Turcja i okolice, czyli historia bardzo przyspieszyła

Nieudolny zamach stanu w Turcji jest rzeczą potencjalnie bardzo, bardzo ważną. 

Na teraz nie jest szczególnie istotny jego przebieg, ani to, czy był planowany, zarządzony przedwcześnie, czy był od początku prowokacją Erdogana. Ważne są skutki i dalsze potencjalne zdarzenia.
Skutkiem, który nastąpił od razu i będzie mieć największe konsekwencje, jest konsolidacja władzy przez tureckiego sułtana dyktatora prezydenta. Opozycja została zlikwidowana. 

Jakie znaczenie ma jakaś tam próba zamachu stanu w jakimś kraiku? Mniejsze lub większe. Ale jeśli ten kraj kontroluje ważną cieśninę, ma drugą co do wielkości armię NATO oraz jest prawie otoczony pełnym zestawem kryzysów międzynarodowych, to sprawa wygląda nieco poważniej. 

Turcja jest mniej lub bardziej kluczem, a co najmniej istotnym graczem w sprawach Syrii, Armenii i konfliktu z Azerbejdżanem, relacji Iranu ze światem, Krymu, dostępu rosyjskiej floty do Morza Śródziemnego, w mniejszym stopniu kwestii greckiej, ale przecież w niej też ma znaczenie. O takim szczególe jak kwestia podziału Cypru nie warto wspominać... To są wszystko jednak drobiazgi. Dokładnie i wyłącznie polityka Turcji decyduje o przebiegu i skali kryzysu uchodźców w Europie oraz o kwestii kurdyjskiej. 
Rzecz jasna, w żadnej z tych spraw nie rozstrzygają wyłącznie decyzje Ankary. Ale w każdej z nich coś ma do powiedzenia. 

Na każdą z nich mają wpływ decyzje jakie może podjąć turecki władca. A od kilku dni, od nieudanego zamachu stanu, może tych decyzji podjąć więcej różnych i spotkać się ze znacznie mniejszym sprzeciwem opozycji.

A co go właściwie dotychczas ograniczało? 

Najładniej powiedzieć- podstawowe zasady ustrojowe państwa. Bynajmniej nie chodzi tu o jakieś głupoty sądownicze i parlamentarne. To w Turcji nigdy nie stanowiło problemu. Co stanowiło?

Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba wrócić się do początków nowoczesnej Turcji, czyli czasów zaawansowanego rozkładu Imperium Osmańskiego. 

W początkach ubiegłego wieku było wyraźnie widoczne, że sukcesem organizacyjnym i politycznym są państwa narodowe, z pewnym wskazaniem na nieliczne wówczas republiki. Wielonarodowe monarchie cechowały się dysfunkcjonalnością i wydawały się anachronizmem. Religia jako czynnik jednoczący państwo już zwyczajnie nie działała. Dlatego bardzo wyraźnie sypało wielonarodowe imperium katolickie, tak samo jak wielonarodowe imperium muzułmańskie. 

W CK monarchii rosły w siłę ruchy narodowe, które potem zagospodarowały gruzy po niej. W anachronicznej monarchii muzułmańskiej była grupa, która zdawała sobie sprawę z kierunku w jakim podąża zarówno CK monarchia, jak też Imperium Osmańskie. Sami określili się jako młodoturkowie. Ich wizja polegała na uratowaniu państwa przez przekształcenie się w nowocześnie zarządzaną narodową monarchię konstytucyjną lub republikę. OK, fajnie, ale monarchię jakiej narodowości? Żadna nie stanowiła większości. Ale dominującą narodowością byli Turkowie. A co najmniej wśród tej grupy reformatorów. 

Wobec czego pozostało drugie pytanie-  jak stworzyć państwo tureckie, a wielkim obszarze zamieszkałym przez Ormian, Kurdów, Arabów, Greków, Bułgarów, etc. 
Ruch ten faktycznie objął władzę i w 1908 roku doprowadził do detronizacji sułtana. A następnie rozpoczął politykę dyskryminacji wszystkich narodowości nietureckich, co częściowo przyczyniło się do kolejnych wojen bałkańskich i wojny z Włochami. Zakończyły się one odebraniem Imperium prawie wszystkich terytoriów europejskich i afrykańskich.
W ten sposób, został rozwiązany problem mniejszości słowiańskich, częściowo greckich i oraz Tuaregów.  

Ruch młodoturecki był w sporej części (ale i reszta elit także) zafascynowany państwem narodowym o największych widocznych sukcesach- czyli Niemcami.  Jedną z rzeczy, która na pewno zrobiła wrażenie na młodoturkach było rozwiązanie kwestii narodowościowej w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej. Nie wchodząc w szczegóły- niemiecka armia kolonialna bardzo sprawnie dokonała ludobójstwa na większości populacji narodów Herero i Nama.
I to dla nich stało się wzorem rozwiązania kwestii ormiańskiej, greckiej, kurdyjskiej i arabskiej. Tak mogłoby powstać narodowe państwo tureckie, nowoczesne w formie i treści. 
Ta fascynacja Niemcami i wzajemne dobre relacji sprawiły, że gdy wybuchła wojna światowa, Imperium Osmańskie znalazło się po stronie państw centralnych. Czyli później przegranej. kilku milionom Ormian życia to nie uratowało, ale tym, którym zdążyła pomóc armia rosyjska- już tak.
Podejrzewam, że dokładnie takie plany jak eksterminacji Ormian były też przygotowywane wobec pozostałych nietureckich narodowości. Zaraz po Wielkiej Wojnie wybuchła wojna z Grecją, która bardziej broniła swoich krajan. Większość z których musiała porzucić wszystko i uciec z wybrzeży Azji Mniejszej na dzisiejsze terytorium Grecji.  To i tak było lepsze niż podzielenie losu Ormian. Tereny zamieszkałe przez Arabów dostały się pod rządy państw europejskich i ich mieszkańcom mógł co najwyżej grozić kolonialny wyzysk, ale nie ludobójstwo (Niemcy już przecież nie miały koloni).
Pozostali Kurdowie. 
Ale w międzyczasie wojna się skończyła. Próba zmiany i utrzymania Imperium Osmańskiego skończyła się niepowodzeniem. I tak jedynym wyjściem pozostało narodowe państwo tureckie, ale bez sułtana i z zamiarem modernizacji. 
Jednym z nielicznych wybitnych dowódców sułtańskiej armii był niejaki Mustafa Kemal, po przegranej wojnie, w obliczu zamiaru kompletnego rozparcelowania dawnego imperium zaczął działać metoda faktów dokonanych. Przejmował kontrolę nad kolejnymi terytoriami, też nadzorując i organizując czystki etniczne, zwłaszcza wobec Greków. 
Kampania ta zakończyła się sukcesem, alianci pozwolili na powstanie państwa tureckiego, świeckiej republiki obejmującej praktycznie całą Azję Mniejszą. W której już nie było Ormian ani Greków. 
Prezydentem, dożywotnim rzecz jasna, tego państwa został Mustafa Kemal. Który w ramach kampanii modernizacji kraju nakazał wprowadzenie nazwisk. I sam przyjął skromne nazwisko Ataturk. 

To są prawdziwe zasady ustroju Republiki Tureckiej. Kult Ataturka, świeckość, ważna rola armii, turecki szowinizm, ale bez ludobójstwa. Tak, to ostatnie, zupełnie bez przesady, to granica na której cały czas znajduje się Turcja. Ale jeśli ją przekroczy to pierwszym celem są Kurdowie. 

Ataturk był zwolennikiem państwa umiarkowanego w swoim działaniu, przynajmniej na tyle, aby mogło należeć do ogólnie pojętej zachodniej wspólnoty.
Z tego wywodziły się właśnie zasady ustrojowe. Świeckość, nawet według konstytucji gwarantowana przez wojsko, sojusz z Zachodem, modernizacja technologiczna i edukacja oraz oczywiście prymat języka i kultury tureckiej.  Jest to bardzo dalekie od zachodniego społeczeństwa opartego na demokratycznej wspólnocie, ale linią przewodnią jest nieszkodliwość dla sąsiadów. Utrzymanie się jako cywilizowane państwo w zachodniej wspólnocie. Temu służy(ła) cała sieć powiązań w tureckim państwie i wojsku, między innymi służących do hamowania zbyt radykalnych polityków. Z czego radykalizm w takich realiach to mógł być radykalizm islamski lub młodoturecki. I wraz ze zniszczeniem opozycji broniącej idei Ataturka, Turcja pod rządami Erdogana przesunie się w stronę jednej z tych dwóch ideologii. Oczywiście, teoretycznie teraz może stać się wielokulturową nowoczesną republiką w zachodnim stylu, ale to nie wydaje mi się zbyt prawdopodobne. 
Wszyscy się dziś boją i straszą islamizmem, ale akurat on nie jest tu żadnym problemem i nie będzie. Bo i niby dlaczego? Sojusz islamski z Saudami przeciw Izraelowi? To byłby problem Izraela, zresztą niezbyt wielki, bo z Turcja nie graniczą i z większymi sojuszami dawali sobie radę. 
Ideologia młodoturecka to inna sprawa. Z punktu widzenia moralności nie mamy nic bardziej obrzydliwego na tapecie, bo mówimy o ideologii ludobójczej. 
Pytanie czy Erdogan jest młodoturkiem? Wykluczając dwie pierwsze możliwości, czyli demokrację i ataturkizm, zostają te dwie- młodoturkizm i zwyczajna kleptokracja. Jak sądzę, przez pierwsze lata jego rządów wszyscy podejrzewali to drugie, że będzie zwyczajnym złodziejem i nie spowoduje żadnych większych problemów. 

Rozegranie sprawy uchodźców i obecne ataki na Kurdów pokazały, że takie myślenie było błędem. Mamy do czynienia z odrodzeniem idei Imperium Osmańskiego w zestawie ideą tureckiej czystości rasowej, a to wszystko w wykonaniu sprytnego i sprawnego polityka.

To już jest zła wiadomość. Następne będą gorsze.
Przypominam, że Turcja jest członkiem NATO i w tymże NATO ma drugą najsilniejszą armię. Ale to jest drobiazg. Najważniejsze jest to, że ma dostęp do zachodnich technologii wojskowych. Zarówno dla użytku, jak też w formie licencji produkcyjnych. 
Jeśli mówimy o zmianie kierunku polityki Turcji w stronę rewizji granic i czystek narodowościowych, to najlepszymi sojusznikami są ci którzy też z takiego planu uczynili swą politykę. Dokładnie tak samo jak III Rzesza i ZSRR byli świetnymi sojusznikami. Do czasu przynajmniej. 
Czas wrócić do najpoważniejszej kwestii- Kurdowie. Najliczniejszy dziś naród bez państwa.. choć nie do końca. Po upadku Saddama Hussaina wynegocjowali autonomię w swojej części Iraku, którą udało się przekształcić w faktycznie niepodległe i funkcjonujące państwo. Teraz są dobrymi i sprawnymi sojusznikami Zachodu. Zapewniają stabilność w kurdyjskiej części Syrii oraz piechotę w walce z ISIS. Wszędzie, oprócz Iranu, Kurdowie byli obywatelami drugiej kategorii. Dziś, we własnym państwie mogą żyć względnie normalnie. Tak samo jak Kurdowie w Syrii, przynajmniej jak na warunki państwa w stanie upadku.
Tymczasem samo istnienie narodowości kurdyjskiej jest w ramach ideologii młodotureckiej niedopuszczalne. Czy Erdogan podziela tę opinię? Czyny wskazują, że tak. 
Kurdowie, jak każdy naród, też są podzieleni. Kurdowie Tureccy przez dziesięciolecia otrzymywali wsparcie z ZSRR, siłą rzeczy ich reprezentacja uległa wpływom Kacapii. Tego raczej nie da się powiedzieć o Kurdystanie. Pozostaje pytanie na ile władze i społeczeństwo prawie niepodległego Kurdystanu poczują się do obowiązku pomocy rodakom. 
Nie potrzeba żadnych mocnych deklaracji. Wystarczą zwykłe działania dyplomacji. I może się okazać, że gdzieś za kulisami doszło do odwrócenia sojuszy. W sposób zupełnie naturalny państwa Zachodu, czyli też NATO, będą wspierać swojego lojalnego sojusznika, czyli Kurdystan, a z nieufnością traktować dotychczasowego sojusznika, czyli Turcję, której władze podważają ideologię państwa z której ten zachodnie sojusz wynika. 


Całkiem sporą, sfanatyzowaną przez propagandę i przeszkoloną wojskowo populacją dysponuje Rosja. Na szczęście dla Polski i świata, Kacapstwo nie jest w stanie samodzielnie wymyślić i wdrożyć młotka, a ostatni poważny transfer technologii miał miejsce przy okazji wyłapywania niemieckich naukowców i techników w 1945. Turcja cały czas ma dostęp do zachodnich technologii, w tym możliwość i umiejętność licencyjnej produkcji oraz własnego projektowania i rozwoju. 
Są to rzeczy, za które Rosja zapłaci dosłownie każdą cenę. Rosji wcale nie jest potrzebny żaden sojusz, ani żadne formalne i publicznie ogłaszane umowy. Wystarczy możliwość kopiowania technologii. 
Czyli mamy dwóch zbrodniarzy, z których jeden jest w stanie zyskać bardzo, bardzo wiele na współpracy z drugim, a obaj nie cofną się przed niczym, aby realizować swoje cele. W końcu obaj mają na rękach krew swoich poddanych współobywateli. 
Co Rosja ma do zaoferowania? Teoretycznie niewiele. Praktycznie też na tyle mało, że zapłaci każdą cenę jaką Erdogan sobie zażyczy. I prawdopodobnie będzie mniej lub bardziej oznaczało to wycofanie się Rosji z regionu Kaukazu i Bliskiego Wschodu i oddanie Turcji swoich wpływów i interesów. 
Czyli klasyczny podział stref wpływów. 

W takim razie spójrzmy na mapę. Pierwsze sprawa to Armenia. W czasie pierwszej wojny światowej Turcy starannie skorzystali z doświadczeń niemieckich w Afryce, a może i doradców i całkiem podobną metodologią prawie wymordowali Ormian. Prawie, bo akurat rosyjską armia na Kaukazie dowodził generała, który miał pojęcie o swojej robocie. Przy okazji stanowił on połowę kompetentnych generałów w carskiej armii. W związku z czym, zanim osmańska armia wymordowała i wygnała na pustynię wszystkich Ormian, linia frontu zdążyła się przesunąć i uratować sporą ich część.  Co do dziś pamiętają. Jest to jedyny w historii przypadek, gdy Moskale naprawdę kogokolwiek wyzwalali i mu pomogli, stąd Ormianie są jedynym narodem mającym pozytywna opinię o państwie rosyjskim, przynajmniej z tych, które bywały w zasięgu Moskwy.
Następnym sąsiadem jest Irak, a właściwie Kurdystan, który co prawda teoretycznie jest częścią Iraku, ale w rzeczywistości jest to samodzielne państwo. Które własnie powstaje jako państwo narodowe, jedne z nielicznych w tamtym regionie. 
A kolejnym sąsiadem jest Syria, a właściwie jej ruiny. Kraj, którego głupia i skorumpowana władza trzymała w stanie stagnacji, ani szczególnej biedy, ani specjalnego rozwoju i tak sobie mogło to trwać dopóki były pieniądze i dopóki zmiany klimatyczne nie wysadziły w powietrze połowy rolnictwa w kraju. Rosnąca bieda i tłumy bezrobotnych bez kwalifikacji w połączeniu z tępym dyktatorem to była mieszanka wybuchowa. W końcu beczka prochu wybuchła, kraj został zrujnowany do reszty, Liban i Jordania ponoszą koszty ekstremalnie wielkiego napływu uchodźców, których próbują utrzymać, choć ewidentnie żadnego z tych krajów na to nie stać. Dla odmiany Turcję na to bez trudu stać, ale lepiej ich wykorzystywać w nieludzkich warunkach, a jeszcze lepiej pomóc zorganizować mafię przerzucającą ich do znienawidzonej Grecji.   
Ale to nie koniec złych konsekwencji.
Jeśli dojdzie do porozumienia dwóch morderców, i porozumienie to będzie opierać się na podziale stref wpływów, czyli w swej istocie powrotowi do 19-ego wieku, to siły Rosji wycofane z Kaukazu i Bliskiego Wschodu będą mogły znaleźć się gdzie indziej. Co w połączeniu z możliwością modernizacji armii jest tą właściwą bardzo złą wiadomością. 

Ta bardzo zła wiadomość brzmi- jeśli dojdzie do porozumienia Putin- Erdogan, a porozumienie takie jest bardzo opłacalne dla obu stron, to możliwą konsekwencją jest znacznie zwiększenie armii rosyjskiej możliwej do rozdysponowania na innych frontach, oraz co gorsza, skok technologiczny w zakresie sprzętu.
Przypomnę na przykład, że obecnie w Rosji nie ma żadnej firmy, która byłaby w stanie stworzyć działający układ przeniesienia napędu dla czołgu ważącego więcej niż ok 40 ton. T-90 jest nieco cięższy, ale kosztem gigantycznego spadku niezawodności. A w tej masie nie da się zbudować pojazdu, który byłby odporny nawet na lekkie rakiety ppanc. najnowszej generacji. Ale jeśli dostaną nawet tylko kompletne powerpacki z Turcji, to propagandowa "Armata" może stać się naprawdę działającym, może nawet nowoczesnym czołgiem. I pełno innych, podobnych drobiazgów. 

W skrócie: to jest czas, aby naprawdę śledzić wiadomości. Nie jakieś głupoty o tym kto i gdzie się wysadził, tylko prawdziwe wiadomości. A relacje pomiędzy dwoma bandziorami z potężnymi armiami są naprawdę ważne. A jeśli (kiedy?) tych dwóch się dogada, to będzie czas, aby bardzo poważnie przemyśleć kwestię ścieżki ewakuacji z Europy Środkowej. Przynajmniej dla rodziny.