koszty tylko rosną i nie ma ochotnikow na przyznanie, ze to byla błędna decyzja i najlepiej byloby wyp* wszystko do kosza i wdrozyc jakies normalne, wspolczesne rozwiazanie.

Aha, zapomnialam o jeszcze jednym: wdrazanie wygląda w ten sposob, ze to firma ze swoimi procesami i business flow ma sie dostosowac do SAPa a nie na odwrot, wiec do calych kosztow dochodzi tez reorganizacja wewnętrzna i szkolenia pracownikow.

Jesli reszta przemyslu Niemiec wygląda podobnie jak SAP, to strach sie bac, ale jest rowniez nadzieja - to sie predzej czy pozniej zawali.

PawelW pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
PawelW pisze...

@Futrzak

Dzięki za update z SAP. To teraz rozumiem dlaczego Lidl wywalił tam ponad pół miliarda EUR, klęknął i mu się w końcu nie udało SAP u siebie zaimplementować
https://www.consultancy.uk/news/18243/lidl-cancels-sap-introduction-having-sunk-500-million-into-it

Ja w sumie używam SAP/R3 tylko i fakt, wolałbym jakiś bardziej przyjazny użytkownikowi system. Ostatnio przesiedliśmy się z SAPowskiego narzędzia do PDMu... na ECTR... no kurcze, to było przeżycie ile teraz rzeczy o wiele łatwiej i szybciej da się zrobić.

A jakie Twoim zdaniem jest lepsze narzędzie w tym zakresie?

Futrzak pisze...

@PawelW:

O jakie ładne wyrzucenie kasy w błoto :)

Co do alternatyw SAP - troche tego jest, nie da sie powiedziec, ze jest jakies jedno najlepsze we wszystkich konkurencjach, bo ni ma.
Najlepiej to (przed decyzja o wprowadzeniu czegokolwiek) zrobic porządną biznesowo-techniczną ewaluację. Czyli musisz miec z jednej strony sensowną osobę ze strony biznesowej (marketing/sales/product/logistics), a z drugiej fachowca z IT z głową na karku. Bo najpierw trzeba ustalic, jakie FAKTYCZNIE firma ma potrzeby/wymagania a potem pod tym kątem dokonac ewauacji istniejacych rozwiazan. Inaczej to bedzie stawianie wozu przed koniem, kończy sie jak z Lidlem :)

Natomiast co do generycznych alternatyw, to ma swoja ofertę ERP Oracle, ma Microsoft (ale tutaj znowu kanał monopolu grozi), do pewnych zastosowan sie moze nadac Salesforce, są rozne pomniejsze i niszowe rzeczy typu Epicor, Infor, Acumatica etc. (troche tego jest).