Dzień Niepodległości


Akurat minął dzień niepodległości w Argentynie. Konkretnie to jest pamiątka dnia kiedy w kompletnie bezkrwawy sposób mieszkańcy miasta Buenos Aires wynegocjowali z hiszpańskim wicekrólem jego rezygnację i władzę przejęła junta złożona z lokalnych prominetów, przy poparciu klasy średniej. Ale to nieistotne. Istotne jest to, jak wyglądały. Otóż w pewnym sensie nijak. Zgodnie z argentyńskim zwyczajem spodziewałem się demonstracji, itd., a tu nic. Odbyły się państwowe uroczystości, msze w intencji ojczyzny (ogłoszenie niepodległości przez kolonie hiszpańskie było w znacznym stopniu aktem katolickiego nieposłuszeństwa), itp. oraz przez trzy dni (akurat wypadł weekend) kolejne koncerty na Plaza de Mayo. I tyle. Oczywiście spora część samochodów przyozdobiona we flagi, więcej niż zwykle ludzi w koszulkach w barwach narodowych, ale żadnej zadymy, nawet żadnej mobilizacji policji nie widziałem. Nudy... A tak właściwie to piknik. Kto został w miescie, ten jadł tradycyjna zupę, kto wyjechał też- ale poza miastem, niektórzy przyszli posłuchać.
A jeszcze lepiej w Grecji. Tu poszli na całość. Po prostu- z okazji Dnia Niepodległości władze wolą nie ryzykować spotkania zobywatelami...
To jest właśnie to. Mimo wszystko ja uważam, że demokracja działa. Znaczy w tym sensie, że ludzie przynajmniej mają ogólne poczucie, czy jest jak może być, czy znacznie gorzej. W tym drugim wypadku ulica dochodzi do głosu, i czasem demokratycznie rozlicza się z władzą.
Znaczy- żadna istotna grupa w Argentynie nie ma powodu demonstrować przeciwko rządowi w Dzień Niepodległości. O czymś to świadczy.

2 komentarze: