Zaczyna się jazda


Wszystko wskazuje na to, że najbliższe 12 miesięcy będzie bardzo gorące i to z dość zasadniczego powodu- żywności, a konkretnie jej cen. W USA trwa dość katastrofalna susza i wygląda na to, że zbiory podstawowych plonów będą rekordowo niskie- co również dotyczy sporej części Kanady. Zbiory kukurydzy i pszenicy już są zupełną katastrofą, soi- to się jeszcze okaże- czy będą bardzo złe czy katastrofalne. W Rosji sytuacja nie aż taka zła, choć zbiory też nie najlepsze, ale to i tak nie ma znaczenia, bo Putin już wydal zakaz eksportu do końca roku. Jakiekolwiek znaczenie ma jeszcze Ukraina, lecz tam też trwa susza- choć nie w całym kraju, więc jest nadzieja na tylko nieco zmniejszone plony.
I to jest kompletna lista największych eksporterów zbóż i soi na półkuli północnej- gdzie żniwa trwają mniej-więcej teraz. Na półkuli południowej- od grudnia (Brazylia, ale tam nie rosną zboża) do marca-kwietnia), i ostatni sezon także nie był najlepszy, więc poziom zapasów jest dość napięty. Więc oczywiście ceny już zaczęły wariować, a najprawdopodobniej będzie jeszcze zabawniej. Argentyński rząd już podwyższył cła eksportowe (do 32%) na biopaliwa (co tu oznacza głównie biodiesla z oleju sojowego). I na to chciałbym starannie zwrócić uwagę- bo tutejszy rząd nie jest głupi i zazwyczaj jest doskonale poinformowany (często nawet podejrzanie dobrze), a zupełnie jawna informacja to to, że dwa argentyńskie satelity służące głównie do monitorowania pogody i zbiorów swoją orbitą przelatują także nad USA. Więc przypuszczam, że wiedzą sporo więcej niż dociera do publiki i inwestorów. Skądinąd- w ramach represji za nacjonalizację YPF rząd hiszpański dwa miesiące temu zakazał importu biopaliw z Argentyny i został tutaj, zupełnie oficjalnie wyśmiany- dziś widać kto ma lepsze informacje...
Teraz- kogo obchodzi pszenica, kukurydza i soja- odpowiedź brzmi- niestety wszystkich. Jest to mniej lub bardziej podstawa wyżywienia większości ludzi w przemysłowym świecie. Nawet jeśli ktoś nie jada żadnego z tych produktów bezpośrednio, są one podstawowymi składnikami pasz dla zwierząt. Nawet jeśli w polskich warunkach większe znaczenie ma rzepak- jego cena jest dokładnie uzależniona od ceny soi- bo zarówno olej, jak i wytłoki są praktycznie w całości zastepowalnymi produktami- więc substytucja wpływa na ceny. Czyli mamy praktycznie całość powszechnie używanej żywności.
Oczywiście skutki już widać w cenach i zapewne będzie widać jeszcze bardziej. Dalsze konsekwencje będą zupełnie proste- w krajach, w których wydatki na żywność są istotną pozycją budżetu życie nie będzie wesołe. Tam gdzie ta żywność jest importowana (czyli ceny muszą być światowe i związane z dostępnością na światowych rynkach) będzie jeszcze mniej wesoło. I właściwie nie ma o czym mówić- po prostu przez świat przetoczy się kolejna fala buntów, zaczynając być może znów od Egiptu, który jest na pierwszym miejscu tej listy.
Ale skutki dla reszty tez nie będą różowe- w skali gospodarki zwiększenie wydatków na żywność (z której przecież się nie rezygnuje) oznacza zmniejszenie tych, które jeszcze można ograniczyć- czyli na większość usług, wyroby przemysłowe, itd.- to zwyczajnie oznacza spowolnienie każdej gospodarki i gdzieniegdzie recesję- i wszystko z tym związane- bezrobocie, bankructwa, spadek wartości aktywów, itd. Kto ma gotówkę ten wkrótce będzie miał okazję na fajne zakupy, kto nie ma.....
Cóż- zawsze istnieje druga strona lewara. Dla spekulantów już wskazałem, dla przeciętniaków to są kraje eksportujące żywność, a jednocześnie posiadające rząd, który potrafi ten eksport czasem kontrolować dla dobra narodu. Ta lista jest dość krótka- Rosja, Brazylia Argentyna.
A pozytywniej- niewiele można powiedzieć, ale najbliższe zbiory będą w Brazylii od grudnia do lutego (soja) jeśli będą dobre, po odrobinie chaosu cały ten bałagan pociągnie jeszcze trochę. Jeśli nie- ostatnim ratunkiem pozostanie Paragwaj, Argentyna i Australia- bo do następnego sezonu na półkuli północnej zapasów już z pewnością zacznie poważnie brakować. W takim wypadku można z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że handel podstawowymi płodami rolnymi stanie się rynkiem sprzedawcy, prawdopodobnie opartym o barter lub złoto- i konsekwencje będą bardzo poważne- przede wszystkim dalszy spadek roli dolara w świecie, więc drastyczny spadek poziomu życia w USA. To jest pozytywna wiadomość dla Euro i Unii Europejskiej (odpadnięcie największego konkurenta do zasobów), ale bardzo złą wiadomość dla większości świata- bo USA się tak łatwo nie poddadzą, a ostatnim aktywem pozostanie całkiem potężna armia...

43 komentarze:

edeq ze wsi podlaskiej pisze...

Może nie będzie tak źle, sam piszesz, że w Rosji nie jest źle. Moim zdaniem Putin gra na zwyżkę cen, dlatego zablokował eksport. W pewnym momencie wypuści zboża na rynek.
Wśród największych eksporterów jest jeszcze Kanada, w której zbiory nie są najgorsze w tym sezonie. W Europie Środkowej, w tym i w Polsce jest w tym roku niezwykle dobrze.
Odnośnie tego, że świat zacznie głodować i zacznie się od Egiptu zgadzam się, ale to kwestia lat, a nie miesięcy.

edeq ze wsi podlaskiej pisze...

a tak poza tym, to państwa w WTO mogą zakazywać eksportu żywności?

aaa pisze...

Przeciętny Polak wydaje na żywność ciut ponad 20% swoich zarobków - i typowo ma nadwagę. Amerykanin - niecałe 7% - i typowo ma *sporą* nadwagę. Ziew.

Natomiast owszem owszem, chińczyk typowo wydaje 40% i bynajmniej nadwagi nie ma. Żółci obesrani, podobno interwencyjnie puszczają teraz na rynek zapasy zboża i ryżu.

Ale z perspektywy krajów pierwszego świata to naprawdę nie ma się czym podniecać. No bo co, jak chleb będzie po 5 zł zamiast po 3, to zbankrutujecie? Please....

aaa pisze...

O, proszę:

http://wyborcza.pl/1,75248,12307215,Otyle_dzieci__W_USA_juz_co_piate_wazy_zdecydowanie.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

Przecież oni by bardzo szczęśliwi byli, jak by ceny żywności tak ze 3 razy wzrosły (to jest IMHO poziom wzrostu konieczny, żeby w USA rzuciło istotny cień na konsumpcję).

Anonimowy pisze...

@panika2008
Przeciętny Polak wydaje na żywność ciut ponad 20% swoich zarobków - i typowo ma nadwagę. Amerykanin - niecałe 7% - i typowo ma *sporą* nadwagę.

Zapewne zmienisz zdanie, jak w Polsce przecietnie na żywnośc zacznie się wydawać 50-60% tj 2-3x tyle, co obecnie

aaa pisze...

Ja osobiście nie zmienię, bo ja nie wydaję 20%, heh.

Poza tym mówię Ci, jak by przeciętny polak spożywał 30-40% mniej kalorii, to by to mu wyłącznie na zdrowie wyszło, także jest tutaj, tak sądzę, spora "strefa kontrolowanego wgniotu".

Realne problemy mogą mieć tylko kraje 3. świata, takie jak Chiny czy Indie.

KubaSz pisze...

@Panika
"Przecież oni by bardzo szczęśliwi byli, jak by ceny żywności tak ze 3 razy wzrosły (to jest IMHO poziom wzrostu konieczny, żeby w USA rzuciło istotny cień na konsumpcję)."

Nie. Było by wtedy jeszcze gorzej, bo przerzucili by się na jeszcze więcej taniego śmiecia. Problemem jest to co jedzą. To ile tego jedzą jest tylko pochodną (tego że to śmieć pozbawiony wartości odrzywczych), ich metabolizm wariuje i mechanizm głodu się dereguluje.

Ale to temat nie na tego bloga :)

Yulek pisze...

@panika2008
Powiedz to tym (Polakom) mniej przeciętnym, a będącym w zdecydowanej większości, co już teraz zarabiają tak, że przy obecnych cenach są szczupli i ledwo wiążą koniec z końcem.

Poza tym, żeby zdrowo i dobrze się odżywiać to trzeba też dobrze wydawać, jesteś tym co jesz.

Anonimowy pisze...

Jak wyczytałem w jakiejś książce ogrodniczej, za komuny działka 500 m2 była w stanie dostarczyć warzyw i owoców dla 4 osobowej rodziny na cały rok. Warunek to zrobienie słoików w sezonie i wyjadanie ich zimą. Ludzie stali się bardzo leniwi, bo ceny żywności są niskie i nie opłaca się nic robić. Na wsi warzyw i jajka kupuje się, do tego doszło. Wystarczy jednak kilka lat drożyzny i od razu szpadel i grabki znajdą się w każdym domu.
Tego sobie i wszystkim życzę.

Krzysiek

aaa pisze...

Ludzie w ogóle stali się leniwi przez cywilizację. Coś za coś. Na łeb nie kapie i nie trzeba sobie co dzień upolować żeby przeżyć, za to trzeba iść za parobka do banku. Summa summarum i tak dobry deal.

Anonimowy pisze...

Z ta dzialka 500m2 to ladna jazda. Ja jestem zupelnie zielony w temacie, ale niedawno niejaki Kunstler, osobnik poniekad znany wsrod peakoilowcow, stwierdzil ze jedgo niedawno kupiona dzialka o powierzchni okolo akra - zdaje sie niecale pol hektara? - nie pozwoli mu stac sie w pelni samowystarczalnym jesli chodzi o zywnosc... ofc poza warzywami i owocami je sie tez wiecej, ale... mimo wszystko.

Anonimowy pisze...

Te 500 m2 to na owoce i warzywa, o samowytarczalności nie ma mowy. Ale dobre i to. Rosjanie podają, że dopiero przy 1 ha ziemi (10 000 m2) można myśleć o samowystarczalności dla 4 osobowej rodziny. Chodzi głównie o areał na zboże, i trawę do wyżywienia zwierząt.
Aby wystarczyło ziemniaków dla rodziny na rok potrzeba powierzchni ok. 250 m2 tylko dla nich. O ile rok będzie dobry, a Ty ręcznie wyzbierasz stonkę.

Krzysiek

futrzak pisze...

@Panika:
znow piszesz o czyms, o czym pojecia nie masz.
Amerykanie owszem sa chorobliwie otyli, ale tak jak napisal juz KubaSz: nie z powodu ILOSCI zjadanych kalorii, ale z powodu JAKOSCI tego co jedza.
Tak sie sklada, ze dobrze ponad 40 mln Amerykanow korzysta z food stamps. Najtansze zarcie supermarketowe sklada sie wlasnie ze zboz, soi i calej masy dodatkow chemicznych. Oczywiscie, reprezentant klasy sredniej nie odczuje zwyzki ceny pszenicy o 200%, ale ci jedzacy z food stamps tak, i to bardzo. Po prostu sila nabywcza tego papierka im zmaleje dwukrotnie.

BTW: gdybys nie wiedzial: tak, mozna bedąc bardzo otylym umrzec z powodu MALNUTRITION. Polecam zamiast slepego wyznawania drugiej zasady termodynamiki douczenie sie z zakresu biochemii ludzkiego organizmu.

Anonimowy pisze...

Jeśli chodzi o areał na osobę potrzebny do wyżycia to bardzo dużo zależy od wielu zmiennych. To teraz krótka lista:
1. Klasa bonitacyjna gleby (skrajne przypadki czarnoziem lub less a z drugiej strony suchy piasek klasy VIRz pod zalesienie sosną)
2. Użycie nawozów
3. Użycie środków ochrony roślin
4. Strefa klimatyczna w Polsce jes możliwy plon właściwy i co najwyżej polon w Wietnami ryż można zbierać 3 razy do roku
5. Warunki pogodowe danego roku (plony z tego samego obszaru uprawiane w ten sam sposób mogą się różnić kilkukrotnie)

A średnio na jeża to jest tak:
http://data.worldbank.org/indicator/AG.LND.ARBL.HA.PC/countries

1 akr to 0,4 ha = 4000m2
Za wiki "Był to obszar, który mógł zostać zaorany przez pług zaprzęgnięty w woły w ciągu jednego dnia."
w odróżnieniu od ara =0,01 ha

1 akr dobre lub bardzo dobrej ziemi
powinien przy wykorzystaniu współczesnej wiedzy agrotechnicznej
(nawozów i środków ochrony roślin oraz nawadniania) pozwolić się utrzymać 4 osobowej rodzinie. To jest średnio tzn trzeba mieć i robić zapas w wypadku nieurodzaju.

Tu kalkulacja 6t pszenicy/(ha rok)* 0,4 ha = 2,4 t/rok = 6,6 kg/dzień
Na chleb i parę kur starczy.

Ale jak miałbym coś doradzać to proponowałbym raczej zrobić zapasy paliw, nawozów, cukru, mąki, kasz, makaronów, oleju, konserw i mrożonego mięcha a na działce to posadzić sobie drzewka i krzewy owocowe. Oczywiście przy uprawie roli jak i w ekonomi jedna wielkość jest stała i absolutnie niezmienna jest to czas.

aaa pisze...

@futrzak, jak mi nie wierzysz, to poczytaj innych:

http://www.usda.gov/factbook/chapter2.pdf

"ERS data suggest that average daily calorie intake increased by 24.5 percent, or about 530 calories, between 1970 and 2000".

Z tego, co wiem, to nie ma takiej możliwości, żeby jednocześnie być niedożywionym i otyłym (nawet przy zaburzeniach metabolicznych), ale w sumie nie jestem szpecem od żywienia, nie będę się upierał. Natomiast dane n/t wciągania kalorii na naszej nieszczęsnej, rozpieszczonej przez cywilizację planecie, nie kłamią.

Prawda jest na moje oko bardzo prosta. Jak się żre 2700 kalorii dziennie, jak w USA (i to średnio, kobieta, mężczyzna, dziecko, starzec), to się ma wielką dupę, period.

aaa pisze...

Fajny materiał dziś na ZH na powiązany temat:

http://www.zerohedge.com/news/americas-sugar-addiction-infographic

aaa pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
aaa pisze...

@Anonimowy z 10:06, najprościej chyba zrobić zapasy złota, prawda? Złoto na nawóz, paliwo, czy mąkę, raczej zawsze wymienisz, natomiast w drugą stronę już nie koniecznie, a już np. nawóz na mąkę czy paliwo na olej... powodzenia, heh.

BTW, szacunek 6t tony z ha jest raczej mocno optymistyczny jak na typowe polskie warunki, szczególnie jeśli nie ma się wieloletniego doświadczenia i czarnoziemu pod Poznaniem czy Wrocławiem.

Autorka pisze...

Jeśli niedożywienie rozumiesz wyłącznie pod pojęciem niedostatku kalorii, to te pojęcia nie będą rzeczywiście zbytnio powiązane. Tylko przecież człowiek jako wielka biochemiczna fabryka potrzebuje do życia i funkcjonowania nie tylko energii, ale szeregu różnych czynników jak mikro i makroelementy, etc. W śmieciowej żywności, co z tego że jest mnóstwo kalorii, jak nie ma innych potrzebnych do funkcjonowania elementów. Stąd też sporo różnych chorób u osób otyłych, jak ich organizm ma funkcjonować prawidłowo i się bronić, jak nie dostaje z jedzenia kompletu składników mu potrzebnych - zamiast tego dostaje nadmiar kalorii... Wielu otyłych jest niedożywionych właśnie w tym sensie.

aaa pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
aaa pisze...

Może tak być. Tymniemniej, jest to w przypadku USA tym bardziej żenujące, że stosunek kosztów żywienia do dochodów jest tam skandalicznie niski, jeden z najniższych na świecie. Podnosząc koszt tego, co jedzą, dwukrotnie, i tak byliby dużo poniżej tego, co mamy w Polsce, jedząc fantastycznie zdrowo. A najlepiej byłoby (z punktu widzenia zdrowia), gdyby jedli zdrowe, dwa razy droższe jedzenie, w ilościach dwa razy mniejszych.

Ale w końcu to tylko ludzie. Jedni głosują na PO, inni wpierdalają tony cukru, co tam kto lubi.

Maczeta Ockhama pisze...

Otóż- zboża i strączkowe generalnie utrudniają przyswajanie minerałów i niektórych witamin- więc człowiek żjadający je w nadmiarze właśnie jest niedozywiony i otyły. Zresztą tak samo świnia czy krowa. Więc, pomimo gigantycznych ilości spozywanych kalorii Amerykanie są niedożywieni- ale tam w miarę przyzwoite jedzenie koszuje naprawdę spore pieniądze i biedniejszych czy złamanej klasy sredniej zwyczajnie na to nie stać- więc to wcale nie jest tak, że oni na jedzeni wydają jakoś śmiesznie mało (znaczy moze i tak, ale dlatego, że ich nie stać na prawdziwe).
Oczywiście sie zgadzam z tym, że przestawienie się na warzywa z ogródka zamiast przemysłowej pizzy jest tylko dobrą rzeczą, ale- trzeba też jeść mięso (a conajmniej jakieś tłuszcze zwierzęce- masło lub tłuste ryby) i to wszystko, przynajmniej w warunkach USA i Europy sprowada się też do zbóż i soi, którymi są karmione zwierzęta (i łososie hodowalane!)
A poza tym Europa może nawet jest eksporterem zywności licząc w pieniądzu, ale importerem, i to dużym licząc w kaloriach- bo wywozi się cebulki tulipanów, a przywozi zboża i soję własnie. Rocznie to jest 50 kg na każdego mieszkańca UE soi z samej Argentyny- a gdzie zboża i inni eksporterzy? Co więcej- Argentyna pieniędzy to ma dość, eksport jest w dużej części kontrolowany przez rząd, któremu bardziej zależy na barterze- bo sam wybiera co chce- a jest to w skrócie ropa i import technologii. Jaśli sytuacja się zaostrzy (czyli najblizsze zbiory na półkuli południowej beda słabe) to cena żywności w dolarach moze polecieć w kosmos, bo prawdopodobnie podobnie do Arg zachowa się też Brazylia. I po prostu- będzie na sprzedaż tylko jako efekt umów miedzyrządowych i to za coś, co ma realna wartość.
I teraz- oczywiście- system może i powinien się zmienić- tylko to musi zająć czas.... Nawet najprostsza uprawa ziemniaków na działce to jest od wiosny do jesieni. Licząc od teraz w Polsce, najblizsze będa w październiku przyszłego roku.... A co dopiero przestawienie się ludzi na powszechnośc takiego zachowania....

Maczeta Ockhama pisze...

Poza tym- jedna rzecz, która już napisałem w samym tekście- wzrost kosztów żywności zasadniczo w zamożnych krajach nie oznacza żadnego głodu, tylko po prostu spadek innych wydatków (bo jak z 1000$ na zywnosc pójdzie 250 zamiast 200- to na wyroby przemysłowe i rozrywki będzie 50 mniej), czyli tak naprawde kolejny spadek poziomu zycia i recesję, ale oczywiście nie głód- bo w skali gospodarki np. ta nieszczęsna soja i pszenica nie będzie karmą dla zwierząt, tylko bezposrednio dla ludzi- czyli, to co wspomniała Autorka- jeszcze więcej smieciowego jedzenia.

aaa pisze...

W jakim sensie "trzeba też jeść mięso"? Jeśli masz na myśli, że żyjący całe życie bez mięsa człowiek umrze lub będzie miał jakieś klinicznie wykrywalne niedobory, to bym mocno polemizował ;)

[anegdotycznym kontrprzykładem jest Maja Ostaszewska, której fizycznie, ahem ahem, i psychicznie, z tego co widzę, nic nie brakuje]

Się offtop zrobił jak ta lala.

Maczeta Ockhama pisze...

Offtop- ee tam. Dopóki kulturalnie sobie rozmawiamy i za zgodą gospodarza ;) to można.
Mięsa jako takiego nie trzeba i da się żyć, ale potrzeba jakichkolwiek tłuszczów zwierzęcych. Hindusi jedzą nabiał (zwłaszcza dużo masła), japończycy ryby, itd., choć generalnie jada się tam bardzo mało lub wcale miesa. Można jadac też sporo jajek i wszystko jest w porządku, ale bez żadnych tłuszczów zwierzęcych (np. na diecie wegańskiej) prędzej czy później (nawet po parunastu miesięacach- paru latach) organizm wystawi solidny rachunek.

JKM pisze...

Czy w czasach wielkiego głodu na Ukrainie były jakieś bunty? W 39 w Polsce było ok. 34mln mieszkańców czy ktoś z głodu umierał? Ceny żywności mogą być jedynie używane jako pretekst do destabilizacji sytuacji w kraju przez obce służby. Większości państw ceny żywności zwisają, a z tymi wielkimi suszami, stonką ziemniaczaną, chińskimi larwami motyla to radzę dać sobie spokój. Ceny roślin rosną, a to dlatego, że rośnie popyt na mięso, Azjaci i Latynosi robią się coraz bogatsi. Ponadto z roślin robi się paliwa bo jest to opłacalne porównując do cen ropy.

Czynnikiem, który zapoczątkuje inflację nie będzie drożejąca żywność tylko deflacja, która znacznie obniży wpływy do budżetu.

Maczeta Ockhama pisze...

Ale w Polsce po podwyżkach cen mmiesa w 70 i 80 roku- jak najbardziej były. Mozna to zwalać na różne spiski, ale zwykłych ludzi do wyjscia na ulice czy strajków najłatwiej było namówic cena kotleta w stołówce.
Nie mówię o żadnej stonce- tylko zupełnie obiektywnie istniejącej suszy i tragicznych plonach u największego na swiecie producenta podstawowej dla ludzkości dziś zywności, czy komuś się to podoba czy nie. Zwykle w takich sytuacja, jesli chodzi o podstawowe dla przeżycia produkty- popyt nie spada, więc cena rośnie gwałtownie, a rządy interweniują w obronie swoich obywateli (albo swoich korporacji- zależy gdzie). I żadne marzenia o wolnym, libertariańskim świecie nie zmienią dzisiejszej rzeczywistości.

futrzak pisze...

@JKM:
"Czy w czasach wielkiego głodu na Ukrainie były jakieś bunty?"

Wolne zarty. Jak tam niby mial byc bunt, skoro cala ludnosc byla spacyfikowana i najmniejsze proby oporu konczyly sie kula w leb? Nie wolno im nawet bylo opuscic swojej wsi, nie mowiac juz o "kradziezach" zboza czy probach schowania czegos.

@Panika:
miesa jako takiego jesc koniecznie nie musisz, ale jesli do tego zrezygnujesz z tluszczow zwierzecych (wliczajac w to tluste ryby) oraz jaj to niestety ale bez zadnych suplementacji zyjac na szerokosci geograficznej tam, gdzie Polska, bedziesz mial po pewnym czasie niedobor witaminy D, kilku z grupy B, K2 oraz paru mineralow. Bezposrednio od tego sie nie umiera, niemniej oslabiaja ci sie kosci, system odpornosciowy i pare innych, ktore przyczyniaja sie wydatnie do zapadniecia i niewyleczalnosci paru niemilych chorob.

JKM pisze...

Były strajki tylko ciekawe dlaczego nie w całym kraju?

Co do Argentyny to mam dwa pytania:

- czy uważasz, że rząd argentyński lepiej zna sytuację gospodarczą Argentyny czy globalną sytuację?

- czy uważasz, że rząd argentyński jako jedyny i w dodatku najlepiej przewiduje sytuację gospodarczą jaka będzie na świecie za kilka lat?

Podnoszenie ceł, nie służy ochronie własnej gospodarki. Podniesienie ceł na zboża spowoduje większą podaż na rynku wewnętrznym (ceny chwilowo spadną), ale wzrośnie bezrobocie. Dodaj do tego, zwiększenie wydobycia ropy oraz podniesienie ceł na jej eksport. Rząd argentyński obawia się inflacji i to dlatego wprowadza rozwiązania z podręcznika młodego socjalisty, możesz to nazywać działaniem dla dobra obywateli, tylko że rząd sam stworzył te problemy.

Argentyna musi zbankrutować, taką opinię ma zresztą mój guru ekonomiczny, który mieszka w Argentynie od kilku ładnych lat. Problemem Argentyńczyków jest to, że ten kraj jest praktycznie samowystarczalny w związku z czym obecna sytuacja może trwać dekady.

Maczeta Ockhama pisze...

Co do inflacji i austerity to akurat wczoraj odpowiedział na to Stiglitz i zasadniczo się z nim zgadzam http://www.buenosairesherald.com/article/108931/our-focus-should-be-on-how-growth-income-distribution-and-poverty-develop-stiglitz
A jak ma się wzrost wydobycia ropy, ograniczenie i zmnieejszanie wzrostu cen żywności na rynku wewnętrznym do wzrostu bezrobocia to absolutnie nie rozumiem. Mógłbyś mi to wytłumaczyć? Być może dlatego, że nie znam podręcznika młodego socjalisty.
OK- nie rozumiem także dlaczego Argentyna MUSI zbankrutować i co własciwie to oznacza- restrukturyzację obligacji? hiperinflację? wyczerpanie rezerw walutowych?
A dlaczego uważasz, że trwanie obecnej sytuacji przez dekady ma być jakims problemem? Zresztą pomiedzy "musi zbankrutować" a "obecna sytuacja może trwać dekady" istnieje pewna sprzeczność- jeśli obecna sytuacja to szybki wzrost gospodarki i rezerw walutowych, spadek zadłużenia i spadek nierówności społecznych (czyli na wzroście najbardzeij zyskują najbiedniejsi i klasa średnia).
Przyznam, że także jestem bardzo ciekaw kto jest twoim guru ekonomicznym mieszkającym w Argentynie, bo jako żywo oprócz Domingo Caballo nie kojarzę nikogo, kto by reprezentowaał tu takie poglądy, a on tu jest raczej pośmiewiskiem.

Maczeta Ockhama pisze...

@ JKM
Na pytania
Rząd argentyński zdecydowanie nie ma wszechwiedzy, ale jest dobrze, a nawet jak wspomniałem zadziwiająco dobrze zorientowany w sprawach, które tego kraju dotyczą. Wobec powiązania gospodarki Arg ze światowymi rynkami zywności na pewno orientację ma doskonałą. A powazny kraj nie po to buduje satelity aby głosiły wielkość i chwałe, tylko po to, aby po cichu dostarczały kluczowych informacji- wobec tego dane o stanie plonów na Midweście są pewnie w Różowym Domu szybciej niż w Białym.
Zapewne nie przewidduje jako jedyny, ale jako jeden z nielicznych zabezpiecza się i kraj -i to solidnie na najróżniejsze scenariusze.

JKM pisze...

"A jak ma się ograniczenie i zmnieejszanie wzrostu cen żywności na rynku wewnętrznym do wzrostu bezrobocia to absolutnie nie rozumiem. Mógłbyś mi to wytłumaczyć?"

Ograniczenie eksportu płodów rolnych poprzez zwiększenie ceł, spowoduje, że rolnicy stracą rynki zbytu i wszystko rzucą na rynek wewnętrzny, spowoduje to obniżkę cen żywności. Jednak Argentyńczycy nie są w stanie skonsumować całej produkcji płodów rolnych, więc rolnicy zaczną ograniczać produkcję i zaczną się zwolnienia w rolnictwie. Jest to nic innego jak wyrównywanie podaży do popytu.


Państwo argentyńskie musi zbankrutować, gdyż jest to chyba jedyny sposób na wymianę rządzących elit. Patrzysz przez pryzmat IIIRP w związku z czym rząd argentyński wydaje ci się mężem opatrznościowym, daleko im do ideau. Działania rządu kolumbijskiego wypadają znacznie lepiej. Bankructwo będzie wtedy kiedy tłumy wyjdą na ulicę. Argentyna jest bogatym krajem i może prosperować w izolacjonizmie, a nawet się rozwijać, ale nie tędy droga, Związek Radziecki upadał kilkadziesiąt lat.

"Zapewne nie przewidduje jako jedyny, ale jako jeden z nielicznych zabezpiecza się i kraj -i to solidnie na najróżniejsze scenariusze."

Wprowadzenie odpowiednich ustaw to kwestia kilku dni, a w ekstremalnych przypadkach np. kryzys, wojna to kilka godzin. Jak sam widzisz, zabezpieczaniem kraju nie jest wprowadzanie ustaw na jakieś ewentualne zdarzenia z kilkuletnim wyprzedzeniem bo to się może skończyć sraczką. Zabezpieczaniem jest samo przygotowanie ustaw.

Maczeta Ockhama pisze...

@ JKM
co do guru- chyba sam sobie odpowiedziałem na pytanie- Doug Casey, tak? Znam, czytam regularnie i całkiem lubię. Ale on mieszka na skrajnym zadupiu i obraca się wśród elit górniczo-rolniczych, więc zwyczajnie nie wie co się dzieje w wielkich przemysłowych miastach.
"Ograniczenie eksportu płodów rolnych poprzez zwiększenie ceł, spowoduje, że rolnicy stracą rynki zbytu" To by było prawdziwe przy np. stali- produkcie zastępowalnym, gdzie cena mocno wpływa na popyt. Ale popyt na żywność jest sztywny i mało zależny od ceny- poza tym cła zmniejszają zyski eksporterów, ale to nie ta sytuacja- przy żywności, zwłaszcza jeśli jej jest mało, ludzie zapłacą i zrezygnują z innych rzeczy. A zysków rolników to cła nie zjedzą. Te cła faktycznie obciążaja konsumentów za granicą, czym argentyński rząd sie oczywiście nie przejmuje. A w wypadku soi to rzycanie na rynek wewnętrzny nie ma nawet sensu, bo soja jest uważana za niejadalną tutaj, a oleju sojowego chyba nawet nie wolno sprzedawać jako spozywczego.
"Państwo argentyńskie musi zbankrutować, gdyż jest to chyba jedyny sposób na wymianę rządzących elit. "
Aaa- to inna sprawa- ty CHCIAŁBYŚ, aby Argentyna zbankrutowa i zaczęły sie zamieszki, aby wymienić elity. Tylko po co? Masz z tym związane jakieś interesy?- bo np. ja stawiam na utrzymanie się obecnej polityki i jest mi z tym calkiem dobrze.
Co do Kolumbii nie mam pojecia- ale proamerykańskie rządy w Am. Łac. zawsze sie kończyły nędzą i różnistymi strzelaninami.
Nie mówię o przygotowaniu sie ustawami- tylko o rzeczach typu import technologii i jej wdrażanie, zmniejszanie zaleznosci od światowego systemu bankowego, itp.- to musi trwać i wkurzać sporo osób.
A dla równowagi oprócz Caseya, proponuje poczytać Orłowa i wtedy odpowiedzieć na pytanie- jakie jest właściwe postępowanie?

aaa pisze...

@Maczeta, to nie jest do końca tak że popyt na żywność jest całkowicie nieelastyczny. Wręcz przeciwnie, w wielu sektorach żywienia jest skrajnie elastyczny, np.:

"Price elasticities for foods and nonalcoholic beverages ranged from 0.27 to 0.81 (absolute values), with food away from home, soft drinks, juice, and meats being most responsive to price changes (0.7-0.8). As an example, a 10% increase in soft drink prices should reduce consumption by 8% to 10%."

[http://www.yaleruddcenter.org/resources/upload/docs/what/economics/FoodPricesElasticity_AJPH_2.10.pdf]

Nie wiem jak jest z Argentyną, ale domyślam się że takich elastycznych elementów w menu jest całe mnóstwo np. w 2700-kaloriowym USA.

aaa pisze...

A swoją drogą, przez "zmniejszanie zaleznosci od światowego systemu bankowego" rozumiesz zabór mienia prywantych korporacji zagranicznych, w czym celuje Kirchnerowa, tak?

Maczeta Ockhama pisze...

@ Panika2008
Elastyczność popytu- na poszczególne rzeczy- tak. Tylko "drobny" problem polega na tym, że jak zejdziesz w dół łańcucha przetwórczego to w dobrze ponad połowie diety nowoczesnego świata znajdziesz te 3 rzeczy- kukurydzę, pszenice i soję- z których jak podkresliłem obecnie "wytwarza się" nawet łososie.
Co do nacjonalizacji w Argentynie- było ich w ostatnich latach kilka i każde ma solidne uzasadnienie- jako niezbędne dla bezpieczeństwa państwa- co jest także powodem do nacjonalizacji w każym normalnym kraju.

aaa pisze...

LOL, "solidne uzasadnienie" się zawsze znajdzie. A najlepsze z najlepszych jest "bezpieczeństwo narodowe" (specjalność USA). Niezłe też "strategiczny interes" (współczesne ZSRR) oraz klasyk "walka z reakcją" (dawne ZSRR).

aaa pisze...

A jaki to np. strategiczny interes państwa przyświecał miłującej sprawiedliwość, dobrobyt i wolność Kirchnerowej, jak ostatnio zakazała zakupu i posiadania USD? (Tylko mi nie mów że jest to np. przygotowanie do wprowadzenia pokrycia złotem argentyńskiego peso, hehehe, swoją drogą też jak by inflacja >10% nie bardzo pasuje do obrazu oświeconej despotki dbającej o dobrobyt swych podwładnych).

aaa pisze...

Jeszcze przypomnij nam o ile procent wzrosły ostatnio w Argentynie koszty ogrzewania i prądu...

http://www.clarin.com/sociedad/usuario-pago-luz_0_731926904.html

(a podobno specjalistami od dojenia kieszeni klientów są prywatne korporacje prywatyzujące utilities, hehehe).

Nie no normalnie to wszystko sprawia że zaczynam marzyć o argentyńskim paszporcie. Kraj z niesamowitymi perspektywami po prostu, no i ta oświecona władczyni, ach och.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Panika
Skąd ten jad? W własciwie jak ma się do tematu?
Choć co do cen prądu- Clarin, jak zwykle, kłamie. Po pierwsze ceny prądu i gazu są śmieszne (dla niekumatych- $ to jest symbol peso), po drugie, wzrosły niewiele. Po trzecie- w 2003, kiedy tu była bieda wprowadzono dotacje dla wszystkich do cen energii, teraz są tylko dla niektórych i to jest z punktu widzenia odbiorcy wzrost cen. I po czwarte- są dość duże opłaty (czy może kary) za wzrost zużycia- i w rzeczywistości rachunek się mógł taki uzbierać- ale jednorazowo, a nie jako podwyżka!!! Ale jak ktoś mieszka w Recolecie (czyli chyba najdroższym miejscu w Argentynie), to te 500$ też nie powinno boleć- a jak boli to się powinien przeprowadzić, bo na zwykłe zakupy tam go też nie stać.

aaa pisze...

Mam wrodzony jad w stosunku do wszelkich władyków :P

korzystne zakupy pisze...

panika, chyba żebyś to ty był "władykiem"

no nie?

aaa pisze...

Władyką, mon ami, władyką.