Wieści z lepszej Ameryki, choć nie tak znowu dobre.

Problemy z aferami na skalę kraju wyglądają bardzo rożnie. Czasem mówimy o złodziejstwie na skalę całego kraju, czasem nawet całego pokolenia, które wychodzi na jaw dopiero, gdy nie może trwać dalej.

Czasem wielki przekręt jest ujawniany przez powołane do tego agendy zanim sytuacja wybuchnie. Czasem to jest możliwe po zdjęciu parasola politycznego lub wskutek konfliktów w obozie władzy.

Przykładami afer, które wybuchły, gdy już się nie dało dłużej działać są wszelkiego rodzaju piramidy finansowe. Co przy okazji jest znakomitym probierzem sprawności struktur państwa. W dobrze działającym państwie piramidy finansowe, jeśli nawet powstają, to są demontowane na początku swego istnienia, zanim zdążą zrobić krzywdę zbyt wielu ludziom. 

Sprawa Madoffa pokazała, jak słaby jest w USA nadzór państwa nad nadużyciami Wall Street. Ale jednocześnie niewiele rzeczy w tym stylu zdarza się w "zwykłej" części społeczeństwa i gospodarki.
Sytuacja w Polsce ma się zupełnie inaczej. Właściwie każda kolejna piramida finansowa, od Bezpiecznej Kasy Oszczędności do AmberGold działała spokojnie i bezkarnie aż do końca dopływu jeleni z pieniędzmi. 
Jedyna wielka afera innego rodzaju, która doszła do uszu publiczności to Afera Rywina. Która bynajmniej nie wyszła na jaw z powodu działań jakiejkolwiek policji, a wewnętrznych niesnasek w skorumpowanym układzie władzy. 

Urugwajem i Brazylią także obecnie wstrząsają afery. Nieco bardziej optymistyczna rzecz polega na tym, że w obu przypadkach władze państwa robią coś w okolicach tego co powinny. Nawet w Brazyli, kraju przeżartym polityczną i biznesową korupcją do szpiku kości. 
I dokładnie tego dotyczy sprawa. Korupcji do szpiku kości. Krowich kości, konkretnie.

Otóż policja wykryła, że w handlu pojawiała się wołowina jakby odświeżana. To się okazało czubkiem góry lodowej. Mięso, zwyczajnie zepsute, kupowały rzeźnie i chłodnie z licencjami eksportowymi, chińskimi i europejskimi. To czego nie udało się wyeksportować, bo np. zostało zawrócone na granicy UE, zamiast do utylizacji trafiało do brazylijskich sklepów. 
Natychmiast pada pytanie gdzie był nadzór sanitarny. Otóż był zwyczajnie kupiony przez sieci przetwórstwa mięsa, w tym wielkie międzynarodowe korporacje. Pieniądze, które były przez nie przelewane trafiały przez pośredników do partii obecnego Prezydenta (czyli byłego prawicowego wiceprezydenta przy Dilmie Rousseff) oraz jeszcze jednej partii oligarchicznej.

Można się zapytać- cóż, trochę zepsutego mięsa w supermarketach i parę dolarów więcej w kieszeniach polityków- co za problem? Otóż w istocie, będąc w UE problem byłby niewielki. W Polsce nie raz były w sklepach "odświeżane" wędliny i organa państwa właściwie tylko tłumaczyły dlaczego nic nie mogą zrobić. Cóż, przywileje UE są dla jej członków (co polecam uwadze nieszczęśnikom mieszkającym w UK). W przypadku Brazylii po pierwszej informacji, że ich nadzór sanitarny może nie być wiarygodny, natychmiast zawieszono wszystkie pozwolenia na handel mięsem. Do czasu wyjaśnienia sytuacji żadnego eksportu do UE, Chin, Korei czy USA nie ma i nie będzie. Później, jeśli nadzór sanitarny nie będzie w transparentny sposób oczyszczony, to możliwe, ze pozwolenia będą wydawane tylko dla pojedynczych zakładów, jeśli zostaną objęte stałym unijnym/chińskim nadzorem. Za który zakłady oczywiście zapłacą.

Rzeźnie były tu centrum korupcyjnego układu i wbrew pozorom, one na pewno na tym nie stracą. Co stracą na chwilowym wstrzymaniu eksportu, to sobie odbiją z nawiązką na cenach skupu mięsa. Największe firmy uzyskają pozwolenia w taki lub inny sposób i co najwyżej wytną lokalną konkurencję. Stracą na pewno hodowcy bydła oraz kraj. Żeby było śmieszniej, dokładnie ci sami hodowcy bydła, którzy są najbliżej powiązani z prawicowymi partiami, które ich właśnie wrzuciły w g... za kilka dolarów. 
Co nasuwa jeszcze jedną teorię, mimo wszystko mniej prawdopodobną. Afera i problem jest na pewno prawdziwy, ale powody jego wyjścia na światło dzienne mogą być inne. Kto wie, może dochodzenie prowadzili ludzie powiązani z Partią Pracy, którzy po impeachmencie Dilmy chcą po prostu utopić nową władzę. Nawet kosztem złamania poważnej gałęzi gospodarki? Jeśli tak, to poziom wzajemnej nienawiści w elitach Brazylii już po obu stronach sięgnął poziomu braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za kraj. Prawicowe elity już dawno się jej wyzbyły w zwalczaniu lewicy, kto wie, może druga strona też, choć nie wyglądała.

W porównaniu do tego, problemy w Urugwaju wydają się trywialne, miłe i kulturalne jak wojna Duńsko- Kanadyjska (Serio, jest taka i obecnie trwa!!)
Może nie do końca. Zaczęło się jak w Polsce. Sieć kantorów, Cambio Nelson, z dnia na dzień się zamknęła. Nie była to żadna firma-krzak, wręcz przeciwnie-- istniała od kilkudziesięciu lat, w tych samych miejscach, spokojnie robili swoje interesy. 
Jak to bywa w takich sytuacjach, chwilę trwało zamieszanie. Zanim władze i publika dowiedziały się o niewypłacalności, minęło kilka dni. Początkowo wyglądało to na przerwę techniczną, dopiero jak sieć rozliczeń płatności poinformowała, że zerwali umowę, bo nie dostali należnych kilku milionów dolarów, sprawa zaczęła wyglądać na poważną. Policja skontaktowała się z właścicielem, który zapewnił, że ma chwilowe problemy z płynnością i jest w innym kraju Mercosur na rozmowach z inwestorami i zaraz wraca. To już mogło wyglądać podejrzanie (tak, wiem gdyby to była gdańska prokuratura i Amber Gold to zupełnie nie) i policja na wszelki wypadek poprosiła o informacje przez Interpol. Cóż... Zdążyła się dowiedzieć tyle, że tenże osobnik dość szybko po tej rozmowie wsiadł do samolotu do Miami i tyle go widziano.  Smaczku dodaje, że tenże właściciel to były zastępca deputowanego (W Urugwaju w razie utraty mandatu przez deputowanego na to miejsce wchodzi uprzednio wybrany zastępca)
Następnym drobiazgiem w sprawie było zachowanie jego bliskiego przyjaciela, którego poprosił o przewiezienie jednej torby do Miami. Przyjaciel na lotnisku sprawdził co właściwie było w torbie (dość rozsądnie przed lotem do USA) i kiedy zobaczył, że była po prostu wypchana dolarami, wrócił prosto na policję. Jak na razie jedynie ostatni element nieco odróżnia tę historie od typowych wyłudzeń z trzeciego świata.

Ale dalej było inaczej.

Okazało się, że Cambio Nelson było jednym z pięciu największych sponsorów rządzącej koalicji. W odpowiedzi w parlamencie znalazł się projekt ustawy całkowicie zabraniającej finansowania partii politycznych przez osoby prawne i solidnie to ograniczający w odniesieniu do osób fizycznych. Raczej stanie się obowiązującym prawem. 
Po zamknięciu kantorów zaczęli się pojawiać dość zdenerwowani ludzie, którzy mówili coś o depozytach, które chcą odebrać. Policja oczywiście pilnowała porządku i szybko i sprawnie zainteresowała się tematem. Okazało się, że właściciel/sieć kantorów przyjmowała depozyty oferując oprocentowanie wyższe niż bankowe. Sytuacja znana nie tylko tam i nie tylko teraz. Różnica polega na tym, że policja była całkiem zainteresowana procederem oraz po pierwszych informacjach śledztwo wszczął też bank centralny (w sprawie prowadzenia działalności bankowej bez licencji). 
W tej sprawie lista podejrzanych trochę urosła, bo objęła też komplet zarządu i księgowych firmy. Oraz jednego byłego księgowego, który, jak się złożyło, jest byłym prezesem banku centralnego i nadzorował przyznanie licencji firmie w 1998 roku.  Edit: już po publikacji tego tekstu zarzuty postawiono też pracownikom kasy, którzy powinni się orientować co i jak rozliczają.

W skrócie- sprawa zahacza w całości o elity polityczne. Co jest w tym wszystkim niesamowicie optymistyczne- nie widać prawie żadnego zamiatania pod dywan, chronienia swoich, tylko wręcz przeciwnie. Całkowite odcięcie się i przecięcie potencjalnych powiązań tego typu na przyszłość. Właściciel kantorów być może czuł się bezkarny, ale jak pojawiły się problemy nie widać, aby miał jakąkolwiek opiekę polityczną.

Po około 3 tygodniach wyszły kolejne dwie sprawy. Największa centrala związkowa miała budować mieszkania socjalne. Związkowcy założyli spółkę, spółka miała dyrektora i nie wybudowała mieszkań. 
Zgaduję, że część funduszy na budowę mieszkań wylądowała na lokatach w Cambio Nelson i zwyczajnie brak tych pieniędzy spowodował wykrycie całej sprawy. Nasuwa się pytanie- dlaczego z całkowicie legitymowanej spółki, która nie musiała ryzykować w taki sposób pieniądze trafiły do nielicencjonowanego pożyczkobiorcy? Zwykle, albo i zawsze, takie rzeczy dzieją się dlatego, aby przykryć manko w kasie. W tym przypadku też jest to bardzo prawdopodobne, bo jednocześnie ogłoszono znalezienie i rozbicie grupy produkującej lewe faktury. Na absolutnie masową skalę. Prawie 1400 spółek i prawie 2 mln faktur w 3,5 milionowym kraju to nie jest detal. Znów się domyślam, że lewymi fakturami przykrywano lewe wydatki, czy czystą kradzież w tejże związkowej spółce deweloperskiej i tak sprawa wyszła na jaw.
Zwłaszcza, że przecież tych lewych faktur nie kupowali hydraulicy aby obniżyć dochodowy o 50 dolarów. 
Oczywiście organizatorzy wszystkiego już są w areszcie, ale bardzo, bardzo zabawnie będzie kiedy skarbówka poszuka trochę więcej śladów, a kto wie- może znajdzie pełny rejestr lewych faktur. Tak czy inaczej podali dokładną liczbę.
Na większa skalę to będzie efektywny wzrost podatków, zwłaszcza dla firm i lepiej zarabiających. Których nikomu specjalnie nie będzie żal. Nie sądzę, aby w eksportowej części IT komuś się chciało kombinować, za to wszyscy "kapitalistyczni biznesmeni" zapewne korzystali namiętnie i hurtowo. Cóż, kiedy ta klasa społeczna się przeprowadzi z lepszych dzielnic prosto do zakładów karnych, to cały kraj na tym zyska. Podobnie jak na odcięciu polityki od korporacyjnych pieniędzy.

Zauważmy, że pomimo dość poważnego skorumpowania środowiska biznesowego, nie widać aby sądownictwo, policja czy administracja miała jakiekolwiek opory przed ściganiem całego tego towarzystwa i hurtowymi aresztowaniami. Co może niekoniecznie dobrze świadczy o teraźniejszości, ale bardzo, bardzo pozytywnie wróży na przyszłość. I pokazuje dlaczego postrzeganie poziomu korupcji w Urugwaju jest na poziomie przeciętnego kraju Europy Zachodniej i zupełnie gdzie indziej niż jakiegokolwiek innego kraju latynoamerykańskiego.

A na dobrych regulacjach się zarabia, bo skądś tę wołowinę trzeba przywieźć do Europy i Chin. Stąd, gdzie nie ma większych wątpliwości, że nadzór działa jak powinien. 

4 komentarze:

lolo pisze...

Proszę sobie wyobrazić, że Polacy znajdują się w miejscu na świecie mającym największą koncentrację kapitału, mają UE, bogatych sąsiadów, standardy i wzorce - to nie Urugwaj otoczony dżunglą i górami. A mimo to po 30 latach kapitalizmu (w obecnych warunkach 30 lat to szmat czasu) pkb na mieszkańca jest porównywalne z krajami ameryki południowej, i to dopiero po wliczeniu dochodów z prostytucji, narkotyków i szarej strefy. Polacy mają pewne ograniczenia cywilizacyjne, kulturowe, genetyczne i pewnego poziomu już nie przeskoczą.

Anonimowy pisze...

Lolo,

jako Polak rozczarowany ostatnimi latami w Polsce, zamiast Tobie przyklasnąć, czuję się urażony.
Polska w latach 2004-2015 zmieniła się niesamowicie na plus. Ze smutnego, szarego kraju, w którym kończyłem studia, do kraju porónywalnego z najbogatszym skrawkiem świata - Europy Zachodniej.
Oczywiście wiele jak zawsze brakowało, ale inwestycje strukturalne były widoczne.

A to, że Polacy ciągle większą wiarę dają w to, że jedynie w niebie będzie im dobrze i lepiej dogodzić proboszczowi/biskupowi/toruniowi, niż np swojemu sąsiadowi, który prowadzi małą firmę, czy też sąsiadce, która jest lesbijką, czy też młodej studentce w nieplanowanej ciąży... to zwyczajnie prawda.

Sam uważam, że coś z nami jest nie tak, że Polak szef jest takim #%@# dla swoich rodaków. Nie chce się podzielić bogactwem z ludźmi dla niego pracującymi, którego nie jest już w stanie skonsumować.
Ale patrząc na USA, w którym często bywam, nie mam już tej pewności.

To nie kwestia Polaków, tylko ogólnie ludzi, poza wychowanymi od małego do życia w społeczeństwie, Skandynawami.
Tu liczy się siła Państwa, rządu. Jego mądrość. Kiedyś doczekamy rządu, który pozwoli Polakom uwierzyć, że i na tym świecie, w Polsce, może być im dobrze.

Pozdrawiam
Wojtek

z boku widać lepiej pisze...

Drogi Wojtku!
Powinieneś stanowczo zmienić suplementy, a może nawet dietetyka.
Weź się, zamiast hejtować, zainteresuj dlaczego w naszym kraju lądują na rynku produkty gorszej jakości (oszustwo na recepturze), produkty spożywcze z przekroczeniami niedozwolonych substancji, dlaczego wyeksploatowane mleczne krowy z Holandii czy Niemiec stają się w Polsce poszukiwaną i horrendalnie drogą wołowiną, dlaczego danych o firmach które zasłynęły aferą z trującym białkiem, solą drogową itp strzeże się bardziej niż tajemnicy wojskowej.
PS Na początek kup chociaż osmozę.

xxx pisze...

@z boku widać lepiej
To się nasywa "niska świadomość społeczna" - najlepiej ją było widać na przykładzie smogu.
Gdy pojawiły się głosy, aby poprawić jakość powietrza powstał ogromny opór Polaków, a u postulujących poprawienie Polacy zaczeli doszukwiać się uczestnictwa w antypolskim spisku.
Podobna (choć pewnie nie aż tak silna ja przy sprawie smogu) reakcja wystąpi przy próbie poprawienia jakości żywności - skoro Polacy histerycznie reagują na próby poprawienia jakości tego co jedzą, piją i czym oddychają, to koncerny "dają" to czego klient chce.