Jest zupełnie oczywistym, że spadek ilości energii dostępnej przeciętnemu człowiekowi musi się wiązać z obniżeniem średniej jakości życia. Oszczędzać można, ale inna nazwa oszczędzania to po prostu zaciskanie pasa. Dla wielu jest ono koniecznością, ale koniecznością niezbyt przyjemną. Znacznie fajniej, gdy absolutnie z niczym nie trzeba się liczyć.
Zużycie energii można ograniczyć w danej populacji o 10% na dwa sposoby: 80 % populacji zakupuje (zużywa) o 12,5% energii mniej, lub 20% populacji zużywa połowę tego co wcześniej. To drugie rozwiązanie jest już prawie zastosowane w Kalifornii, gdzie ładnie przybywa “nowych biednych” czyli dawnej klasy średniej, obecnie żyjącej w kamperach i bawiącej się w chowanego z policją.
W Krzemowej Dolinie, gdzie w tej chwili jeszcze uparcie nie chce się zacząć pora sucha i jest tak zimno jak w Polsce w lecie, około jedna czwarta przestrzeni biurowej stoi wolna do wynajęcia. Są to biura, w których stworzono i nadal tworzy się technologię, z której korzystamy na co dzień siedziąc przed komputerami. Dziś nadal wytwarzane są całkiem pożyteczne rzeczy, ale jest ich po prostu mniej. Ludzie, którzy tam pracowali są już niepotrzebni. Kapitału na nowe startupy nie jest tyle co kiedyś, co oznacza pośrednio, że obecnych zasobów już teraz brakuje na inwestycje. Dostępnych środków konsumujemy coraz większą cześć, mniej i mniej przeznaczając na poprawę bytu w przyszłości, a mimo to obecną konsumpcję i tak trzeba ograniczać.
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć dotyczących oszczędzania energii w USA. Mieszkańcy tych pojazdów już nie muszą płacić za domy i stosy gadżetów w nich zgromadzonych, żyją skromnie i oszczędnie (przynajmniej jak na warunki Stanów Zjednoczonych). A przy okazji - na zdjęciu widzimy parking obok sklepu w niedzielne popołudnie: owszem boczny, a nie przed wejściem - ale trochę pusto - nieprawdaż?
Oczywiście nie oznacza to, że 20% populacji żyje w kamperach, ale realne bezrobocie oscyluje wokół tej liczby. Struktury administracyjne państwa działają jeszcze, więc takie koczowanie jest “bezprawne”:
Standard życia tych ludzi “nieco” odbiega od poprzedniego...
Co do stopnia oszczędności, rzecz jasna ilość kalorii w żywności pozostanie taka sama (przynajmniej do czasu kompletnej katastrofy), z ogrzewania poniżej pewnego poziomu mało kto będzie rezygnował, ale już zużycie energii zakumulowanej w wyrobach przemysłowych zostanie ograniczone. Pamiętajmy o tym, że energia to nie tylko prąd w gniazdku czy paliwo do samochodu ale także, a może przede wszystkim, energia zużyta już do produkcji i transportu różnych zakupywanych przez nas gadżetów. Sprzedawcy tych gadżetów mają problem, ale z drugiej strony wszyscy zaciskają pasa, a nie tylko 20 % “nieudaczników i pechowców”, którzy tracą domy i samochody, i żeby przeżyć imają się dorywczych prac, mieszkając w takich gruchotach. Trzeba też mieć na uwadze, że są to w większości WASP-y przyzwyczajone do poziomu klasy średniej - do gorszych dzielnic zamieszkanych przez czarnych i latynosów po prostu nie pasują. Inna sprawa, że na wolnym rynku i tak nie byliby w stanie nic wynająć: ich zdolność kredytowa jest żadna, nie mają stałej pracy o wystarczajacych dochodach (a jest to wymagane przy wynajmie), nie mówiąc już o tym, że nie są w stanie zapłacić z góry gotówka za najkrótszy możliwy okres najmu (zwykle wynoszący pół roku).
Podsumowując - ograniczenie zużycia energii jest jak najbardziej możliwe. A wyglada ono dokładnie tak samo jak kryzys.......
9 komentarzy:
pisze się najkrótszy.
pozdr.
Ciekawe co będzie dalej, jak kryzys się pogłębi?
Pewnie cena kamperów wzrośnie.
@ Anonimowy nr 1
Zawsze można liczyć na czujnośc komentujących...
@ Anonimowy nr 2
Raczej nie- yu akurat były typowe kampery, ale widziałem tez zwyczajnie przerobione vany. Jak ktoś nie ma żadnych pieniędzy- to kupuje cokolwiek, albo zyje w zwykłym samochodzie.
dalej będzie będzie masowy squatting (setki tysięcy domów przejętych przez banki aż się o to prosi) i amatorska architektura w stylu meksykańskich slumsów
@ Anonimowy z 20:38
Spróbuję się rozejrzeć, skoro tu jestem. Jestem całkiem ciekaw jak to w rzeczywistości wygląda już teraz. Choć oczywiście jest to trudne do zauwazenia.
w kraju coraz częściej wykorzystuje się wyrejestrowane przyczepy campingowe i tzw. domki angielskie.
Na razie głównie latem, pod wynajem dla letników, albo na działkach nad jeziorem gdzie budowa daczy jest nielegalna.
Coraz częściej też na wsiach jako dodatkowe pomieszczenie.
Nie przesadzajcie. Sytuacja w USA (nie widać tego) jest znacznie lepsza niż ta w UE. W USA mieszkanie w kamperze, dostawczaku czy przyczepie kempingowej to norma, podyktowane to jest wieloma czynnikami m.in. stylem życia. W Polsce jest taka bieda, że ludzi nawet nie stać na mieszkanie w kamperze (a co dopiero mówić o wynajęciu) i muszą gnieździć się z teściami na 40m2, są mało mobilni więc mają nikłą szansę na zmianę swojej sytuacji, gdyż szukają pracy w promieniu kilkunastu km od mieszkania. Dolar jest walutą światową, więc dlatego kryzys najpierw pojawi się w USA, ale będzie to pikuś w porównaniu do tego co będzie w UE. Wystarczy porównać długi np. Californi z Polską.
California ma $87mld długu, a Polska $250mld. Do tego porównać system podatkowy, wysokość oraz rodzaj podatków, przyrost naturalny itp. itd. Gołym okiem widać gdzie będzie tragedia.
Jak widać różne kraje mają różne sposoby. Ten chyba nie był do końca przemyślany.
W każdym kraju jest inaczej. Fajnie wiedzieć, jak to działa. Dzięki :)
Prześlij komentarz