Przyznam, że patrząc z daleka na UK ma sie wrażenie, że tym krajem od pewnego czasu rządzą ludzie wypuszczeni prosto ze szpitala psychiatrycznego, a co najmniej z zakładu z internatem dla upośledzonych umysłowo.
W sumie ten ostatni opis dość dobrze pasuje do Public Schools (czyli prywatnych szkół z internatem, gdzie przyjmuje się tylko z referencjami), w których była wychowywana spora część brytyjskich elit, zwłaszcza konserwatywnych, więc zasadniczo wrażenie jest słuszne.
Jeden z członków tych elit dorobił się całkiem sporego majątku zajmując się usługami w zakresie oszustw podatkowych. Przestępczość jak każda inna, niewymagająca specjalnych zdolności, co najwyżej dobrych znajomości. Problem polega na tym, że jak ktoś dorobi się sporych pieniędzy to czasem mu się wydaje, że ma więcej rozumu niż inni ludzie. Jeszcze częściej ta cecha się pojawia w następnym pokoleniu. I tak nieszczęśliwe się złożyło, że przedstawiciel następnego pokolenia został Pierwszym Ministrem Zjednoczonego Królestwa.
Jest to kraj, który jak wiadomo, nie ma większych tradycji demokracji bezpośredniej. A dokładniej żadnych, bo konstytucja tego nie przewidywała. Ale na szczęście konstytucje tam może zmienić aktualny humor premiera, co też i zrobiono.
Tenże człowiek o rodzinnych tradycjach drobnego kanciarstwa (choć na dużą skalę) już zrobił sporo w celu zahamowania wszelkich inwestycji, stworzenia na nieruchomościach bani, która zjada każdego oprócz tych, którzy byli właścicielami od dziesięcioleci oraz starannego demontażu państwa opiekuńczego w tym kiedyś legendarnie dobrej służby zdrowia. W takiej sytuacji uznał, że potrzebuje spektakularnego pokazania przez naród, że jest ceniony i kochany. I rozpisał referenda w sprawach, w których wszyscy się zgadzają. Jak na przykład dalszego istnienia wspólnego kraju z dobrą opieką zdrowotną, powszechnym dostępem do przyzwoitych warunków mieszkaniowych, etc. Tylko kraje mu się pomyliły, ale mimo to za pierwszym razem się udało. Uznał to za wyraźny sygnał poparcia dla swojego geniuszu i spokojnie zajął się przelewaniem budżetowych pieniędzy na konta kolegów ze szkoły dla upośledzonych. Tylko na już większą i jeszcze bardziej bezczelną skalę, obrazowaną np. przez Hinkey Point C.
Ale naród go kocha, więc trzeba zrobić następne referendum, w którym nikt o zdrowych zmysłach nie zagłosuje przeciw.
I w taki sposób UK stało się pośmiewiskiem świata jako kraj kraj, w którym nie ma referendów, ale jedno zostało zrobione w celu podjęcia najgłupszej decyzji w historii.
Swoją drogą w pokoleniu 65+ było najwięcej głosów za wyjściem, a im młodsi wyborcy tym bardziej chcieli pozostać. Wydaje się to dość głupie, ponieważ to najmłodsze pokolenie konkuruje z przyjezdnymi z Hiszpanii, Polski i Rumunii o dziadowskie resztki porządnych miejsc pracy, a emeryci uwłaszczeni w czasach thatcheryzmu pasożytują na nich wszystkich.
Ale chyba należy przyjąć do wiadomości, że spora część tego pokolenia po prostu jest głupia, bo po Cameronie przyszła Teresa May. Jak pierwszy wydawał się nadętym kretynem oderwanym od rzeczywistości (co potwierdziły jego działania), tak dla tej pani trochę brakuje słów. Co prawda jeszcze nie zrobiła niczego konkretnego, ale jej podejście wróży temu krajowi jak najgorzej.
Trzeba przyznać, że przynajmniej wzięła się do pracy. Autentycznie. Rozpoczęła trochę podróży po świecie w ramach konstruowania przyszłego brytyjskiego bloku handlowego. Pomysł był dobry, raz już taki blok był, dość duży i potężny. Tylko nikt jej nie powiedział, że jak był budowany poprzedni, to UK było światowym liderem technologicznym, a jak potencjalnemu partnerowi nie odpowiadała oferta handlowa, to argumentem była najpotężniejsza na świecie marynarka i niezbyt wielka, ale świetnie wyszkolona armia. Dziś z tego pozostała niezbyt wielka i nawet lepiej wyszkolona armia, ale to zdecydowanie za mały argument. I takie właśnie są efekty... Zerowe, jak na razie i nie stawiałbym na wielkie sukcesy w przyszłości.
Tymczasem referendum w sprawie niepodległości Szkocji nie tylko nie zamknęło sprawy, ale własnie ja szerzej otworzyło. Miało być przytłaczająco wygrane, nie było. Różnica był mała, a następnie SNP praktycznie zlikwidowała brytyjskie partie w Szkocji. Co bardziej zaszkodziło Partii Pracy, ale i tak nie zmieniło układu sił w Izbie Gmin.
Opisując komplet efektów rządów Camerona (i nieco May): w kraju sypie się infrastruktura, zarówno fizyczna, jak też społeczna, sam kraj jest na drodze do rozpadu, wyrzucił się z najbogatszego na świecie i najbardziej zaawansowanego technologicznie bloku handlowego i nikt nie ma pomysłu co dalej.
W takiej sytuacji Teresa May spojrzała na sondaże i stwierdziła, że wspaniale rządzi, lud ją kocha i potrzebuje tylko mocniejszej legitymacji demokratycznej, a już obiecuje, że nadal będzie wysyłać pieniądze do kolegów ze szkoły dla upośledzonych.
W sumie to poważnie zastanawiam się czy nie postawić na Corbyna jako premiera po wyborach. Przyznam, że mam co do niego jakieś wątpliwości, mam wrażenie jakiejś niespójności i chyba jest ono podzielane przez co najmniej część wyborców. Ale za to May pokazuje się bardzo dokładnie i spójnie- jako arogancka i bezczelna przedstawicielka oligarchii, czyli klasy, której wszyscy, dookoła świata, mają coraz bardziej dość.
A sam najchętniej, i tak by było najlepiej dla wszystkich, bym widział po wyborach koalicję antykonserwatywną. Razem z SNP, LD, Plain Cymru i na dokładkę Greens (choć to jest akurat niemożliwe). Szkocja by w końcu poszła swoją drogą, znacznie bliższą Skandynawii, może Walia też. LD by wymusili odrobinę rozsądku w rozstawaniu się z cywilizacją i kraj miałby pewną szansę na miękkie lądowanie tam gdzie się wybiera.
A wybiera się do trzeciego świata, pytanie o przywództwo to pytanie czy prostą drogą, czy może jednak zakosami i nieco zwalniając.