Czy Europę czeka upadek?

 Kiedyś obiecałem Czytelnikom, że jak przyjdzie czas się mniej lub bardziej pakować z Europy to dam znać. I daję. Jakby.

Konkretnie to odpowiedź na pytanie czy czas się pakować i spadać brzmi- nie wiadomo i to zależy.

 

Nie wiadomo dlatego, że wszystkie główne trendy od których zależy przyszłość dziś są na ostrzu noża. Pierwszym z nich jest fakt, że dobrobyt ekonomiczny Europy od popytu na towary przemysłowe na wielkich rynkach- Chinach i Rosji i USA. Z czego Rosja i Chiny są (były?) wielkimi importerami maszyn i materiałów eksploatacyjnych do nich, a USA- luksusowych dóbr konsumpcyjnych. Ostatnio jakby się stało jasnym, ze prawie całość popytu ze strony Rosji to był sprzęt do produkcji zbrojeniowej i ten rynek został mocno ograniczony (bynajmniej nie znikł całkowicie, część handlu ma się nadal dobrze). Zapewne wkrótce podobna sytuacja wyjdzie z Chinami. Nie tak drastyczna, tam duża cześć przemysłu jest mimo wszystko czysto cywilna, ale stopniowe i może nawet szybkie ograniczanie eksportu wyższych technologii widzę na horyzoncie. Na to nałóżmy dość drastyczny zwrot w stronę protekcjonizmu w USA i mamy bardzo poważne duszenie europejskiego eksportu. Od którego Europa jako całość jest absolutnie zależna, bo jest zależna od importu energii i żywności. I o ile kwestia energii jest w miarę rozwiązywalna, tak samowystarczalność żywnościowa Europy nie jest prostą kwestią. Oraz jedno i drugie zasadniczo jest możliwe tylko przy wyższych kosztach i mniejszej produktywności niż na przykład w Amerykach. 

Kto czyta od lat, ten myślę że znakomicie rozumie mój powyższy wywód, dla pozostałych czytelników dodam krótkie wyjaśnienie:

W przypadku OZE, zwłaszcza jest to widoczne przy energii wodnej i wiatrowej, na początku możemy wybrać najlepsze miejsca i przy tym samym sprzęcie i możliwościach, właśnie z nich uzyskać w najtańszy sposób najwięcej energii i najlepszej jakości energii. Absolutnie to trywializując jak mamy do postawienia jeden wiatrak, to stawiamy go na szczycie wzgórza, czyli tam gdzie najlepiej wieje. Jak musimy postawić 10 to zastawiamy cały grzbiet i średnia produktywność jest niższa niż tego jednego. Jak musimy postawić 100, to stawiamy wszędzie gdzie się da i średnia produktywność może być wręcz żałosna, ale jakąś energię mamy. To samo dotyczy energii wodnej, im jej więcej chcemy mieć, tym bardziej musimy jej szukać w coraz gorszych lokalizacjach. W znacznie bardziej skomplikowany sposób to samo dotyczy rolnictwa. Jeśli populacja jest niewielka w stosunku do dostępnej produktywności rolniczej to można w łatwy, prosty i tani sposób produkować dobrej jakości żywność. Jeśli na mieszkańca przypada mało i nieurodzajnej ziemi to nakład pracy, chemii i maszyn jest duży, a efekty małe i mało pożywne lub wręcz na wpół trujące. Co można zaobserwować np. w Chinach we właśnie rozpędzającej się tam epidemii  otyłości. Sytuację w Europie jeszcze ratują dość restrykcyjne przepisy dotyczące jakości żywności, ale przecież też nie jest dobrze.

I, jak można łatwo z powyższego zauważyć, wyjście istnieje- przez technologię. Zachodnia Europa jest od kilkuset lat miejscem wytwarzania najbardziej zaawansowanego sprzętu mechanicznego, elektrycznego i optycznego, nawet jeśli od dawna nie jest liderem produkcji masowej. 

To zaawansowanie technologiczne pozwala robić sprzęt, który jest trwalszy, lepszy i wydajniejszy od czegokolwiek innego znanego na naszej planecie. Nie inaczej ma się sytuacja z urządzeniami do produkcji, przekazywania i używania energii, jak też z metodami wytwarzania żywności. 

To razem oznacza, że mamy dwa sprzeczne trendy- światową sytuację ekonomiczną i geopolityczną, która podkopuje fundamenty europejskiego dobrobytu i modelu ekonomicznego oraz z drugiej strony potęgę europejskiego przemysłu i nauki pozwalającą na rozwiązywanie problemów nierozwiązywalnych gdzie indziej na świecie. 

Tyle że powiedzmy sobie szczerze- ta tradycja naukowo-rzemieślniczo przemysłowa jest skupiona wzdłuż Renu i wokół Alp,  z niewielkimi wysepkami nieco dalej, ale Polska jest i w przewidywalnej przyszłości będzie miejscem do podstawowego przetwarzania surowców i eksportu siły roboczej (bezpośredniego lub wykonywania prostej pracy na miejscu), zależnie od aktualnych kosztów jednego i drugiego. I prawdę mówiąc ostatnia poważna zmiana tego układu geograficznego miała miejsce w wyniku podboju Galii przez Juliusza Cezara, a nie aż tak wielka wskutek zajęcia Czech przez Sowietów i zdemolowania tamtejszego przemysłu, nauki i powiązań z resztą cywilizowanej Europy. Choć i tak tego do końca nie zdemolowali przez 45 lat...

W przypadku Polski tak rozwiniętych gospodarczo obszarów nigdy nie było, nawet Śląsk był zawsze tylko miejscem importu technologii i ewentualnie jej lokalnej adaptacji. 

Ale to nie wyklucza całkiem dobrej przyszłości. Otóż nadal gdzieś trzeba będzie składać proste części, kto wie, może nawet niektóre z nich projektować. I tak czy inaczej światowa gospodarka przesuwa się w stronę regionalnej autarkii. Do której Europa jest całkiem nieźle przygotowana, o ile zaprzęgnie na jeszcze większą skalę swój potencjał naukowo-przemysłowy. Który trzeba uzupełnić nie tylko tanią energią ale i prostą oraz średnio kwalifikowaną wytwórczością. Taką rolę polska gospodarka już  pełni i jest zintegrowana z europejską. 

W skrócie- na horyzoncie widać tylko kryzys i zmiany, ale nie do końca katastrofę. Choć z drugiej strony naprawdę niemałe jej ryzyko. I nie zapominajmy, że prosta przetwórczość przemysłowa opiera się na jednej rzeczy- taniej energii, której to epoka się w Polsce skończyła. I nie ma żadnego, powtórzę- żadnego scenariusza jej powrotu w ciągu najbliższego pokolenia. Co oznacza, że nie będąc eksporterem technologii (a Polska nie jest i w ciągu najbliższego pokolenia nie będzie), ani przetwórcą przemysłowym bazującym na taniej energii (to samo), pozostaje tania siła robocza. A aby pozostała tania, to musi pozostać tania (wspaniałą logika, nieprawdaż?), znaczy płace nie mogą już bardziej rosnąć, bo się skończy zawałem przemysłu. 

Dla wyjaśnienia- to powyżej to nie są przewidywania na najbliższe pół roku. W takim horyzoncie może dziać się dokładnie wszystko. Ale to są trendy na najbliższe 10-30 lat. Które można ominąć i przełamać. Warunki wiatrowe na Pomorzu, zarówno po stronie lądu jak i morza są całkiem dobre i to jest jedyna tania energia dostępna dla Polski. Ale wykorzystanie jej musi się łączyć z gigantycznymi inwestycjami nie tylko w budowę elektrowni, ale też w linie przesyłowe i zapewne też możliwości przechowywania i zarządzania popytem. Na sporą skalę i ze sporym poziomem zaawansowania i komplikacji.

Znów to porównując do miejsc z łatwym dostępem do zasobów- w Urugwaju około 2010 roku 1/3 energii pochodziła z elektrowni wodnych, 1/3 z jednej starej elektrowni parowej ale opalanej ropą i brakująca 1/3 była importowana. I bywały regularne wyłączenia prądu. Dziś ta elektrownia na ropę jest wyłączona, połowa prądu jest z elektrowni wiatrowych, 1/3 nadal z wodnych, reszta ze słonecznych i częściowo z nowej elektrowni gazowej, która zasadniczo jest bez sensu w tym systemie, ale jak podejmowano decyzję o budowie, to nie spodziewano się, że wiatr się aż tak dobrze sprawdzi w systemie energetycznym. Ale to było możliwe dlatego, że były i są duże zapory, które bez trudu mogły od razu zacząć pracować w trybie uzupełniania produkcji z wiatru, a nie podstawy jak wcześniej. I też można było wybrać tylko najlepsze miejsca na elektrownie wiatrowe i to już od razu gdzieś blisko linii przesyłowych. W Europie te najlepsze miejsca są już dawno zajęte. Więc w tymże Urugwaju obecnie zaczyna trwać boom przemysłowy dookoła możliwości wykorzystania tego zalewu taniej elektryczności

A jak to wszystko ma się do zasadniczego pytania? 

Tak, że odpowiedź jest brzmi- Europa będzie musiała przez najbliższe dziesięciolecia zacisnąć pasa i potężnie inwestować w swoją przyszłość, jeśli jakaś przyszłość w ogóle ma być. Jeśli ta polityka będzie prowadzona rozsądnie, to może obecny poziom życia zostanie jako- tako utrzymany, ewentualnie będzie powoli spadał, a to co nie zostanie przeznaczone na konsumpcję, będzie inwestowane w autarkię żywnościową i energetyczną. I może jakoś się przejdzie z lekko mokrymi nogami przez kryzys. Choć obecnie wchodzące wżycie pokolenie nie będzie mieć zbyt ciekawie.

Za to po drugiej stronie tego równania, w Urugwaju, ale przecież nie tylko, będzie trwać naturalny napływ kapitału goniącego za warunkami do taniej produkcji i rozwijać się wszelkiego rodzaju ciężki przemysł na tym bazujący. Z normalnymi w takich sytuacjach raczej wysokimi wynagrodzeniami i brakami wykwalifikowanej kadry. Więc oczywiście też rosnącymi płacami w dotychczasowym przemyśle bazującym w większym stopniu na pracy najemnej jako źródle wartości dodanej i lokalnym rynku zbytu. Co będzie oznaczało problemy w tych dziedzinach i tak właściwie to są one już miejscami widoczne.

W skrócie- nic nie jest proste, ale jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, to z całą pewnością zauważył, że sytuacja pomiędzy Europą, a rzadko zaludnionymi krajami pasa słońca i wiatru jest prawie że swoją odwrotnością. Zasoby istniejące w jednym miejscu (technologia i kapitał) są tym czego potrzeba w drugim, a to co istnieje na Południu, czyli dostęp do taniej energii i większa łatwość pozyskiwania żywności jest tym, czego Europie potrzeba do rozkwitu.

Czy tak będzie? Nie wiem. Każdy może poczytać tego bloga lata wstecz i zauważyć wiele chybionych prognoz. Oraz generalnie trafny kierunek przewidywania długoterminowych zmian.  


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Europę zabije słaba demografia i koszty utrzymania emerytów. Już widać wpływ coraz droższych świadczeń socjalnych na wysokość podatków

Ziomek

Maczeta Ockhama pisze...

Akurat to jest zaletą, a nie wadą. A przynajmniej może być. Emeryci mogą pracować, dzieci nie. Więc to czy będą pracować czy nie i kiedy w ogóle staną się emerytami to decyzja polityczna, a nie żadna obiektywna okoliczność. Więcej dzieci= większe obciążenia reszty społeczeństwa i wzrost popytu na żywność. Mniej dzieci to odwrotnie= więcej czasu i zasobów pracy ludzi w szczycie sił.

Janusz Gorzów pisze...

Dzięki powyższemu wpisowy znalazłem ciekawe zestawienie cen energii elektrycznej: https://pl.globalpetrolprices.com/Uruguay/electricity_prices/
BR
Janusz

Maczeta Ockhama pisze...

@Janusz To nie polecam zaufania do tej strony i informacji. Bo, o ile te niecałe 10 peso to jest prawdziwa cena, to ona występuje tylko jako "karna" stawka. Znaczy przy dużym zużyciu na najtańszych taryfach, gdzie opłaty stałe są niskie i prąd względnie tani, do zużycia 300 kWh miesięcznie czy coś takiego i potem cena gwałtownie rośnie do tych 10 peso. Oraz przy dwu/trójtaryfowym rozliczaniu tyle kosztują najdroższe 4 godziny na dobę, poza tym 4 peso/kWh lub 5 i 1,5 peso/kWh