Klasyczny kryzys zadłużenia- ten z bańki na nieruchomościach nie został rozwiązany, a zaledwie tymczasowo zaleczony przez przeniesienie zobowiązań na rządy. Więc nadchodzi, bo musi nadejść, fala niewypłacalności rządów, w poważniejszych państwach może tylko wysokiej inflacji i tym razem niezaleczalne załamanie systemu bankowego- bo rządy już nie będą mogły pomóc. Patrząc na skalę kredytów i pożyczek dla oczywistych bankrutów (czy to NINJA w Stanach, czy południowoeuropejskie obligacje) i w błędne inwestycje już nie ma innej możliwości. Sektor bankowy (czy bańkowy) musi się zmniejszyć- a doszedł do tego poziomu, że może się to stać już tylko przez załamanie- powolna delewaryzacja już się nie może udać.
Peak Oil- lub przynajmniej stały wzrost obiektywnych kosztów wydobycia. Powoduje, że dla utrzymania poziomu życia mieszkańców rząd musi stopniowo zmniejszać opodatkowanie paliw płynnych. Oczywiście żaden tego nie robi, a ludzie nie zmieniają trybu życia- więc wszyscy żyją na kredyt- co powoduje i zwielokrotnia efekt z pkt. 1. Wcześniej pisałem, że najważniejszą konsekwencją Peak Oil będzie zmniejszanie się bazy podatkowej- właśnie to miałem na myśli. Jak sądzę też, w całej Europie właśnie akcyza od paliw jest głównym i prawie jedynym sposobem opodatkowania szarej strefy i turystyki. Co tłumaczy pierwsze falę niewypłacalności rządów właśnie na południu Europy.
Rozpad strefy Euro. Rzecz właściwie pewna- choć niestety jest alternatywa, tyle że znacznie gorsza- paneuropejski zamordyzm w ramach jednego systemu fiskalnego, z kontrolą zewnętrznych przepływów pieniężnych. Sądzę, że szansa na w miarę bezbolesne załatwienie sprawy była i już minęła- tj. nie udzielanie żadnej pomocy greckiemu rządowi i wykluczenie Grecji ze strefy Euro. W Grecji byłby potworny chaos, a cała strefa by mocno straciła- ale by miała cień szansy na przetrwanie. Na dziś jako najbardziej prawdopodobny (bo jestem niepoprawnym optymistą) oceniam scenariusz Neue Euro wprowadzonego przez Niemcy, może razem z Holandią, Austrią czy Francją i błyskawiczną dewaluację starego- ale im dłużej będą walczyć o utrzymanie tym większą szansę mamy obudzić się pewnego dnia w żyjącym Związku Radzieckim, albo rozpadającej się Jugosławii. Możemy mieć jedynie nadzieję, że tym razem Polska nie posłuży jako teren tranzytowy dla czołgów, a jako miejsce na obozy dla uchodźców.
W trakcie rozwoju wydarzeń pojawi się oczywiście nadprodukcja przemysłu i nadmiar mocy transportowych. Nadmierne zadłużenie z konieczności oznacza po prostu zaciskanie pasa i ograniczanie zakupów rzeczy, które nie są niezbędne do przeżycia. Energię do życia i ogrzania się ludzie będą chcieli mieć za wszelką cenę (wszelką- czyli zapomnijmy o bezpiecznych ulicach), za to- nowych telewizorów, samochodów i innych takich- nie bardzo. To uderzy znacznie mocniej w kraje przemysłowe- czyli Niemcy, Japonię, Koreę Pd. i Chiny. W krajach rolniczych ludzie sobie jakoś poradzą, ale w przemysłowych- rozwiązanie politykom narzuci się tylko jedno: dogadać się z obecnymi wierzycielami, dalej pożyczać i rozruszać gospodarkę przez roboty publiczne i zbrojenia.
Myślę też, że niestety ten rozwój wydarzeń jest już niemożliwy do zawrócenia lub powstrzymania i jedyne co pozostało to kupować czas na przygotowania. W tym świetle napiszę coś bardzo dziwnego: popieram obecnie proponowaną podwyżkę VATu. Nie jest to specjalnie drakońska podwyżka- za to dobrze zrobiona jak PR dla wierzycieli. Dalej będą pewnie robione z wielkim hukiem symboliczne redukcje w administracji, obniżki emerytur (to może nie symboliczne), itd. Wszystko w jednym celu- za wszelką cenę utrzymać się przy władzy- a na dziś to oznacza dyktaturę wierzycieli. Im dłużej nabywcy polskich obligacji będą się na to nabierać, tym lepiej- więcej czasu na przygotowania. A wysokością długu i podatków już się nie przejmuję. Podatki (w tym inflacyjny) i tak zostaną podniesione do maksymalnej zdolności płatniczej ludzi (czyli do granicy, gdzie przeciętna rodzina będzie na skraju nędzy), a długów rząd i tak nie odda- więc co za różnica ile nie odda. Inaczej niż przez przymusowe OFE i tak im nie pożyczę ani grosza.
Podsumowując:
Welcome back to 1933:
Tu prośba- jeśli ktokolwiek jest w stanie zidentyfikować model i cenę nowego takiego samochodu- bardzo proszę o komentarz. Ostatnio tak wspomniałem w rozmowie ze znajomym, że po załamaniu się systemu bankowego zapewne dałoby się kupić roczne BMW za 5000 zł. Ciekawe- czy to właśnie taka proporcja?
3 komentarze:
Nikt tym razem nie napisze? A jak wam się podobają zdjęcia? Powinny do tego być jeszcze plakaty wyborcze narodowych socjalistów i komunistów z Niemiec.
Chyba Hudson Essex Sedan 1930, nawet trzyletni wart chyba więcej niż 100 :-)
Pozdrawiam
Marek.
@ Anonimowy- wielkie dzięki. Sprawdziłem- to był samochód z raczej średniej półki, choć nie Ford. Dwuosobowy kosztował nowy 685 dolarów- czyli taki pewnie 800-1000, czyli dzisiejsze 80- 100 tys, złotych. Poza tym zdjęcie jest raczej z końca 1929 i to był pewnie zupełnie nowy samochód (rok modelowy- sprzedawany od września- października poprzedniego). Czyli to by dawało teraz 20 tys. zł na miesięczne BMW 3- też nieźle
Prześlij komentarz