Dzieje się....

Dzieje się naprawdę mnóstwo interesujących rzeczy na świecie, wymienię tu tylko krótką listę zupełnie przełomowych, tych na dziś:
prawybory prezydenckie w USA. Znaczy w Partii Demokratycznej, w drugiej są rozstrzygnięte, jak zawsze z urzędującym prezydentem. 
To jest proces, który ma absolutnie krytyczne znaczenie nie tylko dla najbliższych 4 lat w USA. To jest kwestia przyszłości ludzkości i naszej jedynej planety.
Następne 4 lata rządów Trumpa oraz ludzi, którym daje wsparcie i parasol, jak Bolsonaro, o Putinie nie wspominając, skończy się całkowitą katastrofą klimatyczną, a zaraz za nią gospodarczą i polityczną. Na skalę dekompozycji światowego porządku.
Ale dziś nie o tym.

Mamy też wspaniałą wiadomość- David Koch wreszcie zdechł, na dekompozycję finansowanego przez niego systemu jeszcze trzeba chwilę poczekać. Jakby ktoś nie wiedział- to był właściciel Partii Republikańskiej. Oczywiście, biorą forsę skąd popadnie, ale to on decydował o najważniejszych rzeczach i zapewniał główny strumień kasy. Ten strumień tak szybko nie zniknie, ale już nie ma głowy i to w krytycznym momencie zaraz przed ważną kampanią wyborczą. Ale w ten sposób wymierają ostatni przedstawiciele pierwszego nazizmu. Tak, ich ojciec budował rafinerię w hitlerowskich Niemczech i był tak zachwycony ustrojem i Hitlerem, że zatrudnił dla dzieci fanatyczną nazistkę jako guwernantkę. Jak widać ideologia przyjęła się i kultywują tradycje do dziś. 
Pewną poszlaką co do sprawstwa może być to, że Bernie Sanders własnie opublikował program w zakresie zaprzestania użycia paliw kopalnych. Wystarczająco ambitny, aby taki typ zrozumiał skalę zagrożenia...

W tym samym czasie główny lokator Białego Domu ze zwykłego rasisty i oszusta, którym był przez całe życie, przekonwertował się w człowieka, który chce kupić Grenlandię i ogłasza się drugim wcieleniem Boga. To też jest ważna wiadomość. Zasadniczo nie ta, ale ta, że nie ma działających mechanizmów pozwalających mu zmienić adres na stosowny szpital i przywrócić władzę komuś zdrowemu na umyśle.

Bez większego wpływu na losy świata, ale też zabawne rzeczy się działy w Argentynie z załamaniem walutowym, nic nowego, ale też warte opisana.

Jak widać ciekawych tematów nie brakuje, chciałbym szczegółowo zająć się każdym z nich, jednak dziś każdy z nich tematów przegrał konkurencję z głównym wydarzeniem ostatnich dni. Nie tak ważnym w dłuższym terminie jak prawybory, ale takim, które może śmiało zdefiniować nasze życiowe doświadczenia najbliższych kilkunastu miesięcy, a może i wielu lat. 

Upadek General Electric.

Zaraz, zaraz, jaki upadek? Przecież ta firma istnieje i ma się hm..  prawie dobrze? Formalnie tak. Faktycznie zabawa jest skończona. Nie wiem, czy ogłoszenie upadłości nastąpi w tym, czy w przyszłym roku. Gdyby świat finansów nie był tak kompletnie dysfunkcjonalny i skupiony na pozorach z ostatniego tygodnia, to bym się założył o spore pieniądze, że jeszcze w tym. A w dzisiejszym świecie-  nie wiem.

Sytuacja wygląda tak, że w Bostonie jest firma zajmująca się zawodowo szukaniem przewałów w spółkach giełdowych. Jak coś znajdą, to trochę im płaci federalne Ministerstwo Sprawiedliwości, pewnie trochę Komisja Papierów Wartościowych, ale większość zarabiają na sprzedaży tej wiedzy dla funduszy hedgingowych. 
To są po prostu fachowcy, przeglądają i analizują publicznie dostępne dokumenty szukając stosownych nieścisłości, ukrywania faktów i zwyczajnego oszukiwania akcjonariuszy i wierzycieli. Harry Markopolos, właściciel tej firmy zaczął tę oryginalną ścieżkę będąc zatrudnionym w funduszu inwestycyjnym, gdzie dostał polecenie skopiowania najwyraźniej znakomitej strategii inwestycyjnej innego funduszu, który im dzięki znakomitym wynikom podbierał klientów. 
Ten inny fundusz był prowadzony przez, później powszechnie znanego, Bernarda Madoffa. Jak później opowiadał, po piętnastu minutach wiedział, że jest to oszustwo, a po kilku godzinach pracy był w stanie to matematycznie udowodnić. Poinformował o tym szefostwo, sam złożył donos do Komisji Papierów Wartościowych (SEC) i został olany. Najwyraźniej robota mu się spodobała, ale reakcja na nią już zupełnie nie, więc się wyniósł, założył swoją firmę i robi dokładnie to samo, ale już w celu zarabiania na tym.  Gdyby nie robił przy tym poważnych analiz i rzucał bezpodstawne oskarżenia to na pewno on już by był bankrutem, a prawdopodobnie i za kratami. Ale jak na razie można to powiedzieć nie o Markopolosie a o Madoffie.
W skrócie facet raczej wie co robi i nie ma zwyczaju rzucać oskarżeń bez solidnych dowodów. A właściwie gdyby raz to zrobił, to by zakończył swoją karierę, i możliwe, że by ją zakończył bankructwem.

Czyli można się spodziewać, że podał konkrety. Te konkrety to jest 38 miliardów dolarów zobowiązań, których firma nie pokazuje w sprawozdaniach finansowych. Z czego około połowy jest związana z ubezpieczeniami na życie, a około 10 miliardów z dziwną spółka od wydobycia ropy (jako żywo przypominającą operacje Enronu). Jak łatwo zauważyć, żadna z tych rzeczy nie ma większego związku z podstawową działalnością tej firmy i to też jest bardzo ciekawa historia.

Tego typu giganty przemysłowe przeważnie mają swoją gałąź bankowo- ubezpieczeniową, zasadniczo służącą do finansowania zakupu swoich produktów. Tak było też z GE. Ale po 2001 roku rozpoczęła się tam fala wyprzedaży poszczególnych działów firmy i również pozbyto się ubezpieczeń. Z zadziwiającym wyjątkiem ubezpieczeń na życie. Jak wiadomo zwykłe ubezpieczenia polegają na tym, że zbiera się składki od dużej grupy i w mniej- więcej tym samym czasie wypłaca ile potrzeba pechowcom, resztę od razu wykazując jako zysk. Przy ubezpieczeniach na życie zbiera się składki, w tym czasie wypłaca drobną część wybitnym pechowcom, a większość ma być inwestowana i wypłacana w formie emerytur po kilkudziesięciu latach. Biznes idealny dla kanciarzy, dlatego wymaga solidnego nadzoru i też nikt nie zaufa w tym zakresie firmie-krzak. Ale w czasie, kiedy przeciętny Amerykanin logo GE oglądał na dosłownie każdym urządzeniu domowym, które miało cokolwiek wspólnego z prądem, to trudno było w stabilność takiej firmy nie wierzyć. 
Co najwyraźniej pozwoliło na fantastyczną ekspansję tej firmy za prezesury Jacka Welsha (od 1981 do 2001), kiedy to była ulubieńcem inwestorów, aż doszła do statusu firmy o największej kapitalizacji na świecie. Już wtedy sprawozdania finansowe wyglądały dziwnie, ale nikt się tym nie przejmował, bo i co to mógł być za problem? Dopiero po sprawach Enronu i WorldCom do publicznej świadomości doszło, że i firmy tego kalibru mogą być w rzeczywistości piramidami finansowymi i niczym więcej. Od tego czasu zaczął się zjazd, trwający już prawie 20 lat, ale nadal nikt nie zadawał dokładnych pytań o takie drobiazgi jak to, dlaczego nie podają stanu gotówki (czyli płynnych aktywów w bankach) w swoich sprawozdaniach finansowych. 

Recesje, kiedy to się mogło zacząć miały miejsce w latach 79-82 i następnie 90-91. Ta pierwsza pokrywała się z czasem początku prezydentury Welsha oraz ogólną destrukcja amerykańskiego przemysłu ciężkiego i przetwórczego. Wiele stabilnych firm wtedy rozpoczęło swój długoletni zjazd/upadek, jedynie GE wydawał się wyjątkiem. Sprawozdania finansowe pokazywały zyski i sukcesy w sprzedaży. 

I a propos aktywów. Wynoszą one około 40 mld dolarów. Konkretnie to mogą tyle wynosić, jeśli zaufamy księgowości GE, a ufać jej nie możemy. Więc był powiedział, że wynoszą nie więcej niż 40 mld, a kapitalizacja giełdowa w dniu wybuchu afery wynosiła 90 mld i cały czas spada, rzecz jasna.

Od czasów Welsha General Electric nigdy nie przynosiło strat, zawsze był jakiś zysk i z dzisiejszej perspektywy możemy zgadywać, że co najmniej od pierwszej recesji za jego kadencji, sprawozdania finansowej tej firmy to była baśń o Andersenie. Skoro jesteśmy przy Andersenie, to pracownikom KPMG też bym sugerował rozglądanie się za nową pracą teraz, zanim się zrobi tłoczno na rynku. 

Z tego wszystkiego wyłania się dość spójny obraz- General Electric już od lat 80-tych gotowało księgi. Prawdopodobnie od czasu recesji wczesnego Reagana i masowej destrukcji przemysłu ciężkiego, która nadwyrężyła i zniszczyła firmy podobne do GE.  
Być może GE też i to może do stopnia bycia na granicy bankructwa.  Ale korzystając z bycia gigantem przemysłowym o niesamowicie rozpoznawalnej marce rozpoczęli wyłudzanie pieniędzy od inwestorów i wszystkich dookoła i przestawianie się na piramidę finansową. Z relatywnie małymi obiecywanymi zyskami, to nie musiała być Bezpieczna Kasa Oszczędności, to był super-wiarygodny gigant przemysłowy. Więc wszystko działało dobrze przez 20 lat i gorzej, ale nadal względnie wiarygodnie przez następnie 18. Aż nieprawdopodobne, że w ogóle tak długo się da.
Zapewne swoje odegrała przychylność klimatu politycznego i gospodarczego dla takich działań. Polityka finasjalizacji i deindustrializacji Reagana już była katastrofą społeczną. Dla uratowania wizerunku władzy i tego programu przykład koncernu przemysłowego, który odnalazł się w nowych czasach i kwitł był niesamowicie na rękę. Tak bardzo, że lepiej było go karmić i wspomagać niż zadawać za dużo pytań. Aż nie trzeba zadawać pytań czy Jack Welsh był republikaniem.

Ale dziś już można zadawać pytania. Na przykład takie, czy te 38 miliardów to wszystko? Jeśli tak, to dług sporo wzrośnie, ale firma jest do wyciągnięcia. Tyle, że patrząc na przykłady wcześniejsze i podobne, nie ma żadnych szans, aby to było cokolwiek innego niż wierzchołek góry lodowej. 
Te nieujawnione zobowiązania na pewno są kilkukrotnie większe, może 10 lub 20 razy. 
Prędzej czy później i to raczej prędzej będą musieli to przyznać, zacznie się liczenie i ogólnie rzecz biorąc destrukcja tego długu. Co oznacza jednoczesne zniknięcie 90 mld kapitalizacji giełdy (to niedużo) i kilkuset miliardów dotychczas wiarygodnych kwitów. To też teoretycznie nie tak dużo, ale od wiarygodnych kwitów zapewne naprodukowano mnóstwo pochodnych. Ile, kto je ma i ile pożyczył pod ich zastaw tego nie wiemy.
I rynek też nie będzie wiedział, wiec na wszelki wypadek wszyscy się wstrzymają z pożyczaniem pieniędzy. Tak, to oznacza panikę giełdową i prawdopodobnie recesję. Czy będzie ta panika z powodu jednej spółki- tego nie wiemy. Jednej raczej nie. Albo by nie była w dobrych czasach. Tylko dziś nie są dobre czasy. Mamy recesję lub bliską jej sytuację w Niemczech, fatalną sytuację na wszystkich światowych peryferiach i za wyjątkiem teoretycznie dobrej sytuacji w zatrudnieniu, bardzo złe wskaźniki z USA (w tym np. spadek podaży ładunków na giełdach transportowych r/r o 37% i stawek o 18%- to jest obraz ciężkiego załamania, a nie nawet spowolnienia)
Sytuacja dookoła świata i w amerykańskiej gospodarce jest na tyle zła, że już dojrzała do światowej recesji. Potrzeba jedynie zapalnika. Który właśnie mamy, na granicy wybuchu.

A najlepsze jest to, że za przedstawianie fałszywych sprawozdań finansowych zarządowi (a przynajmniej CEO i CFO) grozi do 20 lat, jeśli wiedzieli o takiej praktyce, i do 10, jeśli nie wiedzieli. Tyle że przedawnienie wynosi 6 lat. Więc Welsch może dalej grać w golfa i cieszyć się drobnymi kilkuset milionami odłożonymi ze skromnego wynagrodzenia za skuteczną pracę oraz 8 milionami rocznej emerytury od GE. Jelenie wpuszczone w ubezpieczenie na życie musza sobie emeryturę jakoś inaczej zorganizować.

Kościół św. Euzebiusza

Święty Euzebiusz to postać nieco zapomniana. Zupełnie niesłusznie. Nawet ze zdawkowych notek w Wikipedii można odczytać, choć nieco między wierszami, jak ważny w historii to był człowiek.
Był on w dużej części siła sprawczą organizacyjnej i duchowej przemiany, jakie dokonał Kościół Katolicki w 3 i 4 wieku naszej ery. Który to czas był zdominowany przez dość dramatyczne wydarzenia, jak konflikt z Arianami, przetrwanie wiary pogańskiej, kwestia uznania kościoła i kilka innych. Główną nagroda w tym sporze było przyznanie statusu religii państwowej. Z czego "państwo" oznacza tu Cesarstwo Rzymskie.
Jak doskonale wiemy, Kościół Katolicki wygrał tę walkę, zasadniczo w czasach panowania Konstantyna Wielkiego, w chwili jego śmierci sprawa była zasadniczo zakończona.

Co jest ciekawe, i jestem pewien, że nie była to tylko koincydencja, w mniej- więcej tym samym czasie zachodził proces dekonstrukcji kapitalistycznej, towarowo-pieniężnej gospodarki niewolniczej do relacji feudalnych (czy protofeudalnych) gdzie obrót pieniądza był drastycznie ograniczony, a zasadniczą wartością była ziemia i kontrola nad nią. Co szybko doprowadziło do feudalnych relacji społecznych, gdzie dominowała własność podzielona, tzn. zwierzchnikiem (właścicielem w starym systemie) terenu był pan feudalny, ale oczywiście nigdy nie zajmował się uprawą tej ziemi. W relacjach tradycyjnej rzymskiej gospodarki robili to niewolnicy, a produkty były sprzedawane na rynku, tak samo jak na nieco współcześniejszych uprawach trzciny cukrowej i bawełny. 
Zanikanie gospodarki towarowo-pieniężnej spowodowało proces osadzania na takich latyfundiach tzw. kolonów. Ich sytuacja była znacznie lepsza niż niewolników, bo mogli uprawiać swój grunt, sprzedawać i kupować towary jak wolni ludzie, jedynie spełniać jakieś powinności na rzecz pana feudalnego (słowo "feudalny" jest minimalnie na wyrost dla tych czasów, ale dla prostoty będę go używać). Czasem to było oddanie części (zazwyczaj połowy) zbiorów, często służba wojskowa na wezwanie, czasem jakaś pomoc fizyczna. W miarę zaniku pieniądza świadczenia materialne stawały się coraz istotniejsze. Nie to jednak jest istotne. Najważniejszym i wartym zapamiętania jest to, że ówcześni niewolnicy stopniowo stali się chłopami feudalnymi (i byli wolni mieszkańcy miast często też wybrali taki status). To nie łączyło się z własnością gruntu w kapitalistycznym (dzisiejszym) tego słowa znaczeniu, ale jak najbardziej była to forma własności. Prawo do gruntu na którym gospodarowali było nieusuwalne i dziedziczne. I to była podstawowa instytucja na której opierał się feudalizm. Nie taka zła, dla większości ludzi znacznie lepsza niż ustrój niewolniczy. Dopiero po odkryciu Ameryki, nagły napływ kruszcu do gospodarki zwiększył podaż pieniądza, a co za tym idzie przywrócił gospodarkę towarowo- pieniężną. Co oczywiście przywróciło opłacalność produkcji rolnej na rynek i spowodowało powrót niewolnictwa. Głównie w tropikalnych częściach Ameryk i w Europie środkowej i wschodniej. W tym drugim regionie pod płaszczykiem reformy instytucji feudalnych, jak w przypadku Polski "zaledwie" zwiększania pańszczyzny. Ale nawet ten faktyczny powrót niewolnictwa nie zanegował istoty chłopskiego prawa do ziemi i znaczenia jej dziedziczenia.

Jaki to wszystko ma związek z Kościołem Katolickim? Duży, bardzo duży. Skupmy się na tym dziedziczeniu. Chłopski syn dziedziczył gospodarkę, czy przypadającą na niego część. Inną otrzymywał w posagu przy małżeństwie. To potem było rozdzielane na dzieci, etc. Ale często jeśli tego małżeństwa lub dzieci nie było, to grunt wracał do pana feudalnego, był rozdzielany na cała wieś, etc. W tym systemie kwestia tego, aby syn ożenił się, najlepiej z solidnym posagiem, była zupełnie dosłownie kwestią życia i śmierci. Bo posag to był jedyny mechanizm, który kompensował dzielenie gospodarki pomiędzy synów i utrzymanie areału wystarczającego do przeżycia. Niewolnicy nie mieli nic, więc i nie mieli takich problemów. 

To pokazuje ciekawy paradoks. W feudalizmie, w przeciwieństwie do niewolnictwa, dla uprawiających ziemię kwestia potomka nie mogącego się ożenić była potężnym problemem. I to dotyczyło zwłaszcza homoseksualistów. Oczywiście nikt im nie zabraniał małżeństwa, ale w małych społecznościach, gdzie wszyscy się znali, ich wartość wskutek takiej wady drastycznie spadała. I w takim samym stopniu potencjalny posag. Co przy podziale wskutek dziedziczenia oznaczało degradację majątkową i społeczną. 
To był po prostu układ, który w odniesieniu do homoseksualistów nakazywał wyrzucić ich z systemu. Pozbyć się, bo stanowili zagrożenia dla przeżycia. W układzie niewolniczym to nie miało żadnego większego znaczenia. 
W takiej rzeczywistości, już od kilku dziesięcioleci trwającego ciężkiego kryzysu gospodarki towarowo-pieniężnej i co za tym idzie niewolnictwa, funkcjonował św. Euzebiusz. Patrząc po efektach, na pewno zobaczył wyżej opisany problem dziedziczenia gospodarstw chłopskich w nowym systemie. Nie mamy pojęcia na ile ma to związek z jego osobowością i preferencjami, ale to on mianował znakomitą część osób później uważanych za "ojców kościoła" oraz do dziś jest .... patronem homoseksualistów.

Tak. Dokładnie tak. Konflikt kościoła katolickiego z konkurencją rozstrzygnął się pozytywnie dla niego w tym samym czasie, kiedy znalazł rozwiązanie jednego z większym problemów społecznych swoich czasów. Nic zaskakującego. Ale ten problem polegał na tym, co zrobić z homoseksualnymi synami zamożniejszych chłopów. Tylko nimi, bo z dziećmi feudałów problemu nie było, bezrolni także nie mieli takich dylematów (tu sytuacja była identyczna jak niewolników). Ale oferta, że Kościół przyjmie takich chłopskich synów na masową skalę, zapobiegnie rozdrabnianiu gospodarstw i wszystkim problemom z tym związanym była zbyt mocna, aby jej się oprzeć. Cesarstwo zdelegalizowało Arian i kulty pogańskie i weszło z pełnym zdecydowaniem w feudalne porządki. Czego efektem był najpierw Edykt Mediolański, a potem uznanie katolicyzmu za religię państwową (nie chrześcijaństwa, Arianie też byli chrześcijanami).

Pełna implementacja takiej polityki miała miejsce, a jakże, dokładnie u szczytu systemu feudalnego, w 11-stym wieku, kiedy papież zakazał małżeństwa duchownym. 

Czy ktokolwiek w tym miejscu mógł jeszcze wątpić? Kościół Katolicki był po prostu azylem dla homoseksualistów, rozwiązując przy okazji ważny problem społeczny. Oczywiście to nie był jedyny powód wstępowania w stan duchowny, ale mechanizm był o tyle istotny, że w tych stosunkach społecznych był niezawodny.
Z czasem pozostało Kościołowi go jedynie wzmacniać. Jak? To jest dość oczywiste- wzmacniając homofobię w środowiskach wiejskich. I to było konsekwentnie robione, w dokładnie tym samym przedziale czasowym. Rozpoczynając od początku naszego okresu, kiedy pierwszy głos Kościoła przeciw homoseksualizmowi to był prawdopodobnie rok 306, kiedy Synod w Elwirze wypowiedział się na ten temat. Tu akurat są jeszcze pewne wątpliwości, bo jeszcze nie wiadomo czy chodziło dokładnie o relacje homoseksualne, czy o potępienie pedofilii oraz czy ten artykuł synodu nie pochodzi z późniejszych redakcji. Taka sama uwaga dotyczy pochodzącego z tego samego synodu nakazu celibatu księży i biskupów. Ale krótkie kilka dziesięcioleci później polityka Kościoła była już zupełnie jasna i dokładnie prowadziła wzdłuż tej linii.
Dokładnie kiedy pojawiły się te przepisy to nie ma większego praktycznego znaczenia.
Ważne jest to, ze mówimy o potężnych procesach społecznych, z których jednym jest zupełna zmiana struktury produkcji rolnej i zatrudnienia, a drugim jest dostosowanie instytucji państwowych i społecznych do tych zmian. Trzeci wiek naszej ery był najgwałtowniejszym okresem tych zmian- w końcu implodowała dotychczasowa struktura władzy Cesarstwa Rzymskiego i w każdej dziedzinie wykluwało się nowe, w tym nowe struktury religijne. Co zakończyło się dość szybko dominacją Kościoła Katolickiego, feudalizmem i po wielu wiekach nowym układem państw i granic, który w sporej części przetrwał do bliskich nam czasów. 

Drugi akt tego zjawiska nastąpił już prawie w naszych czasach


Tak naprawdę kres dotychczasowej roli Kościoła położyła dopiero industrializacja. Rozwój miast stopniowo zdejmował presję nadmiernej populacji wiejskiej i ziemia stopniowo z jedynego gwaranta przeżycia stawała się po prostu kapitalistycznym środkiem produkcji, jak każdy inny. Kwestia homoseksualizmu dziecka nie miała większego wpływu na przeżycie. Owszem, pozostało mnóstwo uprzedzeń i tacy ludzie nie byli zbyt mile widziani (i w miejscach późnego upadku feudalizmu często nadal nie są), ale nie ma to już żadnego wpływu na kwestie dalszego przeżycia, czy sukcesu rodziny. W przeciwieństwie do relacji feudalnych, ziemię można w razie potrzeby i możliwości dokupić, a ewentualny posag może pomóc, ale nie jest kwestią życia i śmierci, jakim był w relacjach feudalnych. Ostateczny krach przyniosły mechanizacja rolnictwa, kiedy kapitał obrotowy i w sprzęcie zaczął być ważniejszy od samych gruntów, oraz ubezpieczenia społeczne, które zabezpieczały możliwość przeżycia starszych niezależnie od relacji z dziećmi. 

To w oczywisty sposób złamało dotychczasowy sposób działania Kościoła. Po prostu dotychczasowy stracił sens. W języku samego Kościoła to się nazywało "kryzys powołań". W swej istocie wyglądał on tak, że w krajach uprzemysłowionych, a przynajmniej tych, które odeszły od feudalnych relacji na wsiach ilość wybierających karierę duchownych była mocno poniżej potrzeb organizacyjnych. Przez jakiś czas udawało się to uzupełniać przez rekrutację z regionów, gdzie stosunki feudalne utrzymały się najdłużej i nawet jeśli już się rozpadły, to uprzedzenia społeczne pozostały. To były południowe Włochy, Hiszpania, Portugalia, Polska i inne podobne kraje, ale to też nie wystarczało. Również z powodu barier językowych. 

Do tego po drugiej wojnie światowej rozpoczął się powszechny proces industrializacji i modernizacji, wszędzie powstawał przemysł i trwały masowe budowy. Każdy kto chciał, kto nie był mile widziany na wsi, znalazł zatrudnienie, dach nad głową i lepszą lub gorszą stabilność, a w wielkich i anonimowych aglomeracjach także romantyczne relacje odpowiadające upodobaniom. Oferta ze strony Kościoła po prostu straciła swoją grupę docelową.

Dlatego Kościół musiał znaleźć jakąś formułę na przetrwanie. Zapewne nikt nigdy nie dojdzie do tego na ile były to świadome poszukiwania i decyzje, a na ile wypadkowa ewolucji organizacji, ale to rozwiązanie się znalazło według dokładnie tego samego schematu, co azyl dla wiejskich homoseksualistów w systemie feudalnym. 
Tylko tym razem chodziło o inne kierunki popędu seksualnego. Być może była to kwestia słabej selekcji i łatwego przyjmowania do duchowieństwa w warunkach "kryzysu powołań", być może był to świadomy projekt. Właśnie tego się zapewne nie dowiemy. 
Tak czy inaczej, z punktu widzenia Kościoła należało znaleźć jakiś sposób na zapewnienie ciągłości organizacyjnej. Dotychczasowy system był bardzo dobry, ale jego formuła się wyczerpała. Rozsądnie było znaleźć coś podobnego, ale nowego. Czyli najlepiej popęd seksualny, który jest problematyczny w świeckim społeczeństwie, ale gdzie Kościół może zapewnić spokój i bezpieczeństwo. 

Jak ten dylemat rozwiązano kilkadziesiąt lat temu dziś już wiemy, bo dziś Kościół Katolicki jest instytucją, która stwarza znakomite warunki do funkcjonowania pedofilom i chroni ich w każdy możliwy sposób. To jest odpowiedź. Takiej udzielił sobie samej Kościół Katolicki w sytuacji rozpadu relacji feudalnych i emancypacji homoseksualistów i taką powinniśmy poznać. 
W sumie to w niektórych miejscach świata już ją poznaliśmy. Tam gdzie organa ścigania były w stanie przyjrzeć się dokładniej działalności Kościoła Katolickiego. I oczywiście pedofile nie stanowili tam żadnej większości, zapewne tak samo jak nigdy nie stanowili jej homoseksualiści. Ale ich ilość i sposób działania instytucji spokojnie uzasadniał twierdzenie, że był to bezpieczny azyl i trwała ochrona instytucjonalna. Co narzuca wniosek, że co najmniej interes tej grupy były brane pod uwagę przy podejmowaniu strategicznych decyzji, a może i taka grupa podejmowała te decyzje. 

Na tym tle zupełnie inaczej wygląda informacja, że zwykle po skazaniu kościelnych pedofili znów drastycznie spadała liczba powołań. Naturalną odpowiedzią jest to, że wskutek załamania zaufania do szacownej instytucji. Ale co jeśli prawdziwą przyczyna jest załamanie zaufania co do możliwości ochrony przez instytucję? 

Zauważmy też, że w ciągu stuleci Kościół starał się torpedować wszystkie regulacje, które by podważały system feudalny, czyli podstawę jego bytu, a relacje protokapitalistyczne mogły powstać dopiero wtedy, gdy jego potęga została złamana. Czy to przez delegalizację, czy to przez kontrolę państwową. 
Tak samo dziś lobbuje i broni regulacji, które pozwalają na dostęp do dzieci oraz łatwe przenoszenia księży. To są regulacje edukacyjne i wizowe. 
Problem polega na tym, że jakby sprawa stała się jawna. Nawet w Polsce. Oczywiście przestępców należy się pozbyć ze społeczeństwa. Ale w sumie szkoda, że instytucja, która miała tak wielki wpływ na historię ludzkości kończy w taki sposób. Choć z drugiej strony pozostaje pytanie, jaki to tak naprawdę był wpływ. W czasach nowożytnych dość jasny- była to pomoc w petryfikacji układu feudalnego i konserwowanie zacofania. Ale wcześniej? W późnej starożytności? Średniowieczu? Czy to pomogło w demontażu ekonomii niewolniczej i uniemożliwiło jej powrót?  To są pytania dla historyków, ale jeśli się oderwiemy od współczesnej tragedii pokrzywdzonych przez bandytów w sutannach, to są bardzo ciekawe pytania dotyczące jednej z najpotężniejszych instytucji w historii ludzkości.