Jeszcze o alternatywach dla kampanii Wrześniowej

Z okazji kolejnej rocznicy tragedii Września,jak zwykle rozpoczęły się rozmowy czy można było tego uniknąć. 

Tu się przytacza bajki o paktach Ribbentrop- Beck i innych nierealnych historiach. Dlaczego nierealnych? Oczywiście dlatego, że praktycznie cała ekipa sanacyjna to była oderwana od rzeczywistości zgraja fantastów, ale to nie jest dziś nasz główny punkt. 
Ale dla zrozumienia prawdziwych przyczyn trzeba sięgnąć nieco wstecz. Do wiosny, ale nie 1939 roku, kiedy polskie elity zaczęły rozumieć, ze wojna jest nieunikniona, a dwadzieścia lat wcześniej, do wiosny 1919 roku, kiedy niemieckie elity stwierdziły, że wojna jest nieunikniona i czas zacząć się przygotowywać. Przez lata 20-te armia odrabiała zadania domowe i przygotowywała się intelektualnie, wraz z doktryną i planami nowych broni, a dzięki oszczędnościom na wielkości sił zbrojnych, narzuconym przez Traktat Wersalski, pieniądze były intensywnie inwestowane w infrastrukturę zmniejszająca zależność od importu surowców.  Najsłynniejsze są zakłady produkcji benzyny syntetycznej, ale podobnych rzeczy było mnóstwo. Bateryjne zestawy trakcyjne (znakomite i działające przez dziesięciolecia, przy okazji utrzymujące moce produkcyjne dla baterii do U-botów), wiejska elektryfikacja, nowe modele parowozów i sporo innych, podobnych rzeczy, z czego jedna nas interesuje szczególnie, ale o tym później. Skala inwestycji była dość duża i męcząca dla ludności, bo ograniczała wzrost poziomu życia, dość oczekiwanego po biedzie wojennej i powojennej.
Między innymi dlatego nastąpiła drastyczna zmiana władzy w 1933 roku i zarzucenie tego programu inwestycyjnego oraz częściowe zwiększenie konsumpcji. Częściowe bo potencjał inwestycyjny został przeznaczony na militaryzację i rozbudowę sił zbrojnych. W jeszcze większej skali, mocno przekraczającej realne możliwości kraju. Oczywiście każde dziecko rozumiało, że ta militaryzacja była robiona co najmniej w celu przywrócenia granic sprzed 1914 roku. Co po pierwszym spojrzeniu na mapę prowadzi do konkluzji, że pierwszymi ofiarami będzie Polska i Francja. Tyle powinno rozumieć dziecko. Ale, jak wiadomo, był to poziom orientacji w świecie powyżej możliwości ekipy sanacyjnej, zarówno za życia Piłsudskiego, jak i później. Na ich usprawiedliwienie można jedynie podać, że "narodowa" opozycja była w tej kategorii jeszcze gorsza, bo aktywnie zachwycona Hitlerem. Cóż, w sytuacjach, że władza jest bezdennie głupia, ale opozycja jeszcze gorsza wiele krajów ma spore doświadczenia, w różnych czasach.

W każdym razie sytuacja międzynarodowa Polski była taka, że od momentu uzyskania niepodległości należało myśleć o następnej wojnie. To oczywiste. To nie było robione i stopnień zaniedbania zarówno sił zbrojnych, jak też gospodarki jest zupełnie nieprawdopodobny. Wystarczy powiedzieć, że do swojej śmierci Piłsudski blokował jakąkolwiek możliwość opracowania planów wojennych. Jakichkolwiek. Dopiero po jego śmierci najpierw powstał plan na wojnę z ZSRR i zaczęto prace nad planem wojny z Niemcami. Nie zdążono. Dopiero na podstawie planów wojennych mogła powstać spójna doktryna, a na jej podstawie plan wyposażenia armii i jej modernizacji. Z tego nie zostało zrobione nic. Wojsko Polskie było uzbrojone w zlepek dość przypadkowego sprzętu nie pasującego do żadnej doktryny, bo jej po prostu nie było. To był stan na Wrzesień 1939 roku. 
Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że naprawdę mnóstwo zostało zrobione w latach 1936-39, na każdym polu i nie miało oraz nei mogło mieć to znaczenia. Niemcy zbroiły się szybciej niż byłoby to możliwe dla Polski w każdym scenariuszy. Po prostu dużo większa gospodarka i tak zbrojąca się ponad stan musiała wygrać. Nawet w najdzikszych optymistycznych scenariuszach, kiedy na nieudany zamach majowy lub śmierć Piłsudskiego max w 1931 nakłada się nieprawdopodobne szczęście w kampanii wrześniowej musi się ona skończyć zimą, przed realnymi możliwościami francuskiej ofensywy. Nie ma, nie istnieje scenariusz, żadnej minimalnie realnej alternatywnej historii w której Polska może nie przegrać kampanii wrześniowej. Sama przewaga liczebna przy podobnym wyposażeniu i doktrynie by załatwiła sprawę. A w tych rzeczach przewaga także była gigantyczna, bo jeden z najbardziej uprzemysłowionych krajów świata pracował nad tym przez 20 lat pokoju. 

W takim razie pozostaje inne pytanie:
Czy wojny można było uniknąć. Zasadnicza odpowiedź też jest negatywna. Po prostu, niezależnie od tego czy rządziłby Hitler czy konserwatywni rewizjoniści, i tak kwestia Gdańska i Korytarza zawsze musiałby wypłynąć. Zapewne nawet Socjaldemokracja prędzej czy później by doszła do tego tematu. 

W takim razie zejdźmy do najniższego wspólnego mianownika. Czy można było doprowadzić do takiej sytuacji, w której wojna byłaby zupełnie nieopłacalna dla Niemiec? Próbą takiej polityki była akceptacja brytyjskich gwarancji, działanie zupełnie rozsądne w sytuacji obudzenia się wiosną 1939 roku.  I zupełnie skazane na klęskę jak pokazała historia. 

Skoro maksymalna możliwa groźba dyplomatyczna i polityczna nie zadziałała to czy coś wogóle mogło zadziałać? Wydaje się, ze nie. Ale spójrzmy na to samo co zawsze.
Niemcy nawet w pierwszej wojnie światowej miały potężne problemy z ropą. I nawet wtedy miała ona już poważne znaczenie. I śmiało możemy powiedzieć, że od 1930 roku, roku nowych stawek celnych USA, cała światowa polityka toczyła się wokół dostępu do paliw płynnych. Każdy minimalnie rozgarnięty człowiek zaglądał do powszechnie dostępnych danych statystycznych i zauważał, że w Niemczech ropy praktycznie się nie wydobywa, za to jest jej pewna ilość w Austrii. Następnym krajem z jakimikolwiek złożami ropy jest Polska. Tu jest o tyle ciekawa sprawa, że praktycznie całość wydobycia znajduje się na terenach do których ma roszczenia ZSRR. 
Z powyższego wynika dość jasna polityka. Po pierwsze Polska musi mieć siły zbrojne wystarczające na skuteczną, w miarę samodzielną, lub z pomocą Japonii i Rumunii (siłą rzeczy niezbyt istotną) obronę przed ZSRR. Po drugie Polska musi mieć siły wystarczające aby powstrzymać impet pierwszego uderzenia niemieckiego i następnie utrzymać front do czasu zwycięstwa sojuszników, czyli Francji. I wreszcie musi istnieć plan na wypadek porozumienia Niemiec i ZSRR. Oczywiście już te dwie pierwsze rzeczy były mało realne, choć gdyby przygotowania rozpoczęły się w 1930 roku i jedynym przeciwnikiem byłby Niemcy? Plus mnóstwo szczęścia.
Ale czy była jakakolwiek szansa w rzeczywistej historycznej sytuacji porozumienia Niemiec i ZSRR?
W historycznym 1939 już nie. I raczej nikt o zdrowych zmysłach sobie by tego nie potrafił wyobrazić. Ale zaczynając wystarczająco wcześnie?

Tylko od czego. Oczywiście można było zacząć od zbudowania państwa, które by popierało rozwój i prowadziło świadomą politykę, ale z politykami pokroju Witosa, Piłsudskiego i jeszcze gorszych postaci jak Dmowski i okolice to było niemożliwe. 

Skoro to było niemożliwe, to pozostało zastanowić się co było możliwe i miało sens. Spełnianie żądań Hitlera w ich oficjalniej postaci żadnego sensu nie miało. Nie dlatego, że były jakieś szczególnie ekstremalne. Włączenie Gdańska do Niemiec i tak by nastąpiło. Ale eksterytorialne połączenie przez Korytarz było i to zupełnie rozsądnie poza jakąkolwiek granicą ustępstw. To by oznaczało potężne wzmocnienie militarne Niemiec i potężne osłabienie strategiczne Polski, niezależnie od dokładnego kształtu takiego porozumienia. I następną eskalację żądań w jeszcze gorszej proporcji sił. 

W takim razie- dlaczego Korytarz miał aż takie znaczenie? Ponieważ obecny tranzyt organizowany przez polskie władze, a właściwie PKP po pierwsze pozostawał pod nadzorem Polski i nie pozwalał na specjalnie dużą militaryzację Prus Wschodnich, a po drugie był płatny. I to drogo. I to w walutach wymienialnych. Eksterytorialne połączenie by pozwoliło na przerzucenie do Prus Wschodnich dowolnych ilości sprzętu i żołnierzy w krótkim czasie, jednocześnie jeszcze bardziej ograniczając możliwości finansowe Polski. W takim układzie hipotetyczna kampania polsko-niemiecka w 1940 trwała by tydzień, a nie miesiąc.

Ale skoro już pojawił się temat walut wymienialnych, to czas go pociągnąć. Ponieważ była to najważniejsza rzecz, która kształtowała politykę lat 30-tych. Tak, najważniejsza.
W tym czasie właściwie cały postęp był związany z motoryzacją. Zwiększenie wydajności transportu, rolnictwa, wojska, koncentracji przemysłu, przyspieszenie budowy nowych fabryk i możliwość używania autobusów dla komunikacji do nich, etc. Wszystko, w tym również dość nieliczne inwestycje w sieć kolejową i żeglugę śródlądową często były związane z używaniem paliw płynnych. 

Co oznacza, że w ogóle jakąkolwiek szansę na rozwój, modernizację i wreszcie poprawę jakości sił zbrojnych miał tylko ten, kto miał dostęp do paliw płynnych. I to najlepiej tanich. 
I teraz najzabawniejsze. Dwóch największych producentów ropy to był kolejno USA i ZSRR. Następne na liście był państwa inne państwa obu Ameryk, całkowicie powiązane gospodarczo i walutowo z USA. Gdzieś całkiem wysoko była Holandia i jeszcze w okolicach 10 miejsca Rumunia. Eksportowych ilości ropy nie miał już prawie nikt. 
Co w bardzo dużym uproszeniu oznaczało, że albo kraj miał dolary albo umowę handlową z ZSRR. Albo rzucał się na jakieś rozwiązania, które mogły zapewnić jakąś alternatywę. Ale zwykle wymagały kapitałów w ekstremalnej skali, jak masowy program elektryfikacji kolei do każdej wioski w Szwajcarii.
Co nas sprowadza do pytania co można było sprzedać do USA? W opłacalny sposób- praktycznie nic. Od 1930 roku obowiązywały tam cła w średniej wysokości 65% i nie istniała możliwość opłacalnego importu czegokolwiek co mogło być produkowane w USA. Więc wchodziły w grę produkty luksusowe, zaawansowana technologia i kauczuk. Koniec listy. Jeśli ktoś desperacko potrzebował dolarów to mógł jeszcze się bawić dumping i było to dość powszechne. Producentami kauczuku była głównie Wielka Brytania i Holandia, więc te kraje jeszcze miały zupełnie przyzwoitą możliwość zaopatrzenia w ropę. 
Niemcy praktycznie nie miały ropy, ani żadnych towarów pozwalających ją nabyć. Więc się dusiły. Co więcej zobowiązana z tytułu Traktatu Wersalskiego były płatne w walutach wymienialnych, czyli w dolarach. W tym zobowiązania wobec Polski z tytułu tranzytu. 
Oczywiście można spojrzeć na jakieś głupoty wypisywane w książkach i zobaczyć, że frank francuski był wymienialny przez kilka lat, funt brytyjski przez chwilę. Złotówka przez prawie cały czas, itd. Ale jedynym skutkiem takiej wymienialności, było to, że posiadacze tych walut mogli bez zezwoleń wymienić je na jedyną walutę, która miała prawdziwą wartość (bo można był za nią kupić ropę) i szybko wywieźć z kraju, który by to nie był. Więc utrzymywanie wymienialności waluty po 1930 to było tylko i wyłącznie drenowanie własnych rezerw. Co polski rząd robił aż do 1936, kiedy wreszcie udało się zmienić politykę gospodarczą na zupełnie rozsądną.  I zauważmy, że był to pierwszy rok w historii 2 RP, kiedy żaden z panów wymienionych na początku nie miał na nią wpływu...
To powiedziawszy- domaganie się twardej waluty za tranzyt oczywiście powodowało, że wojna z Polską zwyczajnie będzie się opłacać. 

Ze strony Polski rozsądnym, nie wiem czy jedynym, ale na pewno jednym z nielicznych rozsądnych byłoby zrobienie czegoś dokładnie odwrotnego. Przyjmowanie marek w rozliczeniu nie tylko za tranzyt, ale i sprzedawanie ropy naftowej (a najlepiej tylko benzyny) za marki. Brzmi szalenie, bo marki w 1936 roku były równie poważane na międzynarodowym rynku walutowym jak złotówka w 1982. Nie chodzi oczywiście o bezwartościowe świstki, tylko o to, że Niemcy mogli zamiast dolarami czy złotem, których zwyczajnie nie mieli, płacić maszynami, traktorami, ciężarówkami, czy najlepiej całymi fabrykami razem z licencjami. 
Byliby szczęśliwi jak świnie w deszcz. A interes by się Polsce opłacał kilkukrotnie. COP i tak był budowany i i tak powinien być zbudowany. Równie dobrze mogli go zbudować Niemcy, czy dostarczać obrabiarki. Co za różnica? Albo można było rozpocząć uprzemysłowienie na większą skalę. Niemcy po przyzwyczajeniu się do takich transakcji, uwzględnieniu tej benzyny w planach gospodarczych nie byli by w stanie się bez niej obejść. Bo nie byli. I faktycznie staliby się gwarantem polskiej granicy wschodniej, bo tam były złoża ropy. 
Co więcej, potencjał produkcyjny, inżynierski i projektowy zużyty na dostawy do Polski nie mógłby być użyty na  zbrojenia. A historia współpracy Niemiec z ZSRR, a także np. Szwajcarią pokazała, że niechętnie, ale kiedy musieli to sprzedawali nawet najnowsze technologie zbrojeniowe. Szwajcarom sprzedali Me-109 w 1939 roku! Za pomocą których były zestrzeliwane niemieckie samoloty, zresztą.

Oczywiście pozostaje pytanie- a co ze zużyciem benzyny w Polsce. Nic. Benzyna była potrzebna do samochodów osobowych, które usiłowała kupować elita urzędnicza. No to by nie kupowała. Taksówki spokojnie mogły jeździć na holzgazie, na niemieckiej licencji, zresztą naprawdę kupionej w tym czasie. A całość transportu towarowego i rolnictwa spokojnie można było rozwijać w oparciu o silniki żarowe, również niemieckiego projektu. Co w istocie w Polsce zrobiono kilka lat później w postaci ciągnika Ursus -45.

To co tu proponuję to jest w istocie układ benzyna (+ewentualnie inne surowce) za pokój i transfer technologii. Od strony gospodarczej to jest DOKŁADNIE układ zawarty miedzy Niemcami i ZSRR. Który też nie został dotrzymany i to jest poważny znak zapytania nad sensownością takiego postępowania.

Ale innego nie było. Jedyna prawdziwą alternatywą były jedynie rządy, które by rozumiały zasady rozwoju kraju, politykę międzynarodową i ekonomię i to od początku, od 1920 roku. W 2RP rządy mające pojecie o ekonomii były po 1936 roku, rozumiejące politykę międzynarodową i sprawy wojskowe- nigdy.  

A może taki układ by pozwolił dłużej funkcjonować niemieckiej gospodarce i odwlec wybuch wojny o rok lub dwa? Patrząc na to, że od wiosny 1939 r. nawet w polskiej armii zaczynały się pojawiać jaskółki rozsądku, to kto wie, może kampania w 1941 mogła by trwać z trzy miesiące?  A to może by coś zmieniło na Zachodzie?

Te jaskółki rozsądku to Obrona Narodowa, w końcu broń o kalibrze 20 mm, pierwsze niszczyciele czołgów, postępująca roweryzacja, plany umocnień. I oczywiście w ogóle prace nad planami obrony. Wbrew pozorom b. poważne rzeczy. Może by doprowadziły do zaistnienia prawdziwej doktryny wojskowej i jakiś reform w stronę sprawnego wojska. Kto wie? 

31 komentarzy:

plop pisze...

Maczeta musisz chyba swoją wiedzę uzupełnić o książki Suttona.
I posłuchaj uzupełnienia
https://www.youtube.com/watch?v=l4PRTQThsA8
To co piszesz to jest bardzo duże uproszczenie.

Maczeta Ockhama pisze...

@plop
Nie oglądam filmów linkowanych bez opisu. Zwłaszcza dłuższych niż 5 minut. Nie mam pojęcia kto to jest Sutton, ale skoro Wikipedia też nie wskazuje nikogo konkretnego to zapewne nie mówimy o żadnej sensownej wiedzy. I nie muszę czytać nikogo konkretnego, bo wiedza jest powszechnie dostępna, a wnioski zwykle są moje. Jeśli ktoś w naukowy sposób zaprzecza powszechnie dostępnej wiedzy, to zwykle jest doskonale znany i powszechne jest odnoszenia się do niego.
To powiedziawszy- następny komentarz z gołym linkiem ląduje w śmieciach, bo tam jest jego miejsce.

Janusz Gorzów pisze...

"Jeszcze o alternatywach dla kampanii Wrześniowej"
Ciekawa notka.
Dla jasności, moim zdaniem nie podał Pan praktycznej alternatywy, co należało wówczas robić.

Kwestie ropy i konieczność uprzemysłowienia są wobec istoty zagadnienia mało ważne i zgoła wtórne.

Dziś wiadomo dużo więcej niż w ówczesnych czasach i dałoby się przedstawić realny scenariusz pokierowania sprawami tak, aby państwo polskie tak sromotnie nie przegrało.
Nie mniej, poziom naszych Elit, poza kilkoma wyjątkami takimi jak W.Cz. Roman Dmowski nie pozwoliłoby zrealizować korzystnego scenariusza nawet gdyby przynieść "gotowiec" i objaśnić obrazkami w Power Poincie.
Nie chodzi o to, że chamom używającym plugawego języka nie da się niczego wyjaśnić ze względu na konstrukcję ich mózgów. O Józefie Piłsudskim (aktualnie wyniesionym na polityczne ołtarze) i jego akolitach nie będę pisał, bo nad poglądami religijnymi nie da się sensownie dyskutować, wystarczy zapoznać się z faktami (e.g. jak potraktował gen. Tadeusza Rozwadowskiego, gen. Włodzimierza Zagórskiego, a jeszcze lepiej przeczytać "Lodową ścianę").
Wspomnę o marnej jakości kadry wojskowej, ot choćby utracie 3 razy więcej żołnierzy w obronie - sic!, żałosnej dezercji/ucieczce kilku polskich generałów w pierwszych dniach wojny, "wspaniałych dowódcach" Westerplatte, okrętu Orzeł dla egzemplifikacji kto przewodził Narodowi...

"bo jeden z najbardziej uprzemysłowionych krajów świata pracował nad tym przez 20 lat pokoju."
Otóż nie.
1918 przegrana przez Niemców wojna doprowadziła Niemcy do ruiny.
(wojna była prowadzona z niemieckie pieniądze).
1924 horrendalna inflacja niszczy doszczętnie zasoby Niemców.
(E.g. funkcjonował wówczas banknot 100 000 000 000 000 marek).
1932 kończy się wielki kryzys.
(Przykład - produkcja stali spadła o 70%)

Istotą zagadnienia jest to, iż nikt w ówczesnej Polsce nie wiedział tego, co zrozumiał Adolf Hitler i praktycznie zastosował, skutkiem czego był niespotykany w dziejach rozwój Niemiec, który przy odrobinie szczęścia (dla Niemców) spowodowałby wcześniejsze utworzenie Unii Europejskiej. Dla posiadaczy haplogrupy R1a1, J, E byłoby to raczej doświadczenie terminalne...

Odpowiedzią na pytanie w tytule notki jest to co zrobił Hitler, o czym Władze RP nie miały pojęcia.
Zrobił po prostu to, co zaproponowali Georg Friedrich Knapp i Gottfried Feder.

Maczeta Ockhama pisze...

Polityka w zakresie energii (wszystkich jej form) miała zasadnicze znaczenie dla wyniku 2 w.ś. Spokojnie można twierdzić, że decydujące.
Z czego najbardziej to dotyczy Niemiec.
Teza tekstu brzmi: jeśli Niemcy by otrzymywały od Polski benzynę w istotnych ilościach z zapłatą inną niż w dolarach/złocie, to by zastanowili się 5 razy więcej nad atakiem na Polskę. Oraz: Druga najlepsza możliwość została wykorzystana historycznie, a jedyną optymalna droga byłoby odpowiedzialne rozwijanie i zbrojenie kraju.
A propos polityki ekonomicznej i militarnej: jedyną rozsądną reakcją na amerykańskie cła z 1930 roku było natychmiastowe zawieszenie wymienialności własnej waluty i polityka państwowych inwestycji i inflacji. Rządy niemieckie do 1933 robiły odwrotnie i nastąpiła zmiana władzy i ustroju.
W Polsce taką politykę proponował OD RAZU w 1930 roku Eugeniusz Kwiatkowski i dokładnie ją realizował od 1936.
A co do Dmowskiego- powiedzmy, że w mojej ocenie użyję współczesnej analogii. Jest całkiem spora grupa (a może i większość polskojęzycznych) blogerów, którzy zaczęli od opublikowania kilku ładnych, chwytliwych, pozornie głębokich, ale w rzeczywistości nijakich tekstów. Następnie w tajemniczy sposób uzyskali poważna promocję, a potem po ustabilizowaniu pozycji, zadziwiającym zbiegiem okoliczności każda ich wypowiedź publiczna albo jest kompletnie o niczym albo promuje politykę zgodną z interesami Moskwy i jednocześnie idealnie szkodzącą polskim interesom. Albo przez promowanie konfliktów społecznych albo wprost interesów handlowych Moskwy. I w miarę dokładnie tak samo wygląda historia działalności publicznej R.Dmowskiego.

Anonimowy pisze...

bardzo ciekawe spojrzenie.
czy są gdzieś bardziej szczegółowe dane:
- ile tej ropy wydobywaliśmy jako % zapotrzebowania Niemiec?
- ile tej benzyny moglibyśmy sprzedać jako % zapotrzebowania Niemiec?


ma

Anonimowy pisze...

@janusz
żaden cud tylko zwykłe chamskie zbrojenia finansowane drukiem kasy bez pokrycia przez raichsbank (no może troche bardziej wyrafinowany bo z użyciem weksli Mefo - Schacht sam to dobrze opisał), a potem w miarę napadania na kolejne kraje wspomagany zwykłym rabunkiem (patrz np. kurs złotego w generalniej guberni)

ma

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonimowy
Słusznie, właściwie w tekście tego zabrakło:
Dane to wydobycie Niemiec w 38 roku ok 0,5 mln ton rocznie, nie mam tu rozbicia, ale wydaje mi się, że duża część lub prawie całość z terenu Austrii
Niemiecka produkcja paliw syntetycznych ok 3 mln ton rocznie.
To na styk wystarczało na potrzeby cywilne. Na istotne zwiększenie produkcji paliw syntetycznych nie mieli węgla.
Polska też 0,5 mln ton rocznie.
To były czasy przed krakingiem, więc to jeśli mówmy o samej benzynie to będzie 50-70 tys ton rocznie.
Robi to różnicę taką jak np. zajęcie Austrii.
Albo z 10-20 tys. ciężarówek w ciągłej eksploatacji. Na dziś wydaje się to mało, ale do 45 roku wyprodukowano pod 100 tys. Opli Blitz, czyli prawie jedynej niemieckiej ciężarówki. I regularnie stały z braku paliwa.
Gdyby uzależnić Niemcy od tej benzyny, realnym jest brak wojny w ogóle.

Maczeta Ockhama pisze...

@ma
Jeszcze stawiając to w proporcjach:
Rumunia produkcja ok 6 mln ton, eksport 3 mln ton, z szybką tendencją spadkową od 37-38 roku.
ZSRR 30 mln ton
USA 180 mln ton
Wszystkie dane rocznie.

Maczeta Ockhama pisze...

@plop
W mojej odpowiedzi na twój poprzedni komentarz jest zdanie: "To powiedziawszy- następny komentarz z gołym linkiem ląduje w śmieciach, bo tam jest jego miejsce." Której jego części nie zrozumiałeś?

Janusz Gorzów pisze...

@Anonimowy Anonimowy

"żaden cud tylko zwykłe chamskie zbrojenia finansowane drukiem kasy bez pokrycia przez raichsbank"

Tak, to był dodruk "pieniędzy" bez związku z posiadanymi przez Niemcy zasobami złota w celu aktywacji/"uruchomienia" zasobów (przede wszystkim Ludzi).
Moim zdaniem w tamtej sytuacji Niemiec było to nadzwyczaj odważne i skuteczne, o czym świadczą wyniki np. trzykrotny wzrost produkcji prądu, pięciokrotny wzrost produkcji ropy itp. itd..

Wiem, jak to brzmi dla zwolennika ekonomicznej szkoły austriackiej lub aktualnej egzegezy wzoru Fischera (osobiście lubię i cenię W.Cz. Ludwiga von Misesa et consortes, nie mniej skuteczność cenię bardziej).
W 1971 powtórzył schemat prezydent Nixon.

Technicznie nie było drukowania pieniędzy, bo Niemcy mieli "szlaban" na zbrojenia, co byłoby łatwe do wykrycia po przepływach pieniędzy.
Siemens, Krupp itp. założyły fasadową spółkę, która "produkowała" weksle, wyprodukowali tak z kilkadziesiąt miliardów marek. Gwarantem był Bank Centralny.

Janusz Gorzów pisze...

@Maczeta Ockhama
Co do do alternaty dla kampanii Wrześniowej sądzę, że zastosowanie w Polsce niemieckiej polityki "pieniężnej" pozwoliłoby Polsce wzmocnić się na tyle, by odeprzeć atak Niemców. Nie upatruję takiej możliwości w jakichkolwiek innych działaniach na szczeblu państwowym nie wyłączając wydobycia ropy, czy jakiejkolwiek innej aktywności gospodarczej. Oczywiście nie da się takiego eksperymentu przeprowadzić, także pozostanę ze swoja opinią.

Co do W.Cz. Romana Dmowskiego i popularnej w Polsce zbitki pojęciowej, zwolennik Romana Dmowskiego = rusofil + antysemita. Prawdę mówiąc nie wiem jak to dostało się do obecnego "obrotu" i dlaczego taka opinia funkcjonuje.
O Rosjanach Roman Dmowski napisał onegdaj, że „fraternizowałem z bydłem”, co tłumaczę sobie, iż Dmowski widział możliwość zrobienia czegoś dla Polski via rosyjskie salony, choć jak widać nie bez absmaku, przynajmniej momentami. Nie uważam też Dmowskiego za półboga. Przykładowo na pewno nie przewidział tego, że garstka Żydów za niemieckie pieniądze może zniszczyć takie imperium jak ówczesna Rosja. Człowiek takiego formatu i ze znajomością rosyjskiego burdelu powinien coś takiego wykombinować.
IMO, dobrze oceniał, iż Niemcy są groźniejsze niż Rosja. Widział świetlaną przyszłość Japonii (może po sprawieniu manta Rosji pod Cuszimą). Widział wielką przyszłość Chin, to już coś.
Oczywiście przyczynił się do odzyskania wolności RP.
Nie ukrywa, że z "sześciu ojców niepodległości" promowanych aktualnie przez IPN W.Cz. Roman Dmowski jest mi najbliższy.

Maczeta Ockhama pisze...

@Janusz Gorzów
Jeśli mówimy o polityce monetarnej lat 30-tych to już wyżej pisałem i nie ma żadnych rozsądnych alternatyw dla zawieszenia wymienialności waluty, dewaluacji i zwiększania podaży pieniądza z celem inflacyjnym rzędu 5-10%. To było zrobione w Niemczech, USA (w zakresie wymienialności na złoto) i innych krajach, w tym Polsce w roku 1936. A prezydent Polski takie działanie proponował w 1930 roku, tylko został posłany do kąta przez dyktatora.
Więc jeśli stawiamy hipotezę o możliwości wygrania wojny w 1939 to dyskutujemy ile by zmieniło 6 lat więcej rozsądnej polityki gospodarczej i inwestycyjnej. I moja odpowiedź brzmi: niewiele lub nawet nic. W niewyobrażalnie doskonałym przebiegu wydarzeń Polska mogłaby dojść do poziomu rozwoju gospodarczego Włoch. Czyli nadal niższego niż Niemcy. Niemcy wydawały w latach 30-tych na zbrojenia kilkanaście procent PKB. Polska aby dotrzymać im technologicznie i materiałowo kroku musiałby wydawać 30-40% i to w tej "włoskiej" wersji. To jest kompletnie niemożliwe. A do tego dochodzi znacznie lepszy poziom organizacji i taktyki armii niemieckiej. Co sytuację robi podwójnie niemożliwą.
Jedyna, jedyna metoda to sprawić, aby zysk z inwazji był ujemny. Jak w moim pomyśle z benzyną.
A co do Dmowskiego: jedyny czas jego samodzielnej i intensywnej działalności politycznej to lata wojny japońskiej i rewolucji 1905. Przyglądałem się ile mogłem i nie znalazłem ani jednej rzeczy, którą można nazwać działaniem w imieniu Polski, nawet przy założeniu chwilowej wspólności interesów z Rosją. Wszystko było tylko i wyłącznie działaniem w imieniu sojuszu kapitału z caratem, bez żadnego zwracania uwagi na kwestie narodowe lub niepodległościowe. A pomiędzy Rewolucją a wojną, kiedy dla każdego względnie przytomnego obserwatora było jasne, że dni caratu są policzone, a mania rusyfikacji sięgała zenitu, robił to nadal. Co więcej, wszystkim siłami swoimi i endecji pomagał caratowi niszczyć podziemie niepodległościowe w Polsce. To mówią czyny. Opowieści o wielkich patriotach wiele osób już słyszało i o Bierucie, i o Świerczewskim i kim tam jeszcze. Dmowski jest postacią tego samego rodzaju i kalibru.

Unknown pisze...

W rozważaniach o szansach Polski w 1939 roku zapomina się o sowieckiej Rosji. Stalin sukcesywnie przygotowywał ZSRS do wojny od kiedy przejął całą władzę a i za Lenina takie przygotowania trwały, choć na mniejszą skalę. Tak tylko przypominam, że w 39 roku ZSRS miał więcej czołgów, bombowców a zdaje się, że i artylerii niż reszta świata łącznie. Owszem, relatywnie prymitywne, ale i tak lepsze niż cokolwiek co do końca wojny zdołali zbudować np. Włosi. Ta armia była przygotowywana w założeniach do ataku, nie do obrony.
Wcześniej lub później poszła by do ataku. Stalin też chciał wojny, tylko że był od Hitlera ostrożniejszy i rozsądniejszy (o ile tak można mówić o takich typach). Atakował słabych i osamotnionych (Polska, Rumunia, kraje bałtyckie, Finlandia, testował Japonię i Chiny itp.).
Można teoretyzować, że gdyby Niemcy nie uderzyli na Polskę, tylko do razu na Francję i Anglię, to Stalin mógłby się skusić na atak na Indie, lub wybrał by się na Chiny/Japonię. Jakby podbił Azję, to podbicie wykończonej wojną Europy było by banalne.
Wojnę w 1939 roku przegraliśmy w roku 1920, w chwili przegrania wojny polsko-bolszewickiej, która to, z niezrozumiałych dla mnie powodów, przedstawiana jest jako polskie zwycięstwo. W najlepszym przypadku był to remis ze wskazaniem na Rosję.
W 1920 roku musielibyśmy odtworzyć Rzeczpospolitą Obojga Narodów oraz doprowadzić do sytuacji w której smuta w Rosji trwała by jeszcze kilka lat. Wtedy mielibyśmy jakieś szanse, zakładając przy tym rozsądną politykę w stosunku do mniejszości etnicznych (utopijne), sensowną politykę gospodarczą (mało prawdopodobne), genialna politykę zagraniczną (nierealne) oraz nastawienie całego kraju do przyszłej wojny (chyba bardziej utopijnie niż sensowna polityka wobec mniejszości etnicznych).
Strasznie dużo IFów musiało by się spełnić, byśmy mieli szanse przetrwać koniec rozejmu wielkiej wojny europejskiej.

Anonimowy pisze...

@ma

Apropo tego rabowania podbityh terenow-jest na ten temat swietna ksiazka Gotz Aly "Panstwo Hitlera".Jesli ktos mysli ze Niemcy tak po prostu ukradli co sie dalo to sie myli-to byl caly szereg mechanizmow ktorych skala i przemyslnosc jezy wlos na glowie-kradli w KAZDY mozliwy sposob:od prymitywnego rabunku i wyrywania zebow poprzez konfiskaty i prace przymusowa az po okradanie systemow ubezpieczen spolecznych,dodruk waluty,inflacje i manipulowanie kursami itp itd.To wszytsko spowodowalo ze jeszcze w pod koniec 1944 poziom zycia w hitlerowskich Niemczech byl wyzszy niz przed wojna(przkladowo mleka w proszku dla dzieci w Berlinie zabraklo dopiero w kwietniu 1944!!!-jednoczesnie w Polsce NIemcy wprowadzili racjonowanie zywnosci juz w 1939 i od razu racje byly glodowe).
Naprawde polecam.

Piotr34

Anonimowy pisze...

mala poprawka
Powinno byc:mleka w proszku dla dzieci w Berlinie zabraklo dopiero w kwietniu 1945!!!1945-na miesiac przed koncem wojny!!!W Polsce juz na przelomie lat 1939/40 w takiej Warszawie zjedzono wszystkie miejskie golebie(lapano je na chleb wysypywany na balkon i zylke).

Piotr34

Janusz Gorzów pisze...

"To mówią czyny. Opowieści o wielkich patriotach wiele osób już słyszało i o Bierucie, i o Świerczewskim i kim tam jeszcze. Dmowski jest postacią tego samego rodzaju i kalibru."

No jakże by inaczej, traktat wersalski podpisali Ignacy Paderewski, Roman Dmowski, Bolesław Bierut i Karol Świerczewski. Tak było, wszyscy to wiedzą...

Tak na serio widzę to inaczej i niech tak zostanie.
Dobrej nocy.

Maczeta Ockhama pisze...

@Artur Kuschill
O ZSRR się nie zapomina, ale na 1939 to nie ma żadnego znaczenia. Rozumiem, że teza o gotowości wojennej ZSRR to za Suworowem. To mam informację: to są brednie.
ZSRR w 1941 roku nie tylko nie miał ciężarówek potrzebnych w armii, ale nawet przyzwoitego modelu ciężarówki czy ciągnika drogowego w produkcji. Był na etapie organizowania ciągników do ciężkiej artylerii, a konie zdechły przy kolektywizacji. W tym tempie i przy takich możliwościach, bez Lend- Lease mówimy o gotowości do wojny w 44-45. Najprędzej.
Nikt nie zapomina, ale wie, że to nie jest element układanki. Wbrew pozorom.Za to armia niemiecka była śmiertelnie niebezpieczna. I polskie elity powinny z tego sobie zdawać sprawę. A nie zdawały.
Ale pod dwoma ostatnimi akapitami twojego komentarza sam się też podpisuję.

Anonimowy pisze...

@maczeta
na temat znaczenia land@lease TIK (na którego w jednym z wcześniejszych wpisów się powoływałeś) ma trochę inne zdanie, poparte liczbami:

https://www.youtube.com/watch?v=usBKGE4w5NI

ma

Maczeta Ockhama pisze...

@ma
Tak, wiem, oglądałem to wcześniej i wypowiadał się jeszcze w innych miejscach na ten temat, więc podsumuję całość jego zdania. Dla wyjaśnienia- szanuję jego opinię i wiedzę, a zwłaszcza sensowne i krytyczne podejście do opracowań i źródeł. I co więcej zasadniczo się z nim zgadzam, a w naszych konkluzjach nie ma sprzeczności.
Ale zauważmy, ze mówimy o dwóch różnych rzeczach. TIK odpowiadał na pytanie czy amerykański sprzęt a) zaważył na zatrzymaniu Wermachtu b) zaważył na wygraniu wojny, czyli wyniku i sprawności ofensyw 43-45. Na pierwsze pytanie odpowiedział raczej negatywnie, na drugie raczej pozytywnie. Zastrzegając jednocześnie, że nie był dotychczas w stanie zgłębić tematu, skomplikowanego jak cały ówczesny przemysł, logistyka i wojskowość razem wzięte. Bo wszędzie L-L miał jakiś wpływ, a na deser to przykryte radziecką propagandą.
Wydaje mi się, że ja tu jestem bogatszy o jedno źródło- Archipelag Gułag, który ładnie opisywał stan zaopatrzenia i działania radzieckiej gospodarki na początku wojny. I ja uważam, że L-L zatrzymał zapaść w ostatniej chwili, ale to jest nie do rozstrzygnięcia.
Więc- Armia ZSRR była w stanie wykorzystując 1000 km głębi strategicznej zatrzymać Wermacht, powiedzmy że bez L-L. Ale nie była w stanie prowadzić ofensywy. Z braku ciężarówek. Których jeszcze bardziej nie było w 41, a w 39 praktycznie w ogóle. Do Berlina dojechali liczbowo w większości na ZISach- 5, ale ładownością i sprawnością praktycznie wyłącznie na Studebakerach. I nic lepszego niż ZIS 5 nie było w poważnej produkcji ani planach.

Anonimowy pisze...

@all

A tu mala ciekawostka na temat kampani wrzesniowej.

https://fakty.interia.pl/polska/news-tygodnik-przeglad-zmarnowany-arsenal,nId,2630044


Piotr34

Wojtek inżynier pisze...

IMHO by zniszczyć czołg, czy samolot, potrzeba znacznie mniejszych zasobów, niż by te czołgi i samoloty zrobić. Po zniszczeniu ich pozostaje wyłącznie stacie piechurów, a ci broniący się i okopani mogą odeprzeć co najmniej trzykrotnie większe siły.

Problemem naszej armii wtedy i dziś, jest koncentracja na dorównywaniu przeciwnikom w broniach ofensywnych, zamiast w maksymalizacji środków by ich zabijać najefektywnie w wojnie obronnej.
Reszta poniżej to tylko parę przykładów (kto nie chce niech nie czyta):
Słynne polskie karabiny przeciwpancerne - gdyby były używane a dowódcy dobierani inteligencją, a nie sanacyjnymi znajomościami, kampania wrześniowa skończyłaby inaczej.
I gdyby projektować środki obronne, a nie bombowiec dalekiego zasięgu, nie kupować łodzi podwodnych i drogich niszczycieli, a naszych najlepszych samolotów myśliwskich nie sprzedawać za granicę w przdedniu wojny...

Oczywiście nie przeczę, że koncepcja Maczety ze związaniem się z Niemcami ma sens i to duży. Tak widzę dzisiejszą UE i jest to rewelacyjny projekt, dający nam niewyobrażalne bogactwo, gdybyśmy rządzili sobą sami, a jednocześnie oddający Niemcom to co kochają - możliwość eksportu przemysłowego i ich władzę. Bez przelewu krwii.

Maczeta Ockhama pisze...

@Piotr34
Artykuł jest oczywiście sensacyjny, bo i pomija jedna rzecz. Polska generalicja była przekonana, że wojna manewrowa wygaśnie daleko przed Wisłą i to były zapasy na etap pośredni, nie dopuszczenia do załamania się obrony pomiędzy ustabilizowaniem frontu, a rozpoczęciem ofensywy francuskiej. Na 3-4 miesiące. Zresztą sprzęt częściowo był, ale i tak nie było do niego amunicji w żadnych sensownych ilościach.
Co bardzo ładnie prowadzi do innego problemu: braku przygotowania Sztabu Generalnego do wojny. A to nie było zrobione, bo pomiędzy 1926 a 1935 rokiem praktycznie nie było Sztabu Generalnego. Nie prowadzono gier wojennych, nie pracowano nad planami, nie opracowano doktryny, wreszcie nie opracowano planów mobilizacyjnych i logistycznych. To wszystko są olbrzymie tysiące godzin pracy wykształconych fachowców, których to fachowców i tak nie kształcono. W 3 lata tego się nie dało nadrobić.I tak zrobiono dużo. Ale Niemcy pracą intelektualną zajmowali się od 1919 do 33, a potem rozbudową armii. Polska pracę intelektualną rozpoczęła w 1936
@Wojtek Inżynier
Nic nie zastąpi przewagi ognia i taktyki na poziomie plutonu i kompanii. Czołgi to był drobiazg. Plutonów w armii niemieckiej było z 4-5 razy więcej, a każdy z nich miał MG 34. W polskich była tania imitacja karabinu maszynowego czyli BAR. Różnica siły ognia maszynowego była z 10-krotna. O łączności w celu wsparcia artylerii nie mówiąc. I taki był też wynik. A żeby było śmieszniej, to polska generalicja najwyraźniej sobie nie zdawała sprawy z faktycznych możliwości BARa.
O broni- bombowiec był z perspektywy durnym pomysłem, choć tam realnie rzeczy szły zgodnie z planem i trwały prace na myśliwcem. Niestety nikt nie rozumiał kwestii silników, a to one decydowały. Po prostu w Polsce jak trafiał się jeden zdolny inżynier to budowano dookoła niego ośrodki rozwojowe i przemysł. A jak mu się przedwcześnie zmarło, to wszystko latało jak kurczak bez głowy. I dokładnie tak było z lotnictwem, zwłaszcza myśliwskim.
A flota była budowana i projektowana w dość spójny sposób na wojnę z ZSRR. Tam były potrzebne akurat i okręty podwodne i niszczyciele. Przy wojnie z Niemcami jedyną możliwością była ewakuacja.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

@Maczeta

Twoj plan zdaje sie byc niezly ale zaklada ze Niemcy byli racjonalni i dla tej racjonalnosci zrezygnowlaiby z koncepcji Lebensraumu.Patrzac co Niemcy wyrabiali podczas wojny szczegolnie na Wschodzie powaznie w te ich racjonalnosc watpie.Ich wierchuszka prowadzila ideologiczna wojne rasowa-watpie aby cos takiego jak ropa moglo ich przekonac(w koncu w sprawie ataku na ZSRR to ich nie powstrzymalo).Byc moze masz racje ale watpie-zreszta to jest niesprawdzalne na dzisiaj(dlatego jzu sie w takie rzeczy nie bawie).Co nie zmienia faktu ze polski establishment miedzywojnia kompletnie zawiodl-dzisiaj potomkowie tych ludzi wolaja o zwrot przedowojennych majatkow i pisza pamietniki o bohaterksich dziadkach-uwazam ze nalezy zabrac im wszytko,uroczyscie zdegradowac i wyrzuc na zbity pysk z Powazek-nie moze byc tak ze banda zlodziei i cymbalow robi za bohaterow i jeszcze ich potomkowie wolaja o forse.

Piotr34

Maczeta Ockhama pisze...

@Piotr34
Gdybym miał zgadywać, to też bym nie postawił na powadzenie. Ale spójrzmy na to inaczej. Niemieckie elity armii dokumentnie nie ogarniały wielkiej strategii, za to byli doskonali planowaniu na 3 miesiące, czasem trochę więcej. I tak, Hitler miał do tego swój zapas uprzedzeń narodowościowych, z nadmierną delikatnością omijając oczywisty temat.
Cel takiej dziwnej w sumie polityki byłby jeden: sytuacja w której Niemcy nie kontrolują południowo- wschodniej Polski oznacza automatycznie 5 tys. ton mniej benzyny miesięcznie (to tyle wychodzi po destylacji), będąc do tego przyzwyczajonymi, gospodarka i wojsko potrzebuje tej ilości do zwykłego działania. Więc nie są w stanie zaatakować Francji, albo nie mogą porozumieć się z ZSRR. Do tego polska wersja wydarzeń (bo nie plan wojenny, jego nie było) zakładała co najmniej kilka miesięcy wojny i co najmniej obronę Przedmościa. Jedno pasuje do drugiego. Produkcja polskich blach pancernych była w pierwszej kolejności do Niemiec, WP musiało czekać, to z benzyną można było tak samo...
Co do tamtych elit. Dość antypatyczne towarzystwo, to ziemiańsko-oficerskie. Ale oni byli tylko zapleczem, trzymającym władzę był Józef P. i jego minionki. On, zupełnie bezpośrednio, odpowiadał za to, że faktycznie nie było Sztabu Generalnego, nie było łączności w armii, a w plutonach i drużynach faktycznie nie było karabinów maszynowych. To były rzeczy możliwe do zrobienia w warunkach 2 RP, nie zrobione decyzjami Ziuka. Tak samo jak katastrofalna polityka pieniężna lat 1925(a zwłaszcza od 30)-1936. Nie on ją wprowadzał, ale on się uprał utrzymać po 1929.
Tak naprawdę jedyna realna możliwość polega na tym, że ekipa rządząca od 36 roku lub podobna przejmuje władzę w 31 roku, czyli Ziuk znika za sceny najpóźniej w 30 roku. Razem z obszarnikami i endecją. Może być rząd Centrolewu, może być Mościcki- Kwiatkowski, to byli naprawdę kompetentni ludzie.
A jesli coś bym postulował, to nie wyrzucanie dziś z Powązek, a solidne przerobienie przez naukowców 2 RP i przedyskutowanie w społeczeństwie. Potem zmiana podręczników szkolnych. I już za dwa pokolenia będzie do tego wszystkiego zdrowy stosunek. I wreszcie będzie można nazwać Ziuka durnym, reakcyjnym dyktatorem, który zniszczył szanse rozwojowe Polski.

Unknown pisze...

Czyli jednak kupować gaz i ropę od ruskich?

Maczeta Ockhama pisze...

@Janko Muzykant
Założę, że to nie trolling i odpowiem
Nie, absolutnie nie kupować. Ta metoda szantażu i uzależniania ma znaczenie tylko w czasach ograniczonego handlu miedzynarodowego i tylko jeśli się jest dużym dostawcą. Swoją drogą dobry przykład, bo jest to w istocie metoda, którą ruscy próbują stosować.
Zabrakło tego w tekście- dokładnie chodzi o uzależnienie surowcowe, które potem można przełożyć na szantaż polityczny. W tym przypadku Polski wobec Niemiec. Ryzykowna droga, bo jeszcze trzeba to poprzeć stosownymi możliwościami militarnymi.
A co do dzisiejszych czasów: mały nabywca nie ma takich możliwości. Więc należy po prostu odstawić zużycie.

Paweł Skrzypczak pisze...

Wczoraj wertowałem temat polityki gospodarczej sanacji i trafiłem na takie dwa artykuły http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1961-t52-n1/Przeglad_Historyczny-r1961-t52-n1-s61-85/Przeglad_Historyczny-r1961-t52-n1-s61-85.pdf oraz http://rcin.org.pl/Content/44635/WA303_59427_A288-2-1959-NDP14-39_Drozdowski.pdf z obu wynika, iż rozliczenia na tranzyt nie odbywały sie w walutach obcych (wymienialnych) ale poprzez import inwestycyjny (maszyny i urządzania) z Niemiec. W ogóle zadziwiający jest ten nagły dynamizm ekonomiczny i handlowy rządu po 1936. Gdy nagle okazuje się nawet z ZSRR można podpisać traktat handlowy i exportować tam towary. Podobnie z Czechosłowacją i Rumunią. Tyle ze to dynamizm na krótka metę. w 1939 wydano już wszystkie oszczędności i pożyczki na COP i zaczynało brakować środków na kontynuowanie inwestycji.Z ciekawostek jest tam też o planie gazyfikacji COP, aby uniezależnić się od węgla. Co zaś do mitycznych karabinów UR, które w liczbie co najmniej 3500 kupiło WP, to nawet gdyby ich kupiło 10 000 efekt byłby taki sam. W czasie II rusznice przeciwpancerne nie sprawdziły sie w żadnej armii świata.

Maczeta Ockhama pisze...

@Paweł Skrzypczak
Wielce interesujące linki, dzięki.
Wygląda na to, że sytuacja opłatami za tranzyt była jeszcze bardziej skomplikowana. W istocie w 38 zawarto umowę o pełnym clearingu, czyli pominięciu walut w rozliczeniach. Ale wcześniej obowiązywały płatności walutowe, tylko Niemcy zwyczajnie nie płaciły, wobec czego rozliczono to maszynami i innym importem.
Cóż, po 36 roku trepy już nie rządziły całym państwem, a tylko wojskiem, komunikacją, sprawami wewnętrznymi i polityką zagraniczną. Więc tylko w tych dziedzinach doprowadzili do katastrofy, pozostałe były przez 3 lata prawie ideałem zarządzania.
Rusznice ppanc opracowali na nowo i stosowali z sukcesem jeszcze Chorwaci w początku lat 90-tych, wiec to nie był zły pomysł. Pomysł Ur-a był słaby, bo podobne wynalazki innych armii przy okazji były świetne jako karabin wyborowy dalekiego zasięgu/przeciwpojazdowy. I jako takie służyły dziesięciolecia. Ur w 1941 roku już by się nie nadawał do niczego, bo z definicji był niecelny (na odległość ppanc, ok, ale nic więcej)
Problem polegał na tym, że nikt się przez 20 lat nie zastanowił jak w ogóle ma działać armia, jaka taktyka i jaka broń jest do tego potrzebna.

Anonimowy pisze...

Odgrzebany kotlet, ale... Czy ktoś tu się zastanowił, że:

1. Lat było co najwyżej 18.
2. I wojna światowa przetoczyła się przez ziemie polskie niszcząc wszystko co popadnie.
3. Scalano (i to zrobiono skutecznie!) trzy zabory. Trzy waluty, trzy systemy prawne, dwa rozstawy torów, trzy systemy edukacyjne, trzy mentalności i prawie trzy języki.

I tak nie mieliśmy najmniejszych szans bez pomocy sojuszników. Liczenie na Francję miało sens, bo w 1919r. francuska interwencja powstrzymała gotową już ofensywę niemiecką.

Alternatywy po prostu nie było, co najwyżej od razu protektorat. Ale to nie z Polakami.