Scenariusz argentyński

Kilkukrotnie użyłem tu sformułowania „scenariusz argentyński”. O co chodzi i co się tam właściwie stało?
Otóż zaczynając od początku – aby powstrzymać inflację i ustabilizować walutę, z początkiem 1992 r. przeprowadzono reformę walutową wprowadzając peso wymienialne na dolara w stosunku 1:1. Po prostu peso było lokalnym odpowiednikiem dolara i tyle. Bank Centralny utrzymywał naprawdę spore rezerwy na utrzymanie kursu i wydawało się, że wszystko jest ok. Problem, który wybuchł później, wykazał, że kurs ten stał się pod koniec lat 90- tych kompletnie nierealny – za to życie było piękne. Do kraju napływał kapitał- głównie pożyczany, bo przez kurs walutowy, eksport stawał się coraz bardziej nieopłacalny. A jednocześnie, w warunkach stabilnego pieniądza, kwitła kreacja pieniądza bankowego. I to z punktu widzenia roku 2010 w bardzo umiarkowanym stopniu – nie było powszechnych kredytów hipotecznych, poziom rezerw był zdrowy i wysoki, itd. To pokazuje jak drastycznie zmieniły się kryteria wypłacalności i płynności finansowej sektora bankowego w ostatnich latach.
Co ciekawe stan budżetu też nie wyglądał, wedle dzisiejszych kryteriów, tak źle. Zadłużenie na poziomie 56 % PKB, deficyt rzędu 2,4% PKB – wskaźniki nierealne dziś dla jakiegokolwiek większego kraju UE. Ale i tak się zawaliło.
Po kilkuletnim okresie wzrostu zadłużenia – czyli napływu kapitału, argentyńczycy żyli w złudzeniu zamożności. Średnia płaca w latach 90- tych wynosiła powyżej 500 peso, czyli dolarów. Biorąc pod uwagę większą siłę nabywczą dolara i niższe koszty życia – myślę, że była to zamożność większa niż dzisiejszej (2010 r.) Polski. Importowane towary były relatywnie tanie, a klasie średniej żyło się dobrze.
Potem rozpoczęło się ratowanie budżetu przy pomocy pożyczek z IMF, co nie pomogło i próba kontrolowanej dewaluacji o 30%, co też nic nie pomogło. Rząd miał coraz większe problemy z pożyczaniem pieniędzy, a zapewne większość aktywów banków stanowiły „bezpieczne” obligacje rządowe. Kiedy publika zaczęła podejrzewać, że jest nie za dobrze, rozpoczął się run na banki. W ciągu kilku dni zamknięto wszystkie, oprócz jednego na kompletnym zadupiu w Patagonii. Rząd, w ramach jakiegoś ratowania sytuacji wprowadził ograniczenia wypłat z banków do 1000 peso miesięczne, a w międzyczasie musiał uwolnić kurs. W ciągu kilku dniu spadł do 4 peso za dolara (potem wrócił do 3:1). A że argentyńczycy zarabiali w peso, to ich zarobki spadły w krótkim czasie kilkukrotnie – a tak dokładniej to z najwyższych na kontynencie stały się najniższymi. I to zarobki tych, którzy jeszcze mieli jakąś pracę. Po zamknięciu banków firmy najzwyczajniej w świecie nie miały jak zapłacić pensji. Cała gospodarka dokładnie stanęła. Importerzy wszystkiego, nawet jeśli byli w stanie jakoś prowadzić biznes i tak go musieli zwinąć, skoro z dnia na dzień importowane towary stały się czterokrotnie droższe. Dla odmiany eksporterzy przez następny rok zarabiali kokosy. Oczywiście w ciągu kilku godzin po zamknięciu banków na wszystkich sklepach pojawiły się wywieszki „tylko gotówka”
I podstawowym problemem stał się brak jakikolwiek pieniędzy. Bankowego pieniądza już nie było, a gotówki było zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb obiegu. Stany , a nawet rząd federalny (Argentyna jest republika federalną, jak USA) zaczęły emitować alternatywne pieniądze – formalnie obligacje na okaziciela, którymi można było płacić podatki.
Po kilku tygodniach, gdzie przeciętny człowiek nie miał żadnej pracy, ani możliwości jej uzyskania oraz żadnych pieniędzy rozpoczęły masowe demonstracje oraz specyficzna rzecz – masowe „najazdy” na supermarkety, gdzie tłum po prostu wyjadał towar z półek, a niewiele później po prostu wybuch pospolitej przestępczości.
Ciekawostką może być to, że Argentynę właściwie dobiły zamachy na WTC. Akurat 11 czy 12 września 2001 r. mieli zrolować sporą część długu – a przez zamachy rynki stanęły i nie wyszło. Dalej rozwój sytuacji potoczył się szybko.
Parę szlachetnych wniosków:
  1. Zadłużenie 56% PKB i deficyt 2,4 % PKB wystarczyły do kompletnego upadku w miarę zamożnego kraju.
  2. Niespodziewane wydarzenie na drugim końcu świata może być katalizatorem kompletnego upadku.
  3. Peg walutowy, albo wspólna waluta może stworzyć złudzenie zamożności i jednocześnie być prawie śmiertelnym zagrożeniem dla gospodarki i społeczeństwa
  4. Chaos gospodarczy i społeczny trwa po takiej zapaści latami. Przestępczość do dziś jest daleka od opanowania, a poziom życia nawet się nie zbliżył do tego z lat 90-tych
  5. Struktura gospodarki się w całości musi zmienić – czyli praktycznie większość społeczeństwa zmienia zawód. Import i lokalne usługi konsumpcyjne prawie całkowicie znikają.
  6. Załamanie w pojedynczym kraju powoduje gwałtowny wzrost opłacalności eksportu i daje podstawy do wyjścia z kryzysu. Ale jednocześnie wysoki eksport i znikomy import drastycznie zmniejsza krajową konsumpcję- czyli w skrócie nikogo na nic nie stać.

A najważniejsze jest niestety to, że patrząc na środkową Europę – konkretnie te państwa które są w ERM i południowe kraje strefy euro (efektywny peg do niemieckiej gospodarki) wygląda to podobnie jak w Argentynie przed załamaniem, tylko znaczne gorzej. Sytuacja Niemiec, Bułgarii, Czech i Polski (a tak, Polski też) wygląda na tym tle całkiem nieźle – choć obiektywnie i tak beznadziejnie.

20 komentarzy:

Domowy Survivalista pisze...

I taki scenariusz jako jeden z najbardziej prawdopodobnych, jest motywem przewodnim moich przygotowań. Totalny brak jakiegokolwiek zaopatrzenia można przeżyć, jak się ma własne zapasy. Odpowiednia ilość gotówki na przeżycie 2-3 miesięcy też się przyda. Gorzej, jak ta gotówka rzeczywiście 3-4x straci na wartości, wtedy z 2 miesięcy pozostaje kasy na 2 tygodnie...

Jak wtedy działały kantory? Czy pozostawienie sobie pieniędzy w obcych walutach cokolwiek pomagało?

Iulius pisze...

Po co kantory w sytuacji, gdy każdy chętnie przyjmie obcą walutę?

Problem w tym, że obecnie załamanie może łatwo wystąpić w wielu krajach, niszcząc jednocześnie różne waluty.

Maczeta Ockhama pisze...

Czy działały kantory- nie wiem, ale na pewno działał czarny rynek (więc chyba kantory nie bardzo). Za to przed załamaniem można było wypłacić z banku peso lub dolary (w tej samej kwocie)- po, peso straciło 3/4 wartości, dolary ją zachowały.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Iulus
racja w obu punktach

Anonimowy pisze...

Dlatego każdy myślący trzezwo Polak powinien mieć kilka srebrników najbardziej rozpoznawalnych by"karawana szła dalej" bo przecież taki sam scenariusz może stać się naszym udziałem gdy Wirus unieruchomi wszystkie banki na dni,tygodnie lub gdy odetną a już na pewno zabezpieczy nasz kapitał od łap rządowej drukarki

Anonimowy pisze...

O tym jak wyglądała sytuacja w Argentynie po krachu pokazują filmy
"The Take"
http://topdocumentaryfilms.com/the-take/
Robotnicy przejmują zamknięte fabryki i ponownie je uruchamiają. Film ocieka socjalistycznymi bzdurami ale świetnie pokazuje sytuację zwykłych ludzi.


"Zwyczajna rodzina" pokazywany na TVP. Wcześniej był pod linkiem http://www.tvp.pl/filmoteka/film-dokumentalny/ludzie/zwyczajna-rodzina/wideo/zwyczajna-rodzina/466654 niestety już nie działa. W filmie pokazana jest rodzina ze średniej klasy (mąż pracował w przemyśle naftowym, żona nie pracowała). Posiadali dom, samochód a dzieci na wakacje wysyłali do Europy (oczywiście przed kryzysem). W trakcie kryzysu żona handlowała starymi ubraniami na targu wymiennym za "talony wymiany". Rodzina nie widzi żadnych perspektyw, sprzedaje majątek za bezcen i zdecydowała się na emigrację na wyspy kanaryjskie. Tam żona zajmuje się sprzedażą słodyczy, a mąż wykonuje zabiegi kosmetyczne stóp.
Wniosek z tego filmu: Nawet jeśli masz pozycję społeczną i dom (bez kredytu) kryzys może cię zniszczyć. Bez kapitału jesteś NIKIM.

Znalazłem jeszcze Argentina’s Economic Collapse
http://topdocumentaryfilms.com/argentinas-economic-collapse/
ale jeszcze nie oglądałem

Obawiam się, że na kryzys na poziomie argentyńskim nie wystarczy trochę oszczędności i zapasy na 3 miesiące. Nie wystarczy także kilka srebrników. Potrzebne będzie całe ich wiaderko, duże wiaderko.

Polecam mój blog
http://7dni.wordpress.com
ostatnio coraz częściej o kryzysie.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Huzarus
Dzięki za ciekawy komentarz i linki, ale przypominam o netykiecie - zakresie autopromocji. Nie usunę tego komentarza tylko dlatego, że sporo wnosi do tematu.

aaa pisze...

DS, Iulius, MO: kantory działały cały czas, ba! stał się to świetny biznes. Rzeczywiście nastąpiła dolaryzacja gospodarki, ale kantory wymianiały cały czas peso (po "czarnorynkowym" kursie), lokalne waluty fiat (o których pisze autor) i złoto. Pisze o tym sporo FerFAL, poszukajcie.

Huzarus ma rację. Nie łudźcie się, że przygotujecie się materialnie na taki kryzys, chyba że nazywacie się Kulczyk albo Gudzowaty. 99% ludzi, łącznie z całą klasą średnią, po prostu pójdzie z torbami.

Iulius pisze...

Oczywiście kantory mogły sobie działać, ale sądzę, że nie miała sensu operacja taka, jaką chyba miał na myśli Survivalista: wymiana zgromadzonych zawczasu dewiz na peso. Nie kojarzę co prawda takiej uwagi u wyżej wymienionego guru ds. kryzysu argentyńskiego, ale na zdrowy rozum bezpośrednia płatność dolarami powinna opłacać się bardziej niż wymiana ich na peso.

Domowy Survivalista pisze...

Czyli, podsumowując, trzymanie walut ma sens nawet, gdyby kantory nie działały. Pytanie tylko, jakich?

Rex Dex pisze...

FerFAL bardzo dobrze opisuje owczesna sytuacje. Ja jako oldschoolowiec polecam oszczedzanie w srebrze i zlocie. A co do zapasow - polecam nasiona, amunicje, leki i duzo ksiazek :)

Maczeta Ockhama pisze...

Jeśli ten scenariusz miałby się ziścić, to przy okazji upadku euro. Może będzie rozdział euro i te emitowane przez Niemcy zachowają wartość, a np. greckie będzie zdewaluowane (na banknotach jest oznaczenie kraju emitenta) - gdybam sobie, ale to możliwe. Może niemcy wrócą do marki albo wprowadzą Neue Euro? W takim wypadku mamy krach bankowy i królem jest stary dobry (?) dolar. A jeśli będzie druga możliwość - czyli inflacja dolara to wygra euro dla odmiany. Jeśli się tak ładnie załamie to i tak nie wrócimy do pieniądza kruszczowego - przynajmniej na razie, a złoto straci mocno na wartości - bo urwie się lewar. Może warto trzymać ruble?
BTW Gdybym wiedział to bym działał, a nie pisał

marq pisze...

I tak rzeczywistość –Real nas totalnie zaskoczy, ale … sadzę iż scenariusza Argentyny EU, USA itd.. nie unikną. I – moim zd. jest to planowy cel obecnego kryzysu - I etap „walki o ..” (ew. wojna zbrojna będzie pomiędzy nacjami które przetrwają II etap – lub zawrą konsensus - ??).

I tak naprawdę prócz złota i srebra – te na chleb i bulki, które będzie można unieść najważniejszą będzie broń (kilka szt) i mega zapas amunicji (więc zarówno np AK, pistolet i rewolwer na ten sam typ i kal. typowej powszechnej amunicji !). Tak - prócz dr Jana, grubego Rycha, Gettsa, Sorosa itp. 99% populacji sięgnie dna, z czego multum nie przeżyje. Więc niestety dzisiaj już, każdy „świadomy odpowiedzialny facet” musi zadać sobie brutalne pytanie i sam sobie na nie odp – czy w obronie a i też w celu przetrwania dzieci, żony, siebie użyję broni wobec nieznanych mi przypadkowych osób, posiadających dobro mi potrzebne? Tym co będą się wahać pozostanie Cud – taka jest brutalna prawda !
Można stwierdzić, iż sami sobie jako cywilizacja, zawdzięczamy ten czekający nas mało komfortowy i mało Człowieczy „wybór”.

Maczeta Ockhama pisze...

@ marq
Zgadza się - rzeczywistość zapewne nas zaskoczy. Może na przykład 20% inflacją- która wyczyści bilanse państwa i banków, a życie będzie się toczyć normalnie.
Człowiek jest istotą społeczną i potrafi się zorganizować - zwłaszcza przeciwko tym, którzy używają broni do zdobywania czego im brakuje.
A równie łatwo można się ugotować przesadzając z przygotowaniami i zapominając, że dziś i jutro też jest zwykłe życie

Anonimowy pisze...

@Maczeta Ockhama
Może niemcy wrócą do marki albo wprowadzą Neue Euro? W takim wypadku mamy krach bankowy i królem jest stary dobry (?) dolar

W obu przypadkach najpewniejszym w Europie wydaje się byc frank szwajcarski, a dla Azji jen. Nie wiem, czy jen był kiedyś bity w złocie, ale frank, i owszem;-)

@marq
najważniejszą będzie broń i mega zapas amunicji
Zamin zaczniesz gromadzić swój zapas, to przejdź się na strzelnicę i naucz sie strzelać.-) Pozwoli to zarówno na opanowanie stresu (sam widziałem policjantów, którym ręce się trzęsły przy strzelaniu;-), jak i zapoznanie się z przepisami w Polsce w tej materii i ewentualny dobór broni.

Maczeta Ockhama pisze...

@ HansKlos
Frank wcale nie wygląda różowo. Co prawda zaraz po załamaniu, myślę, że będzie OK - ale cała Europa środkowa (nie tylko Polska) jest zadłużona we frankach i ekspozycja na ryzyko załamania w Polsce, na Węgrzech i okolicach jest zdecydowanie powyżej granicy bezpieczeństwa - nawet dla bogatych szwajcarskich banków. Jak tu poleci, Szwajcaria będzie następna.
Z jenem sytuacja jest taka sama - tylko jeszcze bardziej. W końcu gdyby dziś podwyższyli podstawowe stopy do głupich 3% spowodowałoby to natychmiastowy zawał światowych finansów.
Choć może właśnie te waluty będą przez pewien czas mocno poszukiwane na spłaty kredytów?

Anonimowy pisze...

@Maczeta Ockhama
Frank wcale nie wygląda różowo
Jesli zawali się euro, dolar i frank, to pozostaje wtedy, srebro, złoto, konserwy i AK-47;-)

Kot w gołębniku pisze...

Ogólnie to jeśli nawet nie jest się Kulczykiem/Gudzowatym ale ma się jakiś kapitał w tych srebrnikach, to przynajmniej ma się czas na reakcję i dostosowanie - nie stoczysz się na dno od razu.
A w takiej sytuacji jest niestety 95% społeczeństwa. Zero kapitału, jazda na długach i wielu jeśli nie dostanie wypłaty to nie ma co jeść po 2 tygodniach.
Normalnie jak np. pada fabryka to pomoże rodzina, czy zaciągnie się nowy kredyt, ale gdy wszystko pada i nikt nie może pomóc. Stąd wzrost pospolitej przestępczości i konieczność posiadania broni palnej.
Ci co nie mają żadnego kapitału będą zapewne próbowali się bronić drobną wyprzedażą majątku, tych samochodów których tak pełno Polacy nakupowali, jakichś biżuterii żony itp. Ale ciężko będzie sprzedać, gdy wszyscy będą to robić...

marq pisze...

@HK
Zgadza się …. :) Pierwszy raz i to w towarzystwie samych znajomych i kumpli łapki same się trzęsły i zmieniła mi się tonacja głosu….:) To naprawdę silne przeżycie psychiczne strzelać z broni krótkiej w pomieszczeniu, pomimo iż strzelałem przedtem z myśliwskiego ruskiego bocka i niemieckiego sztucera na polowaniach (nie do zwierzyny) i czarnoprochowej kniejówki na strzelnicy otwartej na powietrzu. Nie mam pozwolenia wiec i własnych egzemplarzy broni mieć nie mogę.. :), mam kolegów: członków kola łowieckiego w tym jeden łowczy, drugi ma biznes i ~200 pracowników więc ma naprawdę piękną kolekcję broni myśliwskiej, sportowej oraz osobistej. Obaj + 3 kolega są tez członkami bractwa kurkowego i KS, no i ten od 200pr ma ponad 20 koni … więc i tę umiejętność poruszania się ćwiczę, gratis … Strzelnica wspólna bractwa i kola strz, sponsorowana przez stow. miejskiego biznesu, pod dachem nowa, (+2 lata) długa z 3 torami zmechanizowana jest za płotem firmy kumpla i za płotem jego stadniny i 700m od mego domu … więc korzystam (druga jest na powietrzu w lesie) …. . Ostatnie 2x zabrałem 19letniego syna – już dawno czas …

Anonimowy pisze...

Wy tak na serio?
Ja tak sobie myślę, że giwera na nic się nie przyda, bo jak ktoś uzbrojony będzie widział, że potencjalny napastnik chodzi z bronią, to go prewencyjnie zastrzeli.
Tak by mogło być, gdyby naprawdę przestały zupełnie działać struktury jakiegokolwiek państwa. Ja mam zapasy na dwa mieś. i to mi starczy do przeżycia najbliższych dni. Chyba że zaczną zabijać i zjadać ludzi; wtedy mam nikłe szanse, bo na początku będą ubijać grubasów, do których ja należę.