Sępy bez kolacji, czyli bezczelność popłaca


Sprawę starego zadłużenia Argentyny i sępich funduszy można uważać za zakończoną. Sąd okręgowy dla Manhattanu w pełnym składzie wstrzymał wykonalność wyroku wydanego przez sędziego Griesę. Zaraz potem Międzynarodowa Organizacja Morska oficjalnie potwierdziła, że ARA Libertad jest okrętem i jako taki nie może być zajęty. Oczywiście, wyrok i zajęcie nadal formalnie istnieje, ale jestem praktycznie pewien, że wyrok zostanie uchylony, a okręt oddany. Po prostu- po jego wydaniu i analizie konsekwencji, ładnych parę osób się dość mocno przeraziło. Pół biedy, gdyby Argentyna miała zamiar ten wyrok wykonać, ale po jego wydaniu stało się kompletnie jasne, że tak się by nie stało. Za to, jak pisałem, dał on do ręki rządowi Argentyny potężne narzędzie mogące solidnie zdestabilizować system finansowy USA. Oczywiście elity Wall Street nie mogą na to pozwolić. Cóż- mleko się rozlało, nikt takiego wyroku się nie spodziewał, czas na damage control. 
Zapewne jakiś plan już istnieje- zresztą, logicznie rzecz biorąc, jest on oczywisty. To jest zapewne koniec kariery Paul Singera (powoda, który doprowadził do wyroku przeciw Argentynie) i czas na jego emeryturę. Krzywdy mu nikt nie zrobi, ale też nie pozwoli dalej robić interesów. Za kilka lat zapadnie wyrok w Sądzie Najwyższym USA, jak nikt już nie będzie pamiętać, o co chodziło. Albo też nigdy nie zapadnie. Następnie- oczywiście w mediach sprawę należy jak najszybciej rozmyć i zakopać. Zresztą to rozmywanie wyroku już się zaczęło- np. pod pretekstem, że nie ma on zastosowania do nowszych emisji obligacji, bo klauzula głosowania wierzycieli uchyla klauzulę pari passu, i inne tego typu łamańce prawne (obiektywnie rzecz biorąc to akurat jest bzdura, ale nikogo to nie obchodzi i obchodzić nie będzie- sygnał jest wyraźny- następnych takich wyroków nie bedzie)
Czyli- podsumowując- jasna i bezczelna deklaracja o braku zamiaru wykonania wyroku, spowodowała zawieszenie wykonalności tegoż. Tak od razu odpowiadam, gdyby znów jakiś troll- korwinista coś pieprzył o jakieś równości wobec prawa, czy tego, że długi zawsze należy spłacać, czy inne oczywiste bzdury. Zresztą nawet sędzia Griesa w wyroku i jego uzasadnieniu podkreślał, że długi jak najbardziej można restrukturyzować.
To co jest w tej chwili interesujące- to odpowiedź na pytanie, czy uda się banksterce przywrócić choć szczątkowe zaufanie do amerykańskiego systemu prawnego i wymiaru sprawiedliwości- bo na dziś, po sprawach Apple v. Samsung i argentyńskich obligacji wydaje się złamane. Oczywiście z jednej strony smamy narodowe rządy Ameryki Południowej, które z powodów politycznych zdecydowanie podziękowały Wall Street i okolicom za współpracę, a z drugiej różnych matołów, którym brakuje podstawowej orientacji w świecie, a przez przypadek są prezydentami, premierami i ministrami finansów i podpiszą wszystko co im do podpisania „przyjaciele” podeślą. Ale gdzieś pośrodku jest garść państw, które mniej lub bardziej dbają o swój interes i to one zaprzestaną/ograniczą emisję obligacji według prawa USA, tak samo część korporacji. Po prostu- ze względu na bezpieczeństwo prawne właśnie, lepiej będzie szukać kapitału w Londynie, Tokio i Frankfurcie niż w Nowym Jorku. Co zresztą paradoksalnie jest długoterminowo korzystne dla USA, a samej banksterce nie zaszkodzi. Spowoduje oczywiście odpływ kapitału z USA do innych ośrodków, więc będzie to presja na osłabienie dolara do innych walut, czyli przynajmniej teoretyczna możliwość eksportu wyrobów tego co tam jeszcze z przemysłu zostało w USA. Za to oczywiście jest to dalsze osłabianie siły USA, opierającej się przecież obecnie nie na przemyśle, tylko właśnie na banksterce i światowej dominacji na rynkach finansowych. Drugim filarem jest dominacja propagandowa anglosaskiej oligarchii medialnej. I właśnie ten drugi filar czeka wielki sprawdzian w celu podtrzymania pierwszego. Podejrzewam, że jakikolwiek temat Argentyny, już zwłaszcza „starych” długów zniknie z głównych mediów kompletnie, a dotychczasowe artykuły pisane regularnie metodą ctrl-c, ctrl-v o „dawnej pięknej Argentynie, która kleptokraci spod znaku K straszliwie niszczą” nieco się zmienią. Jestem bardzo ciekaw jak. To będzie bardzo pouczająca lekcja profesjonalizmu mediów (i to piszę zupełnie bez ironii).

Odlot sądowy


Właśnie się przez argentyńskie (co oczywiste i na pierwszych stronach) oraz światowe (to mniej) media przetoczyła fala informacji o wyroku w sprawie NML Capital Ltd. przeciwko Republice Argentyny. Najpierw informacje w skrócie- wyrok zapadł przez sądem odwoławczym dla Manhattanu. W treści wyroku jest zobowiązanie do przekazania środków zleconych do zapłaty przez Republikę Argentyny dla tegoż sępiego funduszu. I ciekawy jest zestaw podmiotów zobowiązanych do tegoż przekazania- czyli właściwie miejsc gdzie sępy mogą zwinąć kasę- otóż jest to wprost wskazana lista przykładowych (ale nie wyłączna) „agentów działających na zlecenie Republiki Argentyny”, którą otwiera bank obsługujący spłatę obligacji (znaczy tych spłacanych, zrestrukturyzowanych)- to jeszcze względnie można zrozumieć, ale dalej to jest po prostu kompletny odlot. Sąd także przyznał powodom prawo do zajęcia środków u firmy w której są zdeponowane obligacje oraz od ….systemu clearingowego.
To jest wyrok sądu odwoławczego i w trakcie już postępowania odwoławczego wnioski o kompletne lub częściowe uchylenie wyroku (czyli po stronie Argentyny) składali nie tylko zrestrukturyzowani wierzyciele, ale także właśnie bank Mellon of New York (rozliczający spłatę obligacji) oraz tenże operator systemu clearingowego, czyli FED. Ta ostatnia dwójka argumentowała, że wyrok w takim kształcie może doprowadzić do rozwalenia całego systemu bankowego. I czytając tą argumentację- ewidentnie FED ma rację. Co więcej- na mocy tego wyroku będzie zobowiązany do szczegółowej identyfikacji każdego przelewu, aby sprawdzić czy przypadkiem oryginalnym wysyłającym nie jest Republika Argentyny. Kolejny odlot- bo to oczywiście wymaga zmiany CAŁEGO systemu dokonywania transakcji bankowych.
Proste- tak naprawdę, jeśli uznać to za precedens, oznacza to, że jeśli dany podmiot nie wykona jakiegoś wyroku- to wyrok ten ma wykonać każdy inny podmiot przez który kiedykolwiek będą przechodzić pieniądze dłużnika, niezależnie czy sobie z tego zdaje sprawę, czy nie. Czysty odlot. Inaczej tego nie można nazwać.
W tym konkretnym wypadku, oznacza to, że jeśli Argentyna nie zapłaci NML Capital, za to dokona jakiegokolwiek przelewu przechodzącego przez USA- to ma to zapłacić FED. Ponadto, ze tego cudnego wyroku wynika, że właściwie żadna restrukturyzacja obligacji- nie tylko państwowych, nie jest możliwa, bo tak czy inaczej wierzycieli należy spłacić w 100%.
Po tej drobnej analizie konsekwencji- widać kto tak naprawdę ten proces przegrał- wiarygodność amerykańskiego systemu prawnego i bankowego. To, czy Argentyna zapłaci te 1 mld 300 mln dolarów, czy nie, ma znaczenie dla rządu i kraju wyłącznie ambicjonalne- bo i tak grudniowa rata obligacji to jest prawie 3,5 mld, kasa spokojnie jest i nikt tego specjalnie nie zauważy.
Inna sprawa, że „rynki” obstawiają, że jeśli rząd Argentyny ma zapłacić zarówno zrestrukturyzowanym, jak też „sępom”, to nie zapłaci nikomu. Jakikolwiek rating, czy cokolwiek dla zaciągania długów rząd ma generalnie głęboko gdzieś, bo obligi są spłacane, a nie rolowane i nowych długów się nie zaciąga. Zresztą- po przeczytaniu wyroku zacząłem mieć pewne podejrzenia,że tutejszy rząd, który jak najbardziej jest bezczelny i cyniczny, świadomie sprowokował taki wyrok. Otóż- przy takiej sprawie oczywistym jest, że przestudiowano dokładnie zwyczaje i styl orzekania sędziego, a niecały miesiąc temu zarówno minister ekonomii, jak też jeszcze to powtórzyła Prezydenta, zapowiedzieli, że „sępom” nie mają najmniejszego zamiaru zapłacić nawet dolara- te właśnie wypowiedzi stały się główną treścią uzasadnienia wyroku. Zresztą już po wyroku, minister spraw zagranicznych, oprócz oczywiście oburzenia na tenże amerykański sąd i naruszenie suwerenności Argentyny, generalnie sobie robił żarty z wyroku.
Tak, czy inaczej największym przegranym w tej sprawie jest amerykański system bankowy oraz kraje stojące obecnie przed perspektywą restrukturyzacji- czyli przede wszystkim PIGS. A zrestrukturyzowane obligacje? Cóż- to też jest pewna kwestia ambicjonalna i rząd po prostu chce je spłacać. Oczywiście można to zrobić np. tak, że te pieniądze zostaną przelane na otwarte dla każdego wierzyciela z osobna rachunki bankowe w Argentynie.
Wtedy dopiero się zacznie jazda- jak wierzyciele sami będą przesyłać te pieniądze do USA- bo tenże wyrok może być także zinterpretowany jako umożliwiający zajęcie wewnątrz amerykańskiego systemu bankowego właśnie takiej kasy- z która zupełnie oczywiście Republika Argentyny nie będzie miała już kompletnie nic wspólnego. Oczywiście taka kasa by była zajmowana w kompletnie przypadkowy sposób (na co akurat trafią wierzyciele)- czyli znów po prostu upoważnienie do zajumania 1,3 mld dolarów z systemu bankowego w przypadkowy sposób. Rewelka!!!- po prostu miliard z hakiem przelewów nie dotrze. Co w sumie nieco potwierdza tezę, że ten wyrok w Różowym Domu opito szampanem, bo jak wiadomo, obecny rząd Argentyny nie pała miłością do USA, a do banksterów w szczególności- a relatywnie tanie i solidne zdestabilizowanie przeciwnika jego własną bronią- to całkiem dobry wyczyn.
Tak czy inaczej, wszystkie konsekwencje tego wyroku są nawet niemożliwe do wyobrażenia sobie. Wyrok jest prawomocny i wykonalny, więc- jest zabawnie. Teoretycznie przysługuje jeszcze zaskarżenie do Sądu Najwyższego USA, ale dla praktycznych konsekwencji nie ma to żadnego znaczenia- zanim SN rozpatrzy sprawę, wszystkie szkody już się staną- chyba, że bardzo szybko (w ciągu najwyżej 2 tyg) wykonalność zostanie zawieszona.
A tymczasem ja w piękny sobotni wieczór mogę się oddać degustacji najlepszego rumu na świecie, czyli Havana Club, podczas gdy mieszkańcy USA są skazani przez swoje władze i sądy na jego tandetną podróbkę produkowaną przez Bacardi. Otóż kubański rząd, co nie jest powszechnie znane- dość konsekwentnie broni w sądach swoich marek i znaków towarowych. Taki proces się odbył też w USA, który akurat został przez Kubę przegrany- ponieważ „nie wykonuje swoich praw właściciela znaku towarowego”. To, że kubańskich produktów w USA nie ma przez embargo nałożone przez rząd USA, podczas gdy są w 100 innych krajach to oczywiście sądu nie obchodziło i Bacardi sprzedaje za ciężka forsę tandetny syf (choć przemycane cygara można spokojnie kupić). Zresztą kubańskie wyroby generalnie polecam- nie tylko cygara i rum, także kawę- jak wszystkie kubańskie wyroby droga jak cholera, ale warta każdej złotówki.
A jak ktoś zainteresowany- skany wyroku i pism procesowych można sobie ściągnąć tu.

Początek końca, czyli państwo zdało egzamin..... ale podziemne


Ja też o Marszu Niepodległości. Wiele już powiedziano o policyjnej prowokacji, sprawa wydaje się jasna, na dłuższą metę ma pewne znaczenie. Znaczy- największe znaczenie ma jej skutek- czyli relatywnie brak skutku. Jak widzę z relacji, dzięki postawie organizatorów i kilku posłów- prowokacja nie zadziałała. Obejrzałem sobie kilka filmików z tej imprezy i jestem raczej przekonany, że scenariusz postępowania w razie prowokacji został przygotowany i może przećwiczony wcześniej. Zachowanie Mariana Kowalskiego i posłów to był po prostu pełen profesjonalizm- a zwłaszcza fakt, że tak szybko zorientowali się w sytuacji i podjęli odpowiednie (jak przyszłość pokazała) działania- raczej potwierdza tezę o uprzednim przygotowaniu.
Ale to wszystko ma poboczne znaczenie- najważniejsze jest to, że coś się złamało. Złamała się z jednej strony wiara w III Rzeczpospolitą (dla tych, którzy tam przybyli nie do końca popierając stanowisko narodowców), czy wiara w siłę tejże 3 RP (dla tych, którzy są jej z pozycji narodowych przeciwni). Zwłaszcza to drugie jest dość spektakularnie widoczne. Patrząc z boku- odbyła się bitwa pomiędzy siłami narodowymi i 3 RP. Republika Okrągłego Stołu tą bitwę przegrała i to sromotnie. Właśnie dlatego, że nic wielkiego się nie wydarzyło. Relatywny spokój kilkudziesięciotysięcznego tłumu był zdecydowanie bardziej znaczący niż ewentualne parę wybitych szyb i kilkudziesięciu policjantów w szpitalach. Pokazał, że przynajmniej ci, którzy na tą demonstrację przyszli i zostali, ze zwykłymi prowokacjami potrafią sobie poradzić. Tak samo potrafią sobie poradzić z wielką manifestacją. To oznacza, że dotychczasowe policyjne (albo esbeckie) metody nie działają. Czyli pierwsza bitwa wygrana. Będą następne. I tym razem władza zda sobie sprawę, że gumowymi kulami nic nie zdziała. To jest smutne, ale nieuchronne.
Choć- patrząc od strony obecnego układu- mają jeszcze jakieś możliwości. Obecnie wybór polega na tym, że mogą się relatywnie szybko poddać, dopuścić „rząd techniczny” proponowany przez PiS i zbierać siły, szukając następnego „okrągłego stołu”, licząc na to, że mimo wszystko „oswojony” PiS to mniejsze zło. Tylko do tego potrzeba choćby odrobiny strategicznego myślenia, o co obecny rząd dość trudno podejrzewać. Ale oczywiście- rząd to jedno, a jego zaplecze to drugie- zaplecze, czyli garść ludzi, zarabiających duże pieniądze na tym, że przy władzy jest układ taki, a nie inny. I to oni podejmą prawdziwą decyzję. Oczywiście przesłanki tej decyzji są proste- czy więcej stracą na ryzyku, że władza się kompletnie sypnie i wpadnie w ręce ludzi z ich punktu widzenia nieprzewidywalnych, czy na tym, że oddadzą wpływy w ręce umiarkowane już wkrótce i zabraknie czasu. Tego oczywiście nie wiem- tak jak nikt tego nie wie. Uważni czytelnicy wiedzą, że po 11 listopada zapanowała praktycznie panika w „salonie”. Można sobie poczytać teksty Adama Michnika z ostatniego tygodnia- który raczej stara się znaleźć pole dla jakiegoś kompromisu i kontrolowanego oddania części władzy. W oczywistej sprzeczności z tym stoi wykrycie wielkiego spisku anarchistów z ABW oraz jednego naukowca od materiałów wybuchowych. Czyli- nie ma decyzji, co robić dalej. Cokolwiek będzie zdecydowane, tak czy inaczej egzekucja tego będzie tak nieudolna jak wszystko co obecna władza robi- i w tym miejscu zaczynają się ciekawe implikacje.
Najpierw- oczywiście pytanie, czy przy następnej tego typu demonstracji zapadnie decyzja o użyciu ostrej amunicji- skoro gumowa już nie działa- to jedyna logiczna konsekwencja. Ale to nie wszystko. Nie żyjemy w 1956, kiedy poborowym można było wmówić, że w Poznaniu Niemcy zaatakowali, ani nawet w latach 80-tych, kiedy wystarczyło zomowców odciąć od jakichkolwiek informacji zewnętrznych, aby ich zmotywować do działania. Dziś nawet plutony specjalne Oddziałów Prewencji Policji mają dostęp do mediów i internetu. Więc, jak najbardziej, istnieje szansa, że spora część ich funkcjonariuszy zachowa zdrowy rozsądek i wybierze się na zwolnienia lekarskie (bo oczywiście odmowa wykonania rozkazu jeszcze wygląda na zbyt ryzykowną). To będzie kolejny krok do końca obecnego ustroju. Właściwie pewny- bo na rozsądek zwykłych ludzi raczej można liczyć, nawet jeśli to mundurowi. Teraz druga strona- można też założyć, że władza w razie czego znajdzie garść ludzi zdolnych do użycia ostrej amunicji. Zresztą- zawsze wzorem łódzkich juwenalii komuś może się coś pomylić w magazynie. To będzie prawdziwy test. I ludzi i władzy. Punkt bez powrotu, który prawdopodobnie nastąpi. Każdy kto wyda taki rozkaz i będzie uczestniczył w jego wykonaniu będzie się musiał liczyć z długoletnią odsiadką lub latarnią. Każdy kto stanie naprzeciwko- z oddaniem życia.
Jako, że ostatnio piszę raczej o świecie, tekst tylko o sytuacji w Polsce może się wydać dziwny- ale akurat teraz sytuacja w Polsce ma pewien wpływ na losy świata. W Polsce splatają się interesy Niemiec Rosji i USA. Każdy rząd narodowy jest oczywiście dla tych interesów zagrożeniem- więc możemy albo zobaczyć zgodną współpracę wywiadów i dyplomacji mocarstw, albo awanturę pomiędzy nimi. Tak, czy inaczej- albo stan wojenny, albo wojna. Oczywiście istnieje też, znikome moim zdaniem, prawdopodobieństwo, że garść rozsądnych ludzi szybko pogodzi się z myślą, że miejsce Tuska jest za kratami i jakoś się będzie dalej dało kręcić lody i Polska wybierze drogę Brazylii, Argentyny czy Węgier. Oraz, że ten zakład się uda. I tym optymistycznym akcentem można zakończyć, ale jeszcze raz należy powtórzyć- przyszłość Polski w rękach policjantów i lekarzy- im powszechniejsze L4, tym łatwiej nastąpi zmiana władzy, mniej krwawo i więcej czasu pozostanie na rozsądną dyplomację.

Co to znaczy niepodległość?


Niepodległość państwa to nie jest istnienie zewnętrznych znamion władzy (jak to określa red. Michalkiewicz), tylko umiejętność zdefiniowania i realizowania własnych celów i uniknięcia lub maksymalnego ograniczenia eksploatacji o charakterze kolonialnym. Czy ta polityka jest prowadzona w interesie i dla korzyści szerokiej części społeczeństwa, oligarchii lub dworu panującego jest patrząc pod tym kątem- mniej istotne. Nowoczesna postać eksploatacji kolonialnej opracowana została właściwie przez Wielka Brytanię na przełomie 18 i 19 wieku, następnie rozwinięta w czasach „dekolonizacji”. W dużym uproszczeniu- metropolia produkuje wyroby przemysłowe i kontroluje finanse, utrzymując swój potencjał przemysłowy i czerpiąc olbrzymie zyski, kosztem oczywiście poziomu życia ludności kolonialnej. Za wszelkiego rodzaju tandetę przemysłową i teoretyczny przywilej dostępu do światowych rynków. Teoretyczny- bo realne ograniczenia kanałów dystrybucji i tak nie pozwalały na żadną ekspansję kolonialnych przedsiębiorstw, a nawet na konkurowanie z importem. Spory udział miała w tym też brytyjska dominacja w zakresie surowców energetycznych (czyli wtedy węgla) i stosowna do celów imperialnych polityka cenowa. „Białe” kolonie Wielkiej Brytanii zbuntowały się dość szybko, ale po powstaniu Stanów Zjednoczonych brytyjskie elity wyciągnęły z tego wnioski i tak powstały formalnie niezależne dominia.
Dziś sytuacja jest nieco inna. Polska jest krajem kolonialnym, ale wpływy metropolii na szczęście (lub nieszczęście) są podzielone. Niemcy są zainteresowani ekspansją przemysłową i brakiem lokalnej konkurencji, Rosja zmonopolizowaniem rynku surowców energetycznych i następnie dalszej części łańcucha, czyli rafinerii i energetyki, a USA spekułą, banksterką i manipulacjami walutowymi. Oczywiście- jest to duże uproszczenie oraz zajmują się tym wszystkim prywatne firmy, które jednakże korzystają obficie z parasola ochronnego właściwych rządów. Czyli mamy w dużym uproszczeniu obraz Polski i jej mieszkańców, którzy są dojeni przez koszty energii, manipulacje walutowe (kredyty we frankach) i brak możliwości ekspansji krajowego przemysłu. Wszystkim zainteresowanym ta sytuacja jest zupełnie na rękę i w razie prób ograniczenia czegokolwiek z tego zaczyna się sypanie piasku w tryby. Od rury na podejściu, do gazoportu, poprzez awarię naftociągu do Możejek, az do skandalicznej nieudolności polskich konsulatów w pomocy przedsiębiorcom za granicą.
Jedyną szansą na jakikolwiek rozwój Polski i narodu jest właśnie odzyskanie suwerenności. I trzeba mieć świadomość, że walczyć trzeba na wielu frontach. Osłabienie waluty i zwiększenie inflacji poważnie zniszczy budżety wielu zakredytowanych. Wsparcie ekspansji przemysłu może się odbyć w początkowej fazie tylko przez osłabienie waluty i zwiększenie opłacalności eksportu, czyli zmniejszenie dostępności dóbr importowanych, w tym oczywiście nośników energii. Cena to chwilowe, ale znaczące obniżenie poziomu życia wszystkich. Druga część rachunku to olbrzymie ryzyko dla elit, które się podejmą takiego działania. Ryzyko zamachu stanu i śmierci.
Nagrodą jest spójny naród, zamożny i pewny swej godności.
Ale sytuacja Polski nie jest taka zła- można każdego z trzech okupantów rozgrywać między sobą- tylko do tego potrzeba sprawnej dyplomacji. Można kosztem współpracy z banksterką walczyć o suwerenność energetyczną. Można poddając ekspansję przemysłu walczyć o niższe koszty energii i jakąś niezależność od międzynarodowej banksterki. Można też poddając suwerenność energetyczną uzyskać możliwości rozwoju przemysłu i niezależność finansową. Wszystko naraz jest mało możliwe (nie twierdzę, że wcale- lepiej wiedzący ode mnie może potrafią na to odpowiedzieć).
Czyli- to jest prawdziwa niepodległość. Teoretycznie możliwa do osiągnięcia. Praktycznie wymaga niesamowitej determinacji. Powtórzę- nagroda jest duża, a przeszkody niesamowite. Teraz wypada powiedzieć, jak to można zrobić. Dobrej odpowiedzi na to pytanie nie ma - wbrew temu, co twierdzi red. Ziemkiewicz. Nie ma. Jedyną możliwością są elity zamierzające doprowadzić do niepodległości. Tak samo- dopiero po odzyskaniu suwerenności można myśleć o innych rzeczach- drobiazgach w stylu bezpieczeństwa dróg, poziomu emigracji, itp.
To jest jedyny zakres myśli, który można mieć przed marszem niepodległości. Nie ma niepodległości bez walki o nią i nie ma jej bez zapłaty za nią

Huragan


Kilka dni minęło od huraganu Sandy. Zaczyna być widoczny zakres zniszczeń. Jest on przerażający, jak wiadomo zwłaszcza w Nowym Jorku. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że to już nawet oficjalnie nie był huragan. Zwykła, porządna burza. Wiatr w porywach osiągał 110 km/h- zapytajcie się dowolnego mieszkańca zachodniej Francji, czy nawet polskiego Helu- czy to jest katastrofalny wiatr- odpowiedzią będzie śmiech. Spory, tak, nakazujący rozsądek i szacunek dla żywiołu- też. Ale katastrofalny? Oczywiście- należy spojrzeć w porównaniu do tego co zwykle wieje. To akurat bardzo łatwo zobaczyć na zdjęciach. Przy wietrze zdarzającym się raz na kilka lat łamią się gałęzie drzew i niektóre, słabsze drzewa w całości. To był właśnie obraz nakreślony przez Sandy'ego w Nowym Jorku. Wielkość opadów także nie była taka duża. Największy problem spowodowała zwiększona fala przypływu- ale też nie była to żadna katastrofalna wielkość, z odpowiednimi przygotowaniami zniszczenia powinny być niewielkie- molo w Atlantic City musiało się rozpaść, ale podstacja energetyczna na Manhattanie powinna jednak zostać obroniona...
Dla porównania- akurat tego samego dnia, choć rano w Buenos Aires spadło sporo deszczu- sporo to eufemizm, bo w ciągu 2 godzin został pobity historyczny rekord opadów w październiku- efekty? Zalane 4 linie metra i pozostałe dwie częściowo, wszystkie tunele w aglomeracji i wszystkie niżej położone dzielnice. Kilka tysięcy osób ewakuowanych, itd. Co więcej- było ostrzeżenie przed ulewą, więc zwyczajowo zalewane miejsca raczej były na to przygotowane, ale meteorolodzy nie przewidzieli skali tej ulewy, więc dla miasta w całości było to niespodziewane uderzenie. I teraz- dwie linie działały cały czas (choć nie po całej trasie), pozostałą część sieci uruchomiono po kilku godzinach. Pociągi działały chyba cały czas, może z wyjątkiem samej ulewy i pewnego spowolnienia dla oszacowania ewentualnych uszkodzeń. Autobusy zmieniły trasy i jak tylko woda nieco opadła- kursowały, gdzie się dało. Wywieziono samochody, które z ulewą spłynęły zagradzając ulice i po 3 godzinach miasto działało. W najbardziej zniszczonych miejscach prądu nie było max 2 dni (ale to wyjątki, tak gdzie trzeba było czekać na spłynięcie wody), itd. łącznie 2 ofiary śmiertelne- jedna która utonęła w domu i druga śmiertelnie porażona prądem od zwarcia spowodowanego zalaniem. Po prostu obrona cywilna tu w miarę działa.
Inne miejsca, gdzie także Sandy się pojawił- na Bahamach przynajmniej zrobił coś pożytecznego dla świata, bo oprócz jednego człowieka zginął także jakiś prezes banku.
I, co jest całkiem istotne- Kuba, gdzie okazał się najgorszym huraganem od kilkudziesięciu lat. Zginęło 11 osób, co zresztą na Kubie wywołało ciężki szok i rządową obietnicę zbadania każdego z tych przypadków, ponieważ zwykle przez cały sezon huraganów są najwyżej 2-3 ofiary śmiertelne. Wiatry dochodzące do 200 km/h dość dokładnie zdemolowały drugie co do wielkości miasto- Santiago, które zostało smutnie ochrzczone teraz „miastem bez drzew”. Przyznam, że zdjęcia złamanych i wyrwanych z korzeniami palm- normalnie roślin bardzo odpornych na wiatry, robią wrażenie. Demolka totalna- ponad 15 tys domów zniszczonych, 130 tys uszkodzonych (czyli praktycznie prawie wszystkie). Można się zastanawiać jakim cudem tylko 11 ofiar śmiertelnych, kiedy na Haiti, gdzie była tylko krawędź cyklony i zaledwie deszcze- ponad 50 (choć w rzeczywistości nie wiadomo ile). Otóż w tym tekście jest odpowiedź – doskonale zorganizowana obrona cywilna. Żeby nie było, że to propaganda- to jest anglojęzyczna opozycyjna gazeta, choć pisana z Kuby (której konstytucja jak wiadomo, nie gwarantuje wolności po wypowiedzi, ale dopóki się nie próbuje promować kapitalizmu w dzisiejszym wydaniu- chyba nie ma z tym problemów).
To wracamy do Nowego Jorku. Informacje typu- zalana cała sieć metra i może za parę dni ruszy (jakoś w okolicach wieszania tego wpisu miała być uruchomiona?), paliwa brakuje wszędzie, w tym dla policji i straży pożarnej. Komunikacja autobusowa nawet została przerwana na dłuższy czas (tego to już prawie nie rozumiem?) Na południe od 39 ulicy nie ma prądu i nie wiadomo kiedy będzie. Akurat na szczęście spory kawałek tego obszaru to Chinatown, a Chińczycy, jak to Chińczycy- przynajmniej potrafi się szybko i przyzwoicie zorganizować- i choćby donosić żywność i wodę mieszkającym na wyższych piętrach osobom starym czy chorym, bo oczywiście policja, FEMA, czy inna obrona cywilna się tym nie zajęła. To jest działające państwo? Opis tego przypomina jedynie burdel jaki panował w ZSRR przy okazji trzęsienia ziemi w Armenii w 1988- które oczywiście było znacznie tragiczniejszym wydarzeniem- ale to przynajmniej było prawdziwe trzęsienie ziemi, a nie zwykła burza.
Co prawda- ofiar śmiertelnych jest znacznie mniej (choć sądzę, że liczby te znacząco wzrosną po odnalezieniu jeszcze ludzi, którzy nie mogli wyjść z mieszkań, bo np. nie byli w stanie zejść po schodach 20 pięter kiedy nie działają windy, itd. Można się pocieszać, że skutki i tak wyglądają na lepsze niż Katriny, ale co z tego- „Państwo znów zdało egzamin”