Co do tytułu- dla nieznających- jest
to wyrażenie oznaczające toczenie walki w niesprzyjających
warunkach. Wzięło się oczywiście od znacznej niedogodności
tradycyjnej walki rycerzy i łuczników jeśli musieli atakować pod
górę. Nie mam pomysłu na polskie wyrażenie tak dokładnie
oddające to samo- może ktoś podrzuci?
Otóż zimna wojna Latynosów z USA
postępuje i USA jest tu stroną coraz bardziej przegrywająca.
Właśnie się rozpoczęły rozmowy FARC (podobno lewicowej- choć
jak pisałem, nie należy się tymi etykietkami kierować)-
partyzantki w Kolumbii z rządem. Oczywiście mainstreamowe media
poinformowały o tym na zasadzie „że Jaś, że koń, że drzewo”
i dla przeciętnego czytelnika z tej informacji nic nie wynika. A
jest to niesamowicie ciekawa informacja- patrząc na okoliczności
tych rozmów i wcześniejszych wydarzeń. Wcześniejsze wydarzenia
to- walki wspomaganej przez USA armii kolumbijskiej z FARC,
wtargnięcia tejże armii na teren Wenezueli- co spowodowało
chwilowe zerwanie stosunków dyplomatycznych i embargo handlowe.
Pojawiły się też zarzuty (zapewne prawdziwe), że FARC utrzymuje
się z handlu narkotykami, jest dofinansowywany i dozbrajany przez
rząd Wenezueli. Równie prawdopodobne są oskarżenia FARC, że
tereny przez nich kontrolowane są regularnie atakowane z użyciem
broni chemicznej dostarczanej przez USA (tak, ponoć właśnie użycie
broni chemicznej wobec własnych obywateli było jedną z
największych zbrodni Saddama Husaina, hehe)
A już oczywistym jest to, że rząd
Kolumbii jest bardziej marionetką USA niż instytucją zajmująca
się rozwojem kraju i poprawą jakości życia jego mieszkańców. Co
więcej- jest już prawie ostatnim takim rządem w Ameryce
Południowej (obok Chile i zapewne chwilowo- Paragwaju)- znaczy
pozwalającym robić co chcą banksterom i korporacjom górniczym i
rolnym.
I teraz- co ciekawego jest w
rozpoczęciu rozmów? Otóż bojownicy FARC ponoć je świętują, ze
strony rządu aż takiego entuzjazmu nie widać. Ale jeszcze lepiej-
rozmowy mają się odbywać w Hawanie. Jak w miarę wiadomo- rozmowy
pokojowe i traktaty są zawierane najczęściej na terytorium
zwycięskiej strony. Oczywiście Kuba w tym konflikcie nie
uczestniczyła- ale- jest to, jak powszechnie wiadomo dość zawzięty
przeciwnik USA (albo raczej odwrotnie- to USA są wrogie Kubie) i
jako taki bliski sojusznik Wenezueli. Zresztą dopiero dzięki pomocy
Chaveza udało się w końcu podłączyć Kubę do Internetu inaczej
niż łączami satelitarnymi- bo w końcu powstał światłowód do
Caracas (więc informacje o żałośnie powolnym i drogim Internecie
tam są już trochę nieaktualne).
To wszystko złożone w całość
wygląda na kapitulację rządu Kolumbii, a nie żadne „pokonanie
partyzantów”. Regularne protesty i zamieszki w Chile nadal sobie
spokojnie trwają- tamtejszy rząd ma z dnia na dzień coraz bardziej
związane ręce, popularność prezydenta ociera się o dno i
oczywiście zobaczymy co będzie dalej.
A tymczasem była wschodząca gwiazda
probanksterskiej polityki w Argentynie, czyli burmistrz Macri ma
kolejne problemy- za każdym razem, kiedy próbuje cokolwiek zrobić-
zamienia się to w katastrofę- chciał mieć własny wywiad i
podsłuchy organizując policję miejską- komendant w areszcie, on
także oskarżony, chciał przynajmniej infolinię do zawiadamiania o
wpływach młodzieżówki partii kirchnerowskiej- sąd go rozjechał,
kontrolowany przez miasto Banco de la Ciudad zaczął udzielać
kredytów na zakup mieszkań- ładnie rozgrzewając bańkę na
nieruchomosciach- kongres federalny zmienił ustawę o depozytach
sądowych- które były głównym źródłem kapitałów tego banku.
Po prostu uphill batlle.
I tak samo jest z wszystkim co by
chciało lobby bankstersko- górniczo- rolnicze robić w krajach
Ameryki Południowej.
A to wszystko własciwie spowadza się
do upadku modelu gospodarki USA zapoczątkowanej przez Nixona- czyli
Chiny produkują, Am. Poł. i Afryka dostarczają surowce, a
korporacje z USA wydobywają te surowce niszcząc środowisko i
przekupując lokalnych polityków i w razie czego wojsko.
Czyli- to co się odbywa od kilkunastu
lat w Am. Poł. to jest efektywnie eliminowanie pośrednika. Lokalne
firmy sprzedają surowce bezpośrednio Chińczykom, dopływ pieniędzy
do USA się drastycznie zmniejsza, tamtejsza spekuła traci, a kasa
pozostaje u latynosów i jest przeznaczana na splatę starych długów
(co trzyma jeszcze banksterke na powierzchni) oraz rozwój
społeczeństwa, nauki i przemysłu (co już dokładnie podcina
banksetrską gałąź)
I to by było na tyle- aby rozumieć
dzisiejsze możliwości inwestycyjne- przede wszystkim trzeba
rozumieć geopolitykę- a tu sytuacja jest jasna- anglosaska
banksterka gwałtownie traci wpływy, w górnictwie i rolnictwie w
Am. Poł. trzeba się zacząć liczyć z ochroną środowiska i
wyższymi kosztami pracy- za to jest to raj dla przemysłu, choć
trudno na tym zarobić przez giełdę. I to są nowe reguły. Kto ich nie zna ten będzie toczyć uphill battle.
Update
Jeden z Anonimowych (jak to teraz dwuznacznie brzmi...) podesłał bardzo dobry link- nawet do tekstu po polsku- jako rozwiniecie tematu zdecydowanie polecam link tu
Update
Jeden z Anonimowych (jak to teraz dwuznacznie brzmi...) podesłał bardzo dobry link- nawet do tekstu po polsku- jako rozwiniecie tematu zdecydowanie polecam link tu
Ah, jakie to wszystko proste w tej Ameryce Południowej... Jako europejczyk trzymam stronę białego kolonizatora wyzyskującego do cna tubylców. Po co ja mam robić jak oni mogą, a że dodatkowo niszczą swoją przyrodę, ich problem, może dodatkowo za kilka lat sprzedam im stare technologie ochrony przyrody, to jeszcze się zakredytują pod korek i do końca życia za michę ryżu będą chapać.
OdpowiedzUsuńTaki Advocatus diaboli ze mnie :)
To jak rozumiem masz spory zapas akcji Carefurra i Volkskswagena, tudzież innych koncernór postępujących podobnie w polskojęzycznej części Europy Środkowej?
OdpowiedzUsuńNo dokładnie, dostarczam mój malutki kapitalik do naszych koncernów europejskich, a one już zadbają o naszą hegemonię nad Światem azjatyckim/afrykańskim i Ameryki płd. Mamy zakumulowany kapitał, i nawet jak się sprężycie to i tak jesteśmy nie do dogonienia. Niemcy oraz wielka brytania doskonale zdają sobie sprawę z peak oil, promują mikroprodukcję energii elektrycznej, może tego nie widać, ale my europejczycy bez zmiany przyzyczajeń nadal nie będziemy pracować i utrzymamy tą samą stopę życiową.
OdpowiedzUsuńZ tym zakumulowanym kapitałem to bym powaznie dyskutował. Poziom inwestycji poza Europą wydaje się wyższy. Zresztą ja jeszcze rok temu byłem Europejczykiem i tylko zagłosowałem nogami...
OdpowiedzUsuńUphill battle?: Bicie Niemca po kasku
OdpowiedzUsuń"Z tym zakumulowanym kapitałem to bym powaznie dyskutował" - ja tam zawsze patrzę na taką statystykę jako pierwsze, bardzo zgrubne przybliżenie akumulacji kapitału:
OdpowiedzUsuńhttp://en.wikipedia.org/wiki/List_of_OECD_countries_by_road_network_size
- wybrać km per capita: przed USA tylko Kanada i Luksemburg. Polska na szarym końcu, ale też nie tak daleko za Japonią. Argentyna, Argentyna... poszukajmy...
http://en.wikipedia.org/wiki/Argentina#Transport
230000 km na 41M ludków daje... 5,6m drogi na ludka vs 10 w PL, 23 w raczej pustawej Szwecji czy ponad 44 w zdecydowanie pustej Kanadzie...
Ciekawie (żałośnie) w tej statystyce wypadają Chiny, kraj który podobno TAK POTĘŻNIE się rozbudował przez ostatnie 2 dekady, szczególnie jeśli chodzi o drogi. A jak policzyć (3,3M km dróg na 1,3G ludków) to wychodzi szalone 2,45 metra drogi na człenia, 2x mniej niż w Argentynie, hehehe.
OdpowiedzUsuńwlasnie widialem w tvn info ze rozmowy z FARC bede w NORWEGI a potem na Kubie. i ze ogolnie to FARC juz zrezygnowal z walki i cieszy sie liczac na amnestie itp
OdpowiedzUsuń@panika
OdpowiedzUsuńad. ilosc drog w Argentynie
kiedys znajomy z Argentyny mowil ze tam masz np 6 pasow w jedna strone i w druga ;)
to tak jak u nas autostrada 2 pasy
wjezdzasz do niemiec i masz 3
http://en.mercopress.com/2012/09/01/top-tax-man-suggests-argentines-spend-vacations-in-the-country-but-he-prefers-punta-del-este?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=daily
OdpowiedzUsuńcóż opcje się pomału kończą. Mimo wszystko życzę powodzenia.
Kabushi AT
@Robert Mylogi, trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę np. fakt, że w Argentynie 2/3 dróg jest utwardzonych (bez nawierzchni trwałej), w porównaniu z np. USA gdzie utwardzonych jest poniżej 25% całości... Po prawdzie jednak, nie udało mi się znaleźć (a szukałem dobre 15 min) jakichkolwiek danych n/t Argentyny w kwestii ilości paso-kilometrów dróg; dla USA są łatwo dostępne, np tu: http://www.bts.gov/publications/national_transportation_statistics/html/table_01_06_m.html
OdpowiedzUsuńSerio, nie bawią mnie Twoje zachwyty Argentyną. Uważam, że na polskiej prowincji w odległości do 50 km od miasta wojewódzkiego, z własną działalnościąm rodziną i głową na karku będzie łatwiej przetrwać trudny czas jaki może nadejść, niż siedząc na antypodach. Ale wszystko zależy od indywidualnego podejścia. Jeżeli siedziałeś w Polsce i poza wegetacją przez następne kilka lat Cię nie czekało to rozumiem...
OdpowiedzUsuń@ Panika2008
OdpowiedzUsuńTo fajnie patrzeć na takie statystyki, tylko należy wspomnieć, że np. Patagonia to olbrzymi, półpustynny i praktycznie bezludny region, gdzie są 2 (słownie dwie) drogi asfaltowe, bo więcej specjalnie nie potrzeba.
A w aglomeracji BA główna autostrada wylotowa ma rzeczywiście 6 czy 7 pasów w jedną stronę. A swoją drogą to ja nawet po hiszpańsku nie znalazłem informacji o sieci autostrad. Są i tyle, przez przypadek dowiedziałem się na jakimś blogu, że kilka (?) tygodni temu znowu oddano do uzytku jakieś 340 km. Zresztą ruch jest tu dużo mniejszy niż w USA, bo np. dalsza podróż samochodem jest bez sensu skoro autobus jest niekoniecznie tańszy- ale szybszy (tak!!!) i wygodniejszy
@ Panika,
OdpowiedzUsuńpodajesz info o sieci dróg w Chinach. Jednak Chiny to Gobi i Mongolia wewnętrzna, to Himalaje , to mało zamieszkane prowincje zachodnie...Argentyna to Patagonia...USA zaś to kraj o największej (?) migracji siły roboczej za chlebem, to kraj o zaludnionych wybrzeżach i tranzytowych stanach pomiędzy.
Czemu zatem mają służyć statystki którymi się posłużyłeś?
Co chcesz mini udowodnić?
@Kabushi AT
OdpowiedzUsuńPożyjemy, zobaczymy. La Nacion nie jest daleko za Clarinem w konkurencji wymyslania wiadomości, a Mercopress uwielbia je powtarzać.
Poziom tych mediów jest jeszcze zabwniejszy niż Wyborczej- a jak już koniecznie ktoś chce coś względnie przyzwoitego po angielsku- to jest np. Buenos Aires Herald, bo to co cytujesz to tak jakbyś chciał opisać rządy Kaczyńskiego na podstawie lektury wyłacznie GW- nie mówię, że niemozliwe, ale trzeba być mocno krytycznym.
@ Anonimowy
Skoro czytasz to cię bawią- chyba, że robisz to służbowo- to przepraszam.
Njusacz, przypuszczam, że w Chinach czy Argentynie mobilność siły roboczej też by była lepsza, gdyby mieli tyle dróg co w USA czy Kanadzie (czyli 5-20x tyle, co teraz). Dobrze myślę, czy może związek przyczynowo-skutkowy jest odwrotny? ;)
OdpowiedzUsuńUzupełnienie tematu Am. Płd,
OdpowiedzUsuńhttp://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2012/09/05/zmiana-sie-zaczyna/
Paniko, wchodzę właśnie na oficjalne dane Komisji Europejskiej zatytułowane: Labour mobility: U.S vs Europe. Myślę, że zgodzimy się, że to dwa jedyne obszary na świecie, które możemy uczciwie porównywać i z nich wyciągać wnioski (ok, jeszcze Japan i Korea ale niech nie zaciemia przesłania) ze względu na poziom infrastruktury jak i wymagania systemu.
OdpowiedzUsuńCóż widzę w tym opracowaniu:
2,3% całej siły roboczej USA dokonuje międzystanowych(!) migracji.
0,2% wygląda cross-border mobility w EU15
0,1% wygląda jeśli odejmie się wpływ Luxemburga.
Czy takie, a nie inne parametry infrastruktury Argentyny czy Chin mają zatem aż tak istotny wpływ na tę mobilnośc siły roboczej jak starasz się podnosic ?
Przemieszczac siłę roboczą czy też towary dla samego ich przemieszczania albo inwestowac w stan nawierzchni tam gdzie jest to ekonomicznie nieuzasadnione może tylko centralny planista ( nie uważam abys nim był zaznaczam).
Znając realia chinskie nie uważam aby statystyka oddawała właściwy obraz ich sytuacji. Zakładam, że argentynskie są analogiczne.
http://dwagrosze.com/2012/09/tango-argentynie.html
OdpowiedzUsuńProszę o komentarz (a najlepiej o dyskusję z autorem wpisu, który linkuje).
Pozdrawiam.
Czytam, bo podzielam Twoją opinię co do przyszłości i zagrożeń jakie mogą wystąpić, ciekawe rzeczy piszesz, ale nie podzielam Twojego bezkrytycznego optymizmu w stosunku do pani prezydent. Oczywiście przydanie z Twojej strony 'służbowo' jak zwykle jest tanią sztuczką.
OdpowiedzUsuń@Panika:
OdpowiedzUsuńjak zwykle wyciagasz statystyke dotyczaca jednego czynnika i zupelnie pomijasz cala reszte.
tak, Argentyna ma 41 mln ludnosci i malo drog na mieszkanca.
A teraz wez sobie do ręki mape i zobacz, jak ta ludnosc jest ROZMIESZCZONA.
Hint: ok. 15 mln mieszka w samej stolicy i jej aglomeracji. Potem masz aglomeracje Cordoby (nastepne ok. 3 mln).
A teraz obejrzyj uwaznie obszary Patagonii i Chubut.
Po co ktos mialby tam budowac gesta siec drog????
Odnosnie autostrad w Buenos i ilosci pasow, na szczescie wiesz, mam zdjecia, ktore sama robilam, o tu sobie obejrz:
https://picasaweb.google.com/114307781700351286180/PuertoMaderoBuenosTigre#5597783752168120034
(tu masz w sumie 4 nitki, razem 20 pasow)
a tutaj ulica przebiegajaca przez jedno z barriow - wcale nawet nie autostrada:
https://picasaweb.google.com/114307781700351286180/BuenosTheSecondDay#5658213328745188210
policz liczbe samochodow stojacych rownolegle a jadacych wszystkich w JEDNYM kierunku.
A nie, zapomnialam... ty wolisz liczyc kilometry pasow umieszczone na wikipedii...a jak ich nie ma, to wiadomo - nie istnieja....
Ale zreszta- temat zszedl na siec dróg w Argentynie, bo rzekomo ma to wpływ na mobilność siły roboczej. No więc samo założenie jest przecież bzdurą. Rozumiem, że w kraju w którym w porze deszczowej dróg nie ma wcale- moze to być jakieś ograniczenie (choć też niekoniecznie). Ale nawet w Polsce, gdzie prędkość i standard przemieszczania się są o 2 klasy poniżej Argentyny- jakoś się da. Dla przykładu- prędkość HANDLOWA (czyli rzeczywista średnia na trasie) autobusu dalekobieżnego to ok 100-110 km/h. I tym chyba możemy zakończyć dyskusję o argentyńskich drogach i sieci komunikacyjnej.
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy
Na tym też polega różnica- ja jak najbardziej mogłem się się w PL utrzymać- a jako-tako, jeśli już jest oczywiście w ojczystym kraju znacznie łatwiejsze niz emigracja. Stąd- tu chodzi o co innego- ten kraj jest po drugiej stronie lewara- jesli bedzie kontunouwana polityka odcinania sie od swiatowego systemu finansowego, a jednocześnie świat się pogrąża w kryzysie już nie tylko energetycznym, ale i żywnościowym- to gdzie na świecie moze w ogóle być lepiej???
@ Anonim podający linka
OdpowiedzUsuńŚwietny, warty przeczytania, dzięki.
@ Dawid C
Na tamto odpowiadam u Cynika, ale najprościej też- to wszystko zależy od punktu siedzenia. Z pozycji wielkiego górnictwa i rolnictwa obecne zmiany są złe. Z pozycji przemysłu, klasy średniej i robotników- nic lepszego nie mogło się zdarzyć.
@futrzak, ja jednak wolę patrzeć na statystyki - nawet, jeśli są momentami niejasne. Wychodzę z założenia, że np. dla kwestii mieszkalnictwa w Polsce skrajnie małe znaczenie ma to, że po środku Warszawy stoi moloch pt. Pałac Kultury, natomiast prawdziwa prawda leży właśnie w takich nudnych liczbach, jak ilość m2 na głowę.
OdpowiedzUsuń@ Panika2008
OdpowiedzUsuńAle na statystyki też trzeba patrzeć ze zrozumienie specyfiki kraju- o drogach już pisałem.
Za to kwestia powierzchni mieszkalnej też ma swoją specyfikę- Arg jest olbrzymim krajem, kilka różnych stref klimatycznych, jedna wielka aglomeracja, kilka duzych miast. I teraz- w BA mieszkania i domy są zazwyczaj albo naprawdę małe (do pow 50m), albo duże (pow 100-120), z czego bardzo duża część tych większych jest wyłacznie lokatą kapitału, nawet nie są wynajmowane- czyli rzeczywiste warunki mieszkaniowe są wyraźnie gorsze niż statystyka, a dla dla odmiany na północy, gdzie dom służy tylko jako sypialnia, bo nawet kuchnie są raczej otwarte, tylko zadaszone- więc obiektywnie powierzchnia mieszkalna może być bardzo mała- ale naprawdę nic więcej nie jest potrzebne i nie ma sensu- czyli warunki są lepsze niż by wskazywała statystyka. I te dwie rzeczy niekoniecznie się równoważą- i co, gorsza statystyka pokazuje warunki mieszkaniowe lepsze w mieście BA, niż powiedzmy na północy, choć w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie.
@panika:
OdpowiedzUsuńsame staystyki, bez uwzglednienia metod zbierania informacji, obrobki oraz specyfiki badanego tematu, sa warte prawie dokladnie nic, jesli chodzi o informacje o rzeczywistosci.
Dobry przyklad podal Maczeta.
Ze juz nie wspomne o przyslowiowym "w/g staystyk ja i moj pies mamy po trzy nogi".
Ktos, kto w zyciu nie widzial (np. jakis alien ;) ani psa ani czlowieka jako gatunku biologicznego moze pomyslec, ze zarowno jedno i drugie stworzenie ma 3 konczyny....
Ja co do Nacion, Clarinu itd. - jakie zatem wiarygodne hiszpańskojęzyczne źródła byście polecali? Chodzi gł. o wiadomości stamtąd i z regionu, ew. ze świata jak warto..
OdpowiedzUsuńChciałem właśnie zacząć co nieco czytać po hiszpańsku, do tego wpisu myślałem że N. jest jeszcze jeszcze, bo C. to krytykowaliście już jakiś czas temu.. ew. za sugestie co do radiostacji, bloga czy czegokolwiek w sumie wartego uwagi też się nie obrażę ;-)
Angielskojęzyczne i w miarę przyzwoite, również mało propagandy w wiadomosciach ze świata http://www.buenosairesherald.com/
OdpowiedzUsuńBardzo przyzwoite informacyjnie i nalizy, choć lekkie skrzywienie prorządowe, po hiszpańsku http://www.pagina12.com.ar - za to rewelacyjna satyra w obrazkach.
Wow, dzięki za szybką odpowiedź! To ja może jeszcze jedno pytanie wrzucę.
OdpowiedzUsuńProtests in middle class neighbourhoods are becoming more common in Buenos Aires as people join to complain and demand solutions to problems such as insecurity and crime, inflation and corruption.
To cytat z http://en.mercopress.com/2012/09/04/strong-peso-and-imports-controls-vital-for-reindustrialization-of-argentina
Na ile Wy i Wasze otoczenie to odczuwacie, naprawdę jest tak źle z ta przestępczością (inflacja chyba nawet obiektywnie jest? no a korupcja wszędzie wiec...), i dlatego ludzie protestują, czy to właśnie ta propaganda w akcji?
Akurat jestem przed kompem to odpowiadam- choć własciwie ta dyskusja powinna być pod następnym tekstem.
OdpowiedzUsuńCóż, jak wspomniałem, Mecopress to zazwyczaj jest tłumaczenie Clarinu lub La Nacion- czyli alternatywna rzeczywistość w pełnej okazałości. Pod tym wzgledem polecam blog FerFala i jego teksty o Argentynie- znaczy alternatywna rzeczywisość- facet całą wiedze o swoim sąsiedztwie najwyraźniej brał z telewizji, więc w końcu nie wytrzymał i zwiał- choć pewnie w tym udział też miał fakt, że dochody ma w dolarach, czyli jego poziom zycia tu szybko spadał.
Protestów ulicznych po prostu klasy średniej to ja tu nie widziałem i nie słyszałem. Rózne protesty, zazwyczaj związkowe lub polityczne są częste- ale tak wyglada życie i polityka tutaj, ale ten cytat to kompletna bzdura.
Przestępczość istnieje, ale głównie w telewizji... Dość twarde statystyki, jak kiedyś przytaczałem pokazuja, że jest to druga najbezpieczniejsza aglomeracja w obu Amerykach (po Toronto), a w kategorii pow 10 mln mieszkańców- jedna z najbezpieczniejszych na świecie. Realnym problemem są jedynie kieszonkowcy, choć w miescie tej wielkości oczywiście zdarzają się wszystkie możliwe przestępstwa. Za to jak się trochę pooglada telewizje to mozna dość szybko popaść w paranoję bezpieczeństwa.