Burza, czyli o prowadzeniu polityki państwowej dalej (i pewnie nie koniec)

Właściwie każdy wpis o polityce argentyńskiej powinienem zaczynać od stwierdzenia, że jest to w wielu punktach jakby historia alternatywna Polski. Kraje o podobnej liczbie ludności, relatywnie zbliżonej sile gospodarczej i potencjale politycznym, a 15 lat temu właściwie zestaw problemów był prawie taki sam- postępująca deindustrializacja, sypiąca się infrastruktura, klasa polityczna przeżarta obcą agenturą do stopnia wątpliwej lojalności armii i służb specjalnych.
To się drastycznie zmieniło tutaj w 2003 roku. Zresztą gorzej już być nie mogło. Oprócz tego wszystkiego przestały działać banki i nie było pieniądza w obiegu. Praktycznie żadnego. Tutejszy klon Balcerowicza, mając za doradcę Jeffreya Sachsa (dokładnie tego samego, który w 1990-91 doradzał Balcerowiczowi) wprowadził reformy. A że Argentyna jest republiką prezydencką, władza jest bardziej skoncentrowana, to i tutejsza wersja planu balcerowicza była wprowadzona konsekwentniej. Sprywatyzowano wszystko, nie tylko zbrojeniówkę, ale również drogi i koleje, koncesji górniczych udzielano z całkowitym zwolnieniem od podatków. Kto na prywatyzacji miał zarobić to zarobił, zwykli ludzie całkiem przyzwoicie żyli z kasy z wyprzedaży państwowego majątku i coraz większych kredytów. Aż się skończyło- jak wiadomo.
Kiedy już nikt nie chciał pożyczać, nie było co sprzedać- wszystko się pięknie zawaliło. To było nowe otwarcie w roku 2003.
Kraj znajdował się w stanie dokładnej ruiny. Nieliczne przedsiębiorstwa, które nie upadły po prywatyzacji przestały działać, kiedy zamknięto banki. Pieniędzy w obiegu nie było, przez chwilę zapanował kompletny chaos, następnie poszczególne prowincje rozpoczęły druk własnych zamienników pieniądza. Bezrobocie znalazło się przez moment w okolicach 60%, a głodni ludzie rabowali supermarkety. Argentyna przestała obsługiwać zadłużenie zagraniczne- co oczywiście było jednym ze skutków katastrofy, a nie jej przyczyną.
W takim momencie władzę objął ś.p. Nestor Kirchner. Nastapił pod jego rządami natychmiastowy zwrot w polityce. Cele jakie postawiła sobie administracja Kirchnera były w takiej sytuacji dość proste- odbudowa równowagi budżetowej (i tak nie było innego wyjścia), odbudowa przemysłu i w dalszym etapie poprawa infrastruktury, jednocześnie zwiększanie siły państwa i jego usamodzielnienie, także przez zwiększanie niezależności od międzynarodowych korporacji.
Realizacja tej polityki oczywiście już nie była taka prosta, choć brzmi prosto. Najpierw wprowadzono „stan wyjątkowy w gospodarce”. Na rok. I tak trwa do dziś, co roku przedłużany...
Na jego mocy prezydent ma możliwość wydawania dekretów z mocą ustawy, obowiązują cła eksportowe oraz do czasu spadku bezrobocia poniżej 10% (co już nastąpiło) obowiązywały duże utrudnienia w rozwiązywaniu umów o pracę. Wskutek słabości peso, braku dewiz i przez to niemożności importu- oczywiście krajowy przemysł szybko zaczął się odbijać od dna. A że podstawowym towarem eksportowym Argentyny jest żywność, cła eksportowe miały podwójny skutek- dawały dochody budżetowe i sprawiały, że lokalne ceny żywności były poniżej cen światowych- co dawało pewną ulgę jeszcze pogrążonym w nędzy Argentyńczykom. Oprócz tego pozostawał problem pewnej odbudowy dumy narodowej- kraj który zawsze się szczycił tym, że był najbardziej „biały” i cywilizowany w Ameryce Łacińskiej nagle pogrążył się w nędzy. To też się udało. Dzięki liberalnej polityce podatkowej (znaczy faktycznie oparciu budżetu o cła importowe i eksportowe i nie egzekwowaniu podatków prawie w ogóle) prowadzenie działalności gospodarczej stało się bardzo proste. Te ułatwienia podatkowe jednakże nie dotyczyły międzynarodowych koncernów- wręcz przeciwnie, wobec nich przepisy stosowano (i nadal się stosuje) bardzo skrupulatnie. Odzyskanie podstawowej infrastruktury państwowej też było racją stanu. Przykładem jest tu koncern Lockheed-Martin, ówczesny właściciel fabryki samolotów w Cordobie- który tą fabrykę (gdzie zbudowano w 1950 r. pierwszy myśliwiec odrzutowy- jako piąty kraj na świecie, po III Rzeszy, UK, USA i ZSRR) zamienił w prymitywną montownię, łamiąc dokładnie umowę prywatyzacyjną. Otóż koncern ten grzecznie oddał fabrykę i ruszyła tam z powrotem produkcja samolotów argentyńskiego projektu. W międzyczasie zrestrukturyzował dług (płacąc w przybliżeniu 1/4) , wobec IMF spłacił go w całości, wobec pozostałych wierzycieli jest on regularnie spłacany- bez zaciągania nowych pożyczek.
Przesuwając się o kilka lat do przodu- Nestor Kirchner wygrał kolejne wybory, a następne- jego żona. W tym czasie określono znacznie ciekawszy, z mojego punktu widzenia, kierunek polityki. Wobec kończących się na świecie zasobów ropy naftowej rząd tutejszy podjął dość radykalne kroki mające ten kraj zabezpieczyć przed chaosem związanym z brakiem dostaw. Cóż- Argentyna to nie USA, które mogą wysłać lotniskowce i Marines aby załatwić sobie złoża, musi działać inaczej. Więc- po pierwsze, w miarę możliwości paliwa ropopochodne zostały zastąpione gazem ziemnym (w istocie każdy częściej używany samochód w Buenos Aires ma instalację gazową), przez politykę celną zamiast eksportować ziarno soi, jest ona w dużej części przerabiana na biopaliwa (i eksportowana- ale tego można w każdej chwili zaprzestać). A od niedawna trwa wojna rządu z firmą Repsol, właścicielem YPF (narodowego koncernu naftowego, wydobywającego jeszcze całkiem sporo ropy, choć ta ilość od 98 roku spada) . Otóż Repsol, zgodnie z logiką międzynarodowego koncernu wydobywał ropę, sprzedawał i transferował zyski do macierzystej Hiszpanii, przy okazji obejmując sporo działek górniczych w Argentynie i nie przykładając się do nich zbytnio. Otóż obecnie, rząd, dążąc do samowystarczalności energetycznej zażądał reinwestowania zysków w zwiększanie wydobycia (co oczywiście daje dalszy zarobek dla koncernu), ale jest jeden drobiazg- to jest koncern hiszpański i jego obecna sytuacja finansowa jest podobna do całej hiszpańskiej gospodarki. Czyli zwyczajnie- nie ma forsy i nie ma skąd pożyczyć. W ciągu ostatnich dwóch tygodni poszczególne rządy prowincji odebrały Repsolowi 15 koncesji, kurs akcji leci w dół, a ta firma dość panicznie szuka nabywcy na YPF. Obecna oficjalna cena jest już dość okazyjna- 12 mld dolarów (mnie nie stać, więc się nie przejmuję).  Kolejnymi drobiazgami jest prawie hurtowa budowa elektrowni wodnych, w ostatnim czasie też wiatrowych (Patagonia to jeden z najlepszych rejonów świata do tego) i uruchomienie kolejnej elekrowni atomowej. Po co to wszystko? Otóż dziś czytałem krótką, ale przytomną analizę- otóż to jest oczywiście gra na peak oil, ale też na wojnę chińsko- amerykańską. Zarówno usuwanie amerykańskiej agentury z armii i służb, jak też uniezależnianie przemysłu od importu służy właśnie temu- niezależności i neutralności w czasie wojny. Neutralności, która umożliwi dochodowy handel z obydwoma stronami (lub tą, która będzie panować nad szlakami żeglugowymi). Cóż- z tym się całkowicie zgadzam. I pokazuje to też, że czasy liberalnej polityki się skończyły. Kto się dziś przygotuje do nadchodzącej burzy ten zyska, kto jutro, ten może uratuje skórę.
I tym optymistycznym akcentem czas zakończyć.

25 komentarzy:

futrzak pisze...

Zeby nie bylo tak rozowo: zwykli Argentynczycy ponosza oczywiscie koszty takiej polityki - po pierwsze ceny importowanych towarow sa wyzsze niz gdziekolwiek indziej (mhm.. po prawdzie w Polsce tez, a korzysci z tego zadnych kraj nie ma...ale to inny temat), po drugie inflacja zzera peso w nieoficjalnym tempie prawie 30% rocznie.
Inna sprawa, ze rzad nie ma nic przeciwko oszczedzaniu w zlocie czy nieruchomosciach...to ostatnie jest ulubiona forma oszczedzania w Argentynie, tyle ze Argentynczycy kupuja mieszkania za gotowke a nie za kredyty...

Anonimowy pisze...

Kurcze, teraz to niemal z kazdym wpisem jeszcze bardziej chce sie czlowiekowi jechac do Argentyny.. mysle ze musze sie tam co najmniej na wakacje wybrac i zobaczyc to o czym piszesz :) Choc.. teraz to raj na ziemi na pewno nie jest, ale te perspektywy..(dobre dla AR, zle dla wiekszosci pozostalych krajow). Na krotko dwa pytania:
1. Nie wiesz moze, jak wyglada sprawa budowy wiatrakow / el. wodnych / ogolnej odpornosci na peak oil w przypadku Urugwaju?
2. To samo co wyzej, ale Chile.
Domyslam sie, ze nie tak dobrze (bo inaczej pewnie bylbys tam a nie w AR:), niemniej jak moge o krotki komentarz prosic, o ile co nieco na temat wiesz..
I jeszcze do futrzaka tez bym pytanie mial:
Ile teraz kosztuja mieszkania w BA w tzw. dobrej okolicy (albo domy, ale z racji gestosci zabudowy opisywanej kiedys tu na blogu chyba jednak mieszkania)? Dla porownania, jesli chodzi o Krakow, jest to co kwota rzedu 6000zl, tyle, ze mowia, ze jest w Polsce banka na rynku nieruchomosci... i kupuja ludzie u nas czesto (zwykle?) na kredyt
Co do rzeczy importowanych, sorry ale pralka za 2000zl (jesli dobrze pamietam kwote ktora padla kiedys u Ciebie na blogu w w komentarzach) to jednak jakies 100% roznicy... albo wiecej, w porownaniu z np. pralkami tureckimi Beko, polskimi Amica.. (mozna juz takowe za 700-800zl kupic) - potem coraz drozej w zaleznosci od renomy producenta :) wniosek z tego taki, ze cla bardzo duze musza byc (?)

Maczeta Ockhama pisze...

@ anonim
Na wakacje- warto zobaczyć, z całą pewnością.
Do życia- raj nie jest, oczywiście. To nie jest kraj dla każdego i imigracja tutaj to jest poważna sprawa.
Urugwaj to są praktycznie przedmieścia Buenos Aires- spokojne miejsce, ale całkowicie uzależnione od Argentyny i częsciowo Brazylii- prosperity to pochodna tych dwóch, więc oni sie niczym nie martwią, a tylko urządzają pralnię pieniędzy dla bogatych Argentyńczyków i Brazylijczyków. Poza tym, oprócz ziemii żadnych zasobów tam nie ma. Choć wołowina jest lepsza.
Chile- tam w znacznie większym stopniu rządzi oligarchia- trochę podobna do polskiej, więc efekt jest taki, że większość energii produkują z gazu, importowanego z Boliwii przez Argentynę. Być może coś kombinują z wiatrem- warunki mają, ale nic o tym nie wiem. Zresztą w miejscach gdzie jest potencjał wiatrowy i hydro jest też akurat powazny konflikt z Indianami
Domy w dobrym miejscu Buenos to kompletny absurd. Działka kilkuset metrów potrafi dochodzić do miliona dolarów.
Mieszkanie- w dobrym miejscu 100 tys dol za 50 m2, na biedniejszych przedmieściach to samo 10 tys dol. To jest po prostu olbrzymie miasto.
Co do pralek- własciwie wszystkie wyroby przemysłowe są tak z 2x droższe i przeważnie gorszej jakości. Daje to doskonałą okazję produkwania czegokolwiek, ale kupować to, to inna sprawa...
To nie tylko kwestia wysokości cła, ale też innych utrudnień importu- w istocie obłędne.

futrzak pisze...

@anonim:
najtansza pralka tutaj, wyrob miejscowy i polautomatyczna (troche bardziej skomplikowana frania) to jest jakies 600 peso (na dzis kurs 1 USD=4.4 peso). Dwa tysiace peso to sa importy. Drogie, automatyczne. Podobnie jak cala inna elektronika, ktorej nie wytwarza sie na miejscu.

Co do mieszkan....rozrzut cen jest jest spory, no i kwestia co to jest "dobre" miejsce i dla kogo. I jaki standard. "Dobre" dla ekspatow to sa np. Palermo, Recoleta. Przeplacone i majatek. Dla miejscowych to bedzie Caballito, Almagro... wszystko w Capital Federal. No i jaki standard? Odrestaurowany stary budynek? Nowy apartamentowiec? Poza Capital Federal ceny od razu spadaja co namniej o 1/3 jak nie wiecej.
Jesli Cie interesuje, moge podeslac pare linkow - ale szczerze - tylko jesli faktycznie nie umiesz sam znalezc, bo jednak szukanie troche zajmuje, a to co widze na szybie agencji nieruchomosci to przeciez nie biegam z kartka i nie spisuje wszystkiego :)

Anonimowy pisze...

"czasy liberalnej polityki się skończyły"

Można równie dobrze zrobić odwrotnie, zliberalizować NAPRAWDĘ gospodarkę i pozwolić ludziom sobie radzić i nie wtrącać się i dbać wyłącznie o ich bezpieczeństwo. Czyli zająć się tylko doskonaleniem armii, policji i wymiaru sprawiedliwości. Prawdziwy liberalizm ma kolosalną przewagę nad socjalistycznym interwencjonizmem państwowym - zmiana władzy nie ma dużego wpływu na społeczeństwo - na razie Maczeta cieszysz się bo Argentyna postępuje w miarę racjonalnie, ale akurat o racjonalne postepowanie jest nietrudno kiedy zabrakło pieniędzy i podnosi się z upadku, Polska też postępowała w miare racjonalnie w 1988 roku (pod względem gospodarczym). Ale ponieważ państwo nie odsunęło się od gospodarki, to po pewnym czasie prosperity kraj znowu zacznie się zwijać w systemie demokratycznym. A w demokracji prezydenckiej wystarczy że jakas agentura podmieni przywódcę i cały kraj ma w kieszeni. Prędzej czy później USA podmieni Argentynie prezydenta a wtedy możliwość wprowadzania dekretów z mocą ustawy będziecie przeklinać. Kryzys jest jedyną okazją do odsunięcia się państwa od gospodarki. Niestety chyba jeszcze trochę kryzysów będzie musiało minąc zanim masy to zrozumieją. I pewnie niejedna wojna. Albo zrobi to jakiś mądry dyktator, który zdanie mas bedzie miał głęboko w ...

hamal

Maczeta Ockhama pisze...

@ hamal
Widzę, że zaczynasz powoli docierać do istoty rzeczy. To nie superliberalizm lub jego brak (choć sam jestem bliżej idei anarcholiberalizmu niż się komukolwiek wydaje) ale brutalna polityka państwowa się w dzisiejszych czasach liczy. Enegria i jej pochodna- przemysł, a co za tym idzie, siła politycza. Taka jest rzeczywistość. Na razie demokracja działa właśnie w stronę tego co po polsku się nazywa narodową demokracją. I działa skutecznie. Oczywiście przyszłości nie znam, ale USA teraz zwiewają z podkulonym ogonem z tego regionu, więc jestem optymistą.

Anonimowy pisze...

Hehe, odkąd pisze u Ciebie na blogu, zawsze pisałem to samo, więc nie wiem do czego powoli zaczynam docierać... natomiast z tego co piszesz wynika że pochwalasz interwencjonizm państwowy. Problem jest taki że zawsze prowadzi on do rozwoju socjalizmu i upadku. Powtarzam na razie Argentyna jest w dobrym punkcie ale za kilkanaście lat moim zdaniem bedzie się zwijać bo nie została usunięta podstawowa przyczyna problemów - czyli wpływ państwa na gospodarkę. Jak czasem myśle jaki kraj doradzić do życia za kilkanaście lat moim obecnie kilkuletnim dzieciom to podejrzewam że Argentyna nie będzie do nich należała, choć dziś wydaje się niezłym wyborem.

"Na razie demokracja działa właśnie w stronę tego co po polsku się nazywa narodową demokracją. I działa skutecznie"

Tuz przed kryzysem rozmawiałem z moim sąsiadem który ma rodzinę w Grecji i często tam bywał i też mi podobnie mówił - "od wielu lat w Grecji jest socjalizm i działa, i do tego skutecznie". Na razie.

hamal

Racjonalne Oszczędzanie pisze...

Jeśli podane fakty są rzeczywistością, to przyszłość Argentyny rzeczywiście rysuje się lepiej.

Post bardzo optymistyczny.

Maczeta Ockhama pisze...

@ hamal
To jedno pytanie- jak teraz wybrnąć z sytuacji inaczej niż przez interwencjonizm? Jest bardzo prawdopodobnym, że w perspektywie kilku lat surowce energetyczne albo znikną ze światowego handlu, albo będa zaporowo drogie. Przeciętny człowiek myśli w perspektywie następnego tankowania, Sensownego wyjścia z sytuacji w skali światowej brak, a jak się znajdzie to będzie zastosowane najpierw w USA, Niemczech i Japonii, a nie w Argentynie. Więc to jest, tak czy inaczej miejsce do rządowego interwencjonizmu- opisz mi, jak realnie może to działac inaczej w obecnej sytuacji. A co do Grecji- wszystko działa dopóki jest od kogo pozyczać... Jak coś działa, kiedy się te długi odddaje- to chyba można powiedzieć, że naprawdę działa. Teraz trochę złośliwie- skoro uważasz, że polityka socjalistyczna nigdy i nigdzie nie działa, znaczy Argentyna nie jest krajem socjalistycznym, choć w latach 90-tych była. W rzeczywistości w latach 90-tych już nie było czego liberalizować. Naprawdę- znikome regulacje, pełna prywatyzacja, itp.. I co?- i katastrofa...

Anonimowy pisze...

Dzieki za odpowiedzi.
Nie, pytalem tylko z ciekawosci, bo myslalem ze jak tylko gotowka, to ceny beda moze nawet nizsze.. a tu niekoniecznie.
Pozdrawiam

Maczeta Ockhama pisze...

Są niższe. Tylko porównujmy rzeczy podobne. Buenos Aires ma 13 mln mieszkańców. Porównywać je mozna do Paryża czy Londyny, ale nie do Krakowa.... Na zadupiu w Argentynie, w stolicach prowincji po 200 tys-2 mln mieszkańców ceny są w okolicach 500 dol/m2. I to jakoś odpowiada kosztom budowy. Koszty budowy w PL są niższe (tańsza praca i materiały), więc tak należy brać poprawkę na ceny- pytanie zrozumiałem o BA, więc tak odpowiedziałem

Anonimowy pisze...

o

Anonimowy pisze...

No niezupełnie:
Londyn - aglomeracja ok 8 milionów
Moskwa - aglomeracja ok 15 milionów
Paryż - aglomeracja ok 12 milionów

Oznacza to, że Buenos Aires jest nieporównywalna do Londynu, ale raczej do Paryża lub Moskwy

Anonimowy pisze...

Napisałem się i mnie rozłączyło i wszystko szlag trafił teraz wena mnie opuściła. W każdym razie co do deregulacji i prywatyzacji gdyby tak było naprawdę to nie byłoby katastrofy - trzeba się było się pozbyć podstawowej instytucji generującej problemy - banku centralnego... poza tym nie wiem jak wygladała ta prywatyzacja, może jak w Polsce gdzie nomenklatura się uwłaśzczyła a na zewnątrz mogło to wygladać jak prawdziwa liberalna prywatyzacja.

"Przeciętny człowiek myśli w perspektywie następnego tankowania"

No właśnie przeciętny człowiek może sobie mysleć na miesiąc do przodu a Ty socjalizujesz - bo co ci to przeszkadza ? Niech sobie myśli. Ale wybitni maja juz szersze perspektywy, jeśli państwo nie będzie się wtrącało regulacjami, nie będzie chciało żerować na uzyskanych przez nich zyskach, a także nie będzie nikogo preferowało np. poprzez dotacje czy przepisy, a także będą wiedzieć że państwo nie tylko nie podczepi się pod zyski z ich pracy ale jeszcze da w mordę każdemu kto spróbuje wyciągnąć rękę po te zyski to wybitni z całego świata będą ściągać. I oni sami wynajdą rozwiązanie problemu energetycznego tak jak znaleźli rozwiązanie problemów transportowych wynajdując pociąg czy samolot, albo komunikacyjnych wynajdując telefon. Tylko powtarzam żadnych dotacji bo ściągniesz wybitnych ale cwaniaków.


Obawiam się jednak że jest to niemożliwe do realizacji w ustroju demokratycznym. W takim ustroju wygrywa ten kto zyska głosy mas - a czego chcą masy ? od tysięcy lat tego samego - chleba i igrzysk. Więc skądś trzeba wziąć na to aby im to sfinansować. Więc demokracja zawsze buduje socjalizm a ten zawsze musi się rozbić o ścianę. Tylko czas jest nieokreślony, w zależności od ilości bogactwa wypracowanego w poprzednim ustroju oraz posiadanych zasobów naturalnych.

Dodam jeszcze że myślenie że "Przeciętny człowiek myśli w perspektywie następnego tankowania" jest mocno lewicowe. Ja tak nie uważam, ludzie myślą o swojej przyszłości, co widać zreszta po milionach Polaków którzy uciekli z polskiego bagna, tylko tą przyszłośc zwykle zakrzywia im socjalizm. Przykład: państwo obiecuje i gwarantuje obywatelom emerytury. No to oczywiście w takich warunkach czlowiek pomyśli racjonalnie- po co mam mieć dzieci, skoro to państwo mi gwarantuje utrzymanie na starość a nie moje dzieci. Dzieci to odpowiedzialność, ryzyko, koszty, kłopot. No i w efekcie demografia w każdym socjaliźmie w końcu wyglada tak samo czyli źle (no chyba że sprawę ratują imigranci ale to oni wtedy podbijają kraj). Dopóki do systemu nie powróci zalezność że moja przyszłość związana jest z moimi dziećmi, będzie nas coraz mniej.
Przykład z ostatniej chwili - w sejmie bedzie głosowany projekt ustawy Tusk zabiera ulgę podatkową na 1 dziecko posiadaczom 1 dziecka zarabiającym powyżej pewnej kwoty a tym co zabrał podzieli pomiędzy budżet państwa a tymi co posiadają 3 lub więcej dzieci. Oczywiście ja płakał nie będę dostanę więcej, ale czy jest to jakakolwiek polityka prorodzinna ? Oczywiście że jest to kolejny przytyk do nieposiadania dzieci w ogóle bo żeby mieć trójkę trzeba najpierw zacząć od jednego. I tak ziarnko do ziarnka Polska upada.

hamal

Anonimowy pisze...

... bo jeśli ci wybitni napłyną do kraju, to tym masom też coś z tego skapnie bo bedą pod nimi pracować.

hamal

pawel-l pisze...

Troch mniej optymistyczna wizja Argentyny
http://www.acting-man.com/?p=16196

Maczeta Ockhama pisze...

@ Paweł-I
Opis mniej- więcej taki sam, inny punkt widzenia i inna diagnoza. Argentyna teraz jest bardzo złym krajem dla miedzynarodowych korpo, które próbują działać pod prąd oficjalnie ogłoszonej polityki. Cóż- nie mozna zadowalać wszystkich. Ale tutejszy rząd twierdzi, że to Argentyńczycy mu płacą za prowadzenie polityki korzystnej dla jego mieszkańców, a nie wcielanie ideałów filozofów- nawet jeśli jest nim Adam Smith.
Co do biednego Repsolu, który musi płacić cła rzędu 50% od eksportu ropy. W Arg obecnie wydobywa się ropy na jakieś 60-70% potrzeb. Oficjalna polityka (którą można było gdzieś w gazetach znaleźć) brzmi- dążymy do ograniczenia, a nawet zakazu eksportu, szukamy wszędzie gdzie się da nowych złóż, z istniejących w miarę mozliwości należy zmniejszyć tempo ekspolatacji, aby ją zachować na gorsze czasy. Repsol we wszystkich tych punktach postępuje dokładnie odwrotnie i zaledwie ponosi konsekwencje ewidentnie niedotrzymanych przez siebie umów. A ja nie jestem akcjonariuszem Repsolu, ani inwestorem finansowym, tylko mieszkańcem Argentyny- więc wiadomo, po której stronie jest mój własny interes.

Maczeta Ockhama pisze...

@ hamal
Zacznę od napływu wybitnych- już raz ten kraj to przerabiał. Zaraz po II w.ś. nienieckich naukowców Sowieci i Amerykanie łapali i zwijali do swoich krajów. Ci, którzy się pochowali, dopiero mogli wyjechać do Argentyny, ale dlatego, że tutejszy rząd płacił naukowcom gigantyczne pieniądze. I to m.in. spowodowało wojne handlową z USA i embargo na argentyńskie produkty w Europie (to był jeden z warunków planu Marshalla!!!!) I tym razem by było tak samo. Nikt przełomowej i rewolucyjnej technologii nie przyjedzie rozwijać do Argentyny- bo to po prostu zadupie świata. Relatywnie mały rynek i oddalony od centrów cywilizacji.
A co do wolności gospodarczej- ona jest bardzo duża, ale dla małych i średnich. Wielkie korpo mają dostęp do taniego pieniądza z FEDu, więc grają znaczonymi kartami- czyli całkiem logiczne, że w imię równości na rynku są nieco tępione. I panuje jakaś równowaga, choć oczywiście korpo krzyczą o faszyźmie. To, co piszesz, być może by działało w idealnym świecie. Niestety, nasz taki nie jest, ma określone reguły i grajmy według nich, a nie według reguł świata wymyślonego- bo to do niczego nie doprowadzi. Choć oczywiście pofilozofować mozna...

Anonimowy pisze...

"nasz (świat) taki nie jest, ma określone reguły i grajmy według nich, a nie według reguł świata wymyślonego- bo to do niczego nie doprowadzi. Choć oczywiście pofilozofować mozna..."

Problem w tym że nie mówię o świecie wymyślonym tylko o realnym jak USA w 18 wieku. Przeogromna wolność gospodarcza, prawie zerowe podatki, i UWAGA: brak banku centralnego. Też wtedy byli "zadupiem świata" i o ile pamiętam z historii to niejedno embargo przechodzili. I bogactwo wtedy wypracowane dzisiaj jeszcze daje im pozycję hegemona. Ja jako zwolennik republiki za to z kolei mam z tym problem bo USA są dowodem na to że republika samoczynnie przekształca się w demokrację. Co jest mocnym argumentem przeciwko republice mimo że za nią optuję.

hamal

Maczeta Ockhama pisze...

@ hamal
Zapominasz o dwóch drobiazgach. Po pierwsze- w warunkach I poł XIX w.- niewyczerpane zasoby ziemii, drewna i innych surowców. I po drugie- zapewne nie wiesz, ale zaraz od powstania przez prawie cały XIX w. USA były krajem BARDZO protekcjonistycznym. Łatwość rozwoju przemysłu wewnątrz kraju- też przez ochronę przed brytyjską, przede wszystkim konkurencją. Cła zminiejszono dopiero pod sam koniec XIX w. i USA wkroczyły na drogę ekspansji i podbojów

Anonimowy pisze...

Polska ma zastąpić Argentynę w G20 :-) normalnie cyrk
http://www.biztok.pl/Polska-powinna-zastapic-Argentyne-w-klubie-najbogatszych-a3862

Sven pisze...

Problem jest gdzie indziej. Jak nie doprowadzić do oligarchii. To ona jest problemem, tak jak była w RON. Gdy średnia szlachta nie była jeszcze stłamszona przez oligarchów i króla (który był szczególnym przypadkiem oligarchy) bez silnego interwencjonistycznego państwa dawała sobie radę opierając się praktycznie na prywatnym wojsku.

Na drugim biegunie mieliśmy Szwecję czy później Prusy. Urzędnik utożsamiał państwo, które opierało się na regularnej armii.
Jak się skończyło, każdy wie. Nasz skorumpowany system przez oligarchów nie był w stanie podejmować decyzji.

Ten problem rozwiązali, ojcowie założyciele zakazując tworzenia koncernów (były tylko pod inwestycje publiczne z audytami). Chciałeś robić biznes odpowiadaj całym majątkiem. Jednak 100 lat temu, z konstytucji to wyleciało. I to będzie czymś co zgubi USA. Kraj rządzony przez oligarchów nie jest wstanie sprostać potędze dyktatury i musi paść jak padł RON. Prusami będą tym razem Chiny.

Obecnie w USA oligarchowie są bardziej zachowawczy i na armię, każdy łoży, ale konfrontacji za ileś tam lat nie wytrzymają. Kraj pod mądrą dyktaturą, ma jasno określony spójny plan działania. Chiny go mają, a w USA każdy oligarcha myśli o doczesnych dobrach. Efekt to na przykład wyprowadzenie dużej ilości produkcji do Chin.

Nie da się podnieść kraju w rozkładzie bez silnego interwencjonizmu ma tu na myśli właśnie bardziej cła niż państwowe koncerny które są niewydajne.

Jak się człowiek przyjrzy historii ceł to idealnie widać, że kraje słabe tylko za pomocą ceł były wstanie wytworzyć własny przemysł. Tak robiła Anglia, USA, Japonia czy Korea. Bez ceł lepszy tańszy produkt zaleje kraj i własnego przemysłu nie będzie. Zostanie tania siła robocza, która będzie pracowała dla dobra obcego koncernu zbierającego całą śmietankę dla siebie.

Dobrobytu na tym nie da się utworzyć, dlatego my będziemy zawsze parobkami Niemiec będąc w UE. Złudny dobrobyt był w Grecji czy Hiszpanii. Pytanie brzmi, czy dawanie bezrobotnemu, kredytu to rozwiązanie problemu ? Oni nic nie produkują, nie mają gdzie pracować a zostały im tylko długi.

W Polsce będzie to samo dotacje z unii dają pracę urzędnikom i budowlance. Tyle, że do tego zaciągamy potężne kredyty. Najlepsze w tym wszystkim jest nazwa -> dotacje na inwestycje. Jaką inwestycją jest zaciągniecie kredytu na coś co nigdy na siebie nie zarobi ? Infrastruktura to wieczny koszt dla państwa, podnosi jakość życia ale nie jest to inwestycja.

Anonimowy pisze...

Maczeto...

Widziałeś zapewne, w jaki sposób modlą się muzułmanie :)

Więc ja w podobnej pozie dziękuję Tobie za ten wpis ( za parę poprzednich również - i za parę następnych (?) też :)).

Mnie na Polsce zależy - a i Tobie z oddalenia - również.

Kiedyż "Polski-dzierżyciele" zaczną myśleć ?
H...j wie.

Ty na "wywczasy" w Argentynie się nawet zdecydowałeś, aby być "korespondentem wojenno-gospodarczym" marki Polska...

Ps Dzięki Maczeto za wpis ( a rozpoczęliśmy dywagacje nt wyższości Royal Navy nad flotą rebeliantów z kolonii :))...

Ps 2 Futrzaku - Ciebie też jak zwykle pozdrawiam :)


Uściski dla "dwójki nieustraszonych" -
Maczety i Futrzaka

Anonimowy pisze...

Maczeto...

"Trafiony - zatopiony" :)

Hamal najzwyczajniej musi troszeczkę poczytać :) Mikke nie wystarczy...

Sancho P.

Anonimowy pisze...

@HansKlos - Londyn 8 mln samo miasto, 15 mln aglomeracja, skąd te dane wziąłeś ? chyba się ktoś pomylił.

pozdr,