Prezydent Bernard Sanders

Kiedy to piszę, prawybory się jeszcze nie rozpoczęły. Ale jest sporo sondaży z kluczowych stanów.
Jeszcze z pewną dozą niepewności, ale bym zaryzykował twierdzenie że jest posprzątane.
To znaczy ta doza niepewności to jest kwestia utrzymania trendów. Tyle że nic minimalnie prawdopodobnego nie wskazuje aby mogły się odwrócić.
Sanders od początku kampanii jest w pierwszej trójce, ostatnimi czasy zwykle jest remis. Ale co ciekawe w niektórych ze stanów głosujących w pierwszej kolejności to jest remis z Bidenem, a w innych z Butegiegiem. 

Można zadać pytanie dlaczego to prawybory w Partii Demokratycznej są w takim centrum zainteresowania. Odpowiedź jest prosta: Donald Trump przegra prawie z każdym. I tak samo byłoby w 2016, ale Partia demokratyczna została przejęta przez jednego z najbardziej niepopularnych polityków w historii oraz uosobienie establishmentu. W sytuacji w której nierówności społeczne dochodzą do rewolucyjnego poziomu jedna z partii prezentuje kandydata będącego synonimem polityki umacniającej te nierówności, a druga kandydata który deklaruje, że idzie "oczyścić bagno". W miarę oczywiste kto wygrywa, pomimo tego, że ten od czyszczenia jest zawodowym oszustem z długą historią kłamstw wszelkiego rodzaju. 

Ale mamy następne wybory.  I w Partii Demokratycznej prowadzi kandydat, który jest również spoza elit, od dawna je krytykuje i w tym jest wiarygodny. Drobny problem polega na tym, że właściwie cały układ biznesowo-polityczny zbudowany wokół Partii Demokratycznej straci sens w momencie przejęcia władzy przez Sandersa i nie ma to żadnego związku z wynikiem samych wyborów prezydenckich. A jeśli komuś się ta teza wydaje dziwną to już ja śpieszę wyjaśnić: otóż w USA to kandydat na prezydenta decyduje o kształcie całej partii i nie ma znaczenia czy obejmie urząd czy nie. Dziś w Partii Demokratycznej rządzi Hilary Clinton i tak pozostanie do końca prawyborów. 
Jeśli Sanders zostanie nominowany, nawet jeśli przegra wybory, to układ milionowych dotacji za usługi polityczne zostanie po prostu przecięty, a partia zwróci się w stronę masowego wolontariatu i drobnych dotacji, czyli efektywnie wpływu ludu na politykę. Dokładnie tak jak robi to Sanders w swojej kampanii. Oraz większość progresywistów w samej partii. Przy okazji w najlepszym przypadku ignorowanych i zostawianych bez wsparcia, a często aktywnie zwalczanych przez Partię Demokratyczną aka sitwę Hilary Clinton.

Teraz już zaczyna być jasnym o co chodzi. O utrzymanie dotychczasowego modelu władzy. I to wcale nie władzy Partii Demokratycznej. Po głosowaniu w Senacie w sprawie impeachmentu (jak to piszę jeszcze go nie było, ale wynik znamy) widać, że USA jest w tej chwili po prostu dyktaturą, i to w stylu trzeciego świata. Prezydent ordynarnie kradnie, za co nie dotknie go nawet prasa, a przy ekstremalnym użyciu aparatu i finansów państwa do prywatnego celu parlament służy wyłącznie do zacierania śladów. 

W tym układzie pozostaje jedno pytanie- czy jeszcze jest możliwa zmiana tej i takiej władzy przez wybory? 

To wydaje się kolejnym głupim pytaniem, przecież wybory w USA odbywają się regularnie, co 2 i 4 lata od dobrze ponad 200 lat. To by było niewyobrażalne, aby prezydentem został ktoś nie wybrany, albo wybory się po prostu nie odbyły. 

Ale to nie jest scenariusz bez precedensu.
Przypominam, że w reelekcji Georga W. Busha, w 2004 roku, głosów W OGÓLE NIE POLICZONO i ogłoszono zwycięzcą Busha, choć jest prawie pewnym że przegrał wybory. Nie, że uzyskał mniej głosów, jak Trump, po prostu przegrał zgodnie z zasadami wyborczymi USA. 

Tak samo jak trudno sobie było wcześniej wyobrazić cyrk jaki Republikanie w Senacie zrobili z impeachmentu. A jednak to się stało. Ostatnie konstytucyjne zabezpieczenie przed dyktaturą zostało po prostu wyrzucone do kosza. 

Ale na teraz mamy sytuację, taką, że Sanders jest na najprostszej drodze do uzyskania nominacji Demokratów. Dla drobnego przypomnienia- wybory odbywają się w taki sposób, że partia w każdym stanie wybiera swoich delegatów i wysyła na konwencję krajową. Ale w przydziale delegatów uczestniczą tylko ci kandydaci, którzy uzyskają ponad 15% w danym stanie. I jak na razie wygląda na to, że Sanders jest jedynym kandydatem, który uzyska delegatów z każdego stanu. I to właściwie zamyka sprawę, nikt inny w tych warunkach nie jest w stanie uzyskać większości. Ale nie jest to niemożliwe. Są jeszcze superdelegaci, którzy mogą się włączyć do gry jeśli na konwencji nadal będzie 3 kandydatów (przy 2 nie mogą, to są nowe reguły po 2016). I potencjalnie przepchnąć Bidena lub innego konserwatystę.

Bo pamiętajmy o jednej rzeczy- rządy Trumpa są bardzo złe dla USA i świata, ale w sumie zupełnie OK dla obecnej Partii Demokratycznej. Pieniądze na opozycję płyną szerokim strumieniem, Trump robi to co i tak jest korzystne dla oligarchów, itd. 
To zwykli ludzie mają w tym systemie przechlapane i obecnie podnoszą bunt. Który jest skierowany przeciw systemowi partyjno-korupcyjnemu, czyli też obecnej Partii Demokratycznej, ale jego trybunem i przywódcą jest Berni Sanders. 

Z tej układanki wyłania się dość prosty obraz: Sanders jest śmiertelnym zagrożeniem dla obecnej Partii Demokratycznej. 

I na teraz są nieco zaskoczeni, bo to towarzystwo jest cały czas przekonane że im się należy. Ale wkrótce (może już jutro) rzeczywistość się z nimi spotka i zapanuje panika.

Już teraz są głosy wewnątrz establishmentu mówiące, że Biden się nie nadaje i niepotrzebnie konkuruje z Sandersem, że potrzeba prawdziwej mobilizacji zasobów (znaczy kasy) i mocnego kandydata. Problem polega na tym, że ludzie nie chcą nikogo kojarzącego się z obecnymi elitami, nawet najbliższych współpracowników przyzwoitego faceta jakim jest Obama. 

W takiej sytuacji pojawił się Michael Bloomberg. Już wcześniej zapowiedział, że nie będzie kandydować, ale cóż, Sanders jest wystarczającego kalibru koszmarem dla Wall Street, ze można zmienić zdanie. I zmienił, w ciągu mniej niż miesiąca wpompował w kampanię w prawyborach ponad 250 mln usd własnej kasy. To są kompletnie niesłychane sumy. I większe niż w podobnym czasie wydawane w samych wyborach. Za taka kasę uzbierał kilka procent, ale co ważniejsze, może dotrze do końca jako 3 kandydat i pozwoli przepchnąć kogokolwiek byle nie Sandersa z pomocą superdelegatów.

Albo sobie otwiera drogę do innego scenariusza, całkiem prawdopodobnego. Otóż jeśli nominację uzyska Berni Sanders, to wystartuje trzeci kandydat. Z poparciem całego zaplecza biznesowego obecnych Demokratów. Wall Street i Silicon Valley.  I oczywiście, że nie wygra. Nie o to chodzi. Ale zdobędzie w wyborach 5-10% głosów i to głównie obecnych wyborców Partii Demokratycznej. Co może wystarczyć do tego aby wtedy kandydat Sanders przegrał. Czyli efektywnie do zapewnienia reelekcji Trumpa. Dzięki czemu wszystko zostanie po staremu. 

7 komentarzy:

Wojtek inżynier pisze...

Naprawdę dziękuję, za te relacje z polityki USA. Nie miałem pojęcia, że takie kombinacje są możliwe.

Anonimowy pisze...

"(...)w reelekcji Georga W. Busha, w 2004 roku, głosów W OGÓLE NIE POLICZONO i ogłoszono zwycięzcą Busha, choć jest prawie pewnym że przegrał wybory."

jakieś źródło?

W.

Maczeta Ockhama pisze...

@W.
Pomyliłem się, nie reelekcja w 2004, a pierwszy wybór w 2000. Powszechnie znana sprawa z liczeniem głosów na Florydzie. A dla przypomnienia: tam były archaiczne automaty do czytania kart perforowanych, które dawały w sumie przypadkowe wyniki.
Potem miało być ręczne liczenie, które było starannie sabotowane przez władze stanu i ledwo policzono cokolwiek przez kilka czy kilkanaście dni.
A potem ta sytuacja została przyklepana przez Sąd Najwyższy i ogłoszono Busha wygranym i w miarę natychmiast zniszczono karty wyborcze.
To liczenie na Florydzie zdecydowało o wyniku w całym kraju.

Anonimowy pisze...

@Maczeta

Ja lubie Sandersa-to gosciu ktory mysli w kategoriach welfare i panstwa w stylu europejskim.Ale one nie wygra z Trumpem-NIKT nie wygra z Trumpem-wystarczy popatrzyc na statystyki bezrobocia w USA,statystyki biedy,szybko rosnace pensje itp itd.Do tego "nowa" NAFTA oraz "pokazanie Chinczykom miejsca" i Trump ma wygrana w kieszeni.
A Sandersowi jakby co wyciagnie sie podroze do Moskwy(chocby podroz poslubna lata temu).Naprawde myslisz ze Amerykanie zamienia prezydenta ktory im te efekty dostarczyl(albo przynajmniej tak mysla)na slabego zdrowiem faceta ktory jezdzil do Moskwy?-no c,cmmon!!!!!-chciejstwo z ciebie wychodzi.
Oczywscie demokraci beda krzyczec o przestepstwach Trumpa ale dla przecietnego Amerykanina wystarczy ze Senat wlasnie Trumpa uniewinnil-dla przecietnego Amerykaniana od teraz(jesli tak nie bylo wczesniej)kazde wspomnienie o "przestepstwach" Trumpa bedzie tlyko polityczna nagonka(rownie glupia jak w PL krzyku "kasty" o "niezaleznych sadach").
Jeszcze raz napisze-dla mnie Sanders jest OK(ale tylko on w partii demokratycznej)i naprawde wolalbym aby Ameryka skrecila w strone welfare state ale Trump wygra bez problemu(szczegolnie po ostatnich kompromitacjach demokratow w czasie prawyborow).

Piotr34

plop pisze...

https://www.nakedcapitalism.com/2020/02/sanders-called-jpmorgans-ceo-americas-biggest-corporate-socialist-heres-why-he-has-a-point.html

po tych słowach to mu wierzę

Anonimowy pisze...

@Piotr34
Dawno temu (więc może to już nie aktualne?) autor książki "O demokracji w Ameryce" zauważył, że rewolucje nie wybuchają w czasach najgorszej beznadziei (mam tu na myśli dołek recesji), ale w czasach gdy sytuacja zaczyna się poprawiać, ale ludzie uważają, że poprawia się zbyt wolno.

PawelW pisze...

Chińczycy piszą, że wygra Donald Trump i się z tego cieszą, bo to oznacza, że żadnej gorącej wojny nie będzie. Uważają, że każdy inny prezydent będzie do gorącej wojny w krótkim czasie dążył. ;-)