O wyborach w Urugwaju. I w sumie wszędzie indziej też.

Drodzy czytelnicy!

Wszędzie zawsze się zbliżają jakieś wybory, w Urugwaju w sumie też. Choć akurat tutaj sytuacja jest o tyle zabawna, że nie wiadomo, czy będą, czy już były. 

O tyle nie wiadomo, że formalnie to dopiero będą, ale faktycznie nikt sobie nie wyobraża co by się musiało stać, aby kandydat Frente Amplio ich nie wygrał. To znaczy w miarę wiadomo, musiałby być to polityk pokroju obecnego ministra finansów, Daniela Astori, którego popularność jest raczej jednocyfrowa, ale to do momentu aż powie coś konkretnego publicznie, bo wtedy spada do ujemnej.
Ale był święcie przekonany, że jako jednemu z trzech najstarszych i najważniejszych polityków FA prezydentura mu się po prostu należy. Bo dwóch pozostałych, Jose Mujica i Tabare Vazquez już to stanowisko piastowało. 

Moim zdaniem był jedynym politykiem FA, który w ogóle mógł przegrać wybory prezydenckie. Ale kandydatem nie będzie. Czaił się, podchodził, ale w końcu Mujica go podpuścił, żeby publicznie się zadeklarował. Powiedział parę rzeczy, które można było zrozumieć jako poparcie, a następnie zapowiedział, ze spotka się z nim jak oficjalnie ogłosi swoją kandydaturę. Astori to zrobił, opowiedział mediom, że teraz wybiera się do Pepe prosić o poparcie i poszedł. Spotkanie się odbyło, a po nim Mujica powiedział publicznie, że Astori się nie nadaje. I to tyle na temat tej kandydatury. Jeśli najpopularniejsza publicznie postać w twoim bloku politycznym mówi, ze się nie nadajesz, to możesz iść na emeryturę. 
To była pierwsza runda. 

Ale najpierw dygresja, konieczna dla zrozumienia sytuacji. Frente Amplio najbliżej do czegoś co byśmy nazwali koalicją wyborczą, ale nieco bardziej sformalizowaną. Otóż powstała w 1971 roku i, z przerwą na trepokrację, istnieje do dziś. Pierwotnymi założycielami była Partia Socjalistyczna, Partia Komunistyczna i Partia Chrześcijańskich Demokratów, do tego doszło przez lata sporo mniejszych ugrupowań, Chrześcijańscy Demokraci zmienali nazwy z częstotliwością w miarę identyczną jak kolejne partie z udziałem Leszka Balcerowicza i obecnie nazywają się Frente Liber Seregni. Główna postacią FLS jest już wspomniany Astori i tu podobieństwo do Balcerowicza staje się jeszcze bardziej uderzające, bo polityka obu jako ministrów finansów była bardzo zbliżona, a wpływ na osobistą popularność właściwie identyczny. Ale Astori już zakończył karierę polityczną. Ministrem jeszcze jest, ale po tym jak go urządził Mujica, politykiem już nie.
W 1989 po kilku latach debat, do Frente Amplio przyjęto ugrupowanie Mujicy, Movimento de Participacion Popular (Ruch Powszechnej Partycypacji?, nie wiem jak to w miarę dobrze przetłumaczyć). W czasach nam bliższych jeszcze powstała frakcja Casa Grande, która programem jest praktycznie tożsama z MPP, ale jest ofertą dla ludzi, którzy nie chcą popierać faceta, który torturował przysłanych przez CIA specjalistów od tortur, z okazji wizyty prezesa GM spalił budynek przedstawicielstwa, obrabował całkiem sporo nomenklaturowych firm i pralni pieniędzy, a także uczestniczył w niezliczonych strzelaninach z policją, tudzież paramilitarnymi bojówkami (gdzie w tych realiach ślad praktycznie zawsze prowadził do Waszyngtonu. Lub Langley) oraz jego kolegów.

Po przyjęciu MPP Frente Amplio po raz pierwszy wygrało poważniejsze wybory (na burmistrza Montevideo), a w 2005 wybory prezydenckie i parlamentarne. To była inna epoka w dziejach świata, przed 2009 rokiem i wtedy kompromis komunistów, lewicowych partyzantów, centrowych socjalistów i zwykłych neoliberałów miał rację bytu, bo można było wypracować plan inkluzji społecznej opartej o wzrost gospodarczy na zasadach liberalizmu. Dzięki polityce socjalnej rynek rósł, konsumpcja rosła, wszystko ładnie wyglądało i ściągało inwestycje, a polityka fiskalna była taka jak inwestorzy lubili.
Impreza na całym świecie się skończyła w 2009, inwestycji przemysłowych na zasadach liberalizmu już po prostu nie ma. Czasem można ściągnąć coś, co jest ze względu na poziom zagrożenia dla ludzi i środowiska wyrzucane nie tylko z Europy, ale i z Chin. Ale i tu konkurencja do takich inwestycji jest ostra. Więc model stracił sens.
Ale wtedy (znaczy od 2010) prezydentem był Mujica.  W ramach polityki pokryzysowej po prostu państowe przedsiębiorstwa (państwowe monopole: UTE- energetyczny, ANTEL - telefoniczny i ANCAP - paliwowy)  rozpoczęły inwestycje na gigantyczną skalę. Czego długotrwałym (znaczy dzisiejszym) efektem jest sieć internetowa i energetyczna na poziomie światowej czołówki, czyli z zupełnie innej ligi możliwości finansowych i organizacyjnych. ANCAP dla odmiany rozpoczął program produkcji alkoholu z trzciny cukrowej. Niebyt liczne, ale w północno- wschodnim regionie kraju są obszary nadające się pod tę uprawę. Od lat pogrążone w nędzy, jak właściwie większość obszarów typowo cukrowych dookoła świata. Wraz z nowymi cukrowniami-gorzelniami wróciła praca i pieniądze (żałosne, ale i tak zmieniające wiele).
Po wyborach w 2015 roku powrócił prezydent Vazquez (konstytucja zakazuje kolejnych kadencji), który razem z ministrem Astori usiłują przywrócić wzrost na zsadach liberalizmu. Tylko ze tak to nie działa. Inwestorów w konkretne rzeczy już nie ma. Tonący brzytwy się chwyta i zawarli porozumienie z firmą UPM, producentem papieru, ze zbuduje kolejną (trzecią w Urugwaju) fabryke celulozy. Porozumienie wygląda tak, że Urugwaj ma zbudować (tak naprawdę odbudować) prawie 300 km linii kolejowej w europejskim standardzie, zagwarantować określony przepływ wody w rzecze, zbudować terminal do przeładunku w porcie Montevideo, ustanowić strefę wolnocłową ze zwolnieniem z wszystkich podatków i jeszcze parę innych takich, a UPM zobowiązało się do podjęcia decyzji czy zainwestuje w budowę papierni. Serio. I jest taka sytuacja, że podejmą decyzję do marca 2020, kiedy to wszystko, co ma zbudować rząd Urugwaju ma już być gotowe. A i jeszcze rząd ma zorganizować szkołę dla kadr technicznych, oni przyślą program. Żeby było śmieszniej są tam takie kwiatki jak to, że w obu równie obowiązujących tekstach (hiszpańskim i angielskim) stawka za przewozy kolejowe różni się 10-krotnie.
Ale pomińmy drobiazgi. W tym obrazie chyba nikogo nie zaskoczy, że aktualna polityka finansowa polega na maksymalnym dojeniu państwowych firm i wstrzymywaniu inwestycji. zgodnie z liberalną mantrą: inwestycje mają być prywatne, a budżet zrównoważony. Tylko nie ma ani jednego ani drugiego. Są państwowe inwestycje na rzecz jednej prywatnej firmy, za obietnicę rozważenia przez tę prywatną firmę czy w ogóle będzie inwestować.
A deficyt i tak jest praktycznie taki sam jak za Mujicy.

W takim klimacie gospodarczym i politycznym trwa kampania przed prawyborami. Znaczy mają one wyłonić wspólnego kandydata na prezydenta z ramienia Frente Amplio. Przegrany będzie wiceprezydentem. Z racji układu sił główni kandydaci są wystawiani przez Partię Socjalistyczną i MPP, pomiędzy nimi odbędzie się starcie. Partia Komunistyczna też tradycyjnie wystawiła swojego kandydata, który tradycyjnie zajmie trzecie miejsce.
Ze strony Partii Socjalistycznej kandydatem jest Daniel Martinez, obecny burmistrz Montevideo. Postać która całkiem lubię i nie mam żadnego problemu z tym że byłby to nowy prezydent. Miasto jest o niebo lepiej zarządzane niż poprzednio i sprawy zaczęły się zmieniać w rozsądnym kierunku, rozumie jak działa współczesny świat i kraj też by mógł być zmieniony. Problem polega na tym, ze jego wsparcie i zaplecze polityczne stanowi właśnie PS i co jeszcze gorsze, Frente Liber Seregni. Więc za bardzo nie może podskoczyć i w starciu zagraniczni truciciele vs krajowy rozwój przeważnie musza wygrać ci drudzy. Aczkolwiek jest to zawodowy polityk z solidnym doświadczeniem i potrafi sobie poradzić. 
Kandydatem MPP jest Carolina Cosse, obecnie minister przemysłu, wcześniej prezes Antela. Znacznie mniej znana i doświadczona. Właściwie można powiedzieć, że nie jest zawodowym politykiem, ale potrafi się znaleźć. Za to reprezentuje sobą MPP i Casa Grande oraz bardzo, bardzo solidne kompetencje inżynierskie, w tym po prostu rozumienie świata. O Martinezie zresztą można powiedzieć to samo.
Więc wybór jest pomiędzy dwoma naprawdę dobrymi kandydatami, z czego kwestia zaplecza, programu i podejścia do ekonomii sprawia, że kibicuję Cosse. 
Wiadomo, że jedno z nich będzie kandydatem na prezydenta, a drugie na wiceprezydenta. I wiadomo, że wykluczając nagłą nadaktywność Facebooka promującego rosyjskiego oligarchę, to kandydat Frente Amplio wygra wybory. BTW: tak, właśnie ruski oligarcha, wprost powiązany z Kremlem jest startuje w prawyborach w Partido Nacional, czyli najpoważniejszej opozycji wobec Frente Amplio. Znaczy urodzony w Urugwaju i wżeniony w KGB czy inny Gazprom, ale fakt jest faktem. I to dopiero prawybory.
Zakładając jednak, że wszystko potoczy się normalnie, to całemu światu można życzyć takiego problemu wyborczego. 

Więc będą prawybory, ale na razie była konwencja programowa Frente Amplio

Z której relację przedstawi nasz specjalny korespondent, który jest wykwalifikowanym dziennikarzem (w pewnym sensie):

"Kongres niespodziewanie postanowił, że zamiast prawyborów tym razem odbędzie się walka bokserska.
W prawym narożników stanął Daniel Martinez, zawodnik wagi ciężkiej, który po godzinach pracy jako prezes Ancapu własnoręcznie przerzucał szuflą tysiące ton ropy. W lewym narożniku Karolina Cosse, która potrafi w lot przeprowadzać operacje matematyczne których nazw nigdy nie słyszeliście oraz w niewyjaśniony do dziś sposób spowodowała, że mały kraik na końcu świata ma szybszy dostęp do serwerów Google niż miasteczko w którym te serwery stoją.
Zadzwonił gong i oczywiście waga ma znaczenie. Prowadzi, tak wyraźnie widać, ze prowadzi. To nie był gong. To Jose Mujica prowadzi czołg, który właśnie z chrzęstem gąsienic rozjeżdża ekipę Socjalistów i FLS. Już tylko słychać trzask łamanych kości i znikł... Czołg znikł. Martinez też. Nikt nie wie, czy żyje. 
Z ostatniej chwili. Po trzech dniach przerzucania zwłok byłych polityków odnaleziono burmistrza. Jest cały i zdrowy, ale powiedział, że przez te całe prawybory musiał zjeść kilku swoich kolegów i nie chciałby tego powtarzać.
Cosse została ogłoszona zwycięzcą przez walkowera."

To koniec relacji
Wydaje mi się wiarygodna, nieprawdaż?

Niestety pozostałe media podały tylko, że na kongresie podejmowano uchwały programowe. I były one bardzo ciekawe. Otóż zdecydowano o podwyższeniu podatków, zwłaszcza od większych firm i paru innych drobiazgach, które są bardzo dokładnie sprzeczne z polityką obecnego rządu i bardzo zbieżne z poglądami Mujicy. Co w skrócie oznacza, że PS i FLS byli tam w izolacji i wyraźnej mniejszości. I to jest bardzo mocna prognoza na wynik prawyborów. Jeśli tak, to mi się naprawdę wszystko podoba.

A przy okazji po kongresie nagle się zdarzyły cuda. Otóż minister przemysłu, czyli Carolina Cosse zapowiedziało, że nie będą rozpoczęte żadne wywłaszczenia dopóki nie zostanie przeprowadzony pełen audyt skutków podwyższenia poziomu wody w zaporze Rincon de Bonete. Oficjalnym wyjaśnieniem tego podwyższenia jest produkcja elektryczności, ale faktycznie to jest kwestia wody dla papierni.
A w samym Montevideo ma być przebudowana główna ulica. Projekt przygotował Jan Gehl we własnej osobie, ale potem lobby samochodowe go kompletnie wykastrowało. Ostateczna wersja miała polegać na tym, że poszerzą chodnik, na ulicy będzie rozdzielony pas dla autobusów i samochodowo - rowery. Czyli faktyczne poszerzenie chodnika i namalowanie buspasu.  Kpina. Ale kiedy już Martinez się odnalazł po kongresie to w projekcie magicznym sposobem pojawił się zakaz ruchu samochodów od Starego Miasta (czyli w kierunku popołudniowego szczytu) od 16 do 19 w dni powszednie. Czyli faktyczny powrót do projektu Gehla, bez formalnej zmiany. Cóż, lobby samochodowe, jak najbardziej powiązane z obecna władzą wyraźnie przegrało i rozpoczął się konkurs plucia im do zupy. Choć Martinez zrobił w tym zakresie dużo mniej niż zapowiadał. Czy spotkał się z oporem dużo większym niż spodziewany, a teraz się nie musi nim przejmować.  

Ktoś się mnie pytał o jakiś dokładniejszy opis poglądów politycznych. Właściwie tu odpowiedziałem. Ale w skrócie uważam, że państwa nie powinny służyć do tego, aby bogaciła się garstka, a do tego, aby jak najwięcej ludzi mogło wspólnie żyć, nie przeszkadzać innym ani sobie nawzajem, nie niszczyć sobie zdrowia, ani środowiska. Obecnie na skalę światową mamy problem koncentracji kapitału i to w coraz głupszych rękach, niszczenia środowiska i klimaty na skalę zagrażającą cywilizacji, a zaraz może i życiu na planecie. Więc po prostu trzeba prowadzić politykę, która uruchomi wiedzę i kapitał i rozpocznie inwestowanie w zmianę gospodarki na rozsądniejsza. To jest polityka jaką prowadził rząd Mujicy, to jest dokładnie polityka którą proponuje w USA Bernie Sanders, a na skalę UE Yanis Varoufakis. Krajowe partie to są Zieloni w Niemczech i Razem w Polsce. Ta propozycja polityki teraz ma swoją nazwę jest to "Green New Deal" i jak najbardziej spodziewam się dalszego jej wdrażania od 2020 w Urugwaju. 
I jak ktoś sie mniej zapyta o poglądy, to nie zawsze się we wszystkim zgadam z wymienionym towarzystwem, ale że oni wszyscy mówią mniej-więcej to samo, to można założyć, że jeśli dowolne dwie z tych osób czy partii mają tożsame stanowisko w danej sprawie, to i ja je podzielam. 

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-2019-rokiem-bandery-i-oun-w-obwodzie-lwowskim,nId,2727862

Czy nie czas przyznac ze jednak przeceniles sile "pojednania" polsko-ukrainskiego?W koncu trudno zakladac ze to wszystko agentura Putina.Nie ma zadnego pojednania jest tylko tania sila robocza dla niemieckich montowni na terenie Polski

Piotr34

Maczeta Ockhama pisze...

A w Polsce się pomniki stawia nie tylko Dmowskiemu, ale nawet Piłsudskiemu. Albo odwrotnie, bo ostatnio nie mogę się zdecydować któremu w trójkącie: głupota, zdrada, sabotaż przyznać większe zasługi. I co z tego?

Anonimowy pisze...

No tak, opodatkujmy 'najbogatszych' stawka 75%, wtedy dojdziemy do raju. Takiego Wenezuelskiego.

Wojtek inżynier pisze...

Uwielbiam czytać od insiderów o Ameryce Łacińskiej. O ile Futrzak pisze często, to Maczeta (wiem - jest też Rewolucja) już rzadziej, ale każdy wpis to małe święto. Dzięki.

To akurat pasuje bardziej do drugiego bloga, ale wczoraj Warszawa była bardziej zanieczyszczona (air quality index) niż Mumbai w Indiach (8. miejsce na świecie ... od końca), o którym kiedyś wspomniałeś w kontekście znajomej, która przeniosła się do Chin. Chodzimy z synkiem w maskach a ludzie się dziwnie patrzą (a powietrze jest fatalne, automatyczny filtr w domu chodził pół nocy na wysokich obrotach, a wkłady węglowe, wg Japończyków na 3 lata, wymieniam co pół roku...) - u nas w Warszawie świadomość ekologiczna jest bardzo niska, Śpiewak - jedyny świadomy walki ze smogiem kandydat, dostał 3 %.

Cieszy, że przynajmniej w Montevideo myślą progresywnie o miastach. Mnie transport publiczny w Warszawie z siebie wyleczył, a w Krakowie w sumie inaczej się nie poruszałem - oby zmiany przyszły szybciej niż nasza (Warszawiaków) śmierć od chorób płuc i powiązanych.

futrzak pisze...

Hm... a co z transportem w Wawie nie tak? Oprocz, rzecz jasna, korków wiecznych? (ktorych zreszta nie da sie zlikwidowac dla zbiorkomu bez wywalenia nadmiaru samochodów z miasta i zrobienia przyzwoitych buspasów)

Wojtek inżynier pisze...

Nie jeździ zgodnie z rozkładami, a buspasy dużo pomogły... i byłoby nieźle, gdyby przestrzegano rozkładu. Nawet o 5 rano autobysy jeżdżą jak chcą.
Pewnie w Polsce B, czy krajach Południa ludziom by to nie przeszkadzało, ale np mnie niemiłosiernie wkurza. Przychodzimy 4 minuty przed czasem na przystanek... i albo autobus już pojechał i czkeamy na następny 25 minut (bo nastepny przyjedzie 1 minutę po), albo mamy dziś szczęście. Dodam, że do pracy samochodem jadę 12 minut. I nawet transport autobusem + dojście na przystanek jeśli zajmą mi 2 razy dłużej, to jeszcze akceptowalny koszt, bo mogę czytać książkę/Wasze blogi :-), to jednak ta niepewność czy przyjdzie, czy nie, jest straszna.

Miałem kilka razy wykupioną kartę na 3 miesiące i nigdy nie pojeździłem dłużej niż 3 tygodnie, cały zapał do zbiorkomu trafił szlag.

Piszę w ogóle o idealnej sytuacji - pojawił się bezpośredni autobus z mojego osiedla do mojej pracy (tzn. muszę tylko przejść z buta dwa krótkie przystanki - jeden na drugi koniec osiedla, zamiast wsiąść pod domem, drugi z pętli do biura, zamiast czekać na tramwaj by mnie przewiózł te około 400 m). Wcześniej miałem 2 przesiadki, i tu mimo aplikacji "jakdojade.pl" szansa że wszystko zadziała była bliska zeru.

W Krakowie mają wszędzie nowoczesne rozkłady pokazujące czas realny do przyjazdu, zgaduję że u nich aplikacje mogą korzystać z tych danych gps pojazdów (albo niebawem będą mogły), jest też więcej tramwajów - żyć nie umierać. W Warszawie, rozległym mieście, tory nie mają sensu (poza SKM, ale akurat ona jest do ruchu przedmieścia-centrum, a nie po obwodzie, jak tego potrzebuję... stąd mam obwodnicę i używam samochodu), a przystanki mają wydrukowane, nierealne rozkłady.

plop pisze...

https://www.bullionstar.com/blogs/ronan-manly/venezuelas-gold-in-limbo-amid-tug-of-war-at-the-bank-of-england/

Mam pytanie. Czy takie wydarzenia mogą mieć wpływ na zachowanie krajów w Ameryce Pd?

Anonimowy pisze...

zgadzam się z przedmówcą odnośnie zbiorkomu warszawskiego - również się z niego wypisałem choć chciałem. Nie jest z nim dobrze jeżeli ktoś chce zachować elementarny szacunek do siebie samego. Niestety jazda, w tym po obwodnicy, staje się z udręki - megaudręką ze względu na wypadki i wyłączenia drogi na wiele godzin.
Do sprawy jakości powietrza dodam że zajmuję się tym tematem zawodowo i te substacje zanieczyszczające o których się mówi w aspekcie naszego kraju to tylko wierzchołek góry lodowej. Mnóstwo rtęci i kadmu wszyscy przemilczają. Jest jedno wyjście z tej matni ale wiąże się z...dojazdami :) Kokos

Maczeta Ockhama pisze...

@Kokos
" Mnóstwo rtęci i kadmu wszyscy przemilczają."
Ja pisałem na Rewolucji. I nawet skąd się bierze.
Ale niestety nie można tego bloga nazwać niczym opiniotwórczym...
@plop
Nie. PO pierwsze pomysłów władz Wenezueli nikt już nie traktuje poważnie. Wśród odpowiedzialnych ludzi jest dyskusja jak pomóc w przywróceniu demokracji bez przemocy, a nie że ktoś ma jakiś problem. News w gazetach w Urugwaju sprzed paru dni polegał na tym, że rząd Wenezueli zapłacił 8 mln euro tutejszej spółdzielni mleczarskiej, co wisiał od dawna i nikt się nie spodziewał, że zapłacą. A tu nagle przyszedł przelew. Więc tu się ich traktuje w ten sposób. W innych miejscach świata pewnie też.

Maczeta Ockhama pisze...

Co do zbiorkomu warszawskiego- czytuję sobie czasem blog warszawskiego motorniczego Wynika z niego że chybajakiś rok- dwa lata temu zaczęto wprowadzać kompletnie nierealne czasy do rozkładów jazdy. Tramwaje, za cenę piłowania sprzętu jeszcze jakoś się wyrabiają, autobusy najwyraźniej nie.
Tak czy inaczej to jest decyzja miasta i to najwyraźniej polityczna, a nie tylko złe zarządzanie.

Lech pisze...

Nie wierzę w te piłowane rozkłady. Znajomek z autobusu mówi, ze są tak układane, aby można było spokojnie 30km/h przejechać. Jak są spóźnienia, to przez korki. Zresztą jako pasażer nie zauważam, aby pojazdy jeździły "więcej jak fabryka dała".

Anonimowy pisze...

a, w takim razie respect za wpis i zaraz go poszukam, z ciekawości :)
pamiętam już kiedyś miło rozczarowałem się tym blogiem a raczej rozmową dot. systemu oświaty w PLu która się pod jakimś wpisem wywiązała i chyba Ty polecałeś żeby chronić dzieci każdymi możliwymi sposobami przed urawniłowką szkolną. Szkoda tylko że ta rozmowa nie miała cd...
pozdrawiam i publikuj częściej! ciekawi mnie kto i z jakim backgroundem go prowadzi, bo wiele info i wniosków jest na poziomie. Kokos