Kacapia w przykładach- propaganda i technika

Jednym ze sposobów działania Kacapii jest promowanie swojej religii. Trudno nazwać wiarą prawosławie z okresu późnego Imperium Rosyjskiego, a jeszcze bardziej dzisiejsze. Ale prawosławie w wydaniu kacapskim właściwie ocenili nasi dziadowie. Którzy, odnosząc się w II RP z szacunkiem do wielu wyznań, prawosławne świątynie po prostu wysadzili w powietrze.
Ale to nie prawosławie jest religią kagiebistów. Prawdziwa religia opiera się na Cudzie Pokonania Faszystów.
 
Historia II w.ś. według radzieckiej religii brzmi tak, że po zdradzieckim ataku dzielna Armia Czerwona została zaskoczona i cofała się zadając potężnemu wrogowi wielkie straty. Następnie mobilizacja społeczeństwa i przemysłu pozwoliła na formowanie kolejnych jednostek i wyposażanie ich w nowoczesną broń, która powstrzymała faszystów pod Moskwą. Błyskotliwi radzieccy inżynierowie opracowali wspaniałe konstrukcje, które produkowane w tysiącach i milionach przez zmobilizowany radziecki przemysł pozwoliły zwycięskiej Armii Radzieckiej dotrzeć do Berlina, pomimo zawodności i nierzetelności zachodnich sojuszników.
 
Ta historyjka ma tyle dziur, że nie jest w stanie obronić się badaniami i logiką. Inną sprawą jest oczywiście mentalność Kacapii, czyli absolutna podległość wiedzy o świecie i historii wobec bieżących potrzeb polityki i propagandy. Nam, cywilizowanym ludziom, retuszowanie zdjęć i wycinanie z nich postaci w niełasce może się wydawać śmieszne, ale w Kacapii takie zdjęcie ze Stalinem to była śmiertelnie poważna sprawa.
 
Tak samo musiała się zgadzać pozostała część narracji, a tam gdzie były prawdziwe słabe jej punkty, cały aparat państwowy podporządkowany propagandzie wspólnym głosem i przez lata przekonywał wszystkich o absolutnej prawdziwości historyjki i całej kacapskiej wersji. Bez żadnego miejsca na obiektywne badania, prawdę, nic. Zatrudnienie wszystkich łącznie, dyplomatów, budżetów reklamowych firm i wszystkich dostępnych propagandzistów na papierze i taśmie filmowej. Przecież nie mówimy o żadnej sztuce, Mówimy o podporządkowaniu wszystkiego naczelnym celom Kacapii, czyli ekspansji za wszelką cenę.
 
Sposób tej ekspansji opracował Gengis Khan (a właściwie to jego synowa). Propaganda musi mieć na celu szerzenie mitu o niezwyciężoności i wielkiej przewadze technicznej i liczebnej. Wszystkimi metodami. To opisywałem w poprzednim odcinku.
 
Wracamy do mitu o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Służy on zarówno jako własna religia, jak też do argumentacji politycznej i propagandy o niezwyciężoności. Czyli jest centralnym punktem mitologii Kacapii. Co zresztą łatwo zauważyć. Wszystko, co robią władze Rosji w taki lub inny sposób odwołuje się do mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Czy to pilnowanie pomników kacapskich generałów, czy poszukiwanie faszystów na Ukrainie i większości pozostałych sąsiednich krajów. Definicja faszystów w wydaniu Kacapi to temat, który został dobrze opracowany. Komu brakuje może poczytać Sergiusza Piaseckiego. On co prawda nie opisywał jak zwalczano faszystów, a"polskich panów", ale definicja jest ta sama.
 
W samym opisie jest mowa o wielkim poświęceniu narodu radzieckiego. Raczej bym to nazwał wielką rzezią wspólnie urządzoną przez Stalina i Hitlera. W rzeczywistości w ZSRR zginęło od 20 do 40 mln ludzi. Tej liczby nie da się w żaden bezpośredni sposób potwierdzić, bo świadomie sfałszowano spis powszechny. Nawet dla władz. Oficjalne dane mówią chyba o 11 mln ofiar, ale to właśnie była propaganda mająca dla odmiany sugerować, że we wczesnej fazie zimnej wojny ZSRR miał jakikolwiek potencjał militarny. Nie miał.
 
Najważniejsza sprawa w kacapskim micie dotyczy techniki. Liczba ofiar może podlegać dyskusji, populacja i możliwości mobilizacyjne są mniej- więcej znane. Ale jeśli przekonamy przeciwnika, że dysponujemy superbronią, która jest niedościgniona/niewykrywalna/nie do pokonania przez antykacapów to zwiększa się chęć do negocjacji. Albo przynajmniej łatwiej podzielić społeczeństwo na obóz oporu i braku wiary w opór. Aktualnym przykładem jest głupio powtarzana przez prawicowe media wrzutka o nieskuteczności armat Leopardów na pancerz T-90. Nie ma takiej możliwości
 
Po dodaniu dwóch do dwóch, a to nawet kacapy potrafią, wychodzi, że trzeba właśnie stworzyć mity niezwyciężonych broni z 2 w.ś., które zostały stworzone przez radziecki przemysł i wygrały wojnę.
Jakie mity, ktoś się zapyta, przecież takie rzeczy były naprawdę: czołgi T-34, automat PPS, samolot IŁ- 2 i inne.  Nie, nie było. Żadna z tych rzeczy nie spełniała łącznie warunku radzieckiego pochodzenia, znaczenia militarnego i dobrej jakości. O niezwyciężalności i przełomowym znaczeniu już nie będę wspominał, choć do tego się posuwa kacapska propaganda.
 
Mity PPS, T- 34  i IŁ-2 są dokładnym centrum całej wiary radzieckiej. Dlatego tym gadżetom do zabijania trzeba przyjrzeć się bardzo dokładnie.
Karabin PPS był po prostu dokładną kopią fińskiego Suomi KP 31. Niezupełnie dokładną, bo jakościowo wykonaną w skrajnie zły sposób, ale działał. Sporo gorzej niż oryginał, ale jakoś. Zresztą i tak nie było mowy o żadnym masowym wyposażeniu, dobrze ponad 90% Armii Czerwonej i później Radzieckiej było uzbrojonej w Mosiny, które już w czasie I w.ś. okazały się wyraźnie gorsze niż niemieckie Mausery (gdyby się okazały lepsze to by nie było rewolucji i ZSRR...).
Możemy przyjrzeć się IŁ-2. To jest dopiero kopanie leżącego. Koncepcja opancerzonego samolotu może nie wygląda tak głupio. Ale połączenie tej koncepcji w jednosilnikowym samolocie z opancerzeniem ważącym tyle, że likwidującym jakąkolwiek zwrotność i manewrowość już jest po prostu... kacapskie. Pancerz był przebijany przez każde działko 20 mm i większość CKM, w jedyny silnik zawsze się dawało jakoś trafić i go uszkodzić, a przeciw jakimkolwiek myśliwcom był bezbronny. Później dodano stanowisko tylnego strzelca, co do którego Wiktor Suworow twierdził, że byli to żołnierze batalionów karnych. Nie sądzę. To nie miało znaczenia, gdzie się w tym samolocie siedziało to i tak była latająca trumna. Najlepszym dowodem jest to, że Luftwaffe, po wstępnym szkoleniu, wysyłała pilotów na szkolenia zaawansowane po prostu na front wschodni, skąd niektórzy wracali asami jeszcze przed oficjalnym zakończeniem szkolenia. Na front zachodni i do obrony Rzeszy trafiali tylko "prawdziwi" piloci, którzy na zachodzie sobie nie poradzili. Z lotnictwem radzieckim sobie radzili, nawet z amerykańskimi samolotami. 
 
Jako dygresja ciekawostka- Niezwyciężone lotnictwo radzieckie w 1944 kilkukrotnie urządziło wielkie naloty na Helsinki. Skali takiej, jaka była użyta do spalenia Drezna.  Jeśli ktoś widział te miasta, to wie, że w Helsinkach, w przeciwieństwie do Drezna przedwojenne budynki stoją i mają się dobrze. Generał zwycięskiej Armii Radzieckiej, wizytujący Helsinki po kapitulacji ponoć dostał apopleksji jak zobaczył, że w sumie naloty uszkodziły zaledwie kilkanaście budynków. Adding insult to injury, jednym z nich była ambasada radziecka.
 
Pozostaje T-34. Pojazd- legenda, w bloku wschodnim każdy przynajmniej raz w życiu obejrzał "Czterech Pancernych". Znakomicie zrobiony serial, dokładnie promujący te wyżej opisane tezy. Czysta propaganda pod płaszczykiem dobrej rozrywki. Dziś Kacapia nie ma do swych usług zbyt wielu ludzi zachodniej kultury, to zamiast propagandą w rozrywce bardziej zajmują się tą w biznesie, ale w stylu naprawdę niewiele się zmieniło. Depardieu najwyraźniej chlał na okrągło zamiast zaprosić kolegów i zrobić jakiś dobry film o wybitnych kagiebistach.
To wszystko pokazuje jak centralny punkt w tej układance zajmuje mit superczołgu T-34. I też pokazuje dokładnie słaby punkt Kacapii.
Co by pozostało z mitu, gdyby się okazało, że cała Armia Radziecka żywiła się konserwami z USA, używała wyłącznie Jeepów i Studebakerów, nieliczne lotnictwo w całości opierało się na samolotach z USA i to nie najmłodszych konstrukcji, a najważniejsze jednostki uderzeniowe Armii Radzieckiej używały Shermanów,  bo T-34, czy IS-3 to były kompletne kupy złomu?
Otóż by się okazało, ze Armii Radziecka, walcząca na amerykańskim sprzęcie z Wermachtem ponosiła straty w przybliżeniu 10 krotnie większe niż armia amerykańska, używająca tego samego sprzętu do walki z tym samym Wermachtem. A to by mogło zrodzić podejrzenia, że radziecka kadra oficerska to była banda niekompetentnych durni i pijaków nie mających pojęcia o swojej robocie od chorążego aż po, aż strach pomyśleć, samego Generalissimusa!!!
 
A w środku tego mitu czy religii stoi, z wyprężoną lufą, T-34
 
Ale jak się dobrze przypatrzeć to ta lufa trochę zwiędnie. Zaczynając od źródeł informacji. Większość dostępnych to jest kacapska propaganda. To pomińmy, co najwyżej możemy się później pośmiać. W poważny sposób ten czołg badano 3 razy. Pierwszy raz, w 1942 na poligonie testowym w Aberdeen. Stalin łaskawie zgodził się wysłać na zachód kilka egzemplarzy. Prawdopodobnie wtedy albo bał się o przyszłość lend- lease albo chciał się pochwalić doskonałym sprzętem. Już więcej takich rzeczy nie robił. Nic dziwnego, bo przez angielskich inżynierów ten pojazd został uznany za tak pełny wad i głupich rozwiązań konstrukcyjnych, że nie wart długiego zastanawiania się. Ponadto po 300 km rozpadł się w sposób niemożliwy do naprawy. A były to specjalnie zmontowane i starannie wykończone egzemplarze. Niemcy także bardzo starannie przetestowali zdobyte egzemplarze i doszli do podobnych wniosków. A dokładniej takich, że ten czołg kompletnie nie nadaje się do zastosowania jako pojazd bojowy i był użytkowany przez nich jako ciągnik artyleryjski, itp.
 
Ostatnie badanie dotyczyło egzemplarza zdobytego w Korei przez wojska ONZ i badanego przez inżynierów z USA. Niezwykle ciekawe i obszerne badanie, powołujące się też na poprzednie ustalenia. Tu link. Przy okazji można zobaczyć też jak wygląda prawdziwa praca dla wywiadu, można dla pewnego porównania sięgnąć po "Raport z likwidacji WSI" i dojść do wniosku, że towarzystwo z GRU w porównaniu do CIA nie miało zielonego pojęcia o swojej robocie, za to bardzo pięknie opowiadali historyjki jacy to oni są piękni i kompetentni i robią wspaniałe i ważne rzeczy. Słuchać ich, to jakby się "Czterech Pancernych" oglądało. Wszystko wygląda ładnie, a w rzeczywistości jest bujdą na resorach. Bez amortyzatorów.
 
Tymczasem ten raport inżynierski dla CIA obejmuje w miarę wszystko, analizę mechaniczną, projektową i metalurgiczną każdego elementu. Razem z bardzo ciekawymi uwagami dotyczącymi standardów wykonania każdego z elementów. Oraz większość podzespołów okazała się bardzo znajoma, podali nawet numer katalogowy pompy paliwa z T-34. Z katalogu niemieckiego producenta, łatwo się domyślić, że chodzi o Boscha.. To samo dotyczy prawie wszystkich części mechanicznych. Najciekawsze jest to "prawie", ale o tym za chwilę.
 
Zaczynając od początku. Coś około 1930 roku ZSRR zakupiło od niejakiego Waltera Christie projekt czołgu. Amerykański wynalazca, który wymyślił jak poprzez zmianę ustawienia elementów zawieszenia zwiększyć skok kół czołgu, co miało poprawić właściwości terenowe, a przede wszystkim zwiększyć prędkość w terenie. Pomysł ciekawy, ale nie działał. Po pierwsze i najważniejsze, nowe rozplanowanie zawieszenia zajmowało bardzo dużo miejsca w kadłubie. Czołg musiał być znacznie większy. Po drugie, w samym zawieszeniu nie przewidział amortyzatorów, co oznaczało potężne bujanie przy nieco większych prędkościach i w praktyce zwiększało prędkość tylko na drogach. Po trzecie wreszcie, sam sposób rozmieszczenia elementów zawieszenia sprawiał, że przy pojeździe przekraczającym 10-12 ton masy to zawieszenia zaczynało sprawiać problemy i w ruchu i w eksploatacji. Ten kupiony od Christiego czołg nazwali BT-2, ważył około 10 ton, był przeznaczony do szybkiej jazdy po drogach  i w ogóle był konstrukcja w miarę spójną. Nie najlepszą, właściwie to zupełnie nieprzydatną w prawdziwych warunkach bojowych, ale spójną i logiczną. Zresztą na początku lat 30-tych jeszcze nie do końca było wiadomo jak ma wyglądać i co robić w walce czołg, więc pojazd ten można uznać za posiadający jakiś sens.  Zawieszenie Christie stosowali też Brytyjczycy, ale oni je mocno zmodyfikowali i używali w specjalistycznych, szybkich pojazdach, a nie ogólnego zastosowania.
 
Kupiony projekt był bez silnika i uzbrojenia. Uzbrojenie jakieś wsadzili, takie jakie mieli, czyli dużo gorsze niż tej samej wagi i kalibru armaty i karabiny niemieckie czy amerykańskie, o brytyjskich nie wspominając. Ale działało. Tak przynajmniej widziałem w "Czterech Pancernych".
 
Silnik to był dokładnie Hispano- Suiza 12Y, podstawowy silnik lotniczy francuskiej armii końca lat 30-tych. Twórczością radzieckich, a prawdopodobnie niemieckich inżynierów został przerobiony na zapłon samoczynny, czyli diesla. Pewną poszlaką jest pompa paliwa i filtr oleju identyczny jak seryjnie produkowane niemieckie.
 
Kto chce sobie przeczyta, skracając temat, naprawdę radzieckiego projektu były filtr powietrza, skrzynia biegów, sposób mocowania układu napędowego i przeróbka konstrukcji pancerza z nitowanej na spawaną. Fragmenty tego dotyczące naprawdę polecam przeczytać. Pomimo suchego inżynierskiego języka są całkiem zabawne. Każdy z tych elementów to po prostu popis absolutnego braku rozumienia tematu przez kogokolwiek mającego związek z projektem lub wykonaniem. Filtr powietrza po prostu nie działa (jak można aż tak spieprzyć tak prostą rzecz?- przeczytajcie), Skrzynia biegów bez synchronizatorów i z przesuwnymi kołami z prostopadłymi zębami to jedno, ale nadmierne utwardzanie zębów w celu  poprawy wytrzymałości tej źle działającej skrzyni to drugie. Efektem były nadłamane prawie wszystkie zęby w skrzyni biegów czołgu z przebiegiem 720 km. Nie jako wyjątek, ta konstrukcja musiała tak działać. A wymiana skrzyni to około 3 dni pracy, bo trzeba cały zespół napędowy rozmontować, z bardzo złym dostępem oczywiście, bo jak inaczej mogło być w ruskim czołgu? Dla porównania w brytyjskich czołgach z tego samego okresu skrzynia biegów była konstrukcji ze wstępnie wybieranymi biegami, gdzie zmiana biegu trwała 2-3 sekundy, a wymiana skrzyni kilkadziesiąt minut. Oczywiście ułamane fragmenty zębów nie wyfrunęły w żaden tajemniczy sposób. Spokojnie nadal przebywały w oleju w skrzyni biegów, bo po co montować filtr czy jakąkolwiek możliwość wymiany oleju? I dalej mieliły przekładnie. Bardzo skutecznie, bo te odłamane jako pierwsze to były najtwardsze fragmenty kół zębatych....
 
Spawy pancerza były prawdopodobnie błędnie zaprojektowane, choć trudno to ocenić przy skrajnie niskiej jakości wykonania. Na pewno zupełnie wadliwa była organizacja pracy, bo przy braku wykwalifikowanych spawaczy (ewidentnym przy takiej jakości) spawano blachy bez przygotowania, czyli z krawędzią jaką dał palnik. To oznacza oszczędność pracy niewykwalifikowanych szlifierzy i zwiększoną ilość pracy deficytowych spawaczy. Kacapska organizacja pracy.
 
Przy tym wszystkim już chyba nikogo nie zdziwi informacja, że silnik był przykręcony wprost do konstrukcji, bez poduszek?
 
Są jeszcze ciekawsze fragmenty- normalni inżynierowie nie mogą się nadziwić jakości silnika. Tylko w drugą stronę. Wykonany z niezwykłą dbałością o wytrzymałość poszczególnych elementów i ich trwałość. Tolerancje wykonania i obróbka jakie są potrzebne w silniku lotniczych. Na przykład końcówka rury wytoczona wraz z flanżą z jednego kawałka stali. Takie rzeczy robi się tylko w wyczynowych silnikach i do samolotów myśliwskich. Do pojazdów lądowych, nawet wojskowych, można i obniża się wymagania, aby oszczędzić poważne pieniądze na dokładności obróbki. Nieeee- tu silnik był jakości lotniczej, ze skrzynią biegów w 18-wiecznym stylu i nie działającym filtrem powietrza, co ten silnik potrafiło zabić w kilkanaście godzin w zapylonej atmosferze....
 
Jeśli się zwróci uwagę na to, że jakby straty radzieckie były wielokrotnie wyższe niż niemieckie, to następnie słyszy się argument- no tak, ale ich czołgi były bardzo drogie w produkcji, a nasze tak proste, że mogliśmy wyprodukować 5 za każdy ich jeden. Cóż, przynajmniej w odniesieniu do silnika to nieprawda. Radziecki był wykonywany według ostrzejszych norm i to zupełnie niepotrzebnie. W przypadku sporej części innych elementów to twierdzenie jest równocześnie prawdziwe, jak też nieprawdziwe. Mianowicie, w porównaniu do podobnych konstrukcji z tych czasów, używano bardzo dużej ilości odlewów aluminiowych. Wymagających następnie znacznie mniejszej ilości i znacznie tańszej obróbki maszynowej, co miało wpływ na ilość roboczogodzin i zużycie maszyn. Czyli był tańszy. Tylko najpierw trzeba było mieć to aluminium. W czasach 2 w.ś. skrajnie deficytowe, a zawsze dużo droższe od stali. Którego nawet według oficjalnych danych radzieckich ponad połowa pochodziła z USA. Zapewne większość reszty to był recycling dokładnie tego samego amerykańskiego aluminium. Z tego punktu widzenia było to bardzo tanie rozwiązanie, bo ZSRR nigdy nie się z lend lease nie rozliczył. A dla Niemców bardzo dobre źródło deficytowego metalu. Z ich punktu widzenia używanie paliwożernego ciągnika, który i tak nie jest w stanie jechać ponad pół godziny jednym ciągiem albo wyciągnięcie z niego ponad pół tony aluminium było bardzo łatwym rachunkiem.
A dla nas polecam z Kacapii i ich pomysłów po prostu śmiech. On jest najlepszą odtrutką na propagandę. Bo przy Słynnym Radzieckim Czołgu Który Pokonał Faszystów W Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej pozostaje tylko śmiech, bo i cała konstrukcja jest śmieszna. A w rzeczywistości ZSRR otrzymał działających i poprawnie zaprojektowanych amerykańskich czołgów ilość podobną do całej niemieckiej produkcji czołgów w 2 w.ś. Nawet jeśli nie były to pojazdy wybitne, to poprawnie spełniały swoje zadanie.  
A Niemcy po swojej ocenie konstrukcji używali po prostu ciężkich pocisków strzelając do radzieckich czołgów, nie przejmując się nawet kwestią przebicia pancerza, bo i tak albo spawy puszczały i czołg się rozpadał, albo uderzenie przeniesione na konstrukcję niszczyło silnik połączony bez amortyzacji, albo po trafieniu wpadał do środka błędnie zaprojektowany właz kierowcy, albo blokowała się wieża, albo zbyt mocno hartowany pancerz raził odpadającymi od niego odłamkami załogę. Niestety dla III Rzeszy, Armia Radziecka miała także Shermany w niemałej ilości.
 
Wracając do sprawy polskiej. Potężny problem polega na tym, że rozwiązania takie i podobne prezentowano jak sensowne i słuszne, ludzie którzy to uważali za normalne, projektowali maszyny, wykładali na politechnikach i w zawodówkach. Oraz nadal to robią. Kacapami nie mamy się co przejmować. Oni i tak albo kupią projekt w całości razem z fachowcami potrafiącymi go sensownie zaadoptować albo utopią w bagnach razem ze swoim złomem. Mamy i powinniśmy się przejmować kacapskim myśleniem, którego jest wszędzie dużo za dużo. A ogłupiającej propagandy wszędzie także wystarczająco.
 
A byłbym zapomniał- jakość gumy w T-34 była taka, że stawała się krucha i przestawała amortyzować i uszczelniać już przy lekkim mrozie. Z punktu widzenia amerykańskich norm to w ogóle nie był wyrób który można dopuścić do użytku. Co jest dość zabawne jeśli mówimy o warunkach klimatycznych ZSRR. A przy tym wszystkim mówimy o dość później, powojennej produkcji z której usunięto bardzo dużą część usterek.
 
 

Pożar w magazynie Iron Mountain ciąg dalszy

Witam kochanych i tych mniej kochanych czytelników po długiej przerwie.
Niestety tym razem tylko sprawozdanie ze starej sprawy, czyli pożaru w magazynie Iron Mountain. Co gorsza bez linków, bo większość wiadomości jest nieco nieświeża, a przemknęła mi w gazetach.
 
W poprzednich odcinkach:
 
Pożar w magazynie dokumentów prowadzonym przez firmę archiwizacyjną Iron Mountain spowodował śmierć kilku strażaków. To spowodowało w miarę poważne potraktowanie sprawy i śledztwo, które można określić jako skrupulatne. Od początku pojawiały się podejrzenia, że pożar mógł być wywołany umyślnie i mieć związek z nielegalnymi transferami dewizowymi i oszustwami podatkowymi organizowanym przez niektóre banki, w szczególności HSBC i być może także Citibank.
 
Najnowsze wiadomości
 
W miejscu rozpoczęcia pożaru znaleziono pozostałości metalowej skrzynki, ślady spalania węglowodorów i układów elektronicznych. W skrócie- spalony mechanizm zapalający. Znajdował się on w części, gdzie była składowana dokumentacja- nigdy nie zgadniecie.... HSBC i Citibank.
 
Jak wiadomo ostatnimi czasy szwajcarska prokuratura rozdaje wszystkim zainteresowanym odpisy protokołów które elegancko wysypali członkowie gangu pracownicy banku HSBC  w Szwajcarii. Polska prokuratura zainteresowana nie była, ale argentyńska jak najbardziej. Dostali listę ponad 4 tysięcy nazwisk i firm. Na liście jest ponoć komplet członków zarządu i spółek grupy Clarin. Tak, tej samej dominującej w Argentynie grupy medialnej, która ze względu na swoją wielkość ma także olbrzymi wpływ na przekaz wydobywający się z kraju.
 
Tymczasem na innym froncie, czyli procesu o odszkodowania wytoczonego przez spekulacyjnych obligatariuszy, w kolejnym zwrocie akcji, sędzia Griesa z Nowego Jorku zabronił bankom z grupy Citi obsługi argentyńskich obligacji denominowanych w peso, emitowanych według prawa argentyńskiego. Citibank poprosił o zgodę na obsługę najbliższych płatności. A następnie próbował wypowiedzieć umowę w Buenos Aires. Próbował, bo w odpowiedzi usłyszał, że to zerwanie umowy, czyli niewywiązanie się z obowiązków banku, czyli podstawa do cofnięcia licencji bankowej. Na razie któryś z ministrów cofnął prawo do wykonywania praw członka zarządu banku prezesowi Citibank Argentina, co zostało uchylone przez sąd. CDN.