Dzień Niepodległości, czyli mały śpiewnik rewolucyjny

Minął Dzień Niepodległości Polski. Był normalny. Własnie taki- normalny. I to, jakże piękna zmiana do promocji wyrobów czekoladowych przez analfabetę zamiast obchodów święta, czy udawania przez władze, że niepodległość Tenkraju ich nie dotyczy.

Dziś było normalnie. Prezydent Rzeczypospolitej dostaje pensję za godne reprezentowanie kraju i narodu. Tak na zewnątrz jak też wewnątrz kraju. Ta robota polega na przykład na tym, że od święta przypomina się o bohaterach. Aby stawiać ich za wzór dla nas, zwykłych śmiertelników. I czasem przypomnieć o tym, że razem łatwiej przeżyć, przetrwać i się rozwijać. Właśnie do tego służy państwo, a dziś także naród.
Są to zupełnie podstawowe rzeczy, o których zdążyliśmy zapomnieć. A przynajmniej wielu z nas. Nie o narodzie. Zdążyliśmy zapomnieć o tym, że władza własnie takie ma obowiązki i ich wykonywanie jest dokładnie tym za co im płacimy.

W ramach tych obowiązków generał Gryf otrzymał Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Jest to najwyższe odznaczenie jakie mógł otrzymać, bo już jest kawalerem Orderu Virtuti Militari. Na to odznaczenie także ciężko zapracował. Jeszcze w trakcie wojny obrona pałacyku stała się legendą i tematem piosenek. Tą obroną dowodził nie kto inny jak Gryf, a piosenka, w trochę lepszym wykonaniu jest tu:

Gdzieś po tej samej stronie bohaterstwa, ale w znacznie mniejszym natężeniu był mój sąsiad. Mianowicie w czasie stanu wojennego i "powojennego" na półhurtową skalę wytwarzał on kwas masłowy. Nic szczególnego, oprócz dość solidnego smrodu. Jakoś tak się składało, że fiołki i słoiki z tą substancją często pękały w okolicach oddziałów ZOMO. Rzecz jasna nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Nikogo także samo wytwarzanie nie interesowało. Może SB by zainteresowało, gdyby mieli pojęcie o prostocie wytwarzania. Ale oni zapewne szukali kanałów przemytu gazów bojowych z USA. A tymczasem biedni zomowcy mdleli w maskach gazowych w środku lata. A wszyscy im współczuli jak Kiszczakowi zakopanemu jak pies pod płotem.

To jest mało istotny drobiazg, ale pokazuje część znacznie szerszego i bardzo długiego zjawiska. Wspólną rzeczą polskich powstań i konspiracji prawie zawsze była przewaga organizacja, technologiczna i przede wszystkim taktyczna. Idealnym przykładem jest cała historia Solidarności Walczącej. Od pierwszych akcji, kiedy dzięki wyposażeniu drobnej grupy dywersyjnej w azbestowe rękawice udało sie spalić trubunę honorową na pochodzie pierwszomajowym. I zmusić da rączej ucieczki ambasadora NRD i radzieckiego generała. Granaty z gazem łzawiącym dostarczyło nieocenione ZOMO. Były ciepłe po wystrzeleniu, stąd potrzeba azbestowych rękawic. Ale kiedy za plan i logistykę odpowiadał Kornel Morawiecki to właściwie nic nie mogło pójść źle. Choć to tylko moja spekulacją, że dziwne wydarzenia pochodu 1 maja 1982 roku we Wrocławiu miały coś wspólnego z SW. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Na rękawicach się świat nie kończy. To SW prowadziło stały nasłuch częstotliwości MO, dzięki czemu złamali szyfry. Opracowali i produkowali w podziemiu sprzęt do druku, nadawania,  a w razie potrzeby także strzelania i wybuchów. Gdyby nawet SB wiedziała o tym cokolwiek (a nie wiedzieli) to i tak by szukali kanałów przemytu z Zachodu.A to proszę, własna polska myśl techniczna. Gdzieś u szczytu założycielem i spoiwem tego był właśnie Morawiecki. Bardzo symbolicznie- kilka dni po pochowaniu pod płotem bandziora "generała" Kiszczaka, to własnie Morawiecki zostaje marszałkiem seniorem.

Tu wracamy do 11 listopada

Dnia przejęcia władzy przez Józefa Piłsudskiego. Zanim to przejęcie nastąpiło, zanim doszło do dnia niepodległości i pierwszego dnia jej obrony jednocześnie, najpierw trzeba było ją wywalczyć.

Pierwsza próba nie była najlepsza. Wiadomo, że jednym z wrogów był carat. Stąd warto było wyeliminować cara. Pomysł dobry. Józef wszystko zaplanował, razem z bratem Bronisławem. Bomby dostarczył młody, zdolny (jak udowodniła późniejsza kariera) chemik Ignacy Mościcki. Ktoś musiał je dostarczyć jedynie do adresata. To oznaczało albo samobójcę, albo kogoś wystarczająco głupiego, aby nie rozumiał ryzyka. Nieszczęśliwie dla zamachowców prawdziwa się okazała ta druga wersja.  Niejaki Uljanow zamiast spokojnie i prosto załatwić co miał, to zachował się tak podejrzanie, że zwinęła go policja. Rzecz zupełnie oczywista- z rewolwerem i bombą w okolicy przejazdu cara to oznaczało śmierć. Przy okazji wyśpiewał wszystko, jak na głupka przystało. Na zesłaniu wylądował zarówno jego brat, Włodzimierz Uljanow, jak też Józef Piłsudski i jego brat, Bronisław. Bronisław pozostał przy nauce, Józef przy Polsce, a Uljanow przy Rewolucji. Józef od tego czasu miał pewną alergię na zadawanie się z durniami, co może tłumaczyć jego nastawienie do Sejmu z 1926 roku i endecji w ogóle. Przy najbliższej okazji, jak powszechnie wiadomo, Uljanow, już wtedy zwany Leninem, rozpoczął najazd na kraj założony i rządzony przez Piłsudskiego. Rządzony właśnie od 11.11.1918 roku.. MOże to rewolucja a może tylko zemsta za brata? A może zwykły kacapski imperializm. Który własnie ten Piłsudski i jemu podobni rozbili i ośmieszyli?

W 1905 roku

Roku starannie zakopywanym i zapominanym. A tymczasem bez znajomości wydarzeń z 1905 nie da się zrozumieć historii polskiej części Europy w 20 w. Józef Piłsudski był już z jedną z ważniejszych osób w PPS. To własnie PPS była najważniejsza polską organizacją niepodległościową wówczas. Tak naprawdę jedyną. A jednocześnie w samej Rosji rozpoczął się proces rozkładu caratu.
W tym czasie za sprawą Piłsudskiego, PPS zyskał sporo pieniędzy oraz najnowocześniejszej dostępnej broni. Pieniądze wzięły się z Japonii, a broń z Anglii, wówczas sojusznika Japonii.
Jednocześnie zastosowano całkiem innowacyjną taktykę walk ulicznych. O czym carska armia i żandarmeria nie miała zielonego pojęcia. C oznaczało, że przez następne kilka lat kolejne szwadrony kozaków zawsze nabierały się na to samo- pozorowaną demonstrację, która rozpraszała się w obliczu szarży, następnie ostrzał z wysokości i odcięcie odwrotu. Bardzo podobnie zginęła większość 4 dywizji pancernej Wermachtu w tej samej Warszawie w 1939 roku. Weszli jak w masło, a potem nie wrócili...
Ta własnie rewolucja stworzyła podstawy nowoczesnego narodu- polskiego. A może polsko- żydowskiego? W 1905 powstały nie tylko zasady partyzantki miejskiej. Powstało postawienie sprawy polskiej wśród klocków międzynarodowych. Jedno i drugie jest zasługą Józefa Piłsudskiego. Co najwyżej paru pajaców kilkanaście lat później próbowało się pod ten sukces podwiesić. Jeden z tych paców był dokładnie ta samą personą, która w tymże 1905 roku próbowała wywęszyć jakiekolwiek przejawy współpracy polskiej konspiracji z wojskiem lub władzami Japonii i przy okazji zablokować pomoc Japonii dla sprawy polskiej. Na szczęście to okazało się niemożliwe, ale temu pajacowi zbudowano w Warszawie pomnik. Ale cóż, w Warszawie zbudowano pomnik nawet śpiącym żołnierzom radzieckim..

Ta właśnie rewolucja była tak naprawdę kolejnym powstaniem. Zorganizowanym głównie przez PPS, Piłsudski zorganizował na nie niemałe pieniądze od Japonii i supernowoczesne wówczas brytyjskie karabiny. W tym samym czasie polscy oficerowie w armii carskiej na froncie japońskim popełniali zadziwiające i poważne błędy w dowodzeniu, dzięki czemu, pomimo przewagi liczebnej, doświadczenia i jakości sprzętu, armia rosyjska ponosiła jedną żenującą klęskę za druga. Ci sami oficerowie w polskiej armii znakomicie wiedzieli jak walczyć. Cóż, zdarza się.
Sam Piłsudski w 1905 nie bardzo mógł być w Warszawie, czy Łodzi. W końcu minęło zaledwie kilka miesięcy od jego ucieczki z celi śmierci. Pamiętajmy jednak o tej właśnie typowo polskiej przewadze taktycznej. Bojówki PPS to była tak naprawdę pierwsza w historii nowoczesna partyzantka miejska. Jedyne co dziś można powiedzieć, to to, że w stronę żandarmów i kozaków leciały rzeczy znacznie bardziej szkodliwe dla zdrowia niż głupi kwas masłowy czy gaz łzawiący. Leciały skutecznie i bezkarnie.  Wbrew powszechnej opinii nie przez kilka miesięcy 1905 roku, a przez kolejne lata. 
Ostatni akt tego powstania był jednocześnie pierwszym aktem następnego.  W 1912 roku wielka europejska wojna już była widoczna na horyzoncie. Aby Polska mogła być niepodległa, najpierw potrzebna była armia. Choćby mała, ale prawdziwa. A na to były potrzebne pieniądze. Duże pieniądze. Piłsudski zupełnie słusznie zauważył, że podatki z Królestwa Polskiego (czyli kongesówki) powinny być przeznaczone na utrzymanie polskiego wojska, a nie cara. W związku z tym on i jeszcze trzech innych późniejszych premierów Niepodległej zajęło się naprawą tej nieprawidłowości. Zaopiekowali się zawartością wagonu bankowego z pociągu Warszawa- Petersburg. Przeliczając to na dzisiejsze pieniądze było kilka-kilkanaście milionów dolarów. Na zorganizowanie i utrzymanie przez dwa lata Drużyn Strzeleckich wystarczyło. A gorącego lata 1914 roku wystarczyło pójść do Austriaków, poinformować ich, że jest się dowódczą polskiej armii ochotniczej i zaraz po podpisaniu umowy sojuszniczej trzy brygady będą do dyspozycji CK sztabu generalnego. Reszta jest historią, której finał nastąpił z przyjazdem Józefa Piłsudskiego do Warszawy. 
Prawie wszystko, bo jeszcze pozostało uhonorować powstańców. Tak jak dziś żyją ostatni żołnierze Powstania Warszawskiego, tak wtedy to byli ostatni z Powstania Styczniowego. 
Oraz stoczyć wojnę z tym samym państwem co zwykle, ale akurat kierowanym przez brata tego głupka, który dał się złapać z bombą przygotowaną przez Mościckiego.  Ale w tym przypadku przewaga w lotnictwie, broni pancernej, łączności, technik szyfrowania i deszyfrowania zrobiła swoje, pomimo znacznie mniej liczebnych sił. Ale też dużo lepszej polskiej taktyki i planowania operacji. 

A rewolucja 1905 jest jakaś niewygodna dla wszystkich. Najgorsze w tym jest, to, że Kacapstwo próbuje ukraść nie tylko tradycję lewicową, ale także historię jedne z polskich antyrosyjskich powstań. Otóż po przeszukaniu Youtuba stwierdziłem, że nie ma żadnego przyzwoitego wykonania Warszawianki 1905 roku.Za to ma ją w repertuarze... chór Armii Radzieckiej.

Na szczęście zawsze istniała dość intensywna wymiana idei i melodii rewolucyjnych między Polską a Hiszpania. Dzięki temu można posłuchać przynajmniej melodii, a i słowa są właściwie tłumaczeniem z wyciętymi wstawkami o Warszawie (te by nie były zrozumiałe). 
Już nie przedłużając- najbardziej podoba mi się ta wersja, może dlatego, że jest jedyna jaką znalazłem wykonywaną crescendo. 

I jako bonus- kolejny utwór, tym razem znajomy z rewolucji w Polsce, ale w oryginalnej wersji. Też wieszczył już zbliżający się koniec dyktatury.