O znaczeniu głupoty w dziejach świata, czyli efekt motyla


Jeśli wszyscy ludzie się zachowują zwyczajnie i racjonalnie- sporo można przewidzieć. Ale są oczywiście zachowania, które są głupie. Zwyczajna, ludzka głupota wynikająca z arogancji i/lub kompletnego braku umiejętności niezbędnych w danym miejscu i czasie- i prowadzić to może do całkiem nieoczekiwanych efektów. A ileż późniejsi historycy- determiniści muszą się namęczyć, aby coś z tego złożyć, aby się nie wydało, że własny narodowy generał (może niekoniecznie bohater) był zwyczajnym idiotą, albo, że wielkie zwycięstwo nie było wcale tak wielkie, bo mając za przeciwnika kompletnego durnia to było jak kopanie leżącego.
Znakomitym przykładem tego jest inwazja brytyjska na Buenos Aires w roku 1807, wówczas jeszcze części Korony Hiszpańskiej i w tym czasie sojusznika napoleońskiej Francji. Dowódcy floty brytyjskiej (a może zaokrętowanej armii- nikt się później nie chciał tym chwalić), która właśnie wracała z udanej inwazji Afryki Południowej postanowili z rozpędu zająć jeszcze kolonie hiszpańskie w dorzeczu La Platy. Medal i awans zawsze się przyda....
Na początku szło dobrze- bez większego trudu zajęto Montevideo i pokonano większość oddziałów hiszpańskiej armii w tym regionie. Akurat Montevideo było (i właściwie nadal jest) dość kluczowym miejscem w tym rejonie świata- ponieważ był to jedyny głębokowodny port w rejonie, zresztą Stare miasto jest położone na półwyspie, trudnym do obrony przed inwazją z morza, a zajęcie go i utworzenie bazy wypadowej i zaopatrzeniowej jest niezbędne przed jakimkolwiek atakiem na Buenos Aires (przynajmniej w ówczesnej technologii).
A kwestia technologii ma właśnie w tej sprawie spore znaczenie- trzonem ekspedycji brytyjskiej był regiment 95. Bardzo ciekawa jednostka, wyprzedzająca pod każdym względem swoje czasy. Regulamin kładł duży nacisk na umiejętność korzystania z terenu i jego osłony, nie walczono w ścisłym szyku (co w tamtych czasach było powszechną normą), wzajemne krycie się ogniem, nacisk na celność strzelecką, itp. Znacznie zmniejszony dystans pomiędzy oficerami i żołnierzami- brak kar cielesnych, a nawet wspólne posiłki. Z widocznych różnic- były to zielone mniej-więcej maskujące mundury zamiast czerwonych i, co najistotniejsze dla sytuacji- Baker`s Rifle. Była to pierwsza seryjnie produkowana, z częściami zamiennymi, gwintowana broń. Wyposażono w nią do tego czasu jeden z batalionów regimentu 60 i właśnie regiment 95. Zarówno zasięg jak i celność rifle była nieporównywalnie lepsza niż używanych wówczas muszkietów- w wypadku niegwintowanego muszkietu trafienie w sylwetkę człowieka z odległości 50 m było raczej kwestią przypadku, w wypadku rifle normalny zasięg celnego strzału to 200- 300 m. Za to ładowanie (do czasu wymyślenia nowego typu pocisku w latach 30-tych XIX w.) trwało ok 2 min. i nie można było założyć do tego bagnetu (przynajmniej do pierwszych modeli produkcyjnych, a o tych tu mówimy).
Więc- tak wyposażony i wyszkolony pułk najpierw na przedmieściach Buenos Aires (obecna Plaza Miserere) prawie rozstrzelał ostatnie hiszpańskie oddziały w tym regionie, zdobywając część artylerii, ale kosztem odłożenia zajęcia miasta o dwa dni. W tym czasie dowództwo obrony Buenos Aires zdołało przygotować plany, organizację (ok, ta już istniała) i rozkazy dla lokalnej milicji, a także przekuć przejścia pomiędzy domami. 5 lipca 1807 roku wojska brytyjskie weszły do miasta- w myśl kompletnie idiotycznych rozkazów podzielone na 12 kolumn (niecałe 3000 żołnierzy !!!) mające poruszać się różnymi trasami w celu zajęcia kluczowych obiektów, którymi były kościoły i siedziba wicekróla. Co jest oczywiście do przewidzenia w wąskich uliczkach rifles były raczej bezwartościowe i choć połowa żołnierzy była uzbrojona w muszkiety i tak nic to nie dało wobec ciągłego ostrzeliwania z okien i dachów, gdzie obrońcy swobodnie się przemieszczali przejściami wykutymi w ścianach budynków. Skracając historię- 7 lipca generał Whitelocke poddał wszystkie jeszcze pozostałe oddziały, które po rozbrojeniu i odebraniu sztandarów zostały zwolnione. Trzeba tu oddać sprawiedliwość brytyjskiej armii- po powrocie na wyspy tenże generał został przez sąd wojskowy pozbawiony stopnia i wydalony z wojska jako „nieprzydatny dla służby Koronie”, co chyba stanowi dość rzadki przykład tak drakońskiej kary za same błędy w dowodzeniu.
Ale historia ta by była drobnym incydentem, gdyby nie jeden drobiazg- po tym dniu największy na świecie skład najnowocześniejszej wówczas broni znajdował się w Buenos Aires. Wystarczyło ich, aby w armii generała San Martina wyposażyć kompanię snajperów na każdy batalion. Dalsze konsekwencje już są olbrzymie- otóż w pewnym momencie 1816 roku Hiszpanii udało się prawie całkowicie zdusić rebelię w amerykańskich koloniach- z dwoma wyjątkami- armii San Martina w dzisiejszej północno- zachodniej Argentynie i Buenos Aires. Następnie to San Martin przeszedł do ataku i po błyskotliwym przekroczeniu Andów (naprawdę- przejście armią takich gór w szyku bojowym poprzednio chyba się udało Hannibalowi) właściwie rozniósł w drzazgi większość hiszpańskiej Armii na terenach dzisiejszego Chile i Peru, co praktycznie zakończyło wojny o niepodległość Ameryki Południowej- a straty jego armii były we wszystkich bitwach podejrzanie niskie- co narzuca tezę o konsekwentnym użytkowaniu snajperów do radzenia sobie z artylerzystami i łańcuchem dowodzenia. Należy zaznaczyć, że przez sporą część swojej kampanii nie miał przewagi liczebnej, a armia nie mogła się równać dyscypliną z królewską- nawet jeśli to tylko Królestwo Hiszpanii.
Dokańczając- kto wie, czy gdyby nie idiotyczny rozkaz generała Whitelocke`a z ranka 5 lipca 1807, mapa świata nie wyglądałaby dziś zupełnie inaczej....
Przykład ten jest dla mnie przynajmniej bardzo ciekawy- bo wielokrotnie, analizując podobne sytuacje mam nierozwiązywalny dylemat- czy to głupota, czy sabotaż. Przynajmniej w tej sytuacji sprawa jest praktycznie w 100% jasna- tak przeprowadzony atak na ufortyfikowane miasto to była głupota, bo nikt nie wiedział, że ostatecznie przekazanie tej broni będzie miało takie a nie inne skutki- poza tym utrata ponad 1000 elitarnych żołnierzy byłaby ciosem dla każdego państwa, a jednocześnie Whitelocke w żaden sposób korzyści od rządu jeszcze nie istniejącego państwa (Argentyny znaczy) otrzymać nie mógł.
Swoją drogą- sam widziałem drzewiec akurat 71th Higlanders- także elitarnej jednostki, w muzeum w Lujan. Liczne ślady na nim wskazują, że bohaterstwu brytyjskich żołnierzy i ich woli walki do końca nie można nic zarzucić.
Tu dość słabe zdjęcie, ale cóż- był zakaz fotografowania...

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ciekawa teza. Szkoda ze cieko ja sprawdzic :)

Iulius pisze...

"Regulamin kładł duży nacisk na umiejętność korzystania z terenu i jego osłony, nie walczono w ścisłym szyku (co w tamtych czasach było powszechną normą)"

Normalna lekka piechota tych czasów, w wojsku napoleońskim: woltyżerowie i szaserzy piechoty.

"Zarówno zasięg jak i celność rifle była nieporównywalnie lepsza niż używanych wówczas muszkietów- w wypadku niegwintowanego muszkietu trafienie w sylwetkę człowieka z odległości 50 m było raczej kwestią przypadku, w wypadku rifle normalny zasięg celnego strzału to 200- 300 m."

Z tymi zasięgami to skomplikowana sprawa. Wartość dla lufy gładkiej wydaje się zaniżona, dla gwintowanej - zawyżona. Za pierwsze praktyczne rozwiązanie do strzelania na 300 m zwykle uważa się pociski Minié używane powszechnie od połowy XIX wieku. Wcześniej niektórym strzelcom mogło się udawać trafić na takich i większych dystansach, ale różnica w stosunku do broni gładkolufowej na pewno nie była tak wyraźna. Stany Zjednoczone ostatni typ muszkietu gładkolufowego wprowadziły na uzbrojenie w roku 1842 (mimo obeznania kolonistów z gwintowanymi sztucerami myśliwskimi), tak więc nie mogła to być broń w tak oczywisty sposób gorsza.

"Za to ładowanie (do czasu wymyślenia nowego typu pocisku w latach 30-tych XIX w.) trwało ok 2 min."

Raczej dwa naboje na minutę. Kto nie wierzy i nie posiada własnej odprzodówki, na której mógłby sprawdzić, ma pod dostatkiem filmów w Internecie.

Anonimowy pisze...

no i teza padla :)

Anonimowy pisze...

"Normalna lekka piechota tych czasów"

Tak ale caly regiment lekkiej piechoty, dzialajacy razem, to nowosc.

2 naboje na minute i filmiki w internecie dotycza muszkietow. Dla sztucerow z poczatku XIXw 2 minuty to bardzo rozsadna wielkosc, biorac pod uwage bardziej skomplikowana obsluge stempla.

Browning

Anonimowy pisze...

@Browning
Za wikipedia:
(...)
Rate of fire
The Baker rifle could not usually be reloaded as fast as a musket, as the slightly undersized lead balls had to be wrapped in patches of greased leather or linen so that they would more closely fit the lands of the rifling. A rifleman was expected to be able to fire two aimed shots a minute, compared to the four shots a minute of the Brown Bess musket in the hands of a trained infantryman.
(...)

Czyli 2 strzaly na minute. Muszkiety strzelaly 4 razy naminute przy standardowej procedurze. Przy niestandardowj nawet 6 razy na minute.

Maczeta Ockhama pisze...

W tej wymianie zdań zostało pomiętych parę drobiazgów- po pierwsze- Baker`s można było załadować zmniejszoną kulą muszkietową i ładowanie wyglądało mniej-więcej jak muszkietu, oczywiście kosztem celności- tylko to się, z tego co wiem nieco upowszechniło dopiero w kampanii Hiszpańskiej- 3 lata później. Pocisk Minie, rozwiązujący te problemy, to dopiero 30 lat później. Ladowanie normalne zajmowało ok 2 min bo pocisk był WBIJANY do lufy. MŁOTKIEM.
Druga rzecz- czyli standardowa produkcja maszynowa z częściami zamiennymi- to była całkowita nowość, która pozwoliła utrzymać w linii przez lata ten sprzęt bez wielkiego zaplecza rusznikarzy, których także w koloniach wtedy nie było- bo Hiszpanie zabraniali. I to był game changer.
Co do celności- istnieje opowieść, co do której akuratności są wątpliwości o dwukrotnym celnym strzale z odległości ok 800 m w kampanii w Hiszpanii z tego sztucera. To już znacznie bardziej są umiejętności strzelca niż jakość broni- ale pokazuje, że była po prostu doskonała jak na oczekiwania. I możliwości produkcji takiego gadżetu wówczas mieli WYŁACZNIE brytyjczycy, na czym m.in. polegała ich przewaga w wojnach napoleońskich- tu był przykład dostania się hurtowej ilości w obce ręce.

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście Angole mieli na początku XIX dobrą broń. Poczytajcie książkę Coopera "Ostatni Mohikanin"