Jak się robi sporą imprezę to czasem się okazuje, że później przychodzą niespodziewane rachunki. Jak jeszcze jest ktoś, kto sobie z twojego imprezowania zrobił całkiem ładny strumyczek pieniędzy to trudno jest to zakończyć, a potem często przychodzą rachunki. Zaskakująco duże.
A jeśli ta impreza trwa na skalę planety przez kilka dziesięcioleci a kabzę nabija sobie nie osiedlowy dealer a wszystkie możliwe męty światowej oligarchii to i rachunek może być zabawny.
No i jest. Rachunki za imprezę naftową węglową własnie zaczynają przychodzić na poważnie. Nie żadne głodujące misie polarne, czy inna powódź w miejscu którego nazwy nie kojarzymy.
Tym razem, przez praktycznie cały 2018 rok trwała bezprecedensowa susza w Niemczech. Nie jest jeszcze pewnym, czy 2018 był najgorętszym rokiem w historii pomiarów (2003 jest blisko), ale jest pewnym że był najsuchszym. Tak, najsuchszym w historii pomiarów meteorologicznych.
Wszyscy oczywiście byli ta suszą zaskoczeni, dziś domagają się odszkodowań, a co większe tłuki oficjalnie twierdzą, że prawdopodobieństwo powtórzenia jest znikome. Oczywiście nie jest. Ale spójrzmy co się właściwie stało:
Opady w Berlinie wyniosły 300 mm/m2 czyli najmniej w historii pomiarów. A to było jedno z najmniej problematycznych miejsc w kraju. Zbiory w skali kraju spadły od 20 do 50%, a lokalnie w niektórych regionach nie zebrano nic. Ziemia jest tak sucha, że np. rzepaku nie ma żadnego sensu i nie należy sadzić, więc i w przyszłym roku zbiory będą niskie.
Wpływ suszy na rolnictwo jest oczywisty i znany dla każdego. Zabawniejsza sytuacja jest z siecią transportową.
Otóż poziom rzek był taki, że barki średnio mogły przewozić 40% normalnego ładunku, a niektóre odcinki Łaby były całkowicie niespławne. W Polsce to nie byłby problem, bo rzeki i tak są niespławne, ale w Niemczech ok 80% ładunków masowych przewozi się barkami. Z czego od dostaw rzekami jest właściwie całkowicie uzależniona produkcja BASF, TyssenKrupp, ArcelorMittal i podobnych firm, czyli zasadniczo gigantów przemysłu stalowego i chemicznego. W tym także produkcja i dystrybucja paliw. Oczywiście do tego dochodzi spadek produkcji elektryczności z elektrowni wodnych oraz w niektórych miejscach problemy z chłodzeniem elektrowni cieplnych.
Problemy z transportem wodnym spowodowały szukanie alternatyw. I tu zemściła się straszliwie polityka rządów Merkel, polegających głównie na unikaniu działań i decyzji. Nie inwestowano w autostrady, a zwłaszcza parkingi przy nich i przepustowość ciężarowa autostrad jest na wyczerpaniu. Niemiecka kolej to jest jedno wielkie spóźnienie i awaria, a jak jeszcze temperatury dołożyły swoje do wyginania szyn to przepustowość kolejowa się wyczerpała. Tu także marne zarządzanie i brak inwestycji się własnie zemścił.
I to jest opis prawdziwego problemu. Naukowcy o nadchodzącej katastrofie ostrzegali od lat. Ona właśnie nadchodzi, teraz na poważnie. Wiadomo było, w pewnym przybliżeniu co się będzie dziać. Wiadomo było, że trzeba przygotować do tego infrastrukturę, bo obecnie istniejąca zostanie nadwyrężona i trzeba mieć zapas. Niektórzy , gdzieniegdzie to robili, spora część nie. A na skalę Europy największym problemem jest to, że w grupie olewaczy były też Niemcy.
Dziś i oni dostają za to rachunek.
Dziś rząd niemiecki się trochę obudził, nacisk społeczeństwa też jest istotny. I nadchodzą zmiany. Jedna rzecz to częściowy powrót do odpowiedzialnej polityki klimatycznej, gdzie w końcu wyznaczono datę zaprzestania spalania węgla (2035 lub 38, zależnie od ewaluacji w 32) i rozpoczęto poważne zmiany w sektorze transportowym. Dokładniej podwyższono opłaty za autostrady dla ciężarówek i jednocześnie zwolniono z nich napędzane prądem lub metanem.
Znów za mało, za późno, ale przynajmniej coś.
Co oznacza, że do obecnych władz Niemiec dotarło z grubsza rzecz biorąc to, co robił rząd Schroedera. Zajęło zaledwie 13 lat, gratulacje. Problem polega na tym, że w czasach Schroedera wdawało się, że dla ochrony klimatu energia odnawialna nie wystarczy i absolutnie konieczne jest oparcie się na gazie ziemnym aby w maksymalny możliwy sposób zredukować emisje CO2
Dziś wiemy, że takiej potrzeby nie ma, albo możemy powiedzieć, że dziś mamy wystarczająco wprowadzonej na masową skalę technologii aby to nie było potrzebne. I nie jest, możemy jednocześnie rezygnować z wszystkich paliw kopalnych.
Ale czego można się spodziewać po rządzie i kanclerz, która przez kilkanaście lat nie potrafi podjąć jednej jasnej decyzji i się jej trzymać? Oczywiście tego, że teraz, w takiej sytuacji zaczyna coś chrzanić o niezbędnym dla gospodarki rosyjskim gazie ziemnym.
Odnoszę wrażenie że coraz trudniej dziś w polityce o dorosłych ludzi.