Dług Argentyny- dramatyczna zmiana ról

Sprawa zadłużenia Argentyny rozwija się jak dobry thriller. 

Krótkie przypomnienie- w 2001 roku, wskutek sztywnego kursu peso do dolara (1:1) i wyczerpania państwowego majątku do prywatyzacji gospodarka zawalała się w przyspieszonym tempie. W takiej sytuacji rząd, a właściwie ówczesny minister finansów porozumiał się z wierzycielami i większość zadłużenia została zrestrukturyzowana przez wydłużenie terminów spłat oraz pogorszenie warunków dla dłużnika (Republiki Argentyny), tzw. Megacanje. Wkrótce później częściowo odpuszczono utrzymywane absurdalnego kursu i częściowo zdewaluowano peso (do  1:1,4), ale to było za mało, gospodarka implodowała, bezrobocie wzrosło do okolic 25%. Po zamieszkach w których zginęło kilkadziesiąt osób, pod koniec 2001 roku prezydent zrezygnował ze stanowiska, po kilkunastodniowym chaosie, tymczasowy prezydent ogłosił zawieszenie płatności długu. I tak nie było z czego płacić. 

W połowie 2003 roku, władzę objął w końcu prezydent wybrany w wyborach powszechnych, Nestor Kirchner. Gospodarka po uwolnieniu z gorsetu sztywnego kursu nieco się ustabilizowała, za prezydencji Kirchnera ruszyła mocno do przodu, bezrobocie zaczęło gwałtownie spadać, szkolnictwo wróciło do przyzwoitego poziomu, etc. Nie to jest istotne, bo tu centralna jest kwestia długu. Dla przypomnienia- w 2005 spłacona całe zadłużenie w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Przedstawiciele tej organizacji zostali poinformowani, że ich doradztwo i pomoc gospodarcza nie jest już dłużej potrzebna. W tym samym roku porozumiano się z większością posiadaczy obligacji wyemitowanych w ramach Megacanje. Łącznie z kolejną rundą przystąpienia (w 2010) do restrukturyzacji objęło to 93% posiadaczy obligacji. Warunki, pomimo solidnej redukcji długu były dość korzystne- trzy rodzaje obligacji do wyboru, w tym z odsetkami zależnymi od wzrostu gospodarczego Argentyny- jak pokazała przyszłość, biorąc je w 2005, można było zarobić lepiej niż na oryginalnych.    

Tak czy inaczej, zostało tych 7% posiadaczy obligacji. Nie można ich było legalnie zmusić do restrukturyzacji, bo takiej klauzuli nie przewidywała emisja w ramach Megacanje. 

I tak dotarliśmy do posiadaczy tej resztówki, którzy w stosownym czasie wykupili obligi za drobną część nominalnej wartości (wtedy, kiedy nie były spłacane) i wybrali się do sądów w USA. Sądy nie działają najszybciej, ale w końcu wydają jakieś wyroki. W tym wypadku jakieś to jest właściwe słowo. Osławiony już sędzia Griesa z 2 okręgu Manhattanu wydał orzeczenie zasądzające natychmiastową spłatę całości nominału i odsetek dla posiadaczy niezrestrukturyzowanych obligacji, a dokładniej MLN Capital, który był powodem. Wobec, niespodziewanego i niezrozumiałego dla mnie odrzucenia kasacji przez Sąd Najwyższy USA (czyli odmową zajęcia się sprawą, jako nie budzącą wątpliwości prawnych), wyrok się w ostatni poniedziałek (23.06) uprawomocnił.

To było jeszcze proste....

Rząd Argentyny wysłał parę dolarów (coś z 500 mln) na spłatę kolejnej raty obligacji, która przypada 30 czerwca. W tym momencie, zgodnie z wyrokiem sądowym mogłoby nastąpić zajęcie tych pieniędzy i przekazanie ich sępim funduszom (znaczy MLN Capital), ale sędzia Griesa wydał zarządzenie nakazujące Bank of Mellon New York odesłanie z powrotem tych pieniędzy. Rząd Argentyny oczywiście natychmiast protestuje, twierdząc, że Griesa przekracza uprawnienia. Uzasadnia to dość prosto- sprawa starych obligacji to jedna sprawa, a po restrukturyzacji to zupełnie inna i nie było to przedmiotem procesu i wyroku, więc mieszanie się Griesy w  sprawę nowych obligacji jest przekraczaniem uprawnień. Krótko mówiąc- mógł te pieniądze zająć na rzecz wierzyciela, ale nie mógł nakazać dysponowania nimi w inny sposób. To oczywiście w rozsądnym systemie prawnym. W prawie w stylu USA wszystko jest możliwe i coś takiego także. 

Na razie to drobiazgi. MLN Capital, zgodnie ze zdrowymi zasadami sztuki, domagając się zapłaty od Republiki Argentyny jednocześnie kupił tzw. CDS-y, czyli ubezpieczenie od bankructwa Argentyny. W oczywisty sposób, albo dostaną kasę z wyroku, albo Argentyna zbankrutuje i otrzymają kasę z ubezpieczenia. Cóż, właściwie na to patrząc na razie nastąpiło trzecie rozwiązanie.  Republika nie zbankrutowała, bo spełniła całość swoich zobowiązań, a sępy nie dostały forsy. Dość zabawny przy tym  jest fakt, że wierzyciele na razie nie dostali pieniędzy (ale termin płatności przypada 30.06.) i prawdopodobnie ich nie dostaną teraz. Tylko wierzyciele powinni skarżyć ostatnie postanowienie Griesy- na zdrowy rozum niezgodne z prawem i zdrowym rozsądkiem.  Nic więc takiego dziwnego, że przynajmniej część wierzycieli ustami adwokata reprezentującego włoskich obligatariuszy wyraziła entuzjastyczne poparcie dla zmiany miejsca płatności z Nowego Jorku na Buenos Aires. 

Tu wypada przypomnieć czym jest bankructwo, przynajmniej w rozumieniu emitentów CDS. Jest to jednostronna zmiana warunków obligacji przez emitentów. Tak samo dotyczy to kwoty zobowiązania, oprocentowania, jak i miejsca płatności. Rząd Republiki raczej zaskoczył wszystkich zamiarem spłaty i nawet przesłaniem pieniędzy, które mogły i powinny być zajęte. Powinny w ramach powagi wyroków sądowych. Sędzia Griesa sam naruszył powagę swojego wyroku. Nie zajął pieniędzy, które są/były. To rodzi bardzo zabawne konsekwencje- formalnie bankructwa nie ma (jak na razie). Od finansowej strony bankructwa nie będzie, wierzyciele dostaną całość zobowiązania, co najwyżej zmieni się miejsce płatności. Oczywiście w tym przypadku sępy dostają całość z ubezpieczenia.

Bankructwa nie ma, ale sępy nie dostaną pieniędzy. Teoretycznie mogą pozywać emitentów CDS-ów. Praktycznie to kolejne kilkadziesiąt milionów na koszty procesu. Znacząco to obniża opłacalność inwestycji. Zobaczymy. 

Jeszcze jeden aspekt sprawy-rząd Argentyny robi co może przedstawiając sprawę na forach międzynarodowych jako wyzysk i nadużycie władzy. 

Razem z pomysłem przelania tych pieniędzy łączy się to w logiczną całość- maksymalizowania colateral damage, czyli po prostu założenia, że sępy jakąś kasę dostaną, ale wyrządzenia maksymalnej możliwej szkody dla tychże i im podobnych.  

Zasadniczo ten zarzut nadużycia władzy ma sens.Przynajmniej z punktu widzenia prawa kodeksowego/kontynentalnego (czyli opozycji wobec common law obowiązującego w UK i USA), sąd dokonał rozstrzygnięcia poza zakresem sprawy.  W zakresie działania common law- nie wiem, ale pomimo całej absurdalności regulacji anglosaskich nie wydaje mi się to aż tak ekstremalne.  Oczywiście, wiem, że system common law daje znaczny zakres władzy sędziom, wystarczający dla najdziwniejszych interpretacji prostych postanowień ustaw czy umów. 

Cóż- nawet jeśli orzeczenie jest całkowicie zgodne z porządkiem prawnym USA (a na to wygląda) jest tak absurdalnie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, że nie może się utrzymać jako część dorobku prawnego ludzkości. Tak, wiem, to brzmi strasznie szumnie i nadęcie, ale pewne zasady obowiązują niezmiennie nawet od czasów fenickich lub greckich (odpowiedzialność za straty ładunku w transporcie) oraz rzymskich (bardzo duża część prawa cywilnego), inne są stopniowo akumulowane przez dziesięciolecia.  Sędzia Griesa może stać się co najwyżej pośmiewiskiem przyszłych pokoleń prawników, ale na razie wypada jakoś rozwiązać ten dylemat, najlepiej jak najmniej niszcząc istniejący porządek prawny i finansowy. 

W tym zakresie zwyczajnie nie mam pojęcia co do dalszego rozwoju sytuacji. Wszystkie możliwości, z bankructwem Republiki na czele wydają się otwarte, choć jakiś kompromis zdaje się zbliżać do prawdopodobieństwa. 

A z powiązanych drobiazgów- w lipcu zaczyna się faza sądowa procesu przeciwko Domingo Caballo za emisję obligacji w ramach Megacanje. Zarzuty obejmują przekroczenie uprawnień urzędniczych. W skrócie- nie było właściwej reprezentacji Republiki Argentyny przy emisji obligacji, których dotyczą procesy w USA. Zabawne.

Dla polskich czytelników jeszcze zabawniejsza jest sama postać Caballo. Minister finansów za czasów Menema, odpowiedzialny za wprowadzenie sztywnego kursu peso do dolara. Jego głównym doradcą był Jeffrey Sachs, później znany z doradzania Leszkowi Balcerowiczowi. Wcześniej z opracowania planów reform gospodarczych Boliwii i Brazylii. Bez różnicy- wszystkie skończyły się tak samo- gwałtowną redukcją przemysłu i krajowej wytwórczości, koncentracją handlu, gigantycznym wzrostem importu przemysłowego oraz rozwojem produkcji i eksportu narkotyków (w Am Poł kokainy, w Polsce amfetaminy).

UWAGA- porównanie z sytuacją Polski może nie być do końca adekwatne, więcej o tym w komentarzach.

Obecnie sytuacja ma się tak, że rząd rozpoczął ofensywę dyplomatyczną i informacyjną wskazując na swoją rzetelność i wiarygodność i wypełnianie zobowiązań, a jako jedyny problem wskazuje działanie jednego szalonego  sędziego, którego nawet władze USA nie mogą powstrzymać, choć próbowały (tak, rząd federalny USA wstąpił do procesu po stronie Argentyny). Rządy średniej wielkości krajów dość chętnie poparły takie stanowisko- w końcu w każdej chwili mogą się znaleźć w podobnej sytuacji. Ale trochę lepsze jest to, że czytałem w BBC tekst pisany dokładnie taką optyką, a nawet częściowo to łyknął Bloomberg, choć Wall Street Journal ciągle twardo broni stanowiska sępów. 

Ale opinia świata ma pierwszorzędne znaczenie dla załatwiania własnych spraw. Przyznam, że na tym tle, gdzie w ciągu tygodnia argentyńska dyplomacja potrafi zmienić opinię światowych mediów, polska jeszcze bardziej wygląda jak ......  A dokładniej kraj i naród z przylepioną łatką antysemitów, której dyplomacja nie umie albo nie chce usunąć, minister spraw zagranicznych który po ogólnoświatowej sławie z knajackim językiem i  chlapaniem tymże jęzorem w przypadkowych miejscach o sprawach które powinny być dyskretne tydzień po publicznym wydaniu się takich spraw nadal piastuje stanowisko.
     
Pisząc to jeszcze nie znam dalszego rozwoju sytuacji, termin zapłaty raty obligacji jeszcze nie minął. Czytelnicy zapewne sami to sprawdzą...
P.S.
Jak parę rzeczy dobrze pójdzie, to istnieje realne prawdopodobieństwo, że nie będę mieć wolnej chwili na blogowanie w ciągu najbliższych tygodni. Choć zobaczymy, czasem można coś i gdzie w krótkiej wolnej chwili skrobnąć dla rozrywki. Stay tuned, choć nie obiecuję stałego nadawania...

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Powtarzasz jedno z powszechnych urojen o rzekomej likwidacji przemysłu w Polsce - PKB wytwarzany w polskim przemysle systematycznie rosl niemal od momentu upadku komuny, dolarach stalych:
https://www.google.co.uk/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_&ctype=l&strail=false&bcs=d&nselm=h&met_y=gdp_production_constant_2000_us&fdim_y=gdp_production_component:2&scale_y=lin&ind_y=false&rdim=region&idim=country:POL&ifdim=region&ind=false
w dolarach biezacych:
https://www.google.co.uk/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_&ctype=l&strail=false&bcs=d&nselm=h&met_y=gdp_production_current_us&fdim_y=gdp_production_component:2&scale_y=lin&ind_y=false&rdim=region&idim=country:POL&ifdim=region&ind=false

To powszechne urojenie wynika z faktu, ze choc przemysl w Polsce wytwarzal coraz wiecej, to zatrudnial coraz mniej ludzi:
https://www.google.co.uk/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_&ctype=l&strail=false&bcs=d&nselm=h&met_y=employment&fdim_y=gdp_production_component:2&scale_y=lin&ind_y=false&rdim=region&idim=country:POL&ifdim=region&ind=false

słynne Bastiat'owskie "co widac a czego nie widac". W koncu zwolnionych pracownikow widac, a tego, ze firma po ich zwolnieniu produkuje wiecej niz przed juz przeciez nie widac.

I na koniec ostatni wykres przezentujacy jak to "fatalnie" poszlo Polsce po upadku komuny:
https://www.google.co.uk/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_&ctype=l&strail=false&bcs=d&nselm=h&met_y=sl_gdp_pcap_em_kd&scale_y=lin&ind_y=false&rdim=region&idim=country:POL&ifdim=region&tdim=true&ind=false
Tragedia - prawda?

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonim
W różnych odmianach i wersjach sztywny kurs walutowy w Polsce obowiązywał od 1 stycznia 90 roku do końca 94. Na podanych przez ciebie wykresach prawie dokładnie to się zbiega ze spadkiem produkcji przemysłowej. Później sztywnego kursu, ani nawet korytarza jako takiego nigdy nie było. Co się nadal dokładnie pokrywa z rozwojem przemysłu.

Matusiak pisze...

Poki co USA sa hegemonem obecnej fazy globalizacji a Argentyna ofiara podłyhc neoliberalnych eksperymentow i drenazy , ktorych skutki bedzie jeszcze dlugo pokonywac. Ale nic nie trwa wiecznie i juz powoli nadciagaja czarne chmury nad Imperium USA.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Maczeta Ockhama pisze...

@Anonim
Sztywny, a dalej ustalany administracyjnie. Nie twierdze, że to szczególnie złe rozwiązanie, ale może prowadzić do długotrwałego zawyżenia wartości waluty, co IMO miało miejsce w PL w latach 90-94. Normalnym skutkiem długotrwale zawyżonego kursu walutowego jest deindustrializacja, która co najmniej przez lata 90-91 wyraźnie miała miejsce. A przez ten sam zawyżony kurs nie bardzo widać w dolarach spadku produkcji realnej- to jest problem w podanych przez ciebie danych. Jak drastycznie zaniżymy wartość dolara, a potem dokonujemy jego stopniowej aprecjacji, to nie widzimy jednoczesnego zmniejszania się produkcji, jeśli przyjmiemy dolara za wyznacznik.

Maczeta Ockhama pisze...

@anonim
W istocie powtarzałem "powszechną" wiedzę. Wzbudziłeś we mnie co najmniej istotne wątpliwości. Na razie nie mogę powiedzieć, że całkowicie przekonałeś, po prostu w wolniejszej chwili usiądę i wyrobię sobie własne zdanie, dzięki za poważną argumentację.

Anonimowy pisze...

@Maczeta

Szacun za otwartość na konkretne argumenty :)

Anonimowy pisze...

Moze to bedzie pomocne w wytabianiu sobie zdania.

http://pracownicy.uksw.edu.pl/mwolf/pw.pdf