Widzę z komentarzy i prywatnych odpowiedzi, że moje posty o Argentynie pisane stąd zalatują hurraoptymizmem i brzmią prawie jak naganianie do przybycia do tego kraju.
Więc, zanim ktoś sprzeda wszystko, pożegna się ze znajomymi i kupi bilet :), niech lepiej przeczyta uważnie. Po pierwsze, to są moje prywatne odczucia. Zawsze czułem się lepiej w krajach południowej Europy i w tej kulturze, niż gdziekolwiek indziej, jak też zwyczajnie- nie znoszę polskiej zimy, braku słońca i szarości do takiego stopnia, że czasem w zimie potrzebowałem w Polsce wybrać się na solarium dla zwyczajnego zachowania zdrowia i nie popadnięcia w depresję. I naprawdę nie myślcie „ja też nie lubię szarej jesieni”, bo ja zwyczajnie lepiej się czuję pod palącym słońcem w 40 st upale niż w 20, czy 25 stopniach. Tak, wiem, że pisanie tego dla czytelników w Polsce na początku grudnia zakrawa na sadyzm, ale cóż....
Dalej- kompletnie mi nie przeszkadza niesłowność i ściemniactwo Argentyńczyków. Po prostu tu nie należy planować na styk, ale akurat ja tego nie lubię i w Polsce też raczej nie robiłem. Wolałem zawsze mieć rezerwę czasową i nawet z klientami porozmawiać o rodzinie, czy ogólniejszych sprawach. Więc znów- tu czuję się lepiej- bo właśnie tak się postępuje i wszyscy tego oczekują.
Ale to są drobiazgi- najważniejsza rzecz- załatwianie wszystkiego (a przynajmniej bardziej skomplikowanych rzeczy) opiera się mniej lub bardziej na znajomościach. Jeśli potrafi się je zawierać, utrzymywać i przekonać do siebie innych ludzi- nie jest źle. Choć zawsze trzeba zacząć od kogoś, kto cię poleci i wprowadzi w towarzystwo. Jeśli nie znasz nikogo- jesteś w grobie jedną nogą. Nie zrobisz w tym kraju dokładnie nic. Znaczy nie aż tak- możesz pracować dla korporacji, jeśli znajdziesz pracę przez rekrutera za granicą....
Wbrew pozorom ten system działa. Nikt nigdzie nie poleci osoby, co do której zachowania ma wątpliwości. Jeśli masz problem, wspomnisz znajomym- rozwiązanie się z czasem znajdzie. Ale jeśli się naciska, spieszy i próbuje zrobić „na siłę”- można zrazić znajomych- a wtedy- patrz na tytuł.
Podsumowując ten kawałek- jeśli jesteś osoba punktualną, słowną, oczekujesz tego od innych i brak ci cierpliwości- zwyczajnie tu zginiesz. Z dużą szansą na zawał, co w tutejszym wyluzowanym społeczeństwie będzie medialnym newsem- tak na pocieszenie....
Dalej idąc- zamiłowanie do ściemniania- do tego niestety ja też się musiałem po prostu przyzwyczaić i uznać za część inwentarza. Argentyńczyk powie co myśli i dotrzyma słowa, tylko wtedy jeśli przez przypadek jest to dla niego korzystne. Trzeba to po prostu brać pod uwagę, dotrzymywanie umów nie leży w tutejszym zwyczaju, a potem z włosko-hiszpańskim wdziękiem pytają się w czym problem. Drobny przykład- wsiadam do taksówki, widać mnie jako turystę z daleka, zresztą rozmawiam z kolegą po polsku- taksówkarz rusza i wiezie nas w dokładnie odwrotną stronę niż podany adres- na pytanie gdzie jedzie odpowiedział: „aaa, pomyliło mi się” i nagle mu się przypomniało gdzie jest podana przeze mnie ulica.
Kolejna rzecz- w Buenos relatywnie sporo osób mówi po angielsku. Co prawda dla imigranta to żadne pocieszenie- są to głównie osoby związane z biznesem turystycznym, tu możliwości pracy i biznesu nie jest wiele- bo konkurencja imigrantów z UK i USA jest spora. Bez hiszpańskiego prawie nic się nie da zrobić (zresztą mówiąc „czystym” hiszpańskim też nie tak wiele- tutejsza odmiana hiszpańskiego się różni od mówionego w Madrycie- choć są wzajemnie zrozumiałe- ale słychać, że się nie jest stąd).
Z lepszych wiadomości- to jest, podobnie jak w USA, społeczeństwo imigrantów, więc relatywnie łatwo w nie wejść i być ocenianym przez to jakim się jest człowiekiem, a nie przez pryzmat faktu, że się skądś przyjechało. Należy też pamiętać o tutejszej dumie narodowej- znów- dla mnie jest to łatwe. Autentycznie doceniam ten kraj, jego osiągnięcia i sposób działania. Nawet- też zupełnie autentycznie, popieram politykę rządu (zresztą kilka dni temu miałem gorąca dyskusję z antyrządowym Argentyńczykiem, upierając się, że polityka ograniczania obrotu dolarowego w kraju jest w rzeczywistości przykładem światłego myślenia o przyszłości, choć wkurza większość zwykłych ludzi).
Kolejny drobiazg- to co lubię- wolność, ale trzeba ją rozumieć. Tu nie interesujesz państwa, państwo się tobą nie interesuje i w większości miejsc biurokracja wygląda na sporą, ale zwyczajnie nie działa. Potrzeba jakichś pozwoleń na prowadzenie biznesu- można bez, tylko trzeba wiedzieć co można, a co nie. Jest to stos niepisanych reguł- jeśli się zrozumie sposób myślenia i działania tutejszych- jest naprawdę łatwo- jeśli nie- cóż, wracamy do tytułu tego postu.... Znów- ja to w miarę chwytam i zdecydowanie bardziej rozumiem niż polski burdel.
I to by było na tyle- przyjemności życia, południowego i latynoskiego braku pośpiechu nic nie zastąpi, ja lubię przedkładanie relacji z ludźmi, doskonałej jakości jedzenie i świetne wina nad jakiś wyścig szczurów, a zresztą pieniądze i tak jakoś same tu przychodzą. Tylko jeszcze raz- przeczytaj uważnie i najczęściej dojdziesz do wniosku, że się tu nie nadajesz.