Święty Euzebiusz to postać nieco zapomniana. Zupełnie niesłusznie. Nawet ze zdawkowych notek w Wikipedii można odczytać, choć nieco między wierszami, jak ważny w historii to był człowiek.
Był on w dużej części siła sprawczą organizacyjnej i duchowej przemiany, jakie dokonał Kościół Katolicki w 3 i 4 wieku naszej ery. Który to czas był zdominowany przez dość dramatyczne wydarzenia, jak konflikt z Arianami, przetrwanie wiary pogańskiej, kwestia uznania kościoła i kilka innych. Główną nagroda w tym sporze było przyznanie statusu religii państwowej. Z czego "państwo" oznacza tu Cesarstwo Rzymskie.
Jak doskonale wiemy, Kościół Katolicki wygrał tę walkę, zasadniczo w czasach panowania Konstantyna Wielkiego, w chwili jego śmierci sprawa była zasadniczo zakończona.
Co jest ciekawe, i jestem pewien, że nie była to tylko koincydencja, w mniej- więcej tym samym czasie zachodził proces dekonstrukcji kapitalistycznej, towarowo-pieniężnej gospodarki niewolniczej do relacji feudalnych (czy protofeudalnych) gdzie obrót pieniądza był drastycznie ograniczony, a zasadniczą wartością była ziemia i kontrola nad nią. Co szybko doprowadziło do feudalnych relacji społecznych, gdzie dominowała własność podzielona, tzn. zwierzchnikiem (właścicielem w starym systemie) terenu był pan feudalny, ale oczywiście nigdy nie zajmował się uprawą tej ziemi. W relacjach tradycyjnej rzymskiej gospodarki robili to niewolnicy, a produkty były sprzedawane na rynku, tak samo jak na nieco współcześniejszych uprawach trzciny cukrowej i bawełny.
Zanikanie gospodarki towarowo-pieniężnej spowodowało proces osadzania na takich latyfundiach tzw. kolonów. Ich sytuacja była znacznie lepsza niż niewolników, bo mogli uprawiać swój grunt, sprzedawać i kupować towary jak wolni ludzie, jedynie spełniać jakieś powinności na rzecz pana feudalnego (słowo "feudalny" jest minimalnie na wyrost dla tych czasów, ale dla prostoty będę go używać). Czasem to było oddanie części (zazwyczaj połowy) zbiorów, często służba wojskowa na wezwanie, czasem jakaś pomoc fizyczna. W miarę zaniku pieniądza świadczenia materialne stawały się coraz istotniejsze. Nie to jednak jest istotne. Najważniejszym i wartym zapamiętania jest to, że ówcześni niewolnicy stopniowo stali się chłopami feudalnymi (i byli wolni mieszkańcy miast często też wybrali taki status). To nie łączyło się z własnością gruntu w kapitalistycznym (dzisiejszym) tego słowa znaczeniu, ale jak najbardziej była to forma własności. Prawo do gruntu na którym gospodarowali było nieusuwalne i dziedziczne. I to była podstawowa instytucja na której opierał się feudalizm. Nie taka zła, dla większości ludzi znacznie lepsza niż ustrój niewolniczy. Dopiero po odkryciu Ameryki, nagły napływ kruszcu do gospodarki zwiększył podaż pieniądza, a co za tym idzie przywrócił gospodarkę towarowo- pieniężną. Co oczywiście przywróciło opłacalność produkcji rolnej na rynek i spowodowało powrót niewolnictwa. Głównie w tropikalnych częściach Ameryk i w Europie środkowej i wschodniej. W tym drugim regionie pod płaszczykiem reformy instytucji feudalnych, jak w przypadku Polski "zaledwie" zwiększania pańszczyzny. Ale nawet ten faktyczny powrót niewolnictwa nie zanegował istoty chłopskiego prawa do ziemi i znaczenia jej dziedziczenia.
Jaki to wszystko ma związek z Kościołem Katolickim? Duży, bardzo duży. Skupmy się na tym dziedziczeniu. Chłopski syn dziedziczył gospodarkę, czy przypadającą na niego część. Inną otrzymywał w posagu przy małżeństwie. To potem było rozdzielane na dzieci, etc. Ale często jeśli tego małżeństwa lub dzieci nie było, to grunt wracał do pana feudalnego, był rozdzielany na cała wieś, etc. W tym systemie kwestia tego, aby syn ożenił się, najlepiej z solidnym posagiem, była zupełnie dosłownie kwestią życia i śmierci. Bo posag to był jedyny mechanizm, który kompensował dzielenie gospodarki pomiędzy synów i utrzymanie areału wystarczającego do przeżycia. Niewolnicy nie mieli nic, więc i nie mieli takich problemów.
To pokazuje ciekawy paradoks. W feudalizmie, w przeciwieństwie do niewolnictwa, dla uprawiających ziemię kwestia potomka nie mogącego się ożenić była potężnym problemem. I to dotyczyło zwłaszcza homoseksualistów. Oczywiście nikt im nie zabraniał małżeństwa, ale w małych społecznościach, gdzie wszyscy się znali, ich wartość wskutek takiej wady drastycznie spadała. I w takim samym stopniu potencjalny posag. Co przy podziale wskutek dziedziczenia oznaczało degradację majątkową i społeczną.
To był po prostu układ, który w odniesieniu do homoseksualistów nakazywał wyrzucić ich z systemu. Pozbyć się, bo stanowili zagrożenia dla przeżycia. W układzie niewolniczym to nie miało żadnego większego znaczenia.
W takiej rzeczywistości, już od kilku dziesięcioleci trwającego ciężkiego kryzysu gospodarki towarowo-pieniężnej i co za tym idzie niewolnictwa, funkcjonował św. Euzebiusz. Patrząc po efektach, na pewno zobaczył wyżej opisany problem dziedziczenia gospodarstw chłopskich w nowym systemie. Nie mamy pojęcia na ile ma to związek z jego osobowością i preferencjami, ale to on mianował znakomitą część osób później uważanych za "ojców kościoła" oraz do dziś jest .... patronem homoseksualistów.
Tak. Dokładnie tak. Konflikt kościoła katolickiego z konkurencją rozstrzygnął się pozytywnie dla niego w tym samym czasie, kiedy znalazł rozwiązanie jednego z większym problemów społecznych swoich czasów. Nic zaskakującego. Ale ten problem polegał na tym, co zrobić z homoseksualnymi synami zamożniejszych chłopów. Tylko nimi, bo z dziećmi feudałów problemu nie było, bezrolni także nie mieli takich dylematów (tu sytuacja była identyczna jak niewolników). Ale oferta, że Kościół przyjmie takich chłopskich synów na masową skalę, zapobiegnie rozdrabnianiu gospodarstw i wszystkim problemom z tym związanym była zbyt mocna, aby jej się oprzeć. Cesarstwo zdelegalizowało Arian i kulty pogańskie i weszło z pełnym zdecydowaniem w feudalne porządki. Czego efektem był najpierw Edykt Mediolański, a potem uznanie katolicyzmu za religię państwową (nie chrześcijaństwa, Arianie też byli chrześcijanami).
Pełna implementacja takiej polityki miała miejsce, a jakże, dokładnie u szczytu systemu feudalnego, w 11-stym wieku, kiedy papież zakazał małżeństwa duchownym.
Czy ktokolwiek w tym miejscu mógł jeszcze wątpić? Kościół Katolicki był po prostu azylem dla homoseksualistów, rozwiązując przy okazji ważny problem społeczny. Oczywiście to nie był jedyny powód wstępowania w stan duchowny, ale mechanizm był o tyle istotny, że w tych stosunkach społecznych był niezawodny.
Z czasem pozostało Kościołowi go jedynie wzmacniać. Jak? To jest dość oczywiste- wzmacniając homofobię w środowiskach wiejskich. I to było konsekwentnie robione, w dokładnie tym samym przedziale czasowym. Rozpoczynając od początku naszego okresu, kiedy pierwszy głos Kościoła przeciw homoseksualizmowi to był prawdopodobnie rok 306, kiedy Synod w Elwirze wypowiedział się na ten temat. Tu akurat są jeszcze pewne wątpliwości, bo jeszcze nie wiadomo czy chodziło dokładnie o relacje homoseksualne, czy o potępienie pedofilii oraz czy ten artykuł synodu nie pochodzi z późniejszych redakcji. Taka sama uwaga dotyczy pochodzącego z tego samego synodu nakazu celibatu księży i biskupów. Ale krótkie kilka dziesięcioleci później polityka Kościoła była już zupełnie jasna i dokładnie prowadziła wzdłuż tej linii.
Dokładnie kiedy pojawiły się te przepisy to nie ma większego praktycznego znaczenia.
Ważne jest to, ze mówimy o potężnych procesach społecznych, z których jednym jest zupełna zmiana struktury produkcji rolnej i zatrudnienia, a drugim jest dostosowanie instytucji państwowych i społecznych do tych zmian. Trzeci wiek naszej ery był najgwałtowniejszym okresem tych zmian- w końcu implodowała dotychczasowa struktura władzy Cesarstwa Rzymskiego i w każdej dziedzinie wykluwało się nowe, w tym nowe struktury religijne. Co zakończyło się dość szybko dominacją Kościoła Katolickiego, feudalizmem i po wielu wiekach nowym układem państw i granic, który w sporej części przetrwał do bliskich nam czasów.
Drugi akt tego zjawiska nastąpił już prawie w naszych czasach
Tak naprawdę kres dotychczasowej roli Kościoła położyła dopiero industrializacja. Rozwój miast stopniowo zdejmował presję nadmiernej populacji wiejskiej i ziemia stopniowo z jedynego gwaranta przeżycia stawała się po prostu kapitalistycznym środkiem produkcji, jak każdy inny. Kwestia homoseksualizmu dziecka nie miała większego wpływu na przeżycie. Owszem, pozostało mnóstwo uprzedzeń i tacy ludzie nie byli zbyt mile widziani (i w miejscach późnego upadku feudalizmu często nadal nie są), ale nie ma to już żadnego wpływu na kwestie dalszego przeżycia, czy sukcesu rodziny. W przeciwieństwie do relacji feudalnych, ziemię można w razie potrzeby i możliwości dokupić, a ewentualny posag może pomóc, ale nie jest kwestią życia i śmierci, jakim był w relacjach feudalnych. Ostateczny krach przyniosły mechanizacja rolnictwa, kiedy kapitał obrotowy i w sprzęcie zaczął być ważniejszy od samych gruntów, oraz ubezpieczenia społeczne, które zabezpieczały możliwość przeżycia starszych niezależnie od relacji z dziećmi.
To w oczywisty sposób złamało dotychczasowy sposób działania Kościoła. Po prostu dotychczasowy stracił sens. W języku samego Kościoła to się nazywało "kryzys powołań". W swej istocie wyglądał on tak, że w krajach uprzemysłowionych, a przynajmniej tych, które odeszły od feudalnych relacji na wsiach ilość wybierających karierę duchownych była mocno poniżej potrzeb organizacyjnych. Przez jakiś czas udawało się to uzupełniać przez rekrutację z regionów, gdzie stosunki feudalne utrzymały się najdłużej i nawet jeśli już się rozpadły, to uprzedzenia społeczne pozostały. To były południowe Włochy, Hiszpania, Portugalia, Polska i inne podobne kraje, ale to też nie wystarczało. Również z powodu barier językowych.
Do tego po drugiej wojnie światowej rozpoczął się powszechny proces industrializacji i modernizacji, wszędzie powstawał przemysł i trwały masowe budowy. Każdy kto chciał, kto nie był mile widziany na wsi, znalazł zatrudnienie, dach nad głową i lepszą lub gorszą stabilność, a w wielkich i anonimowych aglomeracjach także romantyczne relacje odpowiadające upodobaniom. Oferta ze strony Kościoła po prostu straciła swoją grupę docelową.
Dlatego Kościół musiał znaleźć jakąś formułę na przetrwanie. Zapewne nikt nigdy nie dojdzie do tego na ile były to świadome poszukiwania i decyzje, a na ile wypadkowa ewolucji organizacji, ale to rozwiązanie się znalazło według dokładnie tego samego schematu, co azyl dla wiejskich homoseksualistów w systemie feudalnym.
Tylko tym razem chodziło o inne kierunki popędu seksualnego. Być może była to kwestia słabej selekcji i łatwego przyjmowania do duchowieństwa w warunkach "kryzysu powołań", być może był to świadomy projekt. Właśnie tego się zapewne nie dowiemy.
Tak czy inaczej, z punktu widzenia Kościoła należało znaleźć jakiś sposób na zapewnienie ciągłości organizacyjnej. Dotychczasowy system był bardzo dobry, ale jego formuła się wyczerpała. Rozsądnie było znaleźć coś podobnego, ale nowego. Czyli najlepiej popęd seksualny, który jest problematyczny w świeckim społeczeństwie, ale gdzie Kościół może zapewnić spokój i bezpieczeństwo.
Jak ten dylemat rozwiązano kilkadziesiąt lat temu dziś już wiemy, bo dziś Kościół Katolicki jest instytucją, która stwarza znakomite warunki do funkcjonowania pedofilom i chroni ich w każdy możliwy sposób. To jest odpowiedź. Takiej udzielił sobie samej Kościół Katolicki w sytuacji rozpadu relacji feudalnych i emancypacji homoseksualistów i taką powinniśmy poznać.
W sumie to w niektórych miejscach świata już ją poznaliśmy. Tam gdzie organa ścigania były w stanie przyjrzeć się dokładniej działalności Kościoła Katolickiego. I oczywiście pedofile nie stanowili tam żadnej większości, zapewne tak samo jak nigdy nie stanowili jej homoseksualiści. Ale ich ilość i sposób działania instytucji spokojnie uzasadniał twierdzenie, że był to bezpieczny azyl i trwała ochrona instytucjonalna. Co narzuca wniosek, że co najmniej interes tej grupy były brane pod uwagę przy podejmowaniu strategicznych decyzji, a może i taka grupa podejmowała te decyzje.
Na tym tle zupełnie inaczej wygląda informacja, że zwykle po skazaniu kościelnych pedofili znów drastycznie spadała liczba powołań. Naturalną odpowiedzią jest to, że wskutek załamania zaufania do szacownej instytucji. Ale co jeśli prawdziwą przyczyna jest załamanie zaufania co do możliwości ochrony przez instytucję?
Zauważmy też, że w ciągu stuleci Kościół starał się torpedować wszystkie regulacje, które by podważały system feudalny, czyli podstawę jego bytu, a relacje protokapitalistyczne mogły powstać dopiero wtedy, gdy jego potęga została złamana. Czy to przez delegalizację, czy to przez kontrolę państwową.
Tak samo dziś lobbuje i broni regulacji, które pozwalają na dostęp do dzieci oraz łatwe przenoszenia księży. To są regulacje edukacyjne i wizowe.
Problem polega na tym, że jakby sprawa stała się jawna. Nawet w Polsce. Oczywiście przestępców należy się pozbyć ze społeczeństwa. Ale w sumie szkoda, że instytucja, która miała tak wielki wpływ na historię ludzkości kończy w taki sposób. Choć z drugiej strony pozostaje pytanie, jaki to tak naprawdę był wpływ. W czasach nowożytnych dość jasny- była to pomoc w petryfikacji układu feudalnego i konserwowanie zacofania. Ale wcześniej? W późnej starożytności? Średniowieczu? Czy to pomogło w demontażu ekonomii niewolniczej i uniemożliwiło jej powrót? To są pytania dla historyków, ale jeśli się oderwiemy od współczesnej tragedii pokrzywdzonych przez bandytów w sutannach, to są bardzo ciekawe pytania dotyczące jednej z najpotężniejszych instytucji w historii ludzkości.