Energiewende czyli rewolucja po niemiecku


To tekst bez przewidywania przyszłości (no, może trochę), zbyt dużego filozofowania i ideologii. Tym razem czysto edukacyjny. Widzę spora potrzebę wyjaśnienia czytelnikom zasad i działania obecnego niemieckiego programu przestawienia gospodarki na energię odnawialną, wiec to robię, a prawdopodobnie będzie to jeden z rozdziałów właśnie pisanej książki przeglądającej dostępne technologie i możliwości relatywnie szybkiej rezygnacji z paliw kopalnych. Bez nadmiernych szczegółów mogę powiedzieć, że posiadając jakiś zasób wiedzy o technologiach, schematach organizacyjnych ich kosztach i możliwościach, jestem znacznie większym optymistą niż dotychczas. A oto tekst. Pewnie jeszcze będzie podlegał późniejszej redakcji, może tytuły nazwy podrozdziałów się zmienią, itp. Wskazywanie niejasności mile widziane.   




Odrobina historii

Dawno temu, w odległej galaktyce, a dokładniej w latach 70-tych w Niemczech powstał ruch sprzeciwu wobec elektrowni atomowych. Pomińmy tu kwestię czy i w jakim stopniu był inspirowany/dofinansowywany przez wschodnie służby, nie to jest istotne. Moim zdaniem raczej był to pewien obywatelski protest przeciwko bezosobowej korporacji, budującej za państwowe (a więc podatników) dotacje elektrownię zatrudniająca garstkę osób i przynosząca tej korpo olbrzymie zyski, za to lokalna populacja pozostawała bez korzyści i z niewielkim, ale śmiertelnym ryzykiem.  Ci właśnie ludzie stali się pierwszym źródłem rewolucji.

Należy przypomnieć, że zarówno produkcja, jak też dystrybucja prądu w Niemczech jest zasadniczo prywatna i zdominowana przez kilka wielkich korporacji - jak widać sprzeciw wobec korporacyjnej organizacji świata tam też zaistniał.

Drugim źródłem rewolucji były pewne ilości maniaków, którzy właśnie w ramach tego sprzeciwu sami budowali niewielkie wiatraki energetyczne, aby produkować i żyć ze swojego prądu. Oczywiście gdzieś przy tym znaleźli się ludzie wrodzy paliwom kopalnym z powodów religijnych (drobna dygresja - szacunek dla środowiska bardzo łatwo znalazł później szerokie zrozumienie wśród kościołów, katolickiego nie wyłączając, i pod rządami Biskupa Rzymu pochodzącego z tychże Niemiec, Watykan stał się krajem o największej mocy zainstalowanej fotowoltaiki na mieszkańca).

Dalszym składnikiem tego bigosu był wyrastający w siłę i częściowo łączący się z tymi grupami ruch ekologiczny i jego polityczna emanacja czyli partia zielonych. W 1990 roku sytuacja wyglądała tak, że Partia Zielonych była w parlamencie, lecz przedstawiciele rządzącej CDU nie mieli w zwyczaju zauważać ich istnienia.  CDU jest  tradycyjnym przedstawicielstwem oligarchii przemysłowej, wobec czego wzajemna wrogość była w pełni zrozumiała. W tymże 1990 roku, w ramach jakiś dziwnych targów politycznych Zieloni dogadali się właśnie z CDU, aby przepchnąć ich projekt. CDU postawiło warunek, że to będzie oficjalnie ich projekt, bo nie chcą się publicznie przyznawać do rozmawiania z Zielonymi i tak powstała pierwsza ustawa o wsparciu dla energii odnawialnej.
CDU pewnie kalkulowało, że ciężki przemysł postawi trochę wiatraczków, ktoś tam zgarnie trochę kasy, idea się skompromituje i sprawa przyschnie. Cóż. Ustawa była na tyle rozsądnie zrobiona, że nie przyschło.


Ideologia

Ideologiczna motywacją tej proekologicznej mieszaniny i ich celami było:

1. Rezygnacja z energii atomowej i ryzyka z tym związanego, w tym broni nuklearnej i odpadów, aby chronić ziemię dla przyszłych pokoleń.

2. Trzymając się punktu pierwszego odchodzić od paliw kopalnych, także zapobiegając  zmianom klimatu i wyczerpywaniu się tych paliw dopóki nie jesteśmy przygotowani do zmiany.

3. Zwiększanie zasięgu i rynkowej penetracji energii odnawialnej i budowa społeczeństwa, które może przetrwać bez atomu i paliw kopalnych.  W pierwszej kolejności przez rozwój technologiczny, dopóki te środki i paliwa kopalne jeszcze mamy.

Potem doszedł jeszcze jeden praktyczny cel, który z powyższych wynikał. Okazało się, że wielkie firmy energetyczne, także paliwowe i samochodowe oraz koncerny medialne są gigantycznymi hamulcowymi i wszystkimi metodami - lobbingiem, propagandą oraz manipulacjami rynkiem starają się utrzymać swoją dominację, poprzez nie dopuszczenie do wejścia małych podmiotów na rynek  energii.
 Bez trudu można w wielkonakładowej prasie znaleźć piękne historyjki, jak to cała energetyka odnawialna jest bezsensownym drenażem środków, powoduje wszelkiego rodzaju problemy i też niszczy środowisko, a w ogóle to zajmują się tym sami oszuści. Nawet pięknie napisane, ale w lwiej swej części zmyślone historie, mające wyłącznie na celu zniechęcanie do energetyki odnawialnej.  

Z tego wszystkiego i ogólnie rebelianckiego nastroju środowiska zielonych lat 70-tych i 80-tych zrodziła się


Niemiecka Rewolucja Energetyczna

Czyli ruch w sporej części obywatelski i antykorporacyjny, mający doprowadzić do władzy obywateli i wspólnot lokalnych nad wytwarzaniem i przesyłaniem energii.

Wracając do konkretów- najważniejsze postanowienia ustawy o energii odnawialnej to:
 
1. Obowiązek przyjęcia prądu z OZE przez sieć. Bez żadnych ale.

2. Gwarantowana cena za oddany do sieci prąd, liczona dla szacunkowej rentowności inwestycji 6-10%. Cena ta pozostaje stała przez określony czas, od 10 do 20 lat.

3. Ta gwarantowana cena prądu się z każdym rokiem obniża (znaczy dla każdoroczno nowych instalacji), aby wymusić postęp organizacyjny i technologiczny.

3. Brak limitów, licencji i zezwoleń na produkcję prądu z OZE.

4. Założenie funduszu, który będzie finansował energetykę odnawialną przez zakup prądu po gwarantowanych cenach i jego sprzedaż na rynku, a różnica będzie pokrywana przez specjalny podatek ekologiczny dokładany do zakupu każdej kWh z sieci. Firmy szczególnie zależne od cen prądu i duzi eksporterzy są z tego podatku zwolnieni.
To właściwie tyle.

Najpierw różni maniacy oraz dziwne typy od kręcenia lodów nastawiały trochę wiatraków, kupowanych głównie z Danii, bo tamci zaczęli wcześniej i już jakieś doświadczenia i technologię mieli, później zaczął to być w miarę uznany biznes, ale stawianie wiatraków spotykało się w latach 90-tych z coraz większym oporem społecznym.


Nowa nadzieja

Rozwiązanie, dzięki pewnej determinacji rewolucjonistów się znalazło i kolejne lata pokazały, że to właśnie jest klucz do sukcesu. Własność lokalnej wspólnoty. Zaczęły powstawać lokalne spółki, z udziałami dystrybuowanymi wśród lokalnych mieszkańców. Nagle widok wiatraków przestał komukolwiek w okolicy przeszkadzać....  A nawet stał się powodem do dumy, bo to było ich, wioski, małego miasteczka przedsięwzięcie. To był etap mniej więcej od połowy lat 90 do połowy 2000.

W połowie pierwszego dziesięciolecia obecnego stulecia stało się już dla wszystkich w miarę jasne, że społeczeństwo zaakceptowało energie odnawialną, widzi jej zalety i naciska na polityków, aby iść dalej.

W 2004 roku po raz kolejny znowelizowano tę ustawę (jak co 2-3 lata). Ta nowela była przełomowa, bo do schematu feed-in-tariff wprowadzono fotowoltaikę. Ówcześnie obłędnie drogą technologię, o której nikt inny na serio nie myślał jako poważnej części energetyki. Dość powiedzieć, że cena sprzedaży kWh ustalona została na 0,51 E, czyli kilkunastokrotnie więcej niż średnia cena hurtowa prądu.

Zgodnie z założeniami programu, stopniowo powstał masowy rynek, większe doświadczenie i konkurencja, wreszcie umasowienie produkcji na wszystkich etapach i ceny instalacji powoli spadały, a w 2009 gwałtownie i dalej stają się coraz niższe, a cena zakupu w ramach programu spadła do 0,09 - 0,14 E (w zależności od typu i wielkości instalacji). Cena jest gwarantowana na 20 lat, czyli ci, którzy włączyli swoja instalację w 2004, do 2024 będą dostawać 0,51 za kWh.  Kolejna istotna rewizja w 2009 r. drastycznie obniżyła cenę prądu dla PV, bo przez kilka tygodni, pomiędzy gwałtownym spadkiem cen instalacji a tą właśnie nowelizacją, realne stopy zwrotu mogły sięgać 50%.

Te kilka tygodni to był prawdziwy start i zapał Niemców do fotowoltaiki, ale też potężna wyrwa w bilansie zielonego funduszu. W międzyczasie wprowadzano też ustaloną cenę na zakup prądu z innych źródeł: geotermalnych, małej energetyki wodnej, utylizacji biomasy, itp. Wszystko w takim właśnie schemacie, ustalenie ceny, przy której raczkująca technologia jest opłacalna i stopniowe jej obniżanie.


Powrót Jedi

Obecnie każdy rachunek za prąd (oprócz tych skierowanych  do ok. 2000 strategicznych przedsiębiorstw: szczególnie energochłonnych, ważnych eksporterów, transportu elektrycznego, itp.) jest obciążony zielonym podatkiem, obecnie w wysokości ponad 0,06 E od kWh.
Teoretycznie to jest dość dużo, ale w praktyce rachunek za prąd w Niemczech jest tylko o połowę wyższy niż w Polsce, a kto musi konkurować ceną prądu, ten go nie płaci.
Dla przykładu - w grudniu 2013 upadła w Holandii huta aluminium, bo nie znaleźli finansowania na pociągnięcie 20 km linii energetycznej przez granicę aby kupować prąd bezpośrednio z niemieckiej sieci, przy holenderskich cenach nie mogli konkurować na światowym rynku, przy niemieckich bez problemów.
To była anegdota,  tu jest lista:

1. Cały przemysł energii odnawialnej to jest obecnie w Niemczech 40 mld euro rocznie i zatrudnienie rzędu 400 tys osób. To nie są żarty. Za to zabawne porównanie – Gazprom, ma podobne przychody z eksportu i zatrudnia podobną ilość pracowników.

2. OZE wykorzystuje, oczywiście, krajowe zasoby energii, za import wiatru ani światła słonecznego nikt nie musi płacić, w zupełnym przeciwieństwie do importu gazu, węgla kamiennego i ropy. Cała produkcja prądu ze źródeł odnawialnych zmniejsza uzależnienie od importu i poprawia bilans handlowy.

3. Jakość prądu i bezpieczeństwo sieci uległo ewidentnej poprawie, przez większa dywersyfikację źródeł. Czasy niestabilności sieci wywoływanej przez wiatr (co miało miejsce) należą już raczej do przeszłości.

4. To co w anegdocie. Hurtowe ceny prądu są na historycznych minimach, na czym korzysta przemysł.  Cóż - powiem, że dla całego świata będzie lepiej, jeśli aluminium będzie wytwarzane z prądu z niemieckich wiatraków niż z kopcących chińskich, polskich czy amerykańskich elektrowni.

5. Wymuszona przez konstrukcję cenową innowacyjność ciągnie całą gospodarkę, a w załamaniu 2009 zadziałało jak świetny bufor, ponieważ spadek cen stali pozwolił na obniżenie cen wiatraków i boom na rynku (w wypadku cen krzemu odpowiednio ruszyła fotowoltaika).

6. Ostateczna rezygnacja z energii atomowej w 2022 sprawi, że Niemcy nie będą żyli w zagrożeniu katastrofy nuklearnej (przynajmniej swoich elektrowni, blisko za granicami jeszcze parę ich mają), oraz nie będą dodawać tego ryzyka dla ludzkości.

To jest właśnie kawałek historii rewolucji. W dużej części obywatelskiej i już widać, że zwycięskiej. Rewolucji toczonej częściej przeciwko władzom, niż we współpracy. Wrażenie często jest przeciwne - ta szalona energetyka odnawialna, która jest kolejnym spiskiem niemieckich koncernów mających w kieszeni niemiecki rząd. Jak teza o posiadaniu w kieszeni może być w pewnej części prawdziwa, tak ta o związkach wielkich koncernów z OZE prawdziwa nie jest. No chyba jako artykuły w kupionej lub zaprzyjaźnionej prasie, jakie to OZE jest bez sensu.



  Na obrazku widać skalę: fotowoltaika z 36,5 GW jest największym pojedynczym zainstalowanym źródłem mocy w Niemczech, drugi jest wiatr. Infrastruktura przesyłowa została przebudowana w celu zasilania sieci z rozproszonych źródeł (przy okazji - chciałem zauważyć że świetnie to zabezpiecza sieć w wypadku wojny i przed terroryzmem).


Mroczne widmo

Wielka energetyka najszczerzej ignoruje obywateli jeśli chodzi o wyprzedzająca rozbudowę sieci dla dopiero mających powstać OZE - znaczy, do czego są zmuszeni ustawowo to robią, co powinni robić aby przekształcać energetycznie kraj - zasadniczo mają kompletnie gdzieś.

Tak samo politycy są zdecydowanie bardziej hamulcowymi, na czele z rządem Angeli Merkel (a za jej kadencji się w końcu dokonała się największa zmiana). Najpierw próbowała przedłużyć istnienie niemieckiej energetyki atomowej, po Fukushimie zaraz zmieniła zdanie, bo spokojni zazwyczaj obywatele by jej cały ten atom wybili z głowy. Następnie wprowadzono limit, powyżej którego wsparcie dla fotowoltaiki się skończy (52 GW, czyli za 2-4 lata), prawie kompletny brak politycznego wsparcia dla rozbudowy połączeń północ - południe, a w zeszłym miesiącu premier Bawarii, do niedawna minister w jej rządzie stwierdził, że Bawaria jest przeciwko  budowie tego połączenia.

Z drugiej strony - koncerny przegrywają z obywatelami. Rozwiązaniem problemu sieci, według mieszkańców Hamburga jest komunalizacja tej sieci, czyli wywłaszczenie Watenfall, w tym wypadku. Inna sprawa, że zaraz po referendum firma się sama zgodziła tą sieć sprzedać miastu.

Obrazek powyżej pokazuje, jak gigantyczne to były inwestycje. Powiedzmy średnio 3,5 E za wat mocy fotowoltaicznej i 2 za wiatrową. Daje to kwotę tego samego rzędu wielkości, co całe PKB Niemiec. Zainwestowane w lwiej swej części w ciągu ostatnich 5 lat.

Widać jaka to jest skala. Przypuszczam, że w ten sposób finansowany  jest największy infrastrukturalny projekt naszej planety. Niewidoczny, bo robiony w ramach państwa, ale w większości przez małe firmy dostarczające i instalujące sprzęt, gminy, małe lokalne spółki i spółdzielnie oraz pojedynczych obywateli, którzy też to w większej części finansują i też od razu widzą korzyści.  A koszty - tak naprawdę ten właśnie zielony podatek, który będzie płacony pewnie jeszcze z 30 lat, choć pewnie niedługo przestanie rosnąć.

Powiedzmy sobie szczerze - nie są to żadne wielkie pieniądze. Rachunek za prąd nie jest jakąś szczególnie wielką pozycją w budżecie przeciętnego gospodarstwa domowego. Jest, może boleć, ale procentowo chyba nigdzie nie jest bardzo istotny.  I co więcej - są opłaty za utrzymanie sieci, dystrybucję, itd., czasem nawet sam koszt prądu jest najmniejszy. I tylko tą ostatnią pozycję zwiększamy o 50%. A drugim ważnym źródłem jest drastyczne zmniejszenie zysków właścicieli tradycyjnych elektrowni i sieci.
Po prostu - te same zagregowane  wydatki na prąd szły w mniejszym stopniu do akcjonariuszy wielkich koncernów, a w większym na inwestycje i niewielkie zyski właścicieli energetyki odnawialnej. Dokładnie - wyrównanie i demokratyzacja gospodarki, zabranie bogatym, danie klasie średniej i wszystkie inne postulaty rewolucji tu się dokonały i dalej dokonują. Psy łańcuchowe oligarchów, czyli wielkie media ujadają, a karawana idzie dalej. Współwłaściciel elektrowni gazowej płacze, że nie stać go na nowego odrzutowca, a stary ma już 5 lat. Tymczasem doktor Schmidt za 3 tys euro, które dostał za sprzedaż prądu ze swojego dachu kupuje udziały gminnej spółki wiatrowej.


Atak klonów

Żeby nie było - tekst może wyglądać jak pisany z niemieckiego punktu widzenia, i nic dziwnego, bo takim raczej jest. Korzystając z niemieckich materiałów siłą rzeczy musiałem patrzeć z tego punktu widzenia. Ale dla Polski z tego wszystkiego wynika jak najbardziej pozytywny plan. Moim zdaniem należy z jedną poprawką kopiować niemiecka drogę do niezależności energetycznej (choć ich tylko w zakresie elektryczności, do innych form energii są lepsze przykłady). Ta jedna poprawka to nie inwestowanie w eksperymentalne i bardzo drogie źródła elektryczności. Cofając się do roku 2004 fotowoltaiki w Polsce nie należałoby dotykać. Ale Niemcy byli na tyle uprzejmi, że za to płacą, a reszta świata ma dostęp do już taniej energii i wzorców organizacyjnych.

Wspomniana poprawka ma polegać właśnie na skupieniu się na technologiach opanowanych i relatywnie tanich. Wiatr, słońce, wysokotemperaturowa geotermia, małe hydro. Ściągać jak najwięcej technologii do kraju i ruszać.  Czyli kopia niemieckich regulacji w wersji dla biednych. To dokładnie zrobiła Ukraina w 2008 i piąta  największa  na świecie elektrownia słoneczna jest na Krymie (OK- dzisiejsza Ukraina pewnie z tego nie skorzysta...), a samych instalacji PV i wiatrowych jest, jak na tak biedny kraj, całkiem sporo.

Polsce będzie pod każdym względem łatwiej i jestem zupełnie pewien, że należy to robić. A produkcję prądu z niskotemperaturowej geotermii, fal morskich, itp. na razie zostawmy Niemcom. Ich stać. Za to w wypadku Polski uniezależnianie się od paliw kopalnych, zwłaszcza gazu, ale ropy też jest absolutną racją stanu. To zresztą pewnie lepiej rozumieją zwykli ludzie i lokalne władze niż obecny rząd (a tym bardziej prezydent....), co tak naprawdę jest świetną informacją. Właśnie należy postępować dokładnie po niemiecku. Blokować pomysły dziwnych inwestorów (do tego nie trzeba nikogo zachęcać.....), ale budować lokalną energetykę. Są w Polsce gdzieniegdzie gminy, które mają pieniądze, są środki europejskie (powinny na to być wydawanie, a nie na jakieś aquaparki), są  wójtowie i burmistrzowie, którzy mogliby przekonać lokalnych przedsiębiorców i ludzi do takiego pomysłu.
To będzie dla wszystkich znacznie lepsze.

33 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pytanie do Autora komentarza:
czy chciałby Pan mieszkać w "cieniu skrzydeł wiatraka" przysłaniającego światło słoneczne z częstotliwością kilkunastu obrotów/min razy trzy skrzydła, oraz być wystawiony na wpływ infradźwięków z tejże maszyny?

Maczeta Ockhama pisze...

Niespecjalnie widzę związek ze wpisem- może oprócz wskazanego przeze mnie w podrozdziale Mroczne Widmo wpływu wielkich mediów. W normalnych warunkach nei spotyka się wiatraków na tyle blisko zabudowań, zwłaszcza mieszkalnych aby rzucały cień na budynki, więc nie mogę powiedzieć jak bym się czuł. Ale mogę potwierdzić, że mieszkałem bardzo blisko, jakieś 300 m od farmy kilkunastu wiatraków (już teraz się nie buduje tak blisko...) Musze przyznać, że bardziej mnie irytował zwykły wiatr, którego było tam sporo, niż jakiś wpływ wiatraków, bo o nim nic nie wiem i nic nie odczuwałem.

Anonimowy pisze...

Chyba w cieniu skrzydeł Niemiec (EU=DE), Maczeta ma myśli proniemieckie i anty rosyjskie. Myślę że za dużo tu osób uwierzyła w tępe słowa że "wszyscy zostaną braćmi", tak czy owak Niemcy nieźle współpracując z Rosją. My prawdopodobnie jesteśmy skończeni, i nie ma się co rajcować wynalazkami wroga, jak to robi Maczeta.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Anonim
Nie jestem pewien cy doczytałeś/aś do końca. W ostatnim podrozdziale są rozwiązania dla Polski. W wypadku fotowoltaiki i małego hydro nie potrzeba żadnym Niemcom niczego dawać, płacić ani współpracować. Przy energii wiatrowej to inna sprawa, bo ich technologia jest najlepsza, można trochę gorsze kupić od Chińczyków, czy byle jakie z USA. Albo produkować własne, choć lepiej kupować licencje niż próbować nadganiać od zera 25 lat rozwoju technologii. Kluczem jest kopiowanie schematu organizacyjnego, za co nikt nie chce żadnych pieniędzy ani wpływów. A antyrosyjski dziś jest chyba każdy przyzwoity człowiek, a Polak tym bardziej.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Maczeta Ockhama pisze...

Trzy komentrze wyleciały. Anonim raczył bawić sie w argunety ad personam, które mnie specjalnie nie obchodza, ale psują dyskusję. Po bardzo uprzejmej odpowiedzi kol. Futrzak o jakąkolwiek argumentację, poleciał zestaw bluzgów, także pod adresem kol. Futrzak. Tego anonima uprzejmie proszę o stonowanie wypowiedzi kulture w dyskusji lub zaprzestanei uczestniczenia w niej. Choć właściwie już ja zakończyłem uczestnictwo tego anonima...

Anonimowy pisze...

"Ustawa była na tyle rozsądnie zrobiona, że nie przyschło."
Hehe :D
Cholerni Niemcy. Nawet jak próbują coś popsuć to i tak im wychodzi dobrze :D
PiotrK.

Anonimowy pisze...

Co z równoważeniem dobowym bilansu energetycznego?
Jak sobie radzą Niemcy z tą kwestią przy takich mocach zależnych od pory dnia/ pogody?
Autor bloga z uwagi na ilość przekopanego materiału musiał wpaść na ślady tego zjawiska. Czy mógłby się podzielić informacjami lub źródłami (w angielskim) na ten temat?

Piotr38

Maczeta Ockhama pisze...

@PiotrK
Problem jest znacznie mniejszy a rozwiązanie znacznie prostsze niż się wszystkim wydawało. Po prostu dotychczasowe sposoby działaja. Tak czy inaczej dostosowywanie produkcji do popytu istnie zawsze. Tu mamy tylko jedną zmienną więcej. Czyli jakąś ilość priorytetoweego prądu z OZE, i trzeba zmniejszać produkcję z pozostałych, normalnej kolejności, pierwszy wyłączany gaz, ostatni atom. Spójrz na strony 59 i 60 podlinkowanego w poprzednim wpisie raportu i na noc z 15/16.01.14 i na cały weekend 14-16.02.14 Właśnie wtedy skręcono moc wszystkiego włącznie z niewielkim atomowych. A za grzebanie przy mocy atomówek to generalnie zły pomysł, stąd obserwacja, że nie są kompatybilne z OZE. Jak też widać, ggaz i węgiel są wazne i używane, ale też muszą mieć regulację i jest ona często wykorzystywana. A druga rzecz- ta zmienność jest, ale w ostateczności można nie przyjmować prądu z OZE. W niemieckich regulacjach to kompletna ostateczność, ale jest możliwość. Albo w większym stopniu sterować popytem, co zresztą same firmy robią. Te przykladowe huty aluminium zmieniają tryb pracy z typowo nocnego, jak w klasycznym układzie do zależnego od prognoz produkcji z OZE. I działa. A prognozy na 24 h są wystarczająco dobre do przygotowania i dyspozycji mocy i odbiorców i pozostałch elektrowni.

Anonimowy pisze...

@Piotr38:

Odpowiedzią na Twoje pytanie jest:
http://de.wikipedia.org/wiki/Regelbarer_Ortsnetztransformator

Pracuję w firmie (reinhausen.com) gdzie właśnie rozwiązanie dla tych problemów zostało rozwinięte:

http://www.reinhausen.com/en/desktopdefault.aspx/tabid-1513/1832_read-4648/

A tu specyfikacja do takiego małego transformatorka:
http://www.reinhausen.com/en/XparoDownload.ashx?raid=73684

Odnośnie artykułu Maczety, to z mojej perspektywy 10ciu lat w Niemczech (2 lata studiów i 8 lat w branży energetycznej ABB i MR)
mogę stwierdzić, że jest niewiele punktów z którymi mógłbym się nie zgodzić. Może to poparcie społeczne nie jest aż tak duże, jak z artykułu wynika (popierają Ci co mają kasę na inwestycje - czyli klasa średnia).

Generalnie jednak jest tak, że w Niemczech szuka się rozwiązań technologicznych które pozwolą zarobić. I co tu dużo mówić, wychodzi to dosyć dobrze.

Natomiast jak dotąd w Polsce spotykałem się przeważnie z wypowiedziami kolegów inżynierów, którzy przeczytali jedną czy inną negatywną książkę o problemach z np. energetyką wiatrową i wieszczyli temu segmentowi niepowodzenie,

Wniosek: zmienić myślenie i szukać sposobu aby samemu być w awangardzie!

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonim
Tekst miał przede wszystkim przedstawienie zasad działania tego wszystkiego, więc kwestię nastawienia społeczeństwa akurat przedstawiałem bez szukania szczegółowych badań, wiadomo, że popiera to naprawdę wyraźna większość społeczeństwa, wiadomo, że część tradycyjnej oligarchii przemysłowej traci, a dużo zyskują małe i średnie firmy przemysłowe. Najbiedniejsi dostają tylko wyższe rachunki za prąd i to jest problem, gdyby chcieć dokładnie kopiować ten model w Polsce. Oczywiście poglądy i własne interesy nie zawsze się pokrywają, itp. Tak czy inaczej miło mi, że ktoś ze środka tej branzy
docenił tekst.

JKM pisze...

@Maczeta
Zrób do tego jeszcze analizę finansową itd. firm zajmujących się produkcją paneli oraz sprzedających prąd z tych paneli.

Kilka dni temu największy producent paneli Suntech ogłosił bankructwo poprzedzone głośnym skandalem.

Przykład działania OZE:
http://en.wikipedia.org/wiki/T%C3%BBranor_PlanetSolar

działać działa, kwestie ekonomiczności tego wynalazku zostawiam do indywidualnego rozpatrzenia.

Sam lubię takie wynalazki i gdy będę miał odpowiednie warunki mieszkalne to napewno postawię sobie wiatraczek czy panele oczywiście zrobione domowym sposobem tak samo jak zrobiłem kolumnę rektyfikacyjną.

Jednak żeby przestawiać całą gospodarkę do produkcji paneli i wiatraków? Jak sam zauważyłeś w tej dziedzinie trwa ogormny rozwój technologiczny i to co było 10 lat temu jest już przestarzałe. Energia z konwencjonalnych źródeł jest jeszcze tania więc chyba lepiej jest poczekać jeszcze i mieć nowszą technologię. Tym bardziej, że większość Polaków jest jeszcze na poziomie samochodu, telefonu komórkowego.

Zawsze mówiłem, że nie ma żadnych wątpliwości iż OZE to przyszłość, ale za ile to nastąpi za 50 100 czy 200 lat?

JKM pisze...

A i jeszcze jedno, gdybym był Niemcem i na koncie w banku miał kilkaset euro to takich paneli nastawiałbym masę z prostego rachunku ekonomicznego. Oprocentowanie w banku obecnie wynosi ze 2% ale od tego trzeba odjąć inflację. Tymczasem zwrot z paneli nie wiem ile wynosi dokładnie ale przyjmijmy że 3-5% rocznie do tego rząd bierze część kosztów na siebie. To jest coś takiego jak z kupnem ziemi rolnej, dostajesz dopłaty, bierzesz czynsz od rolnika, a dodatkowo ziemia nie traci na skutek inflacji.

Jeśli rząd miał na coś przejebać kasę to też wolałbym, żeby te 10mld zamiast na stadiony i orliki wydał na dopłaty do paneli, to chyba oczywiste.

Maczeta Ockhama pisze...

@JKM
Gdybyś przeczytał wpis to znałbyś odpowiedź na większość swoich wątpliwości. W szczególności na pytanie o stopę zwrotu. Poza tym przypominam, że tym razem nie filozofuje i wskazuje żadnych trendów, a zwyczajnie opisałem historię i stan teraźniejszy.
Tak przy okazji to skojarzyła mi się reklama Mastercard, z serii co można kupić a co jest bezcenne. W tym wypadku Niemcy kupili (a raczej sami stworzyli) OZE na przemysłowa skalę, a w bonusie bezcenne maja mocno zmniejszoną zależność od rosyjskich surowców. W czasie obecnego kryzysu- bezcenne. Stać ich, to kupili, teraz jeszcze za to do Moskwy rachunek wyślą. W tym świetle zwalczanie OZE przez koliberałów, neoliberałów i całą resztę wygląda dokładnie tak samo jak rozmywanie sprawy Krymu w polskiej opinii publicznej- jak głupota lub sabotaż. Tak się składa, że Korwin robi obie te rzeczy. Stąd moja, obecnie już spora, niechęć do tej persony i jej propagandy.
Ale nie przejmuj się, ja zanim wystarczająco dużo przeczytałem ze zrozumieniem, zobaczyłem kawek świata, poznałem ciekawych ludzi to przedtem też byłem korwinistą.

JKM pisze...

@Maczeta
Brak zgody na dopłacanie z pieniędzy podatników to twoim zdaniem zwalczanie OZE? Poglądy JKM do moich w niektórych kwestiach można by nazwać socjalistycznymi. Na Korwina nie głosuję bo wybory to głupota, a swoich poglądów już raczej nie zmienię. Dostałem w życiu mocno po dupie, na skutek czego zmieniłem cały swój system wartości i poglądy na wiele kwestii np. całkowicie odrzuciłem katolicyzm, ale poglądy na tematy gospodarki i ekonomii pozostały bez zmian.



Z ostatniej chwili. Na pokładzie lotu 370 było ok. 4 tony złota zapewne chińskiego. Stawiam tezę, że piloci przynajmniej ten bardziej kumaty co to był specjalistą od elektroniki Boeinga 777 i miał w domu symulator lotów dostał polecenie od tajnych służb malezji ukradzenie tego złota. Dwóch Irańczyków ze skradzionymi paszportami miało robić za porywaczy aby uwiarygodnić przed pasażerami zmianę trasy lotu. Samolot miał wylądować na jakiejś małej wysepce, ale że leciał nisko żeby nie wykryły go radary i dwa że było ciemno nie odnalazł wysepki. Paliwo się skończyło i musiał wodować na środku oceanu.

Maczeta Ockhama pisze...

@JKM
Naprawdę szkoda, że nie czytałeś tego wpisu. Ja uważam, że jest świetny, a nawet był komentarz, że też rzetelny. Tam jest wspomniane, kilkukrotnie, że żadnych dotacji państwowych do OZE w Niemczech nie ma. A wręcz przeciwnie, bo nawet ze zwolnieniami podatkowymi od inwestycji w rozwój technologii jest posucha. Ale są świetne ramy prawne, które opisałem. A co do JKM weź sobie tak z 10 jego przypadkowych twierdzeń o świecie i historii i spróbuj je zweryfikować. Zdziwisz się wynikiem ;)

Maczeta Ockhama pisze...

A co do samolotu- nie wiem tak bardzo, że się nawet nie wypowiem Ale jest jasnym, że jeśli został porwany, to musieli być to fachowcy aby wyłączyć radio i transponder bez alarmu, albo pilot/piloci. Na razie wcale nie jest pewne czy zmieniał kurs, choć prawdopodobne. Zobaczymy.

Anonimowy pisze...

Świetny wpis!
Chętnie zapoznam się z książką, jak będzie.
"Gwarantowana cena za oddany do sieci prąd, liczona dla szacunkowej rentowności inwestycji 6-10%. Cena ta pozostaje stała przez określony czas, od 10 do 20 lat. "
Tego nie rozumiem, 6-10% czego? Pewnie nie ceny prądu, bo było by bez sensu...całej inwestycji?
Poza tym z narracji wychodzi Ci, że Merkel - jak Wałęsa - jest za, a nawet przeciw, niby CDU hamulec, a wszystko za ich rządów.
Nowa technologia nie raz wkurza potentatów starej - wynalazek druku wkurzał przepisywaczy (całkiem dochodowe zajęcie studentów w XV w.), obecnie ksera tracą na znaczeniu na rzecz komputera, księgarnie drżą od ebooków - moim zdaniem to nie zawsze "zły duży" odpada na korzyść "dobrego małego" - świetny przykład to taki Amazon - oparta na nowych technologiach wielka firma wycina w pień małych księgarzy. Markety i spożywczaki - coś podobnego. Jestem też w stanie wyobrazić sobie scentralizowane OZE trzymane przez oligarchów - wystarczy zacząć inaczej. Po prostu Niemcy postawiły na lokalność - i fajnie, ale to nie znaczy, że musi tak się wszędzie stać.
Inna rzecz, że niezależność lepsza - z oligarchami na tym upasionymi czy bez ;)
A propos oddolności - nie rozumiem tego braku połączenia południa z północą - sądzę, że coś takiego jest, linie przecież, ale nawet jeśli nie ma - system jest oddolny, więc po co nacisk na wielkie połączenia.
Co by się przydało - choć zajęło by Ci pewnie czas - spojrzenie, przynajmniej w zarysie, jak wygląda OZE w innych krajach, nie tylko UE. Powiem tak - Niemców jest znowu za co podziwiać, co do Polski jestem sceptyczny. Będzie na stadiony, ale na OZE? (Aaa, Niemcy też za dużo wydają - jak cały Zachód - na inne głupoty, zamiast nowego podatku, wystarczyłoby pewnie pociąć po głupotach typu sport itd. No ale kto się waży ;) ) Ew. zrobią w końcu w Polszy jakiś nowy przyszłościowy hiperekstrapodatek na OZE "bo na Zachodzie jest", który i tak w krytycznym momencie rzucą w gardziel ZUSu czy dadzą na sport ;)Problem Polski wcale nie polega na tym, że rząd nie ma pieniędzy, bo podatki są i to spore, tylko że te pieniądze są wyrzucane gdzie indziej - dotyczy to zresztą sporej części świata. Dlatego rozumiem liberałów i sam mam ciągoty liberalne nadal - tu nie chodzi o wybór "rząd weźmie i zrobi dobrze" lub "ja zmarnuję", tylko "rząd zmarnuje" i "ja zmarnuję mniej". Przynajmniej na razie, bo przy poważnej cnocie obywateli można by myśleć o innym układzie.

K.

Anonimowy pisze...

"Problem Polski wcale nie polega na tym, że rząd nie ma pieniędzy, bo podatki są i to spore, tylko że te pieniądze są wyrzucane gdzie indziej - dotyczy to zresztą sporej części świata. Dlatego rozumiem liberałów i sam mam ciągoty liberalne nadal"

No to sie zgadza. Rzad, podobnie jak zarzad firmy, moze byc dobry albo zly - moze firma sie rozrastac i rozwijac, a mozna wszystko zaprzepascic.

Jednak neoliberalizm nie jest rozwiazaniem, bo preferuje mocne uprzywilejowanie malej grupki kosztem calego spoleczenstwa. Zeby panstwo sprawnie funkcjonowalo, musza byc dobrze zorganizowane dziedziny, ktore tak naprawde z punktu widzenia oligarchow sa "nieoplacalne", jednak maja kluczowe znaczenie dla funkcjonowania panstwa jako calosci i spoleczenstwa.
Dobrze zorganizowane i rozwijajace sie panstwo to takie, w ktorym rząd podlega kontroli spolecznej oraz dziala na rzecz obywateli. Szkoda, ze to tak trudno osiagnac...

PawelW pisze...

@Anonimowy:
Pytasz jak ponizej:
(...) A propos oddolności - nie rozumiem tego braku połączenia południa z północą - sądzę, że coś takiego jest, linie przecież, ale nawet jeśli nie ma - system jest oddolny, więc po co nacisk na wielkie połączenia. (...)

Chodzi o to ze w Niemcy maja potezne farmy wiatrowe na morzu polnocnym. A najwieksza konsumpcja pradu jest na poludniu Niemiec w zaglebiu przemyslowym.
Zeby to tam przetransportowac potrzeba specjalnych lini przesylowach aby uniknac strat.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Linia_wysokiego_napi%C4%99cia_pr%C4%85du_sta%C5%82ego
Oczywiscie ze jest problem ze znalezieniem odpowiedniej trasy na takie specjalne linie przesylowe w kraju tak gesto zaludnionym jak Niemcy.
Dodatkowymi problemami sa:
- przetworzenie pradu zmiennego na staly na morzu
- Transport tego do ladu
- Transport dalej na poludnie niemiec
Generalnie spore wyzwanie technologiczne... ale jest robione.

Maczeta Ockhama pisze...

@K
Dzięki za komentarz, właśnie takich mi najbardziej brakuje, bo pokazują w którym miejscu nie wyrażałem się wystarczająco jasno.
1. 6-10% to rentowność inwestycji. Cena zakupu prądu z OZE jest kalkulowana w taki sposób, aby inwestor właśnie tyle zarabiał. Teoretycznie ok 6, praktycznie ceny instalacji spadają szybciej niż są obniżane ceny prądu.
2. To już jest zbyt poważny przemysł, żeby nawet premier mógł go tak sobie rozmontować jak w jakimś kolonialnym kraiku. Gdyby Merkel chciała wprost niszczyć OZE to byłaby jej ostatnia kadencja, a może ostatni tydzień władzy. Zaledwie nie popiera korzystnych dla OZE reform, a w sytuacjach do rozstrzygnięcia za wsze idzie po linii oligarchii energetycznej, jak np. w sprawie atomu (w 2010 zamroziła program rezygnacji z atomu, po Fukushimie musiała go szybko odmrażać...)
3. Wyobrazić sobie można, ale OZE w wersji giełdowego kapitalizmu jednak słabo działa. Po prostu koszty administracyjne (50-ciu prezesów z limuzynami, rozbudowana księgowość, pasożytnicze spółki, korupcja) i jeszcze gruba kasa dla inwestorów- to wszystko jest na tyle dużo, że nie wytrzymuje konkurencji z jednoosobową własnością, czy lokalnymi spółkami. Dlatego musza zostać tam, gdzie mała własność jest niemożliwa- np. przy offshore elektrowniach wiatrowych. A i tak sobie radzą słabo.
4. Co do marketów i spożywczaków. To jest bardziej kwestia opodatkowania (a raczej unikania podatków) i możliwości manipulacji rynkiem (wykańczanie hurtowni, bynajmniej nie uczciwą konkurencją). W Argentynie jest np. odwrotnie, rynek rośnie, ale supermarkety mają się dość słabo, małe sklepiki trzymają się i ich przybywa. A w PL bodajże Carrefour w zeszłym roku zapłacił -17 mln zł podatku (znaczy tylko dostał zwrotu 17 mln.) Ile zapłacili konkurujący z nim sklepikarze?
5. Niemców stać to wydają, przede wszystkim olbrzymie kwoty na badania. W Polsce by kosztowało dużo mniej, bo część spraw jest rozwiązana (jak wspomniane wyżej skoki napięcia przy dużej podaży z OZE), a część należałoby pominąć- jak inwestowanie obecnie w prąd z geotermii. A sprawa taka jak termomodernizacja budynków jest w Polsce załatwiona bardzo dobrze i to akurat Niemcy (i Ukraińcy) się powinni uczyć.
6. Linie przesyłowe- są, ale za mało. Jak już PawelW wskazał, chodzi o transmisje z regionów wiatrowych na północy do przemysłowych na południu.
@PawelW
Farmy mają nie tyle na morzu, co własnie na lądzie, ale głównie na północy. Nowe (tak od ok. 10 lat) wiatraki z definicji produkują prąd stały, a przy obecnej elektronice dużych mocy przestawianie z jednego na drugi nie jest tak wielkim problemem jak było jeszcze kilkanaście lat temu (co tez uprzejmie Niemcy sfinansowali i będą spłacać przez 20 lat...).

PawelW pisze...

@Maczeta:
Na mysli mam ten projekt:
Borkum_West_II
Choc duzo wiecej o nim jest po Niemiecku
Borkum_West_II
Nie do konca jest w tym przypadku z tym jak piszesz, ze "Nowe (tak od ok. 10 lat) wiatraki z definicji produkują prąd stały".
Poniewaz:
- aby uniknac strat potrzebujesz przetransformowac powstale 33kV na 155kV zanim to zaczniesz transportowac na lad... wiec zasilasz stacje transformatorowa (Umspannplattform)
- dopiero po konwersji na wyzsze napiecie robisz z tego offshore-HVDC (tu jest przyklad ze schematemBorWin_Alpha)
- i dopiero wtedy transportujesz na lad
- na ladzie albo od razu robisz prad zmienny, albo jako HVDC transportujesz to dalej do stacji odbiorczej

I wlasnie wybudowanie tych wielkich farm wiatrowych jest coraz silniejszym impulsem do budowy dodatkowych, najprawdopodobniej bezposrednich, lini przesylowych na poludnie.

Ja to tak na marginesie od kolegow w dyskusjach otrzymuje, poniewaz firma gdzie jestem dostarcza OLTC do tych stacji transformatorowych.

Maczeta Ockhama pisze...

@PawelW
Tak, w kwestiach technicznych całkowicie masz rację, ale te 400 MW i inne sie z polskiej perspektywy wydaje dużo, tylko nie jest. Obecnie zainstalowana moc wiatru to przecież ponad 33 GW, z czego najwyżej 5% offshore. Z zainstalowanej mocy największa część jest onshore na północy. A całkowity cel to jest 10 GW do 2030, prawdopodobnie zostanie wkrótce zmniejszony do 6 GW, bo budowa na morzu idzie bardzo słabo (tak, wiem, buduje się, ale w porównaniu do lądu to naprawdę śmieszne ilości).

Bolko pisze...

@maczeta
"Tam jest wspomniane, kilkukrotnie, że żadnych dotacji państwowych do OZE w Niemczech nie ma"

http://biznes.pl/magazyny/energetyka/elektrycznosc/gdf-suez-gasi-swiatlo-w-europie,5609331,1,magazyn-detal.html

– Nasza strategia to bardzo mocny sygnał dla europejskich polityków, że doprowadzili do zniszczenia europejskiej energetyki konwencjonalnej. I nie chodzi tu o wyznaczanie celów zmniejszenia emisji CO2, lecz o wpływ dotowanej energetyki odnawialnej – podkreśla Górski. I mówi to szef GDF Suez Polska i wiceprezes GDF Suez Energy Europe.

Ale o co chodzi????

Maczeta Ockhama pisze...

@Bolko
Dokładnie to co we wpisie. Tradycyjna energetyka traci i to duże pieniądze. Dokładniej to im się zmniejszają zyski, a nie rosną straty- cała ta strata to odpis amortyzacyjny. Zresztą nikt rozsądny, nawet Zieloni nie chcą teraz likwidacji tradycyjnych elektrowni, drastycznego ograniczenia i przejścia pozostałej drobnej cześci na biomasę- tak, likwidacji nie. A pan Prezes raczy gadać dokładnie w tym stylu, o którym wspominałem- brakuje na nowego odrzutowca. A przywileje OZE - dostęp do sieci, jasne to podstawa rewolucji energetycznej i tak zostanie. A subsydia - mechanizm opisałem, nie ma tam ani grosza budżetowych pieniędzy, jest zielona dopłata do reachunku za prad. Może i suma się zgadza, a przy okazji widać jak wielka energetyka płacze... Razem z tym płaczą dostawcy surowców. Kopalnie węgla, dostawcy gazu.... To ostatnie dziś nas interesuje najbardziej. A słuchanie prezesów elektrowni to jak słuchanie interesów Gazpromu

Lesław Sierocki pisze...

Witaj,
Ja przyznaję że temat mnie bardzo ciekawi, ale z perspektywy laika, więc i wiedzy w wielu miejscach brakuje, człowiek musi się na mądrzejszych zdać, a weź tu odróżnić mądrzejszych od udających mądrzejszych;) Ale do rzeczy - możesz się Maczeta odnieść do kwestii opisanej szeroko tutaj: http://adamrajewski.natemat.pl/48981,jesli-nie-atom-to-co

W Twoim artykule wspominasz o tym bardzo enigmatycznie "Infrastruktura przesyłowa została przebudowana w celu zasilania sieci z rozproszonych źródeł", co w powyższym artykule jest przedstawione jako jedno z kluczowych wyzwań. pozdrowienia LS

Maczeta Ockhama pisze...

@Lesław Sierocki
W linkowanym artykule autor dość kompetentnie opisuje system energetyczny, tylko, obawiam się, jego wiedza jest nieco przestarzała. Dla dygresji moje zdanie- Żarnowiec, jak był budowany należało dokończyć. Wtedy to była dobra inwestycja. Dziś, z dzisiejszą technologią OZE i tym co wiemy jak współpracuje z siecią jest to najgłupszy z możliwych pomysłów. Atom, tak jak w linku, doskonale się nadaje na baze sieci, za to bardzo źle wygląda tam regulacja mocy (Czernobyl to była próba szybkiej zmiany mocy....), pisze też, że nie mamy technologii pozwalających na współpracę OZE z siecią na dużą skalę. Mamy. W razie czego część musimy kupić z Niemiec (choć i tak może się okazać, ze są robione w Polsce...) ale reaktor tez nie byłby krajowy. Wszystko co potrzeba do współpracy z OZE na dużą skalę jest i wszystko to jest tańsze i szybsze niż atom. Ale o tym nie wiedza ci, którzy przestali czytać fachową literaturę 10 czy 30 lat temu...

Lesław Sierocki pisze...

Dzięki. Tylko czy w Polsce przy obecnym zacofaniu sieci, sypiącej się infrastrukturze i rozpadających się węglówkach, nie mamy potrzeby aby właśnie, poza OZE (których potrzeby absolutnie nie neguję) mieć kilka mocnych elektrowni konwencjonalnych, właśnie dla zapewnienia tej bazy dla gospodarki? Z ciekawości - Ty Maczeta siedzisz w rynku energetyki zawodowo, czy śledzisz to czysto hobbystycznie?

Maczeta Ockhama pisze...

@Lesław
Konwencjonalne są potrzebne i długo bedą. Tu najeliej spojrzeć na Danię, która całkowicie odchodzi od paliw kopalnych i dobrze im to idzie. Zostawiają sobie bodajże 2 elektrownie, na węgiel lub biomasę (oczywiście docelowo tylko biomasę), unowocześnione do łatwej i szerokiej regulacji mocy. Więc dla Polski bym widział to własnie tak- wsparcie dla OZE według niemieckiego wzoru, ale w wersji dla biednych (czyli bez wspierania eksperymentlnych/najdroższych technologii) i stopniowa modernizacja węglówki, z użyciem biomasy lub nie- to kwestia polityki. Taniej, szybciej i skuteczniej niż atomówka. Zanim by została wybudowana atomowa (15- 20 lat), mamy 50% z OZE i zmodernizowaną większość węglówek. Sieć przy takim układzie działa z koniecznymi remontami i ulepszeniami, nowe węglowe pala połowę tego co dziś, czyli zużycie węgla w energetyce spada do 1/4. W wersji z atomówka zostaja dużo mniejsze pieniądze na remonty i utrzymanie, a przez te co najmniej 15 lat stopniowo wszystko się wali...
A prywatnie- trochę zawodowego kontaktu miałem jeszcze jako prawnik w Polsce, potem tu sobie szefowałem w malej firemce, która też robiła przy reaktorach atomowych i kotłach parowych, a zasadniczo to hobby, choć przymierzam się do przejścia na zawodowstwo i ruszania już na swoim z OZE tutaj

Anonimowy pisze...

Tu jest ciekawy artykuł na ten temat:

http://biznes.interia.pl/wiadomosci/news/niemiecka-energetyka-rewolucja-z-korekta,2001201,4199

Maczeta Ockhama pisze...

@anonim
Artykuł w istocie, ciekawy, bo widzę, że w końcu coś w miarę rzetelnego na temat OZE. W Polsce tego mocny deficyt. Choć na temat węgla były tam nieco błędne wnioski. A grubsza rzecz biorąc jest tak, że dzięki obniżeniu średniej ceny prądu przez OZE tak samo węglowy jest tańszy i łączne zużycie prądu przez przemysł większe, więc węglówka się trzyma. Ale nieprawda jest, że się rozbudowuje. Od 2009 roku, czyli prawdziwego uruchomienia OZE na wielką skalę nie został złożony ANI JEDEN wniosek o budowę żadnej konwencjonalnej elektrowni. Są tylko dokańczane wcześniej rozpoczęte inwestycje