Był taki samochód, Ford model T. Bardzo ważny w historii motoryzacji, techniki i historii przemysłu w ogóle.
Był m.in. jednym z najdłużej produkowanych samochodów.
Ale przede wszystkim jest znany jako pierwszy w historii samochód produkowany na taśmie produkcyjnej, którą wynalazł Henry Ford. Wynalazł ją, a następnie zaprojektował tani i prosty samochód. A później zaczął płacić robotnikom niewyobrażalnie wysoką stawkę 5 dolarów dziennie, aby mogli sobie kupić te samochody i poprawić standard życia, jednocześnie napędzając popyt na samochody, prawda?
Prawda o tyle, że jest to historyjka znana z "wiedzy powszechnej". Ładnie brzmi, o dobrym biznesmenie i w ogóle. Tylko.... jest prawie całkowicie nieprawdziwa.
Prawdziwe jest to, że Ford T istniał i był masowo produkowany, od 1913 roku za pomocą taśmy produkcyjnej. I tak, Ford Motor Company w 1914 roku płaciło 5 dolarów dziennie szeregowym robotnikom, co było ok. 3-krotnie wyższą stawką niż normalne. Cała reszta wyglądała inaczej.
A teraz nieco prawdziwszy opis.
Ford T był produkowany od 1909 roku. Na swoje czasy był to bardzo zaawansowany technicznie samochód, o świetnych osiągach i niesamowicie trwały. Nie był to samochód luksusowy i absolutnie nie miał takich pretensji, ale technologicznie przewyższał całą konkurencję, przede wszystkim osiągami i niezawodnością.
Bardzo daleko od koncepcji "taniego samochodu dla robotników", nieprawdaż? I w istocie robotnicy nie byli i nie mieli być jego nabywcami.
Nabywcą miał być lekarz, prosperujący rolnik, zamożniejszy handlowiec, etc. Czyli zamożniejsza klasa średnia, która wcale nie potrzebowała "taniego" samochodu, tylko niezawodnego samochodu za cenę co najwyżej przeciętnego domu. I tym był Ford T w roku 1909.
Taka koncepcja znakomicie zwiększyła rynek. Dotychczasowe samochody były zabawką dla bogatych, która wymagała nawet kilku godzin czynności obsługowych na każda godziną użytkowania, co w zasadzie wymagało utrzymywania szofera-mechanika. Ford T był na tyle niezawodnym i bezobsługowym pojazdem, że można było obejść się bez mechanika, a zaledwie odstawić go do warsztatu raz czy dwa razy w tygodniu. Jeśli dodać do tego niezłe osiągi, to mamy przepis na sukces.
Ten sukces, jak wiadomo, nastąpił. Sprzedaż ruszyła w oszałamiającym tempie. Razem z planowaniem nowego modelu, Ford rozpoczął budowę nowej fabryki, wówczas największej fabryki na świecie. Ale bynajmniej nie była największa ze względu na planowaną skalę produkcji, tylko ze względu na poziom integracji tej produkcji. Od wytwarzania stali, odlewni i chyba nawet tartaku przecierającego drewno na ramy do ostatecznego montażu.
Fabryka Highland Park ruszyła w 1910 roku i nie tak długo później jej możliwości produkcyjne były bliskie wyczerpania. Co jeszcze nie stanowiło tak wielkiego problemu, jak fakt, że nie za bardzo można było znaleźć na rynku wykwalifikowanych mechaników do montażu samochodów. Dokładnie wtedy Ford skorzystał z wynalazku taśmy produkcyjnej. Absolutnie nie miał on, ani jego firma nic wspólnego z samym wynalazkiem. Tak samo jak z koncepcją części zamiennych i produkcji samochodu bez długotrwałego szukania części które akurat będą do siebie pasować. Pierwszym tak budowanym samochodem był Oldsmobil z 1901 roku, produkowany do 1907, w tym samym Detroit, więc Ford z pewnością znał to rozwiązanie. I zastosował je do produkcji modelu T, kiedy już nie było innego wyjścia, znaczy kiedy zamówienia się piętrzyły, a innych możliwości zwiększenia produkcji juz nie było. Taśma produkcyjna ruszyła pod koniec 1913 roku, w czwartym roku produkcji.
W tym czasie model T nadal był niezawodnym samochodem, nawet jeszcze bardziej, bo projekt był poprawiany i ulepszany coraz bardziej, ale wówczas 4 lata postępu technologii to była cała epoka. W 1914 roku ten samochód już nie był liderem technologii, raczej czymś w okolicach przeciętniactwa.
Pod względem codziennej praktyczności Ford przestał być liderem już w 1912 roku, kiedy Cadillac zaoferował klientom elektryczny rozrusznik. To kompletnie zrewolucjonizowało praktyczne aspekty posiadania i użytkowania samochodu.
Ford, aby utrzymać się na rynku i odzyskać gigantyczne koszty projektu i wdrożenia do produkcji Forda T musiał zmienić jego pozycję na rynku. W ten sposób i dopiero wtedy została zmieniona polityka cenowa i Ford T stał się masowym produktem. Właśnie wtedy została uruchomiona linia produkcyjna, a model T stał się najtańszym praktycznym samochodem na rynku. Głównie dlatego, że Henry Ford był człowiekiem, eufemistycznie mówiąc, trudnym w pożyciu i nie był w stanie zawrzeć porozumienia z wynalazcą elektrycznego rozrusznika. Wobec czego model T był uruchamiany korbą aż do 1919 roku. Jednak jako pojazd projektowany i produkowany dla zupełnie innej półki, był wystarczająco mocny, aby poruszać się samodzielnie po wiejskich drogach lub służyć jako ciężarówka w miastach.
Po wprowadzeniu do produkcji modelu z elektrycznym rozrusznikiem rozpoczęła się kolejna część kariery legendy. Ford T był wówczas raczej zacofanym, a pod koniec lat 20-tych już zupełnie przestarzałym samochodem, ale był całkowicie praktycznym pojazdem do codziennego użytku, nie wymagającym ani specjalnej siły, ani umiejętności technicznych i mechanicznych do obsługi. I to wtedy, we wczesnych latach 20-tych model T stał się pojazdem naprawdę masowym. Produkcja sięgała 2 mln sztuk rocznie i w istocie samochód stał się rzeczą dostępną dla każdej nieco zamożniejszej rodziny. Ale jeszcze absolutnie niedostępną dla robotników pracujących przy taśmie, a tak przecież brzmi część tej durnej opowieści serwowanej w szkołach "że Ford płacił dużo robotnikom, aby kupowali jego samochody". Abstrahując od tego, że to jest metoda na barona Munhausena
Robotnicy przy taśmie Forda zaczęli dobrze zarabiać w 1914 roku, 7 lat przed tym, zanim zamożniejszych z nich było stać na samochody i nie miało to żadnego z związku ze "stymulowaniem popytu". Akurat ten kawałek legendy jest bardzo, bardzo piękną bzdurą chętnie powtarzaną przez propagandzistów "ekonomii skapywania" (trickle-down economy), zwłaszcza, że odnosi się do człowieka o poglądach, sposobie bycia i traktowaniu otoczenia takiego jakie miał Henry Ford.
Przyczyna była znacznie bardziej prozaiczna. Po obniżce cen zamówienia wzrosły, wykwalifikowanych mechaników nie było, a nawet jak byli, to mogli pracować w lepszych firmach. Pod względem traktowania załogi każda była lepsza. Taśma pozwoliła na zastąpienie sporej ich części niewykwalifikowanymi, ale samo zatrudnienie niewykwalifikowanych nie załatwiało sprawy. O robotników było bardzo łatwo, bo każdy rozsądny człowiek chciał zetknąć się z produkcją zaawansowanej technicznie i przyszłościowej rzeczy jaką był samochód, nawet tylko przy taśmie. Starczyło popracować kilka tygodni i już można było szukać pracy jako pomocnik w warsztacie naprawczym, czy montażu w lepszych firmach.
Taki poziom rotacji załogi zagrażał jakości i rytmowi pracy do stopnia zagrożenia dla istnienia firmy. I to, dokładnie i tylko to, było przyczyną niesłychanej podwyżki. Ford był pod każdym możliwym względem najgorszym pracodawcą jakiego można sobie wyobrazić. W mieście, które rosło jak na drożdżach, w którym ówcześnie permanentnie brakowało rąk do pracy, nie było innego wyjścia. Zwłaszcza, że Ford nie lubił kolorowych ani Żydów, to wybór pracowników miał znacznie bardziej ograniczony niż konkurencja.
I tyle. Legenda pozostała i żyje. Legendarny pojazd stworzony przez znakomitego inżyniera, człowieka o twórczym i otwartym umyśle, kiedy chodziło o inżynierię materiałową i mechanikę. Tysiące Fordów T jeździ do dziś, już nie jako przedmioty codziennego użytku, ale jako sprawne i niezawodne zabytki techniki.
Żyją też legendy stworzone na temat ekstremalnego rasisty, ksenofoba i człowieka głęboko niezdolnego do jakiejkolwiek współpracy międzyludzkiej, który jest przedstawiany jako humanitarny geniusz współczucia i dbania o dobro bliźnich, najczęściej przez tych, którzy siebie i innych widza tak samo.
Żyją też legendy stworzone na temat ekstremalnego rasisty, ksenofoba i człowieka głęboko niezdolnego do jakiejkolwiek współpracy międzyludzkiej, który jest przedstawiany jako humanitarny geniusz współczucia i dbania o dobro bliźnich, najczęściej przez tych, którzy siebie i innych widza tak samo.