No hay gas

W Urugwaju trwa sobie strajk pracowników dystrybucji gazu. Dla wyjasnienia- chodzi o propan-butan, rozwożony w butlach; dystrybucji gazu ziemnego tu nie ma.
Strajk jest jakiś niezauważony, media się specjalnie nim nie interesują, i generalnie jaby wszyscy go mieli zupełnie gdzieś. Co jest bardzo, ale to bardzo dziwne. Ja sam, pomimo śledzenia wydarzeń dowiedziałem się dlatego, że w lokalnym oddziale dystrybucji, na rogu mojej ulicy zrobiło się jakoś podejrzanie cicho, później przechodząc odkryłem kartkę "No hay gas". Sam gazu nie używam, a nawet gdybym używał, to i tak butle używane do gotowania wymienia się powiedzmy raz na miesiąc. Gaz u dystrybutorów w Montevideo skończył się w piątek, w interiorze już od środy- czwartku były poważne problemy i lokalne braki. W sobotę już właściwie nigdzie nie  można było wymienić butli. (dziś jest wtorek, 15.03.2016)
Od czysto fizycznej strony przyczyną tego jest zablokowanie przez związkowców bramy z rozlewni gazu położonej przy jedynej w kraju rafinerii. Oprócz tej jest jeszcze tylko jedna, której włascicielem jest jedna z mniejszych firm dystrybucyjnych, ale ma ona na tyle małą przepustowść, że sprzedaje gaz tylko swoim stałym klientom i na potrzeby odbiorców krytycznego znaczenia (szpitale, etc.) Większość zwykłych ludzi gazu po prostu nie może kupić, nigdzie.
Ludzie zapewne trochę zaczęli oszczędzać; np. w niedzielę zdziwiłem się, dlaczego restauracje są pełniejsze ludzi niż zazwyczaj. Ale mimo to gaz do kuchenek w części domów już się skończył. Tu uwaga- praktycznie nikt, przynajmniej w miastach, nie trzyma drugiej, zapasowej butli. Dystrybutorzy pracują 24h/7 i gaz jest zwykle dowożony w ciągu kilkunastu minut, max 1h. Problemem w tym wszystkim nie jest gaz, problemem jest to, że wszystkie butle atestowane w Urugwaju wysychają i fizycznie nie ma ich gdzie napełnić, za granicą oczywiście też nie, bo atest jest z Urugwaju i nie jest uznawany gdzie indziej.
Tyle opisu, przebieg tego wszystkiego wydaja się dość dziwny. Na przykład to, że strajk zorganizował nie główny związek pracowników dystrybucji gazu, a kilka miesięcy temu zarejestrowani rozłamowcy. Sam rozłam w związku w kraju, gdzie praktycznie wszystko załatwia się konsensusem już jest dziwny. Trochę światła na sprawę rzuca to, że większość nowego związku pochodzi z jednej firmy, która ma dość długą historię kombinowania przy wysokości premii, etc. (BTW- nie chodzi o nie wypłacanie pensji, takiego zjawiska w Urugwaju nie ma, albo ogłasza się upadłość, albo sąd by kazał pomysłodawcy dłuższy czas odpocząć od interesów, w drastycznych sprawach odpoczynek byłby na koszt urugwajskiego systemu penitencjarnego).

Stąd wnoszę, że zapewne główny związek próbował łagodzić sytuację i jakoś szukać porozumienia, aż pracownicy się wkurzyli na sposób traktowania przez firmę i bezskuteczność związku, założyli nowy i wzięli się do dość radykalnych działań. Niestety, nie z każdym da się dogadać.

W tym wszystkim pewną zagadką dla mnie pozostawała postawa rządu. W końcu mamy do czynienia z problemem w małej firmie, ale który dotyka większości populacji kraju. Rząd ma całkiem sporo różnych narzędzi aby przyspieszyć rozwiązanie konfliktu albo zmniejszyć jego znaczenie dla mieszkańców. Od negocjacji ogranizowanych przez stosownego ministra, aż do tymczasowej zgody na użycie argentyńskich i/lub brazylijskich butli oraz wojskowe ćwiczenia logistyczne w postaci rządowej dystrybucji. 

Co właśnie istotne i ciekawe- nic takiego nie ma miejsca. Rząd z konfliktu znikł, nikt nie interweniuje, nawet nikt nie komentuje. Żaden polityk nic nie mówi, więc media też za sprawą nie gonią. Dokładnie jakby rząd uznał, że przedłużający się konflikt jest mu na rękę. Od strony rozgrywek politycznych i opini publicznej na pewno na rękę nie jest, bo każdy zauważa, że nie ma gazu i bezczynność rządu politycznej chwały mu nie przysporzy. Pozostaje jedna teoria- prezydent, czy rząd uznał, że pozowolenie na przedłużenie strajku jest zgodne z polityką państową.

Zupełnie niezgodnie z intuicją- bo jak- socjalistyczny rząd pozwala na przedłużanie konfliktu pracowniczego? Ale to jest zupełnie logiczne rozwiązanie.

Z kilku powodów. Po pierwsze, w środku konfliktu jest firma nie najlepiej traktująca pracowników, działająca na normalnym, konkurencyjnym rynku. Nie tylko nie jest ona nikomu potrzebna, ale i rządowi bardzo na rękę jest wysłanie na rynek sygnału, że jak przedsiębiorca poczuwa się do bycia częścią społeczeństwa i posiadania jakiś obowiązków, to społeczeństwo w razie potrzebu mu pomoże. A jak uważa, że jest jedyny i najważniejszy- to niech uważa tak dalej i sam załatwia swoje sprawy.
Po drugie- czas odejść od używania gazu. Przypomnę, że Urugwaj nie ma ŻADNYCH surowców energetycznych, przynajmniej do niedawna nie miał. Tu nie rosną nawet lasy. Od 30 lat rosną plantacje drzew, dzięki czemu kraj już jest samowystarczalny w drewno opałowe oraz eksportuje celulozę. Wcześnie nie był. 
Oprócz tego są rzeki, na nich zapory, choć największa jest na granicznej rzece, wspólna z Argentyną. Jednak energetyka wodna nie dostarcza i nigdy nie dostarczała wystarczającej ilości prądu, resztę do niedawna uzupełniano prądem z elektrowni na ropę i importem, stąd import gazu i dystrybucja w butlach gazu do gotowania, ogrzewania, etc był całkiem sensownym wyjściem. Dziś elektrownia na ropę pracuje wyłącznie przy największych upałach i bezwietrznej pogodzie, bo olbrzymią część prądu dostarczają wiatraki, jeszce niewielką, ale też szybko rosnącą elektrownie słoneczne. Zapewne w przyszłym lub 2018 roku elektrownia cieplna nie będzie już potrzebna nawet w czasie bezwietrznych dni. Już teraz graniczna elektrownia wysyła prąd głównie do Argentyny, pojawia się sporadyczny eksport także do Brazylii. W takiej sytuacji najrozsądniejszą polityką jest dla odmiany eliminacja gazu i zastępowanie jego użycia prądem. Co wcale nie jest specjalnie droższe, przy korzystaniu z drugiej taryfy- tańsze, przy ogrzewaniu klimatyzatorem- dużo tańsze niż gazem. Problem polega na kosztach inwestycji przy klimatyzatorze oraz przyzwyczajeniach przy gotowaniu, etc. Pomimo generalnie wysokich cen wszelkich postaci energii w stosunku do dochodów w Urugwaju, nie są one aż tak wysokie, aby zmotywować ludzi do zmiany. Stąd zwyczajny brak gazu zmusi ludzi do użycia jakiś alternatyw. Żadnych złudzeń, najpierw to bedzie parillada i salsa criolla, ale przynajmniej przy użyciu krajowego drewna. Dopiero w tygodniu, gdy brak czasu, pieniędzy lub jakaś niespodziewana myśl, że wypada jednak żywić się czymś innym niż wyłącznie wołowiną może spowodować, że niektórzy spróbują użyć maszynek elektrycznych. 

Nie wszyscy, to na pewno, ale może trochę osób zacznie. Jak się okaże, że tego używania wcale tak bardzo nie widać na rachunku za prąd, albo widać mniej czy niewiele więcej niż płąciło się za gaz (co jest całkiem prawdopodobne), to proces zmiany powoli ruszy. Ludzie ze sobą rozmiawiając powiedzą o sporej praktyczności i znikomej różnicy w cenie. Co będzie oznaczać jedno- rynek dystrybucji gazu zacznie się kurczyc. Co oznacza dla firm optymalizację kosztów- czytal zamykanie części punktów dystrybucji, i ograniczanie działaności, co oznacza rezygnację z niektórych stref lub wydłużenie czasu dostaw, albo ktoś wyleci z rynku. Reszta przez chwilę odetchnia, aż przyjdzie czas na następnego. Spólka zależna państwowej rafinerii przetrwa na pewno, bo ma gigantyczne plecy kapitałowe, gaz prosto z rafinerii i własną rozlewnię. Oraz jest państwowa, czyli postrzegana przez Urugwajczyków jako "nasza". 

Trzeci powód nieinterwencji rządu to wreszcie postawa związkowców, dość konfrontacyjna, zdecydowanie za bardzo jak na tutejsze zwyczaje. Tu mogła zapaść cyniczna, ale zgodna z państowym interesem decyzja, że lepiej będzie jak akurat ta firma i ten związek wykończą się nawzajem, żadne z nich nie pasuje do Urugwaju.

Co do pozostałych dystrybutorów, zapewne niedługo zaczną się pojawiać ogłoszenia o sprzedaży za dobrą cenę sieci dystrybucji gazu w Urugwaju. Jeśli będzie to mniej niż wartość nieruchomości minus odprawy, to może i warto, w każdym innym przypadku lepiej to omijać. 



Brak komentarzy: