La ciudad loca

Kolejne piekne miejsce na swiecie. Jesli ktos lubi urok poludniowoeuropejskiej kultury, razem z jej niewiatpliwymi zaletami, a i wszystkimi wadami, a przy okazji kocha wielkomiejskie zycie- takie miasto jest tylko jedno:  Buenos Aires. Wiekszosc opisow Paryza sprzed 100 lat tu pasuje. Miasto, ktore nie spi i mozna tu zapewne znalezc wszelkie rozrywki jaki tylko da sie wymyslic. Wlacznie ze znakomitym polskim pubem (dla zainteresowanych- bar "Krakow", San Telmo, Venezuela 474). Zreszta pub ten jest pewnym przykladem nowej polskiej emigracji. Oczywiscie niezbyt licznej, ale zupelnie roznej od tej sprzed 100 lat- kiedy przyjezdzala tu wiejska biedota i tej po II w.s., gdzie dotarli licznie porozrzucani po swiecie Polacy z wojsk na zachodzie, itp. Dzis cala Argentyna, ale zwlaszcza Buenos Aires (jak zwykle) znow sciaga tlumy imigrantow. Z ta poprawka, ze nowa imigracja z Europy czy USA sa to w wiekszosci ludzie, ktorzy tu przyjezdzaja z jakims kapitalem i rozpoczynaja, najczesciej raczej drobne, interesy. Jest to zreszta bardzo latwe (niekoniecznie od strony biurokratycznej, ale biznesowej), gdyz podstawowe slowa opisuja sposob funkcjonowania poludniowcow to oczywiscie "fiesta, siesta i manana", wiec jesli tylko ktokolwiek potrafi wzglednie przyzwiocie wykonywac swoja prace i ma do niej polnocnoeuropejskie podejscie, to jest wrecz skazany na sukces tutaj. 
Ale wracajac do miasta- nalezy pamietac o jednej rzeczy. Jest wielkie. Jadac z centrum w dowolna strone 40 km dalej jestesmy w miescie. Oficjalnie ma niecale 13 mln mieszkancow, nieoficjalnie nalezy do tego dodac przynajmniej milion- w tym sporo nielegalnych imigrantow z pobliskiego Paragwaju i Boliwi. Ich dla odmiany mozna rozpoznac na pierwszy rzut oka- Argentynczycy sa biali, a Paragwajczycy to w wiekszosci metysi, Boliwiczycy- indianie. Zajecia tez nieco ich roznicuja- z grubsza rzecz biorac indianie zajmuja sie recyclingiem (tj. grzebia w smietnikach), a metysi prostymi pracami fizycznymi. Zreszta lokalna mieszanka rasowa jakby wzrasta- ogolne sklepy coraz czesciej prowadza Chinczycy, sprzedawcy bizuterii oczywiscie sa w jarmulkach, a murzyni sprzedaja blizej nie okreslona tandete na chodnikach. W tym zestawie zupelnie nie zdziwilem sie slyszac o Polaku, ktory zalozyl tu firme budowlana i dosc szybko zaczal niezle prosperowac- w koncu wszedzie budowlanka i transport to polskie specjalnosci. 
A transport w takim miescie to oczywiscie zupelnie inna bajka. Samo przejscie przez ulice wymaga pewnej wprawy i rozumienia zasad. Dla kogos z Polski nie jest to az taki wielki problem, ale przeniesienie sie z USA czy Wielkiej Brytani moze spowodowac poczucie pewnego zagubienia... Swiatel ulicznych pojazdy przestrzegaja, ale pieszych one raczej nie dotycza- i to w obie strony. Z tego, ze widzi sie na przejsciu swiecacego sie bialego ludzika nie wynika, ze mozna przejsc bezpiecznie. Stado motocyklistow raczej nas ominie, ale w to, ze samochod czy autobus sie zatrzyma aby przepuscic pieszego nie nalezy wierzyc. Prawde mowiac, jak wczoraj samochod sie zatrzymal przed przejsciem, aby mnie przepuscic to nie wiedzialem jak zareagowac. 
Odrebna historia za to jest transport publiczny- generalnie kierowcom autobusow chyba nikt nie powiedzial, ze gaz lub hamulec w ogole mozna wcisnac inaczej niz do oporu. I to wlasciwie opisuje wszystko. Oprocz tego poza godzinami nocnymi, jezdza po dwa lub nawet cztery tej samej linii, jeden za drugim i na przystanku zatrzymuje sie ten, ktory nie jest zaladowany do oporu. Metro jest jeszcze zabawniejsze. Jako kompletnie zatloczone mozna je okreslic poza godzinami szczytu. Za to w godzinach szczytu dalo sie zaobserwowac kolejna umiejetnosc samoorganizacji normalnego spoleczenstwa. Otoz w dzwiach wagonow metra staja zwykle dosc rosli mezczyzni i zwyczajnie dopychaja siebie i reszte pasazerow w momencie zamykania drzwi. Oczywiscie musza sie zamknac wszystkie drzwi w pociagu aby ruszyl, co zwykle sie nie udaje za pierwsza proba- ale ogolnie dziala. 
Choc oczywiscie znow- miasto jest wielkie. Poszczegolne dzielnice roznia sie od siebie chyba bardziej niz np. poszczegolne miasta w Polsce. Zaczynajac np. od takiego Puerto Madero, ktore trudno odroznic od amerykanskiej metropolii, przez Palermo, juz prawdziwe Buenos, ale gdzie rownie czesto jak tutejszy mozna uslyszec angielski na ulicach (nie od turystow, tylko mieszkancow) do nedznej villa misera, pelnej metysow i indian- ktora przypomina, ze jednak jestesmy w Ameryce Poludniowej. 
A dalej opisujac- generalnie miasto jest jednak dla ludzi, a nie dla samochodow. I prawde mowiac, malo kto ma tutaj samochod. Jest on po pierwsze drogi w eksploatacji (i to wcale nie chodzi o paliwo, ubezpieczenie, czy cos- po prostu o parkingi, ktore jak na tutejsze warunki sa naprawde drogie), a po drugie w miescie praktycznie niepotrzebny- komunikacja publiczna, pomimo zwyczajowego zatloczenia dziala swietnie a tez tanich taksowek jest mnostwo (konkretnie to najwiecej na swiecie na mieszkanca). A i tak wychodzac z domu wlasciwie nie trzeba prawie nigdzie jezdzic. Wszystko zawsze jest blisko. Czy to restauracja, czy kafejka, sklep taki czy owaki- zawsze sie znajdzie w zasiegu dziesieciominutowego spaceru. A zakupow tez nie trzeba nosic- wiekszosc sklepow je dostarcza wlasnym transportem.
Oczywiscie- z pracy do domu jednak bywa daleko. Jak komus jednak sie nie podobaja zwykle srodki transportu- moze tez zrobic jak inny znajomy. Dzieki dobrym relacjom z lokalna policja, zwykle wraca do domu... radiowozem.
A policji generalnie jest sporo i generalnie jest bezpiecznie. Jednak, jakby ktos nie zauwazyl w tym opisie wczesniej- to jest wielkie miasto. Oczywiscie mozna sie tu pozbyc portfela, torebki lub plecaka. I znow- w roznych miejscach w rozny sposob. W lepszych dzielnicach dzialaja najwyzszej klasy kieszonkowcy, w srednich juz stosuja metody bardziej w stylu podstepu niz finezji, a w najgorszych pewnie mozna dostac w czape po prostu. Ale i tak, ja przynajmniej czuje sie tu bezpieczniej niz np. w San Francisco, nie mowiac juz o polskich miastach. Choc moze ma na to wplyw to, ze miasto nie zasypia i nie dziczeje po zmroku. W rzeczywistosci zyje dokladnie cala dobe przez wszystkie dni tygodnia. 
Wiec, podsumowujac- jesli ktos lubi poludniowoeuropejska kulture, lub chocby dobrze sie czuje w takiech miejscach, a przy okazji lubi zyjace wielkie miasta- jest to wlasciwe miejsce na ziemi, i jak najbardziej rownie, a moze bardziej cywilizowane niz przynajmniej niektore regiony poludniowej Europy. Warto co najmniej je odwiedzic i sprobowac poznac.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo zachęcający komentarz, i świetne pióro.
Pozdrawiam
Makpfi

aaa pisze...

Czytam Twoje reportaże z wielkim zainteresowaniem. Kip de gud łerk! :)

Ogólnie Argentyna wygląda fajnie, ale dwa pytania do zgłębienia: jak z podatkami i regulacjami oraz z przestępczością zorganizowaną gospodarczą (haracze, duże łapówki itd). Coś mi się obiło o oczy, że z tym ostatnim jest tam dość kijowo (chyba Ferfal pisał, on w Argentynie jakieś interesy większe chyba robi).

Anonimowy pisze...

Czy jest tam podatek vat ? Opodatkowanie nosników energii ( paliwo, gaz, energia elektr itp) przypomina europejskie system ( czyli bardzo wysokie podatki jak by to była luksusowa konsumpcja ) czy amerykańskie ( czyli jak normalny towar).

Maczeta Ockhama pisze...

@ panika2008 i anonimowy
Podatki i regulacje- koszmar sredniego stopnia, cos jak w Polsce. Co do haraczy- z mojego rozpoznania wyglada, ze ich nie ma, ale raczej wypada trzymac dobre uklady z lokalna policja (raczej nie na zasadzie haraczu/regularnych lapowek, ale utrzymywania znajomosci i ewentualnych drobnych prezentow)
Energia jest w kazdej postaci tansza niz w Kalifornii, ale chyba w wiekszosci funkcjonuje system cen urzedowych. Benzyna i diesel ok 1 dolara za litr, gaz ziemny na stacjach (na tym sie tu powszechnie jezdzi) w przeliczeniu 0,75-1,1 zl za m3. Prad i gaz w domach jest na tyle tani, ze nikt kogo sie pytalem nie wiedzial ile kosztuje, zwykly rachunek to 20-50 zl max

TN pisze...

A jak wyglądają możliwości outsource'owania tego biurokratycznego bajzlu na podmiot trzeci? W PL wynajmuję sobie biuro które za niewygórowaną kwotę za m-c zajmuje się wszystkimi papierami dla lokalnych czekistów - od rozliczeń z US po makulaturę do ZUSu - i robią to w sposób zadowalający. Jak to się komponuje z "fiestą, siestą i mañaną"? Jak poważnie administracja traktuje te wszystkie regulacje albo - prościej - "czy się czepiają"?

Jest jeszcze jeden, bardzo ważny aspekt. Załóżmy, że chcę przenieść się z rodziną żeby rozkręcać tu biznes. Dzieci trzeba kształcić i raczej pod kątem kontynuacji edukacji w Europie. Jakie są opcje na homeschooling i szkoły np. polskie? Czy mają tu jakiś odpowiednik jugendamtu, który po 3 miesiącach rezydencji zacznie mi nasyłać do domu zawodowych pedofilów?

Maczeta Ockhama pisze...

@ TN
Generalnie- jak prowadze dalsze rozpoznanie, to komponuje sie to w pewien dosc dziwny dla nas sposob. Otoz to sami urzednicy czesto widza, ze stosy przepisow sa kompletnie absurdalne i autentycznie sami chca pomoc przebrnac przez to. Oczywiscie to moze wygladac na korupcje, bo wypada takiemu postawic dobra kolacje, albo cos. Wiec do pewnego poziomu tzw. korupcja jest tu na miejscu i calkiem da sie z nia zyc. Co do edukacji- a po jaka cholere wysylac dzieci do zasciankowej Europy? Argentynskie uniwesytety sa lepsze od polskich, a Brazylia w miare trzyma swiatowy poziom i idzie w gore. A w najlepszych swiatowych nikt sie nie pyta o szczegoly wyksztalcenia.
Przyznam, ze widzac ten kraj nie bardzo sobie wyobrazam tutaj urzedy od odbierania dzieci w stylu polskim czy niemieckim.

TN pisze...

@Maczeta Ockhama
Dziękuję za informacje. Pomocność administracji dobrze rokuje.

> Argentynskie uniwesytety sa lepsze od polskich

To akurat nie jest trudne. Ale jako człowiek z natury przewidujący zostawiłbym sobie możliwość powrotu na wypadek, gdyby "się zepsuło". "Zepsuć" się może na polu tak zawodowym i politycznym jak i rodzinnym (rodzice zostają w PL - ze wszystkimi tego dla nich skutkami). Poza tym - nawet w EU - uniwersystet uniwersytetowy nie jest równy. Techniczne nadal zapewniają dostęp do rynków pracy (o poziomie nie będę nic mówił).

Poza tym zakładałem wyjazd krótkotrwały - na rozwój biznesu. To zakłada "zdalną" realizację spraw zostawionych w PL z możliwością przeniesienia ich tam. Od razu pada pytanie o uznawalność wykształcenia przy aplikowaniu na tamtejsze uczelnie.

Edukacja do szkoły średniej włącznie to jest i tak strata czasu i tu preferujemy po prostu "zdobycie papieru" jak najmniejszym kosztem.

> Przyznam, ze widzac ten kraj nie bardzo sobie
> wyobrazam tutaj urzedy od odbierania dzieci

Nie chciałbym tego w razie czego testować w sądzie w obcym kraju na drugim końcu świata - zakładam, że takich pedofilów mogłaby nasłać np. polska ambasada.

Jeszcze raz dziękuję za przeszpiegi. :-)