Nadal absolutnie zdania nie zmieniłem. Generalnie budowę elektrowni atomowej uważam za przedsięwzięcie zasadniczo pozbawione sensu, zarówno od strony bezpośredniej opłacalności, skutków ekonomicznych dla kraju, jak też bezpieczeństwa energetycznego i bezpieczeństwa sieci. Ale w ostateczności mogę przyznać, że właśnie zakończona oraz właśnie rozpoczęta budowa elektrowni atomowej w Argentynie jakiś sens ma.
Właśnie jest włączana do sieci elektrownia Atucha 2, której budowę rozpoczęto gdzieś za ostatniej kadencji J.Perona, chyba w 1976. Następnie wojskowi jak przejęli władzę, to tak starannie zajęli się interesem, i budowa była tak zorganizowana, że spółka ją budująca upadła jakoś zaraz po upadku dyktatury, zostawiając rozgrzebaną budowę. Wypisz - wymaluj historia Żarnowca.
Ale w wypadku Argentyny w 2004 r., bardziej jako stymulus dla gospodarki i pomysł na zajęcie dla fachowców i zmniejszanie bezrobocia, budowa została wznowiona, w maksymalnym stopniu krajowymi siłami i środkami. To miało jakiś sens. Zwłaszcza, że przy okazji zbudowano, czy rozbudowano fabrykę ciężkiej wody, która korzysta z jakiejś nowej technologi i chwalą się tylko 10-krotnie niższymi kosztami niż konkurencja. A sprzedają światu za tyle samo...
Ogółem dla gospodarki budowa miała jakiś sens. Tak samo uran jest krajowego wydobycia, a elektrownia może działać na nie wzbogacanym. Co prawda lepiej działa na wzbogacanym i takim się zwykle ją zasila, ale w razie czego może być też naturalny. Przypominam, że Argentyna, tak samo jak Polska, zgodnie z traktatem o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, nie ma prawa wzbogacać uranu. To mogą robić tylko oficjalne mocarstwa atomowe. I Izrael...
Sumując: jako skutek dla krajowej gospodarki, rozbudowa potencjału eksportowego i zwiększanie niezależności energetycznej był/jest pozytywny. Żaden z tych warunków nie jest spełniony w Polsce.
Teraz rozpoczęła się budowa nowej elektrowni- maleńka, 25 MW. Była projektowana jako siłownia do łodzi podwodnej, całkowicie w Argentynie, generalnie to ma być prototyp jako przedstawienie technologii i przygotowanie do eksportu. Akurat potencjalny przynajmniej rynek na małe reaktory istnieje dość poważny i z tego punktu widzenia może to mieć sens. Zobaczymy.
Jak to dla siłowni okrętowej, w projekcie postawiono duży nacisk na możliwości szybkiej regulacji mocy, co razem z niewielka wielkością pozbawia ją jednej z zasadniczych wad elektrowni atomowej, czyli produkowania gigantycznego baseload, który bardzo źle współpracuje z OZE i na dziesięciolecia blokuje budowę czystej energetyki. A dodatkowe obciążenie regulacją mocy dla elektrowni węglowych staje się z każdego praktycznego punktu widzenia- identyczne.
Do tego należy dodać znów krajowe wydobycie uranu i jakiś sens to ma - bo istnieje całkowicie krajowy przemysł i od strony bilansu handlowego oraz wykorzystania lokalnych kwalifikacji, to się trzyma kupy. Żadna z tych okoliczności łagodzących nie jest spełniona w Polsce. Żeby było jasne - z polskiego punktu widzenia kupowanie argentyńskiego reaktora jest tak samo bez sensu, jak jakiegokolwiek innego, ale jeśli już, to i tak jest lepszy niż EPR .
A jak to ma się odnosić do propozycji dla Polski?
Najważniejsze to pamiętać o nieopłacalności. W przeliczeniu na zainstalowaną moc elektrownia atomowa jest 4-krotnie droższa niż wiatrowa i 2-krotnie droższa niż słoneczna. Przy skrajnie optymistycznych dla atomu założeniach, bo tak naprawdę to nie wiadomo ile kosztują nowe reaktory, a wiadomo, ile kosztuje OZE. Normalnie reaktor atomowy i wiatrak są tak samo ciężko sterowalne. Można założyć wykorzystanie mocy elektrowni atomowej na 85% (zupełnie realne, nawet optymistyczne) reszta czasu odchodzi na wymiany paliwa i remonty.
Jak w naszym uproszczonym przykładzie łatwo policzyć, wystarczy produktywność wiatraka na poziomie 21,25% aby wiatrak wychodził taniej. Tylko już dziś się nie buduje w ogóle dla tak niskiego stopnia wykorzystania, zwyczajnie bierze się z katalogu inna turbinę bardziej dopasowaną do charakterystyki wiatru.
Zakończając ten wątek - w przeliczeniu nie tylko na zainstalowana moc (bo to jest oczywiste), ale i na produkowana energię, energetyka wiatrowa jest tańsza od atomowej. Trochę mógłby zmienić ten obraz czas eksploatacji, ale nieszczególnie poważam ten argument.
Już odpowiadam: teoretycznie czas eksploatacji elektrowni wiatrowej jest przewidziany na 20 lat, a atomowej na ok. 35. Powinno robić różnice. Ale tak krótki (jak na energetykę) czas eksploatacji wiatraka wynika po prostu z błyskawicznego postępu technologicznego, a nie ograniczeń technicznych. Zwyczajnie, sprzęt ustawiany 20 lat temu jest dziś skandalicznie przestarzały i obłędnie drogi w eksploatacji w porównaniu do dzisiejszego.
Spodziewając się podobnej obniżki kosztów, klienci nie pytają o przedłużoną trwałość, a producent skoro nie musi, to i nie daje takich zapewnień. Jaka jest prawdziwa trwałość techniczna - zobaczymy, ale naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby wolnoobrotowe turbiny były praktycznie wieczne (no dobra, najcięższe i najbardziej wysilone łożyska kiedyś trzeba wymienić), a choćby ciśnieniowe zmęczenie materiału już to uniemożliwia w reaktorach atomowych (albo wymieniamy wszystko po kolei, co zresztą się robi - ale wtedy porównujmy jabłka z jabłkami).
O energetyce solarnej tu nie będę wspominał, bo jest droższa od atomu (w przeliczeniu na energię, bo na moc i nawet to jest tańsze). Ale trwałość ogniw fotowoltaicznych zasadniczo nie jest znana, bo pierwsze masowo produkowane z połowy lat 70-tych jeszcze zwykle działają całkiem przyzwoicie, jeśli nie doznały fizycznych uszkodzeń. Przypominam, że producenci zwykle dają gwarancję na 20 lub 25 lat, ale to nie jest w żadnym wypadku przewidywany lifetime.
Podsumowując: jako receptę, trzymając się tematu, energia atomowa dla Polski. Nowa technologia. Tylko. Kraj jako taki i przemysł nie ma najmniejszego doświadczenia z dzisiejszymi, import w całości to chora idea nieuków. Pozostaje rozwijać własną technologię i w ten, bardzo ryzykowny sposób, wyprzedzić konkurencję.
Najpierw oczywiście trzeba znać zasoby, wiedzieć kto w Polsce i o czym ma pojęcie, czy można relatywnie łatwo rozwinąć technologię toru, czy którąkolwiek inną z przyszłościowych. To może (absolutnie nie musi!!!) dać jednocześnie relatywnie tanią energię, pobudzenie krajowej gospodarki hi-tech i produkt eksportowy o dużej wartości dodanej. I to może mieć sens. Przynajmniej jakiś, dla rozruszania gospodarki. Bo budowanie wielkiej, w całości importowanej elektrowni atomowej to dowód kompletnej ignorancji elit i tego się będę trzymał.
2 komentarze:
Mleko sie rozlalo. Szkoda wielka ze zablokowano a pozniej porzucono budowe pierwszej polskiej elektrowni atomowej w Zarnowcu. Mielibysmy bezcenne doswiadczenia a przede wszsytkim konkretne dane porownawcze jak wyglada koszt produkcji w Polsce energi z wegla kamiennego i z paliwa jadrowego. Wegry eksploatujace w swojej elektrowni w paks reaktory identyczne jak w Zarnowcu, podpisaly z Rosja kontrakt na budowe duzej elektrowni jadrowej.
Skutki srodowiskowe dzialalnosci elektrowni weglowych sa po prostu straszne i wycena ich skutkow zdrowotnych caly czas sie powieksza gdy uwzgledniane sa nowe czynniki dewastacji naszego zdrowia.
@Jerzy Matusiak
Tak, zgodzę się, że EA wtedy do był całkiem dobry pomysł. I jak najbardziej sie zgadzam, że zdrowotne i ekologiczne skutki spalania węgla są zdecydowanie niedoszacowane.
Na dziś najtańsza technologią (prawdopodobnie w ogóle najtańszą) jest wiatr, tylko są tu całkiem spore koszty przebudowy sieci. Jeśli to się rozwiąże w jakiś sensowny sposób, nic więcej nie stoi na przeszkodzie modernizacji energetyki w stronę OZE, docelowo do 50% powinno działać bez szczególnych przeróbek
Prześlij komentarz