Czy widać koniec wojny?

 

Kampania paliwowa w wojnie trwa już w najlepsze i co wnikliwści obserwatorzy zadają sobie pytanie do czego ona doprowadzi. Ostatnie dni udzieliły nam odpowiedzi- do wybuchu min/ ładunków wybuchowych w Polsce na linii kolejowej prowadzącej prosto z rafinerii na Ukrainę.

A przecież żadnej rafinacji paliw na Ukrainie nie ma prawie od początku wojny, tamtejsza wielka rafineria została praktycznie całkowicie zniszczona atakiem rakietowym w pierwszych tygodniach. Ale Ukraina mogła i może sprowadzać całość potrzebnych paliw z Polski i Rumunii i właściwie brak rafinerii nie stanowi tak wielkiego problemu. Dopóki jest kolej z Gdańska, Płocka i Ploesti. I jak wiadomo, moskiewscy sabotażyści dotarli w tej sprawie i w polskie granice.

Nie wiadomo czy do sporej tragedii nie doszło przez przypadek czy tylko nieudolność sabotażystów.

Odbyło się też systematyczne niszczenie ukraińskiej generacji elektryczności. Oprócz tego, że jest to oczywiście (niestety) rozsądny cel jeśli chce się zniszczyć populację, zwłaszcza zaraz przed zimą, to okoliczności przypominają mi atak na zakłady Motor Sich z okolic początku wojny. Wtedy wykryto, że dyrektor tych zakładów od lat współpracował z Moskalami i używając jakiś lewych kanałów przez lata dostarczał im silniki do śmigłowców. Praktycznie natychmiast po aresztowaniu go, zakłady zostały zbombardowane, a ich kluczowe części praktycznie zrównane z ziemią i ta fabryka po prostu przestała istnieć. Zapewne doskonale wiedzieli które części są kluczowe i jak w nie uderzyć aby nie za wiele z nich zostało.

I teraz wybuchła skandal wewnątrz ukraińskiego rządu, okazało się, że ludzie odpowiadający za energetykę brali łapówki od wszystkiego oraz sabotowali nie tylko jej transformację, ale nawet zabezpieczenie przeciwlotnicze. I jak się udało ich zdemaskować i zdjąć, to nagle rozpoczął się całkiem skuteczny atak na praktycznie całą generację elektryczności w Ukrainie.

A z optymistycznych wiadomości- Ukraińcy przynajmniej mogli rozpocząć ataki na infrastrukturę do eksportu ropy. Przecież od początku wojny USA im tego zakazywało. Może i nadal zakazuje, ale teraz są po prostu ignorowani. Więc Ukraina prowadzi regularne ataki na kolejne rafinerie, nie pozwalając na ponowne ich uruchomienie, na stacje pomp przy rurociągach i teraz też na terminale eksportowe. Co prawda w ostatnich kilu dniach nastąpiła przerwa w atakach na infrastrukturę naftową i Ukraińcy rozpoczęli naloty na generację elektryczności i stacje transfomatorowe, ale spodziewam się powrotu nalotów na wszystko związane z ropą już wkrótce.

Dlaczego?

Oczywiście dlatego, że pozbawienie Rosji dochodów z ropy jest najpewniejszym sposobem zakończenia wojny. Ale nie tylko w sposób jaki sobie wszyscy wobrażanie- zniszczymy terminale naftowe, stacje pomp na rurociągach i stanie eksport ropy, uszkodzimy rafinerie i krajowy transport zacznie się chwiać, a razem z nim cała gospodarka. Czy stanie eksport gotowych paliw. To oczywiście wszystko prawda, całkowicie legitymowane i słuszne cele bombardowań. Ale to wszystko będzie miało jeszcze zabawniejszy skutek. Otóż jak nie będzie terminali eksportowych, działających rurociągów i rafinerii, to nie będzie jak odbierać ropy pompowanej z odwiertów na polach naftowych.

Na pierwszy rzut oka nie jest to jakiś wielki problem. Nie będzie to nie będzie, będzie się pompować wolniej, z przerwami, czy przez jakiś czas wcale, po ponownym uruchomieniu rorociągów i rafinerii, uruchomi się też wydobycie. Prawda? Właśnie nie do końca. W odniesieniu do pół naftowych północnego Kaukazu jest to prawda, ale tam wydobycie to są znikome ilości. Zasadniczo jest to też prawdą w stosunku do Nadwołżańskiego okręgu naftowego, czyli głównie Tatarstanu.Ale to jest jakieś 10% rosyjskiego wydobycia. Cała reszta, czyli około 90% wydobycia jest pompowana z wiecznej zmarzliny. I płynie tylko dlatego że jest ciepła po wypompowaniu jest z głębi Ziemi, sporo poniżej lodu. Tak samo może płynąć w ropociągach, że nie pozwala jej się ostygnąć, że pompy działają dopóki jest płynna. Jak to wszystko stanie, zwłaszcza w zimie, to po jakimś czasie, liczonym w tygodniach, zmieni się po prostu w coś o konsystencji asfaltu. I nie ruszy z powrotem już nigdy.

A skąd to wiadomo?

Stąd, że już raz się dokładnei to zdarzyło. Przy okazji rozpadu ZSRR. Kraj ten konsumował olbrzymią większość wydobywanej ropy na wewnętrzne potrzeby i to nie konsumpcji indywidualnej, a nieprawdopodobnie nieefektywnego przemysłu, który służył głównie do zbrojeń i czasem przez przypadek produkował jakieś śmieci na rynek cywilny. Z końcem ZSRR prawie wszystko z tego się skończyło i też duża część popytu na ropę. Rafinerie stanęły, bo nie potrzebowały produkować, infrastruktura eksportowa była słaba i w większości nie docierała poza (już byłe) demoludy) i za tym stanęły rurociągi i pola naftowe. I w istocie zamarzły.

I nigdy tych samych odwiertów ponownie nie uruchomiono. Za to dzięki zachodniej technologii dość szybko wywiercono obok nowe i wydobycie wróciło do poprzedniego poziomu. Dość szybko, to znaczy wiecie kiedy? Otóż do poziomu z 1990 roku wydobycie doszło gdzieś pomiędzy 2017 a 2021 rokiem. Oczywiście te złoża na Zachodniej Syberii to nie było wszystko co robiły zachodnie firmy w Rosji, był jeszcze Sachalin, były złoża gazu (Jamał i inne), była budowa zupełnie nowych rurociągów (tu, jak wiadomo, niektórym z nich się już pewne przykre rzeczy przydarzyły). Ale tak czy inaczej- ogarnięcie się po latach chaosu i odbudowa, przy solidnej zachodniej pomocy technologicznej i kapitałowej zajęła ponad 25 lat.

Jeśli to się powtórzy w roku 2026, to nikt nawet nie będzie próbował tego uruchamiać ponownie, bo do końca ery naftowej takie inwestycje się nie mają szans zwrócić. Ropa jest ciągle potrzebna, ale tylko ta, którą można łatwo wydobyć. Jak infrastruktura istnieje, to można łatwo i tanio. Jak ją trzeba odbudowywać w nieprzyjaznym terenie, geologii i państwie, którego przetrwanie jest wątpliwe- nikt normalny tego nie będzie robić.


Z drugiej strony, na tych polach nadal pracują ludzie, którzy tam byli przy upadku ZSRR. Wiedzą jak to się skończyło i zapewne będą sporo myśleć i improwizować aby się nie powtórzyło. Co może oznaczać na przykład wydobywanie tej ropy, aby po prostu ją od razu spalić, w jakikolwiek sposób, byleby nie zatrzymywać pomp. Czy coś innego.

Wygląda na to, że wojnę przegra ten, czyj system energetyczny i paliwowy pierwszy się rozsypie. 

A to z kolei zależy w sporej części od skuteczności obrony przeciwlotniczej.

I pozostaje jedynie przypomnieć, że polska obrona przeciwlotnicza miała problem z wykryciem i zestrzeleniem kilkunastu styropianowych dronów i zrobili to dopiero sojusznicy używając rakiet powietrze-powietrze. Drogich i deficytowych.

I jeśli byłby to poważny atak, taki jak codziennie odpierane przez Ukrainę, ale skierowany na rafinerię w Płocku, czy Gdańsku to tych rafinerii by po prostu nie było, patrząc na poziom obrony przeciwlotniczej. I to akurat jest rzecz, która by była dla Moskali dość rozsądna. I jeśli będą potrafili to zrobić tak, aby oficjalnie nie znaleźć się w stanie wojny, to to zrobią.

Brak komentarzy: