Odwrócenie sojuszy- uwertura

 Każdy jeśli nawet nie przeżył tego na własnej skórze, to gdzieś widział czy słyszał o takim osobniku, który chce być entuzjastycznie pomocny, wierzy w sprawę, ale w rzeczywistości jest tak nieprawdopodobnie głupi, że większość rzeczy za którą się bierze obraca się w katastrofę. Znacie takich, prawda?

Często w takiej mieszance jest jeszcze przekonanie o własnych wybitnych, czy choćby ponadprzeciętnych zdolnościach. Choć właściwie to niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto jako nastolatek czy młody dorosły przynajmniej nie pomyślał, że starci są głupi, nie wiedzą jak to robić, i sami byśmy to zrobili szybciej i lepiej. Aż do czasu jak sobie uświadomiliśmy, że jednak tamci mieli rację, a nasze pomysły by bardzo szybko doprowadziły do kompletnej katastrofy. Zwłaszcza gdybyśmy zaczęli je realizować z młodzieńczym entuzjazmem i zapałem. 

Ale czasem się zdarza, że taki młody robi dobre wrażenie albo ma dobre plecy i ląduje na samodzielnym stanowisku decyzyjnym. I prezes nie może czy nie chce go zmienić, a delikwent jest jeszcze aroganckim narcyzem, z którym nie ma żadnej racjonalnej rozmowy. Choć w sumie można też bardzo łatwo spotkać takich ludzi w różnych organizacjach społecznych, gdzie zawsze brakuje chętnych do pracy za darmo, a tu się pojawia człowiek z entuzjazmem, więc od razu dostaje rzeczy do zorganizowania. I organizacji potrafi szybko trafić do ogólnokrajowych newsów. Tylko nie z tych powodów co by wszyscy chcieli. 

Czy znacie taką postać? Oczywiście że znacie. Każdy zna lepsze lub gorsze przybliżenie tego opisu. A jeśli nawet sam nie zna to opowieści o takich krążą po świecie. 

Powtórzmy jeszcze raz- na stanowisku dającym jakąś samodzielną władzę, nawet jeśli teoretycznie nadzorowanym ląduje człowiek, który nie ma zielonego pojęcia jak działa to czym ma kierować, ale jest absolutnie pełen entuzjazmu dla swojego działania i lojalności wobec swoich szefów. Do tego jest zwyczajnie głupi, arogancki i nie za bardzo da się do niego dotrzeć z jakąkolwiek wiedzą, a nawet prostą informacją. 

Czy już wiecie kogo mam na myśli?

Tak, wzorowy i entuzjastyczny agent wpływu KGB i następców jest nie tylko pełen chęci do pracy, ale też jest idiotą nie rozumiejącym co robi, jak działa państwo i relacje miedzynarodowe. I o ile jego zadaniem w polityce wewnętrznej jest wprowadzić maksymalną ilość chaosu i destrukcji to międzynarodowa jest nieco bardziej skomplikowana. 

Z wprowadzaniem chaosu i destrukcji obecna ekipa kremlowska w Białym Domu radzi sobie znakomicie i  jeśli utrzyma to tempo do końca kadencji, to w całej administracji federalnej USA nie zostanie nawet kawałek kompetentnego zarządzania. 

Ale zauważmy że celem Kremla jest też zniszczenie sojuszy i wiarygodności i pozycji międzynarodowej USA. I robią to właśnie z entuzjazmem młodego harcerza. 

I wszystko jest w porządku, przynajmniej z puntu widzenia moskiewskiej hordy. Ale nie zauważamy, ani my ani oni jednego. Że przywództwo USA w zachodnim sojuszu było od dziesięcioleci nie tylko nieudolne, ale też konsekwentnie wspomagało i podtrzymywało istnienie państwa moskiewskiego. 

Dla Europy ze strony USA była obietnica bezpieczeństwa i zmniejszenia koniecznych wydatków wojskowych, co Europa przyjęła z radością, kasę wydając na programy socjalne, integrację i infrastrukturę. I jednocześnie trwała wielka ofensywa kremlowskiej propagandy w USA. Wielka i skuteczna. Myślenie, że dobrym docelowym sposobem załatwiania konfliktów jest doprowadzenie do jakiegoś stanu zawieszenia i wyczerpania obu stron dominuje w amerykańskiej polityce zagranicznej od lat. I jak możemy powiedzieć, że w Korei skończyło się względnie, to zaczynając od Wietnamu te polityczne manipulacje w celu rozejmu i utrzymania słabego reżimu zwykle kończą się epicką katastrofą. 

Tak czy inaczej jeszcze w zeszłym roku świat wyglądał tak, że był zachodni sojusz składający się z USA, pozostałych członków NATO i "zachodnich" państw regionu Pacyfiku, czyli Japonii, Korei Pd, Tajwanu, Singapuru, Australii i Nowej Zelandii. Po drugiej stronie agresywna Rosja oraz Chiny, w jakimś stopniu współpracujące, ale nie do końca w sojuszu. 

USA, zaczynając od Busha seniora prowadziły konsekwentną politykę utrzymania stabilności tego systemu, utrzymywania Rosji przy życiu i wzmacniania Chin. Jednocześnie prezentując się jako główny element zachodniego sojuszu. To oczywiście służyło interesom głównych przemysłów USA- sojusznicy byli trzymani w szachu zagrożeniem z jednej strony i obietnicą pomocy z drugiej, więc przemysł zbrojeniowy USA miał się dobrze, współpraca z Rosją pozwalała utrzymać system naftowy, a współpraca z Chinami wzmacniała tamtejszy popyt na żywność i też ropę oraz inne surowce. Do tego wszyscy oczekiwali stabilności, więc wszystkim zależało na podtrzymaniu systemu finansowego opartego na dolarze. 

Za te wszystkie przywileje USA miały płacić bezpieczeństwem. I nazwijmy to tak- w Afganistanie sprawa nie dotyczyła państw sojuszniczych, ale wobec lokalnego rządu i ludzi współpracujących skończyło się kompromitacją. W międzyczasie polityka Obamy wobec Ukrainy była złamanie gwarancji Budapesztańskich i stanowiła potężny wyłom we wiarygodności, ale to jeszcze zostało zignorowane, zwłaszcza, że w Europie wtedy w polityce dominowała Angela Merkel i wspieranie Rosji było w modzie.

Potem nadeszła pierwsza kadencja Trumpa, akurat bez wielkich wyzwań, więc wszyscy (a zwłaszcza Merkel) nadal udawali, że wszystko jest w porządku. W 2022 wybuchła pełnoskalowa odsłona wojny i Biden udawał pomoc, a Europa udawała, że tak powinno być. 

Teraz na scenę wyszedł Trump i powiedział, że te gwarancje to taki żart był i nikt nie powinien liczyć na USA. No chyba, że Rosja, ci nadal mogą.  Tylko kwestia polega na tym, że każdy kolejny prezydent amerykański od 1988 starał się ocalić istnienie imperium moskiewskiego, by był im potrzebny straszak na sojuszników, a także wspólnik w utrzymaniu systemu naftowego. 

Czy już widzicie co się stało? Przez wypisanie się z zachodniego sojuszu i przejście na stronę Rosji, USA jednocześnie straciła jakiekolwiek możliwości manewru i nacisku politycznego na sojuszników na podtrzymanie istnienia tejże Rosji. Z prostego powodu pozbycia się sojuszników. Do tego odcięcie Ukrainy od danych wywiadowczych oznacza, że w razie takiej potrzeby politycznej USA mogą odciąć dotychczasowym sojusznikom dostęp do każdej broni i zasobów, do których kontrolują dostęp.  Co z grubsza rzecz biorąc oznacza, że żaden odpowiedzialny polityk już nigdy nie kupi broni w USA, zwłaszcza, jeśli jego kraj może być zagrożony ze strony Rosji, Chin czy ich sojuszników. Co z grubsza rzecz biorą wyczerpuje listę potencjalnych poważnych klientów na amerykańską broń. Dotychczasowe kontrakty może będą zrealizowane, zwykłą, "głupią" amunicję każdy potrzebujący też chętnie kupi, ale cokolwiek mającego na pokładzie zaawansowaną elektronikę i systemy łączności- od dziś powinno być to traktowane jako głęboka rezerwa, która w razie konfliktu może działać lub nie. 

Broń, dominacja w infrastrukturze internetowej i kosmicznej, dolar jako waluta rezerwowa, rolnictwo i surowce energetyczne. To jest mniej- więcej cały obraz gospodarki USA. Prawie każda z tych rzeczy jest bezpośrednim skutkiem znajdowania się w centrum światowych sojuszy, czyli efektywnie dywidendą z pax americana. Prawie, bo eksport rolniczy, produkcja ropy i gazu pozostanie niezależnie od układy sojuszy.  Choć i to wcale nie jest pewne, rolnictwo może zostać ograniczone cłami i regulacjami sanitarnymi. W sumie pewna próba sił nastąpiła, kiedy po Brexicie USA pod wodzą Trumpa usiłowało wymusić na UK akceptację chlorowanych kurczaków. I nie wyszło. 

Amerykańska broń już jest w fazie terminalnego załamania sprzedaży, bo od członka przeciwnego sojuszu broni się nie kupuje. Kontrola nad infrastrukturą to przede wszystkim siedziby firm projektujących i softwarowych, rzeczywiste rzeczy produkuje się w Azji na europejskich maszynach. Owszem, to daje pieniądze, ale skopiowanie funkcjonalności softu i zrobienie własnego to jest coś z czym sobie w dużej mierze poradziły Chiny, a w części nawet Rosja. Europa może to zrobić od ręki, razem z własnymi systemami operacyjnymi i podstawowym softem do obsługi Internetu. OK, chwilę musi potrwać, bo nic się nie dzieje od razu, ale nie potrzeba tu tworzyć całej nowej infrastruktury przemysłowej i szukać od zera fachowców. To wszystko jest. I zapewniam was, drodzy Czytelnicy, że jakieś 80% inżynierów z Krzemowej Doliny by się bardzo chętnie przeniosło do Europy, z europejskimi regulacjami pracowniczymi, infrastrukturą, stylem życia, opieką zdrowotną, szkolnictwem i bezpieczeństwem. I jakieś 80% reszty też, jakby się od kolegów dowiedzieli, że to nie są bajki i tu naprawdę tak wygląda.  A jedynym powodem dla którego jeszcze się tak nie stało jest brak wielkich projektów w Europie i kultury szybkiego rozwoju. W momencie uruchomienia drukarek w bankach centralnych dla sfinansowania oddzielenia się od USA te projekty się pojawią natychmiast i razem z nimi ludzie do ich zrobienia. Tam nic więcej nie potrzeba. A hardware do produkcji hardwaru i tak się produkuje tylko w Europie i czasem też w Japonii. 

Razem z odpaleniem drukarek na wspólne projekty europejskie pojawią się wierzytelności zabezpieczone przez największą gospodarkę świata, czyli jedyna możliwa konkurencja dla obligacji skarbowych USA. 

Jako podstawa gospodarki USA zostaje rolnictwo i surowce energetyczne. Czyli tak jakby obraz całkowicie prowincjonalnej gospodarki surowcowej. Inaczej mówiąc stacja benzynowa z bronią atomową. I stoiskiem z batonikami sojowymi. 

Ale na teraz jeszcze ma duży i wpływowy przemysł zbrojeniowy, który traci zagranicznych klientów, olbrzymie zapasy, gospodarkę idącą w stronę izolacji i braku konkurencyjności i władzę zmierzającą do dyktatury z jakimiś pozorami demokracji. Czy ten opis nie przypomina jakiegoś zupełnie innego państwa? Z którym USA właśnie zawiązują sojusz?


 


Moskiewski cwel

Myślę, że Czytelnicy doskonale wiedzą o kogo chodzi w tytule

Zasadniczo znamy plan pokojowy dla Ukrainy. 

Najpierw należy Ukrainie postawić absurdalne żądania, potem Moskwa razem ze swoimi cwelami z Waszyntonu ogłosi "plan pokojowy", który w istocie jest całkowitą kapitulacją.

Następnie Waszyngtoński główny cwel Kremla ogłosi, że podyktowany mu plan jest rozsądnym kompromisem i wszyscy mają się do niego zastosować. 

I zapewne po jakimś tańcu w jedną i drugą stronę zacznie się nie tylko zwalnianie Rosji z sankcji przez USA, ale też blokada Ukrainy przez USA, ale następnie również sankcje na kraje ją wspomagające. W tym kontekście cała nadzieja w tym, że będzie to zrobione tak samo głupio i topornie jak jego dotychczasowe zagrywki i po prostu wybuchnie mu w twarz. To znaczy sankcje spowodują przyspieszoną konsolidację polityczną Europy i wsparcie dla Ukrainy bez oglądania się na nikogo. To jest oczywiście kompletnie wbrew moskiewskim planom, ale nie zapominajmy, że Trump jest kompletnym durniem. Sprytnym politycznie i ze wsparciem kremlowskiej machiny wpływu i propagandy całkiem skutecznym. Ale głupim.

Tak czy inaczej Trump nie jest sam. Obsadę wszystkich głównych stanowisk dostał prosto z Kremla i Łubianki i należy założyć, że wszystkie istotne postacie realizują i będą realizować moskiewski scenariusz. W ramach dygresji- jestem z tej perspektywy nieco zaskoczony, że w rządzie i okolicach nie znalazła sie Jill Stein. Kto nie kojarzy- kilkukrotna kandydatka na prezydenta USA z ramienia ichnej Partii Zielonych, publicznie pokazywała się z Putinem i była wspierana przez Russia Today. Pasowałaby do Kennedy'ego. To jedynie oznacza, że moskiewska ławka w Waszyngtonie jest znacznie dłuższa niż komukolwiek by się to mogło wydawać, skoro można nawet tak dobrych kandydatów pozostawić poza kadrą.

I oczywiście już nie mam żadnych dylematów z tych, jakie opisywałem we wcześniejszych wpisach. To znaczy okazało się, że Trump za żadne pieniądze nie zdradzi KGB. Ale wiemy na czym stoimy. 

I tak przy okazji- z danych zupełnie jawnych wynika, że Donald Trump pracuje dla Moskwy od około 1977 roku, może minimalnie później. Otóż akta czechosłowackiej bezpieki są jawne i wiemy, że Ivana Trump, pierwsza żona Donalda razem ze swoim ojcem współpracowali z czechosłowacką bezpieką. Która ułatwiała jej wyjazd na zachód, więc możemy śmiało założyć, że była wprost wysłana do infiltracji zachodnich elit. I w ramach tej pracy wyszła za mąż za Donalda, który zapewne entuzjastycznie się do tego przyłączył. Bo przekazywane informacje były tego kalibru, do których sama Ivana nie miała dostępu. A o ocenianej wartości może świadczyć to, że przecież Donald Trump bywał w Moskwie jeszcze w latach osiemdziesiątych. Zapewne chcieli go poznać jego mocodawcy z tych poziomów, które już nie wyjeżdżają za granicę, a na pewno nie mogą się sami tam spotykać z agentami. 

Więc w roku 2016, a jeszcze bardziej 2024 ta wieloletnia współpraca doprowadziła do spektakularnego sukcesu. Miałem jakiś ochłap nadziei, że coś sie jeszcze da zrobić, ale nie. W tym zakresie to koniec. USA są obecnie w całości kontrolowane przez kukiełki Putina i okolic. I to należy zaakceptować jako aktualną rzeczywistość.

Co dalej?

To samo co zawsze. Moskiewska agentura ma dobre i dopracowane scenariusze przejmowania władzy, ulepszane od 500 lat, skutecznie użyte dziesiątki, jak nie setki razy. Bardzo rzadko się zdarza, że zabezpieczenia suwerenności zadziałają i udaje się rozmontować zagrożenie zanim zostanie zrealizowane. Tak Finowie się uratowali w 1948, kiedy ich premier przygotowywał prokomunistyczny zamach stanu, USA przetrwały 06.01.2021 roku i pewnie jeszcze kilka takich przykładów by się znalazło. Ale dziś niszczenie aparatu państwowego USA jest na tyle szybkie i dogłębne, że drugi raz im się raczej nie uda. 

Dzisiejsza działalność Trumpa, Muska i reszty kremlowskich minionków służy tylko temu, żeby następnej próbie utrzymania władzy przez nich nikt już się nie sprzeciwił. I jeśli będą mieć na to 4 lata, to już nikomu nie przyjdzie do głowy oczekiwać wolnych wyborów w 2028 roku. Bo sam taki pomysł będzie całkowicie absurdalny. 

Ostatnim zabezpieczeniem, które jeszcze może jakoś zadziałać jest impeachment. Ale wszyscy go już widzieliśmy dwa razy w stosunku do Trumpa i nawet nie było szans aby zadziałał. Pomimo bardzo, bardzo poważnych zarzutów, graniczących ze zdradą stanu. Dziś wiemy, że to była zdrada stanu. I co? I nic. Bez poważnego buntu w Partii Republikańskiej nic się nie zmieni. I przyznam, że niespecjalnie widzę dynamikę w której taki bunt w ogóle może nastąpić. Bo ci ludzie i tak nie ogarniają prawie nic poza własnymi interesikami i czasem zwykłym zarządzaniem krajem, a w tym przypadku należałoby spojrzeć nieco szerzej. I nie za bardzo wierzę w taką możliwość na skalę całej partii. Czy przynajmniej połowy republikańskich senatorów, bo o takiej liczbie mówimy. 

Więc co dalej? 

Nic. USA należy teraz traktować jak Ukrainę Janukowycza czy inne Naddniestrze. Tylko w Ukrainie jest społeczeństwo, które potrafi bronić demokracji. W USA takie istnieje głównie w wytworach Holywood. I tak należy to widzieć do czasu następnych wolnych wyborów w USA. Które równie dobrze mogą nie nastąpić za naszego życia. A mogą w 2028. Miejmy nadzieję. 

To oznacza, że wszystkie kalkulacje dotyczące amerykańskiej pomocy wojskowej i sojusze można spuścić w kiblu. Oraz, że dla każdej krytycznej technologii, którą mogą kontrolować USA należy jak najszybciej stworzyć działającą alternatywę w wolnym świecie. 

I też oznacza, że mamy sojusz Rosji, Iranu, Chin razem z USA przeciw Europie, Japonii, Tajwanowi i kto będzie chciał się jeszcze przyłączyć. 

I dopóki Europa nie obudzi i nie skonsoliduje się w nowej rzeczywistości, to ten sojusz jest niezbyt mocny politycznie i ma mnóstwo dużych braków w zakresie wyposażenia i uzbrojenia.

Ale ekstremalna gorliwość Trumpa w realizacji moskiewskiej agendy jest wbrew pozorom, właściwie jedyną dobrą wiadomością w całej tej układance. Po pierwsze minimalnie rozsądny juz nie moze mieć wątpliwości i każdy teraz musi sam sie zadeklarować po której jest stronie. A po drugie- to uwalnia zasoby. Politka Bidena była w wielu aspektach korzystniejsza dla Rosji. Nie dlatego, że Trump by nie chciał zrobić wszystkiego co może dla Kremla. Właśnie dlatego. Bo w dobrym planie dla USA założyli, że uda się zrealizować może z połowę tego co by chcieli. A by chcieli wyjścia USA z zachodnich sojuszy, rozbrojenia, destrukcji wywiadu, rozbicia społecznej siatki bezpieczeństwa i likwidacji hamulców dla władzy oligarchów. Ale do głowy im nie przyszło, że mogą uzyskać to wszystko naraz. Przecież jednoczesne przejście USA na stronę Rosji i rozbrojenie jest bez sensu. No, ale taki program Trumpowi i okolicom napisali i z rozpędu jest realizowany. 

Co właśnie ma zabawny aspekt. Otóż Polska ma gigantyczny problem z amunicją, zwłaszcza do artylerii 155 mm. Nie jest produkowana i dziś nie ma skąd kupić, a to co jest to wszystko i tak musi iść na front. A wąskim gardłem jest produkcja prochu. Więc, bardzo rozsądnie, w roku 2019 zdecydowano o rozpoczęciu budowy linii do produkcji prochu właściwego dla tejże amunicji artyleryjskiej. Miała być gotowa w 2022 roku. I nie była, nie jest do dziś. Oficjalnych informacji nie ma, względnie wiadomo, że nie ma instalacji/maszyny do nitrowania celulozy. To jest taki ekstremalnie niebezpieczny proces, który zasadniczo robi się w oddzielnym budynku otoczonym wałem ziemnym i gdzie w trakcie działania nie ma ludzi. Bo nawet drobna awaria lub zanieczyszczenie może spowodować zniknięcie tego budynku razem z zawartością i topografią najbliższej okolicy. Nie wiem kto miał ten sprzęt dostarczyć i nie znam tego rynku, ale przypuszczam, że jest to bardzo podobna sytuacja jak w większości tak wyspecjalizowanych urządzeń- że na świecie jest kilku, najwyżej kilkunastu dostawców i u wszystkich należy zamawiać ze sporym wyprzedzeniem. No, chyba że akurat trwa jakaś gorąca sytuacja inwestycji zbrojeniowych. Wtedy można tego nie zobaczyć w ogóle. I zapewne taką sytuację mieliśmy teraz. Gigantyczne pieniądze przeznaczone przez Kongres USA na pomoc dla Ukrainy zostały w rzeczywistości wydane na zbrojenia i rozbudowę przemysłu w USA, a na Ukrainę wysłano zapasy przeznaczone do utylizacji albo wręcz kompletny złom i nieudane produkty (jak Switchblade 300, którego armia ukraińska po prostu nie chce, nawet w obecnej sytuacji...). 

Więc przypuszczam, że instalacji do nitrowania celulozy w Pionkach nie ma właśnie dlatego, że nowa jest gdzieś w USA. A na polecenie Moskwy będzie stała nieużywana, albo nawet zostanie porzucona. I tu się kłania polityka Bidena vs. Trumpa. Dzięki Bidenowi nie dało się rozwiązać problemu braku prochu. Trump z tym nic nie zrobi, bo i tak nie potrafi przeczytać tekstu tak długiego, aby mu to wyjaśnić. Więc ta i inne maszyny w końcu trafią do Polski, bo producenci coś musza robić. Będzie można też zwiększać produkcję w innych krajach. Oraz kiedy zakupy USA zostaną drastycznie ograniczone, a jednocześnie w Europie odkręci się kurek z pieniędzmi, to dostawcy broni i amunicji szybko zaczną grać według europejskich reguł. Pod tym względem wykonywany przez ekipę Bidena sabotaż zachodniego świata był skuteczny, a Trumpowski tępy atak skończy się konsolidacją 500 mln bogatych i produktywnych ludzi, kontrolujących najbardziej wymagające elementy łańcucha technologicznego. I nie te ogniwa najbardziej wymagające kapitałowo, czy technologicznie, tylko wymagające zakumulowanej przez pokolenia wiedzy rzemieślniczej, niemożliwe do odtworzenia gdziekolwiek indziej. 

Wspólnie działającej Europy się nie da pokonać. Jedynie moskiewska propaganda twierdzi, że jest inaczej. Problem polega na tym, że na Kremlu w tę propagandę nie wierzą, bo doskonale wiedzą, że to bujda na resorach, a główny lokator Białego Domu jest zbyt głupi, żeby odróżnić ją od rzeczywistości, zbyt zindokrynowany przez Moskwę, żeby uwierzyć w rzeczywistość i zbyt leniwy żeby w ogóle próbować. 

A może jutrzenka nadziei jednak gaśnie?

Ten wpis będzie właściwie kontynuacją dwóch poprzednich. W pierwszym postawiłem tezę, że głównymi motywacjami Trumpa i jego ekipy są lojalność wobec Kremla i chciwość. Oraz oczywiście rasizm/seksizm, czy inaczej mówiąc ideologia supremacji białych mężczyzn.

Z tego wynika, ze przyszłość Europy wisi na włosku, bo z sojuszem Moskwy i Waszyngtonu nawet wspólnie działająca Europa będzie mieć poważny problem. A Ukraina sama sobie zapewne nie poradzi.

Coraz mocniej świeci jutrzenka nadziei

 Kto czytał poprzedniego posta może się domyślić jaką wiadomość uznaję za najważniejszą w ostatnich dniach. 

Program rządu Trumpa

 Stałych Czytelników przepraszam za pewien brak aktywności. I to zdecydowanie nie z powodu braku tematów, bo świat jaki znamy rozpada się na naszych oczach. Właściwie to właśnie oczekiwanie na taki lub zbliżony przebieg wydarzeń było powodem pisania tego bloga. Już kilkanaście lat temu.