Kościół św. Euzebiusza

Święty Euzebiusz to postać nieco zapomniana. Zupełnie niesłusznie. Nawet ze zdawkowych notek w Wikipedii można odczytać, choć nieco między wierszami, jak ważny w historii to był człowiek.
Był on w dużej części siła sprawczą organizacyjnej i duchowej przemiany, jakie dokonał Kościół Katolicki w 3 i 4 wieku naszej ery. Który to czas był zdominowany przez dość dramatyczne wydarzenia, jak konflikt z Arianami, przetrwanie wiary pogańskiej, kwestia uznania kościoła i kilka innych. Główną nagroda w tym sporze było przyznanie statusu religii państwowej. Z czego "państwo" oznacza tu Cesarstwo Rzymskie.
Jak doskonale wiemy, Kościół Katolicki wygrał tę walkę, zasadniczo w czasach panowania Konstantyna Wielkiego, w chwili jego śmierci sprawa była zasadniczo zakończona.

Co jest ciekawe, i jestem pewien, że nie była to tylko koincydencja, w mniej- więcej tym samym czasie zachodził proces dekonstrukcji kapitalistycznej, towarowo-pieniężnej gospodarki niewolniczej do relacji feudalnych (czy protofeudalnych) gdzie obrót pieniądza był drastycznie ograniczony, a zasadniczą wartością była ziemia i kontrola nad nią. Co szybko doprowadziło do feudalnych relacji społecznych, gdzie dominowała własność podzielona, tzn. zwierzchnikiem (właścicielem w starym systemie) terenu był pan feudalny, ale oczywiście nigdy nie zajmował się uprawą tej ziemi. W relacjach tradycyjnej rzymskiej gospodarki robili to niewolnicy, a produkty były sprzedawane na rynku, tak samo jak na nieco współcześniejszych uprawach trzciny cukrowej i bawełny. 
Zanikanie gospodarki towarowo-pieniężnej spowodowało proces osadzania na takich latyfundiach tzw. kolonów. Ich sytuacja była znacznie lepsza niż niewolników, bo mogli uprawiać swój grunt, sprzedawać i kupować towary jak wolni ludzie, jedynie spełniać jakieś powinności na rzecz pana feudalnego (słowo "feudalny" jest minimalnie na wyrost dla tych czasów, ale dla prostoty będę go używać). Czasem to było oddanie części (zazwyczaj połowy) zbiorów, często służba wojskowa na wezwanie, czasem jakaś pomoc fizyczna. W miarę zaniku pieniądza świadczenia materialne stawały się coraz istotniejsze. Nie to jednak jest istotne. Najważniejszym i wartym zapamiętania jest to, że ówcześni niewolnicy stopniowo stali się chłopami feudalnymi (i byli wolni mieszkańcy miast często też wybrali taki status). To nie łączyło się z własnością gruntu w kapitalistycznym (dzisiejszym) tego słowa znaczeniu, ale jak najbardziej była to forma własności. Prawo do gruntu na którym gospodarowali było nieusuwalne i dziedziczne. I to była podstawowa instytucja na której opierał się feudalizm. Nie taka zła, dla większości ludzi znacznie lepsza niż ustrój niewolniczy. Dopiero po odkryciu Ameryki, nagły napływ kruszcu do gospodarki zwiększył podaż pieniądza, a co za tym idzie przywrócił gospodarkę towarowo- pieniężną. Co oczywiście przywróciło opłacalność produkcji rolnej na rynek i spowodowało powrót niewolnictwa. Głównie w tropikalnych częściach Ameryk i w Europie środkowej i wschodniej. W tym drugim regionie pod płaszczykiem reformy instytucji feudalnych, jak w przypadku Polski "zaledwie" zwiększania pańszczyzny. Ale nawet ten faktyczny powrót niewolnictwa nie zanegował istoty chłopskiego prawa do ziemi i znaczenia jej dziedziczenia.

Jaki to wszystko ma związek z Kościołem Katolickim? Duży, bardzo duży. Skupmy się na tym dziedziczeniu. Chłopski syn dziedziczył gospodarkę, czy przypadającą na niego część. Inną otrzymywał w posagu przy małżeństwie. To potem było rozdzielane na dzieci, etc. Ale często jeśli tego małżeństwa lub dzieci nie było, to grunt wracał do pana feudalnego, był rozdzielany na cała wieś, etc. W tym systemie kwestia tego, aby syn ożenił się, najlepiej z solidnym posagiem, była zupełnie dosłownie kwestią życia i śmierci. Bo posag to był jedyny mechanizm, który kompensował dzielenie gospodarki pomiędzy synów i utrzymanie areału wystarczającego do przeżycia. Niewolnicy nie mieli nic, więc i nie mieli takich problemów. 

To pokazuje ciekawy paradoks. W feudalizmie, w przeciwieństwie do niewolnictwa, dla uprawiających ziemię kwestia potomka nie mogącego się ożenić była potężnym problemem. I to dotyczyło zwłaszcza homoseksualistów. Oczywiście nikt im nie zabraniał małżeństwa, ale w małych społecznościach, gdzie wszyscy się znali, ich wartość wskutek takiej wady drastycznie spadała. I w takim samym stopniu potencjalny posag. Co przy podziale wskutek dziedziczenia oznaczało degradację majątkową i społeczną. 
To był po prostu układ, który w odniesieniu do homoseksualistów nakazywał wyrzucić ich z systemu. Pozbyć się, bo stanowili zagrożenia dla przeżycia. W układzie niewolniczym to nie miało żadnego większego znaczenia. 
W takiej rzeczywistości, już od kilku dziesięcioleci trwającego ciężkiego kryzysu gospodarki towarowo-pieniężnej i co za tym idzie niewolnictwa, funkcjonował św. Euzebiusz. Patrząc po efektach, na pewno zobaczył wyżej opisany problem dziedziczenia gospodarstw chłopskich w nowym systemie. Nie mamy pojęcia na ile ma to związek z jego osobowością i preferencjami, ale to on mianował znakomitą część osób później uważanych za "ojców kościoła" oraz do dziś jest .... patronem homoseksualistów.

Tak. Dokładnie tak. Konflikt kościoła katolickiego z konkurencją rozstrzygnął się pozytywnie dla niego w tym samym czasie, kiedy znalazł rozwiązanie jednego z większym problemów społecznych swoich czasów. Nic zaskakującego. Ale ten problem polegał na tym, co zrobić z homoseksualnymi synami zamożniejszych chłopów. Tylko nimi, bo z dziećmi feudałów problemu nie było, bezrolni także nie mieli takich dylematów (tu sytuacja była identyczna jak niewolników). Ale oferta, że Kościół przyjmie takich chłopskich synów na masową skalę, zapobiegnie rozdrabnianiu gospodarstw i wszystkim problemom z tym związanym była zbyt mocna, aby jej się oprzeć. Cesarstwo zdelegalizowało Arian i kulty pogańskie i weszło z pełnym zdecydowaniem w feudalne porządki. Czego efektem był najpierw Edykt Mediolański, a potem uznanie katolicyzmu za religię państwową (nie chrześcijaństwa, Arianie też byli chrześcijanami).

Pełna implementacja takiej polityki miała miejsce, a jakże, dokładnie u szczytu systemu feudalnego, w 11-stym wieku, kiedy papież zakazał małżeństwa duchownym. 

Czy ktokolwiek w tym miejscu mógł jeszcze wątpić? Kościół Katolicki był po prostu azylem dla homoseksualistów, rozwiązując przy okazji ważny problem społeczny. Oczywiście to nie był jedyny powód wstępowania w stan duchowny, ale mechanizm był o tyle istotny, że w tych stosunkach społecznych był niezawodny.
Z czasem pozostało Kościołowi go jedynie wzmacniać. Jak? To jest dość oczywiste- wzmacniając homofobię w środowiskach wiejskich. I to było konsekwentnie robione, w dokładnie tym samym przedziale czasowym. Rozpoczynając od początku naszego okresu, kiedy pierwszy głos Kościoła przeciw homoseksualizmowi to był prawdopodobnie rok 306, kiedy Synod w Elwirze wypowiedział się na ten temat. Tu akurat są jeszcze pewne wątpliwości, bo jeszcze nie wiadomo czy chodziło dokładnie o relacje homoseksualne, czy o potępienie pedofilii oraz czy ten artykuł synodu nie pochodzi z późniejszych redakcji. Taka sama uwaga dotyczy pochodzącego z tego samego synodu nakazu celibatu księży i biskupów. Ale krótkie kilka dziesięcioleci później polityka Kościoła była już zupełnie jasna i dokładnie prowadziła wzdłuż tej linii.
Dokładnie kiedy pojawiły się te przepisy to nie ma większego praktycznego znaczenia.
Ważne jest to, ze mówimy o potężnych procesach społecznych, z których jednym jest zupełna zmiana struktury produkcji rolnej i zatrudnienia, a drugim jest dostosowanie instytucji państwowych i społecznych do tych zmian. Trzeci wiek naszej ery był najgwałtowniejszym okresem tych zmian- w końcu implodowała dotychczasowa struktura władzy Cesarstwa Rzymskiego i w każdej dziedzinie wykluwało się nowe, w tym nowe struktury religijne. Co zakończyło się dość szybko dominacją Kościoła Katolickiego, feudalizmem i po wielu wiekach nowym układem państw i granic, który w sporej części przetrwał do bliskich nam czasów. 

Drugi akt tego zjawiska nastąpił już prawie w naszych czasach


Tak naprawdę kres dotychczasowej roli Kościoła położyła dopiero industrializacja. Rozwój miast stopniowo zdejmował presję nadmiernej populacji wiejskiej i ziemia stopniowo z jedynego gwaranta przeżycia stawała się po prostu kapitalistycznym środkiem produkcji, jak każdy inny. Kwestia homoseksualizmu dziecka nie miała większego wpływu na przeżycie. Owszem, pozostało mnóstwo uprzedzeń i tacy ludzie nie byli zbyt mile widziani (i w miejscach późnego upadku feudalizmu często nadal nie są), ale nie ma to już żadnego wpływu na kwestie dalszego przeżycia, czy sukcesu rodziny. W przeciwieństwie do relacji feudalnych, ziemię można w razie potrzeby i możliwości dokupić, a ewentualny posag może pomóc, ale nie jest kwestią życia i śmierci, jakim był w relacjach feudalnych. Ostateczny krach przyniosły mechanizacja rolnictwa, kiedy kapitał obrotowy i w sprzęcie zaczął być ważniejszy od samych gruntów, oraz ubezpieczenia społeczne, które zabezpieczały możliwość przeżycia starszych niezależnie od relacji z dziećmi. 

To w oczywisty sposób złamało dotychczasowy sposób działania Kościoła. Po prostu dotychczasowy stracił sens. W języku samego Kościoła to się nazywało "kryzys powołań". W swej istocie wyglądał on tak, że w krajach uprzemysłowionych, a przynajmniej tych, które odeszły od feudalnych relacji na wsiach ilość wybierających karierę duchownych była mocno poniżej potrzeb organizacyjnych. Przez jakiś czas udawało się to uzupełniać przez rekrutację z regionów, gdzie stosunki feudalne utrzymały się najdłużej i nawet jeśli już się rozpadły, to uprzedzenia społeczne pozostały. To były południowe Włochy, Hiszpania, Portugalia, Polska i inne podobne kraje, ale to też nie wystarczało. Również z powodu barier językowych. 

Do tego po drugiej wojnie światowej rozpoczął się powszechny proces industrializacji i modernizacji, wszędzie powstawał przemysł i trwały masowe budowy. Każdy kto chciał, kto nie był mile widziany na wsi, znalazł zatrudnienie, dach nad głową i lepszą lub gorszą stabilność, a w wielkich i anonimowych aglomeracjach także romantyczne relacje odpowiadające upodobaniom. Oferta ze strony Kościoła po prostu straciła swoją grupę docelową.

Dlatego Kościół musiał znaleźć jakąś formułę na przetrwanie. Zapewne nikt nigdy nie dojdzie do tego na ile były to świadome poszukiwania i decyzje, a na ile wypadkowa ewolucji organizacji, ale to rozwiązanie się znalazło według dokładnie tego samego schematu, co azyl dla wiejskich homoseksualistów w systemie feudalnym. 
Tylko tym razem chodziło o inne kierunki popędu seksualnego. Być może była to kwestia słabej selekcji i łatwego przyjmowania do duchowieństwa w warunkach "kryzysu powołań", być może był to świadomy projekt. Właśnie tego się zapewne nie dowiemy. 
Tak czy inaczej, z punktu widzenia Kościoła należało znaleźć jakiś sposób na zapewnienie ciągłości organizacyjnej. Dotychczasowy system był bardzo dobry, ale jego formuła się wyczerpała. Rozsądnie było znaleźć coś podobnego, ale nowego. Czyli najlepiej popęd seksualny, który jest problematyczny w świeckim społeczeństwie, ale gdzie Kościół może zapewnić spokój i bezpieczeństwo. 

Jak ten dylemat rozwiązano kilkadziesiąt lat temu dziś już wiemy, bo dziś Kościół Katolicki jest instytucją, która stwarza znakomite warunki do funkcjonowania pedofilom i chroni ich w każdy możliwy sposób. To jest odpowiedź. Takiej udzielił sobie samej Kościół Katolicki w sytuacji rozpadu relacji feudalnych i emancypacji homoseksualistów i taką powinniśmy poznać. 
W sumie to w niektórych miejscach świata już ją poznaliśmy. Tam gdzie organa ścigania były w stanie przyjrzeć się dokładniej działalności Kościoła Katolickiego. I oczywiście pedofile nie stanowili tam żadnej większości, zapewne tak samo jak nigdy nie stanowili jej homoseksualiści. Ale ich ilość i sposób działania instytucji spokojnie uzasadniał twierdzenie, że był to bezpieczny azyl i trwała ochrona instytucjonalna. Co narzuca wniosek, że co najmniej interes tej grupy były brane pod uwagę przy podejmowaniu strategicznych decyzji, a może i taka grupa podejmowała te decyzje. 

Na tym tle zupełnie inaczej wygląda informacja, że zwykle po skazaniu kościelnych pedofili znów drastycznie spadała liczba powołań. Naturalną odpowiedzią jest to, że wskutek załamania zaufania do szacownej instytucji. Ale co jeśli prawdziwą przyczyna jest załamanie zaufania co do możliwości ochrony przez instytucję? 

Zauważmy też, że w ciągu stuleci Kościół starał się torpedować wszystkie regulacje, które by podważały system feudalny, czyli podstawę jego bytu, a relacje protokapitalistyczne mogły powstać dopiero wtedy, gdy jego potęga została złamana. Czy to przez delegalizację, czy to przez kontrolę państwową. 
Tak samo dziś lobbuje i broni regulacji, które pozwalają na dostęp do dzieci oraz łatwe przenoszenia księży. To są regulacje edukacyjne i wizowe. 
Problem polega na tym, że jakby sprawa stała się jawna. Nawet w Polsce. Oczywiście przestępców należy się pozbyć ze społeczeństwa. Ale w sumie szkoda, że instytucja, która miała tak wielki wpływ na historię ludzkości kończy w taki sposób. Choć z drugiej strony pozostaje pytanie, jaki to tak naprawdę był wpływ. W czasach nowożytnych dość jasny- była to pomoc w petryfikacji układu feudalnego i konserwowanie zacofania. Ale wcześniej? W późnej starożytności? Średniowieczu? Czy to pomogło w demontażu ekonomii niewolniczej i uniemożliwiło jej powrót?  To są pytania dla historyków, ale jeśli się oderwiemy od współczesnej tragedii pokrzywdzonych przez bandytów w sutannach, to są bardzo ciekawe pytania dotyczące jednej z najpotężniejszych instytucji w historii ludzkości. 

15 komentarzy:

Jare pisze...

Ale stek bredni. Poczynając od definicji feudalizmu a zakończywszy na homoseksualizmie i pedofilii. Niektóre Pańskie opisy budziły wątpliwości, człowiek mógł się zgadzać lub nie. Ale ta przekracza wszelkie granice. Czemu człowieku nie napisałeś innej ewolucji. Np. Homo stanowią ok. 1% społeczeństwa, a wśród pedofilów (ponad 90% to mężczyźni)stanowią 50%. I dalej z Twoją "logiką". Wymyśli podobną śmieszną układankę.
Jared

Wojtek inżynier pisze...

Jared,

ciekawe co piszesz, bo moja żona m.in. walczy z pedofilią. I nikły procent czynów pedofilskich jest popełniana przez pedofili. Dziś nie pamiętam liczby, a pisać smsa do żony nie chcę - to było jednak poniżej 30%, w okolicach nawet 10%.

W sumie ta uwaga dotyczy również Maczety - księża nie wybierają tego zawodu, bo są pedofilami, a jedynie dokonują czynów pedofilskich, bo ich stłamszona seksualnośc wybija. A przecież onanizm to piekło, z kobietą nie można, bo celibat i tak walczą ze sobą, aż w końcu nie dają rady dłużej walczyć. Dzieci są pod ręką, bezbronne, ufne.

Rozumiem, że tekst powstał z chęci wylania nienawiści na KK i to rozumiem, sam KK wkurza. Ale z realiami nie ma nic wspólnego. Owszem, młody chłopak, który decyduje się na celibat/towarzystwo innych mężczyzn, jest albo aseksualny, albo gejem, albo też ma bardzo silne powołanie (i według mnie najczęściej to ta trzecia przyczyna, ewentualnie miks z aseksualnością), niemniej w toku indoktrynacji w seminarium pojawiają się zaburzenia seksualne i to wybija później, albo i nie.

Jak było wcześniej - nie oceniam. Życie w wiekach poprzednich to była ciężka walka o przetrwanie i wątpię, by na bycie księdzem decydowali się wyłącznie homoseksualiści - każdy biedak widział w tym szansę dla siebie. Na szczęścię księża korzystają z prostytutek/gosposi i większość z nich nie maca (lub gorzej) dzieci.

KK NIE jest instytucją opartą na pedofilii/naziźmie/homoseksualiźmie. KK jest przyjacielem władzy od czasów cesarza Konstantyna Wielkiego, tak samo uwielbia bogaczy, bo bez nich by się nie utrzymał tylko z religii. A że władza jest jaka jest, taki jest kościół. Oczywiście w Polsce, demokracji, ludzie są, jacy są. I taka jest władza i kościół. W skrócie - nieco inna niż papież :-)

Sam swojego syna wychowuję, a raczej pozwalam wychowywać, na katolika - żyję tutaj, i nie chcę wiecznego konfliktu ze wszystkimi wokół. O ile w Warszawie ateiści mogą żyć wygodnie (o ile nie mają rodziny), to już poza stolicą mamy super zaścian. Widać choćby w stosunku do LGBT, czy tymi przesądami/opartymi na badaniach na więźniach i dawno obśmianymi, jak przywołał Jare.

pilaster pisze...

Ta hipoteza jest jak najbardziej testowalna. Gdyby była prawdziwa, to należałoby oczekiwać, że odsetek homoseksualistów wśród kleru w Średniowieczu byłby znacząco większy niż średnia w populacji. Oczywiście takie dane są właściwie niedostępne. Ale można za to sprawdzić jaki jest odsetek pedofilów wśród księży współcześnie. I niestety dla Maczety, odsetek ten NIE JEST wyższy od średniej.

Taka piękna hipoteza, tak wspaniale dop... watykańczykom i ...kicha :)

mall pisze...

@Pilaster: Sprawdzenie udziału procentowego to za mało bo teza Maczety była inna i dotyczyła dostarczania ochrony. A zorganizowany system ochrony księży pedofili jest faktem (pokazało to USA, dla przykładu). W Polsce znakomitą poszlaką na to, że ochrona istnieje jest fakt, że na liście pedofili publikowanej przez MS trudno znaleźć księży skazanych. Inną poszlaką jest ochrona aktywna w postaci np. wysyłania dokumentów do Watykanu (taki ostatni przykład znany z mediów). Kilka innych poszlak pokazał Sekielski we filmie.

Ale to trudno skwantyfikować w postaci pliku XLS.

pilaster pisze...

@mall

Ależ skąd. Skoro Kościół maiłby dostarczać ochrony homoseksualistom, czy pedofilom, to przecież oni by się pod tą ochronę uciekali i w tym azylu gromadzili. Czyli mielibyśmy do czynienia z nadreprezentacją homoseksualistów/pedofilów wśród kleru.

A nie mamy.

Poza tym hipoteza ta ma jeszcze dwie inne potężne luki.

1 Najsilniejsza homofobia i wrogość wobec homoseksualistów panowała historycznie w krajach protestanckich - w których Kościół pozbawiono wszelkich wpływów i majętności, a nie w katolickich, czego można by oczekiwać gdyby hipoteza była prawdziwa.

2. Pedofilia dopiero od lat 80 XX wieku stała się w społecznym odbiorze czymś złym strasznym i złowrogim - wcześniej była bardziej wyśmiewana niż potępiana. A proces ten w myśl hipotezy powinien zajść znacznie wcześniej, wraz załamaniem się porządku feudalnego w danym społeczeństwie, czyli najpóźniej do końca XIX wieku

mall pisze...

@Pilaster: Autor książki "Sodoma" dostarcza argumentów za tezą, że występuje nadreprezentacja homoseksualistów wśród kleru spowodowana kombinacją dwóch czynników: niechęci kulturowej wobec homoseksualistów i ochrony jaką dawał kościół.

O ile pamiętam z jakiegoś wywiadu w Krytyce Politycznej: jakiś wewnętrzny (!) raport kościoła katolickiego w USA szacował odsetek homoseksualistów na jakieś 30%. To raczej nadreprezentacja. Do sprawdzenia.

W przypadku Polski jest poważne pytanie odnośnie wiarygodności takich badań: jaki odsetek ankietowanych księży przyzna się do homoseksualizmu jeżeli organizacja, której jest członkiem używa homoseksualizmu jako młotka w dyskursie? Może wiarygodność jest taka jak tych działań KK odnośnie walki z pedofilią gdzie nie episkopat nie umie odpowiedzieć na banalne pytanie "ile złożono zawiadomień w prokuraturze?" (vide scena z 'tylko nie mów nikomu')?

mmm777 pisze...

Ale bzdury :)
I to jakie długie :)
.
Kościół się posypał całkiem niedawno, i ma z tym zapewne związane stanowisko jakie miał kardynał Sodano...
A jeżeli organizacji pozwala się przerastać patologią, to o ile potrwa to dostatecznie długo, to może się okazać, że nie-patologia jest mniejszością... I chyba B16 zdał sobie sprawę z tego problemu.
Osobną sprawą są wątpliwości co do przyczyn, ale można tu tylko się domyślać.

Jare pisze...

Wojtek inżynier Napisałeś "I nikły procent czynów pedofilskich jest popełniana przez pedofili" chyba chodziło Ci o "I nikły procent czynów pedofilskich jest popełniana przez pederastów" Ale do rzeczy. Nie wiem czy kłamiesz czy bronisz jakiś pozycji nie do obronienia.
1/ Ponad 90% pedofili jest facetami. Tak czy nie?
2/ Ofiary pedofili to 50/50% chłopcy / dziewczynki.
3/ Ofiary pedofili - chłopcy są ofiarami homoseksualistów. Żaden heteryk nie czuje popędu płciowego do tej samej płci.
4/ No i najciekawsze. Homoseksualiści to 1% społeczeństwa - aloe aż 50% pedofili.
Jak chcesz polemizować Wojtek z faktami? Jakiś interes w tym masz? Może podniesiesz któryś ze wskaźników, żeby homo wyglądali lepiej? Np. że ich jest 30% w społeczeństwie, wtedy przytłaczająca ilość ofiar pedofilii płci męskiej ni będzie tak źle wyglądała. Albo że ofiarami jest 80% dziewczynek? Baju Baju.

Anonimowy pisze...

1.wszystkie źródła wskazuja że kk był schronieniem dla trzecich I kolejnych synow a nie tych odmiennej orientacji-decydowała ekonomia a nie kwestie seksualności. Wynikało to także z tego iż

2.praktycznie przez całe średniowiecze celibat księży to była fikcja.celibat księży realnie to świeży wynalazek

3.różne źródła dosc wyraźnie wskazują iż to armia oraz srodowiska artystyczne sa ogół jest stylem dla aseksualnych i tych odmiennej orientacji

4.rację ma pilaster piszac iż to kraje protestanckie były znacznie bardziej wrogie gejem niż katolickie.to tam gejów kastrowano a nie w katolickich

Ergo sądzę iż ta hipoteza choć interesująca jest błędna.nawet pewnie co cwansi homo korzystali z systemu i pewna nadreprezentacja byla ale nie na tym ten system bazowal

Piotr34

Wojtek inżynier pisze...

Jare ordynarnie kłamiesz. Za słowo pederasta powinieneś mieć bana.

Anonimowy pisze...

@Wojtek inżynier


Mógłbyś mi wyjaśnić w czym jare kłamie?pytam bo widziałem identyczne dane-oburzac się łatwo ale wolę rozmowę o konkretnych danych.


Piotr34

Jare pisze...

Wojtek inżynier:
Życzę miłego czytania:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pederastia
W XIX wieku faktycznie określenie pederasta byłe nacechowane negatywnie. Jednak (cytat): Nowsze słowniki (Doroszewskiego[34], Skorupki[35], Szymczaka[36]) notują już wyłącznie znaczenie szerokie – męskie kontakty homoseksualne (bez wskazania różnicy wieku partnerów i odniesienia do starożytnej Grecji), nie podając rodzaju nacechowania."
Do tego wyroku sądów potwierdzają słownikowe znaczenie słowa "pederasta". Oczywiście możesz osobiście obrażać się za określenie pederasta, tak jak ojciec rodziny wielodzietnej może obrazić się, że ktoś na niego mówi że jest ojcem rodziny wielodzietnej. Piosenkarz disco polo może obrazić się że ktoś mówi na niego piosenkarz disco polo, bo On przecież tworzy Sztukę!!! Można - tylko po co.
A jeśli chodzi o bany - no to mamy już definicję takiej ideologii. Zamykania ust tym z innymi poglądami. Wylatują z pracy, są przedmiotem hejtu. Tak, ideologia tęczowej zarazy nie dopuszcza polemiki i własnego zdania. Wszystko musi być zdefiniowane przez tę ideologię. Mają na to monopol.

pilaster pisze...

@ mall

Być może nadreprezentacja homoseksualistów istnieje w Kościele dzisiaj. Ale chodzi o to, czy istniała w średniowieczu - nie ma na to żadnych przesłanek.

Mechanizm raczej był taki jak napisał Piotr 34. Kościół i celibat były narzędziami, za pomocą których arystokracja obniżała swój współczynnik rozrodczości, zgodnie z modelem zaprezentowanym tutaj:

https://blogpilastra.wordpress.com/2016/09/29/tylko-o-psychohistorii-4-w-znojnym-trudzie-skarby-ziemi-wydzierajac/

I było to narzędzie w końcu znacznie lepsze niż w Chinach, gdzie nadmiarowych synów kastrowano, czy Japonii - gdzie praktykowano dzieciobójstwo.

Anonimowy pisze...

Co do historii, zwłaszcza Kościoła, to prowadził on na przestrzeni 2000 lat i powierzchni kilkudziesięciu milionów kilometrów kwadrtowych niejeden eksperyment społeczny. Niektóre przynosiły mu powodzenie, inne nie i te na ogół były sprzatane pod dywan. Typowym przykładem jest kapłaństwo kobiet - na przestrzeni dziejów ćwiczone wielokrotnie (ostatnio w Polsce rezultatem eksperymentu stali się Mariawici), okazywało się nieefektywne, więc tylko najbardziej uwazni historycy wychwytują w starych zapiskach lub legendach takich jak ta o "papiezycy Joannie". A Kościół chcąc istnieć musi na wielką skalę korzystać tylko z efektywnych rozwiązań.
I tu dochodzimy do efektywności homoseksualistów. W Afryce nie raz próbowano zaprzęgnąć do pracy zebry. Niby wyglądają jak konie, zachowują się jak dzikie konie, umaszczenie nie powinno przeszkadzać, a tymczasem zawsze wychodziła z tego kicha. Blizszym nam przykładem jest Biedroń i jego kariera polityczna. Przy gigantycznym wsparciu mediów, różnych lewych fundacji, oraz niemałej populacji kawiorowej lewicy, wszystko czego dokonał to załatwienie _sobie_ posady i olanie wszystkich którzy na niego liczyli.
I Kościół katolicki zapewne nie raz tę cechę homoseksualizmu zobaczył na własne oczy (w klasztorach można było się o ty przekonac nie raz) stąd w trosce o własną efektywność musi tępić homoseksualizm w swoich szeregach.
Przy czym homoseksualizm, to tylko jedna z form tego co Ezop opisał jako zachowanie cykady, a nasz Biernat z Lublina przetłumaczył jako zachowanie kobyłki/konika polnego. Jak człowiek walczy o byt, ma zapierdol jak mrówka, to o seksie nie ma czasu nawet myśleć, a co dopiero po darkroomach łazić. Co innego człowiek który o byt nie musi walczyć. Wtedy szuka rozrywek, a homoseksualizm jest jedną z najdostępniejszych. No chyba, że ma akurat dziecko pod ręką. Albo owieczkę. A jak ma pod ręką wszystko na raz, jak to drzewiej bywało wśród zamożnych baców, to sie ze wszystkiego korzysta, nie bacząc na klasyfikacje Kinseya.
I dlatego Kościół zwalcza w swoich szeregach i na zewnątrz też, wszelkie przejawy "cykadyzmu". Z lepszym lub gorszym skutkiem - czasem mrówce którą bierzesz na pokład wyrastają skrzydełka i to już jej w życiu wystarczy.

Ali

mmm777 pisze...

Tak, gwoli oświecenia :) Bo zapewne młodsi o tym nie słyszeli ;)
.
“W Sachsenhausen homoseksualiści byli umieszczani od razu w osobnym bloku. Również i do pracy używani byli osobno. Pracowali w gliniance wielkiej klinkierni. Była to praca ciężka i każdy z nich musiał wykonać określoną robotę. Byli wystawieni na wszelkiego rodzaju działania atmosferyczne. Codziennie musieli przywieźć określoną liczbę wagonów z gliną. Procesu wypalania bowiem nie wolno było przerywać wskutek braku surowca; musieli więc pracować przy każdej pogodzie - zarówno latem, jak i zimą. Wpływ tej ciężkiej pracy, dzięki której znowu mieli się stać „normalnymi” ludźmi, był różny u homoseksualistów różnego rodzaju.
Najbardziej celowa i rzeczywiście skuteczna okazywała się praca w stosunku do „łazików”.
Tak nazywano w żargonie berlińskim prostytuujących się mężczyzn szukających w ten sposób łatwego zarobku i unikających każdej, nawet najlżejszej pracy. Nie można było ich nazwać prawdziwymi homoseksualistami; był to tylko ich zawód. Surowe życie obozowe i ciężka praca szybko wychowywały ten rodzaj więźniów. Większość z nich pilnie pracowała i dokładała wszelkich starań, aby się nie narazić i aby móc uzyskać możliwie jak najszybsze zwolnienie. Unikali oni bliskiego stykania się z tymi, którzy rzeczywiście byli obciążeni tym nałogiem; chcieli w ten sposób wykazać, że z homoseksualistami nie mają właściwie nic wspólnego.
Wielu w ten sposób wychowanych odzyskiwało wolność i już nie powracało do obozu. Nauka była
wystarczająco skuteczna, zwłaszcza że chodziło tu najczęściej o młodych chłopców.
Także część takich osobników, którzy stali się homoseksualistami ze skłonności, którym wskutek częstych stosunków znudziły się kobiety, którzy w swym pasożytniczym życiu szukali nowych podniet, mogła być wychowana i oduczona nałogu.
Ale nie dotyczyło to tych, którzy z powodu swych skłonności zbyt głęboko już wpadli w nałóg. Trzeba ich było traktować na równi z prawdziwymi homoseksualistami o wrodzonych skłonnościach, takich zresztą było tylko kilku. Tym nie pomagała ani najcięższa praca, ani najsurowszy dozór.”
.
“W 1944 r. Reichsführer SS polecił przeprowadzić w Ravensbrück badanie „nawróconych”.
Homoseksualistów, których uzdrowienie nie wydawało się całkiem pewne, zetknięto przy pracy niby mimo woli z prostytutkami i obserwowano ich. Prostytutki otrzymały polecenie zbliżania się do homoseksualistów w sposób nie rzucający się w oczy i podniecania ich płciowo. Poprawieni natychmiast korzystali z tej okazji, nie trzeba ich było zbytnio zachęcać. Nieuleczalni nie zwracali na kobiety żadnej uwagi. Gdy zbliżały się do nich w sposób niedwuznaczny, odwracali się, drżąc z obrzydzenia i odrazy”