Po wyborach europejskich

Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego były bardzo, bardzo ważne. Z czego na zachód od Łaby zdawało sobie sprawę wiele osób, a na wschód od tej rzeki chyba nikt tego nie zauważył.

Wydarzyło się na raz kilka niesamowicie ważnych rzeczy. Tak ważnych i w pewnym sensie rozdzielnych, że aż trudno je opisać.

Zacznijmy więc od historii. Parlament Europejski wymusza działanie poprzez frakcje, które musza składać się z  posłów kilku państw. Mamy więc politykę partyjną, ale na szczeblu europejskim. realnie rzecz biorąc, aby się liczyć w czymkolwiek, potrzeba współpracować z kolegami z wielu krajów. I ta współpraca, skoro nie opiera się na tożsamości kraju czy kultury, siłą rzeczy musi opierać się na ideologii. I dokładnie to mieli zamiar uzyskać autorzy tego rozwiązania, aby powstały, przynajmniej w PE ogólnoeuropejskie partie polityczne. 
Co czasem prowadzi do zabawnych sytuacji, ja ta, że w danym kraju są dwie partie o tożsamej ideologii, które nawzajem się najszczerzej nie znoszą, ale "pasują" tylko do jednej frakcji. Tak jak w Polsce, gdzie są dwie partie prawicowe, ale to PO się pierwsza zapisała do chadeków. PiS w odpowiedzi założył własną frakcję z brytyjską Partią Konserwatywną, której już chyba nikt nie traktuje poważnie, czego efekt jest oczywisty- ich traktuje się tak samo, pomimo tego że to normalna prawicowa partia jakich w Europie wiele.

Tylko ten cały podział na frakcje był przez dziesięciolecia prawie fikcją, to znaczy istniał, ale nie było tam żadnego konfliktu politycznego, żadnej możliwości walki. Aż do tegorocznych wyborów.
Dlaczego? Otóż od początku, projekt europejski opierał się na konsensusie między socjalistami i chadekami. I taka koalicja powstała w PE. Koalicja która obejmowała dwie największe partie w większości krajów. Po prostu nie pozostawiono żadnego miejsca na dyskusję polityczną, bo wszystko załatwiano wewnątrz koalicji. Przez 40 lat. Do teraz. Implozja zarówno socjalistów jak też chadeków w większej części zachodniej Europy spowodowała to samo w PE, czyli koalicja nie ma większości. Trzeba stworzyć nową. 

To była stawka tych wyborów. Pierwszy raz od wyborów rzymskich konsulów (dopóki coś znaczyli) demokratycznie można było zadecydować o tym kto będzie mieć wpływ na władze tak wielkiej części Europy. 

To spowodowało następną rzecz: wybory przestały być czymś w stylu rozbudowanego badania opinii publicznej/rozgrzewką przed "prawdziwymi" wyborami krajowymi. Stały się prawdziwymi wyborami, w których obywatele decydowali o przyszłości Unii. I w związku z tym, że nie ma żadnej opcji głosowania na konkretny skład władzy wykonawczej, nastąpił bardzo ładny i dokładny podział ze względu na program. Czyli stało się dokładnie to co było celem powstania Parlamentu Europejskiego- powstały ogólnoeuropejskie bloki polityczne. Jeszcze nie wspólne partie, ale grupy partii połączonych programem i ideologią. Co zapewne jeszcze bardziej zaszkodziło głównym partiom, bo one są siłą rzeczy szerokimi porozumieniami o niezbyt wyraźnych liniach programowych. 

I taka była realna stawka tych wyborów- konkurencja między trzema blokami partii z całej Europy o kierunek działania i przyszłą wizję Unii. Oczywiście najbardziej nie o to która z nich będzie samodzielnie rządzić, ale która wejdzie do koalicji z jedną lub obiema tradycyjnymi partiami. Tak, partii i bloków było więcej, ale tylko trzy mają znaczenie.

I przy tej okazji warto obalić mit, że PE nie ma nic do powiedzenia w sprawie składu władzy wykonawczej. Otóż ma. Faktycznie jest tak, że parlament zatwierdza pełen skład Komisji, czyli efektywnie powołuje rząd. I może go odwołać. Więc to koalicja decyduje kto się w tym rządzie znajdzie i jaki będzie jego program. Oczywiście nie do końca, bo jeszcze jest kwestia państw członkowskich, itd., ale to naprawdę jest w miarę poważny parlament.

Było to ogólnoeuropejskie głosowanie w sprawie udziału we władzy UE, ale paradoksalnie, katalizatorem wspólnej europejskiej świadomości była grupa partii nie mających szans na udział w tej władzy, a nawet deklarujących brak zainteresowania. Po prostu pierwszym porozumieniem ze wspólnych programem była międzynarodówka prorosyjskich faszystów. Oni zaczęli pierwsi ze sobą znakomicie współpracować, występować pod wspólnym programem i też jednoczyć podobne siły w swoich krajach. Tak powstały i wyrosły AfD, Zjednoczenie Narodowe, Nowy Świt w Grecji, a w Polsce korwiniści przytulili innych i powstała Konfederacja. Mechanizm był ten sam w całej Europie, program ten sam i całkiem dobra współpraca pomiędzy tymi partiami. Czyli było to pierwsze prawdziwie ogólnoeuropejskie porozumienie. Być może wspólne źródełka finansowania w tym pomogły, ale sam pieniądze sprawy by nie załatwiły. Międzynarodówka faszystowska była pierwszą faktycznie ogólnoeuropejską partią. 

To stało się katalizatorem dla dyskusji i poszukiwania wspólnego europejskiego programu przez inne bloki.
I potrafiły pokazać go dwa. Pierwszym były partie liberalne, które startowały w każdym kraju z praktycznie tym samym komunikatem: bezwzględnej akceptacji idei integracji i zamiaru jej pogłębiania. Oczywiście z przykryciem innych elementów programu, bo liberalizm w ostatnich czasach jest już kompletnym przeżytkiem. Ale te partie odniosły spory sukces. Szczególnie w UK, ale też we Francji (formalnie jeszcze nie należąca grupa Macrona), Holandii i paru innych krajach. 

Następną grupą były partie Zielonych. W tym przypadku była to znów spójna agenda, oczywista współpraca i wspólny przekaz dookoła Europy. Co istotne, jest jeszcze w tym wizja UE jako organizacji poprawiającej poziom życia mieszkańców oraz aktywnie i serio przeciwdziałającej katastrofie klimatycznej. Pierwsza potęga przemysłowa i ekonomiczna świata, jaką jest UE może i powinna być w tym zakresie być światowym przywództwem. Taka jest przynajmniej wizja. 

A teraz kolejny aspekt sprawy- kto wygrał, kto przegrał?

Przegrała na pewno chadecja, w sporej części też socjaliści. To było wiadome i się sprawdziło. Przegrali też faszyści, z wyjątkiem Faraga. Co oznacza, że prorosyjska międzynarodówka faszystowska nie tylko nie uzyskała wystarczającego wpływu w parlamencie aby sabotować jego prace, ale też spadła ich legitymacja wyborcza. Do niedawna można było się spodziewać wzrostów ich popularności, dziś można raczej podejrzewać, że szczyt już nastąpił i dalej będzie tylko droga w dół, z powrotem do nory. Czyli w sumie działalność FSB przy pomocy Korwinów, AfD i Le Penów obróciła się w dokładną odwrotność- nic nie zyskali, za to pomogli w powstaniu wspólnych europejskich ugrupowań i odkurzeniu idei wspólnej Europy. I co więcej, najważniejsze skutki polityczne jakie wynikły z tej współpracy to zamiar pogłębiania integracji (liberałowie) i jak najszybszej eliminacji używania paliw kopalnych (zieloni). 
Śmiało można powiedzieć, że ta idea międzynarodówki faszystowskiej była dla Kremla jednym z większych fakapów w historii. Kosztem użycia i skompromitowania dużej części agentury, zainwestowania całkiem poważnej kasy i wieloletniej działalności jedyne co uzyskali to parę głosów w PE, które łatwo zmarginalizować i nic więcej. Oczywiście wyniki w poszczególnych krajach to inna sprawa, ale też szczyt już raczej przeszedł i to bez dużych sukcesów. 

To nas prowadzi do zupełnie zasadniczego pytania- czy tak naprawę coś się zmieni? Tu odpowiedź zależy od tego, jaka będzie nowa koalicja. A właściwie czy centroprawica pozostanie hegemonem. Wypada tu przypomnieć, że od czasu powstania Unii Europejskiej wszyscy (oprócz jednego chwilowego p.o.) przewodniczący Komisji wywodzili się z Europejskiej Partii Ludowej, czyli centroprawicy.  I od czasu kryzysu 2009 nie potrafili znaleźć sensownego rozwiązania i wizji przyszłości, jak cała centroprawica.

Końcowych wyników jeszcze nie ma, tak jak ostatecznych deklaracji o przynależności do frakcji poszczególnych partii, ale na podstawie tego co wiemy, możemy pospekulować jakie koalicje są możliwe. 

Zacznę od sprawy polskiej. Nie ma ona żadnego znaczenia. PO (czy jak to się tam teraz nazywa) jest w EPP, czyli chadekach i tam dostarcza głosów, bo przecież nie kapitału intelektualnego. PiS sam się wykluczył z polityki europejskiej tworząc frakcję z brytyjska Partia Konserwatywną. Normalnie geniusze.
W tym kontekście przekroczenie lub nie progu przez Konfederację by także nie miało znaczenia, bo jako partia antyeuropejska i poza możliwościami koalicyjnymi, odbierają głosy innej takiej samej (PiS) lub takiej, gdzie i tak mandatów nie brakuje (PO). Za to, jeśli Wiosna przystąpi do liberałów, to będzie mieć znaczenie, być może kluczowe dla układu władzy. To samo by było gdyby dostało się Razem, tyle że w innej frakcji.

Możliwe koalicje to: przedłużenie obecnej, czyli wielka koalicja (chadecy + socjaliści) z kimś na doczepkę. Ten ktoś to mogą być liberałowie lub zieloni. To są dwie możliwe koalicje. Bym powiedział, że pierwsza, czyli chadecy, socjaliści i liberałowie jest bardzo prawdopodobna, i byłaby to koalicja kontynuacji. Czyli niczego ciekawego, a wręcz kursu na rozpad UE. I liberałowie powinni być temu przeciwni, a jeśli uznać opinię Macrona za miarodajną, to już są. Grupa Macrona formalnie nie należy do liberałów, bo ich nie było w poprzednim parlamencie, ale się tam znajdą. I Macron wprost sprzeciwił się Merkel i propozycji przedłużenia kadencji Junkera. Co powinniśmy wszyscy chwalić. 
Chadecy i zieloni razem wyglądają jeszcze mniej prawdopodobnie. A zapewne i socjaliści mają dość współpracy z prawicą. Każdy by miał. 

Następna możliwość to chadecy z faszystami. Dość przerażające, ale możliwe. Teoretycznie, bo musieliby jeszcze wziąć kogoś na doczepkę. A w takim zestawie raczej nikt się nie pojawi. 

Więc zostaje koalicja bez prawicy. Co oznacza cztery frakcje: socjalistów, zielonych, liberałów i tzw. nordycką lewicę, czyli np. hiszpańskie Podemos i tam pewnie by się znalazło Razem. Ta koalicja na dziś ma nieco ponad większość mandatów i uważam ją za bardzo prawdopodobną. O ile... Jest to też relatywnie najgroźniejsza dla oligarchii koalicja. Nie bardzo groźna, w końcu największą jej częścią będą tradycyjne partie, ale prawie gwarantująca wyraźny skręt Unii w stronę równości oraz ochrony środowiska i klimatu. Wielu oligarchów ma sporo przeciw takiej polityce. W tym cała Rosja. 

To by była słaba koalicja z niewielką większością i pchana w stronę radykalnej polityki. Przepis na katastrofę.

Więc gdybym miał stawiać w kasynie to bym powiedział, że powstanie taka koalicja czterech, ale się nie utrzyma, i gdzieś w połowie kadencji będzie drobny przewrót, chadecy dogadają się z faszystami, być może liberałami albo jakimiś rozłamowcami i powstanie nowa koalicja, tym razem przyjazna węglowym i naftowym oligarchom. Ale tu zobaczymy.



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Chyba przeoczyłem moment kiedy PiS zbratał się z Faragem. Farage zabiegał o jego względy ale się nie dogadali. PiS to partia socjalistyczna, której Unia bardzo pasuje a wizja Polski jako cegiełki w większym murze jest im miła. Do kogoś trzeba się przyłączyć bo między Niemcami a Rosją nie mamy sami szans. Polacy nie są jeszcze gotowi na tęczowe rewolucje, migrację i likwidację państwa narodowego, stąd pozornie zaporowe stanowisko PiS'u w niektórych planach komunistów europejskich.
Tak Kaczyński jak i Orban bardzo by chcieli zostać w EPP, bo tylko tam będą mieli wpływ na cokolwiek. Orban został stamtąd wykolegowany, a Kaczyńskiemu dano do zrozumienia, że nikt nie będzie z nim rozmawiał. Ale po tych wyborach mając do wyboru: mieć Kaczyńskiego po swojej stronie czy też przeciwko, może się jeszcze dużo wydarzyć. Zobaczymy kto będzie przewodniczył EPP i jakie dostanie instrukcje.
Plany jak zawsze nie są pisane nad Wisłą. NATO rozpada się i chyba jego centrala będzie przeniesiona do Polski. Niemcy i Francuzi budują Euroarmię, a my staniemy z naszym sojusznikiem w poprzek. Będzie ciekawie.
Krzysiek

Maczeta Ockhama pisze...

Aaa w istocie, zaraz zmienię. W sumie dzisiejsza PK jest dokładnie taką samą bandą świrów, więc niespecjalnie to odróżniam :)